wtorek, 22 stycznia 2013

SPICY Rozdział 38


    Popołudnie mija nam na dosyć leniwie. Nie rozmawiamy już na temat przeszłości, ani przyszłości. Na razie to temat zamknięty. Koło piątej postanawiam iść pod prysznic. Do kolacji mam jeszcze ponad godzinę. Nie wróciliśmy już do przerwanych pieszczot, więc kiedy ciepła woda spływa po moim nagim ciele myśli uciekają właśnie w tym kierunku. Obmyślam plan jakby tu zachęcić pana mecenasa do dalszego działania i kiedy wychodzę spod prysznica uśmiecham się zadowolona. Trzaski za oknem uświadamiają mi, że jeszcze przez nie nie wyglądałam. Odchylam firankę i wyglądam na zewnątrz.
    Okna wychodzą na tyły domu. Widzę stajnie i kilka innych budynków, których przeznaczenia jeszcze nie poznałam. Rytmiczne uderzanie dobiega z dołu. Dwa uderzenia - przerwa, dwa uderzenia - przerwa. Wychylam się bardziej i prawie wypadam na widok mojego mężczyzny rąbiącego drewno. Robi to oczywiście jak wszystko czego się podejmie. Sprawnie, szybko i z taką wprawą jakby codziennie ćwiczył. Ale nie o to chodzi. Jest w tych samych jeansach, tylko koszulę zamienił na bokserkę. Fantastycznie wyeksponowane plecy, ramiona i ręce sprawiają, że ślina napływa mi do ust. Musiał się przebrać, kiedy byłam pod prysznicem... Za każdym zamachnięciem mięśnie napinają się, żeby przy uderzeniu dać upust drzemiącej w nich mocy. Pot zrasza ciało sprawiając, że koszulka oblepia je eksponując to co zakryte. Moja fantazja prawie wymyka się spod kontroli, ale zostaje szybko ostudzona. To ta gówniara ze stajni! Idzie do niego z tacą na której trzyma dzbanek jakiegoś napoju i szklankę. Harvey przerywa na jej widok i częstuje się przyniesionym trunkiem. Rozmawiają chwilę, a dziewucha wdzięczy się jak może. Hej! On jest mój!! Sio z oczami!! W końcu Harvey oddaje jej szklankę i wraca do pracy, a dziewczyna odchodzi. Ale, ale! Zatrzymuje się przy winklu, opierając o ścianę i przygląda mu się... Stoi za nim, więc nie może jej widzieć. Cholera jasna!! Szczęka mi opada, kiedy Harvey na dodatek ściąga bokserkę i odrzuca ją na bok. Spodnie zwisają mu z wąskich bioder w tak okrutnie seksowny sposób, a ona się gapi!! Dosyć tego moja panno!!! Ze złości brakuje mi tchu. Wypadam z pokoju i oślepiona wściekłą zazdrością idę prosto do tylnego tarasu. Wiatr na zewnątrz mnie studzi. Mój plan uwiedzenia przewidział tylko lekką, kraciastą sukienkę na ramiączkach. Podkreślam TYLKO!! Podchodzę do Harveya od drugiej strony udając, że nie widzę dziewuchy, która drgnęła na mój widok i schowała się bardziej. Harvey odkłada niebezpiecznie dużą siekierę. Uśmiecha się, kiedy podchodzę. Przeczesuje palcami włosy i O MATKO! Jak on wygląda...
    - Pięknie wyglądasz mała!
    - A ty nieprzyzwoicie - w gardle mam znowu zupełnie sucho.
    Z bliska prezentuje się jeszcze bardziej powalająco. Każdy mięsień na szczupłym ciele jest napięty.
    - Nieprzyzwoicie? - przechyla głowę.
    - Dziko i seksownie Harvey.
    Omijam gruby pień na którym rąbie drewno i kładę dłonie na wilgotnej piersi.
    - Poczekaj, ubrudzisz się - łapie mnie za dłonie.
    - I tak muszę się przebrać.
    Przysuwam się i bez wahania przejeżdżam językiem, po słonej od potu skórze na piersi. Harvey wciąga mocniej powietrze.
    - Hej słonko spokojnie - jego ręce mówią co innego, bo ugniatają moje ramiona - Dlaczego chcesz się przebrać? Ślicznie ci w tym.
    Jadąc nosem w górę torsu, przez szyję docieram do szczęki. Pachnie tak samczo!
    - Zapomniałam o bieliźnie - szepcze mu w usta patrząc w oczy. Źrenice mu się rozszerzają, a dłonie wędrują w dół pleców, aż do pośladków. Poza cienkim materiałem sukienki nie napotykają żadnej przeszkody.
    - Dziko i seksownie? - pyta.
    Kiwam głową przylegając ciałem do niego.
    - Zaraz ci pokarzę dziko i seksownie - powarkuje. Łapie mnie za pośladki i unosi do góry. Oplatam go w pasie nogami i zerkam na naszego obserwatora. Starczy już gówniarze widoków. Ale nie ma jej... Doskonale! Idealnie wręcz, bo szybki język zatapia się w moich ustach i już nie widzę świata poza nim. Niesie mnie aż uderzam plecami o drewnianą ścianę. Uśpione po przejażdżce pożądanie wybucha. Nieposkromione i boleśnie palące. Jęczę mu w usta wbijając palce w mięśnie na ramionach. Sadza mnie na czymś i odsuwa się. To równiutki stos porąbanego drewna.
    - Czekałaś grzecznie, więc dostaniesz nagrodę - wsuwa rękę pod sukienkę i kładąc dłoń na udzie kciukiem bada moją wilgotność - Idealnie.
    Zabiera rękę i rozpina spodnie. Rozszerza mi mocno nogi i staje pomiędzy nimi. Wsuwa się we mnie szybko, ale delikatnie. Jęczę głośno od wspaniałego, wypełniającego mnie uczucia. Zasłania mi jedną ręką usta uśmiechając się szelmowsko. Łapę go mocno w pasie wodząc dłońmi po nagiej części ciała, a on porusza się cały czas patrząc mi w oczy i zasłaniając usta. Widok jego podnieconej twarzy stymuluje dodatkowo i chyba to samo dzieje się u niego, bo nie spuszcza ze mnie wzroku. Idealnie kontroluje moje odczucia, bo w momencie kiedy tracę nad sobą kontrolę i zamykam oczy zwalnia, żeby mnie uspokoić, po czym znowu zaczyna wspinaczkę. To coś nowego dojść patrząc mu w oczy. To niesamowite spaść z samej góry mając przed sobą tylko tą zamgloną, brązową otchłań. Przygryzam mu dłoń, kiedy szczytuje, a on się uśmiecha. Chcę zobaczyć to samo u niego, ale bierze mnie w objęcia i zatrzymuje się.
    - A ty? - opieram się o pierś.
    - Jeszcze nie skończyliśmy aniołku - szepcze obiecująco i całuje mnie we włosy. I rzeczywiście. Kiedy wieczorem kładziemy się zmęczeni po całym dniu Harvey pieści mnie w nieskończoność. Całuje, głaszcze, masuje. Nie ma w tym grama perwersji. Kochamy się powoli chłonąc jedno drugie. Nasze ciała znajdują doskonałą harmonie ocierając się o siebie i poruszając w jednym rytmie.
    - Czy to też było odlotowe? - szepcze, kiedy leżymy w ciemności słuchając odgłosów nocy.
    - Nie... To było piękne.
    Leżę do niego tyłem, a on mnie obejmuje. Czuje, że senność narasta i pochłania mnie coraz bardziej.
    - Nie wstawaj beze mnie - mruczę.
    - Słucham?
    - Nie chce się budzić sama - nie jestem już do końca świadoma swoich słów.
    - Dobrze kochanie - całuje mnie w kark i to ostatnie co rejestruje.



    Budzę się przez to samo ptaszysko co wczoraj. Chcę się odwrócić i nakryć kołdrą, ale coś przyjemnego nie pozwala mi się ruszyć. Mmmm. Otwieram oczy i widzę uśmiechniętego Harveya. Leży trzymając głowę na ręce zgiętej w łokciu i bawi się moimi włosami.
    - Dzień dobry - mówię - Zostałeś w łóżku - wyciągam rękę i głaszczę go po szorstkim policzku.
    - Mówiłem, że spełnię każde twoje marzenie. Dlaczego się dziwisz?
    - Nigdy nie przestanę.
    - Przyzwyczaj się. Kiedy zamieszkamy razem będę na każde twoje zawołanie.
    Nie odpuści... A najgorsze, że ja też chce... Chcę codziennie o niego dbać, codziennie się przy nim budzić, codziennie siadać na wielkiej kanapie w salonie i opowiadać ciekawostki z dnia i słuchać jak zabłysnął w sądzie... Zaraz go poproszę o rękę jak tak dalej pójdzie!
    - Chcesz jeszcze spać?
    - Chyba nie. Która godzina?
    - Siódma trzydzieści.
    - Widać robię się takim samym rannym ptaszkiem jak ty.
    Nie rozumiem tej jego obsesji na punkcie moich włosów, ale ciągle przeciąga je między palcami patrząc na nie z uwielbieniem.
    - Miałabyś może ochotę pobiegać ze mną?
    - Pewnie, że tak!

    Chyba do końca tej wiejskiej przygody jestem skazana na powtarzanie w kółko słów cudownie, wspaniale, fantastycznie. Jestem w formie, bo tego wymaga mój zawód. Nie dogonisz przestępcy to go nie złapiesz. Nie dasz rady uciec - po tobie. Chociaż nie zdarzyło mi się jeszcze uciekać. Ale Harvey to inna historia. Dlaczego on jest w formie? Bo chce! A ma wszystko co chce. Bez najmniejszego problemu dotrzymuje mi kroku sam wyznaczając nie małe tempo. Biegniemy szosą, którą tu przyjechaliśmy i jest o tyle łatwiej, że nie ma zdradliwych dołów z którymi walczyłam na łące. Zatrzymujemy się dopiero w miasteczku. Siadamy na krótki odpoczynek na małym skwerze na ławce.
    - Czuje się jak na planie jakiegoś filmu - mówię rozglądając się dookoła - Jest tu idealnie czysto, trawnik jest równiutko przycięty, kwiatki nie mają obeschniętych liści...
    - Mmm - Harvey kiwa głową - Jak początek jakiegoś krwawego horroru - zauważa. Niewiele ludzi kręci się po okolicy. To pora, gdzie jeśli ktoś nie jest takim szczęściarzem jak ja jest pracy. Ale i tak widzę, że już te kilka osób wystarczy, żeby Harvey nie był tak swobodny, żeby jego plecy wróciły do pionu, a wzrok stał się uważniejszy.
    Na skraju skweru zatrzymuje się policyjny radiowóz i resztki uśmiechu znikają z brązowych oczu. Mężczyzna prawdopodobnie w jego wieku, w policyjnym mundurze wysiada i z uśmiechem idzie w naszą stronę.
    - Harvey! Słyszałem, że przyjechałeś, ale nie pokazujesz się w miasteczku... Myślałem, że to tylko plotki - podaje mu rękę i ściska jak staremu kumplowi.
    - Jak widzisz jestem - ton pana mecenasa... Oj panie policjancie masz kłopoty!
    Nagle mężczyzna zerka na mnie, znowu na Harveya i znowu na mnie uśmiechając się przy tym przyjaźnie. Ma mdło niebieskie oczy i gęste ciemno blond włosy. Raczej nie jest zbyt urodziwy...
    - Wiktorio to zastępca komendanta policji Darren McStand. Darr to moja dziewczyna Wiktoria Hastings.
    Facet z przesadną kurtuazją całuje mnie w dłoń i jakoś nie jest to najprzyjemniejsza rzecz jaka mnie dzisiaj spotkała. Posyłam mu wymuszony uśmiech, żeby nie wyjść na gbura.
    - Więc to piękną Wiktorie ukrywasz na farmie - oj stary nie zaczynaj - Bardzo mi miło. Kolegujemy się z Harveyem odkąd nauczyliśmy się chodzić.
    Zerkam na Harveya. Jest niebezpiecznie pochmurny... Czy ten idiota tego nie widzi?
    - Tak. Ojciec Darrena pracuje na farmie. Poznałaś Johna.
    - Ach tak - potwierdzam równie formalnie. Jeśli mój chłopak cię nie lubi to spadaj! Ale z drugiej strony... to mógłby być sposób na dowiedzenie się czegoś więcej o Harveyu. Jakim był dzieckiem, jaki był kiedy dorastał. Stary kolega to skarbnica wiedzy! Uśmiecham się szerzej do Darrena, a temu aż oczy się mocniej otwierają.
    - Bardzo się cieszę, że mogłam cię poznać.
    Kompletnie nie wie co powiedzieć, a widzę, że koniecznie chce nas zatrzymać.
    - Słyszeliście, że wieczorem jest impreza w starej remizie?
    Mówi jakby to była największa sensacja roku, o której mówią w telewizji i mam ochotę parsknąć śmiechem. Jezu czy jestem aż takim mieszczuchem?
    - Wpadnijcie! Będzie kilku starych znajomych... Napijemy się powspominamy! - patrzy zachęcająco na Harveya, który teraz wygląda jak wulkan tuż przed erupcją. Koleś naprawdę nie zna strachu!
    - Miałabyś ochotę skarbie? - głos ma spokojny i wyważony. Nie, ale to prawdopodobnie jedyna taka okazja!
    - Jasne - odpowiadam udając entuzjazm.
    - Świetnie! Zabierzcie pana Worda, bo mój staruszek bierze swoją nalewkę - puszcza mi oko - Harvey wie o co chodzi. Bądźcie koło dwudziestej!
    Zadowolony z życia wraca do samochodu i odjeżdża.
    Kiedy na powrót jesteśmy na farmie prawie przewieszam się bez tchu na płocie. Jestem tak wycieńczona, że aż mam ciemne plamki przed oczami. Harvey zatrzymuje się przy bramie i zawraca na mój widok.
    - Jezu mała wszystko w porządku? - jest wystraszony.
    - Pomijając, że właśnie mi się zbiera na wymioty to doskonale - naprawdę czuje, że zimny pot oblewa mi plecy.
    - Dlaczego nic nie powiedziałaś?!
    No tak... Powściekajmy się na Wiktorie! Pędził z miasteczka jak tornado. Ledwo dotrzymałam mu kroku i jest w stanie normalnie rozmawiać!
    - Bo nie mogłam cię dogonić! - również warczę dysząc jak lokomotywa.
    Odgarnia mi włosy ze spoconego czoła. Dlaczego jestem na niego zła? Przecież widziałam, że w ogóle nie chce iść do tej remizy, a zgodziłam się skacząc z radości. To moja wina...
    - Przepraszam, ale prędzej umarła bym na środku drogi niż przyznała, że jesteś w lepszej formie ode mnie.
    Misja zakończona sukcesem. Niewyraźny uśmiech rozjaśnia mu twarz.
    - Zbyt dumna tak?
    - W końcu ja tu jestem agentem terenowym, a ty siedzisz za biurkiem.
    - No tak... Jesteśmy do siebie bardziej podobni niż sądziłem - daje mi rękę i idziemy powoli do domu.

                                                                                ***

    Zabrałam ze sobą kilka bardzo eleganckich sukienek, ale nie sądzę, żeby nadawały się do remizy... Ostatecznie nie zależy mi tak bardzo na wyglądzie, więc wybieram pierwszą z brzegu koktajlową sukienkę i pasujące do niej dodatki. Utrzymuje się na samym biuście i jest mocno rozkloszowana od pasa w dół. Sięga do połowy uda i wiruje przy każdym obrocie. Jest blado brzoskwiniowa w małe białe kwiatuszki. Chyba może być... Beżowe szpilki wieńczą dzieło. Włosy związuje w koński ogon lekko je tapirując od góry, a z biżuterii zakładam tylko łańcuszek od Harveya. Mam nadzieje, że uratuje tym resztki jego humoru. Wychodzi z łazienki w ciemnych jeansach i białek koszuli.
    - Nie za krótka?
    Nici z ratowania humoru. Patrzę na jego odbicie stojąc przodem do lustra.
    - Chyba nie.
    - Chyba nie wiesz jak wyglądają wiejskie potańcówki - idzie do komody, a ja pokazuje mu język kiedy nie patrzy - Zostawiłaś - podaje mi aksamitne pudełeczko od Cartiera - Pomyślałem, że może ci się przydać.
    - Biorę je od niego. Doskonale wiem co jest w środku. Otwieram je i oglądam zawartość, kiedy Harvey wychodzi bez słowa z pokoju.
    Remiza rzeczywiście jest stara, ale w pozytywnym sensie. Zabytkowa. Z czerwonej cegły wznosi się dumnie obok jeszcze starszego kościoła. Wchodzę do środka w obstawie dwóch przystojniaków. Harveya i Grega. Harvey trzyma mnie za rękę. Nie odezwał się do mnie ani razu od wyjścia z pokoju. Nawet nie spojrzał na biżuterie, którą ugodowo założyłam. Wewnątrz jest już całkiem tłoczno. Na pierwszy rzut oka cieszę się, że założyłam właśnie tą sukienkę. Mimo, że nie jest jakaś specjalnie elegancka i w NY mogłabym ją założyć idąc na zakupy, tutaj wygląda jak zdjęta z wystawy w Paryżu. Wszyscy patrzą w naszą stronę i nie jest to pierwszy raz kiedy żałuje pochopnej decyzji przyjścia.
    - Harvey! - podchodzi do nas niski tęgi mężczyzna i z uśmiechem wita się z Harveyem. Ten nie wydaje się zniesmaczony, więc od razu oddycham z ulgą. Greg natychmiast znika w tłumie - Kopa lat stary...
    Harvey zaczyna rozmowę z nieznajomym, ale prawie nic nie słyszę od głośnej muzyki. Dlaczego mnie nie przedstawia? Rozglądam się dookoła. Dostrzegam grupkę pięciu kobiet, które bacznie mi się przyglądają. Kiedy zauważają moje spojrzenie odwracają się do siebie i zaczynają rozmawiać. Milusio... Harvey ciągnie mnie za rękę i okazuje się, że jego rozmówca zniknął. Przechodzimy przez sam środek sali witając się z wieloma osobami. Jednym zostaje przedstawiona, innym nie. Niektórzy są przywitani przez pana mecenasa inni otrzymują tylko łaskawe kiwnięcie głową, ale wszyscy się do niego pchają. Zauważam nawet dziewuchę ze stajni. Jej naprawdę tyłek wystaje spod sukienki. Moja okazuje się bardzo przyzwoita. Docieramy do stolika na końcu sali i odsuwa mi krzesło. Siadam, a on siada obok mnie. Obydwoje jesteśmy zwróceni przodem do sali.
    - No dobra przyznaj się ile z tych kobiet miałeś? - próbuje zażartować. Wodzi spokojnie wzrokiem po zebranych i powoli kiwa głową.
    - Kilka - odpowiada, a mnie kamień ląduje na dnie żołądka. Natychmiast żałuje pytania i przeczesuje tłum wzrokiem wyłapując kilka ładnych dziewczyn, które zerkają w naszą stronę. Kładzie mi władczo dłoń na udzie i za chwilę mam się przekonać dlaczego.
    - Tak jak obiecałem -Darren pojawia się i stawia przede mną szklaneczkę z bordowym płynem, a przed Harveyem chyba whisky. Ale najgorsze jest to, że dosiada się do nas - Wszyscy się bardzo ucieszyli, że przyjdziecie! Spróbuj to specjalność mojego ojca!
    Ach słynna nalewka... Upijam uprzejmie łyk i o dziwo jest bardzo smaczna! Słodziutka i prawie nie czuć alkoholu!
    - Pyszna - mówię do Darrena i czuję lekki uścisk dłoni na udzie. Ostrzegawczy?
    - Harvey, synu pozwól na chwilę! - Greg macha spod baru.
    - Przepraszam na moment - całuje mnie w usta i idzie do ojca. Tam wita się z jakimś innym mężczyzną i zaczynają rozmawiać.
    - Więc przyjaźniliście się od dziecka? - zagaduje niby od niechcenia Darrena.
    - Tak. Ojciec zabierał mnie na farmę, kiedy jeszcze dobrze nie chodziłem, a Harv i Matt zawsze mięli super zabawki!
    Żarówka rozbłyskuje w mojej głowie.
    - Harvey niewiele mówi o bracie...
    - Chyba nie możemy mu się dziwić?
    Bada mnie. Sprawdza czy wiem.
    - Nie możemy - mówię ze smutkiem i wiem, że go kupiłam.
    - Od dawna się znacie? - pyta.
    - Jakiś czas... - wiem, że to wymijające, ale to ja zadaje pytania.
    - W sumie rzadko przyjeżdża... Zdecydowanie częściej można tu spotkać Matta. Uwielbia życie na wsi. Harvey za bardzo wsiąknął w miasto.
    Zerkam na mojego mężczyznę, który obserwuje nas nie przerywając rozmowy. Będzie zły, ale co mi tam. I tak już ze mną nie rozmawia. Biorę sporego łyka nalewki.
    - No więc jaki był Harvey jako chłopiec?
    - Rządził - Darren uśmiecha się do wspomnień - Zawsze rządził i zawsze miał racje.
    - Brzmi znajomo...
    - Nie podziwiaj go tak, bo przestanie dotykać nogami ziemi!
    Z śmiechem znowu zerkam na Harveya, który żegna się z mężczyzną i zwraca w naszą stronę. Nagle drogę zastępuje mu wysoka, szczupła blondynka. Zęby mi się zaciskają, kiedy widzę, że jest mile zaskoczony jej widokiem. Wiem... Jestem pewna, że to jedna z tych "kilku"
    - Ale był też najbardziej szalony z nas wszystkich. Cokolwiek mu przyszło do głowy, nie myślał tylko realizował. Dziewczyny to uwielbiały!
    - A to coś nowego - mówię zamyślona - Kto to? - pytam Darrena - To irytujące nie znać nikogo na imprezie...
    - To... - robi krótką pauzę - No cóż walczyliśmy kiedyś o Mirandę!
    - I kto wygrał? - pytam z żywą ciekawością.
    - Harvey - odpowiada beztrosko - Nie walczył tylko po prostu sobie ją wziął! - traktuje to jak dowcip, a moja krew zaczyna się burzyć. Ku mojemu zdumieniu to nie jest zwykła pogawędka "po latach". Wracają w stronę bufetu i Harvey zamawia coś u barmana. Ten wraca z dwoma kieliszkami wina. Przechylam do końca szklaneczkę z nalewką i ciepło rozlewa mi się po gardle. Dziwne, bo nie czuje alkoholu. Najwyraźniej wznoszą toast i kobieta wybucha śmiechem, pieszczotliwym gestem poprawiając mu kołnierzyk. Harvey jest cały czas uśmiechnięty. Co to ma być do cholery?! Pozwala, żeby ta baba kładła na nim łapy? Ja im zaraz pokarze!
    - Wik! - słyszę od drugiej strony. Odwracam się i widzę roześmianego Grega. Ze zdziwieniem stwierdzam, że kiedy ja obserwuje flirty mojego mężczyzny cała sala oddała się już zabawie - Wik zatańcz ze staruszkiem! - Greg ciągnie mnie za rękę i nie mam sposobności odmówić. Zanim się obejrzę ciśniemy już na parkiet i Greg bierze mnie w obroty. Dobrze, że jednak odziedziczyłam po matce odrobinę gracji, bo ostatnie co bym tu chciała to zbłaźnić się. Przy wyjątkowo skocznym kawałku prawie nie dotykam nogami podłogi. Zadziwiająco się wstawiłam tą sławną nalewką i myślę, że właśnie taka miała być jej tajna moc. Greg jest świetnym tancerzem i muszę przyznać, że gdyby nie to, że nie wiem co wyprawia Harvey bawiłabym się doskonale. Utwór się kończy, a koło nas staje inny mężczyzna.
    - Mark Webber - kłania się uprzejmie - Czy można panią prosić do tańca?
    Kiwam głową, bo właśnie zrodził się w mojej głowie iście nieładny plan. Co jakby nie zwracać uwagi na pana mecenasa? Zostawia mnie, żeby flirtować sobie z Mirandą, więc nie będę przecież podpierała ścian.
    - Tylko uważaj na nią! - zastrzega Greg - To moja przyszła synowa!
    Mark wygląda na zdziwionego. Ja chyba też, chociaż umiem lepiej ukrywać emocje.
    - Pani Wiktoria tak? - kładzie mi rękę w pasie i zaczynamy się poruszać w rytm muzyki.
    - Wystarczy Wik - rozglądam się i widzę, że kilka par oczu zerka w naszą stronę. Mark został wysłany na zwiady?
    - Jak ci się podoba w Springfield? - nie jest takim dobrym tancerzem jak Greg, bo muszę się nieco wysilić, żeby dopasować się do jego kroków.
    - Wspaniałe miejsce! Muszę wciągnąć w płuca jak najwięcej świeżego powietrza przed powrotem do Nowego Jorku.
    - Tak - kiwa głową - Mamy tu ten luksus. Harvey tak rzadko przyjeżdża, że prawie nic o nim nie wiemy poza tym, co piszą w gazetach!
    - Tak jest bardzo zapracowany.
    - Nawet nie wiedzieliśmy, że spotyka się z kimś na poważnie.
    Uśmiecham się tylko. Nie podoba mi się ta inkwizycja skarbie... I przez mały kawałek sekundy tańczące pary rozchylają się tak, że widzę bar. Miranda roześmiana kładzie rękę na kolanie Harveya, a ten nie przestaje mówić. Czuje jak coś piekącego wlewa mi się w serce i żołądka. Nawet nie zauważył, że mnie nie ma. Chcę uciec, chcę iść jej przyłożyć i chcę zostać na parkiecie, żeby zrobić to samo co on zrobił.
    - Też jesteś prawniczką?
    - Nie, jestem agentem federalnym - nie chce mi się już z nim rozmawiać...
    - Odbijany! - ktoś inny ciągnie mnie za rękę i Mark znika mi z pola widzenia - Jestem Paul i miło mi cię poznać Wiktorio!
    Wesoły blondyn na oko w moim wieku nadaje nieco szybszy rytm. Hmm...
    - Mnie również - uśmiecham się. Ten nie planuje mnie przepytywać. Chce się bawić, więc trafił idealnie. Okręca mnie nieskończoną ilość razy i nawet jego nieokreślone kroki wydają mi się całkiem zabawne. Kiedy utwór zmienia się na bardzo spokojną balladę zatrzymujemy się obydwoje roześmiani bez tchu.
    - Coś na skołatane serce - obejmuje mnie w pasie. Oj tak nie chcę...
    - Mogę odzyskać moją dziewczynę?
    Nie muszę na niego patrzeć, żeby widzieć władczą minę z jaką mnie "odbiera"
    - Jesteś doskonałą tancerką - Paul kłania się nic sobie z niego nie robiąc i całuje mnie w dłoń - Dziękuje - oddaje moją rękę Harveyowi i w końcu na niego patrzę. Jezu czemu się tak stęskniłam? Powinnam być zła, wyniosła i zimna, a wpadam w jego ramiona jakby wrócił po miesiącu.
    - Kolejny talent - mruczy. Zaczynamy się lekko kołysać. Powolutku, tak jak płynie muzyka.
    - Jak się bawisz? - pyta.
    - Dobrze, a ty?
    To jest właśnie ta niezgodność. Powinniśmy się bawić razem.
    - Jeszcze nie zacząłem.
    Robię minę jakbym najwyraźniej coś źle zrozumiała i odwracam wzrok, gdzieś w tłum. Moje oczy natychmiast napotykają Mirandę rozmawiającą z Markiem. Uśmiecha się do mnie z wyższością, a ja wykorzystuje jedną z moich autorskich min pt. "zginiesz dziwko". Uśmiech spełza jej z twarzy i zostaje sama wyniosłość.
    - Jesteś na mnie zła – stwierdza Harvey podczas, kiedy przyciska mnie mocno do siebie. Mmm właśnie tak chcę się bawić. Ale nie tak łatwo mecenasie.
    - Nie... Jestem na ciebie wściekła.
    - Bo rozmawiałem z koleżanką?
    - Bo koleżanka na tobie wisiała - mam tak obojętny ton, że aż niepokoje sama siebie.
    - To tylko stara znajoma. Czyż nie to miało na celu przyjście tutaj? Spotkanie się z nimi? - zimny i opanowany pan mecenas przewierca mnie wzrokiem.
    - Tak twoi koledzy opowiadali mi o waszej starej znajomości - ucinam - Są bardzo rozmowni - uśmiecham się tylko ustami.
    Przesuwa rękę z mojej talii między łopatki i przyciska mnie do siebie tak mocno, że teraz mogę już tylko powoli ruszać nogami.
    - Uwielbiam, kiedy jesteś bez stanika.
    Przygniata moje piersi swoim ciałem. Nie mogę mu ulec. Nie teraz. Nie kiedy udowodniłam mu winę i nie może zaprzeczyć.
    - Ale dziękuję, że założyłaś pełne majtki - dodaje takim samym tonem jak mój - Mogłem je sobie do woli oglądać, kiedy tańczyłaś z Paulem.
    O nie! Prostuje się jeszcze bardziej jeśli to możliwe.
    - Jeżeli nadal chcesz tu zostać proponuje zawieszenie broni. Porozmawiamy w domu.
    Kiwam głową i duszący uścisk zwalnia. Dokładnie w momencie, kiedy utwór zmienia się na zdecydowanie żywszy. Czy to nie Cliff Richard?
    - Dalej masz ochotę tańczyć?
    Znowu tylko kiwam głową.
    - No to bawmy się mała.
    Obraca mną niespodziewanie i ze śmiechem wpadam mu w ramiona. Okazuje się, że jeśli Greg był dobrym tancerzem jego syn powielił tą umiejętność. Harvey nie ma swojego miejsca na parkiecie. Cały parkiet należy do niego i o dziwo spory tłok w ogóle mu nie przeszkadza. Wirujemy dookoła śmiejąc się i wprost genialnie bawiąc. Nie muszę za nim nadążać, nie muszę się do niego dopasowywać, bo to on dostosowuje krok idealnie do muzyki i poziomu mojego zmęczenia. Na finałową nutę odchyla mnie mocno do tyłu, a kiedy unoszę się z powrotem do góry trafiam na gorące usta. Pocałunek jest krótki, ale bardzo intensywny i to właśnie on pozbawia mnie ostatecznie oddechu. Kolejny utwór jest znowu spokojny. Spokojny i piękny. "What a wonderful world" w wykonaniu jakiejś dziewczyny. Nie równa się z oryginałem, ale jest taki... uroczy.
    - Czy mogę panią prosić? - słyszę za plecami i pochmurnieje.
    - Nie - odpowiada za mnie Harvey nie spuszczają ze mnie oczu. Uśmiecham się do niego w podzięce. Tym razem nie utrzymujemy żadnej ramy. Wtulam się w niego opierając głowę na ramieniu i leniwie kołyszemy się sami wśród tłumów. Harvey zanurza nos w moich włosach i głaszcze mnie po plecach. Jest magicznie. Wszystkie nieporozumienia znikają bez śladu. W takiej chwili uświadamiam sobie ich śmieszność i błahość. Wsłuchuje się w słowa piosenki. Tak świat jest teraz piękny.
    - Powinniśmy się już zbierać - mówi, kiedy słodka piosenka się kończy.
    - Już?
    Uśmiecha się pobłażliwie.
    - Spodobały ci się wiejskie potańcówki?
    - Nie. Spodobało mi się tańczenie z tobą.
    - A pamiętasz, że jesteś na mnie wściekła?
    - Zawieszenie broni - przypominam.
    - No tak. Pójdę powiedzieć tacie, że już się zbieramy. Poczekasz tu?
    - Pójdę się przewietrzyć - wskazuje kciukiem drzwi - Spotkamy się na zewnątrz.
    Noc jest ciepła. Miasteczko wygląda na całkowicie uśpione. Podchodzę do barierki oddzielającej teren remizy od ulicy i opieram się o nią. Ciepły wiatr owiewa mnie przyjemnie. Jezu, ale jestem zmęczona! Słyszę jak drzwi otwierają się i odwracam się uśmiechnięta do Harveya. Nie kryje zdziwienia, kiedy na jego miejscu widzę Mirandę w towarzystwie innej kobiety.
    - Kochanie już uciekacie, a myśmy się jeszcze nie poznały - szczebiocze.
    Żadna strata "kochanie". Śmiało podchodzą do mnie. Pierwsze co mi się rzuca w oczy to baleriny. Jak można iść na imprezę w takich butach?!
    - Cześć - szczerzą się do mnie obie - Ja jestem Miranda, a to moja przyjaciółka Becky.
    - Wiktoria - znowu moje aktorstwo działa bez zarzutu.
    - Masz piękne buty! - odzywa się ta druga.
    Owszem i dzięki nim jesteście niższe ode mnie!
    - Mieszkając w NY nie trudno takie mieć! - zaśmiewa się Miranda.
    - Te są akurat z Włoch - odpowiadam jakby od niechcenia i moje nowe znajome nieco pochmurnieją.
    - To z Harveyem to coś poważnego? - chyba straciła cierpliwość do gry wstępnej.
    - Nie mówił ci?
    - Tak. Rozmawialiśmy chwilkę - mówi do Becky - Zaprosił mnie na drinka.
    Wymieniamy sztuczne uśmiechy.
    - W sumie to ciężko się oderwać od tego twojego chłopaka – mówi lekko.
    - Mogę ci pomóc – odpowiadam równie swobodnie.
    Chwila na załapanie aluzji i uśmiech znika. Drzwi otwierają się ponownie i tym razem to ktoś na kogo czekam. Nawet jeśli dziwi go sytuacja nie daje po sobie poznać.
    - Przepraszam, że przerywam damskie pogaduchy - podchodzi i nie mogę się nie uśmiechać.
    - Tak właśnie cię obgadujemy - Miranda znowu zaczyna szczebiotać.
    - No proszę - obejmuje mnie ramieniem - Wybaczcie, że zepsuje wam zabawę, ale musimy już iść.
    - Och Harvey noc jeszcze młoda!
    Gdyby mnie nie objął na pewno uwiesiłaby mu się na ramieniu!
    - A my musimy wstać wcześnie rano - tłumaczy - Skończyły się wakacje i wracamy do domu.
    Rozdziawia gębę i robi minę jakby się miała rozpłakać.
    - Tak szybko?!
    - Wiesz jak to jest - przytula mnie czule - Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej!
    - Mieszkacie razem? - pyta Becky.
    - Tak - odpowiada bez wahania Harvey - Prawda słonko?
    Patrzymy sobie przez chwilę w oczy. Ty przebiegły, cwany...
    - Mhm - kiwam głową. Wiedział, że nie oprę się utarcia im nosa!
    - No proszę... Dosyć, że nie dałaś nam z nim potańczyć, to jeszcze zabierasz go ze Springfield - rozmowę kontynuuje Becky. Miranda stoi lekko zzieleniała.
    - Musicie mi to wybaczyć - kładę mu z uśmiechem rękę na brzuchu. Mój!!
    - Miło było się z wami spotkać. Dobranoc - mówi Harvey i zwracamy się w stronę parkingu.
    - Dobranoc - odpowiadają, ale już nie zwracamy na nie uwagi.
    Kiedy otwiera przede mną drzwi samochodu na ustach gości mu zupełnie niemądre samozadowolenie.
    - No masz się z czego cieszyć!
    Wsiada po stronie kierowcy.
    - Koniec zawieszenia?
    - Koniec. Jak mogłeś tak wykorzystać sytuacje?!
    - Jak mogłaś mi na to pozwolić? Co było tak kuszące? Chęć pokazania, że jestem twój, czy realna wizja wspaniałego sexu na każdy początek dnia?
    Zupełnie mnie tym zamyka. Trafił w dziesiątkę w obu przypadkach. Jedyne co mi pozostaje to założyć ręce na piersi i zrobić obrażoną minę, co kwituje wybuchem śmiechu.

    Oczywiście moje obrażenie kończy się w momencie, kiedy upiera się, żeby mnie rozebrać. A uparty Harvey jest jak skała. Czy będę nudna jeśli powiem, że zanim sukienka spadła na ziemię byłam napalona jak dzikuska? Że wziął mnie jak tylko on potrafi z równie dziką i nie ujarzmioną żądzą. Że eksplodowałam z siłą, która nadal mnie zaskakuje?
    - Będzie fajnie mała - szeptał mi do ucha, kiedy zasypiałam - Obiecuje.

5 komentarzy:

  1. Ja osobiście, nie mogę się doczekać ewentualnej konfrontacji z Rosalie. ;) A myślę, że taką kiedyś wystosujesz.
    A jak na razie do znudzenia powtarzam hasło: ŚWIETNE! Chcę więcej i mam nadzieję, że jeszcze dzisiaj coś nam wstawisz.

    A żeby nie było za słodko: zwróć proszę, uwagę na formę czasownika w pierwszej osobie, żeby wszędzie, gdzie to konieczne było "ę", bo czasami przez to ja się gubię i nie wiem, gdzie mówi Vik, a gdzie osoba z nią rozmawiająca. I nie gniewaj się o czepianie się ;)

    Wierna Fanka(ta druga:D)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za uwagę i uwierz, że dostaje i tak więcej pochlebnych komentarzy niż oczekiwałam :D Jak cokolwiek jest nie tak, a już zwłaszcza jak zacznę zanudzać alarmujcie. Ja też się już nie mogę doczekać konfrontacji z Rosalie!!! Mam ją już w głowie, ale po kolei ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak na razie w żadnym stopniu nie zanudzasz, zaalarmuję Cię, nie bój się. ;) Nie pospieszam więc i wyczekuję z niecierpliwością...

      Usuń
    2. Bardzo bym chciała mieć więcej czasu na pisanie... Staram się nadgonić w weekendy i bardzo dbam, żebyście dostały chociaż ten jeden rozdział dziennie. Fajnie, że jesteście :D !!!

      Usuń
  3. Wiem i szanuję Twój czas, ale czasami ciekawość mnie wręcz zżera, ale to pewnie dobrze znasz. ;) A ja się cieszę, że trafiłam na Twój blog. Pisz, pisz dalej, a wszystkie będziemy zadowolone! x

    OdpowiedzUsuń

Znacie to uczucie kiedy jesteście powodem czyjegoś uśmiechu? Jest... Niesamowite!!