poniedziałek, 7 stycznia 2013

SPICY Rozdział 17


    Obudziła się w zalanym słońcem pokoju. Było jej tak wygodnie, że minęło kilka minut zanim postanowiła się ruszyć. Leżała na olbrzymim łóżku, a światło odbijało się od jasnej pościeli. Przez dwa wielkie okna widziała jak Nowy Jork leży u jej stóp. Czy tak się właśnie czuł Harvey kiedy przez nie patrzał? Była sama. Nie widziała nigdzie zegarka, więc kompletnie nie wiedziała która może być godzina. Przewróciła się na drugi bok i przytuliła do poduszki pachnącej Nim. Uśmiechnęła się szczęśliwa. Przypominała sobie każdy jeden moment wczorajszego wieczoru. Jednak została na noc i nawet ją przytulał kiedy usypiała. Tylko gdzie on był teraz?
    Przejechała dłonią po jego poduszce i przytuliła do niej twarz. Fantastyczny to słabe słowo na określenie wczorajszego seksu. To było tak nierzeczywiste i nieziemskie, że gdyby nie sypialnia Harveya Worda nigdy nie uwierzyłaby, że spędziła z nim noc. Noc ze swoim idolem... Noc z mężczyzna, którego podziwiała bez końca. Usłyszała szybkie, zdecydowane kroki na schodach, a później na korytarzu. Przewróciła się na wznak i podłożyła rękę pod głowę. Drzwi otworzyły się bezszelestnie i wszedł pan domu we własnej osobie. Był w czarnym, przepoconym t-shircie, czarnych spodniach dresowych i adidasach.
    - Nie śpisz już? - zapytał i podszedł bliżej.
    - Przed chwilą się obudziłam, ale nie chce mi się ruszać. Gdzie byłeś?
    - Biegałem. Stary nawyk. Nie ruszaj się w takim razie zaraz do ciebie dołączę - i zniknął za drzwiami, które dopiero teraz zauważyła. Wik jak rozradowany kotek wyrzuciła ręce do góry szczerząc się sama do siebie. Usłyszała szum wody i wyobraziła sobie Harveya pod prysznicem. Minęło może pięć minut, kiedy wyszedł z powrotem w samym ręczniku na wąskich biodrach. Drugim wycierał mokre włosy.
    - Nawet nie usłyszałam kiedy wstałeś.
    - Powiedziałaś, że chcesz spać do oporu, więc starałem się być cicho - rzucił jeden ręcznik na ziemię i zdjął z siebie drugi. Funkcje życiowe Wik znowu zaczęły fiksować. Serce waliło jakby przebiegła maraton, a płuca dały za wygraną i poszły spać. Położył się obok niej i wsunął pod kołdrę. Był lodowaty. Musiał wziąć zimny prysznic.
    - Chodź tu - wyciągnął rękę - Musisz mnie zagrzać.
    Nie potrzebowała dodatkowej zachęty. Wtuliła się w niego kładąc głowę na twardej i miękkiej jednocześnie piersi. Włoski łaskotały ją w twarz, ale było to niezwykle przyjemne łaskotanie.
    - Która jest właściwie godzina?
    - Jeszcze nie ma ósmej. Dobrze jakbyś się trochę zdrzemnęła - objął ją i głaskał po ramieniu. No tak trzeba przespać określoną ilość godzin...
    - Jak to się stało, że zostałam na noc?
    Pocałował ją w czubek głowy.
    - Jakoś nie potrafię się z tobą rozstać.
    Nie wiedziała co na to odpowiedzieć, więc przywarła do niego jeszcze mocniej. Jak fantastycznie było czuć jeszcze napięte mięśnie po treningu. Gładziła je delikatnie od obojczyka do pępka. Tak bardzo jej się to podobało...
    - Miałaś wczoraj chwilę zawahania - odezwał się w pewnej chwili.
    - Kiedy? - jakoś nie kojarzyła faktu. Jej zdaniem była, aż nazbyt chętna.
    - Po pierwszym orgazmie - czy musiał być aż taki dosadny?! - Widziałem wyraźnie.
    Ach o ten moment mu chodzi... Cholera znowu się zarumieniła... W życiu mu tego nie powie! Nie zachowa się jak jakaś niedoświadczona stara panna.
    - Miałaś jakieś wątpliwości?
    - Nie - odpowiedziała w nadziei, że to mu wystarczy. Głupia nadzieja!
    - Więc o co chodziło? - uniósł jej brodę do góry i zajrzał w oczy.
    - Nic.
    - I dla niczego tak pięknie się rumienisz? - uśmiechnął się i za ten uśmiech mogłaby oddać wszystko - No mów.
    - Po prostu... Nie... Nie powiem ci tego! - wyrwała mu się i schowała twarz w zagłębieniu na złączeniu szyi z ramieniem. Jakże pięknie pachniał! Świeżością i sobą. Zabójcza mieszanka bardzo pobudzająca zmysły.
    - No teraz to już musisz! - zaczął ją głaskać opuszkami palców po ramieniu - Dajesz mała.
    - Po prostu zastanawiałam się przez chwilę... czy... czy się zmieścisz - odetchnęła z ulgą - I nie wierzę, że jesteś mnie w stanie aż tak zawstydzić...
    Na krótką chwilę przestał ją głaskać, ale szybko wrócił do porzuconego zajęcia.
    - Pasujemy do siebie doskonale maleńka - rozpływała się kiedy tak ją nazywał. I w ogóle się z niej nie śmiał! - Możesz mi mówić o wszystkim. Nie będę się z ciebie śmiał.
    I jeszcze czytał w myślach...

    Obudziła się kiedy słońce było już wysoko na horyzoncie. Spojrzała na śpiącego u jej boku mężczyznę. Kiedy maska twardego i stanowczego pana mecenasa zniknęła był najpiękniejszym facetem na świecie. Podparła głowę na dłoni i obserwowała go chwilę. "I jak się tu w tobie nie zakochać?" myśl jak błyskawica przemknęła jej przez głowę. To było bardzo niepokojące. Miała wrażenie, że będzie przez niego bardzo płakała pewnego dnia. Była pewna, że pewnego dnia stanie się jedną z wielu kobiet, które przewinęły się przez tą zachwycającą sypialnie. Ale z drugiej strony czy nie warto...? Głośne burknięcie w brzuchu przerwało jej rozmyślania. A co by pan mecenas powiedział na śniadanie do łóżka? Wstała jak najdelikatniej i kiedy upewniła się, że go nie obudziła poszła jak jej się wydawało do łazienki. Musiała się powstrzymać od głośnego okrzyku. Kiedy otworzyła drzwi jej oczom ukazało się kolejne pomieszczenie niewiele ustępujące rozmiarem sypialni.
    Na samym środku stała olbrzymia wanna do której trzeba było wejść po dwóch niskich schodkach. Wszystko wyłożone białym marmurem. No nieźle... Kiedy weszła z przyjemnością stwierdziła, że wielkie płytki, którymi wyłożona jest podłoga są ciepłe. Skorzystała z toalety. Twarz już jej cierpła od ciągłego szczerzenia się cały czas bez sensu. Wychodząc zauważyła koszulę Harveya zawieszoną na drzwiach. Z przebiegłym uśmiechem szybko ją na siebie zarzuciła. To była ta sama koszula, którą miał wczoraj na sobie. Wtuliła twarz na wysokości kołnierza. Taaak. Cudowny zapach faceta, który zabrał ją wczoraj do raju, a dzisiaj od rana tulił... Nie powinna sobie roić wielkich nadziei, ale z racji niedoświadczenia w takich relacjach, nie potrafiła myśleć o tym inaczej. Zapięła koszulę i podwinęła zbyt długie rękawy. Wyszła na palcach z powrotem do skąpanej w słońcu sypialni. Harvey przekręcił się na bok zarzucając rękę na miejsce w którym leżała. Ciepło rozlało jej się po sercu. Jego ciemne włosy wyraźnie odcinały się na białej poduszce. Przypomniała sobie jak ta ręka pieściła ją parę godzin temu i krew zaczęła jej szybciej krążyć. Dopiero po kilku sekundach uświadomiła sobie, że gapi się z otwartymi ustami i niedługo po poprzednim seksie już marzy o następnym. Pokręciła głową śmiejąc się w duchu z samej siebie. Wyszła na korytarz zamykając za sobą drzwi do sypialni. Minęła rząd drzwi zanim doszła do schodów. To był naprawdę olbrzymi apartament. Szerokimi schodami zeszła do już znanego jej salonu. Całe jedzenie zajęci sobą zostawili wczoraj na stole. Podeszła do wieży i włączyła radio. Przyciszyła, chociaż wątpiła, żeby dźwięk zawędrował aż na górę. Głos Alanis Morissette wypełnił pomieszczenie. Zaczęła od sprzątania jedzenia ze stołu i wkładania naczyń do zmywarki. Przy okazji zweryfikowała zawartość lodówki... No cóż w tydzień by tego nie przejadła nawet gdyby jadła pięć posiłków dziennie... Wyciągnęła jajka, paprykę, i kiełki. Było tu naprawdę wszystko o czym pomyślała. Tanecznym krokiem poszperała po półkach w poszukiwaniu przypraw. Lekka i pożywna frittata będzie doskonałym śniadaniem. Podśpiewując pod nosem This World pilnowała, żeby ciasto nie przywarło do patelni. Muzykę miała przekazaną w genach i nie było niczego lepszego na początek dnia śniadanie przygotowywane dla mężczyzny w dźwiękach muzyki. Największą frajdę sprawiało jej to, że przy każdym ruchu owiewał ją zapach Harveya. Kiedy potrawa zarumieniła się odpowiednio przełożyła ją na talerz i z efektownym obrotem zwróciła się w stronę blatu. Prawie wypuściła talerz z rąk kiedy zobaczyła Harveya opartego o filar na środku salonu. Stał z założonymi rękoma w samych spodniach od piżamy, a delikatne rozbawienie igrało mu na twarzy.
    - Nie przeszkadzaj sobie - powiedział cicho.
    - Obudziłam cię? - zapytała cała sztywniejąc.
    - Nie, a powinnaś. Ostatnio spałem do tej godziny, kiedy byłem na studiach. Czy ty gotujesz? - przekrzywia głowę, a jego mina wyraża zaciekawienie. Wik z irytacją stwierdza, że nie potrafi rozgryźć, czy mu się to podoba czy też nie.
    - Mhm - przytaknęła.
    - Napijesz się herbaty?
    - Poproszę.
    Ruszył w jej stronę i nalał wody do czajnika. Wik nie mogła zebrać myśli obserwując grę mięśni na jego barkach, kiedy wyciąga dwa kubki z szafki. Spodnie od piżamy w tak seksowny sposób układały mu się na pupie, że znowu przełknęła głośno ślinę.
    - Pięknie pachnie - odwrócił się nagle w jej stronę z dziwnym wyrazem twarzy - Postawisz na stole czy mam ci jeść z ręki? - zapytał, kiedy Wik nie wykonując najmniejszego ruchu stała patrząc na niego. Cholera znowu się gapi... Odwróciła się i podeszła szybko do stołu oblewając się rumieńcem.
    - Wyglądasz niesamowicie seksownie w mojej koszuli wiesz? - pojawił się nagle tuż obok niej stawiając parujące kubki na stole.
    - A ty bez niej - odpowiedziała cicho, bo jej gardło zupełnie się zacisnęło. W jego oczach pojawił się błysk i znowu zamieniły się w płynną ciemną czekoladę. Nabrała gwałtownie powietrza, kiedy złapał ją za pośladki i jednym zwinnym ruchem posadził na blacie. Ściskała go kurczowo za ramiona i oplotła nogami w pasie. Znowu tak bardzo go pragnęła. Nie wyobrażała sobie chwili, kiedy się nim nasyci i powie dosyć.
    - Uwielbiam kiedy się tak rumienisz - szepnął jej we włosy. Ich usta się odnalazły w gorącym pocałunku i już chwilę później obydwoje mocno dyszeli - Połóż się - nakazał. Zdezorientowana rozejrzała się dookoła zanim pojęła, że chodzi mu o blat kuchenny. Posłusznie wykonała polecenie. Blat był zimny, twardy i niewygodny, ale nie miało to w tej chwili większego znaczenia. Pochylił się nad nią i rozpiął jej koszulę odsłaniając piersi. Złapał sutki w palce i zaczął je pieścić. Kręciło jej się w głowie. Dyszała ciężko i jęczała nogami przyciągając go jak najbliżej siebie.
    - Och Harvey! - jęczała.
    - Chcesz więcej? - był wyraźnie mocno podniecony całą sytuacją, ale zachowywał pełną kontrolę. Pochylił się jeszcze niżej i pocałował ją w brzuch. Wypchnęła biodra w jego stronę.
    - Chcesz? - zapytał ponownie nabrzmiałym od emocji głosem.
    - Tak! - krzyknęła.
    Zatoczył językiem koło wokół jej pępka i przygryzł lekko skórę. Wiła się, chciała się podnieść, ale trzymał ją mocno przy blacie.
    - Jeśli się podniesiesz przestanę... - mruknął ochrypłym głosem. Czuła niemal fizyczny ból w podbrzuszu pragnąc jedynie zaspokojenia. Język Harveya zatoczył jeszcze jedno koło wokół pępka i zjechał niżej. Pokonał drogę do pachwiny i ... od jednego biodra do drugiego gryząc je i doprowadzając ich właścicielkę do szaleństwa.
    - Mówię poważnie Wiktorio jeśli się podniesiesz koniec zabawy - niemal warknął kiedy uniosła się na łokciach. Znowu opadła posłuszna. Przesunął język do wewnętrznej strony ud i kiedy dotarł do ich podnóża Wik miała wrażenie, że doświadcza takiej pieszczoty pierwszy raz w życiu. Wyczyniał takie rzeczy jakie jej się nie śniły. Wypchnęła biodra mocno do góry ułatwiając mu dostęp. Jęczała głośno i przytrzymywała mu głowę ciągnąc za włosy. Kiedy już była prawie, prawie na szczycie wsunął w nią dwa palce potęgując doznanie. Chwilę później jej zaspokojone ciało znieruchomiało. Dyszała ciężko, a cała kuchnia wirowała okół niej.
    - Mógłbym się tobą karmić maleńka - ucałował ją w brzuch. Uniosła się cała w skowronkach na łokciach i popatrzała na niego. Najpierw kciukiem otarł brzegi ust co wywołało kolejny rumieniec, a później podał jej rękę i pomógł zejść z blatu. Powoli plączącymi się palcami zapięła koszulę.
    - A teraz możemy zjeść śniadanie - odsunął jej krzesło.
    - Tak. Dopiero teraz czuję jaka jestem głodna - wzdycha siadając. Odkroiła sobie nieduży kawałek i nadal lekko drżąca dłonią zaczęła jeść. Nie uszło to uwadze Harveya, który obserwował ją lekko rozbawiony.
    - Masz ochotę robić coś konkretnego? - zapytał.
    - Obawiam się, że muszę jechać do domu. Zostawiłam telefon... - wyjaśniła widząc pytające spojrzenie.
    - I tylko po to?
    - To akurat bardzo ważne. Muszę być dostępna w czasie prowadzenia śledztwa. I tak sobie pofolgowałam.
    - I bardzo mnie to cieszy. Daj swoje klucze - znowu wrócił władczy i kontrolujący wszystko pan mecenas.
    - Po co?
    - Daj - nie powinna pytać tylko wypełnić polecenie. Harvey się nie tłumaczy dlaczego coś komuś karze. Nie ukrywając niezadowolenia wstała i podeszła do torebki, którą zostawiła na kanapie. Wyciągnęła z niej klucze i podała Harveyowi który już stał za nią z wyciągniętą ręką.
    - Trevor! - zawołał i po dokładnie pięciu sekundach w salonie pojawił się wysoki, barczysty mężczyzna w czarnym garniturze. Wik aż podskoczyła odruchowo łapiąc za brzegi koszuli Harveya i sprawdzając czy aby wystarczająco ją osłania.
    - Panno Hastings, panie Word? - mężczyzna kiwnął grzecznie głową.
    - Trevor jedź do panny Hastings. Przy wejściu na komodzie zostawiła telefon. Przywieź go - podszedł i podał mu klucze.
    - Tak jest proszę pana - po raz kolejny skinął głową i odszedł.
    - Cóż za wstydliwość panno Hastings - odwrócił się do niej i patrzał ze ściągniętymi brwiami.
    - Czy... Czy on tu był cały czas? - wycelowała palcem w miejsce w którym jeszcze przed chwilą stał Trevor.
    - Spokojnie maleńka - podszedł i pocałował ja w czoło - Nikomu bym cię nie pokazał - mruknął.
    - Ale jeszcze przed chwilą byłam prawie naga! I... I on musiał wszystko słyszeć! - w jej głosie słychać było wyraźną panikę.
    - Nie przypominaj mi, bo chcę jeszcze chwilę poczekać - w oczach pojawiły się groźne błyski. Poczekać?! - Trevor pojawia się dokładnie wtedy, kiedy tego oczekuje. Nie bój się nie siedzi za zasłoną i nie czeka aż go zawołam - był prawie poirytowany - Chodź tu - pociągnął ją w stronę kanapy, a sam podszedł do białej niskiej i długiej półki rozciągającej się pod telewizorem. Przykucnął i wyciągnął wielki, biały koc.
    - Właśnie wymyśliłem co chcę robić - odwrócił się z uśmiechem - Dzień przed telewizorem! - wyglądał teraz jak radosny chłopiec i znowu wyszczerzyła się oczarowana. Usiadł obok niej i wyciągnął rękę, żeby się przytuliła.
    - Daj tu nogi - poklepał po swojej drugiej stronie i Wik przełożyła nogi ponad jego nogami. Otulił ich szczelnie kocem i sięgnął po pilota.
    - Bardzo mi się podoba twój pomysł - mruknęła z twarzą wtuloną w jego nagą pierś.
    - Mam nadzieję, bo jeszcze nie skończyliśmy na dzisiaj... - mruknął z ustami w jej włosach.
    Podniosła na niego głowę.
    - Nie wiem czy zwróciłaś uwagę, ale tylko ty zostałaś zaspokojona - wyjaśnił i musiał się uśmiechnąć na widok rozpromienionej miny Wik.
    - Zbieraj siły mała - przyciągnął ją do siebie. Położyła dłoń na jego brzuchu tuż przy krawędzi spodni i zaczęła delikatnie wodzić palcem.
    - Jeszcze nie teraz... - zabrał jej rękę i położył sobie na piersi - Nie chcesz chyba, żeby Trevor nas zastał, kiedy wróci prawda?
    Nie musiał powtarzać bo zamarła w momencie i jeszcze szczelniej owinęła się kocem.
    Już włączał telewizor, kiedy zadzwonił telefon gdzieś z boku. Z westchnieniem opuścił rękę i sięgnął po niego naciskając kilka guzików.
    - Tak Rita? - odezwał się. Tym czasem druga jego ręka gładziła ją po plecach i biodrach.
    - Cześć! Przesłałam ci na maila kopie umów jakie Stars zawarł z Dertfurem - głos Rity rozległ się w pokoju.
    - Ok. Później je przejrzę.
    - Słucham? - była bardzo zdziwiona - Wysyłam ci robotę, a ty do niej nie biegniesz?
    - Nie. Właśnie leżę przed telewizorem i nie chce mi się ruszać - powiedział leniwie kładąc policzek na głowie Wik.
    - Ok... Rozumiem. W takim razie ucałuj ode mnie Wik - powiedziała wesoło - I zagroź jej, że jak mi nie powie skąd ma te buty zero seksu!!
    Wik uniosła głowę i z szeroko otwartymi oczami popatrzała na Harveya.
    - Mam rezygnować z seksu dla twoich butów? - powiedział kpiąco wcale nie zaskoczony.
    - Będę ci przez tydzień przynosiła kawę!
    - Mam zrezygnować z seksu dla kawy? Zaproponuj mi to za trzydzieści lat.
    - Od Matrucciego!
    - Hmm... Zastanowię się. Do jutra - rozłączył się. Uśmiechnął się do zdziwionej Wik.
    - Czy mi się to przyśniło? - wskazała na telefon.
    - Nie boj się mała. Za żadne skarby nie zrezygnuję z seksu z tobą - uśmiechnął się z czułością i pogłaskał ją po policzku - A tak w ogóle to chciałbym ci o czymś powiedzieć i coś ustalić - przekręcił się lekko na bok w jej stronę. Wik spięła się cała. Chce ustalić godziny wizyt czy co?
    - Hej spokojnie - uśmiechnął się - Czy możemy ustalić, że w czasie, kiedy będziesz u mnie to będzie twoje jedyne ubranie? - dotknął kołnierzyka koszuli.
    - Do zrobienia - odetchnęła i również się uśmiechnęła.
    - Super. Chciałem ci o czymś powiedzieć, ale nie możesz się tak stresować za każdym razem, kiedy coś mówię!
    - Postaram się...
    - Już wiem, że wystarczy dać ci orgazm, żebyś się rozluźniła i nie myśl, że nie będę tego wykorzystywał - mina łobuza z jedną brwią uniesioną do góry dodała mu więcej seksapilu niż można by się spodziewać. Wik patrzała jak w hipnozie.
    - Co chciałeś mi powiedzieć? - zapytała ganiąc się po raz setny za gapienie.
    - Chcę, żebyś wiedziała, że nie pamiętam kiedy ostatnio spałem z kobietą, a dzisiaj spało mi się tak dobrze jak nigdy - obejmował ją i gładził po policzku, który się rumienił z radości - I chcę również, żebyś wiedziała, że jesteś absolutnie pierwszą kobietą, którą zaprowadziłem do mojej sypialni - patrzał jej przejmująco w oczy.
    - Jak to... Przecież było ich przede mną tak wiele... - nie mogła uwierzyć, że to słyszy.
    - Jak zapewne sama zauważyłaś jest tu wiele pokoi - powiedział bez wahania. Zabolało, ale nie dała po sobie nic poznać.
    - Wow - wyszeptała zszokowana. Uczucie triumfu uderzyło z niespotykaną siłą. Zarzuciła mu ręce na szyję i już prawie pocałowała.
    - I jeszcze jedno zanim mnie rozproszysz!
    Ona rozpraszała jego? Zabawne!
    - Zresztą i tak musimy poczekać aż wróci Trevor - przypomniał - Chciałem ustalić pewną zasadę.
    Przechyliła tylko głowę, bo z głosu na pewno wyczytałby stres.
    - Dopóki będziemy trwać w naszym... nazwijmy to układzie - patrzał na nią uważnie - Masz moje słowo, że nie spotkam się z żadną inną kobietą - nawet o tym nie brała innej opcji pod uwagę, ale czy to nie wspaniała wiadomość?! - Ale - zaznaczył szybko. Zrobi wszystko, żeby tylko zachować tą zasadę - Od ciebie wymagam dokładnie tego samego. Flirtujesz, uwodzisz, przytulasz się i uprawiasz seks tylko ze mną - mówił powoli i wyraźnie, tak żeby nie umknęło jej żadne słowo. Zdziwił się kiedy zrobiła wręcz obrażoną minę.
    - Nie musisz mi tego mówić! - prychnęła - Uważasz, że to w moim stylu chodzić do łóżka z każdym facetem... - zaczęła się nakręcać, ale zasłonił jej ręką usta.
    - Nie wiem jeszcze jaki jest twój styl słonko - jego słowa lały miód na jej serce - Ale wiem, że nie chcę się tobą dzielić. Należysz tylko do mnie. Jeśli nastanie chwila, że zapragniesz innego chcę, żebyś mi o tym powiedziała uczciwie. Ja zrobię to samo. Rozumiesz? - tłumaczył jej łagodnie, a jej emocje już kipiały uszami.
    - Tak - przytaknęła. Czy on sobie zdawał sprawę, że to się niczym nie różni od normalnego związku?! Serce z dzikiej radości tłukło jej w piersi. "Ty należysz do mnie, a ja do ciebie"!! - Nie wyobrażam sobie, żebym mogła chcieć kogoś innego - mruknęła.
    - I nie wyobrażaj sobie - upomniał z uśmiechem - Mam nadzieję, że spełnię twoje oczekiwania -mówił jak prawdziwy dżentelmen.
    - Żartujesz?! Dałeś mi do tej pory trzy orgazmy i każdy jeden był czymś czego jeszcze w życiu nie doświadczyłam! - słowa same wylatywały jej z ust bez ingerencji mózgu. Czy powinna mu to mówić?
    - Sądząc po twojej reakcji jestem - zastanowił się chwilę - Najlepiej wyposażony ze wszystkich twoich kochanków - dokończył ani trochę nie zażenowany. Spąsowiała aż po cebulki włosów myśląc o biednym Dominiku, którego sobie tak szybko zastąpiła... Dałaby głowę, że Harvey też o nim pomyślał. Teraz roześmiał się serdecznie. Jej Harvey Word! Z całym... wyposażeniem. Schowała twarz w jego ramię, i dostała kolejnego całusa w czubek głowy.
    - Mam mały aneks do umowy - szepnął nad jej głową.
    Uniosła oczy niepewna czy chce to słyszeć.
    - Odnośnie seksu tylko ze mną. Możesz się również zaspokajać sama, ale chcę patrzeć - udawał śmiertelną powagę i tym razem to ona wybuchnęła śmiechem.
    - Panno Hastings - głos Trevora przerwał im rozmowę - Proszę telefon i klucze - podszedł i położył jej na stole. Dokładnie w sekundzie kiedy się odezwał Wik poczuła w sobie palce Harveya. Zrobił to szybko i gwałtownie wiedząc, że nie będzie mogła zareagować. Spojrzała na niego z rozszerzonymi źrenicami, kiedy dreszcz rozkoszy przebiegł po całym jej ciele.
    - Dziękuję - powiedziała do Trevora stymulując spokojny głos i nawet się lekko uśmiechając.
    - Czy mogę jeszcze w czymś pomóc?
    - Nie będziesz już dzisiaj potrzebny - powiedział Harvey oczywiście zupełnie opanowany.
    - Do widzenia - w tej samej chwili palce poruszyły się gwałtownie i Wik lekko osunęła się na kanapie. Trevor wyszedł. Oddychając gwałtownie popatrzała na Harveya.
    - Ty ... - ale nie znalazła dobrego słowa, więc nie dokończyła. Ile jest w stanie wytrzymać? Widocznie więcej niż myślała. Na twarzy Harveya nie było większych emocji.
    - Podnieciła cię ta rozmowa? - zapytał. Przełknęła ślinę - Bo czuję, że całkiem nieźle - błysk w oku zdradził, że wcale nie jest taki obojętny za jakiego by chciał uchodzić - Dotknij go - rozkazał.
    Wik wstrzymała oddech sięgając pod koc. Przez cienki materiał spodni poczuła erekcję. Harvey poruszył się niespokojnie. Wsunęła rękę pod gumkę spodni i dotknęła go najpierw delikatnie od końcówki przesuwając rękę niżej. Kiedy jego oddech znacznie przyspieszył uśmiechnęła się przebiegle i ścisnęła go w dłoni z całej siły. Harvey jęknął przez zaciśnięte zęby wsuwając jej palce jeszcze głębiej. Otworzyła szeroko usta łapiąc powietrze.
    - Ty diablico - miał schrypnięty głos.
    Zaczęła nią lekko poruszać w górę i w dół. Nie sądziła, że zrobienie mu przyjemności może być aż tak podniecające. Odrzuciła koc i usiadła na piętach z jego ręką między nogami.
    - Zawsze w gotowości - uśmiech przebiegł mu po twarzy i przymknął na chwilę oczy kiedy zacisnęła mocniej dłoń.
    - Wzajemnie.
    Zaczęła poruszać biodrami po jego dłoni. Jakże była przy nim wygłodniała... I tak bardzo chciała go zaspokoić. Pochyliła się i zaczęła go delikatnie pieścić ustami.
    - Kurcze mała! - aż krzyknął kładąc jej rękę na głowie. Poruszała rytmicznie głową, a Harvey nadziewał ją coraz głębiej i mocniej jednocześnie pieszcząc ją coraz intensywniej. Nie wiedziała ile go zdoła zmieścić, ale całego na pewno nie! W pewnej chwili złapał ją za włosy i pociągnął mocno do góry. Nieoczekiwany ból spowodował, że aż zapiszczała i w lekkim szoku uznała, że to jeszcze bardziej wzmogło jej podniecenie.
    - Teraz sprawdzimy, czy dzisiaj też się zmieści - klęknął obok kanapy i pociągnął ją za nogi tak, że obejmowała go udami. Wbił się w nią bez zbędnych ostrzeżeń. Calutki. Wygięła się w łuk, bo prawie natychmiast szczytowała. Znowu owładnęło ją uczucie jakby spadała w dół. Niczym Alicja w króliczej norze. Po kilku ruchach Harvey ciężko opadł na nią. Całe ciało miała drżące, a świadomość totalnie oderwaną od rzeczywistości.

    - Pięknie to zrobiłaś maleńka - Harvey podparł się na łokciu i popatrzał w jej jeszcze mętny wzrok.
    - Ja? - zaśmiała się.
    - Ty. Zawsze miałaś taki temperament?
    Nie odpowiedziała mu. Dobrze wiedział że nie, że to za jego sprawką chciała więcej i więcej. Kiedy tak głaskał ją po policzku telefon zostawiony na stole przez Trevora zaczął szaleńczo wibrować. Harvey wyciągnął rękę i podał jej go. Zerknęła na wyświetlacz i przymknęła oczy.
    - Cholera! - warknęła. Tymczasem Harvey usiadł już obok. Narzuciła szybko na niego koc - Nie możesz mnie teraz rozpraszać - szepnęła w ramach wyjaśnień widząc jego zdziwioną minę i odebrała - Babcia! - odwróciła się bokiem do Harveya. Nie mogła rozmawiać z babcią i jednocześnie patrzeć na tego boga seksu ubranego tylko w koc narzucony na biodra - Cześć! - miała nieco wymuszony, wesoły głos - Tak, tak przepraszam cię ale nie miałam przy sobie telefonu... Mhm! Hehe tak! Dzięki babuniu - mówiła łagodnie i radośnie - Kochana jesteś. Hehe nie dlaczego pytasz? - wyprostowała się nagle i spojrzała na Harveya, który spokojnie oparty obserwował ją - Skąd wiesz?... Co robię?! NIE!! Nie chcę tego słyszeć babciu! Nie będę tego słuchała! Rozłączam się!!
    Kiedy się rozłączyła siedziała z nadąsaną miną dobrą minutę zanim odważyła się spojrzeć na Harveya. O nic nie pytał, nie wykonał żadnego gestu, ale jego mina wręcz siłą zmuszała ją do powiedzenia o co chodzi.
    - Mam cię przywieźć do Kalifornii - mruknęła.
    - Skąd wie?
    - Bo też tak chichocze po seksie - potarła dłonią czoło - I chcę o tym jak najszybciej zapomnieć!
    Przyciągnął ją do siebie.
    - Opowiedz mi o sobie - mruknął jej do ucha.
    Uniosła brwi zdziwiona.
    - Nie bardzo wiem co miałabym ci opowiedzieć...
    Oparł się na łokciu i zrobił jej miejsce obok siebie.
    - Połóż się tyłem do mnie.
    Spełnia jego życzenie, czy też polecenie. Jak zwał tak zwał... Podłożył jej rękę pod głowę.
    - Wiem już, że przyjaźnisz się z moją znajomą Zoe.
    - No... tak. A właściwie skąd się znacie?
    - Nie opowiadała ci?
    - Nie rozmawiałyśmy o tobie - przyznaje PRAWIE zgodnie z prawdą.
    - Dlaczego? - zażywa ją tym pytaniem...
    - Bo... Po prostu nie chcę nikomu o tobie opowiadać... I tyle.
    - Wstydzisz się czegoś?
    Mężczyźni... Oczywiście uraziła jego dumę tym, że nie opowiedziała koleżanką jaki jest wspaniały.
    - Źle to rozumiesz. Nie potrafię ci tego logicznie wyjaśnić, ale one, a zwłaszcza Zoe są bardzo wścibskie. Chcę zachować szczątki prywatności.
    - Ok.
    - Nie odpowiedziałeś mi skąd się znacie - i dokładnie w tej chwili doznała bardzo bolesnego olśnienia. Odwróciła głowę się w jego stronę i nabrała głęboko powietrza.
    - Co znowu?
    - Czy wy... - nie chciało jej to przejść przez gardło.
    - Nie! - skrzywił się zniesmaczony obracając ją z powrotem tyłem - Nie wiem co sobie wyobrażasz, ale nie zaliczyłem każdej kobiety w tym mieście.
    Był wyraźnie urażony, a Wik w życiu nie przyznałaby się, że właśnie tak myślała.
    - Czasem pracuje nad domniemaniem morderstwa i wtedy też potrzebuję patologa. A że pracuję tylko z najlepszymi Zoe jest często na mojej liście.
    No tak to przecież oczywiste... Ależ jest głupia!
    - Mam wrażenie, że twoi ludzie cię ograniczają w pewien sposób.
    - Nie - odpowiedziała od razu i bez wahania. Wiedziała, że mówił o reprymendzie Chrisa - To bardziej moja wina. Nie lubię pracować według żadnych schematów i dlatego ciężko mnie zaskoczyć. Oni zanim się ruszą mają dokładnie opracowaną drogę powrotu... I z drugiej strony wyciągali mnie z tarapatów milion razy. Super pracowało mi się z Gomim. On nigdy nie zastanawiał się dwa razy nad niczym. Rzucałam hasło i to robił. Precyzyjnie do bólu.
    - A z Dominikiem?
    No tak cokolwiek by nie mówił i jakąkolwiek obojętność wykazywał Dominik siedział mu na wątrobie.
    - Szarpaliśmy się i potykaliśmy o siebie cały czas. W zasadzie jestem zdziwiona, że wyszliśmy w jednym kawałku.
    - Czy byłaś kiedyś już w takim układzie jak teraz ze mną?
    - Nigdy świadomie.
    Małe pocałunki w ramię odprężały ją.
    - Wychowałaś się w Kalifornii?
    Jego pytania w ogóle nie trzymały się kupy.
    - Mhm. Najbardziej brakuje mi słońca i piasku. Zawsze odrabiałam lekcje na plaży niedaleko domu. Uwielbiam spędzać czas na plaży. Zresztą szum fal zawsze mi niósł ukojenie. Wyjechałam do dziadków niedługo po śmierci rodziców i w wyobrażeniu wszystkich powinnam się stać tak zwanym trudnym dzieckiem, ale zawsze jak mnie już brało na bycie nim dziadek zmuszał mnie na spacer po plaży aż się nie uspokoiłam. Po czasie sama tam szłam kiedy robiło mi się źle i wszystko znikało.
    Cholera zaczęła trajkotać...
    - To kiedy lecimy do Kalifornii?
    - Słucham? - znowu odwróciła się w jego stronę.
    - Czy mogłabyś się przez pięć minut nie wiercić? - skarcił ją - Twoja babcia mnie zaprasza.
    - Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł...
    - Znowu się czegoś wstydzisz?
    - Przestań! Niczego się nie wstydzę!
    - Czy ty na mnie krzyczysz? - miał spokojny, stonowany głos. Głos, który potrafił jednocześnie grozić i obiecywać. Głos, którym osiągał absolutnie wszystko. Tym razem głos ją ostrzegł, że woli go nie denerwować. Posłuchała.
    - Nie, nie krzyczę na ciebie - powiedziała potulnie - Po prostu moja babcia od razu zacznie planować wielkie wesele, a nie chce jej tłumaczyć, że tylko ze sobą sypiamy...
    - Uważasz, że tylko ze sobą sypiamy?
    Gdyby miała być szczera musiała by powiedzieć "Ty ze mną sypiasz, ja się angażuje..."
    - Harvey... - mruknęła tylko bezsilnie.
    - Ja myślę, że właśnie się zaprzyjaźniamy i możemy wyciągnąć z tego naprawdę coś fajnego.
    - Więc powinnam cię przedstawić babci jako mojego przyjaciela?
    - Powiesz prawdę.
    - Myślę, że to troszkę za wcześnie.
    - To nie fair. Ty poznałaś moją rodzinę.
    - Przez przypadek!
    - Ale przedstawiłem cie z ochotą. Jakbyś nie pamiętała sam zaciągnąłem Cię do środka.
    - Ale wtedy jeszcze nic nas nie łączyło...
    - Po prostu jeszcze nie byłaś tego świadoma - mówił z przekorą małego chłopca i była zupełnie bezbronna na jego argumenty.
    - Czego nie byłam świadoma Harvey?
    Oparł się na łokciu i miał minę jakby się świetnie bawił.
    - Słonko od pierwszej minuty w której wpadłaś jak strzała do gabinetu Brumera w tych nieprzyzwoitych jeansach wiedziałem, że będziesz moja.
    Przywołała w pamięci tamten moment. Była wtedy sfrustrowana milczeniem Dominika i marzyła, żeby zająć się czymkolwiek. Faktycznie obserwował ją uważnie kiedy zapoznawała się ze sprawą, a ona z każdą upływającą chwilą czuła się coraz bardziej zaintrygowana.
    - Ja już wtedy byłem pewien - mruknął jej nad twarzą z taką czułością jakby była jego największym skarbem. Nie może jej tego robić! Był tak cudownie ujmujący i tak bardzo niepodobny do bezwzględnego pana mecenasa...
    - Nie musiałeś się za bardzo starać... - nie mogła ulec tej chwili, bo byłaby zgubiona.
    - Nie musiałem? Gdybym nie musiał byłabyś ze mną jeszcze tej samej nocy - stwierdził ze swoją dawną pewnością siebie i zdecydowanie taka forma jej bardziej odpowiadała. Jej partner do seksu nie może być kochany i romantyczny, bo to może się źle skończyć.
    - Wrócimy jeszcze do tego tematu dobrze? Przemyśl sobie ten wyjazd może być fajnie.
    Może być fajnie? Nic nie odpowiedziała, tylko wydęła usta i popatrzała na niego z wyrzutem. Pochylił się i przygryzł jej wargę.
    - Bez fochów! Obiecaj, że nad tym pomyślisz - powiedział agresywnie. Otworzyła szerzej oczy i przytaknęła. No to wracamy do punktu wyjścia...
    - Coś nam nie idzie oglądanie telewizji - powiedział z uśmiechem nagle znowu pogodniejąc zerkając na pilota, który wylądował pod stołem. Wik również przechyliła głowę idąc za jego wzrokiem, ale większą uwagę przykuł zmrok za oknem.
    - Jezu, która już jest godzina?
    - Czy to ważne? - wzruszył ramionami.
    - Tak - zaśmiała się - Muszę wracać do domu i przygotować się na jutro do pracy.
    - Nie możesz zostać na noc? - zapytał zasmucony. O Jezu ile by teraz mogła dla niego zrobić! Ale nie może! To ma być tylko seks!
    - Przykro mi, ale muszę ratować twojego kumpla burmistrza - wzruszyła ramionami.
    - Ale najpierw coś zjemy. Później mogę cię odwieźć.
    Wyprężyła się i przytuliła jeszcze raz twarz do nagiego torsu. Jeszcze raz wciągnęła oszałamiający zapach mężczyzny i jeszcze raz popieściła skórę ustami.
    - O nie moja pani - Harvey podniósł się odsuwając ją od siebie - Właśnie z tego zrezygnowałaś na rzecz mojego kumpla burmistrza - zgrabnie ją przeskoczył i wstał z kanapy. Wik zrobiło się nagle zimno.
    - Proponuję wędzoną wieprzowinę. To specjalność Anabell - poszedł do lodówki włączając po drodze piekarnik.
    - Panie Word pan gotuje! - wsparła się na łokciu z rozkoszą obserwując jak półnagi Harvey swobodnie porusza się po kuchni.
    - Zaręczam ci, że mogę cię jeszcze zaskoczyć co najmniej kilka razy - popatrzał na nią spod rzęs skrapiając sałatkę octem balsamicznym. Był panem w swoim życiu. Osiągał wszystko co sobie wyznaczył, nic nie było dla niego przeszkodą nie do przeskoczenia. Pod wieloma względami była taka sama, ale nie miała takiej charyzmy i tak miażdżącej pewności siebie.
    - Panno Hastings podano do stołu - powiedział szarmancko odsuwając jedno z krzeseł. Wik wygrzebała się spod koca i podbiegła do niego prawie w podskokach. Zanim usiadła dała mu szybkiego niespodziewanego całusa prosto w usta.
    - Mmm a to za co?
    - Całokształt - odpowiada wymijająco.
    Postawił przed nią wołowinę w jakimś sosie, a na środku stołu ustawił sałatkę, którą przygotował wcześniej.
    - Masz zjeść wszystko bez marudzenia - nakazuje tonem nie znoszącym sprzeciwu.
    Kręcąc głową bierze się za jedzenie. Przełykając pierwszy kęs musiała przyznać, że jedzenie jest przepyszne, a co dziwniejsze jest potwornie głodna. Kiedy kończy cień satysfakcji pojawia się na twarzy Harveya.
    - Bardzo dobrze panno Hastings. Myślę, że się dogadamy.
    - Też mam taką nadzieje panie Word...
                                                                                ***
    Kiedy zaparkował przed moim domem poczułam nagle straszny żal. Popatrzałam nieśmiało na niego, a on mnie. Tyle, że on nie patrzał nieśmiało...
    - Masz ochotę wejść? - zapytałam na pozór z grzeczności, ale mój głos chyba zdradził całe pokłady nadziei, że jednak to zrobi. Pewnie, że tak, bo popatrzał na mnie tymi ciemnymi oczami i kręci przecząco głową.
    - Przykro mi, ale muszę jeszcze popracować - odpowiada i już wysiada z samochodu. Obchodzi go z rękoma w kieszeni i otwiera drzwi po mojej stronie.
    - To był naprawdę wspaniały weekend - łapie mnie za rękę i całuje ją czule zamykając w swoich dłoniach - Dziękuję - szepcze.
    Zaraz mu się rzucę na szyję! Jakie to strasznie romantyczne! Patrze w nieodgadnione oczy Harveya i nie wiem jak powinnam się zachować.
    - Ja również dziękuję. To były jedne z najfajniejszych urodzin których nie obchodzę.
    Śmieje się. Uff. Puszcza moje dłonie i ujmuje podbródek. Całuje mnie tak delikatnie, że prawie tego nie czuje, a mam ochotę jęczeć z przyjemności. Odsuwa się oddychając szybciej.
    - Uciekaj ode mnie mała - mruczy popychając mnie lekko w stronę drzwi. I mimo że każda komórka mojego ciała chce się na powrót do niego przykleić mózg aż okłada czaszkę pięściami krzycząc "DO DOMU!!". Patrzę na niego jeszcze raz i powolutku idę w stronę drzwi. Otwieram je i modlę się, żeby nagle stanął za mną. Przekraczam próg, ale go nie ma. Kiedy odwracam się widzę tylko tył odjeżdżającego samochodu. Zatrzaskuję drzwi i opieram się o nie. Zamykam oczy i analizuje co tak właściwie czuję. Po chwili zastanawiam się jak to możliwe, że uczuciem dominującym jest niedosyt? Cały weekend uprawiałam seks i ma ochotę na znacznie więcej... Ech... I to jaki seks!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Znacie to uczucie kiedy jesteście powodem czyjegoś uśmiechu? Jest... Niesamowite!!