Popołudnie mija nam na
dosyć leniwie. Nie rozmawiamy już na temat przeszłości, ani
przyszłości. Na razie to temat zamknięty. Koło piątej
postanawiam iść pod prysznic. Do kolacji mam jeszcze ponad
godzinę. Nie wróciliśmy już do przerwanych pieszczot, więc
kiedy ciepła woda spływa po moim nagim ciele myśli uciekają
właśnie w tym kierunku. Obmyślam plan jakby tu zachęcić pana
mecenasa do dalszego działania i kiedy wychodzę spod prysznica
uśmiecham się zadowolona. Trzaski za oknem uświadamiają mi, że
jeszcze przez nie nie wyglądałam. Odchylam firankę i wyglądam na
zewnątrz.
Okna wychodzą na tyły domu. Widzę stajnie i kilka innych budynków, których przeznaczenia jeszcze nie poznałam. Rytmiczne uderzanie dobiega z dołu. Dwa uderzenia - przerwa, dwa uderzenia - przerwa. Wychylam się bardziej i prawie wypadam na widok mojego mężczyzny rąbiącego drewno. Robi to oczywiście jak wszystko czego się podejmie. Sprawnie, szybko i z taką wprawą jakby codziennie ćwiczył. Ale nie o to chodzi. Jest w tych samych jeansach, tylko koszulę zamienił na bokserkę. Fantastycznie wyeksponowane plecy, ramiona i ręce sprawiają, że ślina napływa mi do ust. Musiał się przebrać, kiedy byłam pod prysznicem... Za każdym zamachnięciem mięśnie napinają się, żeby przy uderzeniu dać upust drzemiącej w nich mocy. Pot zrasza ciało sprawiając, że koszulka oblepia je eksponując to co zakryte. Moja fantazja prawie wymyka się spod kontroli, ale zostaje szybko ostudzona. To ta gówniara ze stajni! Idzie do niego z tacą na której trzyma dzbanek jakiegoś napoju i szklankę. Harvey przerywa na jej widok i częstuje się przyniesionym trunkiem. Rozmawiają chwilę, a dziewucha wdzięczy się jak może. Hej! On jest mój!! Sio z oczami!! W końcu Harvey oddaje jej szklankę i wraca do pracy, a dziewczyna odchodzi. Ale, ale! Zatrzymuje się przy winklu, opierając o ścianę i przygląda mu się... Stoi za nim, więc nie może jej widzieć. Cholera jasna!! Szczęka mi opada, kiedy Harvey na dodatek ściąga bokserkę i odrzuca ją na bok. Spodnie zwisają mu z wąskich bioder w tak okrutnie seksowny sposób, a ona się gapi!! Dosyć tego moja panno!!! Ze złości brakuje mi tchu. Wypadam z pokoju i oślepiona wściekłą zazdrością idę prosto do tylnego tarasu. Wiatr na zewnątrz mnie studzi. Mój plan uwiedzenia przewidział tylko lekką, kraciastą sukienkę na ramiączkach. Podkreślam TYLKO!! Podchodzę do Harveya od drugiej strony udając, że nie widzę dziewuchy, która drgnęła na mój widok i schowała się bardziej. Harvey odkłada niebezpiecznie dużą siekierę. Uśmiecha się, kiedy podchodzę. Przeczesuje palcami włosy i O MATKO! Jak on wygląda...
Okna wychodzą na tyły domu. Widzę stajnie i kilka innych budynków, których przeznaczenia jeszcze nie poznałam. Rytmiczne uderzanie dobiega z dołu. Dwa uderzenia - przerwa, dwa uderzenia - przerwa. Wychylam się bardziej i prawie wypadam na widok mojego mężczyzny rąbiącego drewno. Robi to oczywiście jak wszystko czego się podejmie. Sprawnie, szybko i z taką wprawą jakby codziennie ćwiczył. Ale nie o to chodzi. Jest w tych samych jeansach, tylko koszulę zamienił na bokserkę. Fantastycznie wyeksponowane plecy, ramiona i ręce sprawiają, że ślina napływa mi do ust. Musiał się przebrać, kiedy byłam pod prysznicem... Za każdym zamachnięciem mięśnie napinają się, żeby przy uderzeniu dać upust drzemiącej w nich mocy. Pot zrasza ciało sprawiając, że koszulka oblepia je eksponując to co zakryte. Moja fantazja prawie wymyka się spod kontroli, ale zostaje szybko ostudzona. To ta gówniara ze stajni! Idzie do niego z tacą na której trzyma dzbanek jakiegoś napoju i szklankę. Harvey przerywa na jej widok i częstuje się przyniesionym trunkiem. Rozmawiają chwilę, a dziewucha wdzięczy się jak może. Hej! On jest mój!! Sio z oczami!! W końcu Harvey oddaje jej szklankę i wraca do pracy, a dziewczyna odchodzi. Ale, ale! Zatrzymuje się przy winklu, opierając o ścianę i przygląda mu się... Stoi za nim, więc nie może jej widzieć. Cholera jasna!! Szczęka mi opada, kiedy Harvey na dodatek ściąga bokserkę i odrzuca ją na bok. Spodnie zwisają mu z wąskich bioder w tak okrutnie seksowny sposób, a ona się gapi!! Dosyć tego moja panno!!! Ze złości brakuje mi tchu. Wypadam z pokoju i oślepiona wściekłą zazdrością idę prosto do tylnego tarasu. Wiatr na zewnątrz mnie studzi. Mój plan uwiedzenia przewidział tylko lekką, kraciastą sukienkę na ramiączkach. Podkreślam TYLKO!! Podchodzę do Harveya od drugiej strony udając, że nie widzę dziewuchy, która drgnęła na mój widok i schowała się bardziej. Harvey odkłada niebezpiecznie dużą siekierę. Uśmiecha się, kiedy podchodzę. Przeczesuje palcami włosy i O MATKO! Jak on wygląda...
- Pięknie wyglądasz
mała!
- A ty nieprzyzwoicie -
w gardle mam znowu zupełnie sucho.
Z bliska prezentuje się
jeszcze bardziej powalająco. Każdy mięsień na szczupłym ciele
jest napięty.
- Nieprzyzwoicie? -
przechyla głowę.
- Dziko i seksownie
Harvey.
Omijam gruby pień na
którym rąbie drewno i kładę dłonie na wilgotnej piersi.
- Poczekaj, ubrudzisz
się - łapie mnie za dłonie.
- I tak muszę się
przebrać.
Przysuwam się i bez
wahania przejeżdżam językiem, po słonej od potu skórze na
piersi. Harvey wciąga mocniej powietrze.
- Hej słonko spokojnie
- jego ręce mówią co innego, bo ugniatają moje ramiona -
Dlaczego chcesz się przebrać? Ślicznie ci w tym.
Jadąc nosem w górę
torsu, przez szyję docieram do szczęki. Pachnie tak samczo!
- Zapomniałam o
bieliźnie - szepcze mu w usta patrząc w oczy. Źrenice mu się
rozszerzają, a dłonie wędrują w dół pleców, aż do pośladków.
Poza cienkim materiałem sukienki nie napotykają żadnej
przeszkody.
- Dziko i seksownie? -
pyta.
Kiwam głową przylegając
ciałem do niego.
- Zaraz ci pokarzę
dziko i seksownie - powarkuje. Łapie mnie za pośladki i unosi do
góry. Oplatam go w pasie nogami i zerkam na naszego obserwatora.
Starczy już gówniarze widoków. Ale nie ma jej... Doskonale!
Idealnie wręcz, bo szybki język zatapia się w moich ustach i już
nie widzę świata poza nim. Niesie mnie aż uderzam plecami o
drewnianą ścianę. Uśpione po przejażdżce pożądanie wybucha.
Nieposkromione i boleśnie palące. Jęczę mu w usta wbijając
palce w mięśnie na ramionach. Sadza mnie na czymś i odsuwa się.
To równiutki stos porąbanego drewna.
- Czekałaś grzecznie,
więc dostaniesz nagrodę - wsuwa rękę pod sukienkę i kładąc
dłoń na udzie kciukiem bada moją wilgotność - Idealnie.
Zabiera rękę i rozpina
spodnie. Rozszerza mi mocno nogi i staje pomiędzy nimi. Wsuwa się
we mnie szybko, ale delikatnie. Jęczę głośno od wspaniałego,
wypełniającego mnie uczucia. Zasłania mi jedną ręką usta
uśmiechając się szelmowsko. Łapę go mocno w pasie wodząc
dłońmi po nagiej części ciała, a on porusza się cały czas patrząc mi w
oczy i zasłaniając usta. Widok jego podnieconej twarzy stymuluje
dodatkowo i chyba to samo dzieje się u niego, bo nie spuszcza ze
mnie wzroku. Idealnie kontroluje moje odczucia, bo w momencie kiedy
tracę nad sobą kontrolę i zamykam oczy zwalnia, żeby mnie
uspokoić, po czym znowu zaczyna wspinaczkę. To coś nowego dojść
patrząc mu w oczy. To niesamowite spaść z samej góry mając
przed sobą tylko tą zamgloną, brązową otchłań. Przygryzam mu
dłoń, kiedy szczytuje, a on się uśmiecha. Chcę zobaczyć to
samo u niego, ale bierze mnie w objęcia i zatrzymuje się.
- A ty? - opieram się o
pierś.
- Jeszcze nie
skończyliśmy aniołku - szepcze obiecująco i całuje mnie we
włosy. I rzeczywiście. Kiedy wieczorem kładziemy się zmęczeni
po całym dniu Harvey pieści mnie w nieskończoność. Całuje,
głaszcze, masuje. Nie ma w tym grama perwersji. Kochamy się powoli
chłonąc jedno drugie. Nasze ciała znajdują doskonałą harmonie
ocierając się o siebie i poruszając w jednym rytmie.
- Czy to też było
odlotowe? - szepcze, kiedy leżymy w ciemności słuchając odgłosów
nocy.
- Nie... To było
piękne.
Leżę do niego tyłem, a
on mnie obejmuje. Czuje, że senność narasta i pochłania mnie
coraz bardziej.
- Nie wstawaj beze mnie
- mruczę.
- Słucham?
- Nie chce się budzić
sama - nie jestem już do końca świadoma swoich słów.
Budzę się przez to samo
ptaszysko co wczoraj. Chcę się odwrócić i nakryć kołdrą, ale
coś przyjemnego nie pozwala mi się ruszyć. Mmmm. Otwieram oczy i
widzę uśmiechniętego Harveya. Leży trzymając głowę na ręce
zgiętej w łokciu i bawi się moimi włosami.
- Dzień dobry - mówię
- Zostałeś w łóżku - wyciągam rękę i głaszczę go po
szorstkim policzku.
- Mówiłem, że spełnię
każde twoje marzenie. Dlaczego się dziwisz?
- Nigdy nie przestanę.
- Przyzwyczaj się.
Kiedy zamieszkamy razem będę na każde twoje zawołanie.
Nie odpuści... A
najgorsze, że ja też chce... Chcę codziennie o niego dbać,
codziennie się przy nim budzić, codziennie siadać na wielkiej
kanapie w salonie i opowiadać ciekawostki z dnia i słuchać jak
zabłysnął w sądzie... Zaraz go poproszę o rękę jak tak dalej
pójdzie!
- Chcesz jeszcze spać?
- Chyba nie. Która
godzina?
- Siódma trzydzieści.
- Widać robię się
takim samym rannym ptaszkiem jak ty.
Nie rozumiem tej jego
obsesji na punkcie moich włosów, ale ciągle przeciąga je między
palcami patrząc na nie z uwielbieniem.
- Miałabyś może
ochotę pobiegać ze mną?
- Pewnie, że tak!
Chyba do końca tej
wiejskiej przygody jestem skazana na powtarzanie w kółko słów
cudownie, wspaniale, fantastycznie. Jestem w formie, bo tego wymaga
mój zawód. Nie dogonisz przestępcy to go nie złapiesz. Nie dasz
rady uciec - po tobie. Chociaż nie zdarzyło mi się jeszcze
uciekać. Ale Harvey to inna historia. Dlaczego on jest w formie? Bo
chce! A ma wszystko co chce. Bez najmniejszego problemu dotrzymuje
mi kroku sam wyznaczając nie małe tempo. Biegniemy szosą, którą
tu przyjechaliśmy i jest o tyle łatwiej, że nie ma zdradliwych
dołów z którymi walczyłam na łące. Zatrzymujemy się dopiero w
miasteczku. Siadamy na krótki odpoczynek na małym skwerze na
ławce.
- Czuje się jak na
planie jakiegoś filmu - mówię rozglądając się dookoła - Jest
tu idealnie czysto, trawnik jest równiutko przycięty, kwiatki nie
mają obeschniętych liści...
- Mmm - Harvey kiwa
głową - Jak początek jakiegoś krwawego horroru - zauważa.
Niewiele ludzi kręci się po okolicy. To pora, gdzie jeśli ktoś
nie jest takim szczęściarzem jak ja jest pracy. Ale i tak widzę,
że już te kilka osób wystarczy, żeby Harvey nie był tak
swobodny, żeby jego plecy wróciły do pionu, a wzrok stał się
uważniejszy.
Na skraju skweru zatrzymuje się policyjny radiowóz i resztki uśmiechu znikają z brązowych oczu. Mężczyzna prawdopodobnie w jego wieku, w policyjnym mundurze wysiada i z uśmiechem idzie w naszą stronę.
Na skraju skweru zatrzymuje się policyjny radiowóz i resztki uśmiechu znikają z brązowych oczu. Mężczyzna prawdopodobnie w jego wieku, w policyjnym mundurze wysiada i z uśmiechem idzie w naszą stronę.
- Harvey! Słyszałem,
że przyjechałeś, ale nie pokazujesz się w miasteczku...
Myślałem, że to tylko plotki - podaje mu rękę i ściska jak
staremu kumplowi.
- Jak widzisz jestem -
ton pana mecenasa... Oj panie policjancie masz kłopoty!
Nagle mężczyzna zerka
na mnie, znowu na Harveya i znowu na mnie uśmiechając się przy
tym przyjaźnie. Ma mdło niebieskie oczy i gęste ciemno blond
włosy. Raczej nie jest zbyt urodziwy...
- Wiktorio to zastępca
komendanta policji Darren McStand. Darr to moja dziewczyna Wiktoria
Hastings.
Facet z przesadną
kurtuazją całuje mnie w dłoń i jakoś nie jest to
najprzyjemniejsza rzecz jaka mnie dzisiaj spotkała. Posyłam mu
wymuszony uśmiech, żeby nie wyjść na gbura.
- Więc to piękną
Wiktorie ukrywasz na farmie - oj stary nie zaczynaj - Bardzo mi
miło. Kolegujemy się z Harveyem odkąd nauczyliśmy się chodzić.
Zerkam na Harveya. Jest
niebezpiecznie pochmurny... Czy ten idiota tego nie widzi?
- Tak. Ojciec Darrena
pracuje na farmie. Poznałaś Johna.
- Ach tak - potwierdzam
równie formalnie. Jeśli mój chłopak cię nie lubi to spadaj! Ale
z drugiej strony... to mógłby być sposób na dowiedzenie się
czegoś więcej o Harveyu. Jakim był dzieckiem, jaki był kiedy
dorastał. Stary kolega to skarbnica wiedzy! Uśmiecham się szerzej
do Darrena, a temu aż oczy się mocniej otwierają.
- Bardzo się cieszę,
że mogłam cię poznać.
Kompletnie nie wie co
powiedzieć, a widzę, że koniecznie chce nas zatrzymać.
- Słyszeliście, że
wieczorem jest impreza w starej remizie?
Mówi jakby to była
największa sensacja roku, o której mówią w telewizji i mam
ochotę parsknąć śmiechem. Jezu czy jestem aż takim
mieszczuchem?
- Wpadnijcie! Będzie
kilku starych znajomych... Napijemy się powspominamy! - patrzy
zachęcająco na Harveya, który teraz wygląda jak wulkan tuż
przed erupcją. Koleś naprawdę nie zna strachu!
- Miałabyś ochotę
skarbie? - głos ma spokojny i wyważony. Nie, ale to prawdopodobnie
jedyna taka okazja!
- Jasne - odpowiadam
udając entuzjazm.
- Świetnie! Zabierzcie
pana Worda, bo mój staruszek bierze swoją nalewkę - puszcza mi
oko - Harvey wie o co chodzi. Bądźcie koło dwudziestej!
Zadowolony z życia wraca
do samochodu i odjeżdża.
Kiedy na powrót jesteśmy
na farmie prawie przewieszam się bez tchu na płocie. Jestem tak
wycieńczona, że aż mam ciemne plamki przed oczami. Harvey
zatrzymuje się przy bramie i zawraca na mój widok.
- Jezu mała wszystko w
porządku? - jest wystraszony.
- Pomijając, że
właśnie mi się zbiera na wymioty to doskonale - naprawdę czuje,
że zimny pot oblewa mi plecy.
- Dlaczego nic nie
powiedziałaś?!
No tak... Powściekajmy
się na Wiktorie! Pędził z miasteczka jak tornado. Ledwo
dotrzymałam mu kroku i jest w stanie normalnie rozmawiać!
- Bo nie mogłam cię
dogonić! - również warczę dysząc jak lokomotywa.
Odgarnia mi włosy ze
spoconego czoła. Dlaczego jestem na niego zła? Przecież
widziałam, że w ogóle nie chce iść do tej remizy, a zgodziłam
się skacząc z radości. To moja wina...
- Przepraszam, ale
prędzej umarła bym na środku drogi niż przyznała, że jesteś w
lepszej formie ode mnie.
Misja zakończona
sukcesem. Niewyraźny uśmiech rozjaśnia mu twarz.
- Zbyt dumna tak?
- W końcu ja tu jestem
agentem terenowym, a ty siedzisz za biurkiem.
- No tak... Jesteśmy do
siebie bardziej podobni niż sądziłem - daje mi rękę i idziemy
powoli do domu.
***
***
Zabrałam ze sobą kilka
bardzo eleganckich sukienek, ale nie sądzę, żeby nadawały się
do remizy... Ostatecznie nie zależy mi tak bardzo na wyglądzie,
więc wybieram pierwszą z brzegu koktajlową sukienkę i pasujące
do niej dodatki. Utrzymuje się na samym biuście i jest mocno
rozkloszowana od pasa w dół. Sięga do połowy uda i wiruje przy
każdym obrocie. Jest blado brzoskwiniowa w małe białe kwiatuszki.
Chyba może być... Beżowe szpilki wieńczą dzieło. Włosy
związuje w koński ogon lekko je tapirując od góry, a z biżuterii
zakładam tylko łańcuszek od Harveya. Mam nadzieje, że uratuje
tym resztki jego humoru. Wychodzi z łazienki w ciemnych jeansach i
białek koszuli.
- Nie za krótka?
Nici z ratowania humoru.
Patrzę na jego odbicie stojąc przodem do lustra.
- Chyba nie.
- Chyba nie wiesz jak
wyglądają wiejskie potańcówki - idzie do komody, a ja pokazuje
mu język kiedy nie patrzy - Zostawiłaś - podaje mi aksamitne
pudełeczko od Cartiera - Pomyślałem, że może ci się przydać.
- Biorę je od niego.
Doskonale wiem co jest w środku. Otwieram je i oglądam zawartość,
kiedy Harvey wychodzi bez słowa z pokoju.
Remiza rzeczywiście jest
stara, ale w pozytywnym sensie. Zabytkowa. Z czerwonej cegły wznosi
się dumnie obok jeszcze starszego kościoła. Wchodzę do środka w
obstawie dwóch przystojniaków. Harveya i Grega. Harvey trzyma mnie
za rękę. Nie odezwał się do mnie ani razu od wyjścia z pokoju.
Nawet nie spojrzał na biżuterie, którą ugodowo założyłam.
Wewnątrz jest już całkiem tłoczno. Na pierwszy rzut oka cieszę
się, że założyłam właśnie tą sukienkę. Mimo, że nie jest
jakaś specjalnie elegancka i w NY mogłabym ją założyć idąc na
zakupy, tutaj wygląda jak zdjęta z wystawy w Paryżu. Wszyscy
patrzą w naszą stronę i nie jest to pierwszy raz kiedy żałuje
pochopnej decyzji przyjścia.
- Harvey! - podchodzi do
nas niski tęgi mężczyzna i z uśmiechem wita się z Harveyem. Ten
nie wydaje się zniesmaczony, więc od razu oddycham z ulgą. Greg
natychmiast znika w tłumie - Kopa lat stary...
Harvey zaczyna rozmowę z
nieznajomym, ale prawie nic nie słyszę od głośnej muzyki.
Dlaczego mnie nie przedstawia? Rozglądam się dookoła. Dostrzegam
grupkę pięciu kobiet, które bacznie mi się przyglądają. Kiedy
zauważają moje spojrzenie odwracają się do siebie i zaczynają
rozmawiać. Milusio... Harvey ciągnie mnie za rękę i okazuje się,
że jego rozmówca zniknął. Przechodzimy przez sam środek sali
witając się z wieloma osobami. Jednym zostaje przedstawiona, innym
nie. Niektórzy są przywitani przez pana mecenasa inni otrzymują
tylko łaskawe kiwnięcie głową, ale wszyscy się do niego pchają.
Zauważam nawet dziewuchę ze stajni. Jej naprawdę tyłek wystaje
spod sukienki. Moja okazuje się bardzo przyzwoita. Docieramy do
stolika na końcu sali i odsuwa mi krzesło. Siadam, a on siada obok
mnie. Obydwoje jesteśmy zwróceni przodem do sali.
- No dobra przyznaj się
ile z tych kobiet miałeś? - próbuje zażartować. Wodzi spokojnie
wzrokiem po zebranych i powoli kiwa głową.
- Kilka - odpowiada, a
mnie kamień ląduje na dnie żołądka. Natychmiast żałuje
pytania i przeczesuje tłum wzrokiem wyłapując kilka ładnych
dziewczyn, które zerkają w naszą stronę. Kładzie mi władczo
dłoń na udzie i za chwilę mam się przekonać dlaczego.
- Tak jak obiecałem
-Darren pojawia się i stawia przede mną szklaneczkę z bordowym
płynem, a przed Harveyem chyba whisky. Ale najgorsze jest to, że
dosiada się do nas - Wszyscy się bardzo ucieszyli, że
przyjdziecie! Spróbuj to specjalność mojego ojca!
Ach słynna nalewka...
Upijam uprzejmie łyk i o dziwo jest bardzo smaczna! Słodziutka i
prawie nie czuć alkoholu!
- Pyszna - mówię do
Darrena i czuję lekki uścisk dłoni na udzie. Ostrzegawczy?
- Harvey, synu pozwól
na chwilę! - Greg macha spod baru.
- Przepraszam na moment
- całuje mnie w usta i idzie do ojca. Tam wita się z jakimś innym
mężczyzną i zaczynają rozmawiać.
- Więc przyjaźniliście
się od dziecka? - zagaduje niby od niechcenia Darrena.
- Tak. Ojciec zabierał
mnie na farmę, kiedy jeszcze dobrze nie chodziłem, a Harv i Matt
zawsze mięli super zabawki!
Żarówka rozbłyskuje w
mojej głowie.
- Harvey niewiele mówi
o bracie...
- Chyba nie możemy mu
się dziwić?
Bada mnie. Sprawdza czy
wiem.
- Nie możemy - mówię
ze smutkiem i wiem, że go kupiłam.
- Od dawna się znacie?
- pyta.
- Jakiś czas... - wiem,
że to wymijające, ale to ja zadaje pytania.
- W sumie rzadko
przyjeżdża... Zdecydowanie częściej można tu spotkać Matta.
Uwielbia życie na wsi. Harvey za bardzo wsiąknął w miasto.
Zerkam na mojego
mężczyznę, który obserwuje nas nie przerywając rozmowy. Będzie
zły, ale co mi tam. I tak już ze mną nie rozmawia. Biorę sporego
łyka nalewki.
- No więc jaki był
Harvey jako chłopiec?
- Rządził - Darren
uśmiecha się do wspomnień - Zawsze rządził i zawsze miał
racje.
- Brzmi znajomo...
- Nie podziwiaj go tak,
bo przestanie dotykać nogami ziemi!
Z śmiechem znowu zerkam
na Harveya, który żegna się z mężczyzną i zwraca w naszą
stronę. Nagle drogę zastępuje mu wysoka, szczupła blondynka.
Zęby mi się zaciskają, kiedy widzę, że jest mile zaskoczony jej
widokiem. Wiem... Jestem pewna, że to jedna z tych "kilku"
- Ale był też
najbardziej szalony z nas wszystkich. Cokolwiek mu przyszło do
głowy, nie myślał tylko realizował. Dziewczyny to uwielbiały!
- A to coś nowego -
mówię zamyślona - Kto to? - pytam Darrena - To irytujące nie
znać nikogo na imprezie...
- To... - robi krótką
pauzę - No cóż walczyliśmy kiedyś o Mirandę!
- I kto wygrał? - pytam
z żywą ciekawością.
- Harvey - odpowiada
beztrosko - Nie walczył tylko po prostu sobie ją wziął! -
traktuje to jak dowcip, a moja krew zaczyna się burzyć. Ku mojemu
zdumieniu to nie jest zwykła pogawędka "po latach".
Wracają w stronę bufetu i Harvey zamawia coś u barmana. Ten wraca
z dwoma kieliszkami wina. Przechylam do końca szklaneczkę z
nalewką i ciepło rozlewa mi się po gardle. Dziwne, bo nie czuje
alkoholu. Najwyraźniej wznoszą toast i kobieta wybucha śmiechem,
pieszczotliwym gestem poprawiając mu kołnierzyk. Harvey jest cały
czas uśmiechnięty. Co to ma być do cholery?! Pozwala, żeby ta
baba kładła na nim łapy? Ja im zaraz pokarze!
- Wik! - słyszę od
drugiej strony. Odwracam się i widzę roześmianego Grega. Ze
zdziwieniem stwierdzam, że kiedy ja obserwuje flirty mojego
mężczyzny cała sala oddała się już zabawie - Wik zatańcz ze
staruszkiem! - Greg ciągnie mnie za rękę i nie mam sposobności
odmówić. Zanim się obejrzę ciśniemy już na parkiet i Greg
bierze mnie w obroty. Dobrze, że jednak odziedziczyłam po matce
odrobinę gracji, bo ostatnie co bym tu chciała to zbłaźnić się.
Przy wyjątkowo skocznym kawałku prawie nie dotykam nogami podłogi.
Zadziwiająco się wstawiłam tą sławną nalewką i myślę, że
właśnie taka miała być jej tajna moc. Greg jest świetnym
tancerzem i muszę przyznać, że gdyby nie to, że nie wiem co
wyprawia Harvey bawiłabym się doskonale. Utwór się kończy, a
koło nas staje inny mężczyzna.
- Mark Webber - kłania
się uprzejmie - Czy można panią prosić do tańca?
Kiwam głową, bo właśnie
zrodził się w mojej głowie iście nieładny plan. Co jakby nie
zwracać uwagi na pana mecenasa? Zostawia mnie, żeby flirtować
sobie z Mirandą, więc nie będę przecież podpierała ścian.
- Tylko uważaj na nią!
- zastrzega Greg - To moja przyszła synowa!
Mark wygląda na
zdziwionego. Ja chyba też, chociaż umiem lepiej ukrywać emocje.
- Pani Wiktoria tak? -
kładzie mi rękę w pasie i zaczynamy się poruszać w rytm muzyki.
- Wystarczy Wik -
rozglądam się i widzę, że kilka par oczu zerka w naszą stronę.
Mark został wysłany na zwiady?
- Jak ci się podoba w
Springfield? - nie jest takim dobrym tancerzem jak Greg, bo muszę
się nieco wysilić, żeby dopasować się do jego kroków.
- Wspaniałe miejsce!
Muszę wciągnąć w płuca jak najwięcej świeżego powietrza
przed powrotem do Nowego Jorku.
- Tak - kiwa głową -
Mamy tu ten luksus. Harvey tak rzadko przyjeżdża, że prawie nic o
nim nie wiemy poza tym, co piszą w gazetach!
- Tak jest bardzo
zapracowany.
- Nawet nie
wiedzieliśmy, że spotyka się z kimś na poważnie.
Uśmiecham się tylko.
Nie podoba mi się ta inkwizycja skarbie... I przez mały kawałek
sekundy tańczące pary rozchylają się tak, że widzę bar.
Miranda roześmiana kładzie rękę na kolanie Harveya, a ten nie
przestaje mówić. Czuje jak coś piekącego wlewa mi się w serce i
żołądka. Nawet nie zauważył, że mnie nie ma. Chcę uciec, chcę
iść jej przyłożyć i chcę zostać na parkiecie, żeby zrobić
to samo co on zrobił.
- Też jesteś
prawniczką?
- Nie, jestem agentem
federalnym - nie chce mi się już z nim rozmawiać...
- Odbijany! - ktoś inny
ciągnie mnie za rękę i Mark znika mi z pola widzenia - Jestem
Paul i miło mi cię poznać Wiktorio!
Wesoły blondyn na oko w
moim wieku nadaje nieco szybszy rytm. Hmm...
- Mnie również -
uśmiecham się. Ten nie planuje mnie przepytywać. Chce się bawić,
więc trafił idealnie. Okręca mnie nieskończoną ilość razy i
nawet jego nieokreślone kroki wydają mi się całkiem zabawne.
Kiedy utwór zmienia się na bardzo spokojną balladę zatrzymujemy
się obydwoje roześmiani bez tchu.
- Coś na skołatane
serce - obejmuje mnie w pasie. Oj tak nie chcę...
- Mogę odzyskać moją
dziewczynę?
Nie muszę na niego
patrzeć, żeby widzieć władczą minę z jaką mnie "odbiera"
- Jesteś doskonałą
tancerką - Paul kłania się nic sobie z niego nie robiąc i całuje
mnie w dłoń - Dziękuje - oddaje moją rękę Harveyowi i w końcu
na niego patrzę. Jezu czemu się tak stęskniłam? Powinnam być
zła, wyniosła i zimna, a wpadam w jego ramiona jakby wrócił po
miesiącu.
- Kolejny talent -
mruczy. Zaczynamy się lekko kołysać. Powolutku, tak jak płynie
muzyka.
- Jak się bawisz? -
pyta.
- Dobrze, a ty?
To jest właśnie ta
niezgodność. Powinniśmy się bawić razem.
- Jeszcze nie zacząłem.
Robię minę jakbym
najwyraźniej coś źle zrozumiała i odwracam wzrok, gdzieś w
tłum. Moje oczy natychmiast napotykają Mirandę rozmawiającą z
Markiem. Uśmiecha się do mnie z wyższością, a ja wykorzystuje
jedną z moich autorskich min pt. "zginiesz dziwko".
Uśmiech spełza jej z twarzy i zostaje sama wyniosłość.
- Jesteś na mnie zła –
stwierdza Harvey podczas, kiedy przyciska mnie mocno do siebie. Mmm
właśnie tak chcę się bawić. Ale nie tak łatwo mecenasie.
- Nie... Jestem na
ciebie wściekła.
- Bo rozmawiałem z
koleżanką?
- Bo koleżanka na tobie
wisiała - mam tak obojętny ton, że aż niepokoje sama siebie.
- To tylko stara
znajoma. Czyż nie to miało na celu przyjście tutaj? Spotkanie się
z nimi? - zimny i opanowany pan mecenas przewierca mnie wzrokiem.
- Tak twoi koledzy
opowiadali mi o waszej starej znajomości - ucinam - Są bardzo
rozmowni - uśmiecham się tylko ustami.
Przesuwa rękę z mojej
talii między łopatki i przyciska mnie do siebie tak mocno, że
teraz mogę już tylko powoli ruszać nogami.
- Uwielbiam, kiedy
jesteś bez stanika.
Przygniata moje piersi
swoim ciałem. Nie mogę mu ulec. Nie teraz. Nie kiedy udowodniłam
mu winę i nie może zaprzeczyć.
- Ale dziękuję, że
założyłaś pełne majtki - dodaje takim samym tonem jak mój -
Mogłem je sobie do woli oglądać, kiedy tańczyłaś z Paulem.
O nie! Prostuje się
jeszcze bardziej jeśli to możliwe.
- Jeżeli nadal chcesz
tu zostać proponuje zawieszenie broni. Porozmawiamy w domu.
Kiwam głową i duszący
uścisk zwalnia. Dokładnie w momencie, kiedy utwór zmienia się na
zdecydowanie żywszy. Czy to nie Cliff Richard?
- Dalej masz ochotę
tańczyć?
Znowu tylko kiwam głową.
- No to bawmy się mała.
Obraca mną
niespodziewanie i ze śmiechem wpadam mu w ramiona. Okazuje się, że
jeśli Greg był dobrym tancerzem jego syn powielił tą
umiejętność. Harvey nie ma swojego miejsca na parkiecie. Cały
parkiet należy do niego i o dziwo spory tłok w ogóle mu nie
przeszkadza. Wirujemy dookoła śmiejąc się i wprost genialnie
bawiąc. Nie muszę za nim nadążać, nie muszę się do niego
dopasowywać, bo to on dostosowuje krok idealnie do muzyki i poziomu
mojego zmęczenia. Na finałową nutę odchyla mnie mocno do tyłu,
a kiedy unoszę się z powrotem do góry trafiam na gorące usta.
Pocałunek jest krótki, ale bardzo intensywny i to właśnie on
pozbawia mnie ostatecznie oddechu. Kolejny utwór jest znowu
spokojny. Spokojny i piękny. "What a wonderful world" w
wykonaniu jakiejś dziewczyny. Nie równa się z oryginałem, ale
jest taki... uroczy.
- Czy mogę panią
prosić? - słyszę za plecami i pochmurnieje.
- Nie - odpowiada za
mnie Harvey nie spuszczają ze mnie oczu. Uśmiecham się do niego w
podzięce. Tym razem nie utrzymujemy żadnej ramy. Wtulam się w
niego opierając głowę na ramieniu i leniwie kołyszemy się sami
wśród tłumów. Harvey zanurza nos w moich włosach i głaszcze
mnie po plecach. Jest magicznie. Wszystkie nieporozumienia znikają
bez śladu. W takiej chwili uświadamiam sobie ich śmieszność i
błahość. Wsłuchuje się w słowa piosenki. Tak świat jest teraz
piękny.
- Powinniśmy się już
zbierać - mówi, kiedy słodka piosenka się kończy.
- Już?
Uśmiecha się
pobłażliwie.
- Spodobały ci się
wiejskie potańcówki?
- Nie. Spodobało mi się
tańczenie z tobą.
- A pamiętasz, że
jesteś na mnie wściekła?
- Zawieszenie broni -
przypominam.
- No tak. Pójdę
powiedzieć tacie, że już się zbieramy. Poczekasz tu?
- Pójdę się
przewietrzyć - wskazuje kciukiem drzwi - Spotkamy się na zewnątrz.
Noc jest ciepła.
Miasteczko wygląda na całkowicie uśpione. Podchodzę do barierki
oddzielającej teren remizy od ulicy i opieram się o nią. Ciepły
wiatr owiewa mnie przyjemnie. Jezu, ale jestem zmęczona! Słyszę
jak drzwi otwierają się i odwracam się uśmiechnięta do Harveya.
Nie kryje zdziwienia, kiedy na jego miejscu widzę Mirandę w
towarzystwie innej kobiety.
- Kochanie już
uciekacie, a myśmy się jeszcze nie poznały - szczebiocze.
Żadna strata "kochanie".
Śmiało podchodzą do mnie. Pierwsze co mi się rzuca w oczy to
baleriny. Jak można iść na imprezę w takich butach?!
- Cześć - szczerzą
się do mnie obie - Ja jestem Miranda, a to moja przyjaciółka
Becky.
- Wiktoria - znowu moje
aktorstwo działa bez zarzutu.
- Masz piękne buty! -
odzywa się ta druga.
Owszem i dzięki nim
jesteście niższe ode mnie!
- Mieszkając w NY nie
trudno takie mieć! - zaśmiewa się Miranda.
- Te są akurat z Włoch
- odpowiadam jakby od niechcenia i moje nowe znajome nieco
pochmurnieją.
- To z Harveyem to coś
poważnego? - chyba straciła cierpliwość do gry wstępnej.
- Nie mówił ci?
- Tak. Rozmawialiśmy
chwilkę - mówi do Becky - Zaprosił mnie na drinka.
Wymieniamy sztuczne
uśmiechy.
- W sumie to ciężko
się oderwać od tego twojego chłopaka – mówi lekko.
- Mogę ci pomóc –
odpowiadam równie swobodnie.
Chwila na załapanie
aluzji i uśmiech znika. Drzwi otwierają się ponownie i tym razem
to ktoś na kogo czekam. Nawet jeśli dziwi go sytuacja nie daje po
sobie poznać.
- Przepraszam, że
przerywam damskie pogaduchy - podchodzi i nie mogę się nie
uśmiechać.
- Tak właśnie cię
obgadujemy - Miranda znowu zaczyna szczebiotać.
- No proszę - obejmuje
mnie ramieniem - Wybaczcie, że zepsuje wam zabawę, ale musimy już
iść.
- Och Harvey noc jeszcze
młoda!
Gdyby mnie nie objął na
pewno uwiesiłaby mu się na ramieniu!
- A my musimy wstać
wcześnie rano - tłumaczy - Skończyły się wakacje i wracamy do
domu.
Rozdziawia gębę i robi
minę jakby się miała rozpłakać.
- Tak szybko?!
- Wiesz jak to jest -
przytula mnie czule - Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej!
- Mieszkacie razem? -
pyta Becky.
- Tak - odpowiada bez
wahania Harvey - Prawda słonko?
Patrzymy sobie przez
chwilę w oczy. Ty przebiegły, cwany...
- Mhm - kiwam głową.
Wiedział, że nie oprę się utarcia im nosa!
- No proszę... Dosyć,
że nie dałaś nam z nim potańczyć, to jeszcze zabierasz go ze
Springfield - rozmowę kontynuuje Becky. Miranda stoi lekko
zzieleniała.
- Musicie mi to wybaczyć
- kładę mu z uśmiechem rękę na brzuchu. Mój!!
- Miło było się z
wami spotkać. Dobranoc - mówi Harvey i zwracamy się w stronę
parkingu.
- Dobranoc -
odpowiadają, ale już nie zwracamy na nie uwagi.
Kiedy otwiera przede mną
drzwi samochodu na ustach gości mu zupełnie niemądre
samozadowolenie.
- No masz się z czego
cieszyć!
Wsiada po stronie
kierowcy.
- Koniec zawieszenia?
- Koniec. Jak mogłeś
tak wykorzystać sytuacje?!
- Jak mogłaś mi na to
pozwolić? Co było tak kuszące? Chęć pokazania, że jestem twój,
czy realna wizja wspaniałego sexu na każdy początek dnia?
Zupełnie mnie tym
zamyka. Trafił w dziesiątkę w obu przypadkach. Jedyne co mi
pozostaje to założyć ręce na piersi i zrobić obrażoną minę,
co kwituje wybuchem śmiechu.
Oczywiście moje
obrażenie kończy się w momencie, kiedy upiera się, żeby mnie
rozebrać. A uparty Harvey jest jak skała. Czy będę nudna jeśli
powiem, że zanim sukienka spadła na ziemię byłam napalona jak
dzikuska? Że wziął mnie jak tylko on potrafi z równie dziką i
nie ujarzmioną żądzą. Że eksplodowałam z siłą, która nadal
mnie zaskakuje?
- Będzie fajnie mała -
szeptał mi do ucha, kiedy zasypiałam - Obiecuje.
Ja osobiście, nie mogę się doczekać ewentualnej konfrontacji z Rosalie. ;) A myślę, że taką kiedyś wystosujesz.
OdpowiedzUsuńA jak na razie do znudzenia powtarzam hasło: ŚWIETNE! Chcę więcej i mam nadzieję, że jeszcze dzisiaj coś nam wstawisz.
A żeby nie było za słodko: zwróć proszę, uwagę na formę czasownika w pierwszej osobie, żeby wszędzie, gdzie to konieczne było "ę", bo czasami przez to ja się gubię i nie wiem, gdzie mówi Vik, a gdzie osoba z nią rozmawiająca. I nie gniewaj się o czepianie się ;)
Wierna Fanka(ta druga:D)
Dzięki za uwagę i uwierz, że dostaje i tak więcej pochlebnych komentarzy niż oczekiwałam :D Jak cokolwiek jest nie tak, a już zwłaszcza jak zacznę zanudzać alarmujcie. Ja też się już nie mogę doczekać konfrontacji z Rosalie!!! Mam ją już w głowie, ale po kolei ;)
OdpowiedzUsuńJak na razie w żadnym stopniu nie zanudzasz, zaalarmuję Cię, nie bój się. ;) Nie pospieszam więc i wyczekuję z niecierpliwością...
UsuńBardzo bym chciała mieć więcej czasu na pisanie... Staram się nadgonić w weekendy i bardzo dbam, żebyście dostały chociaż ten jeden rozdział dziennie. Fajnie, że jesteście :D !!!
UsuńWiem i szanuję Twój czas, ale czasami ciekawość mnie wręcz zżera, ale to pewnie dobrze znasz. ;) A ja się cieszę, że trafiłam na Twój blog. Pisz, pisz dalej, a wszystkie będziemy zadowolone! x
OdpowiedzUsuń