środa, 9 stycznia 2013

SPICY Rozdział 20


    - Na co masz ochotę? - pyta wsiadając do samochodu.
    - Na kąpiel - pocieram dłonie i wplątują się w zbyt długie rękawy Harveyowej marynarki. Otulam się nią szczelnie bardziej dla zapachu niż ciepła.
    Odpala silnik i naciska kilka punktów na dotykowym panelu. Ciche, spokojne brzmienia fortepianu sączą się na równi z ciepłym powietrzem.
    - Uwielbiam nokturny - mówię cicho z uśmiechem. Harvey nic nie odpowiada patrząc na drogę. Zerkam na niego. Czy ja kiedykolwiek dam radę go rozgryźć...? Zatrzymujemy się pod moim domem, ale nie wyłącza silnika.

    - Nie wejdziesz? - nie mogę powstrzymać zawodu w głosie. Bez słowa wysiada i otwiera mi drzwi.
    - Daj mi swoje klucze - kolejne polecenie. Przecież jeszcze przed chwilą mnie tulił... O co chodzi? Podaje mu je nie chcąc wywoływać jeszcze większego gniewu. Idziemy do drzwi, otwiera je przede mną i wpycha lekko do środka.
    - Masz godzinę na kąpiel. Ja zaraz wracam - zamyka za sobą drzwi na klucz i odjeżdża. Nie. Dzisiaj nie będę sobie nim łamała głowy. Nie dam rady...Mimo że już go nie ma idę posłusznie na górę i nalewam wody do wanny. Rozbieram się nadal lekko drżąc z zimna. Mimo, że skórę mam już ciepłą kości są tak zmrożone, że mogłabym wejść do piekarnika i nic nie poczuć. Gorąca woda rozgrzewa moje ciało i odzyskuje pełne czucie w kończynach. To niesamowite, że przez emocje nawet nie czułam jak zmarzłam. Zaczyna mnie boleć głowa. Bardzo mocno i nieprzyjemnie. Zamykam oczy odchylając głowę na brzeg wanny. Sekundy mijają, a moja świadomość odpływa coraz dalej i dalej. Pozostaje tylko uczucie ciepła i relaksu.

    Znajduje się nagle w wielkiej wannie Harveya. Wszędzie leżą płatki róż i palą się świece. Do wody dolany jest płyn o tym cudownym zapachu tak bardzo pobudzającym zmysły. Jest mi tak wygodnie, lekko i rozkosznie. Nagle czuje ruch na plecach. Prostuje się wystraszona i szybko odwracam.
    - Spokojnie mała - to Harvey z tym wilczym spojrzeniem drapieżnika. To on siedzi za mną w wannie. Znajduje się pomiędzy jego nogami, których wcześniej nie zauważyłam. Jego dłonie rozszerzają mi uda, a kciuki pieszczą najczulsze miejsce. Na plecach czuję rosnącą erekcje. Pojękuje coraz głośniej. Łapę go za nogi wpijając w nie paznokcie. Już prawie, prawie dochodzę kiedy głośny huk wybuchu przerywa nam pieszczoty.

    Siadam sztywno w wannie i znowu jestem w swojej łazience... Sama! Oddycham szybko, a podnóże moich ud pulsuje z podniecenia. Jej... Śniło mi się to... Usnęłam. Oddech powoli mi się uspokaja i kiedy słyszę kroki na dole szybko wychodzę z wanny. Wycieram się piorunem, skrapiam lekką oliwką migdałową, suszę włosy, zarzucam szlafrok i już biegnę do Harveya. Zastaje go w kuchni rozkładającego na stole talerze. Przebrał się. Teraz jest w czarnych jeansach i białej bawełnianej koszuli. Mam ochotę zawarczeć na jego widok i ta reakcja zupełnie odwraca moją uwagę od tego co robi.
    - Długo ci to zeszło - mówi obrzucając mnie uważnym spojrzeniem, kiedy staje przed nim.
    - Zdrzemnęłam się - robię minę winowajcy. Aż mnie ręce świerzbią, żeby go dotknąć.
    - Siadaj - rzuca ostro i wyciąga coś z piekarnika. Znowu jest zły... Na co?
    - Zrobiłeś kolację? - pytam z jak najuprzejmiejszym zdziwieniem i zerkam na zegarek na ścianie - O jest dopiero 21?! - nadal milczy, a ja jestem coraz bardziej spięta. Przerzuca mi na talerz taghiatelle w sosie zdaje się szpinakowym i sobie nakłada resztę. Wciągam pyszny zapach i moje kwasy żołądkowe zaczynają wariować. Nawet nie czekając aż Harvey usiądzie zaczynam jeść.
    - Ależ to jest pyszne! - zaczynam pałaszować. Mój pan poważny konsumuje w milczeniu nawet na mnie nie zerkając. Przypominam sobie sen i aż się poprawiam na krzesełku, kiedy na niego patrzę.
    - Coś się stało? - pyta. Kurcze!
    - Nie - zapewniam kręcąc głową z pełnym przekonaniem. Po kolejnym kęsie znowu zerkam na niego, a on znowu uparcie patrzy w talerz. Ma tak jak poprzednio rozpięte guziki pod szyją i pojedyncze włoski wystają spod niej. Moje uda zaciskają się mocno w napływie wspomnień.
    - Dobra co jest? - odkłada sztućce na serwetkę i opiera ręce na stole. Czerwienie się zdając sobie sprawę, że zamarłam z widelcem w połowie drogi do ust z oczami utkwionymi w jego twarzy.
    - Nie nic. Zamyśliłam się tylko - też odkładam widelec. To prawie pewne, że bym się teraz zakrztusiła.
    - Nie kręć tylko powiedz o co chodzi - ton nie znoszący sprzeciwu i moje usta już się same otwierają.
    - Po prostu chyba coś mi się śniło, kiedy się zdrzemnęłam i starałam sobie przypomnieć co - patrze na resztki jedzenia na talerzu, gdziekolwiek byle nie na niego.
    - No więc co ci się śniło? - rozmawia ze mną jak z klientem. To strasznie stresujące.
    - Jednak sobie nie przypomniałam - wzruszam ramionami i uśmiecham się nerwowo. Właśnie mi się przypomniało jak powiedział, że nigdy nie będę go w stanie okłamać.
    - Ja ci się śniłem? - mówi bezpośrednio jakby pytał czy chce dokładki. Osłupiała i purpurowa na twarzy kiwam twierdząco głową. Przyjmuje to zupełnie spokojnie, a wręcz bez żadnej reakcji.
    - Dokończ - rzuca tylko na powrót podnosząc sztućce. Już do końca posiłku nie jestem w stanie na niego popatrzeć. Muszę brać malutkie kawałeczki makaronu, żeby się nie zadławić. Kiedy kończymy biorę się za zmywanie, a Harvey po chwili wstaje, zakłada marynarkę i idzie do wyjścia. Marszczę brwi mocno zaniepokojona jego zachowaniem.
    - Poczekaj! - wycieram ręce w ścierkę i już pędzę do niego. Kafelki ziębią mnie w bose stopy, ale to nic - Dlaczego jesteś na mnie zły? - pytam przerażona widząc lód w jego oczach.
    - Naprawdę mnie o to pytasz? - ma kpinę wymalowaną na pięknej twarzy. Boże nie chcę, żeby tak na mnie patrzał. Mam ochotę się schować za kanapą!
    - Naprawdę nie widzisz żadnego powodu mojej złości? - zaciska coraz bardziej szczękę, a ja cofam się o krok. Moja psychika ma już chyba dosyć nerwów i poddaje się. Boję się... Naprawdę się boję.
    - Uważasz, że twoje bezmyślne zachowanie było w porządku? - rusza na mnie, a ja się cofam, bo nagle robi się dużo, dużo większy i groźniejszy.
    - Bezmyślne? - głos mam piszczący i zdecydowanie zbyt cichy.
    - Tak Wiktorio! - zaczyna grzmieć, a moje imię wypowiedziane tym tonem spadło na mnie jak młot - Gdybym cię nie powstrzymał weszłabyś prosto na bombę, wiedząc, że wybuchnie!
    - Myślałam, że uda mi się... - zaczynam płytko oddychać.
    - Myślałaś?!! - aż prycha śmiechem – W ogóle nie myślałaś!! Pomyślałaś o Mayi, która by straciła was obie?! Pomyślałaś o babci, pomyślałaś o mnie?!!
    Mam szeroko otwarte oczy, ale nic nie widzę. Cofam się i uderzam o ścianę. Dotykam jej dłońmi i szybko mrugam. Już po sekundzie patrze w łagodniejszą twarz Harveya. Wypuszcza powietrze płuc, kręci głową i podchodzi do mnie. Napinam się cała, bo nie wiem co chce mi zrobić. Jednym gestem odrywa mnie od ściany i przyciska do siebie. Unosi moją głowę i uśmiecha się czule. Jestem totalnie ogłupiała! Co jest z tym facetem?! Rozczulił się, moim strachem?
    - Nie płacz - szepcze i ociera mój policzek kciukiem. Niemałe jest moje zdziwienie, kiedy odkrywam, że jest mokry od łez. Nawet tego nie zauważyłam...
    - Nie chciałem cię wystraszyć, ale naprawdę bardzo mnie zdenerwowałaś - tłumaczy teraz jak małemu dziecku i dokładnie tak się czuję - Przepraszam - całuje mój policzek i jak zwykle oszałamia mnie jego zapach.
    - Masz rację - odpowiadam, chcąc zasłużyć na kolejną pieszczotę - To było głupie, ale nie miałam na to żadnego pływu. To znaczy miałam, ale czasami tracę troszkę kontrole, kiedy emocje mnie poniosą. I płaczę tylko dlatego, że nadal nad tym nie panuje - pokazuje palcem na z powrotem mokry policzek.
    - Ciii - zasłania mi usta i ciągnie na kanapę - W takim razie mogę jeszcze chwilę zostać.
    - To dobrze, bo nie chcę, żebyś szedł - mruczę jak małe obrażone dziecko. Siadamy na kanapie w mojej ulubionej pozycji. Przekładam nogi przez nogi Harveya i wtulam się w niego. Jest cudownie. Okrywa nas kocem i wiem, że mogę tak spędzić resztę życia.
    - Masz zdecydowanie nadmiar wrażeń jak na jeden dzień.
    - Dziękuję, że tam ze mną byłeś. Nie dałabym sobie rady bez ciebie. To był straszny dzień...
    - Doskonale sobie poradziłaś. Prawie do końca.
    Unoszę głowę z wyrzutem na twarzy.
    - Nie musiałeś tego dodawać. Brumer pewnie mi jutro przetrzepie skórę.
    - Sam mam na to ochotę -jego głos znowu poważnieje.
    - Nie krzycz już na mnie - mówię wręcz błagalnie - Nigdy...
    - Więc nie rób niczego co może mnie do tego prowokować. Chociaż nie ukrywam, że przyjemnie się patrzy na pokorę na twojej twarzy. To takie... wyjątkowe.
    - Nie miałam pokory - znowu się wtulam mimo, że mam ochotę mu przyłożyć - Przeraziłeś mnie.
    - I tego właśnie nie chciałem - ku mojemu zdziwieniu tym razem u niego słyszę skruchę - Nie chcę, żebyś się mnie bała.
    Siedzimy tak sobie, a ja rozmyślam o wszystkim i o niczym. Bliskość gorącego mężczyzny sprawiła, że jest mi już zupełnie ciepło.
    - Wiesz, że nawet nie zauważyłam jak zmarzłam?
    - Musisz wziąć aspirynę - mówi takim tonem, że czar od razu pęka.
    - Po co nic mi nie jest - mruczę w jego szyję nie mając ochoty w ogóle ruszać się z miejsca.
    - Właśnie dlatego, żeby tak nie było. Wstawaj i weź tabletkę.
    Wywracam oczami ale grzecznie wstaje. Wyciągam z szafki pudełeczko z lekami i wygrzebuje aspirynę. Popijam wodą i odwracam się w stronę Harveya z grzecznym ukłonem.
    - Czy czegoś sobie pan jeszcze życzy? - pytam nie bez ironii.
    Patrzymy na siebie przez chwilę i nie mogę się powstrzymać od wzdychania na jego widok. Jest tak apetyczny w każdej pozycji, ubraniu i sytuacji, że nie sposób na niego spojrzeć obojętnie. Podnosi się i podchodzi do mnie.
    - Może bym sobie i życzył gdybym nie musiał już iść.
    - Jak to? Dlaczego chcesz już iść?
    - Dziecko na mnie czeka - przypomina mi wsadzając ręce w kieszenie.
    - Dziecko jest już prawie dorosłe! - robię się niecierpliwa, kiedy stoi przede mną taki odprężony.
    - Chyba, że... - robi znowu krok do przodu.
    - Chyba, że co? - znowu jestem gotowa na bardzo, ale to bardzo wiele.
    - Możesz kupić kilka dodatkowych minut, jeśli mi opowiesz co ci się śniło - świdruje mnie tymi bystrymi oczami i uśmiecha, kiedy się rumienie. Przełykam głośno ślinę - Zależy jak bardzo chcesz, żebym został... - leniwie przejeżdża dłonią po moim dekolcie. Ok, bardzo chcę.
    - Usnęłam w wannie i... i przyśniło mi się, że kąpiemy się razem - mam problemy z patrzeniem mu w oczy.
    - I co robiłem? - jest wyraźnie zadowolony z mojej wypowiedzi, a oczy mu tak pięknie błyszczą.
    - I mnie dotykałeś - nabieram nieco odwagi.
    - Pokażesz mi jak?
    Kiwam głową i tym razem to ja podchodzę do niego. Odwracam się tyłem, rozwiązuje szlafrok i zrzucam go na ziemię. Serce mi wali tak mocno, że nie słyszę nic poza tętnieniem krwi. Opieram się o niego plecami i biorę jego ręce w swoje. Poddaje się zupełnie moim ruchom, a ja wykorzystuje to jak tylko mi się podoba. Wodze jego dłońmi po brzuchu i biodrach. Ocieram o piersi drażniąc sutki prawie wijąc się pod tym dotykiem. Nie musi wiedzieć, że troszkę naciągam scenariusz... Czując gorący szybki oddech na karku zjeżdżam jego dłońmi na biodra i podobnie jak we śnie kieruje nimi na wewnętrzną stronę ud. Manewruje kciukami w taki sposób, że dotykają tego konkretnego miejsca. Jęczę cichutko, a jego oddech staje się urywany kiedy odkrywa jaka jestem gotowa. Całuje mnie w szyję i już wiem, że gdyby się odsunął zwyczajnie moje mięśnie nie utrzymałyby mnie w pozycji pionowej. Najbardziej niesamowite jest to, że zanurzając we mnie palec wiedzie za sobą również mój. Pieścimy mnie obydwoje...
    - Dokończyłaś moje dzieło po obudzeniu? - pyta głosem przesyconym emocjami.
    - Nie, bo ciebie już nie było.
    - Dobra odpowiedź - przygryza mi płatek ucha, a ja prawie tracę zmysły z podniecenia - Zasłużyłaś na nagrodę.
    Przejmuje inicjatywę i już nie wykonuje poleceń moich rąk. Już tworzy własny scenariusz i jeżeli przed chwilą prawie traciłam zmysły to teraz straciłam je już na dobre. Jedną ręką ściska moją pierś podczas gdy druga doprowadza mnie o totalnego szaleństwa. Odwraca mnie do siebie i wdziera się językiem w moje usta. Jak to możliwe, że była z nim zaledwie wczoraj, a chce go tak bardzo...
    - Obejmij mnie nogami - jest tak napastliwy, że prawie agresywny. Podnosi mnie bez najmniejszego problemu, a ja oplatam go ciasno. Czuje na sobie jego podniecenie i to zupełnie zaćmiewa mi wzrok. Pod pośladkami pojawia się twarde i zimne podłoże. Wyobraźnia podsuwa mi blat kuchenny, ale w tym momencie nie potrafię go nawet nazwać. Ręce opuszczają moje ciało więc szukam wzrokiem zbulwersowana źródła mojego stanu. Stoi tuż obok rozpinając spodnie. Po chwili jego erekcja w całej okazałości pręży mi się przed oczami. Na sam jej widok wydaję jęk. Harvey staje pomiędzy moimi nogami i wchodzi we mnie delikatnie i powoli samą końcówką. Odrzucam głowę do tyłu będąc świadoma, że to dopiero początek jego zabawy.
    - Dobrze ci? - pyta, a w głosie ma coś takiego, że staje na krawędzi orgazmu.
    - Tak - mój głos jest tak wyzywający, że prawie mu się dziwię.
    - A chcesz więcej? - teraz brzmi groźnie i erotycznie zarazem.
    - Tak! - krzyczę kiedy wsuwa się we mnie nieco dalej, a moje ciało pożera go radośnie.
    - Poproś - jest zupełnie poważny mimo ognia toczącego się w jego oczach.
    - Proszę, błagam - prawie omdlewam z pragnienia.
    - O co?
    Moja podświadomość odpycha szybko "kochaj mnie" i podsuwa odpowiednie słowo.
    - Pieprz mnie Harvey - mam nagle tak ochrypły głos, że ledwo wypowiadam te słowa. Chce być w jego świecie i już z niego nie wychodzić - Proszę pieprz mnie.
    Okrutny uśmiech tym razem nie wróży niczego złego. Harvey wbija się we mnie z całej siły, a moje ciało wygina się w łuk trzymane mocno za biodra. Jeśli kiedyś pomyślałam, że to może boleć byłam naprawdę głupia. Kiedy już mogę na powrót oddychać wsuwam palce w ciemne, gęste włosy, przybliżając sobie te pełne pasji oczy. Zaczyna się we mnie poruszać na razie miarowo i spokojnie rozkoszując się każdym najmniejszym doznaniem. Miękkim palcami staram się rozpiąć mu koszule, a on mi wcale w tym nie pomaga, ale też i nie przeszkadza. Kiedy jakimś cudem docieram do ostatniego guzika przyspiesza i mogę już tylko odbierać bodźce, a moje ciało wysuwa się w taki sposób żeby dostać jak najwięcej. Moja ręka bez mojej ingerencji dotyka nagiego torsu, a mięśnie zaciskają się. Jest go zdecydowanie zbyt wiele dla mnie i nie potrafię się nim cieszyć tak długo jakbym chciała. Eksploduje w potężnym orgazmie, który porzuca moje wycieńczone ciało na blacie. Znowu znajome wirowanie i opadanie w dół, a później senne i radosne zmęczenie.
    - Dostałaś to czego chciałaś? - opiera się dłońmi po obu moich stronach i patrzy mi w oczy z wyższością. Uwielbiam go! Kiwam głową twierdząco. Cień uśmiechu przebiega mu po twarzy, ale szybko go likwiduje.
    - A ja jeszcze nie - hipnotyzuje mnie spojrzeniem. O nie, co on chce zrobić?! - Wstań - wydaje polecenie. Oczywiście wykonuje je zanim zdążę pomyśleć. Pomaga mi się zwlec z blatu. Jezu jestem naprawdę wykończona!
    - Odwróć się - kolejny rozkaz. Stoję przygwożdżona pomiędzy nim, a blatem. Przeciąga mi paznokciem po kręgosłupie, a moje ciało przeszywa rozkoszny dreszcz...
    - Pochyl się - popycha mnie na blat - I pokarz mi ten cudowny tyłeczek - przemawia przez niego taka żądza, że aż czuje jak natychmiast wilgotnieje... Jedną dłonią masuje mi pośladki, a drugą trzyma w nieruchomej pozycji. Nie czuje dyskomfortu, a jedynie rosnące zniecierpliwienie. Wysuwam pupę wyżej zachęcając go do intensywniejszej pieszczoty. Tym razem nie pyta czy chce, nie karze mi prosić. Tym razem wchodzi we mnie dla własnej przyjemności. Napiera na mnie biodrami i czuję go znacznie głębiej i mocniej. I tym razem to prawie graniczy z bólem, a ponieważ nie puścił moich pleców nie mogę się ruszyć. Blat boleśnie gniecie mnie w twarz, a jego kant wbija się w biodra. Po chwili jednak te uczucia zaćmiewają inne doznania.
    - Chciałaś, żebym cię pieprzył? - zabiera rękę z moich pleców i łapie mocno za biodra - Proszę bardzo - zaczyna się poruszać bardzo gwałtownie i bardzo... mocno. Dłonie zaciskam na brzegach blatu, a jęk przekształca się w krzyk. Jest mi tak dobrze, że aż zbyt dobrze. Jesteśmy jedną wielka rozkoszą i pragnieniem. Dopada mnie tak mocny orgazm, że ciemnieje mi przed oczami i nawet nie ma już opadania w dół. Po prostu moje ciało nie jest w stanie znieść takiej ekstazy. Harvey niedługo po mnie wykonuje ostatnie, mocne pchnięcie, nieruchomieje i opiera czoło o moje plecy. Gdybym nie leżała na blacie pewnie bym upadła. Chcę teraz spać. Wtulić się w jego bezpieczne ramiona i spać.
    - Jesteś niemożliwa - szepcze mi w kręgosłup.
    - Chyba umarłam - odpowiadam czując dziwną lekkość i mrowienie w kończynach. Uśmiecha się.
    - Nie pozwolę ci na to - i podnosi się. Unoszę się dla próby na łokciach i nie jest aż tak źle jak myślałam. Tylko tak strasznie chce mi się spać...
    - Jak się czujesz? - pyta. Nie rozumiem pytania... Odwracam się do niego i patrze jak zapina spodnie.
    - Kurcze - wyrzucam z niedowierzaniem.
    - Co jest?
    - Zafundowałeś mi coś takiego nawet nie ściągając spodni?
    Unosi brew.
    - Pójdziesz spać jak wyjdę?
    Jak wyjdzie? Nadal nie chce, żeby wychodził. Chcę, żeby mnie tulił kiedy się obudzę i kazał mi zjeść śniadanie i dał reprymendę, kiedy nie zjem wszystkiego...
    - Raczej uśniesz... - kończy zapinać koszulę nie doczekując się odpowiedzi i podnosi mój szlafrok z ziemi. Stoi z nim chwilę bez ruchu oglądając mnie uważnie - Jeszcze przedyskutujemy kwestie noszenia koszuli u mnie – mówi, otula mnie szczelnie i przytula do siebie. Taaak dokładnie tego teraz potrzebuje! Mogłabym usnąć w tej pozycji na stojąco.
    - Idę mała - odsuwa się powoli i w końcu mnie puszcza. Otulam się sama szlafrokiem i powstrzymuje z całej siły, żeby nie błagać go o zostanie. Bierze marynarkę i idzie do drzwi. Idę za nim czując, że szczęka zaczyna mi drżeć. Nie tylko nie to!
    - I prosto do łóżka - wydaje ostatnie polecenie po czym odwraca się i całuje mnie w usta. Ale jak cudownie. Tak łagodnie i z czułością. To coś tak przeciwnego do naszego seksu, że aż się zachłystuje. Mój Boże czysta słodycz. Obejmuję go za szyję, a on mnie w pasie. Tulimy się do siebie pieszcząc ustami swoje usta. Bardzo delikatnie przestaje, a ja mam wrażenie, że nogami nie dotykamy ziemi.
    - To kolejna rzecz, która mi się jeszcze nigdy nie zdarzyła - mówi równie rozmarzony jak ja i wiem, że to bardzo ulotny moment, którym należy się cieszyć.
    - Nie całowałeś nikogo na pożegnanie? - wodze palcem po silnej szczęce leciutko drapiącej od świeżego zarostu.
    - Nigdy nie miałem problemu z pożegnaniem się - jeszcze raz całuje mnie delikatnie i krótko, a mnie gardło się ściska od poczucia niesprawiedliwości. Wypuszcza mnie z objęć z nieukrywanym żalem. Jeśli powiem zostań- rozpłaczę się... Co powinnam zrobić? Jak go zatrzymać?
    - I zastanów się nad Kalifornią - rzuca jeszcze na odchodne. Czekam w otwartych drzwiach aż wsiądzie do samochodu i ruszy. Muszę się upewnić, że nie wróci zanim usiądę na ziemi przy zamkniętych drzwiach i się rozpłaczę. Wszystko dzieje się za szybko. Od strasznego gniewu, po powalające pożądanie przeskakuje w tą rozczulającą słodycz szybciej niż ja jestem w stanie się oswoić z tym pierwszym. Nie nadążam za nim i nie wiem jak sprostać jego oczekiwaniom. Jest tak bardzo skomplikowany i tak zmienny, że czuję się zupełnie zagubiona we własnych emocjach. Na pewno nigdy bym z niego nie zrezygnowała... nigdy! I teraz z drugiej strony boje się, że to on zrezygnuje ze mnie! I co się wtedy stanie? Obiecał, że będzie ze mną szczery i otwarty, więc jak mam zareagować kiedy mi powie "Wiesz poznałem kogoś komu nie muszę tłumaczyć czego chcę". Jakie to wszystko trudne. Łzy ściekają mi po brodzie z uczucia pustki po jego wyjściu i frustracji, że aż tak się od niego uzależniam... Słyszę dzwonek telefonu i rozglądam się dookoła. Leży na stole w kuchni. Nie przypominam sobie, żebym go tam kładła. Wstaje z podłogi i idę szybko odebrać wściekając się, z nadzieję, że to on. Moja głupia głowa. To Maya.
    - Halo? - odbieram ocierając łzy.
    - Nie przeszkadzam? - pyta na wstępie.
    - Nie kochana nie przeszkadzasz - zapewniam ją.
    - Bo pomyślałam, że skoro jesteś z Harveyem to może jednak przeszkadzam - usprawiedliwia się.
    - Nie jestem z Harveyem już poszedł - mówię powstrzymując siąpnięcie nosem.
    - O! - jest bardzo zdziwiona - Jak to?
    - Normalnie Maya. Po prostu przekroczył próg i go nie ma! - mówię poirytowana.
    - Wszystko w porządku? - cholera mój prywatny psycholog już coś podejrzewa.
    - Jasne , że tak, a ty jak się czujesz? - trzeba zmienić temat.
    - To był szalony dzień - oj był... zaczyna trajkotać, a ja nie jestem w stanie tego słuchać. Wspominam nie tylko ten szalony dzień, ale również szalony weekend... Tak bardzo zmieniający moje życie. Minęły dopiero trzy dni odkąd jesteśmy w naszym układzie, a ja już jestem zupełnie wycieńczona fizycznie i mocno nadwyrężona psychicznie. Chętnie opowiedziałabym o wszystkim Mayi, ale po pierwsze jak mam opowiedzieć o tym, że facet zaproponował mi wyłączność na seks byle nic więcej, a po drugie doskonale wiem co by mi doradziła, a wręcz nakazała. I nie mogłabym z tej rady skorzystać, bo nie mogę się oderwać ani na sekundę od Harveya. Bezradnie siąpam nosem i od razu sztywnieje.
    - Wik czy ty płaczesz? - kurcze! Jak Zoe!
    - No coś ty! - głos mam nieco sztywny.
    - Mam przyjechać? - załącza mi się czerwona lampka. Nie ma dyskusji jest pewna, że płakałam.
    - Nie po prostu strasznie przemarzłam i chyba złapałam katar.
    - To może przywiozę ci coś na przeziębienie?
    - Wzięłam już pół apteczki. Muszę się chyba przespać.
    - Jesteś pewna? - znam ją bardzo dobrze i wiem, że ufa swojemu instynktowi. Jeśli odniosła wrażenie, że płacze, to już nie zmieni zdania.
    - Tak Maya pogadamy jutro dobrze?
    - Dobrze - zabrzmiało jak groźba - Wiesz, że jeśli czegoś potrzebujesz masz dzwonić?
    - Tak i wzajemnie. Dobranoc.
    Odkładam telefon na stół i powłóczając nogami idę do sypialni. Zakładam piżamę i od razu kładę się pod kołdrę. Usypiam zanim zdążę się wygodnie ułożyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Znacie to uczucie kiedy jesteście powodem czyjegoś uśmiechu? Jest... Niesamowite!!