środa, 2 stycznia 2013

SPICY Rozdział 5


    Kiedy stanęła przed biurowcem w którym znajdowało się Powels&Word&Hermans przysięgła, że już nigdy nie nazwie tej firmy kancelarią. To był w całości przeszklony drapacz chmur (naprawdę sięgający chmur). Usytuowany w centrum Manhattanu musiał być jednym z najbardziej ekskluzywnych miejsc w tym mieście. Weszła przez wielkie automatycznie otwierane drzwi. Maya rano przygotowała jej ubranie składające się z czarnych rurkowych spodni, szarej przylegającej bluzki ze stójką, czarnej luźnej marynarki, która zostawiła rozpiętą i jej ulubionej pary czarnych, zamszowych i bardzo wysokich Louboutin'ów. Powiedziała, że to tak na szczęście. I bardzo dobrze, bo kiedy weszła do budynku i rozejrzała się po znajdujących się tu kobietach tylko jej ukochane buty sprawiły, że zachowała resztki godności. Kiedy podchodziła do recepcji czuła na sobie spojrzenia pełne politowania. I był to najprawdopodobniej efekt nieprzespanej nocy skoro nie widziała, że wysoka i doskonale szczupła, perfekcyjnie prezentująca się w markowych ubraniach wygląda jak modelka prosto z żurnala.
    - Wiktoria Hastings do Jessici Powels – powiedziała zimno i wyniośle recepcjonistce. Kobieta nie spuszczając ją z oczu podniosła słuchawkę i coś powiedziała. Musiała mieć wyuczone mówienie tak, żeby interesant niczego nie słyszał.
    - Pani Powels czeka na panią. Czterdzieste piętro – odpowiedziała niezwykle uprzejmie – Oto identyfikator – wyciągnęła spod lady metalową blaszkę z logiem firmy i podpisem „gość”.
    - Dziękuję, ale mam swoją – sięgnęła do eleganckiej aktówki z wytartej skóry, którą dostała w salonie Louboutin'a w prezencie jako stała klientka i wyciągnęła z niej odznakę FBI, którą zatknęła sobie za pasek spodni dokładnie tak jak ją nosiła w biurze. Kiedy szła poły marynarki co chwile odsłaniały efektowną blaszkę.
    - Aha – recepcjonistka nie do końca wiedziała jak się zachować – Życzę udanego spotkania – błysnęła zębami w uśmiechu.
    Wik weszła do windy i wcisnęła guziczek z numerem 40, a kiedy drzwi rozchyliły się na powrót błysnęło jej przed oczami szkło. Samo szkło i tylko szkło. Nawet płytki, którymi wyłożona była podłoga błyszczały szkliście, a frontowe ściany i drzwi gabinetów wykonane były ze... SZKŁA. Przywitała ją kolejna ładna recepcjonistka.
    - Witam agentko Hastings – wstała i wyszła zza biurka – Zaprowadzę panią do mecenas Powels.
    Wik pokiwała tylko głową. Idąc labiryntem szklanych korytarzy dotarli do pięknego stylowo urządzonego i naprawdę wielkiego biura z wygrawerowanym Jessica Powels. Wik pokonując długim spokojnym krokiem ostatnie metry zdążyła zauważyć jak Jessica wstaje ze swojego miejsca za potężnym biurkiem, a Harvey Word odwraca się w fotelu w jej stronę i ma nieco osłupiałą minę. Robiąc dobrą minę do złej gry i ukrywając jak jest oszołomiona potęgą tego miejsca z idealnym Poker Facem weszła do gabinetu.
    - Dzień dobry – uśmiechnęła się uprzejmie.
    - Witamy – Jessica wyszła zza biurka i wyciągnęła do niej rękę. Przywitały się bardzo przyjacielsko z minimalnie wyczuwalna rezerwą.
    - Dzień dobry – Word nie ruszył się z miejsca mrużąc lekko oczy. Uśmiechnęła się do niego zastanawiając się co ma oznaczać jego mina. Wyglądał jakby nie do końca ją kojarzył.
    - Napije się pani czegoś? Może kawy? - zagadnęła Jessica. Wik przelotnie oceniła jej piekielnie drogą i piekielnie elegancką oliwkowa sukienkę.
    - Dziękuję, ale chciałbym jak najszybciej przejść do pracy. To może naprawdę potrwać.
    - Oczywiście. Gdybym była potrzebna Rita mnie zawoła. Harvey?
    - Zaprowadzę cię do sali konferencyjnej, która idealnie nada się do tego celu – wstał i zdziwiło ją, że nawet będąc w tych butach jest od niego niższa. Delikatnie dotknął jej ramienia i skierował ją z powrotem na korytarz. Szklane ściany miały tą wadę i zaletę, że ciekawe spojrzenia śledziły ich całą drogę. Przeszli w milczeniu kilka metrów.
    - Rita - mimo że powiedział to normalnym tonem Wik miała wrażenie, że krzyknął. To pewnie przez to wino. Ruda kobieta niewiele starsza od niej o doskonale gładkiej porcelanowej skórze odwróciła się w ich stronę przerywając rozmowę zapewne z jakąś inną asystentką. „Nie ma tu brzydkich kobiet!” przemknęło Wik przez głowę.
    - To moja asystentka Rita Preston – przedstawił ją Harvey – Rita to agentka Hastings... Rita?
    Kobieta z wielkimi oczami i szeroko otwartymi ustami szła w ich stronę.
    - Czy to Bibi Suede Louboutin'a? - prawie pochyliła się nad jej stopami.
    - Ehe – mruknęła Wik patrząc na nią jak na dziwaczkę.
    - Są niedostępne od czterech miesięcy! - zrobiła zrozpaczoną minę.
    - Musisz wykrzykiwać jakie są stare? - syknęła zerkając nieco zażenowana na Harvey'a.
    - Mogę je przymierzyć?
    - Spróbuj je dotknąć... Umiem zadawać ból na 78 sposobów...
    - 78?
    - W sumie to 82.
    Nagle na czerwonych ustach Rity Preston pojawił się wielki szczęśliwy uśmiech.
    - Jesteś dziwna! Będziemy przyjaciółkami – stwierdziła. Wik popatrzała na Harveya. Był lekko zdezorientowany wodząc wzrokiem z jednej na drugą.
    - To tu? - zapytała wskazując palcem na salę z długim stołem i dwoma rzędami krzeseł.
    - Tak – powiedział szybko – Gdybyś czegoś potrzebowała...
    - To ja tu jestem ty jedziesz do sądu – weszła mu w zdanie Rita.
    - Słucham?
    Wik obserwowała wszystko coraz bardziej rozbawiona.
    - Za 40 minut masz rozprawę.
    - No tak... - sprawiał wrażenie jakby sam do końca nie wiedział co się dzieję.
    - W czym mogę ci pomóc? – powiedziała Rita za wchodząca do pomieszczenia za Wik.
    - Tak się zastanawiałam... Toalety też macie przeszklone?
    Tylko tyle zdążył usłyszeć Harvey zanim drzwi się zatrzasnęły. Uśmiechnął się, popatrzał jeszcze raz na dwie obłędnie pewne siebie kobiety. Robiło się coraz ciekawiej.

    - Ok więc będę potrzebowała tylko dwóch rzeczy – zwróciła się do Rity rzucając aktówkę na stół – Osoby, którą wzywam i prywatności.
    - Jasne – Rita stała przed nią na baczność – Kawy, herbaty, wody, coś mocniejszego?
    - Na razie dziękuję.
    - Wiem gdzie Harvey trzyma 50-letnią Chivas Regal – powiedziała kuszącym tonem.
    - Może później – Wik musiała się uśmiechnąć – Siadaj – wskazała jej miejsce naprzeciwko siebie.
    - Ja?
    - Mhm. Podobno znasz tu wszystkich – wyciągnęła z aktówki teczkę z dokumentami i dyktafon – Trochę mi o nich opowiesz.
    - Nie bawisz się w grę wstępną – Rita zrobiła śmieszną minę siadając na wskazanym krześle.
    - Uwielbiam grę wstępną, ale nie tym razem - Wik włączyła dyktafon - Nazywasz się Rita Preston i jesteś osobistą asystentką Harveya Word'a?
    - Tak – siedziała wyprostowana z rękoma na stole. Nie wykazywała żadnych stresowych objawów.
    - Mogę zakładać, że znasz go najlepiej i wiesz najwięcej o jego pracy?
    - Wiem wszystko – odpowiedziała bez wahania.
    - Co rozumiesz przez wszystko?
    - Znam wszystkie jego kroki, analizuję każdą sprawę, filtruje wszystkie dokumenty, wiem co jada na obiad, z kim sypia, kiedy sypnie kasą, a kiedy lepiej nie wchodzić mu w drogę.
    - Imponujące. Co wiesz o tym dokumencie? - podsunęła jej potwierdzenie wypłaty gotówki podpisane rzekomo przez Jessice. Rita zerknęła na kartkę nawet jej nie dotykając.
    - Nie wiem, czy powinnam powtarzać słowa Harveya, kiedy to zobaczył – pochyliła się i szepnęła – Nie są zbyt eleganckie.
    - Był zdenerwowany?
    - Zdecydowanie.
    - Zdenerwowany, czy wystraszony?
    - Zdenerwowany, wściekły, wzburzony.
    - A Jessica?
    - Zdecydowanie zszokowana. Widziałam ją taką po raz pierwszy a pracuje tu już ponad dziesięć lat.
    Ponad dziesięć lat? Musiała mieć ledwie dwadzieścia kiedy zaczęła.
    - Dlaczego podejrzewają Hermans'a?
    - Ok. Małe wprowadzenie. Daniel Hermans zawsze, ale to zawsze walczył z Jessicą i Harveyem o pierwsze miejsce w zarządzie. Pozwolę sobie użyć metafory, że idą na noże. Hermans stosuje cały szereg podstępów, żeby wytrącić jej pałeczkę. No i teraz jeszcze to! - wskazała na dokument – To typowe zagranie w jego stylu.
    - Nie wydaje ci się, że zbyt typowe?
    - Może w końcu popełnił ten jeden jedyny błąd demaskując swoje zamiary... W każdym razie nadal może bardzo zaszkodzić Jessice.
    - Na ile twoja ocena jest obiektywna?
    - Na 100 procent. Mimo że nigdy nie stanęłabym przeciwko Harvey'owi często mówię mu co myślę na dany temat i często, nasze zdania są diametralnie różne. A właściwie rzadko są takie same. Jeśli chodzi o Hermansa jesteśmy zupełnie zgodni. A kiedyś było tu tak miło... - westchnęła opierając brodę na dłoni.
    - Zajmujesz się również finansami Harveya?
    - Nie. Od finansów są panowie zajmujący się finansami.
    - Przepraszam na sekundę – Harvey wszedł do sali.
    - Co ty tu jeszcze robisz? - Rita prawie warknęła na niego patrząc na zegarek. Wik wyłączyła dyktafon.
    - Ja mam tylko jeden mały problem. A co u was?
    - Wiktoria lubi grę wstępną – wypaliła Rita. Wik miała ochotę prychnąć, ale zaraz spoważniała kiedy nie zobaczyła na jego twarzy żadnej reakcji.
    - Właśnie sobie o tobie gawędzimy – odpowiedziała mu za to.
    - O mnie? - w ogóle nie był zdziwiony – Temat rzeka – machnął ręką – Nie rozumiem tylko co ma wspólnego z twoją grą wstępną. Rita nie mogę znaleźć dokumentów.
    Wik poczuła, że bardz niechciany rumieniec pojawia jej się na twarzy. Rita z kolei pokręciła zrezygnowana głową.
    - A której części „na biurku” nie zrozumiałeś? - wstała z krzesła – Poczekaj – wyszła.
    - Jak ci idzie? - Word usiadł na miejscu swojej asystentki. Podniosła wzrok znad kartki, na której coś zapisywała.
    - Zdaje się, że lepiej niż tobie.
    - Oddałem ci moją asystentkę, nie musisz być złośliwa.
    - Mężczyźni są zupełnie nieporadni bez kobiet – westchnęła.
    - Coś w tym jest... - zdziwiła ją refleksja w jego głosie – Kiedy mnie przesłuchasz?
    - A kiedy wrócisz?
    - Jak najszybciej.
    - Jak najszybciej – powtórzyła jako odpowiedź. Siedział wygodnie rozparty na krześle z ręka przerzuconą za oparcie. Cała jego sylwetka w oczywiście fantastycznym garniturze emanowała spokojem i pewnością siebie. Włosy lśniły w promieniach słonecznych wpadających przez okno. Najdziwniejsze, że cała ta staranna oprawa nie odbierała mu ani grama męskości. Co za dziwna postać.
    - Leżały na samym środku biurka – Rita wpadła do środka lekko wzburzona machając opasłą teczką.
    - Czarna teczka, czarne biurko wszystko się zlewa – patrzał nadal na Wik.
    - Masz – Rita podała mu z teatralna rozpaczą dokumenty – I wróć z tarczą lub na tarczy.
    Harvey wstał biorąc od niej ciężką teczkę.
    - Czyli jak przegram to też będę bohaterem?
    - Jeszcze nikt nie wygrał wojny umierając za ojczyznę – mruknęła Wik wracając do papierów.
    - Wojnę wygrywa się kiedy przeciwnik umiera za swoją – dokończył Harvey. Spojrzała na niego z niekłamanym uznaniem.
    - Nie no tylko nie mówcie, że będziecie się teraz przerzucać cytatami z filmów.
    Harvey wepchnął teczkę pod pachę, wsadził ręce do kieszeni i wyszedł.
    - To na czym skończyłyśmy?
    Wik wyciągnęła dłoń w jej stronę.
    - Jestem Wik i cieszę się, że mi pomożesz – powiedziała. Zdaje się, że nie łatwo było zaskoczyć Ritę Preston. Ale tym razem z olbrzymim zdziwieniem ujęła jej dłoń.
    - I wezwij Jessice – jakby nigdy nic na powrót zajęła miejsce przy stole.
    Były to długie i żmudne przesłuchania. Jessica atakowana z różnych stron ostatecznie potwierdziła wersję Rity. Hermans z kolei sprawił wrażenie najbardziej rozsądnego i zrównoważonego członka ten szalonej społeczności. Odpowiadał na pytania bardzo precyzyjnie i bardzo wyczerpująco. Wyznał, że nie interesuje go pozycja Jessici, że kiedyś rzeczywiście ze sobą rywalizowali, ale teraz chce się po prostu czymś zająć. Dał jej do zrozumienia, że nie zamierza zabiegać o przyjaźń Jessici, ani o firmę. Dba tylko o dobro ogólne i tego będzie bronił. Kolejną osobą była (nie trzeba dodawać, że piękna i egzotyczna) Ronda Zane. Ronda zajmuje się komunikacja pomiędzy różnym działami w firmie. Potwierdziła kiepską atmosferę pomiędzy głównymi zarządzającymi i przyznała, że firma dzieli się na dwa obozy. Zwolenników Jessici i Harveya, oraz fanów Hermansa. Oczywiście Ronda niczego nie zauważyła, nikt nie wydał jej się bardziej podejrzany niż zwykle i nie wniosła do sprawy niczego nowego. Kiedy dotarła na liście do Carla Santini ciężki kamień z głuchym łoskotem wpadł jej na powrót do żołądka. Wyciągnęła z kieszeni telefon, który uparcie milczał od rana. Drzwi otwarły się z cichym szelestem. Wik zaczynała czuć się naprawdę zmęczona.
    - Dzień dobry – usłyszała bardzo przyjazny, uśmiechnięty, męski głos. Podniosła głowę i zobaczyła jakby młodszą i delikatniejszą kopię Dominika. Do serca napłynęła jej tak wielka sympatia, że aż uśmiechnęła się do chłopaka.
    - Witaj Carlo – powiedziała – Jestem Wik – podała mu dłoń po czym wskazała krzesło naprzeciwko siebie.
    - Miło mi cie poznać – powiedział bardzo uprzejmie – Brat zachwalał pracę z tobą.
    - Nie wątpię – odparła bynajmniej nie czująca jakiejś szczególnej dumy z faktu, że po kilku dniach wspólnej pracy poszła z obcym facetem do łóżka. Nawet jeśli by tego za nic nie zmieniła i tak nie było się czym chwalić. Carlo zdaje się w mig zrozumiał o co jej chodzi, zmieszał się lekko a później już bez niejasności powiedział.
    - Naprawdę mówił, że jesteś świetną agentką.
    Uśmiechnęła się pojednawczo. Byli do siebie tak bardzo podobni. Te same włosy, ten sam uśmiech tylko oczy były zupełnie inne. Carlo miał dwa węgielki błyszczące radośnie w uśmiechu, a oczy Dominika były lodowate i przejmujące na wskroś.
    - Ok Carlo nie traćmy czasu na głupie pytania, których zadałam już dzisiaj sto milionów. Powiedz mi co wiesz na temat defraudacji pieniędzy.
    - Na temat pieniędzy dowiedziałem się wczoraj wieczorem. I niestety nie mam nic do powiedzenia w tym temacie. Nie mam pojęcia kto to mógł zrobić.
    - Nie podejrzewasz Hermensa? - zapytała ironicznie.
    - A wszyscy jadą na niego?
    - Jakbym miała się posłużyć opiniami krążącymi o nim musiałabym go już zamknąć.
    - Fakt, że wydaje się najbardziej prawdopodobnym podejrzanym, ale też najłatwiejszym. A z praktyki wiem, że to tak nie działa.
    Wik pokiwała głową z uznaniem. Nie chciała się dzielić z nim przypuszczeniami, że to właśnie Hermens jest wrabiany, ale ucieszyła się, że pojawił się ktoś, kto nie rzuca zarzutów na prawo i lewo.
    - Jaki jest zakres twoich zajęć w Powels&Word&Hermens?
    - No więc jak już wspominaliśmy odpowiadam bezpośrednio przed Harveyem. Zajmuję się przygotowywaniem pozwów, jeżdżę z papierami po całym mieście, i przede wszystkim myślę i recytuję paragrafy.
    - W takim razie... Czym zajmuje się pan Word?
    - Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że błyszczy, ale tak naprawdę to on wszystko napędza – chcąc nie chcąc oddał sprawiedliwość szefowi – To on otwiera wszystkie drzwi, przekonuje świadków, często po kilku godzinach, kiedy zarzymam się z myślami on po prostu podsuwa gotowe rozwiązanie, które znał od samego początku. Poza tym nie wiem jak to robi, ale wie wszystko o wszystkim.
    - Współpracujesz czasami z innymi adwokatami?
    - Nie. Można rzec, że Harvey Word ma swoich współpracowników na własność.
    - Państwo w państwie?
    - Coś tędy. 
    - Czy w ostatnim czasie zajmował się czymś bez twojego udziału?
    - Ostatnio? - zastanowił się chwilę – Nie raczej nie. Często rozmawiał z Jessicą na osobności, ale myślę, że zrobili sobie coś na kształt grupy wsparcia. Wiesz... kiedy Hermans im bardzo dokuczył.
    - A teraz pytanie czysto hipotetyczne – Wik wyłączyła dyktafon – Do czego Harvey byłby zdolny twoim zdaniem, żeby obronić pozycję Jessici i jak bardzo będzie zagrożona jego własna pozycja?
    - Pozycja Harveya jest niezachwiana. Hermens go nie ruszy nawet gdyby przejął władzę inwestorzy nie pozbędą się swojego najlepszego źródła dochodu. Natomiast czy zrobi wszystko, żeby obronić Jessicę... zrobi bardzo dużo.
    Wik zamyśliła się chwilę nad własnymi emocjami. Jak bardzo chciała oczyścić Harveya? Naprawdę musi się pilnować.
    - Tak czysto hipotetycznie – tym razem zagadnął Carlo – Czy Harvey jest podejrzany?
    - Na razie nikt nie jest zupełnie oczyszczony. Prawda jest taka, że napastnikiem może być każda mniej lub bardziej sprytna osoba znająca firmę.
    - Czyli HIPOTETYCZNIE każdy z nas?
    Przytaknęła. Zastanawiała się czy coś jeszcze będzie od niego chciała... Miała ochotę zapytać czy ma jakieś informacje od Dominika, ale nie mogła tego zrobić nie demaskując jak bardzo się o niego boi i jak bardzo przyćmiewa to jej dzisiejszy osąd.
    - Myślę, że to będzie wszystko. Będziemy oczywiście w kontakcie.
    - Mam nadzieje, że pomogłem – uśmiechnął się rozbrajająco.
    - Ja też.
    - Wrócił Harvey mam go zawołać? - Rita wsunęła głowę, kiedy tylko Carlo wyszedł.
    - Daj mi pięć minut i go zawołaj ok?
    - Jasne. Kawy?
    - Wody.
    - Się robi – zasalutowała.
    Wik uśmiechnęła się do niej i wstała od stołu. Kilka kości chrupnęło przynosząc natychmiastową ulgę. Rozprostowała się podchodząc do okna. Widok był niczego sobie. Oparła się ręką o ramę wielkiego okna i przymknęła oczy. Była już wykończona. Przesłuchiwała od pięciu godzin, bez żadnych efektów. Wiedziała tylko tyle, że wszyscy obstawiają Hermensa, a on sam jako jedyny robi dobre wrażenie. Ale na szczęście wrażenie się nie liczyło. Liczyły się fakty. I to o nie musiała zabiegać.

    Carlo po wyjściu z przesłuchania poszedł prosto do Harveya.
    - Jaki wynik? – zapytał na wstępie. Harvey siedział na swoim ulubionym fotelu z filiżanką kawy i patrzał w przestrzeń za oknem.
    - Serio o to pytasz? - odpowiedział znudzony.
    - Dzień jak co dzień?
    - Dokładnie. A ty jak sobie poradziłeś po drugiej stronie?
    - Fakt dziwnie być dla odmiany przesłuchiwanym – przyznał. Wyciągnął z wewnętrznej kieszeni marynarki brzęczący telefon – Przepraszam muszę odebrać.
    Przeszedł w przeciwległy koniec gabinetu. Nie dlatego, żeby Harvey nie słyszał o czym rozmawia, bo i tak usłyszy, ale dlatego, że Harvey nie lubił, kiedy odbywało się przy nim prywatne rozmowy.
    - Cześć bracie! Jakie wieści z frontu? - słuchał chwilę – To może podeślę ci kilka paczek pedigree? - zaśmiał się. Usłyszał za sobą pewny krok Harvey'a przemieszczającego się do biurka. Nie będzie przed nim uciekał na korytarz trudno! Nic mu się nie stanie jak usłyszy trochę zwyczajnej ludzkiej życzliwości.
    - Właśnie przesłuchiwała mnie twoja dziewczyna – kontynuował – Nic! Mamy taką małą sensację w biurze i potrzebujemy, żeby ktoś to ogarnął. Tak. Była bardzo miła i rozmawialiśmy sobie spokojnie, a i tak mam wrażenie, że zrobiła mi sieczkę z mózgu! To kiedy wracasz?
    W tej chwili weszła Rita i Harvey bez słowa wyszedł z gabinetu.

    Wik czekała na niego oparta o ramę okienną ze szklanką wody w ręce. Zanim wszedł przyglądał jej się krótką chwilę. Wyglądała na zmęczoną i zmartwioną. Zauważył to od razu jak tylko przyszła. Bystre spojrzenie, które przykuło jego uwagę na pierwszym spotkaniu było dzisiaj matowe.
    - Zmęczona? - uznał, że zaczyna dziwnie wyglądać, więc postanowił w końcu wejść. Drgnęła lekko i odwróciła się w jego stronę.
    - W sumie nie. Tylko lekko poirytowana – zajęła swoje miejsce za stołem, a Harvey okrążył go i usiadł obok niej. Zdziwiona uśmiechnęła się pod nosem i odwróciła w jego stronę – Nikt nic nie wie, nikt nie chce sypać, zero współpracy, nuuda.
    - Głowa do góry coś wymyślimy.
    - My? Jesteś na liście podejrzanych – była zupełnie poważna.
    - No tak. Jak mogę cie przekonać, że nie działam na niekorzyść firmy?
    - Ty tu jesteś adwokatem broń się – rozłożyła ręce.
    - Pytaj o co chcesz – odwrócił krzesło bokiem do stołu tak, że usiadł przodem do niej. Miał rozpiętą marynarkę odsłaniającą jasną kremową koszulę. „A co z kamizelką?” pomyślała złośliwie. Założył jedną nogę na drugą i oparł się łokciem o stół. Patrzał na nią uważnie i przenikliwie.
    - Po pierwsze co cie łączy z Jessicą? - postanowiła trochę zburzyć ten jego idealny spokój.
    - Jesteśmy przyjaciółmi - odparł najzupełniej spokojnie.
    - Co jesteś w stanie zrobić dla przyjaciół?
    - Sugerujesz, że okradłem firmę na polecenie Jessici?
    - Nic nie sugeruje. Ale skoro o tym mowa okradłeś firmę na polecenie Jessici?
    - Nie – odpowiedział zdecydowanie i nawet jeden mięsień mu nie zadrżał - Po co mi taka kwota?
    - Mam ci wymienić co możesz sobie za nią sprawić? - zmarszczyła brwi.
    - Pomijając złamana karierę i dziesięć lat za kratkami? Zarobię tyle bez takich komplikacji – odpowiedział zupełnie naturalnie. Mój Boże ile on zarabia?!
    - A jeśli miałbyś w tym głębszy motyw? I pieniądze w ogóle by cię nie interesowały?
    - Słucham propozycji.
    Wik spojrzała w sufit udając, że dopiero co wymyśla całą historię.
    - Od dawna prowadzicie wojnę z Hermensem – zaczęła snuć opowieść – Facet jest przebiegły, stosuje nieczyste zagrania, Jessica traci autorytet ma coraz mniej zwolenników. Prosi o pomoc swojego najlepszego przyjaciela. Ten się zgadza. Wymyślają grę, która w późniejszym czasie ma skierować oczy wszystkich na wspólnego wroga. Ma go upokorzyć i na zawsze ściągnąć z palestry. Popełniają zbrodnie, proszą o pomoc w jej rozwiązaniu brata Jessici. Władze będą po ich stronie. Hermens nie ma szans. Cała władza pozostaje w jednych rękach. Co ty na to Harvey?
    - Bardzo mądra teoria – przytaknął – Jak do niej doszłaś?
    Miała już odpowiedzieć, że wymyśliła ją przed sekundą, ale zdała sobie sprawę co właśnie ma miejsce. Chciała nieco wyprowadzić Word'a z równowagi, a tymczasem to on wymanipulował nią tak, że była poirytowana. Uśmiechnęła się spokojnie.
    - Nie ważne jak do niej doszłam ważne w jakim stopniu jest prawdziwa.
    - W żadnym. Za wszystkim stoi Hermens – stwierdził.
    - Skąd ta pewność?
    - Zawsze mam rację – jego kategoryczny, wręcz zuchwały ton aż przyparł ją do krzesła.
    - Kto jak kto ale ty chyba najlepiej rozumiesz, że nie zbudujemy oskarżenia na twojej intuicji.
    Uśmiechnął się triumfująco.
    - Co? - poczuła się lekko zdezorientowana. Harvey pochylił się lekko w jej stronę. Brązowe oczy błysnęły.
    - Pozwól mi sobie pomóc, a zbudujeMY – powiedział.
    Doskonale zrozumiała gdzie popełniła błąd. A to tylko dlatego, że naprawdę od pierwszej chwili nie wierzyła, żeby mógł to zrobić. Był w jej mniemaniu czysty jak łza.
    - Dobrze, a jaka jest w takim razie twoja wersja wydarzeń?
    Oparł się wygodnie wygładzając dłonią marynarkę. Czekoladowe oczy błyszczały żywo, kiedy zaczął mówić.
    - Musisz zrozumieć, że właśnie o to chodzi. Że robi to jak robi właśnie dlatego, że jest taki mądry. Wie, że uwielbiacie łamigłówki i nigdy tak prostego rozwiązania nie weźmiecie pod uwagę.
    Telefon Wik zawibrował na stole. Nieświadoma rumieńca, który pojawił się na jej policzkach szybko po niego sięgnęła. Lincoln...
    - Co tam? - odebrała starając się nie okazywać zawodu. Po sekundzie mina jej stężała, ściągnęła brwi i wyprostowała się na krześle – Jesteś pewien?... Kiedy?... Cholera jasna! - uderzyła lekko ręką o stół – Jasne już jadę – zerwała się z miejsca.
    - Co się stało? - zapytał Word.
    - Jedziesz ze mną – rzuciła i wybiegła z sali. Wpadła bez pukania do gabinetu Jessici. Kobieta właśnie prowadziła rozmowę z małym łysiejącym mężczyzną. Obydwoje spojrzeli na nią wystraszeni.
    - Blokujcie wszystkie konta – powiedziała śmiertelnie poważnie.
    - Co się dzieje? - Jessica poderwała się z miejsca.
    - Zrób to jak najszybciej – powiedziała już nieco spokojniej nie zważając, że mówi do niej na „ty” - Muszę teraz jechać. Wyjaśnię wszystko jak się tylko zorientuję w sprawie.
    Wróciła szybko do sali konferencyjnej. Ze zdziwieniem stwierdziła, że Harvey pochował wszystkie jej rzeczy i czekał na dalsze instrukcje.
    - Dzięki – powiedziała odbierając od niego aktówkę.
    - Więc co się dzieje? - zapytał otwierając przed nią drzwi.
    - Znasz Francis Steward?
    Zastanowił się chwilę.
    - Pracuje u nas prawda?
    - Pracowała – odpowiedziała Wik – Na dziale finansowym, zajmowała się wyliczaniem premii i wypisywaniem czeków.
    - Starsi wspólnicy nie dostają czeków – wyjaśnił. "Jasne, tyle zer się nie zmieści" pomyślała Wik – Więc co z nią?
    - Nie żyje. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Znacie to uczucie kiedy jesteście powodem czyjegoś uśmiechu? Jest... Niesamowite!!