piątek, 14 czerwca 2013

Windy Hill Rozdział 55

- Co dobre szybko się kończy - Sophie udało się wcisnąć w potok słów. Ich dwójka dzieci z partnerami od ponad godziny przekrzykiwała się w relacjach z wakacji. Lucas tylko pokręcił do niej głową częściowo rozbawiony. To był najdłuższy i najbardziej chaotyczny obiad jaki w życiu jedli. Zwłaszcza dziewczyny ekscytowały się plażami, zabytkami i sklepami. Zresztą Sophie dostała od Olivii i Williama przepiękny tkany szal, który udało im się wypatrzeć w salonie Nino Cerrutiego.
Przypuszczała, że William za bardzo go nie wypatrywał o ile w ogóle wszedł z nią do środka, ale Liv cały czas używała liczby mnogiej. Lucas dostał kilka rodzajów wina z winnicy, która podobno znajdowała się w sąsiedztwie domu w którym mieszkali. Po dwóch miesiącach udało im się zebrać rodzinę w komplecie i obydwoje byli co najmniej oszołomieni zmianami jakie nastały. To było niezwykłe patrzeć jak Andy patrzy z psim uwielbieniem na Meredith, Meredith rozkwitła jak to tylko możliwe promieniując szczęściem, Olivia nabrała pewnego umiarkowania w zachowaniu i już nie odgrywa pierwszych skrzypiec w dyskusji za to zawsze miała decydujące i końcowe zdanie. Stała się silniejsza. Za to William był nie tym Williamem żartując i śmiejąc się co chwilę z Andy'm z paplaniny dziewczyn. Czy to tego Williama poznała Olivia i w tym się zakochała? Z tą wersją spacerowała w nocy po Manhattanie? Oni znali innego, ale ten bardzo im przypadł do gustu. Wszyscy byli tacy opaleni, radośni i tryskający energią.
- A i następny obiad u nas! - Olivia zaznacza bezdyskusyjnym tonem. Zdecydowanie musiała się go nauczyć od Williama.
- Znaleźliście już coś? - Lucas też się ucieszył, że mógł się w końcu odezwać.
- Pojechaliśmy wczoraj obejrzeć kilka domów, ale poszło gładko. Weszliśmy do pierwszego i zgodnie uznaliśmy, że to jest ten! - odpowiedziała aż wiercąc się na miejscu Olivia.
- W której części?
- Przy Taylor Road - odpowiedział William.
- Będziecie mieć daleko!
- Co z tego! - entuzjazmowała się Olivia - To jedyne takie miejsce w całym ciasnym i dusznym Bostonie i gwarantuje, że jak je zobaczycie będziecie chcieli zostać na zawsze!
Rodzice się uśmiechnęli, a Andy zaczął docinać, że fajnie jak będzie im pilnowała dzieci w takim super domu.
- Mery serio? Będziemy ci musieli zestawiać dwa krzesła... - popatrzała na dziewczynę ze współczuciem.
Oczywiście reakcją była salwa śmiechu.
- To kiedy się przenosicie?
- Musimy jeszcze wprowadzić kilka poprawek, ale tak nie później niż za dwa tygodnie. Chociaż nie wiem czy utrzymam ją tu do tego czasu - zaśmiał się William patrząc na Olivię. Uniosła głowę i dała mu buziaka w szczękę.

Powrót z wakacji zawsze jest dziwny. Po długiej nieobecności dom, który zdajemy się znać jak własną kieszeń wydaje się być bardzo nierzeczywistym miejscem. Był taki zwłaszcza dla Olivii, która nie znała jeszcze swojego domu w lesie jak własną kieszeń i weszła do niego po prawie ośmiu tygodniach jakby go widziała po raz pierwszy. Zwłaszcza, że teraz patrzała na niego zupełnie inaczej. Wiedziała już dlaczego William znalazł takie odludne miejsce po środku ciemnego lasu, wiedziała jak bardzo to sobie cenił i ona też po pobycie we Włoszech poczuła, że nie byłaby się w stanie zrelaksować słysząc za oknem hałas ulicy. Kiedyś jej to nie przeszkadzało, ale przez dwa miesiące jedyny samochód jaki słyszała za oknem to był ich własny. Kiedy opuściła lotnisko była najbardziej rozdartą osobą na świecie. Z jednej strony myślała "Hurrra! Nareszcie w domu!",  a z drugiej "O nie... Znowu w domu...". Popatrzała do tyłu na terminal z którego wyszli jakby za szklanymi drzwiami miała się znajdować wielka łąka i drewniany, podmurowany dom. Ale już ich tam nie było... Byli bardzo, bardzo daleko... Zrobiło jej się przykro, bo poczuła jak to jest mieć dwa miejsca na świecie i będąc w jednym tęsknić za drugim. Odwróciła się w stronę ruchliwej ulicy i zobaczyła Williama kilka kroków przed nią nadal w wakacyjnej koszulce. Szorty zamienił na długie spodnie, ale na twarzy widniał mu ten sam uśmiech co setki, a nawet tysiące kilometrów stąd. No tak. To on jest jej domem i jej miejscem na świecie... Gdziekolwiek by byli. Podbiegła z uśmiechem łapiąc go za rękę.
Wrócili w poniedziałek. We wtorek, kiedy William pojechał do biura, Olivia odwiedziła rodziców. To dopiero było dziwne! Umówiła się z nimi na śniadanie, a ojciec specjalnie przełożył spotkania, żeby być w domu. Z początku było odrobinkę nie tyle sztywno co obco być gościem w domu w który się wychowało, ale Olivia zawsze potrafiła łamać lody zwłaszcza względem ludzi, którzy obiecali, że już wszystko będzie w porządku! Najpierw wypiła mocną kawę tłumacząc, że nauczyła się nie wstawać przed dziesiątą. Rozmawiali sobie dosyć długo. Olivia opowiadała o Toskanii, a oni tak naprawdę okropnie stęsknieni słuchali z uwagą. Nie zdradzili jaka pustka ich ogarnęła, ani jak strasznie odczuli upływ czasu, kiedy dzieci wyszły z domu. Tylko się cieszyli.
Do Bostonu pojechali dopiero w sobotę chcąc tam zostać na weekend, ale jak się okazało dom stojący na skraju sporego parku za którym było piękne jezioro był dokładnie tym czego obydwoje podświadomie oczekiwali. Nie był tak duży jak ten w NY, ale miał cztery sypialnie gościnne z łazienkami piękną wielką kuchnią na widok której oczy Olivii zapłonęły i bardzo przyjemny salon z kominkiem i drzwiami na tylną, drewnianą werandę. Ale to o ten kominek chodziło!

Wrzesień minął im jak z bicza strzelił. Nastał październik i już jako tako zadomowieni z przyjemnością wpadli w rutynę codziennych obowiązków. O ile mieszkanie z Olivią można było nazwać rutyną! Już pierwszego dnia ze świętym oburzeniem William wysłał ją do sypialni, żeby się przebrała.
- O co ci chodzi? - oburzyła się rozkładając ręce. Miała jakiś wyjątkowo drażliwy dzień. Pewnie chodziło o pierwszy, uniwersytecki dzień.
- Twoje piersi za chwilę wypadną. Nie ma mowy, żebyś gdzieś w tym poszła - powiedział spokojnie i stanowczo po czym wrócił do dalszej konsumpcji śniadania. Powiedział to dokładnie tym tonem, którego nauczyła się od niego Olivia. Obrażona powędrowała do sypialni i na znak buntu nie zjadła śniadania. Potrafiła być taka dojrzała... Tak więc każdy kto pomyśli, że przez cały czas było tak słodko i kolorowo jest w grubym błędzie! William odwiózł ją pod kampus, wysiadł z samochodu zwracając na siebie uwagę przynajmniej dziewięćdziesięciu procent studentek. Reszta musiała być lesbijkami! Wściekła Olivia miała ochotę warczeć i wydłubać im wszystkim oczy. Tu też musi zrobić swój porządek?! Dać do zrozumienia, żeby spadały? Już wystarczająco się namęczyła na plaży w Livorno, gdzie musiała znosić wszystkie zachwycone spojrzenia, kiedy William szedł z rozpiętą koszulą.
- Powodzenia. Preston cię odbierze - powiedział, kiedy na niego spojrzała.
- Wzajemnie - odpowiedziała dziwnym tonem.
Kiedy pochylił się po buziaka został prawie zgwałcony przez usta Olivii.
- A to za co? - mruknął mimo wszystko zadowolony.
- To akurat była pewna informacja niewerbalna - pogłaskała go po policzku, klepnęła w pośladek i ruszyła do budynku odprowadzana przez wiele zazdrosnych spojrzeń.

Bała się poznawania nowych osób, bo jeśli będzie chciała z kimś zawrzeć głębszą znajomość, a tak z pewnością się stanie będzie musiała opowiedzieć o tym paskudnym zdarzeniu z terrorystami. Tak jak się spodziewała ludzie byli troszkę sztywni na początku, nie wiedzieli jak powinni z nią rozmawiać, zapewne uważali, że skoro jej facetem jest największy wydawca w tej części Stanów i właściciel kilku gazet to semestr ma już zaliczony. Dzielili się na grupy. Byli ci, których niewiele obchodziło kim jest i traktowali ją jak jedną z wielu nowych studentów skupiając się bardziej na sobie. Liv uznała, że ci mają szansę do czegoś dojść. Była grupa nieśmiałych chłopców, którzy wodzili za nią wzrokiem robiąc maślane oczy i dziewczyn pokroju Kopciuszka bojących się nawet powiedzieć jej "cześć". Ci odpadną po kilku miesiącach. Trzecia grupa to grono przypakowanych chłopców należących do ugrupowań sportowych i dziewczyn przerobionych na lalki barbie chcących ją wciągnąć w swoje ekskluzywne szeregi. Wyższe sfery studenckie też jej nie interesowały. Drażniło ją jak te wszystkie lalunie zaczepiały ją zachwycone jej bluzką, butami, czy fryzurą. Owszem lubiła takie próżne gadanie, ale nie bazowała na tym znajomości. A już zwłaszcza jak zaczęły wypytywać ją o Williama! Pod tym względem była bezlitosna. Ziewała, kiedy co chwila któryś z tępych osiłków pytał czy ją podwieźć, czy pójdzie z nim na imprezę, albo koncert, czy może jej towarzyszyć na lunchu. Zwykle po takim jednym wspólnym posiłku uciekali gdzie pieprz rośnie, bo nie potrafili pociągnąć żadnego tematu, który zaczęła i wpadali w grupę patrzących na nią z ukrycia. Olivia nie byłaby Olivią, gdyby nie znalazła sposobu na nich wszystkich. W końcu kiedy nie zwracała większej uwagi na ich zabiegi, traktowała wszystkich z otwartością i sympatią przekonali się, że ta uprowadzona Olivia Shelly córka przewodniczącego Kongresu Stanów Zjednoczonych i dziewczyna tajemniczego milionera Williama Hilla jest całkiem spoko! Zaczęli jej zadawać nieśmiało pytania. Odpowiadała na wszystkie z uśmiechem, czasami zwyczajnie odpowiadając: Co cię to obchodzi? I to też było dobre. Była szczera, była wygadana i była mądra. Miała poczucie humoru i zmysł organizatorski. Już po pierwszym miesiącu została liderką swojej grupy. Nie robiła tego świadomie. Po prostu zawsze umiała wszystko załatwić, a wykładowcy ją lubili. Dla niektórych była może zbyt przemądrzała, ale czy nie miała ku temu podstaw? Fakt, że większość osób nie miała takiej możliwości i nie praktykowała w wielkiej redakcji swoich chłopaków...

Liv nie musiała się uczyć niczego w domu. Po zajęciach jechała prościutko do bostońskiego oddziału  Upland Hill i pracowała ciężko aż William jej stamtąd nie wyciągał. To co miała na wykładach przerabiała później w redakcji. Zamęczała wszystkich milionem pytań, była strasznie dociekliwa i nie odpuszczała póki nie uzyskała wszystkich odpowiedzi. Oczywiście nikt nie śmiał odmówić pomocy dziewczynie szefa! Ale też po kilku tygodniach nikt nie chciał tego robić. Kiedy się upewnili, że przychodzi się do nich uczyć i pracować, a nie szpiegować klimat się rozluźnił i zrobiło się całkiem sympatycznie. "Podstawy warsztatu dziennikarskiego" miała już z góry zaliczone. Uczyła się wszystkiego tego co już dawno opanowała pracując w Nowym Jorku. W bostońskim oddziale stała się szybko niezastąpiona pomocą przy konstruowaniu artykułów i w godzinach popołudniowych co chwila rozbrzmiewało jej imię, a ona biegała w tą i z powrotem od biurka do biurka.
- Kochanie... - powiedział William, kiedy pewnego dnia zupełnie wykończona usnęła ledwo wyjechali z parkingu Upland. Przebudziła się dopiero na domowym podjeździe i prawie nic nie zjadła idąc szybko do sypialni.
- Hmm? - po kąpieli rozłożyła się na łóżku, a William położył się głową na jej brzuchu.
- Tak sobie pomyślałem... Może odpuścisz trochę z pracą?
- Dlaczego?
- Bo jesteś coraz bardziej zmęczona?
Nie powiedziała mu, że zapisała się na kolejne dodatkowe zajęcia i chyba dobrze jak tego nie zrobi dzisiaj. Zresztą było ich tylko dwie godziny w ciągu tygodnia, a dodatkowa wiedza z historii politycznej krajów europejskich w XX wieku zawsze jej się przyda!
- Nie tak bardzo. Dzisiaj miałam wyjątkowo dużo zajęć, ale za to skończyłam prezentacje na Podstawy fotografii.
- Ale gdybyś nie przyjeżdżała codziennie miałabyś więcej czasu dla siebie. Właściwie jakikolwiek czas! Tak dawno mi niczego nie ugotowałaś, że chyba będę musiał dać Margaret podwyżkę...
- Oj... Przecież muszę pracować - uśmiechnęła się zamykając oczy.
- Livi nie musisz... Widzisz... Jakoś wiążę koniec z końcem i dam radę nas utrzymać...
- Więc daj podwyżkę Margaret - powiedziała już ledwo dosłyszalnie po czym usnęła.
Kolejna rozmowa na ten temat zakończyła się małą kłótnią.
- I dlatego uważam, że dzisiaj jest twój ostatni dzień pracy!
- Wyrzucasz mnie?
Wściekł się, kiedy się okazało, że Olivia nie może z nim jeszcze wrócić do domu, bo musi skończyć artykuł, który miał napisać ktoś inny już dawno temu.
- Ale przecież nic mi się nie stanie jak to napiszę. Zajmie mi to nie dłużej jak godzinę.
- Olivia jesteś tu po to, żeby się uczyć i ewentualnie pomóc od czasu do czasu, a nie robić za kogoś!
- Jezu przestań być taki zaborczy. Sam siedzisz tu od rana do nocy!
- Bo jestem właścicielem tego miejsca! Nie wiem czy pojmujesz co się z tym wiąże.
- Ok - poderwała się z miejsca - To nie jest jedyna redakcja w mieście!
- Liv! - złapał ją za ramie. Na szczęście nie było już nikogo. Tylko prasy drukarskie na parterze działały pełną parą - Uspokój się i mnie wysłuchaj.
Ponieważ użył tego magicznego tonu, więc musiała to zrobić. Chociaż nadal łypała na niego groźnie zatrzymała się.
- Po prostu nie chcę, żebyś się przemęczała aż tak. W końcu się pochorujesz, a takie zaangażowanie wcale nie jest nikomu potrzebne!
- Ale nie rozumiem dlaczego ty możesz pracować równie długo i się nie martwisz, że się pochorujesz.
- Przecież nie pracuje od świtu do zmierzchu. Jeżdżę na spotkania i zajmuje się masą rzeczy, które tylko wyglądają na takie ciężkie.
- Spotkania nie są ciężkie?
- Na niektórych tylko muszę mieć mądrą minę i nie ziewać. A to nie jest męczące.
- No ostatnio jak do ciebie wpadam jesteś wyjątkowo zapracowany - założyła ręce na piersi i zrobiła minę po której to William zaczął być ostrożny. Wiedział o czym mówiła i to był tylko przypadek! Ostatnie kilka razy jak do niego zajrzała pracował z Cassydy ze sportowego. Cassydy była bardzo wesołą dziewczyną uwielbiającą wszelkie sporty w których dominowali mężczyźni. Football, hokej, MMA... Pasjonowała się tym aż nienormalnie. Liv od razu wydedukowała jaki typ faceta musi ja kręcić... Pieniła się ze złości! Kobieta była też bardzo seksowna na swój niegrzeczny sposób. Jeśli chodzi o stroje lubowała się w czarnych odcieniach, skórzanych spodniach i sporych dekoltach, które ściskały jej piersi tak, że Olivia się zastanawiała jak ona oddycha. Mimo swojej indywidualności była doskonałą dziennikarką, a jej artykuły czytało się jakby się było na stadionie i wszystko widziało. Pracowała teraz nad jakimś sporym projektem i żeby oszczędzić czasu William sprawdzał i kontrolował każdy etap jej pracy. Za każdym razem jak Olivia do niego przyszła Fred mówił jej, że William pracuje teraz z Cassy, więc musiała grzecznie wracać za biurko. Grzecznie, ale jej frustracja rosła do niewyobrażalnych rozmiarów, kiedy widziała kobietę uśmiechniętą i usatysfakcjonowaną czasem spędzonym u szefa. Pewnego dnia, kiedy weszła wyjątkowo po niego po skończonej pracy zastała ich samych (Fred już wyszedł). William czytał coś uważnie, a Cassidy z tym wielkim ściśniętym dekoltem pochylała się nad nim i śmiała coś pokazując. No cóż nie dało się ukryć, że robi to specjalnie zwłaszcza jak się speszyła, kiedy zauważyła, że Olivia stoi w progu. William zwyczajnie zaczytany nie zauważył w jakiej się znaleźli sytuacji! Dopiero, kiedy usłyszał Liv uniósł głowę i jego wzrok sam powędrował do dwóch może nie największych, ale nieźle wyeksponowanych piersi. Efekt był taki, że przez okrągły tydzień nie mógł liczyć na żadne miłe słowo, ani najmniejszy intymny gest wykonany w sypialni, a już zwłaszcza poza nią.    
- Livi to tylko tak wyglądało i dobrze o tym wiesz... - przeczesał włosy już zmęczony tym jej obrażaniem - Mam już dosyć tych twoich scen zazdrości i spinania się na widok każdej kobiety, która koło mnie przejdzie!
- Więc ok... - zatrzasnęła laptopa z hukiem - Od jutra koniec głupiej i niepotrzebnej kontroli z mojej strony, która ci tylko przeszkadza! - ruszyła szybko do windy, a on poszedł za nią.  
Było to dziwne, bo nigdy się nie kłócili, ale William nagle poczuł się zmęczony jej zaborczością, a ona jego nadmierna troską. Chyba po prostu czasami tak już bywa!
Kolejnego dnia pojechał do pracy, a po południu zerknął na kamery, żeby sprawdzić, czy Olivia rzeczywiście wzięła sobie do serca "wyrzucenie" z pracy. Kiedy po godzinie nadal się nie pojawiała zadzwonił do domu.
- Margaret, czy Livi już wróciła z uczelni?
- Olivia jeszcze nie wyszła z sypialni.
- Jak to?
- Nie pokazała się dzisiaj na dole...  Powiedziała Prestonowi, że nigdzie nie jadą. W sumie to miałam już do pana dzwonić...
Oczywiście co mógł zrobić William? Odwołał wszystkie spotkania i popędził do domu. Olivia rzeczywiście w piżamie zawinięta w pościel nie dawała znaków życia.
- Kochanie co się stało? - zrzucił marynarkę i położył się obok za jej plecami. Jedyną reakcją było to, że wbiła twarz głębiej w poduszkę.
- Udusisz się... - prawie siłą odciągnął ją od tej poduszki i odwrócił w swoją stronę. Jeszcze nigdy nie była taka zapłakana! Podpuchnięte oczy, drżące usta, czerwony nosek i zupełnie potargane włosy - Jezu Livi co się stało?
- Przestań - pokręciła głową i znowu się schowała. Tym razem w niego przytulając mocno. Głaskał ją i tulił póki się nie uspokoiła chociaż na tyle, żeby się nie zanosić. Pytanie podstawowe: co miał przestać?!
- Livi - odsunął ją nieznacznie od siebie - Co się stało? - był tak delikatny jak tylko potrafił.
- Jestem straszna i już mnie nie kochasz! - wykrzyczała po czym znowu wybuchnęła płaczem i z powrotem się schowała. Znowu musiał ją tulić i uspokajać, ale tym razem się uśmiechał. Znowu jakaś rewelacja stworzona przez jej bezkresną wyobraźnię.
- Oliwko przepraszam za wczoraj - zaczął, kiedy się już trochę uspokoiła - Nie chciałem cię aż tak zdenerwować, ale nie mówiłem serio z tą pracą wiesz? I bardzo cię kocham.
- Nie prawda - powiedziała to w jego koszulę, więc ledwo zrozumiał.
- Prawda - zapewnił.
- Nie, bo jestem okropną partnerką. Samolubna egoistka! Zajmuje się tylko sobą. Żyje tylko szkołą i pracą w ogóle nie myśląc o twoich potrzebach. Pewnie nawet w łóżku zrobiłam się drętwa. Przepraszam. Nie chciałam, żebyś musiał patrzeć na inne... - znowu zaczęła chlipać.
- A to najlepiej świadczy o tym, że masz już dosyć... Siły się wyczerpały i nie jesteś już w stanie nawet logicznie myśleć...
- Tak... Na dodatek jestem głupia!
- Nie jesteś głupia - wybuchnął śmiechem - Tylko znowu muszę cię gdzieś porwać!
- Co?
- Wyjedziemy gdzieś w Nowy Rok odpocząć.
- Chcesz gdzieś ze mną jechać?
- Livi wyjaśnijmy sobie coś raz na zawsze. Jesteś wspaniałą partnerką, zajmujesz się wszystkim innym poza sobą i myślisz o wszystkim i wszystkich poza sobą, jesteś absolutnie elastyczna w łóżku, chyba, że szczytujesz i to daje mi taką frajdę, że nie mam zamiaru patrzeć na inne. To był odruch nie interesuje mnie ani ona, ani jej piersi. Nawet mi się nie podobają.
- Nie?
- Nie kochanie - zsunął jej ramiączko odsłaniając jedną pierś - Te uwielbiam - pochylił się i pocałował wierzchołek - I tylko na te chcę patrzeć. Pojedziemy gdzieś odpocząć, a kiedy wrócimy nie będziesz się już tak obciążała dobrze?
- Mhm - mruknęła przyciągając go z powrotem do piersi - Polecimy do Włoch?
Pocałował raz jeszcze.
- Może w mniej spokojne miejsce? I trochę bliżej? Co powiesz na Vegas?
- Nigdy nie byłam w Vegas.
- Poszalejemy, poimprezujemy... Przegramy fortunę w pokera. Obydwóm nam się przyda trochę rozrywki. Chcesz?
- Mhm - pokiwała głową - Przepraszam.
- Nie przepraszaj mnie, tylko ze mną rozmawiaj i nie wpadaj więcej w rozpacz, bo sobie coś wymyśliłaś. Kocham cię i nigdy tego nie podważaj ok?
- Ok.
Tak oto zakończyło się  pierwsze poważne nieporozumienie w ich związku.
 
Rzeczywiście po przemyśleniu w życiu nie była taka aktywna jak teraz. Myślała, że to dobrze, ale jak się okazało niezupełnie. Jedyne w czym nie brała udziału w uniwersyteckim życiu to imprezy. Nie interesowały jej, ponieważ nie wyobrażała sobie, że William mógłby się na nich dobrze czuć, a bez niego nie chciała iść. Chodzili za to na różne gale, przyjęcia i bankiety, gdzie jej mężczyzna był zawsze gościem honorowym.
- Fajny ten twój William... - powiedziała któregoś dnia jedna z koleżanek przeglądając jakąś gazetę w której były zdjęcia z jednej z takich imprez.
- Mhm - Olivia nie lubiła poruszać tego tematu. Jak to dobrze zaznaczyła JEJ William!
- Jak to jest być z tyle starszym facetem?
- No cóż nie narzekam! - uśmiechnęła się. Wychodziły właśnie z wykładów i zmierzały do wyjścia.
- Nie pytam o TE sprawy! Myślę, że mogłabyś mnie zawstydzić. Bardziej chodzi mi o to czy on już się nie chcę pobrać, mieć dzieci i takie tam...
Olivia się zasępiła ale od razu zamaskowała to szerokim uśmiechem.
- Pewnie jakby chciał to mi o tym powie prawda?
- Tak to się zwykle odbywa!
Roześmiały się i Olivia machając jej poszła do samochodu przy którym czekał Preston. Prawie codziennie tak to wyglądało. Odwoził ją na zajęcia, a później do Upland. Stamtąd wracała już z Wiliamem. Chociaż w ostatnim czasie na przykład wyskoczyła na miasto, do kosmetyczki i ugotowała obiad... Też ją dręczyło to pytanie. Od ślubu Andy'ego nachodziło ją systematycznie pytanie po jaką ciężka cholerę powiedziała mu wtedy, że nie interesuje jej żadne ustatkowanie się?! Czy powinna mu powiedzieć, że się myliła, albo, że nie do końca to sobie przemyślała? No i nie wiedziała jakie jest jego zdanie na ten temat... Może odetchnął z ulgą, kiedy mu to powiedziała i się ucieszył, że ma jeszcze kilka lat wolności? Nie wiedziała jeszcze co o tym myśleć, bo samej było jej ciężko rozgryźć czego tak naprawdę chce. Przecież po ślubie nic się nie zmieni i nadal będą ze sobą mieszkać i dbać o siebie tak samo jak do tej pory... Ciężki temat!

Jedną z imprez na które poszła bardziej niż chętnie była premiera "Życia  Pi". W sumie lubiła te wszystkie spotkania towarzyskie. Mogła się wtedy wystroić i mogła oglądać wystrojonego Williama. Uwielbiała, kiedy zakładał wszystkie te mega eleganckie garnitury! Dzisiaj miała na sobie prostą suknie  w odcieniu perłowym zmysłowo ocierającą się o ciało przy każdym ruchu. To było dziwne, że kiedy wychodzili razem mogła zakładać dekolty do pępka i nie przeszkadzało mu wtedy, że wszyscy widzą jej piersi, które mogą w każdej chwili wyskoczyć na wierzch! Fajnie było sobie popatrzeć na wszystkie znane osobistości, gwiazdy, których dzięki pracy w redakcji rozpoznawała coraz więcej. Dzisiaj na premierę filmu, który na zawsze pozostanie w jej sercu mieli przyjść również Sami i Hugo, który po dwóch miesiącach przyjechał na dwa tygodnie do domu, oraz Francesca z Walterem. Był początek grudnia i pomimo śnieżnej zawiei pokonali prawie trzy godzinną trasę z Bostonu do Nowego Jorku. Wracali następnego dnia, ale rodzice Williama zostawali w ich domu do końca następnego tygodnia. Do czasu ponownego wylotu Hugo. Liv bardzo współczuła przyjaciółce i nie miała pojęcia jak może ją pocieszyć. Za każdym razem kiedy się widziały była coraz bardziej smutna i niespokojna. Pytała Williama co jej powiedzieć, żeby ją pocieszyć, ale on też nie wiedział. Powiedział, że z tym musi się uporać sama. Olivia się nie zgadzała, bo uważała, że od tego są przyjaciele, żeby się wspierać w ciężkich chwilach. Tylko jak?
W każdym razie dzisiaj mają się cieszyć i bawić.
W holu Clearview Cinema na Broadwayu oczywiście kelnerzy w eleganckich frakach rozdawali kieliszki z szampanem. Liv z Williamem witali się zarówno ze wszystkimi znajomymi jak i tymi, którzy chcieli ich poznać. Była tu naprawdę spora gromadka. Liv nigdy nie była na tego typu imprezie. Na imprezie z czerwonym dywanem, ścianką, pozującymi celebrytami i reporterami zaczepiającymi na każdym kroku. Właśnie minął ich Mel Gibson!! Kiedy dotarli do końca długiego holu nareszcie odnaleźli swoje towarzystwo. William odszedł na chwilę do mężczyzny który chciał z nim porozmawiać na osobności, a Liv została z jego rodzicami, Sami i Hugo. Mimo że nie była zestresowana i tak poczuła się swobodniej. Co chwila ktoś przechodząc mówił jej "dzień dobry" i przedstawiał się. Tylko jej nie zwracając większej uwagi na osoby z którymi się znajduje. Poznała chyba wszystkich członków  produkcji i kilka osób, które nie wiadomo kim były, ale i tak chciały nabić plusy u Hilla traktując jego najnowszą dziewczynę jak jedną z nich. No ale koniec końców ich plan się powiódł, bo reporterzy zainteresowani tym zjawiskiem zaczęli ją obskakiwać z każdej strony aż poczuła się odrobinkę niekomfortowo zwłaszcza, że niedaleko stała Adriana Lima. Mój Boże jakie ta kobieta ma nogi!! Olivia nie mogła oderwać od niech wzroku. Takie zgrabne i długie odziane tylko w prześwitującą koronkę sukni. Gdyby mogła mieć chociaż kilka centymetrów takich nóg...
- Mała Livi! Ciężko się do ciebie dopchnąć! - usłyszała znajomy głos, który dochodził gdzieś z tłumu. Grupka fotoreporterów się rozstąpiła i musiała się naprawdę bardzo wysilić, żeby się nie cofnąć. Niestety nie mogła nic poradzić na zaskoczenie i niechęć jaka wymalowała się na jej twarzy. Niektórzy boją się klaunów, inni potwora z szafy. Przed Olivią stanęła tak piękna jak to zapamiętała Alexandra Lacroix. Ale z kim?! Wesolutka i błyszcząca trzymała pod ramię Marcela Boyer.
- Liv kochanie olśniewasz - zanim zdążyła zareagować Marcel objął ją mocno i przytulił. Poczuła powolutku wkradającą się panikę. Gdzie jest William?! Nie! Jednak nie! Nie może tu teraz przyjść! - Zresztą jak zawsze - wycofał się i objął ramieniem Alex.
- Cześć Olivia - powiedziała tamta. Szyderczo z anielsko miłą miną!
- Liv? - koło niej pojawił się Hugo, więc pozwoliła sobie wypuścić powietrze - W porządku?
- A co ma być nie w porządku? - odparła Alex - Teraz obie dbamy o PR, więc póki oświetlają nas flesze musi być w porządku - uśmiechnęła się przesłodko. Zabrzmiało to jak groźba, ale chociaż odrobinę ją oprzytomniło. No tak flesze... Teraz już nikt się nie interesował gwiazdami. Uczestniczki największej afery tego roku właśnie stały na przeciwko siebie.
- A gdzie masz Williama? - nadal z uśmiechem i kpiną spytała Alex. O nie moja droga! Co to to nie! Nie waż się nawet wymawiać jego imienia. Strach w sekundzie ustąpił wściekłości.
- No bynajmniej tobie nic z takiej informacji - podjęła grę odzyskując władzę nad twarzą.
- Alessandra?
Francesca stanęła u drugiego boku Olivii.
- Och jak ja się za tobą stęskniłam! - Alex położyła jej dłonie na ramionach i ucałowała w oba policzki. Francesca nawet nie mrugnęła bynajmniej nie mając zamiaru niczego udawać przed aparatami - Jak zawsze pięknie wyglądasz - kontynuowała Alex.
- Daruj sobie - powiedziała cicho i zabrzmiało to groźnie. William miał w zwyczaju tak gasić ludzi i osiągał taki sam efekt. Alex cofnęła się z powrotem pod ramię Marcela, a jej uśmiech zbladł.
- Jeej przepraszam... - mruknęła.
- Liv jak się czujesz po tym wszystkim co się stało? To straszne! - powiedział Marcel ugodowym tonem.
- Dziękuję, ale prawie pół roku po zdarzeniu całkiem nieźle - Liv nie mogła się pozbyć złośliwego tonu. Prawdopodobnie mężczyzna nie był niczemu winien, ale sam fakt, że był z NIĄ deklasował go w jej oczach.
- Cieszę się - odpowiedział.
- Chodźmy na salę - powiedział Hugo - William nas znajdzie.
- Nie. Poczekam na niego.
- Tak! Chętnie się z nim przywitam - Alex znowu odzyskała szeroki uśmiech.
- Nawet nie próbuj - tym razem to Olivia emanowała absolutnym spokojem.
- Oj a to dlaczego? - jadowity ton - Boisz się czegoś?
W tej chwili zrobiło się zamieszanie i reporterzy się rozpierzchli. W kinie pojawiła się główna obsada filmu. Liv się uśmiechnęła.
- Nie... William nie zbiera ochłapów - powiedziała to zupełnie głośno.
Alex na chwilę straciła panowanie prawie obnażając zęby jakby się chciała rzucić na Olivię.
- Takie zużyte... materiały go nie interesują - w ostatniej chwili słowo "szmata" zamieniła na "materiał". Sens i tak dotarł do odbiorcy.
- Ty mała... - syknęła.
- Radzę ci tego nie kończyć - zagrzmiała wielka postać za nią, a kobieta aż mocniej się wcisnęła w swojego partnera.
- William! - starała się odzyskać rezon uśmiechając się do niego zalotnie.
- Przestań!
Liv popatrzała na biednego Marcela, który chyba się nie spodziewał takiego rozwoju wydarzeń. Również na nią spojrzał i był chyba odrobinę zażenowany.
- Co tu robisz? - Hugo ustąpił i na jego miejsce wszedł William. Złapał Olivię za dłoń i ścisnął.
- Dostałam zaproszenie. Chyba nie zdążyłeś mnie wpisać na czarną listę - patrzała na niego tak... tak... Ohyda! Chciwie! Jakby go chciała pożreć wzrokiem!
- Pytam co robisz przy Olivii? Nie obchodzi mnie gdzie chodzisz. Kazałem ci się do niej nie zbliżać.
- Chcieliśmy się tylko przywitać z Livi - Marcel stanął w jej obronie.
- Olivia! - warknął na niego William - Ma na imię Olivia. Pamiętasz o czym rozmawialiśmy ostatnio? - zwrócił się z powrotem do Alex.
- Mhm... - mruknęła bynajmniej nie wystraszona.
- Więc ciesz się ostatnimi powiewami nowojorskiego powietrza.
- Chwila, czy ty jej czymś grozisz? - Marcel wystąpił krok do przodu. William popatrzał na niego z góry jak na muchę.
- Nie chcesz się w to wtrącać Boyer. Chodź kochanie - puścił dłoń Olivii, która dopiero teraz zdała sobie sprawę jak mocno ją ściskała i objął ją - Mamo? - powiedział do Francesci, która z pogardą miażdżyła wzrokiem ex narzeczoną syna. Kiwnęła głową i wróciła do Waltera. Olivie mijały osoby odgrywające główne role ubrane w piękne hinduskie stroje, ale kompletnie jej to nie interesowało. Koncentrowała się jak tylko mogła na tym, żeby jej dłoń nie drżała, kiedy William znowu za nią złapał. Oj, już nigdy, ale to nigdy nie pozwoli, żeby ta wstrętna... materiał... go zdenerwowała. Już się nie bała! Początek filmu zupełnie ominęła, bo w głowie ciągle cisnęła przekleństwa na Alex i przepełniała ją duma i satysfakcja z powodu nagadania jej chociaż trochę, ale później już nie mogła się od niego oderwać. Uśmiechała się na piękno oceanu, ale złapała Williama mocno za rękę, kiedy gigantyczna sztormowa fala przewracała statek. Patrzał na nią zaskoczony. Nie bała się... Była wściekła, ale się nie bała trzymając dumnie uniesioną głowę.
William tej nocy leżał długo nie mogąc zasnąć. Patrzał w sufit z ręką podłożoną pod głową. Livi mruknęła odwracając się tyłem do niego. Myślał o czasie, który upłynął od porwania. Olivia w końcu znalazła kilka krótkich chwil na odpoczynek, ale i tak ciągle się uczyła, pracowała i dbała o niego. Właściwie chyba można powiedzieć, że była doskonała. Z ogromną siłą parła na przód i nie imały się jej żadne problemy. Przeskakiwała wszystkie przeszkody i nawet pokonała upiora - Alex. Miała tylko jedną jedyną wadę. Nie chce się ustatkować i nie chce rodziny... A William chce i to właśnie z kimś takim jak ona! Wyszalał się i wybawił w życiu, a teraz chciałby... Chciałby więcej. I musi czekać... Czekać jeszcze kilka lat. Poczeka...




16 komentarzy:

  1. Wierna odpowiem Ci już tutaj :) Tak wrzucę dzisiaj rozdział ;D Ale pewnie zauważyłaś! I znowu ta telepatia! Też mam wolny poniedziałek i wtorek więc korzystając z okazji pewnie pojadę się trochę po opiekać. Rano i wieczorem będę natomiast nie obiecuję co z rozdziałami. Zresztą jeśli nie wymyślę niczego nowego to jeszcze jeden i epilog ;(

    OdpowiedzUsuń
  2. Jej :D Coś mi mówi, że nie będzie musiał czekać długo :P Zadowolona z nowego rozdziału ale i smutna, że znowu muszę czekać na następny :P

    A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej no tak źle i tak niedobrze... Jak tu Ci dogodzić? :P
      Żartuje oczywiście. Delektuj się, bo to już koniec...

      Usuń
    2. Oj delektuje się :D Jedno się kończy, drugie zacznie :)

      A.

      Usuń
  3. Wchodzę, czytam komentarz Wiernej z pytaniem o nowy rozdział, odświeżam stronę, żeby dodać swój o podobnym brzmieniu i widzę nowy rozdział. To na pewno jest telepatia.

    A.

    OdpowiedzUsuń
  4. JESTEŚMY BOSKIE - taki wniosek! Jestem jeszcze przed czytaniem rozdziału, ale musiałam do napisać, bo potem bym zapomniała. :/
    I tak samo kilka dni temu miałam Ci mówić, że Spicy dobiło do 56 i tak samo(mniej więcej) dokończysz Windy. Ale Ci się ułożyło... :D

    Wierna.

    PS. Też się stęskniłam, dlatego napisałam! :D Ale nie mogłam na prawdę się wyrwać, SIŁA WYŻSZA.. :D Chociaż zaglądać czy rozdział jest czy nie, to zaglądam. Mniej więcej eee 1000 razy na dzień? Hahahahaha.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeeej, ten rozdział wydaje mi się całkiem inne niż wszystkie inne. To pewnie przez takie rozciągnięcie w czasie. Ale.. podobało mi się! Jakżeby inaczej! :)

    Wierna.

    OdpowiedzUsuń
  6. Muszę przyznać, że jakoś fajnie mi sie go pisało. Ale to pewnie z sentymentu, że już końcówka...

    OdpowiedzUsuń
  7. dasz radę coś jutro wrzucić?;)
    M.

    OdpowiedzUsuń
  8. Niestety nie :( Miałam wczoraj niesamowicie aktywny dzień i nie napisałam niczego :/

    OdpowiedzUsuń
  9. To tak jak ja, tyle że ja miałam super aktywną niedzielę. Jezu, nogi mi odmawiają posłuszeństwa już, jak mi nie odpadną to będzie cud! :D Ale dzięki temu mam już czekoladową opaleniznę, HA!
    Mam nadzieję, że będę miała co czytać jak wrócę! :D

    Pozdrawiam,
    Wierna Fanka.

    OdpowiedzUsuń
  10. Kochana! Ja na czekoladową opaleniznę muszę conajmniej dwa tygodnie pracować!
    Nie wiem, czy na pewno, ale jak wrócisz to już możesz mieć skończone Windy do przeczytania :) Baw się dobrze i wracaj do nas szybko ;*

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja muszę się namęczyć aby mieć czekoladową opaleniznę! Pracowałam dziś nad nią na działce ;-)
    Wierna wypoczywaj i baw się dobrze :-)
    Lena
    PS.W oczekiwaniu na kolejny rozdzialł...Tatiana znalazła w plecaku medal Szury...

    OdpowiedzUsuń

Znacie to uczucie kiedy jesteście powodem czyjegoś uśmiechu? Jest... Niesamowite!!