sobota, 1 czerwca 2013

Windy Hill Rozdział 49

Obserwowała od dobrych trzydziestu minut jego zamknięte oczy, spokojny oddech, rytmicznie unoszącą się klatkę piersiową i minimalne ruchy. Mogłaby tak patrzeć i patrzeć do wieczora. Nie wątpiła, że gdyby go nie obudziła mógłby tak spać do tego wieczora! Zaciągnięte zasłony dawały półmrok, a goście ulokowani w innej części domu i nie tworzyli hałasu. Zresztą Sami wróciła z Hugo do domu już wczoraj, a Francesca i Walt i tak zachowywali się cicho i spokojnie.
Przypominała sobie swoje pierwsze reakcje na pierwszego mężczyznę w jej życiu. Jak się później okazało pierwszego i ostatniego zarazem. Nie chłopca z jakimi do tej pory miała do czynienia, ale mężczyznę, prawdziwego faceta. Śmiać jej się chciało na wspomnienie jak oburzona była tym, że nie jest gładziutko ogolony i równiuteńko przystrzyżony. Denerwowało ją, że ma taką swobodę bycia i nieskrępowanie patrzy jej w oczy w pewien bezwstydny sposób. Zachłannie. Drażniło ją, że nie może się wykazać tym samym, bo albo gapiła się na niego jak ciele, albo uciekała wzrokiem gdzie pieprz rośnie. Nie miała pojęcia co to oznacza, nie potrafiła nazwać tego co się z nią dzieje i dlatego czuła się taka skonsternowana. Nie rozumiała, że pragnie po raz pierwszy w życiu. Nigdy nie dotykały ją takie emocje przy perfekcyjnym, wystylizowanym Robim z którym podobno tworzyła taką doskonałą parę. Gdyby wtedy, przy tym obiedzie po którym zaproponował jej pracę pomyślała, że w ciągu dwóch kolejnych miesięcy zacznie uprawiać z nim tak zniewalający sex, odepchnie ją ojciec, matka nazwie dziwką, poznęcają się nad nią islamscy terroryści i zamieszka z tym budzącym grozę i nieznane emocje olbrzymem, który zrezygnuje z pięknej kobiety, bo się w niej zakocha istniała szansa, że umarłaby ze śmiechu. Dwa miesiące! Ale to wszystko się stało i teraz leżała na boku z podpartą głową i podziwiała jego profil. Wysokie czoło, prosty nos, piękne usta, które tak słodko całowały, poranny zarost. Jej William, którego pragnęła za wszelką cenę ta... dziwka. Sam ją tak nazwał! Rzeczywiście wyglądał wczoraj jakby miał wszystkiego dosyć i jakby jedyne czego pragnął to chwila samotności. Nie mogła pozwolić, żeby potrzebował od niej odpocząć! To ona miała być jego odpoczynkiem i wytchnieniem! Powiedział jej dobitnie, że jeśli mu nie zaufa nic z tego nie będzie, więc postawiła wszystko na jedną kartę i zaryzykowała. Bo i czemu nie? Był z nią szczery nawet jak wiedział, że się wścieknie mówił jej o wszystkim i rzeczywiście skłamał tylko mówiąc, że jej nie chce podczas, kiedy w rzeczywistości ją kochał. No dobra trochę wyidealizowała, ale ma mocne postanowienie, że kiedyś zapomni, że poszedł do łóżka z Alex właściwie będąc z nią. Kilkakrotnie... Zapewne z niemałą ochotą... Nie!! To był tylko seks i nic więcej! Tylko zaspokojenie się bez żadnych dodatkowych uczuć. Nie pojmowała tego, ale nie może o tym myśleć, bo znowu ma mu ochotę przyłożyć. Poruszył się wyciągając ręce spod kołdry i jedną podłożył pod głowę. Spał w samych spodniach, więc miała niczym nie zmącony widok na jego wielkie mięśnie, które od teraz będą trzymały tylko ją i na apetycznie owłosiony tors. Mmm. Bardzo apetycznie. Przysunęła się i pocałowała go dokładnie w miejsce gdzie znajdowało się serce. Jednak zanim się podniosła potężna ręka spadła na jej ramiona przygważdżając ją do reszty ciała.
- Czemu nie śpisz? - mruknął.
- Już prawie dziesiąta - wtuliła twarz we włoski.
- No... To czemu już nie śpisz?
Uśmiechnęła się. Niemożliwy śpioch z niego. Przez cały tydzień potrafił wstawać bez marudzenia skoro świt, ale kiedy przychodził weekend przełączał się jakby na inny tryb i nie było takiej siły, która by go podniosła z łóżka przed południem. Leżała taka przygnieciona, niezdolna do ruchu. Ale też nie chciała się ruszać. Dobrze jej było pod jego silnym, ciężkim ramieniem. Westchnęła, kiedy zaczął ją głaskać po plecach.
- Czemu już nie śpisz? - tym razem ona zapytała.
- Szkoda czasu - odpowiedział.
Więc też zaczęła go głaskać i pieścić jego skórę. Tyle, że jej rączka zjeżdżała coraz niżej i niżej. Paluszki zaplątały się przez chwilę we włoski pod pępkiem trzymając go w niepewności aż w końcu pokonały przeszkodę z gumki spodni i wjechały pod nie.  
- Mmm - mruknęła reagując na to co tam zastała.

Francesca pomogła jej się uczesać i teraz siedziała w szlafroku na brzegu łóżka patrząc z podziwem na suknie rozłożoną na pościeli. Miała wszystko co chciała, więc co ją tak stresowało?! Dlaczego tak bardzo denerwowała się przed spotkaniem z rodzicami? Musiała się pospieszyć, bo za pół godziny wychodzili, ale najchętniej zostałaby w łóżku, w piżamie. Będą musieli na nią zareagować, nie będą mogli jej unikać... I właśnie cały szkopuł polegał na tym jak zareagują. Jeżeli odepchną lub skrytykują raz jeszcze trudno... William w zupełności jej wystarczy do szczęśliwego życia. Będzie to znaczyło, że nie zasługują na... na co właściwie? Na jej miłość? Mieli ją już i to dozgonnie cokolwiek by nie zrobili. Na pewno nie zasługiwali na jej smutek i go nie zobaczą. Idzie tam dla brata, a nie dla nich i to jego dzień. Nie będą rozwiązywać żadnych problemów na jego ślubie! Zdecydowanie podniosła się na nodze, która bolała ją dzisiaj wyjątkowo dokuczliwie i zrzuciła z siebie szlafrok. Będzie co ma być...

To był ten moment. W końcu zrobiło się cicho, kiedy nikt nie chodził w tą i z powrotem i nikt się nie odzywał. Mógł się zrelaksować w swoim fotelu popijając swoje whisky i nikt mu tego nie zakłócał. Kobiety się szykowały na górze, a ojciec czytał na kanapie gazetę, a że raczej niewiele ze sobą rozmawiali mógł liczyć na pełen komfort spokoju. Co za podła lisica z tej Alex... Dał się podejść jak gówniarz na trik przerabiany we wszystkich telenowelach. Na co liczyła? Że Livi go rzuci, a on przyjdzie do niej po pociechę? Marnie się ceni... Jej mina, kiedy ją odepchnął była bezcenna!

- Dotknij mnie. Proszę... Ostatni raz - ocierała się o niego w zmysłowy sposób. William uniósł dłonie i położył jej w pasie. Jęknęła całując go w policzek - Widzisz jak przyjemnie? - wysunęła język i musiała się mocno zachłysnąć powietrzem kiedy stanowczo odsunął ją od siebie.
- Proszę cię, jeśli nie szanujesz mnie szanuj chociaż siebie - zaśmiał się wygładzając klapy marynarki, i ruszył do drzwi.
- Powiedz mi tylko w takim razie w jakiej dziedzinie życia ta mała, zakłamana i pyskata zdzira jest lepsza ode mnie! - krzyknęła za nim. Zahamował gwałtownie. Dosyć! O ile mogła mówić co jej się podobało na jego temat teraz wkroczyła na bardzo niebezpieczną ścieżkę.
- Z tego co zdążyłam zauważyć cieszą cię troszkę większe rozmiary! Właściwie jakiekolwiek rozmiary, nie deski! - niepomna tego co robi kontynuowała - Ile czasu minie zanim każesz jej zamknąć przemądrzałą jadaczkę? Ile czasu minie aż znudzą ci się jej dziecięce wybryki? No fakt! Jest z tym wygodniejsza, że zawsze stoi na wysokości zadania! Nie musi klękać!
William odwrócił się w jej stronę i w momencie zapanowała cisza. Alex przeraziła się wściekłością wymalowaną na jego twarzy. Zrobił kilka kroków w jej stronę, a ona zaczęła się wycofywać aż dotknęła plecami ściany.
- Może powinienem ją przysłać do ciebie na nauki? - wycedził z zaciśniętą szczęką - Pokarzesz jej jak się głupkowato śmiać i szydzić, kiedy się nie ma pojęcia o temacie na jaki się toczy rozmowa... Albo pokarzesz jej jak się puszczać, kiedy inaczej nie można osiągnąć celu - jego oczy były czarne jak noc - Rzeczywiście nie jest tak wspaniale obdarzona jak ty. Może dasz jej namiary na swojego chirurga?
Wypielęgnowana dłoń z takim hukiem zatrzymała się na jego policzku, że aż zadzwoniło mu w uszach. Nie drgnął ani na milimetr.
- Jeśli jeszcze raz to zrobisz oddam ci - powiedział ze złowieszczym spokojem - A jeśli jeszcze raz ubliżysz Olivii przestaniesz być bohaterką. Wszyscy się dowiedzą jak odważnie wepchnęłaś ją w ręce terrorystów i jak walecznie schowałaś się za plecami CIA. Spróbuj pisnąć na jej temat słówko, a możesz pakować walizki i wracać do Teksasu wypasać krowy. I nie pokazuj mi się więcej na oczy.
Odwrócił się i wyszedł nie zamykając za sobą drzwi.

- I jak?
Drgnął kiedy matka stanęła przed nimi. Ciemno bordowa suknia godna królowej była tylko dodatkiem na szczupłej wyprostowanej i pięknej kobiecie.
- Doskonale mamo - wstał i ucałował ją w policzek.
- Kochanie nie wiem jak to robisz ale znowu przebijesz wszystkie młode dziewczyny - Walter z uśmiechem przyglądał jej się z kanapy.
Francesca rzeczywiście wyglądała bardzo młodzieńczo z uśmiechem w oczach okolonych pojedynczymi zmarszczkami. Nigdy nie farbowała ciemnych włosów, które teraz przyprószone siwizną dodawały jej tym większego uroku.
- Dziękuję - dygnęła lekko i z gracją - Idąc u boku takich przystojniaków muszę się odpowiednio prezentować. Poza tym... przynajmniej dwie młode dziewczyny będą wyglądały lepiej niż ja.
William spojrzał na zegarek na nadgarstku, a późnej na schody.
- Nie spieszymy się aż tak... - matka złapała go pod ramie i zaprowadziła do barku. Nalał jej lampkę słodkiego wina, a sobie uzupełnił whisky.
- Obawiam się, że jakimś zrządzeniem losu i tak będziemy na ostatnią chwilę.
- Denerwuje się. To oczywiste i normalne.
- Potrafi to świetnie kamuflować, ale jest przerażona moim starciem z Lucasem. Nie wiem jak sobie poradzi jak ją znowu odepchną.
- Myślę, że póki ma ciebie poradzi sobie bez większych problemów. Tak jak radziła sobie do tej pory.
- Muszę przyznać, że zaskoczyła mnie swoim czwartkowym nastrojem.
- Dużo z nami rozmawiała przez cały dzień.
- Tak?
- Mhm. Najpierw ze mną, a później Hugo wyciągnął ją na spacer. Siedzieli na tym spróchniałym pniu chyba z dwie godziny i o czymś dyskutowali, a jak wrócili cała w skowronkach zaczęła okupować kuchnie.
- Mnie powiedziała, że spędziła czas z Hugo i Samiją.
- Sami im nie przeszkadzała jakby wiedziała o czym rozmawiają.
- Ciekawe...
Na górze rozbrzmiał śmiech, a chwilę później Olivia z telefonem przy uchu pojawiła się na szczycie schodów.
- Mhm. Tam po lewej masz taki stojak... No!
William popatrzał na jej drobną postać ostrożnie stąpającą po schodach. Obcasy i kontuzja kolana nie ułatwiały jej poruszania się mimo to stąpała lekko i delikatnie z wdziękiem baletnicy.
- I musisz je mocno dopchnąć... Może zawiać i tragedia gotowa - znowu się zaśmiała.
Francesca delikatnie się wycofała i z uśmiechem obserwowała jak jej syn po omacku odstawia szklaneczkę i nie odrywając zachwyconych oczu od Liv powoli idzie w stronę schodów.
Suknia była absolutnie doskonała w swojej prostocie. Właściwie wyglądała jakby jeden duży kawałek zielonego materiału o bardzo przyjemnym odcieniu przerzucono przez lewą stronę ciała i zszyto pod prawą ręką. Był mocno opięty i drapowany w taki sposób, żeby się nigdzie niepotrzebnie nie marszczył. Dopiero po przyjrzeniu się rzucał się w oczy cały kunszt skomponowania go z drugą złotą tkaniną cieniusieńką jak pajęczyna. Właściwie cała prawa strona jej ciała była odsłonięta. Dekolt po skosie, ręka i noga w głębokim rozcięciu. Ale tylko z bliska było widać, że wszystkie braki zielonego uzupełnia złoty, który nadaje jej skórze piękny odcień i... tuszuje absolutnie wszystkie urazy. Francesca zrobiła jej bardzo pasującą do tego fryzurę. Zebrała całe włosy z przodu i upięła je wysoko z tyłu pozostawiając pojedyncze pasemka, a resztę zostawiła naturalnie pokręconą i luźno puszczoną. Dla zatuszowania spinek wsunęła w nie białą różyczkę. Szafiry od rodziców, które dostała na urodziny dopełniały całości połyskując w uszach przy każdym ruchu. Poszalała z makijażem malując się "na Kleopatrę". Jej twarz nabrała dorosłości, elegancji, wytworności i tajemniczości.
William nie mógł oderwać od niej wzroku. Wyglądała jak piękny, wiotki kwiat rozkwitający pod jego spojrzeniem. Rozłączyła się i uśmiechnęła do niego promiennie.
- Cześć kapitanie - zatrzymała się dwa stopnie przed końcem schodów. Była minimalnie wyższa od niego.
- Cześć olśniewająca nieznajoma. Widziałaś może gdzieś tam moją Livi? - kiwnął głową na górę.
Roześmiała się perliście obejmując go mocno. Owiał go zmysłowy, lekko słodkawy ale świeży zapach.
- Mmm - mruknął przesuwając palcami po śliskim, zielonym jedwabiu - Coraz bardziej mi się podoba.
- Mnie też się podoba to co widzę - odparła - Jak tylko wrócimy zedrę to z ciebie - szepnęła mu prawie bezdźwięcznie na ucho. Wiedział, że spodoba jej się czarny smoking z połyskującymi klapami, śnieżno biała koszula i mucha - A teraz mnie postaw muszę coś sprawdzić.
Spełnił jej życzenie stawiając ją delikatnie na podłodze. Wyprostowała się przysuwając do niego. W kaskaderskich szpilkach sięgała mu tylko do brody.
- Hmm... - wzdycha niezadowolona - W wyższych nie dam rady zrobić kroku!
Wszyscy się roześmiali, a ona razem z nimi.
- Chcesz mnie przerosnąć?
- Przepraszam - Walter podszedł do nich przerywając rozmowę - Bardzo przepraszam olśniewająca nieznajoma, ale syn na kogoś czeka. Mogę pani towarzyszyć...
- Przed chwilą to ja byłam najpiękniejsza! - wzburzyła się Francesca.
Zaczęli się żartobliwie sprzeczać, a Olivia rumieniła się od wszystkich miłych słów wypowiadanych pod jej adresem i gorącego spojrzenia Williama.
- Gotowa?
Dopiero wtedy nabrała mocniej powietrza i spoważniała.
- Tak - zdecydowanie pokiwała głową.
Ujął jej dłoń całując w te ukochane kruche jak zapałeczki paluszki i wsunął sobie je pod ramię.

- Pęknę z dumy jak tam ze mną wejdziesz - powiedział, kiedy samochód się zatrzymał.
- No ja mam nadzieję... - uśmiechnęła się. William pogłaskał ją po policzku i wysiadł. Na zewnątrz tłoczyło się sporo osób, byli oczywiście również wybrani reporterzy, którzy mieli nie rzucając się za bardzo w oczy przeprowadzić relację z samej ceremonii i zniknąć zaraz po niej. W końcu gośćmi honorowymi na ślubie syna przewodniczącego kongresu byli Paul Carlson z rodziną, burmistrz Edgar Gatterby z małżonką i kilku członków kongresu. Sama Olivia stanowiła bardzo interesujący media smaczek. Czy przyjdzie z Hill'em? Jaki jest do tego stosunek jej najbliższych? I jak się ostatecznie mają ofiary uprowadzenia kilka dni po zajściu.
William otworzył jej drzwi i podał rękę. Wysiadła prosto w jego przesycony podziwem uśmiech i mimo łapiącego ją coraz mocniej stresu również się uśmiechnęła. Błysnęły flesze, ucichły na chwilę dyskusje, a oni niczym nie zrażeni trzymając się za ręce dumnie wyprostowani i piękni ruszyli do środka. W holu od razu zatrzymali ich Hugo z Sami.
- Wow kim jesteś?!! - Hugo patrzał na nią niemal nieprzyzwoicie błyskając swoim chłopięcym uśmiechem.
- Cześć - Sami nieco sztywno cmoknęła ją w policzek i tylko kiwnęła do Williama. Czyżby jednak zaczęła się robić zazdrosna? - Czekaliśmy na was. Idziemy?
- Mhm.
Poczekali chwilkę aż dołączą do nich Francesca z Walterem i poszli do ogrodu.
Liv nie mówiła zbyt wiele i coraz bardziej ściskała trzymającą ją dłoń. Wyszli na przepięknie białe patio i ciągnący się za nim ogród. Przyjęcie miało się toczyć właśnie tutaj, ale ceremonia odbywała się wgłębi przy zatoce. Praktycznie przez nikogo nie zatrzymywani dotarli do alejki pomiędzy rzędami krzeseł zakończonej wręcz bajkową altaną ozdobioną polnymi kwiatami we wszystkich możliwych kolorach.
- Liv kochanie! - pierwsza dopadła ich ciocia Kate goniąca za dzieciakami.
- Cześć ciociu - objęły się serdecznie.
- Jak się czujesz kochanie, pięknie wyglądasz.
Olivia zaśmiała się nie wiedząc na co i jak odpowiedzieć. Zerkneła na suknie cioci z tyłu długą, ale z przodu  odsłaniającą kolana.
- Ty również ciociu. Znasz już Williama - kiwnęli sobie uprzejmie głowami - I Sami.
- Dzień dobry - powiedziała.
- Pozwól, że ci przedstawię to Francesca i Walter Hill rodzice Williama - wszyscy podali sobie dłonie - A to Hugo jego brat.
Hugo z nonszalancją pocałował ją w dłoń. Samija zacisnęła zęby...
- Jak tu pięknie! - ciocia z Francescą zaczęły się zachwycać nad wystrojem.
- Pracował na to wczoraj cały sztab florystów - powiedziała Olivia.
- Pod znakomitym dowództwem - dodał William.
- Liv!! - dwójka rozpędzonych dzieciaków zrobiła hałas w całym ogrodzie.
- O Jezu - warknęła Olivia. William zaniepokojony gotowy był przechwycić rozpędzone pociski celujące w jego małą poobijaną dziewczynkę, ale Olivia tylko wysunęła do przodu jeden palec i dzieci zahamowały prawie w miejscu. Wszyscy patrzyli zszokowani jak Olivia łaskawie się pochyla, żeby mogły ją pocałować w policzek.
- Idźcie na swoje miejsca i macie tam grzecznie siedzieć.
Bezdyskusyjny zwrot i prawie marszem powędrował na swoje miejsca.
- Dziękuję kochanie - Kate z wyrazem ulgi poszła za nimi.
- No cóż masz podejście... - mruknął Walter.
Olivia dojrzała go przez tłum ludzi gromadzących się wokół nich. Chcieli się przywitać, zagadać, zapytać o samopoczucie, uściskać, lub tylko popatrzeć. A on stał przy pierwszym krześle w pierwszym rzędzie i im się przyglądał. William również go dostrzegł i widział go lepiej niż Olivia, bo przewyższał wszystkich wzrostem i mógł patrzeć nad ich głowami. Lucas spięty i poważny nie szedł w ich stronę czekał aż oni dotrą do niego.
- I czym tu się było martwić, skoro wyglądacie tak kwitnąco! - Paul Carlson szturchając Williama w żebra objął Olivię - Ślicznie wygadasz Liv.
- Dziękuję panie Carlson. Pan też niczego sobie! - uśmiechała się coraz bardziej nerwowo i niepewnie. William objął ją w pasie dodając otuchy. Jestem tu - starał się przekazać widząc bladość jej policzków. Przesuwali się mozolnie do przodu osoba, po osobie coraz bliżej pierwszego rzędu. Przestała się nawet odzywać nie spuszczając z NIEGO wzroku, aż tłum zniknął i stali na przeciwko siebie w odległości kilku metrów. Uścisk dłoni dodał jej na tyle odwagi, żeby ruszyć dalej nogami. Zbliżali się, a jej serce skakało ze strachu. W końcu dzieliły ich już tylko dwie osoby.
- Kurcze - westchnęła Olivia zatrzymując się przed bratem. Popatrzała na jego fantastycznie skrojony frak i białą kalię w kieszonce - Nie miałam pojęcia, że jesteś taki przystojny... - westchnęła z uznaniem.
- Widzisz siostrzyczko - objął ją mocno - Cały czas się zaskakujemy.
- Właśnie zmieniłam zdanie i nie krzyknę: nie zgadzam się!
Andy się zaśmiał całując ją w policzek i puszczając. Wyciągnął rękę do Williama i przywitali się ściskając dłonie i klepiąc się po ramionach. Pstryki aparatów oznajmiły, że scena została uwieczniona. Olivia od razu natrafiła na wyciągnięte ręce matki.
- Cześć mamo - bardzo miłym uczuciem było znaleźć się w jej objęciach. Kiedy się witała z najbliższą rodziną migawki aparatów nasiliły swoją aktywność, ale nie zwracała na nie najmniejszej uwagi. To była dla niej bardzo ważna chwila. Przyszła ze swoją nową rodziną i prosi o akceptację tych za którymi tak bardzo tęskniła.
- Skąd wzięłaś tą suknię? - mama swoim zwyczajem stłumiła emocje przechodząc do lżejszego tematu. Liv wyczuwając dominującą obecność dwóch mężczyzn nie mogła się skoncentrować na niczym innym, więc nie odpowiedziała. William na powitanie pocałował Sophie w policzek, ale cały czas obserwował Olivię napiętą jak struna.
- Dzień dobry tato - odezwała się zadziwiająco pewnie.
Lucas zmarszczył brwi zdziwiony po czym przechylił głowę i uśmiechnął się do niej.
- Cześć promyczku - powiedział miękko, czule i z miłością. William odetchnął, a jej oczy w momencie wypełniły się po brzegi łzami. Wytrzymała może dwie sekundy zanim zatopiła się w ojcowskim uścisku głośno siorbiąc noskiem. Niech ludzie mówią co chcą... Lepiej jej jest tylko w ramionach Williama. Lucas tulił ją do siebie jak największy skarb. Zachowywał kamienną twarz, ale podobnie jak u Olivii oczy zdradzały wszystko. Ulgę, tęsknotę, radość i wzruszenie. Nikt nie zwracał uwagi na media, ani na gapiów. Wszyscy najbliżsi ze wzruszeniem patrzeli na dwójkę kochających się bez granic i upartych osób.
Liv oddychając głęboko odsunęła się od niego i w jej stronę powędrowała chusteczka. Francesca była jej aniołem, jeśli chodziło o skutki płakania na imprezach.
- Zrujnowałeś mi makijaż - mruknęła patrząc z uśmiechem na ojca.
- Wyglądasz przepięknie - szepnął z zaciśniętym gardłem.
Ale obydwoje zdawali sobie sprawę co tak naprawdę było skutkiem konfliktu. Olivia pewna tego jak niczego innego do tej pory patrząc ojcu w oczy wycofała się opierając plecami o Williama. To tu będziesz mnie widział od tej pory - zdawały się mówić jej oczy.
- Luck - William wyciągnął do niego dłoń. Ten ujął ją bez wahania w swoje dwie i uścisnął mocno.
- Witaj Will - uśmiechnął się - Dobrze was widzieć.
Olivia znowu musiała skorzystać z chusteczki na co mężczyźni popatrzyli z czułością.
- Siadajcie - Lucas wskazał krzesła obok siebie i poszedł się przywitać z pozostałą częścią Hill'ów.
- Jest niesamowity prawda? - Sophie wskazała wywracającego oczami Andy'ego. Wysoki i szczupły prezentował się naprawdę fantastycznie.
- Kazałam schłodzić wodę w tamtym wazonie! - krzyknęła do niego Olivia - Jakbyś stracił przytomność...
Uniósł kciuka do góry błyszcząc zębami. Stał ze swoim drużbą u boku czekając na Meredith, a Olivia po raz pierwszy poczuła wagę wydarzenia. Jej braciszek się żenił!! Ona sama tydzień temu była najnieszczęśliwszą osobą na ziemi, a teraz ma absolutnie wszystko co sobie wymarzyła. I na dodatek rodzice chyba zrozumieli... Popatrzała na Williama, który ujął ją pod brodę i pocałował delikatnie i czule z odrobinką namiętności. Uśmiechnęli się na dźwięk aparatów. A niech patrzą!!







33 komentarze:

  1. Miałam dwie opcje... Albo opublikuje teraz krótszy rozdział, albo go dokończę i dam dopiero jutro... Wybrałam pierwszą opcję i potraktuje ją jako prezent z okazji Dnia Dziecka.

    WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!!! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakie to słodkie. I wzruszające. I piękne, ciepłe, rodzinne i w ogóle czarujące. Mam zapewniony uśmiech na twarzy do końca dnia. Eh, no wspaniale. Kończę już, bo nie wiem..

    Wierna.

    PS. WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO! :D Dziećmi zostajemy do końca życia, więc. :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam prezenty :P A ten jest ... sweet :) Wszystko się dobrze układa :)
    Również wszystkiego najlepszego!
    PS. Wierna masz rację dziećmi zostajemy do końca życia!
    Lena

    OdpowiedzUsuń
  4. Simone de Beauvoir pewna pisarka-feministka napisała, że dorosły to dziecko nadęte latami, więc by się zgadzało ;)Zresztą Exupery w "Małym księciu" też się sporo na ten temat napisał. Wychodzi na to, że Francuzi to całkiem mądry naród :D
    W każdym razie puenta jest taka, żebyśmy się starali nie zgubić naszego wewnętrznego dziecka i za żadne skarby nie zapominali, ze kiedyś nimi byliśmy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co do rozdziału to owszem słodziutko :) Nareszcie mogę słodzić ile wejdzie!! Biorę się za ciąg dalszy :*

      Usuń
  5. "-Taniu - rzuciła Dasza czy ty kiedykolwiek dorośniesz?" Mnie też o to często pytają :P
    Dorosnę? Ja na pewno ...nie! A już nie długo 31...masakra... jak ten czas leci!
    Lena

    OdpowiedzUsuń
  6. AAAAAA!! Czytasz!! HURRRRAAAA! Będziemy sobie później rozmawiać :D Wierna nie jeszcze nie dochodź do siebie, bo niedługo zaczynamy od nowa ;)
    Lena... Nie dorastaj! Nawet jak będzie 41, labo 51... Ważne, żeby Tobie było z Tobą dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tak na marginesie właśnie miałam zgromadzenie rodzinne, bo dziś dzień pieczenia chleba :D Lena jeszcze nie wiesz o co chodzi, ale pokochasz chleb...

      Usuń
  7. Dzieńdoberek :)
    TAK czytam :) już 1/3 za mną :P
    Chyba jestem staroświecka, ale wolę szelest przewracanych kartek...

    PS. Nikki to jest 1 cześć trylogii?

    Lena

    OdpowiedzUsuń
  8. Cześć :) Ja też nigdy nie potrafię się tak wczuć w e-booka jak w prawdziwą książkę, dlatego jak mnie jakaś wciągnie to zaraz idę do księgarni. I owszem są jeszcze dwie części, które również mogę Ci przesłać.

    OdpowiedzUsuń
  9. Tak, poproszę :)
    Walizka już spakowana, nie długo pora w drogę powrotną... Lubie te rodzinne spotkania w domu, ale niestety takie czasy, że każdy porozjeżdżał się... i zostają nam tylko "zloty czarownic" i święta, kiedy spotykamy się razem! Bezcenne chwile!

    Lena

    OdpowiedzUsuń
  10. Super są takie spotkania rodzinne :) Ja też dzisiaj takie miałam z okazji wczorajszego dnia dziecka uroczysty obiad z rodziną męża... Też fajnie było :) Jeździec już wysłany.
    Co do rozdziału delektowałam się słońcem na świeżym powietrzu i nie mam jeszcze nic... A przynajmniej niewiele...

    OdpowiedzUsuń
  11. Dziekuje :-)
    Jezdziec przeczytany do momentu smierci matki ...zostaly juz tylko we dwie... Moje oczy wymiekaja na dzis!d

    OdpowiedzUsuń
  12. Cholera ja nie wiem jak dam radę. :( Przeczytałam tylko jedno zdanie, JEDNO, o fragmencie tej książki i mam łzy w oczach.. Wykończycie mnie dziewczyny... :(

    Wierna Fanka.

    OdpowiedzUsuń
  13. Powiem szczerze, że kusi mnie, żeby przeczytać jeszcze raz, ale trochę się boję znowu to wszystko przeżywać...

    OdpowiedzUsuń
  14. kiedy możemy się spodziewać następnego rozdziału?;)
    pozdrawiam,
    M.

    OdpowiedzUsuń
  15. Obawiam się, że dopiero jutro... zbieram się po weekendzie :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Szkoda :( ale rozumiem że za to jutrzejszy rozdział będzie dwa razy dłuższy :D
    Pozdrawiam
    A.

    OdpowiedzUsuń
  17. No to mi pojechałaś po ambicji :D Chyba sobie odpuszczę dzisiaj spanie, żeby go napisać;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Oj zaraz tam pojechałam. Po prostu lubię czytać twoje opowiadania i tyle :D
    A.

    OdpowiedzUsuń
  19. Własnie mi padł tablet:( ...to dobrze z jednej strony... bo nie mogłam się oderwać od Szury...jeszcze tylko jedna strona i następna, i kolejna... Nie dawno skończyła się burza, a teraz idę poleniuchować i rozgrzać się bo zmarzłam... jak bym właśnie wróciła z Leningradu...

    PS. Ja tez BARDZO lubię czytać Twoje opowiadania Nikki :)

    Lena

    OdpowiedzUsuń
  20. No u mnie burza szaleje w najlepsze, ale póki nie ma ofiar, że się tak wyrażę, to się z tego cieszę, ponieważ taki nastrojowy klimat bardzo sprzyja mojej wyobraźni, więc klawiatura dymi ;)
    Dzięki Wam obu za motywację :**

    PS. Co do Szury, to rzeczywiście ciężko się oderwać ;) Dlatego mnie drażni trzecia część... :/ I nic już więcej nie powiem :P

    OdpowiedzUsuń
  21. Nie mów więcej.. raczej nie pisz :P ...o Jeźdźcu...oczywiście! :) I tak zżera mnie ciekawość! Miałam kiedyś taki zwyczaj czytania ostatniej strony w książce... ale cały czas się powstrzymuje! Aż mnie rączki swędzą ... :P A tam w książce już maj...i poszukiwania Tani...
    Lena

    OdpowiedzUsuń
  22. OMG...!! Łazariewo, które właśnie samą nazwa wycisnęło mi mały potok łez... Eh no cóż teraz jestem pewna, że przeczytam to jeszcze raz. I nie czytaj ostatniej strony, bo to wstrętny łamacz, rozrywacz i zmiażdżacz serca! Nie mogłam się pozbierać przez tydzień... Nadal wzbudza zbyt silne emocje...

    OdpowiedzUsuń
  23. Już ponad połowa książki za mną ale chyba muszę zwolnić tępo... bo nic innego nie robię! Tylko czytam...przez Ciebie! :P
    A klawiatura nadal dymi?
    Lena

    OdpowiedzUsuń
  24. Ja też tak miała i Wierna przeszła przez to samo, więc nie broń się, tylko czytaj :) Zresztą to się chłonie i czuje, a nie czyta...
    Owszem już płonie, chociaż powoli zwalniam, bo mi oczy siadają... Ale jutro rozdzialik będzie :)

    OdpowiedzUsuń
  25. o której godzinie będzie nowy rozdział?;)
    nie chcę pośpieszać, ale z każdą chwilą robię się coraz bardziej zniecierpliwiona...;) ;***
    M.
    PS: dziękuję za życzonka na Dzień Dziecka. Ja również kocham Twe opowiadania i pamiętaj, że jeśli Twoja klawiatura się spali to jestem gotowa oddać swoją lub kupić Ci nową;***

    OdpowiedzUsuń
  26. Wybacz, ale troszkę mnie praca ciśnie i dopiero wieczorem :) Tak kolo 19 mam nadzieję, że opublikuje co najwyżej wcześniej, a nie później.
    Ha ha ha. Klawiatura dzięki Waszym zapewnieniom, że ładnie pisze dostała skrzydeł, więc na razie nie ma żadnych ofiar, ale dziękuję za propozycję :*

    OdpowiedzUsuń
  27. ech... i co ja będę robić do tej 19?! no nic trzeba się czymś zająć...
    a Ty pisz!;D chyba Cię odwiedzę to Ci pomogę troszkę...;D Ty będziesz pisać, a ja za Ciebie pracować;D
    M.

    OdpowiedzUsuń
  28. To by było wysoce korzystne dla postępu prac :D Postaram się oczywiście wcześniej, ale nie mogę obiecać :(

    OdpowiedzUsuń
  29. Lena z jednej strony Ci zazdroszczę, a z drugiej strony współczuje! Miałam to samo i aż mam ciarki jak zobaczyłam słowo "Łazariewo". Płaczę, tak płaczę tylko po napisaniu tego słowa. Mam gulę w gardle i cieszę się, że mogę pisać, a nie muszę mówić. Ta książka jest wspaniała, powalająca i ja ją na pewno jeszcze kiedyś przeczytam...

    Wierna.

    PS. Nie wiem, co się mi stało się, ale nie mam Jeźdźca na mailu. Mogłabyś, Nikki? Bo jak mnie najdzie ochota to nie będę miała możliwości.. Dziękuję z góry! :)

    drugie PS. NIE PRZEŚLADUJCIE MI NIKKI, DOBRZE?! To jest karalne!!!! :D

    OdpowiedzUsuń

Znacie to uczucie kiedy jesteście powodem czyjegoś uśmiechu? Jest... Niesamowite!!