- Na co masz ochotę? -
pyta wsiadając do samochodu.
- Na kąpiel - pocieram
dłonie i wplątują się w zbyt długie rękawy Harveyowej
marynarki. Otulam się nią szczelnie bardziej dla zapachu niż
ciepła.
Odpala silnik i naciska
kilka punktów na dotykowym panelu. Ciche, spokojne brzmienia
fortepianu sączą się na równi z ciepłym powietrzem.
- Uwielbiam nokturny -
mówię cicho z uśmiechem. Harvey nic nie odpowiada patrząc na
drogę. Zerkam na niego. Czy ja kiedykolwiek dam radę go
rozgryźć...? Zatrzymujemy się pod moim domem, ale nie wyłącza
silnika.
- Nie wejdziesz? - nie
mogę powstrzymać zawodu w głosie. Bez słowa wysiada i otwiera mi
drzwi.
- Daj mi swoje klucze -
kolejne polecenie. Przecież jeszcze przed chwilą mnie tulił... O
co chodzi? Podaje mu je nie chcąc wywoływać jeszcze większego
gniewu. Idziemy do drzwi, otwiera je przede mną i wpycha lekko do
środka.
- Masz godzinę na
kąpiel. Ja zaraz wracam - zamyka za sobą drzwi na klucz i
odjeżdża. Nie. Dzisiaj nie będę sobie nim łamała głowy. Nie
dam rady...Mimo że już go nie ma idę posłusznie na górę i
nalewam wody do wanny. Rozbieram się nadal lekko drżąc z zimna.
Mimo, że skórę mam już ciepłą kości są tak zmrożone, że
mogłabym wejść do piekarnika i nic nie poczuć. Gorąca woda
rozgrzewa moje ciało i odzyskuje pełne czucie w kończynach. To
niesamowite, że przez emocje nawet nie czułam jak zmarzłam.
Zaczyna mnie boleć głowa. Bardzo mocno i nieprzyjemnie. Zamykam
oczy odchylając głowę na brzeg wanny. Sekundy mijają, a moja
świadomość odpływa coraz dalej i dalej. Pozostaje tylko uczucie
ciepła i relaksu.
Znajduje się nagle w wielkiej wannie Harveya. Wszędzie leżą płatki róż i palą się świece. Do wody dolany jest płyn o tym cudownym zapachu tak bardzo pobudzającym zmysły. Jest mi tak wygodnie, lekko i rozkosznie. Nagle czuje ruch na plecach. Prostuje się wystraszona i szybko odwracam.
Znajduje się nagle w wielkiej wannie Harveya. Wszędzie leżą płatki róż i palą się świece. Do wody dolany jest płyn o tym cudownym zapachu tak bardzo pobudzającym zmysły. Jest mi tak wygodnie, lekko i rozkosznie. Nagle czuje ruch na plecach. Prostuje się wystraszona i szybko odwracam.
- Spokojnie mała - to
Harvey z tym wilczym spojrzeniem drapieżnika. To on siedzi za mną
w wannie. Znajduje się pomiędzy jego nogami, których wcześniej
nie zauważyłam. Jego dłonie rozszerzają mi uda, a kciuki
pieszczą najczulsze miejsce. Na plecach czuję rosnącą erekcje.
Pojękuje coraz głośniej. Łapę go za nogi wpijając w nie
paznokcie. Już prawie, prawie dochodzę kiedy głośny huk wybuchu
przerywa nam pieszczoty.
Siadam sztywno w wannie i znowu jestem w swojej łazience... Sama! Oddycham szybko, a podnóże moich ud pulsuje z podniecenia. Jej... Śniło mi się to... Usnęłam. Oddech powoli mi się uspokaja i kiedy słyszę kroki na dole szybko wychodzę z wanny. Wycieram się piorunem, skrapiam lekką oliwką migdałową, suszę włosy, zarzucam szlafrok i już biegnę do Harveya. Zastaje go w kuchni rozkładającego na stole talerze. Przebrał się. Teraz jest w czarnych jeansach i białej bawełnianej koszuli. Mam ochotę zawarczeć na jego widok i ta reakcja zupełnie odwraca moją uwagę od tego co robi.
Siadam sztywno w wannie i znowu jestem w swojej łazience... Sama! Oddycham szybko, a podnóże moich ud pulsuje z podniecenia. Jej... Śniło mi się to... Usnęłam. Oddech powoli mi się uspokaja i kiedy słyszę kroki na dole szybko wychodzę z wanny. Wycieram się piorunem, skrapiam lekką oliwką migdałową, suszę włosy, zarzucam szlafrok i już biegnę do Harveya. Zastaje go w kuchni rozkładającego na stole talerze. Przebrał się. Teraz jest w czarnych jeansach i białej bawełnianej koszuli. Mam ochotę zawarczeć na jego widok i ta reakcja zupełnie odwraca moją uwagę od tego co robi.
- Długo ci to zeszło -
mówi obrzucając mnie uważnym spojrzeniem, kiedy staje przed nim.
- Zdrzemnęłam się -
robię minę winowajcy. Aż mnie ręce świerzbią, żeby go
dotknąć.
- Siadaj - rzuca ostro i
wyciąga coś z piekarnika. Znowu jest zły... Na co?
- Zrobiłeś kolację? -
pytam z jak najuprzejmiejszym zdziwieniem i zerkam na zegarek na
ścianie - O jest dopiero 21?! - nadal milczy, a ja jestem coraz
bardziej spięta. Przerzuca mi na talerz taghiatelle w sosie zdaje
się szpinakowym i sobie nakłada resztę. Wciągam pyszny zapach i
moje kwasy żołądkowe zaczynają wariować. Nawet nie czekając aż
Harvey usiądzie zaczynam jeść.
- Ależ to jest pyszne!
- zaczynam pałaszować. Mój pan poważny konsumuje w milczeniu
nawet na mnie nie zerkając. Przypominam sobie sen i aż się
poprawiam na krzesełku, kiedy na niego patrzę.
- Coś się stało? -
pyta. Kurcze!
- Nie - zapewniam kręcąc
głową z pełnym przekonaniem. Po kolejnym kęsie znowu zerkam na
niego, a on znowu uparcie patrzy w talerz. Ma tak jak poprzednio
rozpięte guziki pod szyją i pojedyncze włoski wystają spod niej.
Moje uda zaciskają się mocno w napływie wspomnień.
- Dobra co jest? -
odkłada sztućce na serwetkę i opiera ręce na stole. Czerwienie
się zdając sobie sprawę, że zamarłam z widelcem w połowie
drogi do ust z oczami utkwionymi w jego twarzy.
- Nie nic. Zamyśliłam
się tylko - też odkładam widelec. To prawie pewne, że bym się
teraz zakrztusiła.
- Nie kręć tylko
powiedz o co chodzi - ton nie znoszący sprzeciwu i moje usta już
się same otwierają.
- Po prostu chyba coś
mi się śniło, kiedy się zdrzemnęłam i starałam sobie
przypomnieć co - patrze na resztki jedzenia na talerzu,
gdziekolwiek byle nie na niego.
- No więc co ci się
śniło? - rozmawia ze mną jak z klientem. To strasznie stresujące.
- Jednak sobie nie
przypomniałam - wzruszam ramionami i uśmiecham się nerwowo.
Właśnie mi się przypomniało jak powiedział, że nigdy nie będę
go w stanie okłamać.
- Ja ci się śniłem? -
mówi bezpośrednio jakby pytał czy chce dokładki. Osłupiała i
purpurowa na twarzy kiwam twierdząco głową. Przyjmuje to zupełnie
spokojnie, a wręcz bez żadnej reakcji.
- Dokończ - rzuca tylko
na powrót podnosząc sztućce. Już do końca posiłku nie jestem w
stanie na niego popatrzeć. Muszę brać malutkie kawałeczki
makaronu, żeby się nie zadławić. Kiedy kończymy biorę się za
zmywanie, a Harvey po chwili wstaje, zakłada marynarkę i idzie do
wyjścia. Marszczę brwi mocno zaniepokojona jego zachowaniem.
- Poczekaj! - wycieram
ręce w ścierkę i już pędzę do niego. Kafelki ziębią mnie w
bose stopy, ale to nic - Dlaczego jesteś na mnie zły? - pytam
przerażona widząc lód w jego oczach.
- Naprawdę mnie o to
pytasz? - ma kpinę wymalowaną na pięknej twarzy. Boże nie chcę,
żeby tak na mnie patrzał. Mam ochotę się schować za kanapą!
- Naprawdę nie widzisz
żadnego powodu mojej złości? - zaciska coraz bardziej szczękę,
a ja cofam się o krok. Moja psychika ma już chyba dosyć nerwów i
poddaje się. Boję się... Naprawdę się boję.
- Uważasz, że twoje
bezmyślne zachowanie było w porządku? - rusza na mnie, a ja się
cofam, bo nagle robi się dużo, dużo większy i groźniejszy.
- Bezmyślne? - głos
mam piszczący i zdecydowanie zbyt cichy.
- Tak Wiktorio! -
zaczyna grzmieć, a moje imię wypowiedziane tym tonem spadło na
mnie jak młot - Gdybym cię nie powstrzymał weszłabyś prosto na
bombę, wiedząc, że wybuchnie!
- Myślałam, że uda mi
się... - zaczynam płytko oddychać.
- Myślałaś?!! - aż
prycha śmiechem – W ogóle nie myślałaś!! Pomyślałaś o
Mayi, która by straciła was obie?! Pomyślałaś o babci,
pomyślałaś o mnie?!!
Mam szeroko otwarte oczy,
ale nic nie widzę. Cofam się i uderzam o ścianę. Dotykam jej
dłońmi i szybko mrugam. Już po sekundzie patrze w łagodniejszą
twarz Harveya. Wypuszcza powietrze płuc, kręci głową i podchodzi
do mnie. Napinam się cała, bo nie wiem co chce mi zrobić. Jednym
gestem odrywa mnie od ściany i przyciska do siebie. Unosi moją
głowę i uśmiecha się czule. Jestem totalnie ogłupiała! Co jest
z tym facetem?! Rozczulił się, moim strachem?
- Nie płacz - szepcze i
ociera mój policzek kciukiem. Niemałe jest moje zdziwienie, kiedy
odkrywam, że jest mokry od łez. Nawet tego nie zauważyłam...
- Nie chciałem cię
wystraszyć, ale naprawdę bardzo mnie zdenerwowałaś - tłumaczy
teraz jak małemu dziecku i dokładnie tak się czuję - Przepraszam
- całuje mój policzek i jak zwykle oszałamia mnie jego zapach.
- Masz rację -
odpowiadam, chcąc zasłużyć na kolejną pieszczotę - To było
głupie, ale nie miałam na to żadnego pływu. To znaczy miałam,
ale czasami tracę troszkę kontrole, kiedy emocje mnie poniosą. I
płaczę tylko dlatego, że nadal nad tym nie panuje - pokazuje
palcem na z powrotem mokry policzek.
- Ciii - zasłania mi
usta i ciągnie na kanapę - W takim razie mogę jeszcze chwilę
zostać.
- To dobrze, bo nie
chcę, żebyś szedł - mruczę jak małe obrażone dziecko. Siadamy
na kanapie w mojej ulubionej pozycji. Przekładam nogi przez nogi
Harveya i wtulam się w niego. Jest cudownie. Okrywa nas kocem i
wiem, że mogę tak spędzić resztę życia.
- Masz zdecydowanie
nadmiar wrażeń jak na jeden dzień.
- Dziękuję, że tam ze
mną byłeś. Nie dałabym sobie rady bez ciebie. To był straszny
dzień...
- Doskonale sobie
poradziłaś. Prawie do końca.
Unoszę głowę z
wyrzutem na twarzy.
- Nie musiałeś tego
dodawać. Brumer pewnie mi jutro przetrzepie skórę.
- Sam mam na to ochotę
-jego głos znowu poważnieje.
- Nie krzycz już na
mnie - mówię wręcz błagalnie - Nigdy...
- Więc nie rób niczego
co może mnie do tego prowokować. Chociaż nie ukrywam, że
przyjemnie się patrzy na pokorę na twojej twarzy. To takie...
wyjątkowe.
- Nie miałam pokory -
znowu się wtulam mimo, że mam ochotę mu przyłożyć -
Przeraziłeś mnie.
- I tego właśnie nie
chciałem - ku mojemu zdziwieniu tym razem u niego słyszę skruchę - Nie chcę, żebyś się mnie bała.
Siedzimy tak sobie, a ja
rozmyślam o wszystkim i o niczym. Bliskość gorącego mężczyzny
sprawiła, że jest mi już zupełnie ciepło.
- Wiesz, że nawet nie
zauważyłam jak zmarzłam?
- Musisz wziąć
aspirynę - mówi takim tonem, że czar od razu pęka.
- Po co nic mi nie jest
- mruczę w jego szyję nie mając ochoty w ogóle ruszać się z
miejsca.
- Właśnie dlatego,
żeby tak nie było. Wstawaj i weź tabletkę.
Wywracam oczami ale
grzecznie wstaje. Wyciągam z szafki pudełeczko z lekami i
wygrzebuje aspirynę. Popijam wodą i odwracam się w stronę
Harveya z grzecznym ukłonem.
- Czy czegoś sobie pan
jeszcze życzy? - pytam nie bez ironii.
Patrzymy na siebie przez
chwilę i nie mogę się powstrzymać od wzdychania na jego widok.
Jest tak apetyczny w każdej pozycji, ubraniu i sytuacji, że nie
sposób na niego spojrzeć obojętnie. Podnosi się i podchodzi do
mnie.
- Może bym sobie i
życzył gdybym nie musiał już iść.
- Jak to? Dlaczego
chcesz już iść?
- Dziecko na mnie czeka
- przypomina mi wsadzając ręce w kieszenie.
- Dziecko jest już
prawie dorosłe! - robię się niecierpliwa, kiedy stoi przede mną
taki odprężony.
- Chyba, że... - robi
znowu krok do przodu.
- Chyba, że co? - znowu
jestem gotowa na bardzo, ale to bardzo wiele.
- Możesz kupić kilka
dodatkowych minut, jeśli mi opowiesz co ci się śniło - świdruje
mnie tymi bystrymi oczami i uśmiecha, kiedy się rumienie.
Przełykam głośno ślinę - Zależy jak bardzo chcesz, żebym
został... - leniwie przejeżdża dłonią po moim dekolcie. Ok,
bardzo chcę.
- Usnęłam w wannie
i... i przyśniło mi się, że kąpiemy się razem - mam problemy z
patrzeniem mu w oczy.
- I co robiłem? - jest
wyraźnie zadowolony z mojej wypowiedzi, a oczy mu tak pięknie
błyszczą.
- I mnie dotykałeś -
nabieram nieco odwagi.
- Pokażesz mi jak?
Kiwam głową i tym razem
to ja podchodzę do niego. Odwracam się tyłem, rozwiązuje
szlafrok i zrzucam go na ziemię. Serce mi wali tak mocno, że nie
słyszę nic poza tętnieniem krwi. Opieram się o niego plecami i
biorę jego ręce w swoje. Poddaje się zupełnie moim ruchom, a ja
wykorzystuje to jak tylko mi się podoba. Wodze jego dłońmi po
brzuchu i biodrach. Ocieram o piersi drażniąc sutki prawie wijąc
się pod tym dotykiem. Nie musi wiedzieć, że troszkę naciągam
scenariusz... Czując gorący szybki oddech na karku zjeżdżam jego
dłońmi na biodra i podobnie jak we śnie kieruje nimi na
wewnętrzną stronę ud. Manewruje kciukami w taki sposób, że
dotykają tego konkretnego miejsca. Jęczę cichutko, a jego oddech
staje się urywany kiedy odkrywa jaka jestem gotowa. Całuje mnie w
szyję i już wiem, że gdyby się odsunął zwyczajnie moje mięśnie
nie utrzymałyby mnie w pozycji pionowej. Najbardziej niesamowite
jest to, że zanurzając we mnie palec wiedzie za sobą również
mój. Pieścimy mnie obydwoje...
- Dokończyłaś moje
dzieło po obudzeniu? - pyta głosem przesyconym emocjami.
- Nie, bo ciebie już
nie było.
- Dobra odpowiedź -
przygryza mi płatek ucha, a ja prawie tracę zmysły z podniecenia
- Zasłużyłaś na nagrodę.
Przejmuje inicjatywę i
już nie wykonuje poleceń moich rąk. Już tworzy własny
scenariusz i jeżeli przed chwilą prawie traciłam zmysły to teraz
straciłam je już na dobre. Jedną ręką ściska moją pierś
podczas gdy druga doprowadza mnie o totalnego szaleństwa. Odwraca
mnie do siebie i wdziera się językiem w moje usta. Jak to możliwe,
że była z nim zaledwie wczoraj, a chce go tak bardzo...
- Obejmij mnie nogami -
jest tak napastliwy, że prawie agresywny. Podnosi mnie bez
najmniejszego problemu, a ja oplatam go ciasno. Czuje na
sobie jego podniecenie i to zupełnie zaćmiewa mi wzrok. Pod
pośladkami pojawia się twarde i zimne podłoże. Wyobraźnia
podsuwa mi blat kuchenny, ale w tym momencie nie potrafię go nawet
nazwać. Ręce opuszczają moje ciało więc szukam wzrokiem
zbulwersowana źródła mojego stanu. Stoi tuż obok
rozpinając spodnie. Po chwili jego erekcja w całej okazałości
pręży mi się przed oczami. Na sam jej widok wydaję jęk. Harvey
staje pomiędzy moimi nogami i wchodzi we mnie delikatnie i powoli
samą końcówką. Odrzucam głowę do tyłu będąc świadoma, że
to dopiero początek jego zabawy.
- Dobrze ci? - pyta, a w
głosie ma coś takiego, że staje na krawędzi orgazmu.
- Tak - mój głos jest
tak wyzywający, że prawie mu się dziwię.
- A chcesz więcej? -
teraz brzmi groźnie i erotycznie zarazem.
- Tak! - krzyczę kiedy
wsuwa się we mnie nieco dalej, a moje ciało pożera go radośnie.
- Poproś - jest
zupełnie poważny mimo ognia toczącego się w jego oczach.
- Proszę, błagam -
prawie omdlewam z pragnienia.
- O co?
Moja podświadomość
odpycha szybko "kochaj mnie" i podsuwa odpowiednie słowo.
- Pieprz mnie Harvey -
mam nagle tak ochrypły głos, że ledwo wypowiadam te słowa. Chce
być w jego świecie i już z niego nie wychodzić - Proszę pieprz
mnie.
Okrutny uśmiech tym
razem nie wróży niczego złego. Harvey wbija się we mnie z całej
siły, a moje ciało wygina się w łuk trzymane mocno za biodra.
Jeśli kiedyś pomyślałam, że to może boleć byłam naprawdę
głupia. Kiedy już mogę na powrót oddychać wsuwam palce w
ciemne, gęste włosy, przybliżając sobie te pełne pasji oczy.
Zaczyna się we mnie poruszać na razie miarowo i spokojnie
rozkoszując się każdym najmniejszym doznaniem. Miękkim palcami
staram się rozpiąć mu koszule, a on mi wcale w tym nie pomaga,
ale też i nie przeszkadza. Kiedy jakimś cudem docieram do
ostatniego guzika przyspiesza i mogę już tylko odbierać bodźce,
a moje ciało wysuwa się w taki sposób żeby dostać jak
najwięcej. Moja ręka bez mojej ingerencji dotyka nagiego torsu, a
mięśnie zaciskają się. Jest go zdecydowanie zbyt wiele dla mnie
i nie potrafię się nim cieszyć tak długo jakbym chciała.
Eksploduje w potężnym orgazmie, który porzuca moje wycieńczone
ciało na blacie. Znowu znajome wirowanie i opadanie w dół, a
później senne i radosne zmęczenie.
- Dostałaś to czego
chciałaś? - opiera się dłońmi po obu moich stronach i patrzy mi
w oczy z wyższością. Uwielbiam go! Kiwam głową twierdząco. Cień uśmiechu przebiega mu po twarzy, ale szybko go
likwiduje.
- A ja jeszcze nie -
hipnotyzuje mnie spojrzeniem. O nie, co on chce zrobić?! - Wstań -
wydaje polecenie. Oczywiście wykonuje je zanim zdążę pomyśleć.
Pomaga mi się zwlec z blatu. Jezu jestem naprawdę wykończona!
- Odwróć się -
kolejny rozkaz. Stoję przygwożdżona pomiędzy nim, a blatem.
Przeciąga mi paznokciem po kręgosłupie, a moje ciało przeszywa
rozkoszny dreszcz...
- Pochyl się - popycha
mnie na blat - I pokarz mi ten cudowny tyłeczek - przemawia przez
niego taka żądza, że aż czuje jak natychmiast wilgotnieje...
Jedną dłonią masuje mi pośladki, a drugą trzyma w nieruchomej
pozycji. Nie czuje dyskomfortu, a jedynie rosnące
zniecierpliwienie. Wysuwam pupę wyżej zachęcając go do
intensywniejszej pieszczoty. Tym razem nie pyta czy chce, nie karze
mi prosić. Tym razem wchodzi we mnie dla własnej przyjemności.
Napiera na mnie biodrami i czuję go znacznie głębiej i mocniej. I
tym razem to prawie graniczy z bólem, a ponieważ nie puścił
moich pleców nie mogę się ruszyć. Blat boleśnie gniecie mnie w
twarz, a jego kant wbija się w biodra. Po chwili jednak te uczucia
zaćmiewają inne doznania.
- Chciałaś, żebym cię
pieprzył? - zabiera rękę z moich pleców i łapie mocno za biodra
- Proszę bardzo - zaczyna się poruszać bardzo gwałtownie i
bardzo... mocno. Dłonie zaciskam na brzegach blatu, a jęk
przekształca się w krzyk. Jest mi tak dobrze, że aż zbyt dobrze.
Jesteśmy jedną wielka rozkoszą i pragnieniem. Dopada mnie tak
mocny orgazm, że ciemnieje mi przed oczami i nawet nie ma już
opadania w dół. Po prostu moje ciało nie jest w stanie znieść
takiej ekstazy. Harvey niedługo po mnie wykonuje ostatnie, mocne
pchnięcie, nieruchomieje i opiera czoło o moje plecy. Gdybym nie
leżała na blacie pewnie bym upadła. Chcę teraz spać. Wtulić
się w jego bezpieczne ramiona i spać.
- Jesteś niemożliwa -
szepcze mi w kręgosłup.
- Chyba umarłam -
odpowiadam czując dziwną lekkość i mrowienie w kończynach.
Uśmiecha się.
- Nie pozwolę ci na to
- i podnosi się. Unoszę się dla próby na łokciach i nie jest aż
tak źle jak myślałam. Tylko tak strasznie chce mi się spać...
- Jak się czujesz? -
pyta. Nie rozumiem pytania... Odwracam się do niego i patrze jak
zapina spodnie.
- Kurcze - wyrzucam z
niedowierzaniem.
- Co jest?
- Zafundowałeś mi coś
takiego nawet nie ściągając spodni?
Unosi brew.
- Pójdziesz spać jak
wyjdę?
Jak wyjdzie? Nadal nie
chce, żeby wychodził. Chcę, żeby mnie tulił kiedy się obudzę
i kazał mi zjeść śniadanie i dał reprymendę, kiedy nie zjem
wszystkiego...
- Raczej uśniesz... -
kończy zapinać koszulę nie doczekując się odpowiedzi i podnosi
mój szlafrok z ziemi. Stoi z nim chwilę bez ruchu oglądając mnie
uważnie - Jeszcze przedyskutujemy kwestie noszenia koszuli u mnie –
mówi, otula mnie szczelnie i przytula do siebie. Taaak dokładnie
tego teraz potrzebuje! Mogłabym usnąć w tej pozycji na stojąco.
- Idę mała - odsuwa
się powoli i w końcu mnie puszcza. Otulam się sama szlafrokiem i
powstrzymuje z całej siły, żeby nie błagać go o zostanie.
Bierze marynarkę i idzie do drzwi. Idę za nim czując, że szczęka
zaczyna mi drżeć. Nie tylko nie to!
- I prosto do łóżka -
wydaje ostatnie polecenie po czym odwraca się i całuje mnie w
usta. Ale jak cudownie. Tak łagodnie i z czułością. To coś tak
przeciwnego do naszego seksu, że aż się zachłystuje. Mój Boże
czysta słodycz. Obejmuję go za szyję, a on mnie w pasie. Tulimy
się do siebie pieszcząc ustami swoje usta. Bardzo delikatnie
przestaje, a ja mam wrażenie, że nogami nie dotykamy ziemi.
- To kolejna rzecz,
która mi się jeszcze nigdy nie zdarzyła - mówi równie
rozmarzony jak ja i wiem, że to bardzo ulotny moment, którym
należy się cieszyć.
- Nie całowałeś
nikogo na pożegnanie? - wodze palcem po silnej szczęce leciutko
drapiącej od świeżego zarostu.
- Nigdy nie miałem
problemu z pożegnaniem się - jeszcze raz całuje mnie delikatnie i
krótko, a mnie gardło się ściska od poczucia niesprawiedliwości.
Wypuszcza mnie z objęć z nieukrywanym żalem. Jeśli powiem
zostań- rozpłaczę się... Co powinnam zrobić? Jak go zatrzymać?
- I zastanów się nad
Kalifornią - rzuca jeszcze na odchodne. Czekam w otwartych drzwiach
aż wsiądzie do samochodu i ruszy. Muszę się upewnić, że nie
wróci zanim usiądę na ziemi przy zamkniętych drzwiach i się
rozpłaczę. Wszystko dzieje się za szybko. Od strasznego gniewu,
po powalające pożądanie przeskakuje w tą rozczulającą słodycz
szybciej niż ja jestem w stanie się oswoić z tym pierwszym. Nie
nadążam za nim i nie wiem jak sprostać jego oczekiwaniom. Jest
tak bardzo skomplikowany i tak zmienny, że czuję się zupełnie
zagubiona we własnych emocjach. Na pewno nigdy bym z niego nie
zrezygnowała... nigdy! I teraz z drugiej strony boje się, że to
on zrezygnuje ze mnie! I co się wtedy stanie? Obiecał, że będzie
ze mną szczery i otwarty, więc jak mam zareagować kiedy mi powie
"Wiesz poznałem kogoś komu nie muszę tłumaczyć czego
chcę". Jakie to wszystko trudne. Łzy ściekają mi po brodzie
z uczucia pustki po jego wyjściu i frustracji, że aż tak się od
niego uzależniam... Słyszę dzwonek telefonu i rozglądam się
dookoła. Leży na stole w kuchni. Nie przypominam sobie, żebym go
tam kładła. Wstaje z podłogi i idę szybko odebrać wściekając
się, z nadzieję, że to on. Moja głupia głowa. To Maya.
- Halo? - odbieram
ocierając łzy.
- Nie przeszkadzam? -
pyta na wstępie.
- Nie kochana nie
przeszkadzasz - zapewniam ją.
- Bo pomyślałam, że
skoro jesteś z Harveyem to może jednak przeszkadzam -
usprawiedliwia się.
- Nie jestem z Harveyem
już poszedł - mówię powstrzymując siąpnięcie nosem.
- O! - jest bardzo
zdziwiona - Jak to?
- Normalnie Maya. Po
prostu przekroczył próg i go nie ma! - mówię poirytowana.
- Wszystko w porządku?
- cholera mój prywatny psycholog już coś podejrzewa.
- Jasne , że tak, a ty
jak się czujesz? - trzeba zmienić temat.
- To był szalony dzień
- oj był... zaczyna trajkotać, a ja nie jestem w stanie tego
słuchać. Wspominam nie tylko ten szalony dzień, ale również
szalony weekend... Tak bardzo zmieniający moje życie. Minęły
dopiero trzy dni odkąd jesteśmy w naszym układzie, a ja już
jestem zupełnie wycieńczona fizycznie i mocno nadwyrężona
psychicznie. Chętnie opowiedziałabym o wszystkim Mayi, ale po
pierwsze jak mam opowiedzieć o tym, że facet zaproponował mi
wyłączność na seks byle nic więcej, a po drugie doskonale wiem
co by mi doradziła, a wręcz nakazała. I nie mogłabym z tej rady
skorzystać, bo nie mogę się oderwać ani na sekundę od Harveya.
Bezradnie siąpam nosem i od razu sztywnieje.
- Wik czy ty płaczesz?
- kurcze! Jak Zoe!
- No coś ty! - głos
mam nieco sztywny.
- Mam przyjechać? -
załącza mi się czerwona lampka. Nie ma dyskusji jest pewna, że
płakałam.
- Nie po prostu
strasznie przemarzłam i chyba złapałam katar.
- To może przywiozę ci
coś na przeziębienie?
- Wzięłam już pół
apteczki. Muszę się chyba przespać.
- Jesteś pewna? - znam
ją bardzo dobrze i wiem, że ufa swojemu instynktowi. Jeśli
odniosła wrażenie, że płacze, to już nie zmieni zdania.
- Tak Maya pogadamy
jutro dobrze?
- Dobrze - zabrzmiało
jak groźba - Wiesz, że jeśli czegoś potrzebujesz masz dzwonić?
- Tak i wzajemnie.
Dobranoc.
Odkładam telefon na stół
i powłóczając nogami idę do sypialni. Zakładam piżamę i od
razu kładę się pod kołdrę. Usypiam zanim zdążę się wygodnie
ułożyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Znacie to uczucie kiedy jesteście powodem czyjegoś uśmiechu? Jest... Niesamowite!!