czwartek, 3 stycznia 2013

SPICY Rozdział 8


    Siedziała w swoim gabinecie i poprawiała całe stosy raportów. To była niestety ta gorsza strona bycia przełożoną, ale póki starała się być systematyczna nie miała większych problemów. Zapatrzona w monitor komputera sięgnęła po wibrujący telefon.
    - Ta?
    - Witaj księżniczko.
    Uśmiech pojawił się na jej ustach.
    - Cześć!
    - Czy ty też już tęsknisz tak strasznie jak ja?
    Zamarła na chwilę przypominając sobie, że w zasadzie nie bardzo miała na to czas.
    - Jasne, że tak! Staram się przyzwyczaić do tego, że nie masz zbyt wiele czasu, ale mam ochotę do ciebie co chwilę dzwonić... - malutkie kłamstewko. Naprawdę miała ochotę kilka razy zadzwonić!
    - Śniłaś mi się dzisiaj - powiedział z rozmarzeniem w głosie. Znowu poczuła się jakby dostała obuchem w głowę - To był tak strasznie realny sen księżniczko.
    - Co robiliśmy? - postanowiła chociaż teraz nie myśleć o Panu Poważnym.
    - Wygniataliśmy twój dywan - odparł jakże tajemniczo i otwarcie jednocześnie.
    - Jestem w pracy i nie powinnam się rumienić - zaśmiała się.
    - Mmm. Mam nadzieję, że nie będziesz już gnębiła mojego brata? - powiedział na poły groźnie, ale z uśmiechem.
    - Gnębić? Zajęłam mu nie więcej niż malutką chwilkę. I odpowiadał mi najkonkretniej i najpłynniej. Chyba jako jedyny w tej pokręconej kancelarii potrafił mi spójnie odpowiedzieć na pytania.
    - Noo słyszałem, że Word jest tobą zachwycony!
    Oblała się purpurowym rumieńcem.
    - Uwierz mi, że Pan Wszystko Wiem Najlepiej i Lepiej o Tym Nie Zapominaj jest zachwycony tylko sobą.
    - Mhm i dlatego się za tobą włóczył cały dzień?
    - Czyżbyś był zazdrosny?
    - Piekielnie! -obydwoje wybuchnęli śmiechem - Muszę już kończyć Wik - żal w jego głosie był aż nazbyt autentyczny - Będę dzwonił jak tylko będzie to możliwe, ale nie obiecuję, że często.
    - Skoncentruj się na tym co masz zrobić i wracaj do domu - starała pocieszyć i jego i siebie.
    - Myśl o mnie księżniczko.
    - Będę.
    Odłożyła telefon i zapatrzała się w przestrzeń. Znowu naszła ją nostalgia. Westchnęła głęboko pełna smutku. Instynkt podpowiadał jej coś zupełnie innego, ale go zlekceważyła i całą siłą woli skoncentrowała się na raportach na ekranie komputera.
    - Wik? - to Lincoln wsunął głowę - Hermens właśnie kontaktował się z nijakim Williamem Tannerem. I chcesz tego posłuchać.
    - No dawaj - wszedł i usiadł na krześle naprzeciwko niej kładąc na biurku urządzenie do inwigilacji. Włączył guzik play.
    " - Tanner nie będę się mógł z tobą kontaktować w najbliższym czasie - Hermens.
    - Co się dzieje? - obcy głos.
    -Masz to o co cię prosiłem?
    - Tak.
    - Wysyłaj tak jak się umówiliśmy. Tyko szybciej"
    Wik zasępiła się nad nagraniem. No proszę czyżby Pan Nigdy Się Mylę naprawdę się nie mylił? I czy naprawdę musi być stałym elementem tej układanki?
    - Tanner to też adwokat prawda?
    -I z tego co się dowiedziałem bardzo wredny i nieprzyjemny adwokat.
    - Skombinuj mi numer do biura Harveya Worda.
    - Zaraz ci podam - wyszedł.
    Wik wolała nie mieć jego prywatnego numeru. Nie chciała się z nim kontaktować. Po chwili przyszedł mail z numerem telefonu.
    - Biuro Harveya Word. W czym mogę pomóc?
    - Cześć Rita tu Wik Hastings.
    - Cześć! Jak postępy?
    - No właśnie ja w tej sprawie. Jest Harvey?
    - Niestety właśnie wyszedł do sądu - miała zasmucony głos.
    - A możesz mu przekazać, żeby podjechał do mnie do biura jak będzie miał chwilę?
    - Jasne! Pojedzie do ciebie jak tylko skończy rozprawę.
    - Dziękuję ci bardzo. Do usłyszenia Rita.
    Rozmawiała właśnie z Brumerem na temat tego co się dowiedziała i udziale Harveya w śledztwie, kiedy jedna z agentek przekazała jej, że pan Word czeka w jej gabinecie.
    - Dzięki Cameron. Więc zgodnie z pana poleceniem idę to pociągnąć dalej - spojrzała w poważne oczy Brumera.
    - Informuj mnie.
    Kiedy weszła siedział na jej fotelu, przy jej biurku i oglądał jej książki ustawione równiutko na regale.
    - Nie wiem jak u was, ale nawet u nas składziki na miotły są mniejsze - powiedział kiedy zamknęła za sobą drzwi.
    - NAWET u was? - uśmiechnęła się. Znowu był przyjaznym, zabawnym Harveyem. Może wygrane sprawy tak na niego działają?
    - Widzę, że całkiem poważnie interesujesz się prawem.
    No tak... Miała masę kodeksów i literatury z czasów studenckich. Zawsze uważała, że wyglądają tu zdecydowanie lepiej niż w domu.
    - To pozostałości po studiach - powiedziała niedbale - Zresztą do tej pory zdarza mi się do nich zaglądać.
    - Wik Hastings jesteś prawniczką? - był prawie rozbawiony!
    Wik z jednej strony uznała, że miło jest usłyszeć z jego ust zdrobnienie swojego imienia, a z drugiej poczuła się mocno urażona. Czyżby z niej kpił?
    - Jak również specjalistą Italianistyki. I co z tego? Na chwilę obecną jestem agentem federalnym Harvey i na tym powinniśmy się skupić - usiadła na kanapie w kącie . Na takiej zwykłej kanapie, nie olbrzymiej i łypnęła na niego z wyniosłością. Przynajmniej się starała, żeby tak to wyglądało.
    - Dobrze zatem - wstał powoli obszedł biurko i oparł się o niego pośladkami. Szarą marynarkę miał rozpiętą, a ręce wetknął swoim zwyczajem w kieszenie - Dlaczego jesteś agentem federalnym?
    - Powiedzmy, że miałam dobrego motywatora - patrzała na dłonie. Cholera... Wyglądał tak władczo, że aż jej tym zaimponował.
    - Kogoś kto cię popchnął do takiej decyzji?
    Ewidentnie ją przesłuchiwał i miał przy tym taką minę, że czuła bezwzględne posłuszeństwo. Co jest?!
    - Kim jest William Tanner? - odpowiedziała pytaniem na pytanie przerywając tą skrajnie szaloną sytuacje. Harvey zmarszczył brwi.
    - Zakałą zawodu prawnika - wyrzucił bez zastanowienia.
    - W jakim sensie? - uff odpowiadał.
    - Jak spojrzysz na wyniki jego pracy prawdopodobnie będziesz pod wrażeniem jeśli z kolei przyjrzysz się bliżej uciekniesz ze wstrętem. Przez lata doszedł do mistrzostwa w manipulacji dowodami, przekrętach i krzywoprzysięstwach.
    - Jakim cudem nie został... ukarany? - nie do końca wiedziała jak to ubrać w słowa.
    - Na tym właśnie polega jego mistrzostwo. Jeśli nie ma na coś dowodów to je spreparuje tak, że są nie do podważenia.
    - Stanęliście kiedyś naprzeciwko siebie w sądzie?
    - Kilka razy.
    - I?
    - No jak to i? Wygrałem oczywiście.
    - Oczywiście... - wzdycha - Dlaczego? Za słabo oszukiwał?
    - Najprawdopodobniej miał świadomość, że o ile zamydli oczy ławie przysięgłych i samemu sędziemu mnie nie oczaruje. Bał się, że jeżeli zaryzykuje zdemaskuje go - ależ on był miażdżąco pewny siebie - Dlaczego o nim rozmawiamy?
    - Bo chyba przestał się bać - Wik położyła na stole małe urządzenie, które trzymała do tej pory w dłoni i włączyła nagranie. Obserwowała minę Harveya i z rozdrażnieniem stwierdziła, że nie jest ani trochę poruszony.
    - Myślisz, że chodzi o skradziony dokument? - zapytał bez większej afery.
    - Jestem tego pewna. Dlatego musimy teraz zachować szczególną ostrożność. Jeśli dostaniesz cokolwiek podejrzanego, a przynajmniej od Tannera nie otwieraj. Najpierw technicy zdejmą wszystkie możliwe ślady.
    Pokiwał tylko głową. Wcale nie był zszokowany tym co się działo. Był bardzo zaintrygowany i wyglądał jakby się już nie mógł doczekać jakie kroki poweźmie strona przeciwna. Wik przemknęło przez myśl, że wygląda teraz jak rekin, który upatrzył zdobycz. Zadzwonił mu telefon.
    - Tak? - odebrał nawet nie patrząc na wyświetlacz - Cześć kochanie - głos mu nagle zmiękł. Wik zamarła patrząc na kolana. Jakże mogłaby przypuszczać, że taki facet jest sam!
    - Nati przyjeżdżaj kiedy tylko masz na to ochotę i nie pytaj mnie o pozwolenie - zaśmiał się. Kim do diabła jest ten porażająco przystojny, miły mężczyzna i co zrobił z Harveyem Wordem?! - dudniło jej w głowie, kiedy podniosła wzrok. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że gapi się na niego z otwartymi ustami i szybko spuściła wzrok znowu na kolana.
    - Naprawdę słonko to doskonale! Koniecznie musimy to jakoś uczcić - Wik wzięła ze stołu katalog Louboutina i zaczęła go kartkować.
    - Muszę kończyć Nati. Mam po ciebie przyjechać?... To chociaż wyślę Trevora. Dobrze do zobaczenia wieczorem słonko - odłożył telefon na stół. Wik nadal kartkowała katalog i zatrzymała się na swoim ulubionym modelu, który swoją drogą założyła na przesłuchania wczoraj do kancelarii.
    - Będziesz teraz oglądała buty? - O! Wrócił pan mecenas!
    Spojrzała na niego z olbrzymim szokiem i urazą. Przytuliła katalog do piersi w obronnym, matczynym geście.
    - Nie nazywaj ich tak! - syknęła zraniona. Harvey zrobił najpierw zdezorientowaną minę, a później się roześmiał.
    - Wiesz co? Wychodzę z założenia, że im bardziej kobieta inteligentna tym bardziej pokręcona.
    - Czy pan mnie właśnie obraził mecenasie? - przechyliła głowę i wplątała palce we włosy drapiąc się po głowie jakby się nad tym zastanawiała. Jakoś bardzo jej zależało, żeby się znowu uśmiechnął. Ale niestety jego mina tężała kiedy patrzał... Chwileczkę na co on patrzał?? Czy on się właśnie gapił na jej usta? Zarumieniła się przełykając ślinę.
    - Absolutnie nie - odezwał się po chwili - Proszę to potraktować jako komplement agentko Hastings.
    Nastała chwila ciszy w czasie której Wik z nabożną czcią odłożyła katalog na stół, a Harvey przyglądał jej się z nic nie wyrażającym wyrazem twarzy.
    - Więc co postanawiamy? - potarł brodę.
    - Kiedy przychodzi do was poczta?
    Nabrał powietrza, a później je wypuścił. Zmarszczył brwi z niezadowoleniem patrząc przed siebie.
    - Nie mam pojęcia... - mruknął zniesmaczony - Jak przychodzę leży na biurku.
    Wziął z powrotem telefon do ręki, wybrał numer i starał się zignorować rozbawione spojrzenie Wik.
    - Kiedy przychodzi poczta? - zapytał - No rano kurier. O której się zjawia? Dzięki. - rozłączył się - Zwykle między siódmą, a ósmą - powiedział.
    - Ok więc będę u  Rity jutro o siódmej i zabiorę list jeśli takowy nadejdzie do laboratorium. Im szybciej go zbadają tym szybciej będziesz mógł go przeczytać.
    - Miejmy nadzieję, że nadejdzie. Nie lubię czekać - ruszył niespiesznie w stronę drzwi - Do jutra Wiktorio.
    - Do jutra.
    Wyszedł. Wik siedziała kilka minut bez ruchu patrząc na paznokcie. Jak go Maya określiła? Niepokojący?

    ____________________________________________________________________


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Znacie to uczucie kiedy jesteście powodem czyjegoś uśmiechu? Jest... Niesamowite!!