Mija dobra godzina, kiedy
słuchając nokturnów kończę przyrządzać pieczonego dorsza z
warzywami na parze.
- Co tak ładnie
pachnie?! - Nathalie przechyla się przez futurystycznie powyginaną
barierkę na górze - Myślałam, że pojechaliście razem!
- Nie twój tata
pojechał sam. To znaczy z Trevorem.
Zbiega na dół i staje
przy blacie obok mnie.
- Dlaczego mnie nie
zawołałaś? Pojawiła się nadzieja, że ktoś mnie w końcu
nauczy gotować i nie chcę przegapić żadnej lekcji!
- Ok.
Sprawdzam rybę i nalewam
do szklanek świeży sok z pomarańczy. Rozkładam na stole nakrycie
dla trzech osób.
- Cześć Trevor! Masz
tam gdzieś tatę, bo nie odbiera telefonu - słyszę głos
Nathalie. Powinno mnie to zmartwić?
- Aha. Wiesz za ile może
skończyć?... Ok poczekam...
Co się mogło
przydarzyć, że Harvey nie odbiera telefonu?
- Dobrze... -
zawiedziony głos dziewczyny nie wróży niczego miłego - Przywieź
go jak najszybciej! Dzięki.
- Mam nakryć na dwie
osoby?
- Bardzo nas przeprasza,
ale zejdzie mu dłużej niż zakładał - recytuje wzruszając
ramionami. Chcąc nie chcąc zasiadamy we dwie do obiadu. Odpowiadam
na milion pytań odnośnie przyrządzenia i pieczenia ryby, która
okazała się całkiem smaczna. Po obiedzie Nati wstawia naczynia do
zmywarki, a ja zawijam w folię aluminiową porcję Harveya i
wkładam do lodówki. Przenosimy się na kanapę i włączamy
telewizor. Trafiamy na emisję Shreka i śmiejemy się do łez z
gagów. Kiedy się kończy za oknem jest zupełnie ciemno, a Harveya
nadal nie ma...
- Myślisz, ze ma jakieś
kłopoty z tym gościem, który zaatakował babcie? - pyta Nati.
- Myślę, że to ten
facet ma kłopoty z nim...
Śmiejemy się obie i
wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że mnie to wcale nie
bawi...
- Idę na górę mam
stos nauki z fizyki... Kwanty wypalają mi dziury w mózgu.
- Mój ojciec byłby
zachwycony.
- Był fizykiem?
- Mhm. I uwielbiał
kwanty...
Mówiąc to nie miałam
pojęcia co oznacza błysk w oku Nathalie. Godzinę później
wiedziałam, że będę uważała na każdy jej błysk. Siedziałyśmy
zasypane podręcznikami i notatkami na miękkim, futrzanym dywanie w
gabinecie Harveya, a z gramofonu sączył się słodki głos Elli Fitzgerald.
- Czyli ten wektor w
przestrzeni Hilberta to stan czysty? - dopytuje się Nathalie.
- Stan czysty to tylko
taka idealizacja kwantowa .Raczej się nie zdarza. W naturze nie ma
czegoś takiego jak ideał. Rozumiany w sposób schematyczny...
Rozumiesz co mam na myśli? Bo w tym miejscu fizyka zakrawa na
filozofię, a na tym się nie znam - siedzę po turecku, a Nati leży
na brzuchu.
- Ale jeśli o tej
cząstce mamy pełna informację to wtedy to stan czysty tak?
- Tak.
- To naprawdę ciekawe...
- mruczy z niedowierzaniem.
- Ciekawe?! Teoria
względności to podstawa wszelkich zjawisk. To pragmatyzm fizyki i
chemii. Jeśli ją zrozumiesz zaczniesz ją dostrzegać dookoła. To
naprawdę niesamowite.
- Zdaje się, że
dopiero teraz to zauważyłam. Jej... cała
zdrętwiałam...- podnosi się na kolana.
- W poniedziałek to
rozruszamy - uśmiecham się znad grubego tomu "Fizyki Kwantowej".
- Tata! - Nati
podskakuje i siada równiutko na piętach. Odwracam się szybko w
stronę drzwi. Harvey stoi w progu swobodnie oparty ramieniem o ramę
drzwi. Rozwiązany krawat zwisa mu po obu stronach szyi, a marynarkę
trzyma w ręce. Na ustach igra mu uśmiech.
- Wychodzę na chwilę,
a tu taka naukowa impreza! Zostawić was same... - kręci głową z
zawiedzioną miną.
- Na chwilę? Nie było
cię pół dnia! Stało się coś czym powinnam się martwić?
Nigdy się nie
przyzwyczaję jakie to dziecko jest dojrzałe...
- Absolutnie nic
niepokojącego. Zło znowu przegrało - mówi łagodnym tonem - Cały
dzień tu siedzicie?
- Najpierw obejrzałyśmy
Shreka!
- Shrek tak was nakręca?
- Oj żebyś wiedział!
Idę to zanieść na górę - zbiera notatki i wychodzi całując
Harveya w policzek. Piękny obrazek... Podnoszę się powoli i
odkładam ciężki tom na biurko. Odwracam się do mojego cudownego
mężczyzny wpatrującego się we mnie intensywnie.
- Ella? - mruczy cicho.
- Pewnie, że Ella -
podchodzę, kładę mu dłonie na piersi i całuje w policzek. Mogę tak cały czas!
- Zmęczony?
- Nie.
Kłamczuch!
- Jadłeś coś?
- Nie.
- Musisz umierać z
głodu! Zaraz coś ci przygotuje!
Łapie mnie za rękę
zanim zdążę się oddalić.
- Najpierw się
przywitaj - popycha mnie na otwarte drzwi, które uderzają o ścianę
i całuje płomiennie. Tracę oddech od energii eksplodującej we
mnie. Oplatam go mocno ramionami i trzymam kurczowo, kiedy jego
język szaleje w moich ustach. Kończy tak szybko jak zaczął i
odsuwa się o krok podtrzymując mnie asekuracyjnie.
- Lepiej. A teraz do
kuchni - mówi rozkazująco, ledwo powstrzymując śmiech. Chyba
wszystko w porządku, skoro tak tryska humorem. Mrużę oczy
mściwie.
- Przypalę rybę - syczę
z wypiekami na policzkach. Mijam go i siarczysty klaps ląduje na
mojej pupie.
- I warzywa też -
dodaje prawie uciekając ze śmiechem.
Odgrzewam rybę i otaczam
warzywa w panierce podsmażając je na patelni. Kiedy odwracam się
z talerzem Harvey już grzecznie czeka przy stole. Biedak musiał
naprawdę zgłodnieć.
- I jak tam Demming? -
pytam mieszając sok tak, aby miąższ uniósł się z powrotem do
góry.
- Znacie się?
- Nie, ale to były
partner Juana - siadam po drugiej stronie stołu - Podobno to dobry
glina
Kiwa powoli głową
nabijając na widelec brokuła.
- Konkretny facet.
Wyobraź sobie, że ten szaleniec, który strzelał chciał się
wykręcić chorobą psychiczną. Ściągnął nawet adwokata...
- I co się stało? -
opieram się łokciami o stół.
- No jak to co? - patrzy
na mnie z uśmiechem - Przybyłem w porę.
Uśmiecham się czule.
- Mój ty bohaterze - i
nagle zdaje sobie sprawę, że nie pozwalam mu zjeść - Najedz się
teraz, żebyś nie stracił czasami swoich super mocy.
- Spokojnie - odpowiada
nonszalancko - To wrodzone - wzrusza ramionami - Po prostu taki już
jestem.
Wybucham śmiechem na co
odpowiada mi swoją stoicką miną. Ale głęboko na dnie oczu
ukrywa serdeczny uśmiech i jestem bardzo zadowolona, że potrafię to
dostrzec. Mój telefon porzucony gdzieś po środku stołu zaczyna
wibrować i obydwoje zwracamy na niego uwagę. Zamieram zupełnie
nie wiedząc jak się zachować. To Dominik. Mój superbohater,
którego - odpukać - nie opuszcza stoicyzm sięga po telefon i
podsuwa mi go pod rękę.
- Daj mi zjeść kobieto
- mówi i zabiera się za rybę. Biorę telefon, przechodzę do
części salonowej. Nie ma dla mnie znaczenia, czy Harvey będzie
mnie słyszał, czy nie, ale wolę na niego nie patrzeć.
- Słucham - odbieram.
- A więc jednak
żyjesz... Zaczynałem się martwić - pewny siebie i bezczelny ton.
Tak bardzo znajomy.
- Po dwóch tygodniach
mojego milczenia? Gratuluje refleksu - to zadziwiające jak szybko
przeskakuje w tryb Dominikowy. Złośliwego kąsania, które w
efekcie poprawia nastrój i bawi.
- Już mi tak zostało
po Hiszpanii. Wiesz...
- Co masz zrobić
dzisiaj, zrób jutro? - wchodzę mu w słowo siadając na kanapie i
podkurczając nogi pod siebie.
- Jak ty mnie świetnie
rozumiesz - cichy śmiech.
- Nie wkręcaj się.
Chcesz czegoś, bo nie mam czasu? - do rzeczy!
- Zawsze lubiłem jak
byłaś taka ostra...
- Rozumiem, że coś się
zmieniło?
- Poczułem jak to jest,
kiedy miękniesz - uwodzicielski głos wymieszany z czymś
jeszcze...
- Do rzeczy! - upominam.
- Możemy się spotkać?
- Po co?
- Chcę ci wszystko
wyjaśnić. Zrobisz z tą wiedzą co tylko chcesz, ale muszę ci
wszystko powiedzieć.
- Chcesz oczyścić
sumienie?
- Nie jestem naiwny
księżniczko - znowu ten cichy śmiech przypominający pomruk -
Wiem, że to się tak łatwo nie odbywa, ale chciałbym, żebyś mi
dała szanse spróbować.
- Kiedy?
- Teraz?
- Jutro w południe.
Gdzie?
- Wybierasz bezpieczną
godzinę, więc podążając twoim torem wybierzmy bezpieczne
miejsce... Central Park koło fontanny?
- Ok - rozmawia mi się
lżej niż sądziłam - Czy coś jeszcze?
- Bardzo jesteś na mnie
wściekła? - widzę teraz jego skruszoną minę. Widzę jak
marszczy nos i spuszcza głowę w sposób tak charakterystyczny dla
niego. Uśmiecham się na samą myśl.
- Nie bardzo - mówię
już swobodniej.
- Jesteś teraz z nim?
Przełykam ślinę i
mimowolnie zerkam na Harveya. Nadal siedzi nad talerzem tyle, że
wyczarował skądś gazetę i zdaje się być mocno pochłonięty
artykułem.
- Tak - odpowiadam nie
wahając się dłużej. Odpowiada mi cisza...
- Ale mimo to chcesz się
ze mną spotkać - w końcu się odzywa.
- Nie przekręcaj faktów
to ty chcesz się spotkać ze mną.
- No tak... - śmieje
się kpiąco - Dobranoc księżniczko. Postaraj się wyspać -
sygnał. Rozłączył się drań. Co on sobie wyobraża bezczelny! I
nagle robi mi się go szkoda. Zupełnie absurdalne uczucie, ale
przecież Dominik to w gruncie rzeczy dobry człowiek... Pokręcony
na maksa, ale dobry.
- O której jutro
jedziemy do babci? - głos Nathalie wyrywa mnie z zamyślania. Znowu
przechyla się przez barierkę.
- Koło południa! -
odkrzykuje jej Harvey
- W takim razie idę już
spać!
- Dobranoc słonko!-
unosi jedną rękę drugą zwijając gazetę.
- Ale najpierw
porozmyślam jeszcze o Einsteinie!
- I niech kwanty będą
z tobą! - odpowiadam jej i śmiejemy się obie.
- Dobranoc! - trzask
drzwiami i już jej nie ma.
Zwracam wzrok na Harveya,
który przypatruje mi się prześwietlając na wskroś. Słyszał
wszystko. Musiał słyszeć, bo w ogóle nie dbałam o prywatność.
- Chodź tu - wyciąga
do mnie rękę nie wstając od stołu. Podchodzę nie do końca
pewna, czego teraz ode mnie oczekuje. Na pewno nie przypuszczałam, że
posadzi mnie sobie na kolanach i pocałuje leciutko.
- Chcesz o tym
porozmawiać?
Trzyma mnie jak małą
dziewczynkę odgarniając pasemko z czoła.
- Umówiłam się z nim
jutro w południe w Central - chcę to mieć już za sobą...
- Mówił czego chce?
- Wyjaśnić wszystko -
wzruszam ramionami.
- Czy to może coś
zmienić?
- Pewnie poczuje się
lepiej i będzie mógł z uśmiechem iść przez życie.
- Wiesz, że nie musisz
się z nim spotykać jeśli nie chcesz?
- Ale dobrze jest
ostatecznie zamykać sprawy skończone - cytuje go na marne łudząc
się, że się uśmiechnie.
- Bardzo mądra z ciebie
dziewczyna wiesz?
- Nie będziesz zły,
jeśli się z nim spotkam?
- Nie. Byłaś grzeczna
w klubie... staram ci się ufać.
- Więc muszę
podziękować Mayi za rekomendacje - śmieje się,
- Tak - jego wzrok jest
nieco mroczny - Ale wiedz, że jeśli powiesz nie, a on nadal tego
nie zrozumie, załatwię to na swój sposób - i to już otwarcie
brzmi groźnie.
- Jestem pewna, że uda
mi się to załatwić - mówię ugodowym tonem - Czy ty uważasz, że
on mnie może przekonać? - wodzę palce po brzegach jego koszuli i
rozpinam dodatkowy guzik, żeby widzieć włoski. O, tak jest
doskonale. Moje ciało zupełnie bez mojej ingerencji zaczyna się
wiercić.
- Jako dobry strateg
muszę brać wszystkie opcje pod uwagę - odpowiada nie wzruszony
moimi zabiegami.
- Myślisz, że
zrezygnowałabym z ciebie? - dotykam opuszkami włosków i widzę na
nadgarstku przyspieszony puls. Czuję, że moje wszystkie
zakończenia nerwowe ożyły i wysuwają się w jego stronę.
- Nie wiem co Dominik ma
ci do zaoferowania, ale myślę, że nic ponad to co ja ci mogę dać
- jest nadal bardzo mroczny i nie mogę go za nic rozgryźć.
- A co ty masz mi do
zaoferowania? - pochylam się bliżej i jest zupełnie oczywiste co
chce mu zasugerować. Zapach jego skóry uderza mi w nozdrza i już
nie potrafię spokojnie oddychać.
- Wszystko maleńka.
Czego sobie tylko życzysz.
Cholera nadal jest
zupełnie spokojny, podczas, kiedy ja za chwilę dojdę od samego
dotykania go. Nachodzi mnie pewna myśl i uśmiecham się
przebiegle.
- Więc bierzesz pod
uwagę opcję, że jutro mogę do ciebie nie wrócić? - przeczesuje
mu włosy. Są tak przyjemne w dotyku.
- Zawsze muszę brać
taką opcję pod uwagę. Nie jesteś moją własnością - jego ręka
zjeżdża z moich pleców na pośladek. No nareszcie!
- Doskonale. Więc
pieprz mnie tak jakby to miał być nasz ostatni raz - szepcze z
ustami w jego włosach. Słyszę i czuję jak nabiera powietrza i
wypuszcza je ciężej niż normalnie. To działa! Uwiodłam
Harveya!! Wplątuje dłoń w moje włosy i odciąga mi głowę
tak, żeby mnie widzieć. W jego oczach jest coś takiego, że
zaciskam mocniej nogi.
- Czyli mam cię
wypieprzyć tak, żebyś mnie zapamiętała na długo? - pyta
zmienionym głosem.
O kuźwa! Robi mi się
prawie słabo kiedy sens tych słów w pełni do mnie dociera.
Rozchylam usta, żeby złapać więcej powietrza.
- Mam to zrobić? Musisz
mi powiedzieć.
- Tak.
Jezu ja dysze! Jestem już
tak podniecona, że w zasadzie nie musi robić zbyt wiele.
- Chcesz tego? - patrzy
mi głęboko w oczy, a ja nie jestem w stanie uwolnić się od tego
spojrzenia.
- Tak - dźwięk ledwo
wydobywa się z moich ust. Dyszę ciężko i cała zamieniam się w pragnienie.
- Ale odpowiesz mi na
kilka pytań dobrze?
Mrugam szybko oczami.
- Teraz?
- W trakcie. Wystarczy
tak lub nie. To mój jedyny warunek.
Potakuje.
- Więc chodźmy na
górę.
Wstaje niepewnie i równie
niepewnie robię pierwszy krok. Nie udaje mi się postawić
drugiego, bo silna ręka podcina mi nogi, a druga łapie w pasie.
Harvey niesie mnie w objęciach sprawnie i szybko pokonując schody
i docierając do sypialni. Stawia mnie przy łóżku i wraca do
drzwi. Przekręca zamek, który przeskakuje bezdźwięcznie.
No tak Nathalie. Muszę pamiętać, że nie jesteśmy sami...
- Nie usłyszy nas -
mówi znowu doskonale odgadując moje myśli.
- Jak to?
- Powiedzmy, że
zabezpieczyłem się na taką ewentualność... - idzie do mnie
powoli rozpinając koszulę. Krew dudni mi w uszach, kiedy
zatrzymuje się krok przede mną i zrzuca ją na ziemię. Wyciąga
ręce i zaczesuje mi włosy do tyłu - Bardzo lubię kiedy są
rozpuszczone - mruczy - Moje pierwsze pytanie - robi krótką pauzę
i przybliża się do mnie maksymalnie. Dotykam jego brzucha i
wyraźnie czuję pod palcami gęstniejące włoski im niżej
zjeżdżam - Gotowa? - potakuje lekko - Czy Dominik wiedział, że
można cię tym doprowadzić do szaleństwa? - zanim dotrze do mnie co powiedział pochyla się i przejeżdża językiem od
mojego obojczyka przez szyję do ucha i przygryza jego płatek.
Moje dłonie z jego paska biegną na plecy, a paznokcie wbijają się
w skórę. Jęczę głośno, a pieszczota jest prawie nie do
wytrzymania. Nagle przerywa i patrzy na mnie - Musisz mi odpowiadać
maleńka. Bo przestanę - kurcze jakie było pytanie?!
- Czy Dominik też lubił
pieścić szczególnie to miejsce? - pyta z prawdziwą burzą w
oczach.
- Dlaczego mnie o to
pytasz? - niemożliwe, że w tak intymnej sytuacji jest mnie w
stanie zawstydzić.
- Ważę swoje szanse.
- Nie - czuję
niecierpliwość - Chyba nie.
- Dobrze.
Ściąga ze mnie bluzkę
i rozpina mi spodnie.
- Ściągaj je -
mruczy i odsuwając się o krok zaczyna rozpinać swoje - Tylko
spodnie - zaznacza, w czasie kiedy jego spodnie i bielizna lądują
na ziemi. Staram się jak najzgrabniej wyjść ze swoich i udaje mi
się to o dziwo bez upadku.
- Załóż buty.
Zakładam na powrót
czerwone szpilki i staje przed nim w srebrnej bieliźnie.
- Pięknie - uśmiecha
się zadowolony - Masz niesamowite ciało. I taką gładką skórę
- przejeżdża wierzchem dłoni po moim brzuchu, a ja zachłystuje
się powietrzem. Kontakt jego skóry z moją jest elektryzujący -
Połóż się - wydaje polecenie. Kładę się na zimnej pościeli i
podpieram na łokciach żeby go widzieć. Klęka obok mnie, pochyla
się i całuje mnie w brzuch. Wyginam się przysuwając bliżej jego
twarzy. Nie wiem jak to możliwe, że jestem aż tak podniecona.
Całe ciało mi omdlewa tylko po to, żeby pod jego dotykiem ożywać.
Zsuwa mi ramiączka biustonosza, łapie w zęby miseczkę i ściąga
ją powolutku nosem trącając sutka. Och jakie to stymulujące! To
samo robi z drugą miseczką i patrzy z góry na moje piersi. Moje ręce odmówiły posłuszeństwa i leżę teraz
płasko na plecach. Pochyla się ponownie i zaczyna pieścić moje piersi. Ciągnie palcami, liże i przygryza. Kręci mi się w
głowie i wije się szaleńczo kiedy mięśnie w moim podbrzuszu
zaciskają się dziko.
- Harvey! - ciągnę go
za włosy oplatając nogami. Nie wiem kiedy to się stało, ale leży
teraz pomiędzy nimi.
- Zadziwiająco dobrze
prawda? - mruczy jak dzikie zwierze - Dojdziesz w ten sposób Wik -
stwierdza. Ja to? - Co powiesz na to?
Kiedy zaczyna rolować pomiędzy palcami moje sutki pieszczota jest tak intensywna, że zaczynam krzyczeć. Bardzo głośno krzyczeć. Ale kiedy dopada mnie orgazm głos więźnie mi w gardle i mogę już tylko chłonąć i być pochłanianą. To niesamowite! Jakim cudem to zrobił?! Otwieram oczy i widzę jego piękną uśmiechniętą twarz tuż nad moją. Odgarnia mi włosy z twarzy takim czułym gestem.
Kiedy zaczyna rolować pomiędzy palcami moje sutki pieszczota jest tak intensywna, że zaczynam krzyczeć. Bardzo głośno krzyczeć. Ale kiedy dopada mnie orgazm głos więźnie mi w gardle i mogę już tylko chłonąć i być pochłanianą. To niesamowite! Jakim cudem to zrobił?! Otwieram oczy i widzę jego piękną uśmiechniętą twarz tuż nad moją. Odgarnia mi włosy z twarzy takim czułym gestem.
- I tu nasuwa się
kolejne pytane, na które już znam odpowiedź - całuje mnie lekko
- Czy Dominik wpadł chociaż raz na to jak wrażliwa jesteś? Nie musisz odpowiadać. To aż nazbyt oczywiste - sięga
pomiędzy nogi i wbija we mnie palec. Reaguje zaciskając
dłoń na jego ramieniu.
- Rozpływasz się od
tych przyjemności - mówi tak uwodzicielsko... - Teraz moja kolej -
unosi się nieco i jednym ruchem przewraca mnie na brzuch. Klęka u
podnóża moich stóp i masuje mi nogi coraz wyżej i wyżej, aż
dociera do pupy. Zaczyna ją na przemian głaskać i ugniatać. To
bardzo pobudzające. Znowu oddycham szybko. Wsuwa we mnie palce i
wysuwa przesuwając do tyłu... TAM!
- Czy Dominik zajął
się odpowiednio twoim boskim tyłeczkiem? - pyta ochrypłym głosem
nie przerywając ruchu. Czy on mnie tam... nawilża?!! Spinam się
lekko - Odpowiedz!
- Nie - sama słyszę w
moim głosie niepewność.
- Czy dobrze myślę, że
jeszcze nikt tego nie zrobił? - pochyla się tuż nad moją twarzą
- A ja to zrobię któregoś dnia. Jeśli zostaniesz... -
przekracza mnie i w jednej chwili jest już we mnie. Nie jest
delikatny, nie dba o mój komfort. Po prostu się zaspokaja.
Dlaczego tak mi się to podoba? Odpowiedź napływa bardzo szybko.
- Ostatnie pytanie
słonko - zwalnia na chwilę - Czy Dominik wiedział, że lubisz
ostre, perwersyjne pieprzenie?
Co lubię?! Siarczysty
klaps jaki spada na moje pośladki wywołuje coś zupełnie
nieprzewidzianego. Ból niosący fale rozkoszy... Co do cholery?!!
- Potrafił ci sprawić
taki ból, żebyś błagała o więcej? - naciera na mnie, a moja
pupa wypina się jeszcze bardziej w jego stronę - Pytam, czy cię
tak pieprzył?!
- Nie - jęczę słabo.
Dlaczego w tym seksie jest tyle Dominika?
- To dobrze, bo bym go
zabił gdyby cię uderzył - i wbija się we mnie całą swoją
długością, a ja krzyczę z twarzą ukrytą w pościeli. Moje
dłonie zaciskają się na kołdrze. Pomiędzy każdym pchnięciem
bolesny klaps spada to na mój lewy to prawy pośladek. Piekący ból
jest szybko uzupełniany odurzającym pchnięciem i po chwili już
nie jestem w stanie odróżnić jednego od drugiego. Jestem jednym
wielkim bólem i rozkoszą w jednym. Czuję łzy pod powiekami.
- Chcesz, żebym
przestał?
Nie słyszałam jeszcze
takiego podniecenia w jego głosie i to mnie przekonuje ostatecznie.
- Nie - wysuwam pupę do
góry opierając się na łokciach.
- Wiedziałem...
Wiedziałem - i zaczyna mnie pieprzyć jak jeszcze nikt tego nie
robił. Tracę poczucie rzeczywistości, tracę kontrolę nad tym co
robi moje ciało, tracę oddech, tracę wszystko. Wszystko trzyma
on. Tuż po kolejnym klapsie tym razem już słabszym ale
odczuwalnym równie mocno przez obolałą skórę potężny orgazm
zupełnie mnie powala. Orgazm który trwa i trwa! Nie wiem co się
dzieje dookoła. Nie wiem ile leżę prawie bez przytomności. Jak
przez mgłę czuję obejmującego mnie Harveya. Ledwo czuję
pocałunki na plecach. Chcę spać. Dopiero coś zimnego na pupie
powoduje, że otwieram oczy.
- Twoja pupa jest
cudownie różowa - jest zadowolony i wmasowuje mi coś w nią.
Ledwo jej dotyka, a ja i tak się krzywię.
- Może cię jutro
trochę boleć... - mruczy jakby przepraszająco. Przeciągam się
odwracając twarz w jego stronę.
- Fantastycznie się
spisałaś - całuje mnie w policzek. W jego twarzy nastąpiła
jakaś zmiana. Jest spokojniejszy, bardziej zrelaksowany, jakby
jaśniejszy.
- To było... nie wiem
jak to określić - mam zachrypnięty głos. Znowu się uśmiecha.
- Czyżbyś odnalazła w
końcu brakujący element?
- Skąd wiesz? Skąd
znasz takie rzeczy? - słyszę w swoim głosie zachwyt.
- Dokładnie wiem czego potrzebujesz - przeczesuje mi włosy - Potrzebujesz mnie.
Unoszę się na łokciach
i patrze na niego.
- Ale ja się lubię
tulić! Lubię spędzać długie wieczory na kanapie w twoich
objęciach, lubię się trzymać za ręce i wszystkie te bzdury,
które sprawiają, że to co robiliśmy staje się tak odległe i
tak nierzeczywiste... - przełykam ślinę i znowu się krzywię.
- Zdarłaś je
trochę - uśmiecha się słodko. Odruchowo zerkam w stronę drzwi -
Nie słyszała ani szmeru - uspokaja mnie gładząc po włosach -
Lubisz się tulić?
- Mhm.
- Więc chodź tu -
wyciąga rękę i bez wahania kładę mu głowę na ramieniu
wtulając się w rozkoszny i bezpieczny Harveyowy zapach - Będziemy
się też tulić. Wszystkie twoje potrzeby będą zaspokojone -
szepcze, i przykrywa mnie kołdrą, a ja po chwili zapadam w głęboki,
twardy sen. Bez koszmarów, ani żadnych innych odmian snu. Bezsenny
sen... W ciepłym i bezpiecznym miejscu. Na szczycie świata z
małymi ludźmi u stóp. W ramionach mężczyzny, którego kocham.
Co za ogień!! Czytałam bez tchu :D Dajesz więcej!!!!!
OdpowiedzUsuńPaula
He he! Ja bez tchu pisałam :)
Usuń