niedziela, 27 stycznia 2013

SPICY Rozdział 46


- CO?!!
Funkcje życiowe na chwilę mi się zatrzymują.
- Powiedziałaś, że nie będziesz się złościła - unosi palec do góry, a ja opadam bezwładnie na oparcie. Nie wierzę...
- Musisz je oddać.
- Nie ma mowy.
- Dlaczego?
- Bo chcę, żebyś je miała - mówi spokojnie i stanowczo.
- Bo chcesz i tak ma być?! - nerwy mi puszczają.
- Proszę cię, zachowuj się doroślej Wiktorio - w jego słowach pobrzmiewa niesmak.

- Słucham?! To ty zachowujesz się jak rozpieszczony gówniarz!
- Rozpieszczony gówniarz? - chyba go mocno zdziwiłam...
- Tak! Mówisz słowo i tak ma być. Nie tym razem Harvey! Masz oddać to auto - zrywam się z miejsca i idę na gorę.
- Hej! - krzyczy za mną, ale mam to gdzieś. Trzaskam drzwiami sypialni i przemierzam pokój w tą i z powrotem. "Co zrobisz jak znudzi ci się fortuna Worda?" słowa Chrisa wwiercają mi się do mózgu. Ludzie na pewno tak pomyślą, kiedy zobaczą to wszystko. I nic dziwnego, bo sama bym tak pomyślała. Cholera paskudnie się zachowałam. Dopadają mnie straszne wyrzuty sumienia. Kurcze on wszystko rozumie inaczej... Dla niego to tylko kolejna przyjemność, którą chciał mi sprawić... Ale kompletnie nie zrozumiał co mu tłumaczyłam przez pół godziny! Chociaż z drugiej strony przecież kupił je przed tą rozmową... Siadam na łóżku i chowam twarz w dłonie. Cholera!
- Wszystko w porządku? - głos Harveya dochodzi od strony drzwi.
Prostuje się, kiedy do mnie podchodzi i siada obok.
- Przepraszam Harvey. Niepotrzebnie się uniosłam - patrzę na dłonie splecione na kolanach.
- Wiesz, że poza moją matką jeszcze nikt na mnie nie nawrzeszczał?
Zerkam na niego niepewnie. Nie jest zły?
 - Ale ona cały czas wrzeszczy, więc nie wiem czy to się liczy.
 - Ja nie wrzeszczałam... - mruczę.
 - No tak. Tylko się uniosłaś.
Obydwoje zaczynamy się śmiać.
- Naprawdę przepraszam.
- Chodź tu - wyciąga do mnie rękę i wsuwam mu się pod pachę - O co chodzi? Tak na prawdę.
Zamykam oczy. Pan wszystko wiedzący powinien się domyślić.
- Podoba ci się, że nie interesują mnie twoje pieniądze i tak jest. Chociaż przytłaczają mnie z każdej strony staram się nie zwracać na nie uwagi. I nie chcę, żeby ktokolwiek pomyślał, że jest inaczej.
Łapie mnie pod brodę i unosi do góry.
- Czy ktoś tak pomyślał? - ma zachmurzone i czujne spojrzenie.
 - Nie - kłamię.
W głębi duszy wiem, że Chris nie powiedział tego na poważnie. Jest teraz w takim stanie, że chce, żeby wszyscy cierpieli i wiem, że bardzo wszystkiego żałuje. Wybaczę mu to w odpowiednim czasie, ale jeśli znajdzie wroga w Harveyu to już pozamiatane. On mu tego nie zapomni.
- Jesteś pewna?
- Mhm - nienawidzę kłamać!
- Aniołku... Mam gdzieś co powiedzą ludzie. I jeśli jest coś co sprawi ci przyjemność to niech mówią co im się podoba, a ja i tak to zrobię.
- Dlaczego w twoich ustach to takie proste?
- Tak to już jest z tymi moimi ustami - wzrusza nonszalancko ramionami.
- Mają więcej umiejętności niż sądziłam - dotykam je palcem i uśmiecham się rozmarzona.
- Ale nie zachowuje się jak gówniarz - marszczy nagle brwi.
- Owszem czasami to robisz - śmieje się, bo inaczej nie potrafię na to zareagować. Bierze do ręki coś co siadając odłożył na łóżko obok.
- Zostawiłaś - podaje mi pudełko z biżuterią - Jeszcze pomyślę, że ci się nie podoba.
- Podoba mi się bardzo - odbieram prezent i kładę na kolanach.
Sięga raz jeszcze i kluczyk zawisa pomiędzy nami.
- Jest twój. Zrobisz z nim co będziesz chciała.
Wpatruje się w kluczyk huśtający się wahadłowym ruchem.
- A jak go utopie?
- Rób co chcesz, byle byś została na brzegu - patrzy na mnie groźnie, ale wiem, że nie jest zły. Wyciągam dłoń, a kluczyk na nią spada. Przyglądam się złotemu breloczkowi z wygrawerowanymi czterema kółkami.
- Audi?
- Myślałem o czymś bardziej włoskim. Alfe już miałaś, Lambo nie nadaje się do zwykłego jeżdżenia po mieście, a w Porsche za bardzo rzucałabyś się w oczy przestępcom. To dobre, szybkie i bezpieczne auto.
Lambo? Porsche? Ratunku!
- Chcę je zobaczyć - mówię nieśmiało i cały się rozjaśnia.
- Więc chodźmy - wstaje i ciągnie mnie za rękę. Jedziemy windą z powrotem na parking.
- Jaki to model?
- S5.
- Ty masz S8.
- Mhm. Twój jest mniejszy. I bardzo szybki, więc musisz uważać.
- Nigdy nie jeżdżę szybko - obruszam się. Zaczynam czuć podekscytowanie. Audi... - Powinniśmy zamieszkać niżej - marudzę przestępując niecierpliwie z nogi na nogę, kiedy winda sunie w dół. Kiedy zerkam na Harveya obserwuje mnie z tysiącem gwiazd w oczach. W końcu drzwi się rozsuwają i wychodzimy na parking. Na moje ramiona od razu spada marynarka i ramie. I już je widzę. Ponieważ miejsca parkingowe Harveya są przy samym wejściu nowy model zaparkowany pomiędzy dwoma już mi znanymi od razu rzuca mi się w oczy. Kurcze... Jest piękny! Bielutki z czarnymi felgami. Wow. Zatrzymujemy się przed nim i stoję dłuższą chwilę po prostu patrząc.
- Jej Harvey... Jest... Kurcze!
- I poza tym, że jest kurcze ma ośmio cylindrowy silnik i 354 konie. Wskakuj do środka.
Naciskam na miniaturowy guziczek w kluczyku i piknięcie odblokowuje drzwi. Wsiadam na miejsce kierowcy, a Harvey pasażera. Jaki wygodny... i ile w nim miejsca!
- Masz tu czujnik zmierzchowy, czujnik deszczu, funkcje oświetlania zakrętów...
Harvey zaczyna mi wszystko opisywać, a ja tylko rozglądam się dookoła. Mój Boże... To tak wiele!
- Masz jakieś pytania?
- Na razie nie - mówię oszołomiona - Przejażdżka? - patrzę na niego zachęcająco.
- Na razie nie - odpowiada - Teraz chcę, żebyś wysiadła.
Jestem nieco zdziwiona, ale posłuszna jak zawsze od razu wysiadam. Obchodzimy auto i spotykamy się przy masce. Harvey stawia mnie przodem do samochodu obejmując mnie od tyłu w pasie.
- To tylko przedmiot - powtarza słowa, które mówiłam do Marthy - Nieważne co ktoś powie to nie jego sprawa. Kupiłem ci je, bo cię kocham i chcę, żebyś miała wszystko co najlepsze. A ty je przyjmujesz, bo jest... kurcze i poza tym bardzo ci się podoba.
Chichocze, kiedy kończy. Obracam się do niego przodem i mocno obejmuje.
- Dziękuję, jest fantastyczne.
- Przejażdżka?
Kręcę powoli głową w geście zaprzeczenia.
- Nie? A co byś teraz chciała?
Unoszę brew.
- Pamiętaj, że musisz tylko powiedzieć.
Och dobrze wie czego chce. Co będzie doskonałym zwieńczeniem tego wieczoru. Przechylam głowę i uśmiecham się sugestywnie.
- Powiedz Wiktorio - jak na zawołanie oczy mu ciemnieją, a głos robi się głębszy.
- Chcę się z tobą kochać.
- Tak mała. Już się nie pieprzymy. Teraz się kochamy.
Łapie mnie mocno w pasie i sadza na masce samochodu. Prawie piszczę zaskoczona. Obcisła sukienka od razu podjeżdża do góry.
- Tutaj? Na samochodzie? - przygryzam wargę zadowolona. Jego dłonie suną w górę moich ud, a ja odchylam się do tyłu prowokacyjnie.
- Chcesz tutaj? - pochyla się nade mną.
- Tak.
- Nie - uśmiecha się czule z nosem przy moim.
- Dlaczego? - pytam oburzona.
- Bo ten budynek ma wielu lokatorów Wiktorio. Żaden z nich nie będzie cię oglądał.
Ściąga mnie z maski i bierze na ręce.
- Poza tym powinnaś nadal uważać, bo nie jesteś jeszcze zupełnie zdrowa.
- Och nudzisz Harvey - wywracam oczami.
- Zaraz ci pokarzę nudę - mruczy tajemniczo.
I pokazuje. Kochamy się w najczulszy sposób. Pieścimy, całujemy. Wzajemnie sprawiamy sobie tyle rozkoszy ile to możliwe, tyle ile jesteśmy w stanie wytrzymać. Odkrywam, że dla Harveya to zupełnie nowe i ze zdziwieniem bada swoje reakcje. Dobrze, że mamy tak wielkie łóżko, bo kiedy kończymy jesteśmy głowami w dolnej części i na dodatek po skosie.
- Wiktorio - dyszy mi w ramie.
- Tak? - odpowiadam rozdygotana.
- Nie chcę już inaczej.


Kiedy nastaje w końcu sobota i szykuje się na przyjęcie rozmyślam o minionym tygodniu. Harvey w niezwykle eleganckim trzy częściowym garniturze właśnie wyszedł z garderoby. Mam już mocno wieczorowy makijaż i właśnie układam włosy. Upinam je w wysokiego koka pozwalają pojedynczym pasmom zawiniętym w loki opadać swobodnie dookoła. Jest nieźle. Uśmiecham się na wspomnienie wczorajszego powitania z Mayą. Zapytała ze straszną troską jak się czuje. Objęłam ją mocno mówiąc, że jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie. Owszem jestem! Jedyną konsekwencją mojego wyskoku jest tylko to, że nie wolno mi się nigdzie ruszać bez wsparcia. Ale to mi już wyperswadował Harvey! Kiedy Lincoln zobaczył mój nowy samochód zaczął błagać, żebym go odwiozła do domu. Nikt nie patrzał szyderczo, ani z kpiną tak jak się spodziewałam. A co do nowego samochodu... Uwielbiam go!! Najbardziej zdziwiona byłam rano, kiedy pierwsze co zobaczyliśmy na parkingu to odjeżdżającego Trevora.
- Pojechał beze mnie - Harvey wzruszył tylko ramionami - Musisz mnie podrzucić do pracy.
NIGDY nie jechałam tak grzecznie!!
 Wstaje od toaletki i sięgam po suknie. Niesamowite, że kupiłam ją kilka lat temu i nadal leży idealnie. Długa do ziemi mieniąca się srebrem sprawia, że jestem wyższa i szczuplejsza. Oczywiście trzyma się na biuście i do końca bioder jest poziomo drapowana. Później spływa kaskadami połyskującego przy każdym ruchu materiale. Harvey założył srebrną kamizelkę. Nie taką połyskującą ja moja suknia, ale jesteśmy "skompletowani". Standardowo wsuwam wysokie szpilki i mój nowy, rubinowy komplet biżuterii. Przeglądam się po raz ostatni, biorę kopertówkę i srebrny szal i wychodzę z pokoju.



 W kaskaderskich obcasach schodzę ostrożnie po schodach. Harvey w salonie rozmawia z Trevorem przyciszonym głosem. Obydwoje stoją do mnie bokiem. Och jaki on jest gorący w tym stroju! Cholera! Potykam się i prawie tracę równowagę w ostatniej chwili łapiąc się poręczy. Uff! Schodzę dalej tym razem patrząc pod nogi aż moja uwagę przykuwa cisza. Podnoszę głowę, a obydwoje mężczyźni patrzą na mnie z szeroko otwartymi oczami. Co tym razem?! Harvey rusza w moją stronę wyciągając ręce z kieszeni. Kiedy zostają  mi do pokonania ostatnie stopnie wyciąga dłoń, żeby mi pomóc. Muszę się roześmiać, kiedy ją ujmuje.
- Wiesz, że to scena żywcem wyciągnięta z Titanica?
- Wyglądasz nieziemsko Wiktorio - w ogóle mnie nie słucha.
Podziw wymalowany na jego twarzy wywołuje mój rumieniec.
- Ty również - odpowiadam.
Ogląda mnie uważnie wodząc dłońmi po moich nagich ramionach.
- Nie odstąpię cię na krok moja pani. Jestem bardziej niż pewien, że będą mi cię chcieli odebrać.
- Nie chcę być ci odebrana.
- Nie martw się. Obronię cię - obejmuje mnie w pasie i całuje w czoło - Możemy już iść?
Kiwam twierdząco głową. Podaje mi ramie i ruszamy do wyjścia. Trevor już zniknął. Oczywiście korzystając ze swojego magicznego teleportu zdążył podjechać samochodem pod samą windę i czeka na nas z otwarciem drzwi.
Całą drogą Harvey trzyma mi rękę na udzie gładząc leniwie materiał sukni. To bardziej niż przyjemne. Ambasada jest przygotowana jak na galę rozdania Oscarów. Do wejścia ciągnie długi czerwony dywan otoczony barierkami za który stoją fotoreporterzy. Nie zdawałam sobie sprawy, że to aż takie wydarzenie.
- Gdyby zrobili to z mniejszym rozmachem więcej pieniędzy poszłoby na ten szczytny cel... - mruczę, kiedy Trevor otwiera drzwi od strony Harveya.
- Masz cholerną rację kochanie - całuje mnie w dłoń i wysiada. W momencie błyski fleszy rozświetlają wieczór. Zaczynam się stresować. Teraz pewnie zahaczę obcasem o suknie, albo coś jeszcze gorszego. W każdym razie efekt będzie taki, że jutro w gazetach cały kraj zobaczy mój upadek. Od razu nasuwa mi się na myśl film "Miss agent". Co ja tu robię!! Ale nie mam zbyt wiele czasu na zastanowienia, bo drzwi się otwierają i widzę już tylko uśmiechnięte oczy mojego mężczyzny. Już wiem co tu robię. Przyszliśmy potańczyć! Prawie nie zauważam fleszy, a Harvey kompletnie je ignoruje, kiedy prowadzi mnie do wejścia. Jego ręka jest tak pewna, że nie przewróciłabym się nawet gdybym bardzo chciała. Drzwi otwierają się przed nami, a Harvey ściąga szal z moich ramion i podaje go mężczyźnie w barwnej liberii.
- I dokładnie od tej chwili nie puszczę cię na milimetr - szepcze obejmując mnie w pasie i przysuwając bliżej siebie. Przechodzimy przez hol i wchodzimy do sali bankietowej. Tłoczy się tu już wiele par. Niektóre stoją i rozmawiają, niektóre już siedzą przy okrągłych czteroosobowych stolikach. Jak zwykle wiele par oczu odwraca się w naszą stronę.
- Harvey - pierwszy pojawia się sam gospodarz. W białym fraku przepasanym błękitną szarfą z pięknie zawiniętym białym turbanem. Ambasador Indii.
- Adil - Harvey podaje mu rękę ale z szacunku dla kultury pochyla również głowę. Doskonale wie jak się zachować.
- Cieszę się, że się spotkaliśmy przyjacielu - to przemiły na pierwszy rzut oka mężczyzna w wieku około 55 lat. Ma ciemną karnację i siwiejącą, gęstą brodę.
- Ja również. Pozwól, że ci przedstawię moją towarzyszkę. To Wiktoria Hastings. Wiktorio nasz gospodarz Adil Khan.
- Bardzo mi miło panie ambasadorze - dygam elegancko, kiedy ten ujmuje moją dłoń.
- Mnie również Wiktorio - uśmiecha się do mnie radośnie - Olśniewająca - zwraca się do Harveya.
- Wiem - patrzy prosto na mnie. Ku mojej irytacji w momencie oblewam się rumieńcem na co reaguje jeszcze większym zachwytem w oczach.
- Zapraszam was do środka i mam nadzieję, że będziecie się doskonale bawić.
Gestem zaprasza nas na salę. Pięknie tu. Wszystko przybrane kolorowymi chustami o orientalnych wzorach, ciepłe i przyjazne skłania do uśmiechu. Od razu na przeciw nam wychodzi Jessica, która rozmawiała z jakimś mężczyzną nieopodal.
- Jesteście! - oddycha jakby z ulgą - Jest tu Derek i koniecznie chce z tobą rozmawiać - mówi do Harveya - Błagam cię załatw to jak najszybciej, a ja zaprowadzę Wiktorie do stolika.
Bierze mnie pod ramie i ciągnie lekko.
- Widocznie już na wejściu muszę złamać słowo - Harvey patrzy na mnie przepraszająco - Daj mi minutkę.
Kiwam głową zupełnie swobodnie chociaż zupełnie jej nie czuje. Ruszam wgłąb sali z Jessicą ubraną w piękną suknię w odcieniu bladego różu. Doskonale komponuje się z jej prawie czarną skórą.
- Chyba nie musimy się już tytułować prawda? - zagaduje mnie.
- Chyba już nie. Mam nadzieję, że już nigdy nie będziecie potrzebować mojej interwencji.
- Och ja też! Spadłaś nam jak z nieba... I nie do końca mówię o kancelarii!
Nie chcę się ciągle rumienić!! Mój wzrok przyciąga filigranowa blondynka, która intensywnie mi się przygląda. Jest w intensywnie czerwonej sukni z olbrzymim dekoltem. Kiedy nasze spojrzenia krzyżują się dałabym sobie uciąć rękę, że uśmiecha się złośliwie. Nie mam czasu zaobserwować tego dokładniej, bo Jessica ciągnie mnie już dalej. Siedzimy koło olbrzymiego kwiatka podobnego do fikusa. Przy stoliku siedzi już mężczyzna i domyślam się, że to towarzysz Jessici.
- Wiktorio to mój mąż Tonny. To towarzyszka Harveya Wiktoria.
- Wystarczy Wik. Miło cię poznać - wymieniamy uściski dłoni i siadam na krześle.
- Dobrze, że już wróciłaś. Dostaje tu jakiejś dziwnej odmiany klaustrofobii, kiedy zostaje sam!
- To się nazywa socjofobia skarbie - Jessica z rozczuleniem kręci głową - Tony jest naukowcem i najlepiej się czuję zamknięty w swojej pracowni.
 - Och naprawdę? A czym konkretnie się zajmujesz?
- Jestem genetykiem.
Zadaje mu kilka pytań i od razu nawiązuje bliższą znajomość. Może dlatego, że też dostaje tu socjofobii...? Po kilku minutach zerkam za Harveyem i już widzę jak idzie spokojnie, dumnie wyprostowany witając się z niektórymi osobami. Miło się na niego patrzy. Nieświadomie zaczynam się uśmiechać. W pewnej chwili na jego drodze pojawia się owa blondynka. Już wiem kto to jest! To ta kobieta z restauracji! Och... Zarzuca mu dłonie na ramiona i witają się całując w policzki. Obydwoje uśmiechnięci coś mówią, ale Harvey chyba nie za bardzo chce z nią rozmawiać, bo po chwili odchodzi.
- Słyszałam, że ostatnio zajmujesz się sprawą Romero? - zagaduje mnie Jessica.
- Lepiej nie mów tego przy nim - wskazuje głową na nadchodzącego Harveya.
- Zauważyłam przez ostatnie dni - krzywi się zabawnie.  
- Pilnowaliście mojej niepokornej kobiety? - wita się z Tonnym.
- A ciebie kto pilnował? - z niesmakiem przecieram kciukiem  czerwony ślad po szmince na jego policzku.
- Myśl o twoim gniewie, gdybym okazał się nieposłuszny - całuje mnie z uśmiechem w usta i skutecznie je zamyka.
- No proszę! Jest ktoś, kogo się boisz?! - Jessica parska śmiechem.
- Ona na mnie wrzeszczy! - robi przerażoną minę.
- Wcale nie! - nie mogę już nic powiedzieć, bo wszyscy trzęsiemy się ze śmiechu. A więc Jessica i Tonny są w kręgu zaufania Harveya. Lubi ich i dobrze się z nimi czuje.
- Witam szefa i szefową! - koło stolika pojawia się nagle Rita w oszałamiająco sexownej, trawiasto zielonej sukni. Jej kasztanowe włosy wygląda zabójczo w połączeniu z tym kolorem.
- Przyszła nasza firmowa imprezowiczka - mruczy Harvey, ale ta  w ogóle go nie słucha. Pochyla się i całuje mnie w policzek.
- Kocham tą sukienkę - szepcze patrząc na mnie z podziwem.
- Wzajemnie - obrzucam jej postać znaczącym spojrzeniem.
- Do zobaczenia na parkiecie! - błyska w uśmiechu i już jej nie ma.
W końcu rozpoczyna się część oficjalna, w czasie której Adil przedstawia problem biedy na terenie wschodnich Indii, z których się wywodzi. Mówi o umierających z głodu dzieciach i zrozpaczonych, bezradnych rodzicach. Serce mi się ściska. Ciężko o tym nawet słuchać, a tym bardziej widzieć to... Dramat.
- Hej - Harvey szepcze mi do ucha - To tylko taka gadka, żebyśmy wyskoczyli z kasy.
- Jak możesz tak mówić? - gromie go wzrokiem.
- Jeśli się uśmiechniesz obiecuję, że damy najwięcej.
My? Może się nie uśmiecham, ale dziwne zdanie powoduje, że przynajmniej przestaje się smucić.
Po przemówieniu wchodzą kelnerzy z wielkimi tacami. Czuje tu wyraźne nuty cynamonu, kardamonu, curry, imbiru, kurkumę. Jest tu cytrynowy ryż, kotleciki z soczewicy, rybne curry, samosa i wiele innych dań, których nie rozpoznaje. Kelnerzy co chwila wymieniają talerze i podają nowe parujące wspaniałości.
Kiedy dźwięk sztućców ustaje i podnosi się gwar rozmów rozbrzmiewa muzyka i pierwsze pary pojawiają się na parkiecie. Zaczynają się koło nas kręcić przeróżne osoby chcące zamienić kilka słów z Harveyem, lub Jessicą. Po jakiś 30 minutach zaczynam je ignorować i sącząc wino przyglądam się wirującej w tańcu roześmianej Ricie. Flirtuje z przystojnym blondynem i zachowuje się jak ryba w wodzie. Znowu miga mi czerwona suknia. Obserwuje ją jak siada przy jednym ze stołów i odwraca się w naszą stronę  Uśmiecha się, kiedy zauważa moje spojrzenie. Kim ty do cholery jesteś?!
- Czy zaszczycisz mnie tańcem najdroższa? - szepcze mi Harvey przy okazji szturchając ustami ucho.
- Myślałam, że już nie poprosisz - uśmiecham się uwodzicielsko patrząc na niego spod rzęs.
- Czy kiedyś cię zawiodłem? - przechyla głowę i odwdzięcza spojrzenie.
- Nigdy.
Podaje mi szarmancko rękę i już suniemy na parkiet. Tańczymy w rytmach wspaniałej bluesowej muzyki. Nasze ciała się ocierają, wzroki uwodzą, a ręce pieszczą. Mój mężczyzna jak zwykle powoduje, że nie widzę nikogo i niczego poza nim. I chociaż nie dopuszcza ze względu na miejsce na czulsze pieszczoty, a moja suknia nie pozwala na szalone tańce takie jak w Springfield i tak jest bajecznie. Nikt nie podchodzi prosząc mnie do tańca, bo zapewne przeczuwa, że byłby na straconej pozycji. Władczość Harveya, kiedy mnie obejmuje jest aż nazbyt oczywista. Krzyczy, że jestem jego, a ja niczego innego nie pragnę. Kiedy po raz kolejny delikatnie mną obraca, korzysta z okazji i wodzi palcami po moich plecach minimalnie zahaczając o pośladki. Jest absolutnym mistrzem uwodzenia. Już sobie wyobrażam jak po powrocie zedrę z niego te ubrania...
- Chyba powinniśmy odetchnąć zanim obydwoje spłoniemy - szepcze kiedy muzyka się kończy i całuje mnie w dłoń.
- Chyba powinnam pójść do toalety... - rumienie się, bo Harvey uśmiecha się mrocznie patrząc na mnie tak nieprzyzwoicie. Doskonale wie o co chodzi... Czuję, że jeszcze chwila i będę miała plamę na sukience.
- Wróć do mnie szybko - mówi, kiedy ruszam w stronę toalet.
I również tutaj orient wkroczył z rozmachem. Dookoła na marmurowych kranach palą się świece o jakiś słodkich, ale przyjemnych zapachach. Ambasada to dosyć niesamowite miejsce . Jakbym po przekroczeniu progu znalazła się w innym świecie. Wchodzę do kabiny i  zamykam za sobą drzwi. Szybko doprowadzam się do porządku przy okazji robiąc siusiu. Kiedy już chcę wychodzić słyszę jak drzwi się otwierają i dwa roześmiane kobiece głosy psują cały klimat. Zatrzymuje się z dłonią na klamce sama nie wiedząc dlaczego.
- Ale musisz przyznać, że suknie ma niesamowitą - mówi jedna.
- Pewnie jej kupił! - odpowiada druga i wybuchają śmiechem - Kiedy tylko się dowiedziałam, że jest na liście gości zaraz wybrałam tą. Powiedział kiedyś, że lubi mnie w czerwieni.
Jakiś dziwny niepokój paraliżuje mnie w miejscu.
- Naprawdę jest w nią strasznie wpatrzony - mówi znowu ta pierwsza.
- We mnie też był! Po prostu nowy nabytek!
- Ale chyba nie masz na co dzisiaj liczyć - pokpiwa koleżanka.
- Oj uwierz mi, że Harvey Word to facet, na którego warto zaczekać. W pewnej chwili się nią znudzi i znowu będzie do wzięcia. To jakaś zwyczajna dziewucha.
Robi mi się niemal słabo. Kurwa, o czym one mówią?!
- Och, opowiedz coś więcej.
To musi być ta suka w czerwonej z jakąś koleżanką!!
- Byłam z nim trzy razy i to było moje najlepsze sto orgazmów w życiu.
Teraz z to już naprawdę robi mi się słabo. Bezszelestnie opieram się plecami o ścianę i głęboko oddycham.
- Długodystansowiec?
- Powiedzmy, że ma zarówno sprzęt jak i technikę. I to nie byle jaki sprzęt! Zresztą to widać! Facet ocieka seksem. Ok. Już gotowe. Trochę krzywo się pomalowałaś, daj poprawie.
- Dzięki. Nienawidzę tego chybotliwego światła świec. Chodźmy stąd.
Drzwi się otwierają i napływa dźwięk muzyki. Po chwili się ucina i jest już tylko cisza. O matko... Tylko mi się to wydawało prawda? To się nie stało naprawdę... Wychodzę z kabiny i rozglądam się dookoła. Nie ma śladu czyjejś obecności, a to wszystko podpowiedziała mi wyobraźnia... Patrzę na swoje odbicie w lustrze. Jestem blada... I  wcale mi nie kupił tej sukienki! Oddycham głęboko przepędzając nie proszone łzy. Nie będę w stanie tam wrócić. Ile osób ma takie samo zdanie jak one? Ile jest tam jeszcze kobiet, które pieprzył i które teraz to wspominają patrząc na niego?! Nie,  nie zniosę tego!

2 komentarze:

  1. Przepraszam, ale mam bardzo ciężki poniedziałek i nie dam rady dzisiaj wrzucić niczego nowego ;(

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozumiem Cię, choć przyjmuję ze smutkiem. Poradź sobie ze wszystkim i wracaj do nas!!!

    Wierna Fanka.

    OdpowiedzUsuń

Znacie to uczucie kiedy jesteście powodem czyjegoś uśmiechu? Jest... Niesamowite!!