Obudziła się w zalanym
słońcem pokoju. Było jej tak wygodnie, że minęło kilka minut
zanim postanowiła się ruszyć. Leżała na olbrzymim łóżku, a
światło odbijało się od jasnej pościeli. Przez dwa wielkie okna
widziała jak Nowy Jork leży u jej stóp. Czy tak się właśnie
czuł Harvey kiedy przez nie patrzał? Była sama. Nie widziała
nigdzie zegarka, więc kompletnie nie wiedziała która może być
godzina. Przewróciła się na drugi bok i przytuliła do poduszki
pachnącej Nim. Uśmiechnęła się szczęśliwa. Przypominała
sobie każdy jeden moment wczorajszego wieczoru. Jednak została na
noc i nawet ją przytulał kiedy usypiała. Tylko gdzie on był
teraz?
Przejechała dłonią po jego poduszce i przytuliła do niej
twarz. Fantastyczny to słabe słowo na określenie wczorajszego
seksu. To było tak nierzeczywiste i nieziemskie, że gdyby nie
sypialnia Harveya Worda nigdy nie uwierzyłaby, że spędziła z nim
noc. Noc ze swoim idolem... Noc z mężczyzna, którego podziwiała
bez końca. Usłyszała szybkie, zdecydowane kroki na schodach, a
później na korytarzu. Przewróciła się na wznak i podłożyła
rękę pod głowę. Drzwi otworzyły się bezszelestnie i wszedł
pan domu we własnej osobie. Był w czarnym, przepoconym t-shircie,
czarnych spodniach dresowych i adidasach.
- Nie śpisz już? -
zapytał i podszedł bliżej.
- Przed chwilą się
obudziłam, ale nie chce mi się ruszać. Gdzie byłeś?
- Biegałem. Stary
nawyk. Nie ruszaj się w takim razie zaraz do ciebie dołączę - i
zniknął za drzwiami, które dopiero teraz zauważyła. Wik jak
rozradowany kotek wyrzuciła ręce do góry szczerząc się sama do
siebie. Usłyszała szum wody i wyobraziła sobie Harveya pod
prysznicem. Minęło może pięć minut, kiedy wyszedł z powrotem w
samym ręczniku na wąskich biodrach. Drugim wycierał mokre włosy.
- Nawet nie usłyszałam
kiedy wstałeś.
- Powiedziałaś, że
chcesz spać do oporu, więc starałem się być cicho -
rzucił jeden ręcznik na ziemię i zdjął z siebie drugi. Funkcje
życiowe Wik znowu zaczęły fiksować. Serce waliło jakby
przebiegła maraton, a płuca dały za wygraną i poszły spać.
Położył się obok niej i wsunął pod kołdrę. Był lodowaty.
Musiał wziąć zimny prysznic.
- Chodź tu - wyciągnął
rękę - Musisz mnie zagrzać.
Nie potrzebowała
dodatkowej zachęty. Wtuliła się w niego kładąc głowę na
twardej i miękkiej jednocześnie piersi. Włoski łaskotały ją w
twarz, ale było to niezwykle przyjemne łaskotanie.
- Która jest właściwie
godzina?
- Jeszcze nie ma ósmej.
Dobrze jakbyś się trochę zdrzemnęła - objął ją i głaskał
po ramieniu. No tak trzeba przespać określoną ilość godzin...
- Jak to się stało, że
zostałam na noc?
Pocałował ją w czubek
głowy.
- Jakoś nie potrafię
się z tobą rozstać.
Nie wiedziała co na to
odpowiedzieć, więc przywarła do niego jeszcze mocniej. Jak
fantastycznie było czuć jeszcze napięte mięśnie po treningu.
Gładziła je delikatnie od obojczyka do pępka. Tak bardzo jej się
to podobało...
- Miałaś wczoraj
chwilę zawahania - odezwał się w pewnej chwili.
- Kiedy? - jakoś nie
kojarzyła faktu. Jej zdaniem była, aż nazbyt chętna.
- Po pierwszym orgazmie
- czy musiał być aż taki dosadny?! - Widziałem wyraźnie.
Ach o ten moment mu
chodzi... Cholera znowu się zarumieniła... W życiu mu tego nie
powie! Nie zachowa się jak jakaś niedoświadczona stara panna.
- Miałaś jakieś
wątpliwości?
- Nie - odpowiedziała w
nadziei, że to mu wystarczy. Głupia nadzieja!
- Więc o co chodziło?
- uniósł jej brodę do góry i zajrzał w oczy.
- Nic.
- I dla niczego tak
pięknie się rumienisz? - uśmiechnął się i za ten uśmiech
mogłaby oddać wszystko - No mów.
- Po prostu... Nie...
Nie powiem ci tego! - wyrwała mu się i schowała twarz w
zagłębieniu na złączeniu szyi z ramieniem. Jakże pięknie
pachniał! Świeżością i sobą. Zabójcza mieszanka bardzo
pobudzająca zmysły.
- No teraz to już
musisz! - zaczął ją głaskać opuszkami palców po ramieniu -
Dajesz mała.
- Po prostu
zastanawiałam się przez chwilę... czy... czy się zmieścisz -
odetchnęła z ulgą - I nie wierzę, że jesteś mnie w stanie aż
tak zawstydzić...
Na krótką chwilę
przestał ją głaskać, ale szybko wrócił do porzuconego zajęcia.
- Pasujemy do siebie
doskonale maleńka - rozpływała się kiedy tak ją nazywał. I w
ogóle się z niej nie śmiał! - Możesz mi mówić o wszystkim.
Nie będę się z ciebie śmiał.
I jeszcze czytał w
myślach...
Obudziła się kiedy
słońce było już wysoko na horyzoncie. Spojrzała na śpiącego u
jej boku mężczyznę. Kiedy maska twardego i stanowczego pana
mecenasa zniknęła był najpiękniejszym facetem na świecie.
Podparła głowę na dłoni i obserwowała go chwilę. "I jak
się tu w tobie nie zakochać?" myśl jak błyskawica
przemknęła jej przez głowę. To było bardzo niepokojące. Miała
wrażenie, że będzie przez niego bardzo płakała pewnego dnia.
Była pewna, że pewnego dnia stanie się jedną z wielu kobiet,
które przewinęły się przez tą zachwycającą sypialnie. Ale z
drugiej strony czy nie warto...? Głośne burknięcie w brzuchu
przerwało jej rozmyślania. A co by pan mecenas powiedział na
śniadanie do łóżka? Wstała jak najdelikatniej i kiedy upewniła
się, że go nie obudziła poszła jak jej się wydawało do
łazienki. Musiała się powstrzymać od głośnego okrzyku. Kiedy
otworzyła drzwi jej oczom ukazało się kolejne pomieszczenie
niewiele ustępujące rozmiarem sypialni.
Na samym środku stała
olbrzymia wanna do której trzeba było wejść po dwóch niskich
schodkach. Wszystko wyłożone białym marmurem. No nieźle... Kiedy
weszła z przyjemnością stwierdziła, że wielkie płytki, którymi
wyłożona jest podłoga są ciepłe. Skorzystała z toalety. Twarz
już jej cierpła od ciągłego szczerzenia się cały czas bez
sensu. Wychodząc zauważyła koszulę Harveya zawieszoną na
drzwiach. Z przebiegłym uśmiechem szybko ją na siebie zarzuciła.
To była ta sama koszula, którą miał wczoraj na sobie. Wtuliła
twarz na wysokości kołnierza. Taaak. Cudowny zapach faceta, który
zabrał ją wczoraj do raju, a dzisiaj od rana tulił... Nie powinna
sobie roić wielkich nadziei, ale z racji niedoświadczenia w takich
relacjach, nie potrafiła myśleć o tym inaczej. Zapięła koszulę
i podwinęła zbyt długie rękawy. Wyszła na palcach z powrotem do
skąpanej w słońcu sypialni. Harvey przekręcił się na bok
zarzucając rękę na miejsce w którym leżała. Ciepło rozlało
jej się po sercu. Jego ciemne włosy wyraźnie odcinały się na
białej poduszce. Przypomniała sobie jak ta ręka pieściła ją
parę godzin temu i krew zaczęła jej szybciej krążyć. Dopiero
po kilku sekundach uświadomiła sobie, że gapi się z otwartymi
ustami i niedługo po poprzednim seksie już marzy o następnym.
Pokręciła głową śmiejąc się w duchu z samej siebie. Wyszła
na korytarz zamykając za sobą drzwi do sypialni. Minęła rząd
drzwi zanim doszła do schodów. To był naprawdę olbrzymi
apartament. Szerokimi schodami zeszła do już znanego jej salonu.
Całe jedzenie zajęci sobą zostawili wczoraj na stole. Podeszła
do wieży i włączyła radio. Przyciszyła, chociaż wątpiła,
żeby dźwięk zawędrował aż na górę. Głos Alanis Morissette
wypełnił pomieszczenie. Zaczęła od sprzątania jedzenia ze stołu
i wkładania naczyń do zmywarki. Przy okazji zweryfikowała
zawartość lodówki... No cóż w tydzień by tego nie przejadła
nawet gdyby jadła pięć posiłków dziennie... Wyciągnęła
jajka, paprykę, i kiełki. Było tu naprawdę wszystko o czym
pomyślała. Tanecznym krokiem poszperała po półkach w
poszukiwaniu przypraw. Lekka i pożywna frittata będzie doskonałym
śniadaniem. Podśpiewując pod nosem This World pilnowała, żeby
ciasto nie przywarło do patelni. Muzykę miała przekazaną w
genach i nie było niczego lepszego na początek dnia śniadanie
przygotowywane dla mężczyzny w dźwiękach muzyki. Największą
frajdę sprawiało jej to, że przy każdym ruchu owiewał ją
zapach Harveya. Kiedy potrawa zarumieniła się odpowiednio
przełożyła ją na talerz i z efektownym obrotem zwróciła się w
stronę blatu. Prawie wypuściła talerz z rąk kiedy zobaczyła
Harveya opartego o filar na środku salonu. Stał z założonymi
rękoma w samych spodniach od piżamy, a delikatne rozbawienie
igrało mu na twarzy.
- Nie przeszkadzaj sobie
- powiedział cicho.
- Obudziłam cię? -
zapytała cała sztywniejąc.
- Nie, a powinnaś.
Ostatnio spałem do tej godziny, kiedy byłem na studiach. Czy ty
gotujesz? - przekrzywia głowę, a jego mina wyraża zaciekawienie.
Wik z irytacją stwierdza, że nie potrafi rozgryźć, czy mu się
to podoba czy też nie.
- Mhm - przytaknęła.
- Napijesz się herbaty?
- Poproszę.
Ruszył w jej stronę i
nalał wody do czajnika. Wik nie mogła zebrać myśli obserwując
grę mięśni na jego barkach, kiedy wyciąga dwa kubki z szafki.
Spodnie od piżamy w tak seksowny sposób układały mu się na
pupie, że znowu przełknęła głośno ślinę.
- Pięknie pachnie -
odwrócił się nagle w jej stronę z dziwnym wyrazem twarzy -
Postawisz na stole czy mam ci jeść z ręki? - zapytał, kiedy Wik
nie wykonując najmniejszego ruchu stała patrząc na niego. Cholera
znowu się gapi... Odwróciła się i podeszła szybko do stołu
oblewając się rumieńcem.
- Wyglądasz
niesamowicie seksownie w mojej koszuli wiesz? - pojawił się nagle
tuż obok niej stawiając parujące kubki na stole.
- A ty bez niej -
odpowiedziała cicho, bo jej gardło zupełnie się zacisnęło. W
jego oczach pojawił się błysk i znowu zamieniły się w płynną
ciemną czekoladę. Nabrała gwałtownie powietrza, kiedy złapał ją
za pośladki i jednym zwinnym ruchem posadził na blacie. Ściskała
go kurczowo za ramiona i oplotła nogami w pasie. Znowu tak bardzo
go pragnęła. Nie wyobrażała sobie chwili, kiedy się nim nasyci
i powie dosyć.
- Uwielbiam kiedy się
tak rumienisz - szepnął jej we włosy. Ich usta się odnalazły w
gorącym pocałunku i już chwilę później obydwoje mocno dyszeli
- Połóż się - nakazał. Zdezorientowana rozejrzała się dookoła
zanim pojęła, że chodzi mu o blat kuchenny. Posłusznie wykonała
polecenie. Blat był zimny, twardy i niewygodny, ale nie miało to w
tej chwili większego znaczenia. Pochylił się nad nią i rozpiął
jej koszulę odsłaniając piersi. Złapał sutki w palce i zaczął
je pieścić. Kręciło jej się w głowie. Dyszała ciężko i
jęczała nogami przyciągając go jak najbliżej siebie.
- Och Harvey! - jęczała.
- Chcesz więcej? - był wyraźnie mocno podniecony całą sytuacją, ale
zachowywał pełną kontrolę. Pochylił się jeszcze niżej i
pocałował ją w brzuch. Wypchnęła biodra w jego stronę.
- Chcesz? - zapytał
ponownie nabrzmiałym od emocji głosem.
- Tak! - krzyknęła.
Zatoczył językiem koło
wokół jej pępka i przygryzł lekko skórę. Wiła się, chciała
się podnieść, ale trzymał ją mocno przy blacie.
- Jeśli się
podniesiesz przestanę... - mruknął ochrypłym głosem. Czuła
niemal fizyczny ból w podbrzuszu pragnąc jedynie zaspokojenia.
Język Harveya zatoczył jeszcze jedno koło wokół pępka i
zjechał niżej. Pokonał drogę do pachwiny i ... od jednego biodra
do drugiego gryząc je i doprowadzając ich właścicielkę do
szaleństwa.
- Mówię poważnie
Wiktorio jeśli się podniesiesz koniec zabawy - niemal warknął
kiedy uniosła się na łokciach. Znowu opadła posłuszna.
Przesunął język do wewnętrznej strony ud i kiedy dotarł do ich
podnóża Wik miała wrażenie, że doświadcza takiej pieszczoty
pierwszy raz w życiu. Wyczyniał takie rzeczy jakie jej się nie
śniły. Wypchnęła biodra mocno do góry ułatwiając mu dostęp.
Jęczała głośno i przytrzymywała mu głowę ciągnąc za włosy.
Kiedy już była prawie, prawie na szczycie wsunął w nią dwa
palce potęgując doznanie. Chwilę później jej zaspokojone ciało
znieruchomiało. Dyszała ciężko, a cała kuchnia wirowała okół
niej.
- Mógłbym się tobą
karmić maleńka - ucałował ją w brzuch. Uniosła się cała w
skowronkach na łokciach i popatrzała na niego. Najpierw kciukiem
otarł brzegi ust co wywołało kolejny rumieniec, a później podał
jej rękę i pomógł zejść z blatu. Powoli plączącymi się
palcami zapięła koszulę.
- A teraz możemy zjeść
śniadanie - odsunął jej krzesło.
- Tak. Dopiero teraz
czuję jaka jestem głodna - wzdycha siadając. Odkroiła sobie
nieduży kawałek i nadal lekko drżąca dłonią zaczęła jeść.
Nie uszło to uwadze Harveya, który obserwował ją lekko
rozbawiony.
- Masz ochotę robić
coś konkretnego? - zapytał.
- Obawiam się, że
muszę jechać do domu. Zostawiłam telefon... - wyjaśniła widząc
pytające spojrzenie.
- I tylko po to?
- To akurat bardzo
ważne. Muszę być dostępna w czasie prowadzenia śledztwa. I tak
sobie pofolgowałam.
- I bardzo mnie to
cieszy. Daj swoje klucze - znowu wrócił władczy i kontrolujący
wszystko pan mecenas.
- Po co?
- Daj - nie powinna
pytać tylko wypełnić polecenie. Harvey się nie tłumaczy
dlaczego coś komuś karze. Nie ukrywając niezadowolenia wstała i
podeszła do torebki, którą zostawiła na kanapie. Wyciągnęła z
niej klucze i podała Harveyowi który już stał za nią z
wyciągniętą ręką.
- Trevor! - zawołał i
po dokładnie pięciu sekundach w salonie pojawił się wysoki,
barczysty mężczyzna w czarnym garniturze. Wik aż podskoczyła
odruchowo łapiąc za brzegi koszuli Harveya i sprawdzając czy aby
wystarczająco ją osłania.
- Panno Hastings, panie
Word? - mężczyzna kiwnął grzecznie głową.
- Trevor jedź do panny
Hastings. Przy wejściu na komodzie zostawiła telefon. Przywieź go
- podszedł i podał mu klucze.
- Tak jest proszę pana
- po raz kolejny skinął głową i odszedł.
- Cóż za wstydliwość
panno Hastings - odwrócił się do niej i patrzał ze ściągniętymi
brwiami.
- Czy... Czy on tu był
cały czas? - wycelowała palcem w miejsce w którym jeszcze przed
chwilą stał Trevor.
- Spokojnie maleńka -
podszedł i pocałował ja w czoło - Nikomu bym cię nie pokazał -
mruknął.
- Ale jeszcze przed
chwilą byłam prawie naga! I... I on musiał wszystko słyszeć! -
w jej głosie słychać było wyraźną panikę.
- Nie przypominaj mi, bo
chcę jeszcze chwilę poczekać - w oczach pojawiły się groźne
błyski. Poczekać?! - Trevor pojawia się dokładnie wtedy, kiedy
tego oczekuje. Nie bój się nie siedzi za zasłoną i nie czeka aż
go zawołam - był prawie poirytowany - Chodź tu - pociągnął ją
w stronę kanapy, a sam podszedł do białej niskiej i długiej
półki rozciągającej się pod telewizorem. Przykucnął i
wyciągnął wielki, biały koc.
- Właśnie wymyśliłem
co chcę robić - odwrócił się z uśmiechem - Dzień przed
telewizorem! - wyglądał teraz jak radosny chłopiec i znowu
wyszczerzyła się oczarowana. Usiadł obok niej i wyciągnął
rękę, żeby się przytuliła.
- Daj tu nogi - poklepał
po swojej drugiej stronie i Wik przełożyła nogi ponad jego
nogami. Otulił ich szczelnie kocem i sięgnął po pilota.
- Bardzo mi się podoba
twój pomysł - mruknęła z twarzą wtuloną w jego nagą pierś.
- Mam nadzieję, bo
jeszcze nie skończyliśmy na dzisiaj... - mruknął z ustami w jej
włosach.
Podniosła na niego
głowę.
- Nie wiem czy zwróciłaś
uwagę, ale tylko ty zostałaś zaspokojona - wyjaśnił i musiał
się uśmiechnąć na widok rozpromienionej miny Wik.
- Zbieraj siły mała -
przyciągnął ją do siebie. Położyła dłoń na jego brzuchu tuż
przy krawędzi spodni i zaczęła delikatnie wodzić palcem.
- Jeszcze nie teraz... -
zabrał jej rękę i położył sobie na piersi - Nie chcesz chyba,
żeby Trevor nas zastał, kiedy wróci prawda?
Nie musiał powtarzać bo
zamarła w momencie i jeszcze szczelniej owinęła się kocem.
Już włączał
telewizor, kiedy zadzwonił telefon gdzieś z boku. Z westchnieniem
opuścił rękę i sięgnął po niego naciskając kilka guzików.
- Tak Rita? - odezwał
się. Tym czasem druga jego ręka gładziła ją po plecach i
biodrach.
- Cześć! Przesłałam
ci na maila kopie umów jakie Stars zawarł z Dertfurem - głos Rity
rozległ się w pokoju.
- Ok. Później je
przejrzę.
- Słucham? - była
bardzo zdziwiona - Wysyłam ci robotę, a ty do niej nie biegniesz?
- Nie. Właśnie leżę
przed telewizorem i nie chce mi się ruszać - powiedział leniwie
kładąc policzek na głowie Wik.
- Ok... Rozumiem. W
takim razie ucałuj ode mnie Wik - powiedziała wesoło - I zagroź
jej, że jak mi nie powie skąd ma te buty zero seksu!!
Wik uniosła głowę i z
szeroko otwartymi oczami popatrzała na Harveya.
- Mam rezygnować z
seksu dla twoich butów? - powiedział kpiąco wcale nie zaskoczony.
- Będę ci przez
tydzień przynosiła kawę!
- Mam zrezygnować z
seksu dla kawy? Zaproponuj mi to za trzydzieści lat.
- Od Matrucciego!
- Hmm... Zastanowię
się. Do jutra - rozłączył się. Uśmiechnął się do zdziwionej
Wik.
- Czy mi się to
przyśniło? - wskazała na telefon.
- Nie boj się mała. Za
żadne skarby nie zrezygnuję z seksu z tobą - uśmiechnął się z
czułością i pogłaskał ją po policzku - A tak w ogóle to
chciałbym ci o czymś powiedzieć i coś ustalić - przekręcił
się lekko na bok w jej stronę. Wik spięła się cała. Chce
ustalić godziny wizyt czy co?
- Hej spokojnie -
uśmiechnął się - Czy możemy ustalić, że w czasie, kiedy
będziesz u mnie to będzie twoje jedyne ubranie? - dotknął
kołnierzyka koszuli.
- Do zrobienia -
odetchnęła i również się uśmiechnęła.
- Super. Chciałem ci o
czymś powiedzieć, ale nie możesz się tak stresować za każdym
razem, kiedy coś mówię!
- Postaram się...
- Już wiem, że
wystarczy dać ci orgazm, żebyś się rozluźniła i nie myśl, że
nie będę tego wykorzystywał - mina łobuza z jedną brwią
uniesioną do góry dodała mu więcej seksapilu niż można by się
spodziewać. Wik patrzała jak w hipnozie.
- Co chciałeś mi
powiedzieć? - zapytała ganiąc się po raz setny za gapienie.
- Chcę, żebyś
wiedziała, że nie pamiętam kiedy ostatnio spałem z kobietą, a
dzisiaj spało mi się tak dobrze jak nigdy - obejmował ją i
gładził po policzku, który się rumienił z radości - I chcę
również, żebyś wiedziała, że jesteś absolutnie pierwszą
kobietą, którą zaprowadziłem do mojej sypialni - patrzał jej
przejmująco w oczy.
- Jak to... Przecież
było ich przede mną tak wiele... - nie mogła uwierzyć, że to
słyszy.
- Jak zapewne sama
zauważyłaś jest tu wiele pokoi - powiedział bez wahania.
Zabolało, ale nie dała po sobie nic poznać.
- Wow - wyszeptała
zszokowana. Uczucie triumfu uderzyło z niespotykaną siłą.
Zarzuciła mu ręce na szyję i już prawie pocałowała.
- I jeszcze jedno zanim
mnie rozproszysz!
Ona rozpraszała jego?
Zabawne!
- Zresztą i tak musimy
poczekać aż wróci Trevor - przypomniał - Chciałem ustalić
pewną zasadę.
Przechyliła tylko głowę,
bo z głosu na pewno wyczytałby stres.
- Dopóki będziemy
trwać w naszym... nazwijmy to układzie - patrzał na nią uważnie
- Masz moje słowo, że nie spotkam się z żadną inną kobietą -
nawet o tym nie brała innej opcji pod uwagę, ale czy to nie
wspaniała wiadomość?! - Ale - zaznaczył szybko. Zrobi wszystko,
żeby tylko zachować tą zasadę - Od ciebie wymagam dokładnie
tego samego. Flirtujesz, uwodzisz, przytulasz się i uprawiasz seks
tylko ze mną - mówił powoli i wyraźnie, tak żeby nie umknęło
jej żadne słowo. Zdziwił się kiedy zrobiła wręcz obrażoną
minę.
- Nie musisz mi tego
mówić! - prychnęła - Uważasz, że to w moim stylu chodzić do
łóżka z każdym facetem... - zaczęła się nakręcać, ale
zasłonił jej ręką usta.
- Nie wiem jeszcze jaki
jest twój styl słonko - jego słowa lały miód na jej serce - Ale
wiem, że nie chcę się tobą dzielić. Należysz tylko do mnie.
Jeśli nastanie chwila, że zapragniesz innego chcę, żebyś mi o
tym powiedziała uczciwie. Ja zrobię to samo. Rozumiesz? -
tłumaczył jej łagodnie, a jej emocje już kipiały uszami.
- Tak - przytaknęła.
Czy on sobie zdawał sprawę, że to się niczym nie różni od
normalnego związku?! Serce z dzikiej radości tłukło jej w
piersi. "Ty należysz do mnie, a ja do ciebie"!! - Nie
wyobrażam sobie, żebym mogła chcieć kogoś innego - mruknęła.
- I nie wyobrażaj sobie
- upomniał z uśmiechem - Mam nadzieję, że spełnię twoje
oczekiwania -mówił jak prawdziwy dżentelmen.
- Żartujesz?! Dałeś
mi do tej pory trzy orgazmy i każdy jeden był czymś czego jeszcze
w życiu nie doświadczyłam! - słowa same wylatywały jej z ust
bez ingerencji mózgu. Czy powinna mu to mówić?
- Sądząc po twojej
reakcji jestem - zastanowił się chwilę - Najlepiej wyposażony ze
wszystkich twoich kochanków - dokończył ani trochę nie
zażenowany. Spąsowiała aż po cebulki włosów myśląc o biednym
Dominiku, którego sobie tak szybko zastąpiła... Dałaby głowę,
że Harvey też o nim pomyślał. Teraz roześmiał się serdecznie.
Jej Harvey Word! Z całym... wyposażeniem. Schowała twarz w jego
ramię, i dostała kolejnego całusa w czubek głowy.
- Mam mały aneks do
umowy - szepnął nad jej głową.
Uniosła oczy niepewna
czy chce to słyszeć.
- Odnośnie seksu tylko
ze mną. Możesz się również zaspokajać sama, ale chcę patrzeć
- udawał śmiertelną powagę i tym razem to ona wybuchnęła
śmiechem.
- Panno Hastings - głos
Trevora przerwał im rozmowę - Proszę telefon i klucze - podszedł
i położył jej na stole. Dokładnie w sekundzie kiedy się odezwał
Wik poczuła w sobie palce Harveya. Zrobił to szybko i gwałtownie
wiedząc, że nie będzie mogła zareagować. Spojrzała na niego z
rozszerzonymi źrenicami, kiedy dreszcz rozkoszy przebiegł po całym
jej ciele.
- Dziękuję -
powiedziała do Trevora stymulując spokojny głos i nawet się
lekko uśmiechając.
- Czy mogę jeszcze w
czymś pomóc?
- Nie będziesz już
dzisiaj potrzebny - powiedział Harvey oczywiście zupełnie
opanowany.
- Do widzenia - w tej
samej chwili palce poruszyły się gwałtownie i Wik lekko osunęła
się na kanapie. Trevor wyszedł. Oddychając gwałtownie popatrzała
na Harveya.
- Ty ... - ale nie
znalazła dobrego słowa, więc nie dokończyła. Ile jest w stanie
wytrzymać? Widocznie więcej niż myślała. Na twarzy Harveya nie
było większych emocji.
- Podnieciła cię ta
rozmowa? - zapytał. Przełknęła ślinę - Bo czuję, że całkiem
nieźle - błysk w oku zdradził, że wcale nie jest taki obojętny
za jakiego by chciał uchodzić - Dotknij go - rozkazał.
Wik wstrzymała oddech
sięgając pod koc. Przez cienki materiał spodni poczuła erekcję.
Harvey poruszył się niespokojnie. Wsunęła rękę pod gumkę
spodni i dotknęła go najpierw delikatnie od końcówki przesuwając
rękę niżej. Kiedy jego oddech znacznie przyspieszył uśmiechnęła
się przebiegle i ścisnęła go w dłoni z całej siły. Harvey jęknął przez zaciśnięte zęby wsuwając
jej palce jeszcze głębiej. Otworzyła szeroko usta łapiąc
powietrze.
- Ty diablico - miał
schrypnięty głos.
Zaczęła nią lekko
poruszać w górę i w dół. Nie sądziła, że zrobienie mu
przyjemności może być aż tak podniecające. Odrzuciła koc i
usiadła na piętach z jego ręką między nogami.
- Zawsze w gotowości -
uśmiech przebiegł mu po twarzy i przymknął na chwilę oczy kiedy
zacisnęła mocniej dłoń.
- Wzajemnie.
Zaczęła poruszać
biodrami po jego dłoni. Jakże była przy nim wygłodniała... I
tak bardzo chciała go zaspokoić. Pochyliła się i zaczęła go
delikatnie pieścić ustami.
- Kurcze mała! - aż
krzyknął kładąc jej rękę na głowie. Poruszała rytmicznie
głową, a Harvey nadziewał ją coraz głębiej i mocniej
jednocześnie pieszcząc ją coraz intensywniej. Nie wiedziała ile
go zdoła zmieścić, ale całego na pewno nie! W pewnej chwili
złapał ją za włosy i pociągnął mocno do góry. Nieoczekiwany
ból spowodował, że aż zapiszczała i w lekkim szoku uznała, że
to jeszcze bardziej wzmogło jej podniecenie.
- Teraz sprawdzimy, czy
dzisiaj też się zmieści - klęknął obok kanapy i pociągnął
ją za nogi tak, że obejmowała go udami. Wbił się w nią bez
zbędnych ostrzeżeń. Calutki. Wygięła się w łuk, bo prawie
natychmiast szczytowała. Znowu owładnęło ją uczucie jakby
spadała w dół. Niczym Alicja w króliczej norze. Po kilku ruchach
Harvey ciężko opadł na nią. Całe ciało miała drżące, a
świadomość totalnie oderwaną od rzeczywistości.
- Pięknie to zrobiłaś
maleńka - Harvey podparł się na łokciu i popatrzał w jej
jeszcze mętny wzrok.
- Ja? - zaśmiała się.
- Ty. Zawsze miałaś
taki temperament?
Nie odpowiedziała mu.
Dobrze wiedział że nie, że to za jego sprawką chciała więcej i
więcej. Kiedy tak głaskał ją po policzku telefon zostawiony na
stole przez Trevora zaczął szaleńczo wibrować. Harvey wyciągnął
rękę i podał jej go. Zerknęła na wyświetlacz i przymknęła
oczy.
- Cholera! - warknęła.
Tymczasem Harvey usiadł już obok. Narzuciła szybko na niego koc -
Nie możesz mnie teraz rozpraszać - szepnęła w ramach wyjaśnień
widząc jego zdziwioną minę i odebrała - Babcia! - odwróciła
się bokiem do Harveya. Nie mogła rozmawiać z babcią i
jednocześnie patrzeć na tego boga seksu ubranego tylko w koc
narzucony na biodra - Cześć! - miała nieco wymuszony, wesoły
głos - Tak, tak przepraszam cię ale nie miałam przy sobie
telefonu... Mhm! Hehe tak! Dzięki babuniu - mówiła łagodnie i
radośnie - Kochana jesteś. Hehe nie dlaczego pytasz? -
wyprostowała się nagle i spojrzała na Harveya, który spokojnie
oparty obserwował ją - Skąd wiesz?... Co robię?! NIE!! Nie chcę
tego słyszeć babciu! Nie będę tego słuchała! Rozłączam się!!
Kiedy się rozłączyła
siedziała z nadąsaną miną dobrą minutę zanim odważyła się
spojrzeć na Harveya. O nic nie pytał, nie wykonał żadnego gestu,
ale jego mina wręcz siłą zmuszała ją do powiedzenia o co
chodzi.
- Mam cię przywieźć
do Kalifornii - mruknęła.
- Skąd wie?
- Bo też tak chichocze
po seksie - potarła dłonią czoło - I chcę o tym jak najszybciej
zapomnieć!
Przyciągnął ją do
siebie.
- Opowiedz mi o sobie -
mruknął jej do ucha.
Uniosła brwi zdziwiona.
- Nie bardzo wiem co
miałabym ci opowiedzieć...
Oparł się na łokciu i
zrobił jej miejsce obok siebie.
- Połóż się tyłem
do mnie.
Spełnia jego życzenie,
czy też polecenie. Jak zwał tak zwał... Podłożył jej rękę
pod głowę.
- Wiem już, że
przyjaźnisz się z moją znajomą Zoe.
- No... tak. A właściwie
skąd się znacie?
- Nie opowiadała ci?
- Nie rozmawiałyśmy o
tobie - przyznaje PRAWIE zgodnie z prawdą.
- Dlaczego? - zażywa ją
tym pytaniem...
- Bo... Po prostu nie
chcę nikomu o tobie opowiadać... I tyle.
- Wstydzisz się czegoś?
Mężczyźni...
Oczywiście uraziła jego dumę tym, że nie opowiedziała koleżanką
jaki jest wspaniały.
- Źle to rozumiesz. Nie
potrafię ci tego logicznie wyjaśnić, ale one, a zwłaszcza Zoe są
bardzo wścibskie. Chcę zachować szczątki prywatności.
- Ok.
- Nie odpowiedziałeś
mi skąd się znacie - i dokładnie w tej chwili doznała bardzo
bolesnego olśnienia. Odwróciła głowę się w jego stronę i
nabrała głęboko powietrza.
- Co znowu?
- Czy wy... - nie
chciało jej to przejść przez gardło.
- Nie! - skrzywił się
zniesmaczony obracając ją z powrotem tyłem - Nie wiem co sobie
wyobrażasz, ale nie zaliczyłem każdej kobiety w tym mieście.
Był wyraźnie urażony,
a Wik w życiu nie przyznałaby się, że właśnie tak myślała.
- Czasem pracuje nad
domniemaniem morderstwa i wtedy też potrzebuję patologa. A że
pracuję tylko z najlepszymi Zoe jest często na mojej liście.
No tak to przecież
oczywiste... Ależ jest głupia!
- Mam wrażenie, że
twoi ludzie cię ograniczają w pewien sposób.
- Nie - odpowiedziała
od razu i bez wahania. Wiedziała, że mówił o reprymendzie Chrisa
- To bardziej moja wina. Nie lubię pracować według żadnych
schematów i dlatego ciężko mnie zaskoczyć. Oni zanim się ruszą
mają dokładnie opracowaną drogę powrotu... I z drugiej strony
wyciągali mnie z tarapatów milion razy. Super pracowało mi się z
Gomim. On nigdy nie zastanawiał się dwa razy nad niczym. Rzucałam
hasło i to robił. Precyzyjnie do bólu.
- A z Dominikiem?
No tak cokolwiek by nie
mówił i jakąkolwiek obojętność wykazywał Dominik siedział mu
na wątrobie.
- Szarpaliśmy się i
potykaliśmy o siebie cały czas. W zasadzie jestem zdziwiona, że
wyszliśmy w jednym kawałku.
- Czy byłaś kiedyś
już w takim układzie jak teraz ze mną?
- Nigdy świadomie.
Małe pocałunki w ramię
odprężały ją.
- Wychowałaś się w
Kalifornii?
Jego pytania w ogóle nie
trzymały się kupy.
- Mhm. Najbardziej brakuje mi słońca i piasku. Zawsze odrabiałam
lekcje na plaży niedaleko domu. Uwielbiam spędzać czas na plaży.
Zresztą szum fal zawsze mi niósł ukojenie. Wyjechałam do
dziadków niedługo po śmierci rodziców i w wyobrażeniu
wszystkich powinnam się stać tak zwanym trudnym dzieckiem, ale
zawsze jak mnie już brało na bycie nim dziadek zmuszał mnie na
spacer po plaży aż się nie uspokoiłam. Po czasie sama tam szłam
kiedy robiło mi się źle i wszystko znikało.
Cholera zaczęła
trajkotać...
- To kiedy lecimy do
Kalifornii?
- Słucham? - znowu
odwróciła się w jego stronę.
- Czy mogłabyś się
przez pięć minut nie wiercić? - skarcił ją - Twoja babcia mnie
zaprasza.
- Nie sądzę, żeby to
był dobry pomysł...
- Znowu się czegoś
wstydzisz?
- Przestań! Niczego się
nie wstydzę!
- Czy ty na mnie
krzyczysz? - miał spokojny, stonowany głos. Głos, który potrafił
jednocześnie grozić i obiecywać. Głos, którym osiągał
absolutnie wszystko. Tym razem głos ją ostrzegł, że woli go nie
denerwować. Posłuchała.
- Nie, nie krzyczę na
ciebie - powiedziała potulnie - Po prostu moja babcia od razu
zacznie planować wielkie wesele, a nie chce jej tłumaczyć, że
tylko ze sobą sypiamy...
- Uważasz, że tylko ze
sobą sypiamy?
Gdyby miała być szczera musiała by powiedzieć "Ty ze mną sypiasz, ja się angażuje..."
Gdyby miała być szczera musiała by powiedzieć "Ty ze mną sypiasz, ja się angażuje..."
- Harvey... - mruknęła
tylko bezsilnie.
- Ja myślę, że
właśnie się zaprzyjaźniamy i możemy wyciągnąć z tego
naprawdę coś fajnego.
- Więc powinnam cię
przedstawić babci jako mojego przyjaciela?
- Powiesz prawdę.
- Myślę, że to
troszkę za wcześnie.
- To nie fair. Ty
poznałaś moją rodzinę.
- Przez przypadek!
- Ale przedstawiłem cie
z ochotą. Jakbyś nie pamiętała sam zaciągnąłem Cię do
środka.
- Ale wtedy jeszcze nic
nas nie łączyło...
- Po prostu jeszcze nie
byłaś tego świadoma - mówił z przekorą małego chłopca i była
zupełnie bezbronna na jego argumenty.
- Czego nie byłam
świadoma Harvey?
Oparł się na łokciu i
miał minę jakby się świetnie bawił.
- Słonko od pierwszej
minuty w której wpadłaś jak strzała do gabinetu Brumera w tych
nieprzyzwoitych jeansach wiedziałem, że będziesz moja.
Przywołała w pamięci
tamten moment. Była wtedy sfrustrowana milczeniem Dominika i
marzyła, żeby zająć się czymkolwiek. Faktycznie obserwował ją
uważnie kiedy zapoznawała się ze sprawą, a ona z każdą
upływającą chwilą czuła się coraz bardziej zaintrygowana.
- Ja już wtedy byłem
pewien - mruknął jej nad twarzą z taką czułością jakby była
jego największym skarbem. Nie może jej tego robić! Był tak
cudownie ujmujący i tak bardzo niepodobny do bezwzględnego pana
mecenasa...
- Nie musiałeś się za
bardzo starać... - nie mogła ulec tej chwili, bo byłaby zgubiona.
- Nie musiałem? Gdybym
nie musiał byłabyś ze mną jeszcze tej samej nocy - stwierdził
ze swoją dawną pewnością siebie i zdecydowanie taka forma jej
bardziej odpowiadała. Jej partner do seksu nie może być kochany i
romantyczny, bo to może się źle skończyć.
- Wrócimy jeszcze do
tego tematu dobrze? Przemyśl sobie ten wyjazd może być fajnie.
Może być fajnie? Nic
nie odpowiedziała, tylko wydęła usta i popatrzała na niego z
wyrzutem. Pochylił się i przygryzł jej wargę.
- Bez fochów! Obiecaj,
że nad tym pomyślisz - powiedział agresywnie. Otworzyła szerzej
oczy i przytaknęła. No to wracamy do punktu wyjścia...
- Coś nam nie idzie
oglądanie telewizji - powiedział z uśmiechem nagle znowu
pogodniejąc zerkając na pilota, który wylądował pod stołem.
Wik również przechyliła głowę idąc za jego wzrokiem, ale
większą uwagę przykuł zmrok za oknem.
- Jezu, która już jest
godzina?
- Czy to ważne? -
wzruszył ramionami.
- Tak - zaśmiała się
- Muszę wracać do domu i przygotować się na jutro do pracy.
- Nie możesz zostać na
noc? - zapytał zasmucony. O Jezu ile by teraz mogła dla niego
zrobić! Ale nie może! To ma być tylko seks!
- Przykro mi, ale muszę
ratować twojego kumpla burmistrza - wzruszyła ramionami.
- Ale najpierw coś
zjemy. Później mogę cię odwieźć.
Wyprężyła się i
przytuliła jeszcze raz twarz do nagiego torsu. Jeszcze raz
wciągnęła oszałamiający zapach mężczyzny i jeszcze raz
popieściła skórę ustami.
- O nie moja pani -
Harvey podniósł się odsuwając ją od siebie - Właśnie z tego
zrezygnowałaś na rzecz mojego kumpla burmistrza - zgrabnie ją
przeskoczył i wstał z kanapy. Wik zrobiło się nagle zimno.
- Proponuję wędzoną
wieprzowinę. To specjalność Anabell - poszedł do lodówki
włączając po drodze piekarnik.
- Panie Word pan gotuje!
- wsparła się na łokciu z rozkoszą obserwując jak półnagi
Harvey swobodnie porusza się po kuchni.
- Zaręczam ci, że mogę
cię jeszcze zaskoczyć co najmniej kilka razy - popatrzał na nią
spod rzęs skrapiając sałatkę octem balsamicznym. Był panem w
swoim życiu. Osiągał wszystko co sobie wyznaczył, nic nie było
dla niego przeszkodą nie do przeskoczenia. Pod wieloma względami
była taka sama, ale nie miała takiej charyzmy i tak miażdżącej
pewności siebie.
- Panno Hastings podano
do stołu - powiedział szarmancko odsuwając jedno z krzeseł. Wik
wygrzebała się spod koca i podbiegła do niego prawie w
podskokach. Zanim usiadła dała mu szybkiego niespodziewanego
całusa prosto w usta.
- Mmm a to za co?
- Całokształt -
odpowiada wymijająco.
Postawił przed nią
wołowinę w jakimś sosie, a na środku stołu ustawił sałatkę,
którą przygotował wcześniej.
- Masz zjeść wszystko
bez marudzenia - nakazuje tonem nie znoszącym sprzeciwu.
Kręcąc głową bierze
się za jedzenie. Przełykając pierwszy kęs musiała przyznać, że jedzenie jest
przepyszne, a co dziwniejsze jest potwornie głodna. Kiedy kończy
cień satysfakcji pojawia się na twarzy Harveya.
- Bardzo dobrze panno
Hastings. Myślę, że się dogadamy.
- Też mam taką
nadzieje panie Word...
***
Kiedy zaparkował przed
moim domem poczułam nagle straszny żal. Popatrzałam nieśmiało
na niego, a on mnie. Tyle, że on nie patrzał nieśmiało...
- Masz ochotę wejść?
- zapytałam na pozór z grzeczności, ale mój głos chyba zdradził
całe pokłady nadziei, że jednak to zrobi. Pewnie, że tak, bo
popatrzał na mnie tymi ciemnymi oczami i kręci przecząco głową.
- Przykro mi, ale muszę
jeszcze popracować - odpowiada i już wysiada z samochodu. Obchodzi
go z rękoma w kieszeni i otwiera drzwi po mojej stronie.
- To był naprawdę
wspaniały weekend - łapie mnie za rękę i całuje ją czule
zamykając w swoich dłoniach - Dziękuję - szepcze.
Zaraz mu się rzucę na
szyję! Jakie to strasznie romantyczne! Patrze w nieodgadnione oczy
Harveya i nie wiem jak powinnam się zachować.
- Ja również dziękuję.
To były jedne z najfajniejszych urodzin których nie obchodzę.
Śmieje się. Uff.
Puszcza moje dłonie i ujmuje podbródek. Całuje mnie tak
delikatnie, że prawie tego nie czuje, a mam ochotę jęczeć z
przyjemności. Odsuwa się oddychając szybciej.
- Uciekaj ode mnie mała
- mruczy popychając mnie lekko w stronę drzwi. I mimo że każda
komórka mojego ciała chce się na powrót do niego przykleić mózg
aż okłada czaszkę pięściami krzycząc "DO DOMU!!".
Patrzę na niego jeszcze raz i powolutku idę w stronę drzwi.
Otwieram je i modlę się, żeby nagle stanął za mną. Przekraczam
próg, ale go nie ma. Kiedy odwracam się widzę tylko tył
odjeżdżającego samochodu. Zatrzaskuję drzwi i opieram się o
nie. Zamykam oczy i analizuje co tak właściwie czuję. Po chwili
zastanawiam się jak to możliwe, że uczuciem dominującym jest
niedosyt? Cały weekend uprawiałam seks i ma ochotę na znacznie
więcej... Ech... I to jaki seks!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Znacie to uczucie kiedy jesteście powodem czyjegoś uśmiechu? Jest... Niesamowite!!