piątek, 15 lutego 2013

Windy Hill Rozdział 2

Olivia

- O Jezu nie czuje stóp! - jęczy Meredith rozkładając nogi na kolanach Andy'ego.
- A ja gardła... Przegadałyśmy z Jannet pół nocy - mama popija kawę.
Tata czyta gazetę, a Andy idzie w jego ślady uważając, że tak wygląda poważniej  Pamiętam jak kiedyś na każdym kroku go obserwował i w końcu zaczął naśladować. Robi to do tej pory. Żenada! Siedzimy bez życia w jadalni i staramy się ocknąć po wczorajszej imprezie.
- A ty kochanie jesteś cała?
- Mam na stopach bąble od tych twoich butów! - skubię jajecznice bez większego apetytu.
- A możesz nam wyjaśnić co ręce Williama Hilla robiły na tobie? - Meredith szczerzy się tym swoim ciekawskim uśmieszkiem.
- No właśnie - Andy składa gazetę.
- To co wasze powinny od samego początku - prycham obrażona. Tak już pamiętam za co miałam się do nich nie odzywać.
- Faktycznie Gatterby był wczoraj wyjątkowo namolny - kręci głową mama.
- No i już nic nie przełknę - odkładam widelec, bo gardło zaciska mi się na sam dźwięk jego nazwiska.
- Miałaś swojego bohatera!
Wiem do czego dąży Meredith. Niestety nie zawstydzę się zdradzając, że facet mi się podoba, bo nie jestem aż tak naiwna.
- Owszem nawet dwóch. I zgadnij co?! Obydwoje nie byli ani moim bratem, ani ojcem!
- Ani twoim chłopakiem, który w ogóle nie raczył się pojawić - prycha Andy.
- Bo nie mógł!
- Liv dziecinko nie krzycz przy stole - tata również składa gazetę - Spisałaś się wczoraj dużo powyżej moich oczekiwań. I mam dla ciebie nagrodę.
Patrzę na niego uważnie. Coś czuję, że się nie uciesze.
- Właściwie dla was wszystkich - składa dłonie w piramidkę. Zaczyna z nami rozmawiać jak ze swoimi wyborcami! W sumie jesteśmy nimi...
- Zabieramy was na wakacje - oznajmia uroczyście mama - Za dwa tygodnie wylatujemy do Indii.
Wszyscy patrzymy na nią bez słowa.
- To ostatnia okazja zanim kampania ruszy pełną parą - dodaje ojciec - Spędzimy czternaście dni w najlepszym kurorcie w Bombaju.
- To rewelacyjnie! - Andy jako pierwszy odzyskuje głos.
- Dziękuje państwu bardzo! Spędzimy świetnie czas! - Meredith mu wtóruje.
A później wszyscy zwracają wzroki na mnie... Ech głupia ja! Znowu muszę wszystko rozwalić...
- A ja nie mogę... Ale dziękuję!
- Jak to nie możesz? - mama zbyt głośno kładzie dłoń na stole.
 - Przykro mi, ale właśnie dzisiaj zaczynam szukać pracy. Nie sądzę, żebym mogą zacząć od urlopu - patrzę na nich tak przepraszająco jak potrafię.
- Pracę - tata prycha wściekle i na powrót rozkłada gazetę.
- Jezu Liv jesteś beznadziejna! - Andy kręci głową - Kiedy zaczniesz studia na dziennikarstwie nie będziesz miała chwili na leżenie. A już zwłaszcza w Bombaju.
- Ale ja wcale nie mam ochoty leżeć!
Kilka pogardliwych prychnięć rozlega się jednocześnie. Dziękuję za posiłek i wstaje od stołu. Idę szybko do swojego pokoju zanim zobaczą jaka jestem zła! Znowu niesforna Liv wszystko schrzaniła. A przecież tak bardzo chcieliśmy ją wyróżnić wakacjami z całą rodziną!! Cóż za wspaniałomyślność! To oni są dziecinni nie ja! Kładę się na łóżko rozrzucając ręce na boki. Właśnie taki mam plan na wakacje! Chcę znaleźć pracę i zająć się czymś pożytecznym, a nie wylegiwać na słonecznej plaży. Mam wrażenie, że wylegiwałam się cały czas do tej pory i już nie chcę. Chcę się w końcu zmęczyć i czuć się potrzebna, wartościowa. "Co ręce Williama Hilla robiły na tobie?" Och kocham ją, ale potrafi być suką, bez szczególnych wysiłków. Ręce Williama Hilla broniły mnie przed dużo obrzydliwszymi rękoma. Nie ukrywam, że były to bardzo silne i bardzo fajne ręce, ale co z tego? Nie będę również ukrywała, że podoba mi się, bo po pierwsze po co? A po drugie myślę, że nie tylko mnie! Zresztą... Wstaje z łóżka, zrzucam z siebie szlafrok i idę do łazienki. Tam pozbywam się piżamy i staje przed lustrem. Zresztą jakie miałabym szanse? Widziałam jak rozmawiał wczoraj z tą Sonią, czy Sarą... Jej suknia nie wisiała jak worek! Wypełniała ją jak należy, tam gdzie należy. Moje wąskie biodra (a w zasadzie ich kompletny brak) i małe piersi chyba nie są szczególnie kuszące! Nikt nie wie o moich kompleksach, ale kiepsko u mnie z poczuciem atrakcyjności. Ale jest tego plus! Mogę nosić dowolnie duże dekolty, bo i tak nic nie widać! Wchodzę pod prysznic i odkręcam wodę.

Pierwsze spotkanie mam za dwie godziny w wydawnictwie Prospect na Brooklynie  Jeśli wyjdę za jakieś pół godziny nie spóźnię się. Codzienne dojeżdżanie do pracy może być męczące, ale mogę przecież zatrzymywać się u Roba! Mieszka bliżej centrum! Muszę z nim porozmawiać na ten temat, a puki co elegancko, czy bardziej "miejsko"? Nie wiem jak powinnam się ubrać!!

Punktualnie piętnaście minut przed trzecią moje mini zajmuje miejsce parkingowe przed niewielkim wydawnictwem. Jeszcze nie wiem czym mogłabym się zajmować, ale po rozmowie z tatą przed wyjściem jestem gotowa sprzątać, lub czyścić buty! Negocjował ze mną Indie i stanęło na tym, że jeśli w ciągu tygodnia nie znajdę pracy lecę z nimi. Otwieram szklane drzwi i wchodzę do środka. Postanowiłam jednak nie przesadzać z ubiorem. To młoda, prężna firma, której właściciel ledwo przekroczył trzydziestkę, więc założyłam czarne jeansy i białą bluzkę. Elegancko, ale nie sztywno!
- Dzień dobry - podchodzę do recepcji. Dziewczyna niewiele starsza ode mnie podnosi wzrok znad komputera i uśmiecha się wesoło.
- W czym mogę pomóc?
- Nazywam się Olivia Shelly. Byłam umówiona na spotkanie w sprawie pracy.
Sprawdza w kalendarzu i kiwa głową.
- Proszę jechać na trzecie piętro i korytarzem do końca.
Kiwam głową i ruszam do windy. Zaczynam się troszkę stresować. To absolutnie moje pierwsze doświadczenie na tym polu. Jeszcze nigdy nie pracowałam zarobkowo! Czytałam bardzo dużo o rozmowach kwalifikacyjnych i nawet nauczyłam się na pamięć odpowiedzi na często zadawane pytania, ale jakoś nie szczególnie mnie to uspokaja. Drzwi się rozsuwają i widzę dłuuugi pomalowany na szaro korytarz. Idę jak mi mówiono do samego końca i pukam do ostatnich drzwi.
- Proszę! - słyszę męski głos.
Nabieram po raz ostatni powietrza i naciskam klamkę.
- Dzień dobry nazywam się Olivia Shelly i byłam umówiona na spotkanie w sprawie pracy - recytuje na samym wejściu. Pokój nie jest zbyt wielki i zbyt umeblowany... Jest tu biurko i mała szafka pod ścianą. To wszystko... Za biurkiem siedzi mężczyzna o blond włosach i zdaje się błękitnych oczach.
- Witam panno Shelly - uśmiecha się promiennie - Zapraszam - gestem wskazuje krzesło po drugiej stronie. Nie wstaje, żeby się ze mną przywitać, nie przedstawia się... No cóż mam lepszy start od niego... - Olivia Shelly... - mruczy klikając coś w komputerze - Jak się miewa tata?
- Całkiem nieźle dziękuję... I chciałabym, żebyśmy na czas tej rozmowy zapomnieli o nim - dodaje od razu.
Blondyn kiwa głową i unosi brew z uznaniem.
- Jasna sprawa... Mam!... - splata palce i przenosi wzrok na mnie - Świetne wyniki końcowych egzaminów!
- Dziękuję.
- Jako kto widzisz się w naszej firmie?
To najgorsze pytanie z możliwych!
- W zasadzie mam bystry wzrok, jeśli chodzi o gramatykę. Mogę pracować nad korektą. Mój gust literacki również jest niczego sobie, więc nie widzę problemów w segregacji ciekawszych materiałów. Umiem też pisać dobre recenzje i streszczenia.
Zadaje mi pytanie za pytaniem, a ja coraz mniej zdenerwowana i coraz bardziej znużona odpowiadam na wszystkie. Chociaż jest miły i zabawny lubię konkrety, a on za moment zapyta o rozmiar mojego buta!
- A czy ty masz do mnie jakieś pytania? - chyba kończy, bo opiera się wygodnie o fotel.
Hmm. Zastanówmy się chwilę... Chcę stąd uciec, ale chcę też dostać tą pracę... I sam fakt, że myślę na ten temat świadczy, że nie jestem taka dorosła, za jaką bym chciała uchodzić.
- W zasadzie to jedno... - unoszę niepewnie wzrok.
- Słucham cię - znowu się pochyla do przodu.
- Czy ta nowa książka Juice jest naprawdę takim hitem, czy to tylko taka kampania marketingowa, bo nie mogę się doczekać i jeśli się okaże nic nie warta to wpadnę w ciężką depresję!
Patrzy na mnie chwilę z uniesionymi brwiami.
- Dobrze się orientujesz w naszej ofercie! Powiem ci, jeśli i ty mi odpowiesz na jedno pytanie - uśmiecha się podstępnie.
- Po to tu jestem - rozkładam dłonie.
- Dlaczego twój tata jest tematem tabu?
Wywracam oczami i uśmiecham się rozbawiona.
- Bo jestem sobą i nie chcę, żeby ktokolwiek patrzał na mnie przez jego pryzmat.
- Nie zgadzasz się z jego poglądami?
- A czy to ma jakiś wpływ na rozmowę?
- Powiedzmy, że oficjalną rozmowę zakończyliśmy pół godziny temu - przechyla głowę i wygląda zabawnie.
Zakłada ręce na piersi i wydymam wargę na znak oburzenia.
- Owszem poglądy mojego ojca w stu procentach pokrywają się z moimi własnymi - odpowiadam pewnie.
- A Juice na prawdę jest genialna!
Uśmiechamy się do siebie obydwoje usatysfakcjonowani odpowiedzią.
- Jestem Ben - wstaje i podaje mi rękę.
- Ben Morrison?? - podrywam się na równe nogi i ujmuje jego dłoń. To... To redaktor naczelny!
- Przepraszam, że nie przedstawiłem się od razu, ale nie chciałem cię stresować - uroczy uśmiech.
- Żartujesz?! Zadałabym więcej pytań!
- W takim razie... Zastanowię się, gdzie cię ulokować na początek i umówimy się na "więcej pytań".
Prawie podskakuje na te słowa. Udało mi się?!!!
- Zadzwonię do ciebie przed końcem tygodnia.
- Strasznie ci dziękuję Ben!
- Proszę cię z takimi kwalifikacjami na dzień dobry dostaniesz przynajmniej korektę!
- Dzięki! - zanim się zastanowię rzucam mu się na szyję - O kurcze przepraszam... - odsuwam się szybko zażenowana
- No coś ty! To było przemiłe!

Co za wspaniały dzień! Już się nie mogę doczekać aż powiem o wszystkim. A najbardziej Andy'emu, bo to on się śmiał najgłośniej! Trzeba troszkę zaszaleć! Wyciągam telefon.
- Sami przyjeżdżaj! Robimy imprezę!

William

Nareszcie chwila wytchnienia. Cały dzień nie miałem na nic czasu i mimo, że był to dobry dzień ciszę się, że już się kończy. Podpisałem ciekawą umowę, wziąłem udział w bardzo przyszłościowej konferencji na temat ulepszeń systemowych w mniejszych komórkach telewizyjnych i ostatecznie przełożyłem obiad z Luckiem, który musiałem zjeść z burmistrzem. Trudno, musi poczekać. Teraz mam chwilę tylko i wyłącznie dla siebie i nie zamierzam z niej rezygnować.
- Panie Hill - bramkarz wpuszcza mnie bez kolejki i wchodzę do ciemnego klubu. Mijam pierwszy zastęp roznegliżowanych kobiet, który mnie w ogóle nie interesuje i ruszam w głąb do prywatnej sali.
- Benny - klepię kumpla po ramieniu i siadam obok na kanapie.
- Jakim cudem przyszedłeś bez żadnych przeszkód? - kiwa na kelnera.
- Alex wraca dopiero jutro. Ma przełożony lot.
- Strasznie ci współczuje - kręci głową zachowując szczątkowe resztki powagi.
Kelner kładzie przed nami na stoliku karafkę Brendy i dwie szklanki. Napełniam je i nie czekając na Bena wychlam swoją do dna.
- Zły dzień?
- Ciężki - opadam na oparcie i przyglądam się dziewczynom przy barze. Ustawione jak na wyborach miss tylko czekają na nasz gest.
- A ja miałem dzisiaj bardzo interesujące spotkanie.
Poznaje ten uśmiech... Skoro tu jesteśmy to raczej nie zaliczył...
- Olivia Shelly - mówi z satysfakcją.
- Słucham? - czuję jak każdy mięsień mi się napina.
- Brzmi znajomo?
- Skąd ją znasz? - staram się nie brzmieć tak jak się czuję.
- Będzie u mnie pracowała - jest z siebie bardzo zadowolony.
- Pracowała? - ona?
- Widocznie nie planuje korzystać z rodzinnej fortuny. Co o niej myślisz?
- Nie rozmawiałem z nią zbyt długo - wzruszam ramionami.
- Nie mówię o inteligencji! Chociaż ma ją bezsprzecznie... Rozmawiałem z nią dwa razy dłużej niż potrzebowałem i nie czerpały nam się tematy. Jest strasznie bystra i spostrzegawcza.
Dawno nie widziałem u niego takiej lubieżnej miny. Patrzę na to z nieukrywanym obrzydzeniem.
- To dziecko - mówię z odrazą.
Prycha jakbym opowiedział dowcip.
- To cholernie sexowne i wspaniale pełnoletnie dziecko!
- Jesteś coraz bardziej zboczony wiesz? - dopijam drugą porcję brandy chcąc zagłuszyć wściekłość jaka mną targa - Shelly rozniesie wydawnictwo w pył jak coś jej zrobisz!
- Daj spokój stary! Obiecuję, że źle jej nie będzie...
Zaciskam palce na szklance, żeby mu nie przyłożyć.
- A teraz pozwolisz, ale prawdopodobnie po raz ostatni skorzystam z pełniejszych kształtów - podnosi się i kiwa na Brazylijkę wystrojoną jak na karnawał. Kobieta z łakomym uśmiechem podchodzi, łapie go za rękę i ciągnie do sąsiadującego pokoju. Kiedy zostaje sam wypijam trzy kolejne kolejki jedna za drugą. Co mnie obchodzi czy dziewczyna da się zaliczyć, czy po prostu Ben dostanie po jajach i zrujnuje sobie karierę! Pojawia mi się przed oczami jej drobne ciałko przywierające do mnie ciasno. Burza loków smyrająca mnie po twarzy. Do diabła z tym wszystkim!! Odstawiam z hukiem szklankę na stół i gestem przywołuje jedną z dziewczyn. Staje przede mną w pończochach i prześwitującej koszulce. Jest najniższa i najchudsza ze wszystkich.
- Odwróć się - rzucam przez zaciśnięte zęby. Wdzięcznie wykonuje obrót i wypina w moją stronę chudy tyłek. JEJ tyłek nie jest chudy... Jest doskonały. Klepię mocno dziewczynę i prostuje się z okrzykiem.
- Do mnie!
Odwraca się w moją stronę. Wskazuje oparcie kanapy i siada na nim. Jednym ruchem zsuwam ramiączka koszulki i odsłaniam małe szpiczaste piersi. Nie podobają mi się... Jestem coraz bardziej wściekły i nie mogę tego powstrzymać. Wyciągam z wewnętrznej kieszeni plik banknotów i wsuwam jej pod pończochę. Widzę jak źrenice jej się rozszerzają. Tak właśnie patrzysz na swoją miesięczną pensje.
- Na kolana.
Wypełnia gorliwie polecenie. Jej blond włosy doprowadzają mnie do furii. Oblizuje się przejeżdżając dłońmi po moich udach. Bez wstępu rozpinam rozporek, łapę ją za szyję i przyciągam w to miejsce. Robię to niemal brutalnie z mściwą satysfakcją. Jej głębokie ruchy pozwalają mi nie myśleć jaki jest jej powód.

4 komentarze:

  1. Wybaczcie powolne tempo, ale muszę się rozkręcić ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. hehehe:D ja wybaczam;D
    tylko powiedz mi proszę, czy dasz rade jeszcze dziś napisać kolejny rozdział?:D
    pozdrowionka dla Was;D i buziak ;*
    M.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzisiaj już chyba nie :/ Zapraszam Cię jutro. Może dam radę napisać jakiś dłuższy... I wzajemnie odsyłam buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  4. Również pozdrawiam i całuję Was! :*

    Wierna.

    OdpowiedzUsuń

Znacie to uczucie kiedy jesteście powodem czyjegoś uśmiechu? Jest... Niesamowite!!