Uśmiech nie schodził
jej z ust. Kiedy szła długim chłodnym korytarzem kostnicy do
laboratorium Zoe czuła się aż nie na miejscu. Jakby w sukni
weselnej poszła na pogrzeb.
- Wiesz, że jesteś
najcudowniejszą przyjaciółką na świecie? - powiedziała
dziarsko.
- Nie ma nic na twoje
usprawiedliwienie! - murzynka o aksamitnej skórze podniosła głowę
znad mikroskopu. Zmarszczyła brwi i przyjrzała jej się dokładnie.
- Co jest?
- Co? Nic... -
powiedziała wściekła, bo uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Czy to dzięki
facetowi, który śnił mi się ostatnio w jeansach?
Wik zrobiła najpierw
wielkie oczy, ale chwilę później wybuchnęła śmiechem.
- Co z tą bombą? -
zmieniła temat.
- W sumie to jest tylko
jeden składnik, który mi się nie zgadza...
- Chlor.
- Chlor? A co on robił
na bombie?! Jeeej co za zakręcona sprawa.
- I coś jeszcze w
sumie, ale nie wiem czy to jest nie prawidłowe. Potrzebuję więcej
czasu...
- Dziękuję jesteś
wielka! - ścisnęła ją i ucałowała w policzek.
- No to co z mecenasem?
Nie chciała zbyt wiele
mówić. Jakoś czuła teraz, że łączy ją coś specjalnego z
Harveyem i chciała, żeby to była ich słodka tajemnica.
Bynajmniej to nie temat na forum publiczne.
- Powiedzmy, że nie
jestem taka beznadziejna jak mi się wydawało...
- Nic nie powiesz?
Wzruszyła ramionami i
zarumieniła się na samo wspomnienie pocałunku.
- Muszę już uciekać.
- Zdradź chociaż jak
całuje! - krzyknęła za nią.
Zatrzymała się ledwo
powstrzymując śmiech.
- Bardzo... - chciała
użyć dobrego słowa - Bardzo niegrzecznie.
- Uuuuu! - Zoe aż
klasnęła w dłonie. Obie roześmiały się radośnie. Nagle
otworzyły się drzwi. W wejściu
do laboratorium pojawiła się Maya. Stanęła zaskoczona na widok
roześmianych dziewczyn. Po Wik zupełnie spłynął fakt jej
rezerwy i wielkiej tajemnicy. Rozbawiło ją zakłopotanie na jej
twarzy ledwie maskowane uśmiechem
- Cześć! Ależ ja cię
dawno nie widziałam! - poklepała ją serdecznie po ramieniu - Nie
męcz jej za bardzo - i wyszła szczęśliwa i zadowolona.
- Co jest? - Maya
oniemiała i aż się obejrzała za przyjaciółką.
- Zdaje się, że pan
mecenas odsłonił karty - Zoe okręciła się na fotelu.
- Żartujesz?! - Maya
usiadła po drugiej stronie biurka - Szczegóły! - zażądała.
- Nie puściła pary -
Zoe zaczęła rozmyślać - Tylko tyle, że nie jest taki grzeczny
na jakiego wygląda.
- Hmm... Tylko Wik mogła
pomyśleć, że jest. Nadal jest nieskończoną romantyczką pod tym
względem.
- Nawet nie wiesz jak
trzymam kciuki, żeby tym razem się udało.
- I amen. Dobra mam
wyniki sekcji. Na pewno chcesz tego słuchać na noc?
***
_____________________________________________________________
OD: Harvey Word
TEMAT: Szaleństwo
DO: Wiktoria Hastings
8:26 PM. NY
Wiktorio doprowadzasz
mnie do obłędu. Chcę się z tobą widywać i nie potrafię nic na
to poradzić. Co powiesz na kolację w sobotę? Wiem, że to dla
ciebie szczególny dzień, ale obiecuję, że nie urządzę imprezy
niespodzianki.
Harvey Word
Sprawdziła maila, kiedy
tylko wróciła do biura. Było już późno, ale nie była
zmęczona. Po powrocie do domu i tak myślałaby o sprawie, a tutaj
chociaż ma do dyspozycji bazę danych i takie tam bajery. Teraz
znowu serce zaczęło szybciej pracować. Jej skołowana świadomość
odebrała to jako coś romantycznego. Napisał jej... właściwie
nie napisał jej znowu nic o sobie, ale coś głębszego niż
mogłaby sobie życzyć.
____________________________________________________________________________
OD: Wiktoria Hastings
TEMAT: Straszne!
DO: Harvey Word.
10:25 PM NY
Kto obroni ludzkość, jeśli oszalejesz?! Myślę, że możemy sobie
odpowiedzieć na kilka pytań i kolacja to bardzo dobry pomysł.
Strasznie zamieszałeś Harvey... Mam nadzieję, że Twój kumpel
burmistrz na tym nie ucierpi... Nie powinnam Ci o tym nawet pisać
bo właśnie tworzę dowody przeciwko sobie! Jedyne co mnie martwi
to to, że tak ciężko rozgryźć co Ty czujesz...
Wiktoria
____________________________________________________________________________
____________________________________________________________________________
Wróciła do tablicy z
dowodami i notatkami. Wielkimi literami dopisała : ŁADUNEK -
CHLOR?? Usiadła na przeciwko niej w takiej odległości, żeby
ogarniać cały widok. Nie mogła rozgryźć kto mógłby to zrobić.
Było zbyt wiele osób, które mogło mieć zbyt wiele motywów do
zbrodni. Musiała ich wszystkich eliminować.
- Agentko Hastings? -
Rodriquez weszła z długą listą w ręce - To lista lokatorów
kamienicy o którą prosiłaś.
- Dzięki! Co ty tu
jeszcze robisz?
- Nie mam normowanych
godzin pracy - uśmiechnęła się i wyszła.
Wik przeczytała każde
nazwisko po dwa razy ale nie odnalazła nikogo znajomego. Musi jutro
zapytać Lindę, albo samego burmistrza kto z owej listy jest
tajemniczym znajomym. Piknięcie w laptopie oznajmiło nadejście
wiadomości. Żołądek skurczył jej się do wielkości orzeszka
kiedy prawie spadając z krzesła wystrzeliła w jego stronę.
____________________________________________________________________________
OD:Harvey Word
TEMAT: Dociekliwość
DO:Wiktoria Hastings
10:30 PM. NY
Czy Ty nadal pracujesz?
Wiesz, że sen jest nawet ważniejszy niż posiłek? Zwłaszcza w
twoim zawodzie powinnaś się starać być w jak najlepszej
kondycji. Marsz do domu! Swoją drogą naprawdę uważasz, że
jakkolwiek ukrywałem dzisiaj przed tobą emocje? Byłbym z siebie
naprawdę dumny, gdyby tak było...
H.W.
____________________________________________________________________________
____________________________________________________________________________
OD: Wiktoria Hastings
TEMAT: Oburzenie!!
DO: Harvey Word
10:32 PM NY
Nie jesteś aby zbyt
apodyktyczny? Fakt dzisiaj nie ukrywałeś i bardzo mi się to
spodobało, ale zwykle tak mnie wymanewrujesz, że opowiadam Ci mój
życiorys, a o Tobie nie wiem nic. Nie myśl sobie, że ci popuszczę
na tej kolacji. Jejku robi się z tego bardzo ważna kolacja...
W.
____________________________________________________________________________
____________________________________________________________________________
OD: Harvey Word
TEMAT: I owszem...
Oburzenie!
DO: Wiktoria Hastings
10:35 PM. NY
Jestem apodyktyczny i nie
staraj się tego zmieniać. Szkoda naszego czasu, który możemy
spożytkować na coś dużo przyjemniejszego. Masz pół godziny
żeby wyjść do domu inaczej przyślę po ciebie mojego szofera,
który bardzo bierze sobie do serca powierzona zadania.
Harvey
____________________________________________________________________________
Jezu co za tyran!
Dlaczego jej się to podobało? Dlaczego imponowało jej to, że tak
nią kieruje przecież to nienormalne! To jeden z powodów do
rozwodu, a ją to kręci! Tak strasznie chciała go słuchać... No
i miał szofera Jakie przyjemne rzeczy miał na myśli? Głowa zaraz
jej eksploduje od pytań.
____________________________________________________________________________
OD: Wiktoria Hastings
TEMAT: Brak słów
DO: Harvey Word
10:40 PM. NY
Nie myśl sobie, że to
dzięki Tobie, ale raczej przez Ciebie właśnie wychodzę... Nie
kłopocz swojego szofera, bo wypoczynek zwłaszcza w jego zawodzie
jest bardzo ważny... Więc śpij dobrze Harvey do zobaczenia w
sobotę. A będzie to bardzo długa kolacja. Mam co najmniej milion
pytań!
Wik
____________________________________________________________________________
Zamknęła laptopa nie
czekając na odpowiedź. To nienormalne, że siedziała tu od dobrej
pół godziny nawet zapominając czym powinna się zająć. Ktoś by
jej mógł przypomnieć. Na przykład jakiś członek zespołu,
który powinien tu być... Zaśmiała się przypominając sobie minę
Mayi, kiedy się zobaczyły. Co by tu zrobić, żeby już była
sobota?! Złapała kurtkę i wyszła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Znacie to uczucie kiedy jesteście powodem czyjegoś uśmiechu? Jest... Niesamowite!!