wtorek, 15 stycznia 2013

SPICY Rozdział 29

    Mija dobra godzina, kiedy słuchając nokturnów kończę przyrządzać pieczonego dorsza z warzywami na parze.
    - Co tak ładnie pachnie?! - Nathalie przechyla się przez futurystycznie powyginaną barierkę na górze - Myślałam, że pojechaliście razem!
    - Nie twój tata pojechał sam. To znaczy z Trevorem.
    Zbiega na dół i staje przy blacie obok mnie.
    - Dlaczego mnie nie zawołałaś? Pojawiła się nadzieja, że ktoś mnie w końcu nauczy gotować i nie chcę przegapić żadnej lekcji!
    - Zapamiętam - odpowiadam z uśmiechem - Zadzwoń do taty i zapytaj za ile będzie.
    - Ok.
    Sprawdzam rybę i nalewam do szklanek świeży sok z pomarańczy. Rozkładam na stole nakrycie dla trzech osób.
    - Cześć Trevor! Masz tam gdzieś tatę, bo nie odbiera telefonu - słyszę głos Nathalie. Powinno mnie to zmartwić?
    - Aha. Wiesz za ile może skończyć?... Ok poczekam...
    Co się mogło przydarzyć, że Harvey nie odbiera telefonu?
    - Dobrze... - zawiedziony głos dziewczyny nie wróży niczego miłego - Przywieź go jak najszybciej! Dzięki.
    - Mam nakryć na dwie osoby?
    - Bardzo nas przeprasza, ale zejdzie mu dłużej niż zakładał - recytuje wzruszając ramionami. Chcąc nie chcąc zasiadamy we dwie do obiadu. Odpowiadam na milion pytań odnośnie przyrządzenia i pieczenia ryby, która okazała się całkiem smaczna. Po obiedzie Nati wstawia naczynia do zmywarki, a ja zawijam w folię aluminiową porcję Harveya i wkładam do lodówki. Przenosimy się na kanapę i włączamy telewizor. Trafiamy na emisję Shreka i śmiejemy się do łez z gagów. Kiedy się kończy za oknem jest zupełnie ciemno, a Harveya nadal nie ma...
    - Myślisz, ze ma jakieś kłopoty z tym gościem, który zaatakował babcie? - pyta Nati.
    - Myślę, że to ten facet ma kłopoty z nim...
    Śmiejemy się obie i wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że mnie to wcale nie bawi...
    - Idę na górę mam stos nauki z fizyki... Kwanty wypalają mi dziury w mózgu.
    - Mój ojciec byłby zachwycony.
    - Był fizykiem?
    - Mhm. I uwielbiał kwanty...
    Mówiąc to nie miałam pojęcia co oznacza błysk w oku Nathalie. Godzinę później wiedziałam, że będę uważała na każdy jej błysk. Siedziałyśmy zasypane podręcznikami i notatkami na miękkim, futrzanym dywanie w gabinecie Harveya, a z gramofonu sączył się słodki głos Elli Fitzgerald.
    - Czyli ten wektor w przestrzeni Hilberta to stan czysty? - dopytuje się Nathalie.
    - Stan czysty to tylko taka idealizacja kwantowa .Raczej się nie zdarza. W naturze nie ma czegoś takiego jak ideał. Rozumiany w sposób schematyczny... Rozumiesz co mam na myśli? Bo w tym miejscu fizyka zakrawa na filozofię, a na tym się nie znam - siedzę po turecku, a Nati leży na brzuchu.
    - Ale jeśli o tej cząstce mamy pełna informację to wtedy to stan czysty tak?
    - Tak.
    - To naprawdę ciekawe... - mruczy z niedowierzaniem.
    - Ciekawe?! Teoria względności to podstawa wszelkich zjawisk. To pragmatyzm fizyki i chemii. Jeśli ją zrozumiesz zaczniesz ją dostrzegać dookoła. To naprawdę niesamowite.
    - Zdaje się, że dopiero teraz to zauważyłam. Jej... cała zdrętwiałam...- podnosi się na kolana.
    - W poniedziałek to rozruszamy - uśmiecham się znad grubego tomu "Fizyki Kwantowej".
    - Tata! - Nati podskakuje i siada równiutko na piętach. Odwracam się szybko w stronę drzwi. Harvey stoi w progu swobodnie oparty ramieniem o ramę drzwi. Rozwiązany krawat zwisa mu po obu stronach szyi, a marynarkę trzyma w ręce. Na ustach igra mu uśmiech.
    - Wychodzę na chwilę, a tu taka naukowa impreza! Zostawić was same... - kręci głową z zawiedzioną miną.
    - Na chwilę? Nie było cię pół dnia! Stało się coś czym powinnam się martwić?
    Nigdy się nie przyzwyczaję jakie to dziecko jest dojrzałe...
    - Absolutnie nic niepokojącego. Zło znowu przegrało - mówi łagodnym tonem - Cały dzień tu siedzicie?
    - Najpierw obejrzałyśmy Shreka!
    - Shrek tak was nakręca?
    - Oj żebyś wiedział! Idę to zanieść na górę - zbiera notatki i wychodzi całując Harveya w policzek. Piękny obrazek... Podnoszę się powoli i odkładam ciężki tom na biurko. Odwracam się do mojego cudownego mężczyzny wpatrującego się we mnie intensywnie.
    - Ella? - mruczy cicho.
    - Pewnie, że Ella - podchodzę, kładę mu dłonie na piersi i całuje w policzek. Mogę tak cały czas!
    - Zmęczony?
    - Nie.
    Kłamczuch!
    - Jadłeś coś?
    - Nie.
    - Musisz umierać z głodu! Zaraz coś ci przygotuje!
    Łapie mnie za rękę zanim zdążę się oddalić.
    - Najpierw się przywitaj - popycha mnie na otwarte drzwi, które uderzają o ścianę i całuje płomiennie. Tracę oddech od energii eksplodującej we mnie. Oplatam go mocno ramionami i trzymam kurczowo, kiedy jego język szaleje w moich ustach. Kończy tak szybko jak zaczął i odsuwa się o krok podtrzymując mnie asekuracyjnie.
    - Lepiej. A teraz do kuchni - mówi rozkazująco, ledwo powstrzymując śmiech. Chyba wszystko w porządku, skoro tak tryska humorem. Mrużę oczy mściwie.
    - Przypalę rybę - syczę z wypiekami na policzkach. Mijam go i siarczysty klaps ląduje na mojej pupie.
    - I warzywa też - dodaje prawie uciekając ze śmiechem.
    Odgrzewam rybę i otaczam warzywa w panierce podsmażając je na patelni. Kiedy odwracam się z talerzem Harvey już grzecznie czeka przy stole. Biedak musiał naprawdę zgłodnieć.
    - I jak tam Demming? - pytam mieszając sok tak, aby miąższ uniósł się z powrotem do góry.
    - Znacie się?
    - Nie, ale to były partner Juana - siadam po drugiej stronie stołu - Podobno to dobry glina
    Kiwa powoli głową nabijając na widelec brokuła.
    - Konkretny facet. Wyobraź sobie, że ten szaleniec, który strzelał chciał się wykręcić chorobą psychiczną. Ściągnął nawet adwokata...
    - I co się stało? - opieram się łokciami o stół.
    - No jak to co? - patrzy na mnie z uśmiechem - Przybyłem w porę.
    Uśmiecham się czule.
    - Mój ty bohaterze - i nagle zdaje sobie sprawę, że nie pozwalam mu zjeść - Najedz się teraz, żebyś nie stracił czasami swoich super mocy.
    - Spokojnie - odpowiada nonszalancko - To wrodzone - wzrusza ramionami - Po prostu taki już jestem.
    Wybucham śmiechem na co odpowiada mi swoją stoicką miną. Ale głęboko na dnie oczu ukrywa serdeczny uśmiech i jestem bardzo zadowolona, że potrafię to dostrzec. Mój telefon porzucony gdzieś po środku stołu zaczyna wibrować i obydwoje zwracamy na niego uwagę. Zamieram zupełnie nie wiedząc jak się zachować. To Dominik. Mój superbohater, którego - odpukać - nie opuszcza stoicyzm sięga po telefon i podsuwa mi go pod rękę.
    - Daj mi zjeść kobieto - mówi i zabiera się za rybę. Biorę telefon, przechodzę do części salonowej. Nie ma dla mnie znaczenia, czy Harvey będzie mnie słyszał, czy nie, ale wolę na niego nie patrzeć.
    - Słucham - odbieram.
    - A więc jednak żyjesz... Zaczynałem się martwić - pewny siebie i bezczelny ton. Tak bardzo znajomy.
    - Po dwóch tygodniach mojego milczenia? Gratuluje refleksu - to zadziwiające jak szybko przeskakuje w tryb Dominikowy. Złośliwego kąsania, które w efekcie poprawia nastrój i bawi.
    - Już mi tak zostało po Hiszpanii. Wiesz...
    - Co masz zrobić dzisiaj, zrób jutro? - wchodzę mu w słowo siadając na kanapie i podkurczając nogi pod siebie.
    - Jak ty mnie świetnie rozumiesz - cichy śmiech.
    - Nie wkręcaj się. Chcesz czegoś, bo nie mam czasu? - do rzeczy!
    - Zawsze lubiłem jak byłaś taka ostra...
    - Rozumiem, że coś się zmieniło?
    - Poczułem jak to jest, kiedy miękniesz - uwodzicielski głos wymieszany z czymś jeszcze...
    - Do rzeczy! - upominam.
    - Możemy się spotkać?
    - Po co?
    - Chcę ci wszystko wyjaśnić. Zrobisz z tą wiedzą co tylko chcesz, ale muszę ci wszystko powiedzieć.
    - Chcesz oczyścić sumienie?
    - Nie jestem naiwny księżniczko - znowu ten cichy śmiech przypominający pomruk - Wiem, że to się tak łatwo nie odbywa, ale chciałbym, żebyś mi dała szanse spróbować.
    - Kiedy?
    - Teraz?
    - Jutro w południe. Gdzie?
    - Wybierasz bezpieczną godzinę, więc podążając twoim torem wybierzmy bezpieczne miejsce... Central Park koło fontanny?
    - Ok - rozmawia mi się lżej niż sądziłam - Czy coś jeszcze?
    - Bardzo jesteś na mnie wściekła? - widzę teraz jego skruszoną minę. Widzę jak marszczy nos i spuszcza głowę w sposób tak charakterystyczny dla niego. Uśmiecham się na samą myśl.
    - Nie bardzo - mówię już swobodniej.
    - Jesteś teraz z nim?
    Przełykam ślinę i mimowolnie zerkam na Harveya. Nadal siedzi nad talerzem tyle, że wyczarował skądś gazetę i zdaje się być mocno pochłonięty artykułem.
    - Tak - odpowiadam nie wahając się dłużej. Odpowiada mi cisza...
    - Ale mimo to chcesz się ze mną spotkać - w końcu się odzywa.
    - Nie przekręcaj faktów to ty chcesz się spotkać ze mną.
    - No tak... - śmieje się kpiąco - Dobranoc księżniczko. Postaraj się wyspać - sygnał. Rozłączył się drań. Co on sobie wyobraża bezczelny! I nagle robi mi się go szkoda. Zupełnie absurdalne uczucie, ale przecież Dominik to w gruncie rzeczy dobry człowiek... Pokręcony na maksa, ale dobry.
    - O której jutro jedziemy do babci? - głos Nathalie wyrywa mnie z zamyślania. Znowu przechyla się przez barierkę.
    - Koło południa! - odkrzykuje jej Harvey
    - W takim razie idę już spać!
    - Dobranoc słonko!- unosi jedną rękę drugą zwijając gazetę.
    - Ale najpierw porozmyślam jeszcze o Einsteinie!
    - I niech kwanty będą z tobą! - odpowiadam jej i śmiejemy się obie.
    - Dobranoc! - trzask drzwiami i już jej nie ma.
    Zwracam wzrok na Harveya, który przypatruje mi się prześwietlając na wskroś. Słyszał wszystko. Musiał słyszeć, bo w ogóle nie dbałam o prywatność.
    - Chodź tu - wyciąga do mnie rękę nie wstając od stołu. Podchodzę nie do końca pewna, czego teraz ode mnie oczekuje. Na pewno nie przypuszczałam, że posadzi mnie sobie na kolanach i pocałuje leciutko.
    - Chcesz o tym porozmawiać?
    Trzyma mnie jak małą dziewczynkę odgarniając pasemko z czoła.
    - Umówiłam się z nim jutro w południe w Central - chcę to mieć już za sobą...
    - Mówił czego chce?
    - Wyjaśnić wszystko - wzruszam ramionami.
    - Czy to może coś zmienić?
    - Pewnie poczuje się lepiej i będzie mógł z uśmiechem iść przez życie.
    - Wiesz, że nie musisz się z nim spotykać jeśli nie chcesz?
    - Ale dobrze jest ostatecznie zamykać sprawy skończone - cytuje go na marne łudząc się, że się uśmiechnie.
    - Bardzo mądra z ciebie dziewczyna wiesz?
    - Nie będziesz zły, jeśli się z nim spotkam?
    - Nie. Byłaś grzeczna w klubie... staram ci się ufać.
    - Więc muszę podziękować Mayi za rekomendacje - śmieje się,
    - Tak - jego wzrok jest nieco mroczny - Ale wiedz, że jeśli powiesz nie, a on nadal tego nie zrozumie, załatwię to na swój sposób - i to już otwarcie brzmi groźnie.
    - Jestem pewna, że uda mi się to załatwić - mówię ugodowym tonem - Czy ty uważasz, że on mnie może przekonać? - wodzę palce po brzegach jego koszuli i rozpinam dodatkowy guzik, żeby widzieć włoski. O, tak jest doskonale. Moje ciało zupełnie bez mojej ingerencji zaczyna się wiercić.
    - Jako dobry strateg muszę brać wszystkie opcje pod uwagę - odpowiada nie wzruszony moimi zabiegami.
    - Myślisz, że zrezygnowałabym z ciebie? - dotykam opuszkami włosków i widzę na nadgarstku przyspieszony puls. Czuję, że moje wszystkie zakończenia nerwowe ożyły i wysuwają się w jego stronę.
    - Nie wiem co Dominik ma ci do zaoferowania, ale myślę, że nic ponad to co ja ci mogę dać - jest nadal bardzo mroczny i nie mogę go za nic rozgryźć.
    - A co ty masz mi do zaoferowania? - pochylam się bliżej i jest zupełnie oczywiste co chce mu zasugerować. Zapach jego skóry uderza mi w nozdrza i już nie potrafię spokojnie oddychać.
    - Wszystko maleńka. Czego sobie tylko życzysz.
    Cholera nadal jest zupełnie spokojny, podczas, kiedy ja za chwilę dojdę od samego dotykania go. Nachodzi mnie pewna myśl i uśmiecham się przebiegle.
    - Więc bierzesz pod uwagę opcję, że jutro mogę do ciebie nie wrócić? - przeczesuje mu włosy. Są tak przyjemne w dotyku.
    - Zawsze muszę brać taką opcję pod uwagę. Nie jesteś moją własnością - jego ręka zjeżdża z moich pleców na pośladek. No nareszcie!
    - Doskonale. Więc pieprz mnie tak jakby to miał być nasz ostatni raz - szepcze z ustami w jego włosach. Słyszę i czuję jak nabiera powietrza i wypuszcza je ciężej niż normalnie. To działa! Uwiodłam Harveya!! Wplątuje dłoń w moje włosy i odciąga mi głowę tak, żeby mnie widzieć. W jego oczach jest coś takiego, że zaciskam mocniej nogi.
    - Czyli mam cię wypieprzyć tak, żebyś mnie zapamiętała na długo? - pyta zmienionym głosem.
    O kuźwa! Robi mi się prawie słabo kiedy sens tych słów w pełni do mnie dociera. Rozchylam usta, żeby złapać więcej powietrza.
    - Mam to zrobić? Musisz mi powiedzieć.
    - Tak.
    Jezu ja dysze! Jestem już tak podniecona, że w zasadzie nie musi robić zbyt wiele.
    - Chcesz tego? - patrzy mi głęboko w oczy, a ja nie jestem w stanie uwolnić się od tego spojrzenia.
    - Tak - dźwięk ledwo wydobywa się z moich ust. Dyszę ciężko i cała zamieniam się w pragnienie.
    - Ale odpowiesz mi na kilka pytań dobrze?
    Mrugam szybko oczami.
    - Teraz?
    - W trakcie. Wystarczy tak lub nie. To mój jedyny warunek.
    Potakuje.
    - Więc chodźmy na górę.
    Wstaje niepewnie i równie niepewnie robię pierwszy krok. Nie udaje mi się postawić drugiego, bo silna ręka podcina mi nogi, a druga łapie w pasie. Harvey niesie mnie w objęciach sprawnie i szybko pokonując schody i docierając do sypialni. Stawia mnie przy łóżku i wraca do drzwi. Przekręca zamek, który przeskakuje bezdźwięcznie. No tak Nathalie. Muszę pamiętać, że nie jesteśmy sami...
    - Nie usłyszy nas - mówi znowu doskonale odgadując moje myśli.
    - Jak to?
    - Powiedzmy, że zabezpieczyłem się na taką ewentualność... - idzie do mnie powoli rozpinając koszulę. Krew dudni mi w uszach, kiedy zatrzymuje się krok przede mną i zrzuca ją na ziemię. Wyciąga ręce i zaczesuje mi włosy do tyłu - Bardzo lubię kiedy są rozpuszczone - mruczy - Moje pierwsze pytanie - robi krótką pauzę i przybliża się do mnie maksymalnie. Dotykam jego brzucha i wyraźnie czuję pod palcami gęstniejące włoski im niżej zjeżdżam - Gotowa? - potakuje lekko - Czy Dominik wiedział, że można cię tym doprowadzić do szaleństwa? - zanim dotrze do mnie co powiedział pochyla się i przejeżdża językiem od mojego obojczyka przez szyję do ucha i przygryza jego płatek. 
    Moje dłonie z jego paska biegną na plecy, a paznokcie wbijają się w skórę. Jęczę głośno, a pieszczota jest prawie nie do wytrzymania. Nagle przerywa i patrzy na mnie - Musisz mi odpowiadać maleńka. Bo przestanę - kurcze jakie było pytanie?!
    - Czy Dominik też lubił pieścić szczególnie to miejsce? - pyta z prawdziwą burzą w oczach.
    - Dlaczego mnie o to pytasz? - niemożliwe, że w tak intymnej sytuacji jest mnie w stanie zawstydzić.
    - Ważę swoje szanse.
    - Nie - czuję niecierpliwość - Chyba nie.
    - Dobrze.
    Ściąga ze mnie bluzkę i rozpina mi spodnie.
    - Ściągaj je - mruczy i odsuwając się o krok zaczyna rozpinać swoje - Tylko spodnie - zaznacza, w czasie kiedy jego spodnie i bielizna lądują na ziemi. Staram się jak najzgrabniej wyjść ze swoich i udaje mi się to o dziwo bez upadku.
    - Załóż buty.
    Zakładam na powrót czerwone szpilki i staje przed nim w srebrnej bieliźnie.
    - Pięknie - uśmiecha się zadowolony - Masz niesamowite ciało. I taką gładką skórę - przejeżdża wierzchem dłoni po moim brzuchu, a ja zachłystuje się powietrzem. Kontakt jego skóry z moją jest elektryzujący - Połóż się - wydaje polecenie. Kładę się na zimnej pościeli i podpieram na łokciach żeby go widzieć. Klęka obok mnie, pochyla się i całuje mnie w brzuch. Wyginam się przysuwając bliżej jego twarzy. Nie wiem jak to możliwe, że jestem aż tak podniecona. Całe ciało mi omdlewa tylko po to, żeby pod jego dotykiem ożywać. Zsuwa mi ramiączka biustonosza, łapie w zęby miseczkę i ściąga ją powolutku nosem trącając sutka. Och jakie to stymulujące! To samo robi z drugą miseczką i patrzy z góry na moje piersi. Moje ręce odmówiły posłuszeństwa i leżę teraz płasko na plecach. Pochyla się ponownie i zaczyna pieścić moje piersi. Ciągnie palcami, liże i przygryza. Kręci mi się w głowie i wije się szaleńczo kiedy mięśnie w moim podbrzuszu zaciskają się dziko.
    - Harvey! - ciągnę go za włosy oplatając nogami. Nie wiem kiedy to się stało, ale leży teraz pomiędzy nimi.
    - Zadziwiająco dobrze prawda? - mruczy jak dzikie zwierze - Dojdziesz w ten sposób Wik - stwierdza. Ja to? - Co powiesz na to?
     Kiedy zaczyna rolować pomiędzy palcami moje sutki pieszczota jest tak intensywna, że zaczynam krzyczeć. Bardzo głośno krzyczeć. Ale kiedy dopada mnie orgazm głos więźnie mi w gardle i mogę już tylko chłonąć i być pochłanianą. To niesamowite! Jakim cudem to zrobił?! Otwieram oczy i widzę jego piękną uśmiechniętą twarz tuż nad moją. Odgarnia mi włosy z twarzy takim czułym gestem.
    - I tu nasuwa się kolejne pytane, na które już znam odpowiedź - całuje mnie lekko - Czy Dominik wpadł chociaż raz na to jak wrażliwa jesteś? Nie musisz odpowiadać. To aż nazbyt oczywiste - sięga pomiędzy nogi i wbija we mnie palec. Reaguje zaciskając dłoń na jego ramieniu.
    - Rozpływasz się od tych przyjemności - mówi tak uwodzicielsko... - Teraz moja kolej - unosi się nieco i jednym ruchem przewraca mnie na brzuch. Klęka u podnóża moich stóp i masuje mi nogi coraz wyżej i wyżej, aż dociera do pupy. Zaczyna ją na przemian głaskać i ugniatać. To bardzo pobudzające. Znowu oddycham szybko. Wsuwa we mnie palce i wysuwa przesuwając do tyłu... TAM!
    - Czy Dominik zajął się odpowiednio twoim boskim tyłeczkiem? - pyta ochrypłym głosem nie przerywając ruchu. Czy on mnie tam... nawilża?!! Spinam się lekko - Odpowiedz!
    - Nie - sama słyszę w moim głosie niepewność.
    - Czy dobrze myślę, że jeszcze nikt tego nie zrobił? - pochyla się tuż nad moją twarzą - A ja to zrobię któregoś dnia. Jeśli zostaniesz... - przekracza mnie i w jednej chwili jest już we mnie. Nie jest delikatny, nie dba o mój komfort. Po prostu się zaspokaja. Dlaczego tak mi się to podoba? Odpowiedź napływa bardzo szybko.
    - Ostatnie pytanie słonko - zwalnia na chwilę - Czy Dominik wiedział, że lubisz ostre, perwersyjne pieprzenie?
    Co lubię?! Siarczysty klaps jaki spada na moje pośladki wywołuje coś zupełnie nieprzewidzianego. Ból niosący fale rozkoszy... Co do cholery?!!
    - Potrafił ci sprawić taki ból, żebyś błagała o więcej? - naciera na mnie, a moja pupa wypina się jeszcze bardziej w jego stronę - Pytam, czy cię tak pieprzył?!
    - Nie - jęczę słabo. Dlaczego w tym seksie jest tyle Dominika?
    - To dobrze, bo bym go zabił gdyby cię uderzył - i wbija się we mnie całą swoją długością, a ja krzyczę z twarzą ukrytą w pościeli. Moje dłonie zaciskają się na kołdrze. Pomiędzy każdym pchnięciem bolesny klaps spada to na mój lewy to prawy pośladek. Piekący ból jest szybko uzupełniany odurzającym pchnięciem i po chwili już nie jestem w stanie odróżnić jednego od drugiego. Jestem jednym wielkim bólem i rozkoszą w jednym. Czuję łzy pod powiekami.
    - Chcesz, żebym przestał?
    Nie słyszałam jeszcze takiego podniecenia w jego głosie i to mnie przekonuje ostatecznie.
    - Nie - wysuwam pupę do góry opierając się na łokciach.
    - Wiedziałem... Wiedziałem - i zaczyna mnie pieprzyć jak jeszcze nikt tego nie robił. Tracę poczucie rzeczywistości, tracę kontrolę nad tym co robi moje ciało, tracę oddech, tracę wszystko. Wszystko trzyma on. Tuż po kolejnym klapsie tym razem już słabszym ale odczuwalnym równie mocno przez obolałą skórę potężny orgazm zupełnie mnie powala. Orgazm który trwa i trwa! Nie wiem co się dzieje dookoła. Nie wiem ile leżę prawie bez przytomności. Jak przez mgłę czuję obejmującego mnie Harveya. Ledwo czuję pocałunki na plecach. Chcę spać. Dopiero coś zimnego na pupie powoduje, że otwieram oczy.
    - Twoja pupa jest cudownie różowa - jest zadowolony i wmasowuje mi coś w nią. Ledwo jej dotyka, a ja i tak się krzywię.
    - Może cię jutro trochę boleć... - mruczy jakby przepraszająco. Przeciągam się odwracając twarz w jego stronę.
    - Fantastycznie się spisałaś - całuje mnie w policzek. W jego twarzy nastąpiła jakaś zmiana. Jest spokojniejszy, bardziej zrelaksowany, jakby jaśniejszy.
    - To było... nie wiem jak to określić - mam zachrypnięty głos. Znowu się uśmiecha.
    - Czyżbyś odnalazła w końcu brakujący element?
    - Skąd wiesz? Skąd znasz takie rzeczy? - słyszę w swoim głosie zachwyt.
    - Dokładnie wiem czego potrzebujesz - przeczesuje mi włosy - Potrzebujesz mnie.
    Unoszę się na łokciach i patrze na niego.
    - Ale ja się lubię tulić! Lubię spędzać długie wieczory na kanapie w twoich objęciach, lubię się trzymać za ręce i wszystkie te bzdury, które sprawiają, że to co robiliśmy staje się tak odległe i tak nierzeczywiste... - przełykam ślinę i znowu się krzywię.
    - Zdarłaś je trochę - uśmiecha się słodko. Odruchowo zerkam w stronę drzwi - Nie słyszała ani szmeru - uspokaja mnie gładząc po włosach - Lubisz się tulić?
    - Mhm.
    - Więc chodź tu - wyciąga rękę i bez wahania kładę mu głowę na ramieniu wtulając się w rozkoszny i bezpieczny Harveyowy zapach - Będziemy się też tulić. Wszystkie twoje potrzeby będą zaspokojone - szepcze, i przykrywa mnie kołdrą, a ja po chwili zapadam w głęboki, twardy sen. Bez koszmarów, ani żadnych innych odmian snu. Bezsenny sen... W ciepłym i bezpiecznym miejscu. Na szczycie świata z małymi ludźmi u stóp. W ramionach mężczyzny, którego kocham. 


2 komentarze:

Znacie to uczucie kiedy jesteście powodem czyjegoś uśmiechu? Jest... Niesamowite!!