Siedziała w swoim
gabinecie i poprawiała całe stosy raportów. To była niestety ta
gorsza strona bycia przełożoną, ale póki starała się być
systematyczna nie miała większych problemów. Zapatrzona w monitor
komputera sięgnęła po wibrujący telefon.
- Ta?
- Witaj księżniczko.
Uśmiech pojawił się na
jej ustach.
- Cześć!
- Czy ty też już
tęsknisz tak strasznie jak ja?
Zamarła na chwilę
przypominając sobie, że w zasadzie nie bardzo miała na to czas.
- Jasne, że tak! Staram
się przyzwyczaić do tego, że nie masz zbyt wiele czasu, ale mam
ochotę do ciebie co chwilę dzwonić... - malutkie kłamstewko. Naprawdę miała ochotę kilka razy zadzwonić!
- Śniłaś mi się
dzisiaj - powiedział z rozmarzeniem w głosie. Znowu poczuła się
jakby dostała obuchem w głowę - To był tak strasznie realny sen
księżniczko.
- Co robiliśmy? -
postanowiła chociaż teraz nie myśleć o Panu Poważnym.
- Wygniataliśmy twój
dywan - odparł jakże tajemniczo i otwarcie jednocześnie.
- Jestem w pracy i nie
powinnam się rumienić - zaśmiała się.
- Mmm. Mam nadzieję, że
nie będziesz już gnębiła mojego brata? - powiedział na poły
groźnie, ale z uśmiechem.
- Gnębić? Zajęłam mu
nie więcej niż malutką chwilkę. I odpowiadał mi najkonkretniej
i najpłynniej. Chyba jako jedyny w tej pokręconej kancelarii
potrafił mi spójnie odpowiedzieć na pytania.
- Noo słyszałem, że
Word jest tobą zachwycony!
Oblała się purpurowym
rumieńcem.
- Uwierz mi, że Pan
Wszystko Wiem Najlepiej i Lepiej o Tym Nie Zapominaj jest zachwycony
tylko sobą.
- Mhm i dlatego się za
tobą włóczył cały dzień?
- Czyżbyś był
zazdrosny?
- Piekielnie! -obydwoje
wybuchnęli śmiechem - Muszę już kończyć Wik - żal w jego
głosie był aż nazbyt autentyczny - Będę dzwonił jak tylko
będzie to możliwe, ale nie obiecuję, że często.
- Skoncentruj się na
tym co masz zrobić i wracaj do domu - starała pocieszyć i jego i
siebie.
- Myśl o mnie
księżniczko.
- Będę.
Odłożyła telefon i
zapatrzała się w przestrzeń. Znowu naszła ją nostalgia.
Westchnęła głęboko pełna smutku. Instynkt podpowiadał jej coś
zupełnie innego, ale go zlekceważyła i całą siłą woli
skoncentrowała się na raportach na ekranie komputera.
- Wik? - to Lincoln
wsunął głowę - Hermens właśnie kontaktował się z nijakim
Williamem Tannerem. I chcesz tego posłuchać.
- No dawaj - wszedł i
usiadł na krześle naprzeciwko niej kładąc na biurku urządzenie
do inwigilacji. Włączył guzik play.
" - Tanner nie będę
się mógł z tobą kontaktować w najbliższym czasie - Hermens.
- Co się dzieje? - obcy głos.
- Co się dzieje? - obcy głos.
-Masz to o co cię
prosiłem?
- Tak.
- Wysyłaj tak jak się
umówiliśmy. Tyko szybciej"
Wik zasępiła się nad
nagraniem. No proszę czyżby Pan Nigdy Się Mylę naprawdę się
nie mylił? I czy naprawdę musi być stałym elementem tej
układanki?
- Tanner to też adwokat
prawda?
-I z tego co się
dowiedziałem bardzo wredny i nieprzyjemny adwokat.
- Skombinuj mi numer do
biura Harveya Worda.
- Zaraz ci podam -
wyszedł.
Wik wolała nie mieć
jego prywatnego numeru. Nie chciała się z nim kontaktować. Po
chwili przyszedł mail z numerem telefonu.
- Biuro Harveya Word. W
czym mogę pomóc?
- Cześć Rita tu Wik
Hastings.
- Cześć! Jak postępy?
- No właśnie ja w tej
sprawie. Jest Harvey?
- Niestety właśnie
wyszedł do sądu - miała zasmucony głos.
- A możesz mu
przekazać, żeby podjechał do mnie do biura jak będzie miał
chwilę?
- Jasne! Pojedzie do
ciebie jak tylko skończy rozprawę.
- Dziękuję ci bardzo.
Do usłyszenia Rita.
Rozmawiała właśnie z
Brumerem na temat tego co się dowiedziała i udziale Harveya w
śledztwie, kiedy jedna z agentek przekazała jej, że pan Word
czeka w jej gabinecie.
- Dzięki Cameron. Więc
zgodnie z pana poleceniem idę to pociągnąć dalej - spojrzała w
poważne oczy Brumera.
- Informuj mnie.
Kiedy weszła siedział
na jej fotelu, przy jej biurku i oglądał jej książki ustawione
równiutko na regale.
- Nie wiem jak u was,
ale nawet u nas składziki na miotły są mniejsze - powiedział
kiedy zamknęła za sobą drzwi.
- NAWET u was? -
uśmiechnęła się. Znowu był przyjaznym, zabawnym Harveyem. Może
wygrane sprawy tak na niego działają?
- Widzę, że całkiem
poważnie interesujesz się prawem.
No tak... Miała masę
kodeksów i literatury z czasów studenckich. Zawsze uważała, że
wyglądają tu zdecydowanie lepiej niż w domu.
- To pozostałości po
studiach - powiedziała niedbale - Zresztą do tej pory zdarza mi
się do nich zaglądać.
- Wik Hastings jesteś
prawniczką? - był prawie rozbawiony!
Wik z jednej strony
uznała, że miło jest usłyszeć z jego ust zdrobnienie swojego
imienia, a z drugiej poczuła się mocno urażona. Czyżby z niej
kpił?
- Jak również
specjalistą Italianistyki. I co z tego? Na chwilę obecną jestem
agentem federalnym Harvey i na tym powinniśmy się skupić -
usiadła na kanapie w kącie . Na takiej zwykłej kanapie, nie
olbrzymiej i łypnęła na niego z wyniosłością. Przynajmniej się
starała, żeby tak to wyglądało.
- Dobrze zatem - wstał
powoli obszedł biurko i oparł się o niego pośladkami. Szarą
marynarkę miał rozpiętą, a ręce wetknął swoim zwyczajem w
kieszenie - Dlaczego jesteś agentem federalnym?
- Powiedzmy, że miałam
dobrego motywatora - patrzała na dłonie. Cholera... Wyglądał tak
władczo, że aż jej tym zaimponował.
- Kogoś kto cię
popchnął do takiej decyzji?
Ewidentnie ją
przesłuchiwał i miał przy tym taką minę, że czuła bezwzględne
posłuszeństwo. Co jest?!
- Kim jest William
Tanner? - odpowiedziała pytaniem na pytanie przerywając tą
skrajnie szaloną sytuacje. Harvey zmarszczył brwi.
- Zakałą zawodu
prawnika - wyrzucił bez zastanowienia.
- W jakim sensie? - uff
odpowiadał.
- Jak spojrzysz na
wyniki jego pracy prawdopodobnie będziesz pod wrażeniem jeśli z
kolei przyjrzysz się bliżej uciekniesz ze wstrętem. Przez lata
doszedł do mistrzostwa w manipulacji dowodami, przekrętach i
krzywoprzysięstwach.
- Jakim cudem nie
został... ukarany? - nie do końca wiedziała jak to ubrać w
słowa.
- Na tym właśnie
polega jego mistrzostwo. Jeśli nie ma na coś dowodów to je
spreparuje tak, że są nie do podważenia.
- Stanęliście kiedyś
naprzeciwko siebie w sądzie?
- Kilka razy.
- I?
- No jak to i? Wygrałem
oczywiście.
- Oczywiście... -
wzdycha - Dlaczego? Za słabo oszukiwał?
- Najprawdopodobniej
miał świadomość, że o ile zamydli oczy ławie przysięgłych i
samemu sędziemu mnie nie oczaruje. Bał się, że jeżeli
zaryzykuje zdemaskuje go - ależ on był miażdżąco pewny siebie -
Dlaczego o nim rozmawiamy?
- Bo chyba przestał się
bać - Wik położyła na stole małe urządzenie, które trzymała
do tej pory w dłoni i włączyła nagranie. Obserwowała minę
Harveya i z rozdrażnieniem stwierdziła, że nie jest ani trochę
poruszony.
- Myślisz, że chodzi o
skradziony dokument? - zapytał bez większej afery.
- Jestem tego pewna.
Dlatego musimy teraz zachować szczególną ostrożność. Jeśli
dostaniesz cokolwiek podejrzanego, a przynajmniej od Tannera nie
otwieraj. Najpierw technicy zdejmą wszystkie możliwe ślady.
Pokiwał tylko głową.
Wcale nie był zszokowany tym co się działo. Był bardzo
zaintrygowany i wyglądał jakby się już nie mógł doczekać
jakie kroki poweźmie strona przeciwna. Wik przemknęło przez myśl,
że wygląda teraz jak rekin, który upatrzył zdobycz. Zadzwonił
mu telefon.
- Tak? - odebrał nawet
nie patrząc na wyświetlacz - Cześć kochanie - głos mu nagle
zmiękł. Wik zamarła patrząc na kolana. Jakże mogłaby
przypuszczać, że taki facet jest sam!
- Nati przyjeżdżaj
kiedy tylko masz na to ochotę i nie pytaj mnie o pozwolenie -
zaśmiał się. Kim do diabła jest ten porażająco przystojny,
miły mężczyzna i co zrobił z Harveyem Wordem?! - dudniło jej w
głowie, kiedy podniosła wzrok. Dopiero po chwili zdała sobie
sprawę, że gapi się na niego z otwartymi ustami i szybko spuściła
wzrok znowu na kolana.
- Naprawdę słonko to
doskonale! Koniecznie musimy to jakoś uczcić - Wik wzięła ze
stołu katalog Louboutina i zaczęła go kartkować.
- Muszę kończyć Nati.
Mam po ciebie przyjechać?... To chociaż wyślę Trevora. Dobrze do
zobaczenia wieczorem słonko - odłożył telefon na stół. Wik
nadal kartkowała katalog i zatrzymała się na swoim ulubionym
modelu, który swoją drogą założyła na przesłuchania wczoraj
do kancelarii.
- Będziesz teraz
oglądała buty? - O! Wrócił pan mecenas!
Spojrzała na niego z
olbrzymim szokiem i urazą. Przytuliła katalog do piersi w
obronnym, matczynym geście.
- Nie nazywaj ich tak! -
syknęła zraniona. Harvey zrobił najpierw zdezorientowaną minę,
a później się roześmiał.
- Wiesz co? Wychodzę z
założenia, że im bardziej kobieta inteligentna tym bardziej
pokręcona.
- Czy pan mnie właśnie
obraził mecenasie? - przechyliła głowę i wplątała palce we
włosy drapiąc się po głowie jakby się nad tym zastanawiała.
Jakoś bardzo jej zależało, żeby się znowu uśmiechnął. Ale
niestety jego mina tężała kiedy patrzał... Chwileczkę na co on
patrzał?? Czy on się właśnie gapił na jej usta? Zarumieniła
się przełykając ślinę.
- Absolutnie nie -
odezwał się po chwili - Proszę to potraktować jako komplement
agentko Hastings.
Nastała chwila ciszy w
czasie której Wik z nabożną czcią odłożyła katalog na stół,
a Harvey przyglądał jej się z nic nie wyrażającym wyrazem
twarzy.
- Więc co postanawiamy?
- potarł brodę.
- Kiedy przychodzi do
was poczta?
Nabrał powietrza, a
później je wypuścił. Zmarszczył brwi z niezadowoleniem patrząc
przed siebie.
- Nie mam pojęcia... -
mruknął zniesmaczony - Jak przychodzę leży na biurku.
Wziął z powrotem
telefon do ręki, wybrał numer i starał się zignorować
rozbawione spojrzenie Wik.
- Kiedy przychodzi
poczta? - zapytał - No rano kurier. O której się zjawia? Dzięki.
- rozłączył się - Zwykle między siódmą, a ósmą -
powiedział.
- Ok więc będę u Rity jutro o siódmej i zabiorę list jeśli takowy nadejdzie do
laboratorium. Im szybciej go zbadają tym szybciej będziesz mógł
go przeczytać.
- Miejmy nadzieję, że
nadejdzie. Nie lubię czekać - ruszył niespiesznie w stronę drzwi
- Do jutra Wiktorio.
- Do jutra.
Wyszedł. Wik siedziała
kilka minut bez ruchu patrząc na paznokcie. Jak go Maya określiła?
Niepokojący?
____________________________________________________________________
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Znacie to uczucie kiedy jesteście powodem czyjegoś uśmiechu? Jest... Niesamowite!!