środa, 13 lutego 2013

Windy Hill Rozdział 1

 Olivia

Staram się jak najdyskretniej obserwować, czy jedzenie trafia na wszystkie stoliki. W czasie obiadu fortepian zastępują skrzypce. Jem niewiele, bo najzwyczajniej nie jestem głodna. Mężczyźni dyskutują zawzięcie po jednej stronie stołu, a kobiety po drugiej. Poza mamą i panią Carlson jest tu jeszcze Meredith - narzeczona Andy'ego. Nie biorę udziału w żadnej z rozmów, bo nie mam aż tak podzielnej uwagi. Nie chce mi się rozmawiać na tematy nowych kreacji i sadzonek, a panów ledwo słyszę wśród ogólnej wrzawy.
- Liv nic nie jesz - mówi do mnie mama.
- Jem mamo - odpowiadam i tym razem nie udaje mi się powstrzymać rumieńca, bo wszystkie spojrzenia biegną w moją stronę. Nie mam pięciu lat!! Nagle dwie zaczerwienione łapy lądują po obu stronach oparcia mojego krzesła. Przygarbiam się, a sałatka na talerzu robi się nadzwyczaj fascynująca!
- Macie tu najpiękniejsze kobiety na całym przyjęciu! - chropowaty głos rozlega się nad moją głową.
- Nie zaprzeczę Gatterby. Jak się bawisz?
- Coraz lepiej Luck!
Przechodzą mnie nieprzyjemne ciarki, które wstrząsają moimi ramionami.
- Świetna organizacja!
- To zasługa Liv!
Puszczam ojcu mordercze spojrzenie, ale szybko spuszczam wzrok. Patrzy na mnie wiceprezydent USA i potentat finansowy. Jednak chcę być małym dzieckiem i móc się teraz obrazić!
- Naprawdę? Zawsze wiedziałem, że to wyjątkowo zdolna dziewczyna - trzęsie się ze śmiechu. Co w tym śmiesznego?!
- I znowu muszę się z tobą zgodzić Edgarze - ojciec też nie przepada za nim jakoś specjalnie.
- Czy aby nie pora zacząć tańce Luck? - stary oblech tak się wydziera, że jego ślina pojawia się na stole koło mojego talerza. W tym momencie mam już gdzieś wielce szanownych gości. Teraz walczę o godność, jeśli nie życie. Wlepiam przerażone spojrzenie w Andy'ego, a ten drań jawnie się ze mnie śmieje.
- Myślę, że pora jest znakomita - odpowiada tata. Co za podły zdrajca!
- Więc pozwolę sobie jako pierwszy poprowadzić damę na parkiet.
Znowu patrzę na Andy'ego.
- Liv? - czerwona łapa zjeżdża z oparcia krzesła i dotyka mojego ramienia. Zaraz się rozpłacze! Przysięgam, że się rozbeczę i ucieknę z krzykiem.
- Przykro mi Edgarze, ale Liv obiecała ten taniec mnie - odzywa się w końcu zupełnie poważnie pan Carlson, a ja mam ochotę rzucić mu się do stóp. Podnosi się z krzesła zostawiając pół dania na talerzu i obchodzi stół wyciągając do mnie rękę.
- Co za strasznie niefortunna sytuacja... - mruczy staruch, kiedy łapę kurczowo dłoni wiceprezydenta i wstaje nawet na niego nie patrząc... Uratowana.

William

Wszyscy zachowują się tak jakbym to ja był najważniejszym gościem. Tylko Carlson zdaje się dostrzegać, że to on jest wiceprezydentem. Nie mogę niczego zarzucić organizatorowi. Kimkolwiek jest. Sądząc po miotającym się spojrzeniu Olivii nie ona to ogarnia. Wszystko przebiega gładko i nawet całkiem zajmująco. Moi towarzysze nie zamierzają mówić cały czas o polityce i wchodzą od czasu do czasu na ekonomie i rolnictwo na czym zdecydowanie lepiej się znam i nie usypiam. Obserwuje dyskretnie szatynkę siedzącą po drugiej stronie sali. Ona zerka na mnie zupełnie niedyskretnie. Tracę apetyt, dopiero kiedy podchodzi do nas Gatterby. Facet jest naprawdę wstrętny i nie dziwię się, że biedna dziewczyna w pierwszym odruchu cała się kuli. To całkiem zabawne, kiedy próbuje stać się niewidzialna, a własna rodzina wkopuje ją coraz bardziej. W końcu zrzuca wszelkie pozory i jej oczy rosną do niewyobrażalnych rozmiarów. Kiedy już mam pewność, że za chwilę wybuchnie płaczem Paul ratuje ją z opresji. Nie dziwie się, że nie chciała, żeby ten wstrętny typ położył na niej łapy. Nawet we mnie budzi się jakiś dziwny bunt na taką opcję. Suną po parkiecie zajęci rozmową i wydaje się, że świetnie się razem bawią. Olivia momentami ma minę jakby chciała zaatakować każdego, kto będzie to chciał zmienić. Zabawny z niej dzieciak. Nie mija pół godziny jak stoliki pustoszeją. Przy naszym zostajemy tylko ja i Jannet Carlson. No cóż ze względów towarzyskich nie pozostaje mi nic innego jak tylko zaprosić ją do tańca. Nie przepadam za tańcem, a już szczególnie z obcymi kobietami. Jannet wydaje się być osobą pokroju Olivii. Grzeczna, dobrze wychowana, rozpieszczona, z olbrzymim ego. Jest miła, ale poza tym nijaka. Raczej dzięki niej Carlson nie obejmie prezydentury. Ale dzięki temu tańcowi ja sam znajduje się na drugiej stronie sali. Po skończonym utworze daruje sobie odprowadzanie damy do stolika, dziękuję uprzejmie i ruszam prosto do szatynki stojącej przy bufecie z deserami i obserwującej tańczące pary.
- Też nie lubisz tańczyć?
Jej spory dekolt nie pozostawia wiele wyobraźni. Patrzy na mnie zaskoczona, ale i zadowolona.
- Nie na takich imprezach.
- A na jakich?
- Na takich, na których obserwuje mnie ta mniej znacząca część miasta.
Kiwam głową z uznaniem. Wygląda na bystrą i dowcipną.
- Lub mniej liczna znacząca część miasta - dodaje.
- Myślisz, że możemy się już na taką udać? - mam w nosie z kim przyszła. Wyjdzie ze mną. Zaczyna się śmiać zaskoczona.
- Jestem Sarah. Spotkajmy się za godzinę przy wyjściu.
Odwracam się nie komentując niczego. Na drugim krańcu stołu stoi Luck i wykłada coś Olivii. Chętnie posłucham jak panna doskonała dostaje reprymendę! Podchodzę powoli i od razu mnie zauważają.
- Dlatego będę potrzebował jeszcze kilku minut na ułożenie tego... - nie przerywa strasznie zaaferowany Luck.
- Myślę, że da się to jakoś załatwić... - dziewczyna wydyma dolną wargę.
- Naprawdę zrobisz to?
- Jasne. Zatrzymam go chwilę - wzrusza ramionami.
- Jesteś skarbem - przyciska ją szybko i całuje w czoło - Idę.
Rusza prawie biegiem przez salę, a Olivia uśmiecha się do mnie uprzejmie.
- Kryzys zażegnany.
- Lubisz się zajmować urządzaniem przyjęć?
Zastanawia się chwilę wzdychając.
- Chyba po prostu lubię się angażować. Nieważne do czego, lubię coś robić.
- A co będziesz studiowała? - zatrzymuje się w bezpiecznej odległości.
- Dziennikarstwo - od razu cała ożywa.
- Chcesz być dziennikarką? Będziesz za mną biegała z aparatem?
Wywraca oczami i wygląda przy tym komicznie.
- Nie paparazzi! Taką prawdziwą! Będę jeździła po świecie i robiła wywiady z dzikimi plemionami, politykami, żołnierzami na froncie...
- Spora rozbieżność... - dziecinne mrzonki - Kiedyś chciałem być żołnierzem...
Nie wiem po co jej to mówię, w ogóle po co wchodzę z nią w dyskusje?
- I dlaczego zmienił pan zdanie? - wygląda na bardzo zaciekawioną.
- Zarobiłem pierwszy milion - wzruszam ramionami - Czy to pani wystarczy, pani redaktor?
- Oczywiście, że nie - słodki uśmiech - Gdybym przeprowadzała wywiad, musiałabym zapytać dlaczego zamienił pan marzenia na pieniądze?
- Bo są wygodniejsze, bezpieczniejsze, poza tym mój brat w końcu poszedł do armii, więc ktoś musi przedłużyć ród, jak jego ustrzelą... Tak bym odpowiedział.
- Brutalnie.
- Realnie.
- W takim razie rzeczywistość jest brutalna.
- Jak cholera Olivio. Jeszcze się przekonasz rozmawiając z wodzami dzikich plemion...
- Na przykład naszym prezydentem? - unosi brew patrząc na tłum jak wcześniej Sarah.
- Trafne spostrzeżenie - ma coś magnetycznego w sobie. Coś co nie pozwala odwrócić wzroku.
Robię jednak i to co widzę wcale mi się nie podoba. Lekko chwiejnym krokiem zbliża się do nas Gatterby. Próbuje ją zajść tak, żeby go nie widziała i udaje mu się. Łapie ją od tyłu w talii z obrzydliwym uśmiechem na spoconej twarzy. Dziewczyna z piskiem odskakuje wpadając prosto na mnie.
- Mnie się boisz Liv? - rechocze zadowolony z siebie. Olivia nieświadomie łapie za mój rękaw przysuwając się jeszcze bliżej - Przyszedłem grzecznie zaprosić do tańca. Trzeba na ciebie dłuuugo czekać - puszcza do mnie oko. Wyciąga rękę i łapie ją za dłoń. Olivia ze wstrętem strzepuje ją z siebie.
- Przykro mi Edgarze, ale Olivia nie zatańczy z tobą - nie mogę się powstrzymać przed osłonięciem jej ramieniem. Na mój dotyk również drga, ale nie odsuwa się.
- A to dlaczego? - uśmiech spełza z czerwonej gęby.
- Ponieważ sobie tego nie życzy.
- Ale skoro nikt jej nie towarzyszy nie widzę przeszkód przed tym, żeby zatańczyła ze mną! - rozkłada ramiona jakby chciał ją objąć, ale nie rusza się z miejsca.
- Jestem aż tak mało widoczny, że nazywasz mnie nikim? - patrzy na mnie oniemiały - Panna Shelly towarzyszy dzisiaj mnie i nie ma ochoty z tobą tańczyć.
- A to w porządku - kłania się zachowując zupełnie absurdalnie - To w takim razie nie przeszkadzam.
Kiedy odchodzi z głupim uśmieszkiem puszczam jej ramie, a ona z wielkim rumieńcem podnosi na mnie wzrok.
- Dzięki - ledwo porusza ustami - To było naprawdę niezłe.
- Nie ma sprawy - nie mogę się nie roześmiać - Jakbyś miała jeszcze jakiś niechcianych adoratorów jestem gdzieś tutaj.
Ruszam do stolika i nie wiem, czy się śmiać z mojej bohaterskiej postawy, czy wściekać na głupotę. Przecież by jej nie zgwałcił na środku sali! Ale tym sposobem zostałem porządnym i wyjątkowo znudzonym obywatelem. Żegnaj Sarah. Muszę tu zostać do końca!  

4 komentarze:

  1. Hej! Jeśli jesteście ciekawe zdania naszego Alfy zapraszam na rozdział 13 Softly ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nasz drogi Pierwszy Facet na blogu pokusił się o uwagi. ;) Hm.. Ale podoba mu się.
    Powiem szczerze, że ja też na początku zwracałam uwagę na te Twoje literówki, kilka błędów ortograficznych czy kochane "ę" na końcu, ale teraz już zrozumiałam Twój tok myślenia i teraz już mi to nie przeszkadza. Moje myśli pędzą tylko i wyłącznie w stronę fabuły, a nie tam jakiś błędów. Dlatego też ja nie kuszę się nawet na próby wytykania Ci błędów. Tak ku woli wyjaśnienia, bo ja też potrafię być szczegółowa. :D

    A tak w ogóle, to pozdrawiam serdecznie, Nikki, M., Pierwszy Facecie:D, gdyż dzisiaj się jeszcze nie odzywałam! :)) NEW rozkręca się powoli, a ja na razie mam problem z postaciami, kto jest kim, itp., ale to normalne(chyba!). No i czekam, czekam. I wiem, że sobie jeszcze poczekam. Haha :P

    Uśmiechnięta Wierna Fanka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, to chyba normalne, bo ja na chwilę obecną mam wszystkich wypisanych na kartce :) Tak płynnie pamiętam tylko Willa i Liv! Co do wytykania błędów, nie powstrzymuj się tak bardzo! Jak musisz to wal ;)
    No i czekajcie, czekajcie, bo jeszcze nie mam rozdziału :(
    Zawstydzona
    Nikki...

    OdpowiedzUsuń
  4. Może kiedyś... Ale poprawiłaś się bardzo. Jak czytałam kilka(naście?) dni temu Softly od nowa, to tam było dużo więcej błędów, tych najpoważniejszych-ortograficznych, niż jest teraz. Więc widać, że robisz postępy! :))
    Dziś mamy Walentynki, więc wybaczam! <3

    Wierna Fanka.

    OdpowiedzUsuń

Znacie to uczucie kiedy jesteście powodem czyjegoś uśmiechu? Jest... Niesamowite!!