czwartek, 6 czerwca 2013

Windy Hill Rozdział 51

Wraz z wybiciem godziny dziesiątej państwo młodzi pożegnali się z gośćmi i poszli się przebrać, przed wylotem na swoją długo oczekiwaną podróż poślubną. Samolot startował równo o północy. Trzy tygodniowy pobyt na Bali ufundowany został przez rodziców Andy'ego i ofiarowany w prezencie ślubnym. Ta jakże niezwykła indonezyjska wyspa była od zawsze marzeniem Meredith. Przeżyła właśnie absolutnie najszczęśliwszy i najbardziej emocjonujący dzień życia. A teraz w swobodnej, letniej, niebieskiej sukience ze wzruszeniem obserwowała bardzo nieszczęśliwe stworzenie siedzące na murku przed restauracją i swojego męża głośno przełykającego ślinę, żeby opanować emocje.
Kiedy musieli się pożegnać nadszedł czas na prawdziwe łzy i rozdarcie Olivii. Wyjeżdżali na długo, a kiedy wrócą jej nie będzie... Później mimo że będą w jednym mieście ona będzie miała Williama, a oni siebie. Zdała sobie sprawę z pełną przejrzystością, że w tej właśnie chwili zupełnie rozchodzą się drogi jej i jej ukochanego brata. Zawsze byli przy sobie, zawsze się wspierali i nigdy nie było między nimi takiej prawdziwej złości, mogli na siebie liczyć absolutnie w każdej sytuacji. Teraz mają własne życie, własne problemy i własne miejsca na świecie i nie będą już nigdy tą beztroską parą dzieciaków, która z nieokiełznaną energią ganiała po łące na Four Tree Island, robiła sobie psikusy i rozumiała się bez słów. Lata beztroski, dzieciństwa odchodzą zapisane i zapamiętane w przeszłość, a nastaje czas dorosłości, ważnych decyzji i ruszenia w nieznane. Teraz Andy pewnie niedługo sam będzie miał takie szkraby, które wszyscy pokochają...
- Nie pożegnasz się? - podszedł w końcu do niej.
Skubała palcami brzeg ogrodzenia i nawet nie patrzała jak żegnają się z najbliższymi. Pokręciła przecząco głową nie podnosząc jej. Andy w eleganckich spodniach i błękitnej koszuli z krótkim rękawem przysiadł koło niej.
- Dlaczego?
- Nie mogę - wydusiła. Gula w gardle stawała się nie do wytrzymania.
- Przytulisz mnie chociaż?
Bez wahania objęła go mocno za szyję prawie dusząc.
- Wiesz o czym myślałam? - mówiła już otwarcie płacząc.
- O czym?
- Przypomniało mi się jak pomagałam ci wybrać ubrania na pierwszą randkę z Mery - rozkleiła się zupełnie - Byłeś taki zestresowany... A teraz się pobraliście.
Głaskał ją po włosach tuląc mocno. Przez chwilę nie mógł wypowiedzieć słowa.
- A wiesz o czym ja myślałem?
- Hmm?
- O tym jak biegałaś taka malutka w samych majtkach dookoła basenu w Portsmouth. Pamiętasz? W końcu do niego wpadłaś i musiałem cię ratować...
- I nauczyłeś mnie pływać - zaskomlała jakby to właśnie było najpiękniejsze wspomnienie z dzieciństwa.
- A teraz jesteś zupełnie dorosła i zostawię cię z facetem, który zaopiekuje się tobą lepiej niż ja bym mógł...
- Andy...
- Tak?
- Ja nie chcę, żeby to się kończyło. Nie chcę, żebyś wyjeżdżał...
- Oj mała... Ale ile się zaczyna! Niedługo wrócisz do domu z Williamem, spakujecie się i polecicie do twojej wymarzonej Europy... Nie cieszysz się? A późnej zamieszkacie w Bostonie, może niedaleko nas i będziemy się odwiedzać często...
- Przysięgasz?
- A wyobrażasz sobie, że o tobie zapomnę?
Zaśmiała się. Rodzina zgromadzona niedaleko nich w większości ocierała łzę patrząc na rodzeństwo na zmianę śmiejące się i płaczące.
- Nie dam ci...
- Możesz do mnie przychodzić kiedy tylko zajdzie taka potrzeba... No w końcu będziesz mi pilnowała dzieci!
Tym razem trzepnęła go w ramię.
- Zapomnij!
Odsunął ją od siebie i kciukiem przetarł mokre policzki.
- Zawsze możesz na mnie liczyć - jego oczy też były wilgotne, ale przecież facetowi nie przystoi beczeć. Zwłaszcza żonatemu!
- Tylko na nich popatrz... - wskazał brodą Meredith i Williama, którzy stojąc ramię w ramię w dyskretnej odległości czekali na moment w którym będą mogli dołączyć.
- Chciałabyś ich wymazać i wrócić do liceum?
- Nigdy! Musiałbym znowu chodzić z Robem!!
Roześmiali się obydwoje.
- Sama widzisz...
Meredith śmiało podeszła i wyciągając ją spod ramienia brata obejmując.
- Masz być grzeczna i słuchać Williama!
- A ty bądź bardzo niegrzeczna... Zanim cię zapłodni i rozrośniesz do rozmiarów...
- Nic już nie mów! - powstrzymała ją gestem - Jedziemy mężu...
- Tak jest.
- Widzisz jak to się robi? - mrugnęła Olivii, wsuwającej się w niosące ukojenie ramiona Williama, które się przynajmniej nigdzie nie wybierały. Patrzyli za odchodzącymi. Obserwowali jak Meredith zatrzymuje się przed samochodem z którego wyciąga swój wianek. Staje tyłem, a wszystkie panny ustawiają się za nią.
- Nie idziesz? - pyta ją William.
- Nie wierzę w zabobony... - prycha wierzchem dłoni wycierając policzki.
Meredith bierze zamach, wianek wylatuje w powietrze, chwila niepewności, zamieszanie w tłumie i wyłania się zupełnie nieoczekiwany zwycięzca. Wielce z siebie zadowolony ośmioletni Josh podskakuje dumnie unosząc zdobycz. Rozlega się śmiech.
- Na nic ci się to przyda mały! - ktoś krzyczy.
- Oddaj to Meredith skarbie - nakazuje mu matka. Ale chłopiec ani myśli. Dumny i zupełnie poważny podchodzi do Olivii.
- Proszę - mówi tonem małego dżentelmena.
Zaskoczona odruchowo wyciąga po niego ręce i tą drogą staje się kolejną panną w kolejce do zamążpójścia. Mruga odrobinę zdezorientowana, kiedy wszyscy zaczynają się śmiać i klaskać. Dopiero po sekundzie to do niej dociera. Przez chwilę chce się tłumaczyć, że przecież nie ona go nie złapała, ale na nic się to zda. Nie wiedząc co zrobić zarumieniona chowa się w ramionach Williama, który również trzęsie się ze śmiechu. Ma ochotę udusić Hugo gołymi rękoma, kiedy zaczyna krzyczeć "Gorzko, gorzko!", a wszyscy od razu to podłapują. Nawet rodzice!! I Franceska, ciocia Kate, Samija, Carlson, Kyle z Jess... Wszyscy tu są. Aż jej dzwoni w uszach od tego krzyku. Zerka nieśmiało na Williama, który patrzy na nią zupełnie śmiało. Pochyla się, a Olivia jak sparaliżowana wpatruje się w jego roześmiane oczy. Całuje ją miękko i delikatnie, żeby po chwili dać satysfakcję wszystkim dookoła i rozchylić jej usta językiem. Zaskoczona oddaje pocałunek dotykając jego gładkiego policzka. Hmm... Woli jak jest mniej gładki. Niezadowolona przerwaną przyjemnością wysuwa brodę prosząc o więcej.
- Jeej, nie tu Oliwko - karci ją żartobliwie i dopiero to ją otrzeźwia. Ogląda się za siebie i widzi dużo, o wiele za dużo uśmiechniętych twarzy. Z drugiej strony ulicy błyska flesz. Paparazzi... Zniesmaczona znowu się rumieni i znowu ma ochotę schować twarz w ramie swojego niepokornego mężczyzny. Limuzyna z rejestracją "Nowożeńcy" odjeżdża.

Małżonkowie odjeżdżają, a goście wracają do ogrodu. Olivia idzie do toalety poprawić makijaż, a William zostaje natychmiast porwany przez Carlsona i Lucasa. Teraz, kiedy oficjalna część imprezy się już definitywnie skończyła ci, którzy starali się trzymać fason zupełnie sobie odpuścili. alkohol nie przestawał płynąć, muzyka nie przestawała grać, a ludzie nie przestawali się bawić. Kto był absolutna gwiazdą? Oczywiście pan burmistrz Gatterby. Biedna jego małżonka, która cały czas robiła dobrą minę do złej gry i udawała, że to nic takiego, że mąż zatacza się po całej sali i zaczepia w mało przyjemny sposób wszystkie młode dziewczyny. Olivii udało się go ominąć dwa razy, ale jak to się mówi do trzech razy sztuka! Wpadła na niego wychodząc z toalety. Zdaje się, że właśnie celował w jej drzwi...
- To damska panie Gatterby - mruknęła omijając go szybko. Wstrętna, tłusta łapa zacisnęła się na jej nadgarstku. Seria paskudnych wspomnień przewinęła jej się przez myśli. Szarpnęła się, ale wywołała tylko mocniejsze zaciśnięcie się palców - Proszę mnie puścić - warknęła.
- Wiecznie gdzieś uciekasz... - wybełkotał - Musimy sobie chwilę porozmawiać zanim cię znowu uprowadzą - zaśmiał się.
- Możemy porozmawiać, ale proszę mnie puścić.
- Mowy nie ma! Aleś sobie wykombinowała z tym Hillem - zachichotał - Gdybym wcześniej wiedział, że lubisz starszych facetów, to byśmy inaczej rozmawiali!
- Proszę mnie w tej chwili puścić!
- No przestań grać taką nieprzystępną! Już teraz nie musisz udawać. Chodź sobie tam usiądziemy - pociągnął ją na kanapę. Szarpnęła się mocniej. Serce jej waliło pompując adrenalinę, w ustach zaschło i wszystko zobaczyła jakby ostrzejsze. Jej mózg zaczął kombinować jakby się wymknąć napastnikowi, a strach zablokował wszystkie mięśnie. Jeśli się zacznie szarpać, jeśli on ją mocniej pociągnie znowu zacznie boleć. Chce tylko, żeby usiadła. Może wtedy ją puści. A jeśli nie? Zaczęła się trząść. Dlaczego nikogo tu nie ma? Przecież musiała się przeciskać, żeby dotrzeć do toalety! Gdzie jest William?!
- Ale zaskoczyłaś mnie wiesz? Taki wielki facet i ty... - uśmiechnął się pazernie.
- Puść mnie! - nie wytrzymała i trzepnęła go z całej siły w rękę którą ją trzymał. Zahamował i popatrzał na nią zamroczonym wzrokiem.
- Co ty robisz? - uniósł uderzoną dłoń nie puszczając jej przez co przysunął ją jeszcze bliżej. Nie... Nie mogła zrobić ani kroku dalej. Zaparła się nogami i trzęsąc ze strachu zerkała w stronę wyjścia do ogrodu. Dlaczego nikogo tu nie ma?! Nikt jej nawet nie usłyszy!
- Puszczaj mnie! - zrobiła tak groźną minę na jaką tylko mogła się zdobyć.
- Hej! - ostry głos i szybkie kroki - Puszczaj ją w tej chwili!
Hugo prawie wyłamując mu palce odciąga jego dłoń od jej nadgarstka.
- Jeśli jeszcze raz zobaczę cię przy Olivii, albo Samii, powyrywam ci te spasione paluchy! - Hugo odpycha go i gdyby nie ściana burmistrz z hukiem upadłby na podłogę.
- Nic ci nie zrobił? - obejmuje wyprowadzoną z równowagi dziewczynę.
- Nie - odpowiada łamiącym się głosem - Tylko się wystraszyłam...
- Przecież nic jej nie zrobiłem! - słyszą za sobą.
- Spieprzaj stąd Gatterby - warczy Hugo - Na pewno nic ci nie jest? - bierze jej rękę i ogląda nadgarstek. Jest zaczerwieniony, ale gorszy jest siniak, który był tu już wcześniej.
- Naprawdę nic mi nie jest... Tylko zareagowałam za nerwowo.
- Masz prawo reagować jak ci się podoba. Chcesz, żebym zawołał Williama? - patrzy jak Olivia się wysila, żeby jej dłoń nie drżała.
- Nie - zaprzecza szybko - Nie mów mu nic, zdenerwuje się - a zdenerwowany William na pewno nie ograniczyłby się do rozmowy...
Hugo zerka wściekle na Gatterby'ego, który toczy się do ogrodu.
- Chodź napijemy się czegoś...
Olivia jest blada i wygląda na nieźle wystraszoną.
- Upijasz mnie na każdej imprezie... - stara się żartować.
- Bo jesteś dobrą kompanką!
- Dzięki za Gatterby'ego...
- Jesteśmy kwita!
- Jak to?
- No... Ty mi pomogłaś z Sami, ja tobie z tym... nim.
Popatrzała na niego zdziwiona. Sami mu powiedziała?! Nie... Na pewno nie!
- Skąd wiesz?
- Bo wiem - podał jej swoje ramie i skierował do ogrodu - Możesz mnie nazwać świnią... - uśmiecha się bynajmniej nie zawstydzony.
- Podsłuchiwałeś?! Ty świnio!
Śmieje się jeszcze głośniej.
- To naprawdę było bardzo miłe z twojej strony! Też cię lubię!
- Ja właśnie zmieniłam zdanie!
- No przestań! Nie specjalnie przecież. Naprawdę jej szukałem i nie mówiłyście najciszej...
- Wstręciuch... Przynajmniej wykorzystaj zdobytą wiedzę.
- No ze szwagierką chyba mi wolno porozmawiać!
- Lepiej nie kuś losu - klepie go w ramie, kiedy wchodzą między stoliki - I jeszcze raz dzięki...
- Lubię być taki rycerski - ciągle się wygłupia... Jak Sami to znosi?!
Dosiadają się do Samiji i Kyle'a i Hugo od razu obejmuje dziewczynę.
- Że tak zapytam... - pochyla się i napełnia wszystkie kieliszki - Gdzie wasze osoby towarzyszące? - patrzy to na Liv, to na Kyle'a.
- Upijają się gdzieś indziej - dziewczyna przechyla całą zawartość kieliszka ignorując zdziwione spojrzenie Sami - Zapomniałam dodać... Za Mery, Andy'ego i Bali - podsuwa Hugo do ponownego napełnienia.

Liczyła, że William za chwilę sam się odnajdzie, ale kiedy po trzecim i czwartym kieliszku go nie było zaczęła się niecierpliwić. Hmm... Pewnie wszedł w jakąś dyskusje z Carlsonem, albo kimś innym i zupełnie stracił poczucie czasu. Zbliżała się północ i goście powoli zaczynali się rozchodzić. Muzyka nie cichła, ale zrobiło się zdecydowanie spokojniej. Sami udała się po bardziej kolorowe drinki, bo istniała szansa, że któraś z nich w pewnej chwili po prostu odpadnie po tych kielichach. Kiedy wróciła była dziwnie spięta. Postawiła przed Liv jedną ze szklanek. Wyglądały i pachniały przepysznie!
- Pij - kiwnęła głową.
Olivia rozbawiona tym co też znowu koleżanka wymyśliła skosztowała napoju. Mmm! Słodziutki i orzeźwiający jednocześnie. Mieszanka likierów i owoców zupełnie maskowała smak alkoholu, ale Liv była na tyle ostrożna, żeby go dawkować powolutku. Stan wesołego podchmielenia w jakim się znajdowała zupełnie jej odpowiadał. Kyle zagadał Hugo, a Sami się do niej przysunęła.
- Co ci znowu? - szepnęła Olivia.
- Mnie nic, ale zobaczymy na ile prawdziwe było to co mówiłaś...
- Znaczy?
- Idź poszukać Williama.
- Dlaczego? Przypuszczam, że daleko nie poszedł.
- Chodź - Sami się podniosła i złapała ją za dłoń.
- Gdzie? - ruszyła za nią niechętnie. Póki nie było przy niej Williama, a Gatterby nadal gdzieś się tu kręcił wolała się trzymać blisko Hugo...
- Gdzie idziecie? - zapytał w tym samym czasie Hugo.
- Za chwilę wracamy - ruszyły w stronę baru i Olivia zaczynała się z niej śmiać.
- Sami nie bądź taka tajemnicza, bo pomyślę, że mnie porywasz!
- Nie... Chcę ci tylko coś pokazać i sprawdzić jak się mają do tego twoje zasady.
Olivia pomachała Francesce rozmawiającej z jej rodzicami, a ta jej odmachała. Pewnie rozmawiają o niej... Może powinna tam podejść?
- Sami gdzie my właściwie idzie...
Słowa jej zamarły w ustach, kiedy spojrzała w stronę baru. W stronę miejsca do którego się udawały.
- Przypatrz się uważnie i powiedz mi jeszcze raz co zrobić jak Hugo zabawia wszystkie kobiety dookoła.
Samija nie do końca zdawała sobie sprawę co robi. Nie wiedziała o super tajnym sekrecie Olivii, w który to nadal uważała swoją kobiecość za coś co nie istnieje. Nie wiedziała, że wystarczy mały podmuch wiatru, żeby jej wątła pewność siebie tak ciężko budowana uleciała daleko, daleko... Siedzieli na stołkach barowych prawie przodem do siebie. Obydwoje trzymali w dłoniach szklanki z alkoholem i rozmawiali nie zwracając uwagi na nic i nikogo. William coś powiedział, a Jess wybuchnęła śmiechem odrzucając do tyłu włosy. Rude pasemka błysnęły w świetle świec ustawionych w długim rzędzie na barze. Odpowiedziała mu i również zareagował uśmiechem. Zaczęła coś opowiadać, a on słuchał z uwagą.
- Pokaż mi teraz co powinna zrobić dziewczyna w takiej sytuacji - Sami ponowiła wyzwane. Wielkie wyzwanie. Olivia nie wiedziała co gorsze... Szarpać się z Gatterby'm czy widzieć Williama tak zajętego przez być może przeciętnej urody, ale zabawną i błyskotliwą dziewczynę.
- Sami... - mruknęła zniesmaczona - Nie wiedziałam, że tak cię ciągnie do afer. Oni tylko rozmawiają.
- Mów co chcesz, ale powiem ci tylko tyle, że od samego początku nie spuszczała z niego wzroku...
Podeszła bliżej, a Sami poszła za nią. Zaufanie... Zaufanie, ufać, wierzyć, nie wątpić, polegać... Nie mogła sobie przypomnieć innego synonimu i z przerażeniem uznała, że w tej chwili to tylko nic nie znaczące słowa. Dlaczego tak się do niej uśmiechał?
- Hej - odezwała się niewyraźnie - Tu się ukryliście - blady uśmiech.
William odwrócił się tyłem do baru, a Jess tylko jakby bardziej przodem do niego.
- Najciemniej pod latarnią - roześmiała się. Czy to nie było czasem złośliwe? Olivii przemknęło przez myśl, że nie rozumie jak mogła z początku uznać ten uśmiech za uroczy.
- Stęskniłaś się? - zapytał William przyciągając ją pomiędzy swoje nogi i wodząc dłońmi po pasie i biodrach. Barman kiedy tylko zauważył nowe osoby od razu zakręcił się koło bufetu.
- Właściwie to przyszłyśmy po drinka, ale to też jest całkiem przyjemne... - umościła sobie miejsce w jego ramionach - Nie chciałyśmy wam przeszkadzać, więc poprosimy tylko to pyszne i kolorowe i już się zmywamy - uśmiechnęła się do Jess.
- Nie! - William od razu zacisnął na niej bardziej ramiona - Jess właśnie mi opowiadała, że była w zeszłym roku w Sienie. Wyobrażasz sobie jaki przypadek?
- Tak?
- Mhm - kiwnęła ochoczo głową - I strasznie ci zazdroszczę, bo tereny wokół Monteliscai są obłędne.
- Tak? - powtórzyła głucho. Nie miała pojęcia co to jest Monte coś tam i zastanawiała się dlaczego ta wymawia to z takim akcentem.
- Już niedługo sama zobaczysz - William wtulił się w nią zupełnie tak jakby byli sami w domu.
- Szkoda, że się nie spotkaliśmy rok temu - powiedziała Jess zupełnie innym tonem. Takim... takim jakimś...
- Proszę drinki - kelner postawił na blacie dwie szklanki. Samija milcząc przyglądała się scenie w której to William nie chcąc wypuszczać Olivii z ramion sięga do tyłu i jej ją podaje. Już chyba zrozumiała o co chodzi. Zatrzasnął ja z powrotem w uścisku i nie pozwolił odejść.
- A wy się gdzieś wybieracie z Kyle'm? - pyta.
- Nie planowaliśmy jeszcze - wzruszyła ramionami.
- My z Liv byłyśmy w zeszłym roku na Block Island! Pod sam koniec wakacji. Blisko i naprawdę bardzo fajnie polecam.
Zaczynają rozmawiać o różnych kurortach w pobliży NY, które można odwiedzić, a Olivia stojąc pomiędzy nimi zerka na Williama. Ma przechyloną głowę i pytanie w oczach. Cholera... Jakby się przyssała i nie mogła przestać zaczyna pić przez słomkę drinka. Właściwie w ciągu kilku sekund znika połowa zawartości. William dotyka brzegu szklanki wskazującym palcem i odciąga ją w dół.
- Przejdziemy się? - pyta.
- Jak chcesz... - odpowiada mu obojętnie. Bez słowa wstaje, łapie ją za rękę i rusza w alejki ogrodu oświetlone jedynie pojedynczymi lampionami. Idą w milczeniu od czasu do czasu mijając spacerujące pary aż dochodzą w miejsce gdzie wtedy siedziała z Sami. Liv zatrzymuje się koło tego samego krzaka dzikich róż, które z każdą nocną godziną pachną coraz intensywniej.
- Możemy tu chwilę posiedzieć?
William wskazuje jej dłonią miejsce. Siada i wlepia wzrok w ten piękny, nowojorski obrazek zatoki. William robi to samo.
- Jesteś zła? - pyta.
- Nie wiem...
- Chyba powinnaś.
Zmraża ją to.
- Dlaczego?
- Znikam na długo i zastajesz mnie przy barze z obcą dziewczyną... Ja bym był zły.
Zastanawia się chwilę.
- Przecież ci ufam - odpowiada nie do końca przekonana.
- Naprawdę mi ufasz? - łapie ją w pasie i przeciąga przez swoje kolana. Siedzi teraz na nich z nogami wyciągniętymi na ławce opierając się o Williama - Naprawdę z dnia na dzień tak bardzo mi zaufałaś?
- Staram się.
- Dziękuję - buziak w czoło. Nie ma sensu tłumaczyć, że Jess sama się dosiadła, kiedy jej ojciec odszedł zawołany i nie chciała się odczepić. Takie wyjaśnienie byłoby słabe...
- Długo... rozmawialiście?
- Troszkę.
- Nie rób tego więcej...
- Nie rozmawiać z dziewczynami?
- Nie w ten sposób.
- Bez ciebie?
- Bez nikogo z drinkiem przy barze... To nie wygląda dobrze.
- Wiesz, że tylko rozmawialiśmy?
- Staram się wiedzieć...
- Rozumiem. Co zrobić, żebyś przestała być zła?
- Zaraz mi przejdzie. Gatterby mnie trochę wkurzył... - odwróci tym jego uwagę?
- Co zrobił? - natychmiastowa zmiana tonu. Pewnie, że odwróci!
- Zaczepił mnie, ale na szczęście Hugo był w pobliżu.
- Mówił ci coś?
- Takie tam... Pijackie brednie.
Przycichnął jakby sobie to musiał przemyśleć.
- Przepraszam.
- Za co?
- Że mnie nie było.
Zaśmiała się.
- Nie musisz mnie pilnować całą dobę...
Znowu pocałował ją w czoło i uniosła głowę, żeby na niego popatrzeć.
- Chyba wiem co mógłbym zrobić, żebyś się poczuła lepiej.
Pocałowała go.
- Czy nie powinniśmy w celu tego czegoś wrócić do domu?
- Pewnie tak - on pocałował ją - Ale nie wiem czy zdążymy.
Kiedy jego dłoń niby od niechcenia przejechała po jej piersi uśmiechnęła się czując jaką reakcję to u nich obu wywołało.
- Tutaj?
- Teraz.
- A jak ktoś przyjdzie?
- To się zawstydzi i pójdzie.
- Jak mam to z ciebie zdjąć tutaj? - pocierała dłońmi o marynarkę.
- To zrobisz w domu.
- Nie chcę w ubraniu.
- Przytul mnie mocno.
Objęła go za szyję. Czuła niesamowite podekscytowanie. Są w miejscu publicznym i w każdej chwili ktoś może podejść. Alkohol, czy nie wywołał u niej tą odwagę nieważne!
- Musisz być cicho. Jak ktoś nadejdzie będziemy udawać, że tylko sobie siedzimy.
- Co chcesz zrobić?
Odpowiedziała jej jego dłoń wsuwająca się pod suknie.
- Bardzo mi się podoba to przezroczyste... - szeptał jej na ucho drugą dłonią pieszcząc udo przez materiał - Mogłabyś sobie załatwić więcej takich ubrań...
- Chcesz, żebym chodziła w przezroczystych ubraniach?
Jego dłoń właśnie sunęła po udzie docierając do granicy majtek. Palce muskały ciepły, gładki materiał, a Olivia tak strasznie zapragnęła, żeby go nie było. Miał nad nią olbrzymią władzę. Nigdy nie będzie mu w stanie odmówić, ani nie zareagować w ten sposób na jego dotyk.
- Chcę w tym zobaczyć twoje piersi... Nie puszczaj mnie - zastrzegł, kiedy zaczęła się wiercić. Pokonał przeszkodę z bielizny i gładził ją palcami po wrażliwej skórze. Słuchał szybszego oddechu i prawie wyczuwał zbierające się u niej zniecierpliwienie. Jego palce przesuwały się po coraz wilgotniejszym ciele. Nie napierał po prostu głaskał, a ona ściskała go coraz mocniej. Jęknęła, kiedy docisnął palce odrobinkę bardziej.
- Musisz być cichutko kochanie - szepnął cały czas obserwując alejkę z której ktoś mógł nadejść. Olivia w granicach możliwości sukni rozchyliła nogi i sięgnęła swoją dłonią do dłoni Williama.
- Spodobało ci się ostatnio co? - naparł jeszcze mocniej, a ona zacisnęła nogi - Rozchyl nogi i mnie obejmij. Przytul się, a robotę zostaw mnie.
Chciała go pocałować, ale nie mógł stracić widoku na alejkę, więc jej na to nie pozwolił. To nie może trwać zbyt długo. Nie chciał, żeby ktoś zobaczył jego dziewczynkę spalaną przez pożądanie. Zaczął zataczać na niej małe kółeczka celowo omijając krytyczny punkt. Małe rączki zacisnęły się ze swoją zaskakującą siłą na jego szyi i ramieniu, a gorący oddech owiewał mu policzek. Była bardzo podekscytowana tym co robią i gdzie to robią. Kiedy spojrzała za Williama pomiędzy gałęziami róży widziała w oddali pary wirujące na parkiecie. Byli na tyle niedaleko, że wyraźnie słyszała muzykę i na tyle daleko, że mogła sobie pozwolić na westchnienia rozkoszy, kiedy tak ją pieścił.
- Williamie... Pojedźmy szybko do domu... - poruszyła się i najechała pupą na napięty materiał jego spodni. Zignorował jej prośbę nacierając palcami mocniej - Proszę... Też chcę cię... A! - wyrwało jej się, kiedy Wślizgnął się palcem do środka. Nie, jednak nie... Lepiej jak dokończą tutaj! Już nie starał się podtrzymywać jej podniecenia na jednym poziomie. Chyba uznał, że koniec zabawy. Zaatakował jej delikatne ciało, które zareagowało natychmiast go pochłaniając. Wsuwał i wysuwał palce pocierając nimi o to magiczne miejsce przez które zaczynała zupełnie tracić kontrolę.
- Cii - cały czas ją upominał, kiedy wyrwał jej się jakiś jęk.
Przyciskała się do niego tak mocno, że zaczęły jej drętwieć ramiona. Ciśnienie wzrastało, a jego ruchy przyspieszały, żeby doprowadzić ją do wyzwalającego spełnienia. Krzyknęła. Nie potrafiła nad tym zapanować. Przycisnął jej głowę do swojego ramienia tłumiąc odgłosy. Poczekał aż przestanie pulsować, wyciągnął dłoń i wygładził suknie. Olivia podkurczyła nogi i pocałowała go w policzek.
- Już nie jesteś zła? - uśmiechnął się.
- No cóż - nadal nierówno oddychała - Jeśli uważasz, że załatwiłeś sprawę poczekaj aż wrócimy do domu...
- Na taką odpowiedź liczyłem - odparł wiercąc się pod nią i wbijając swoją twardość w jej udo.
- A co wy tu robicie tacy zupełnie sami?
Olivia podskoczyła wystraszona na dźwięk męskiego głosu.
- Podziwiamy widoki - spokojnie odpowiada William.
- Pewnie już im się marzą toskańskie łąki - wdzięczny śmiech.
To Kyle z tą dziewuchą...
- A wy co tu robicie zupełnie sami? - Olivia podłapuje ton kolegi. Zabiera nogi z ławki i przesuwa się tak, że siedziała tylko na jednym kolanie Williama. Nadal lekko rozedrganą dłonią poprawiła suknię.
- Yyy... - jąka się Kyle - Przyszliśmy podziwiać widoki...
Zaczynają się śmiać.
- Liv wyglądasz jakbyś miała za chwile usnąć - powiedziała zbyt miłym tonem Jess.
- Nawet sobie nie wyobrażasz jak tu wygodnie - dotknęła policzka Williama na którym w końcu zaczął się pojawiać zarost i pocałowała go w brodę. "Albo i sobie wyobrażasz" - pomyślała. William położył jej dłoń na udzie i w blasku księżyca i świec od razu zauważyła, że jego dwa palce lśnią od wilgoci... Jej wilgoci! Szybko zakryła je swoją dłonią czując, że się rumieni.
- Chyba zaraz się zbieramy - powiedział Kyle.
- My też - William uwolnił swoją dłoń i dotknął nią twarzy Olivii. Palcem wskazującym przejechał jej po ustach. Wstrzymała oddech nie odrywając od niego wzroku - Prawda kochanie?
- Mhm - pokiwała głową i pocałowała go w tego palca minimalnie biorąc go między usta. Skoro tak chce się bawić... Jakie to było wszystko niesamowite, ekscytujące i nieprawdopodobne. Rozmawiali jeszcze przez chwilę, bo ze względu na... stan Williama nie mogli tak po prostu wstać i pójść. Olivia zwróciła uwagę na to co jej powiedziała Sami. Rzeczywiście Jess uważnie obserwowała Williama, a kiedy coś mówił aż otwierała buzię. W momencie w którym się zaśmiał prawie westchnęła zachwycona. Z jednej strony to było denerwujące, ale z drugiej... Nie dało się ukryć, że jej facet wzbudza bardzo silne emocje u większości kobiet. Ale! Ale to jej facet, który na chwilę przed ich przyjściem skończył ją zaspokajać i stara się opanować erekcję wbijającą jej się w udo. Może i leciały na niego zarówno dziewczyny jak i dojrzalsze kobiety. Grunt, że on nie leciał na nie!



9 komentarzy:

  1. Dzisiaj nie musicie się upominać o nowy rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wracam z pracy, zaglądam na bloga żeby pytać kiedy następny rozdział a tu taka niespodzianka :D Ehh :) Od razu lepszy humor :)

    A.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana takie numery możesz wykręcać codziennie!
    A.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jadę do domu i zaglądam tu ... a tu takie cudo! Od razu humor mi się poprawił:) Poproszę od dzisiaj tak codziennie (albo przynajmniej co drugi dzień...), ponieważ zaczynamy remont mieszkania i ...jakby tu powiedzieć... każde z nas ma swoja wizję... masakra! Czeka mnie ciężka przeprawa! Jutro za to rozładuję się na siłowni! :P
    Lena

    OdpowiedzUsuń
  5. He he chodzimy na siłownie w te same dni? Ja w zeszłym roku przeszłam przez remont trafiając na wręcz doskonałe przykłady polskich "fachowców", więc nie zazdroszczę! Ale usiąść sobie w wykończonym według własnego pomysłu salonie... BEZCENNE!

    A. będę wykręcała jak najczęściej będę mogła :*

    Właśnie uzmysłowiłam sobie spore przeoczenie i muszę powiedzieć "cholera jasna!!"... Zapomniałam zaprosić Stacy na ślub...

    OdpowiedzUsuń
  6. Spokojnie ona na pewno była na ślubie tylko po prostu nie rzucała się w oczy :P Ja z kolei chciałabym wiedzieć gdzie podziewa się Preston, ale na pewno nam to niedługo zdradzisz.
    Ja z kolei czytając poprzedni rozdział, tak skupiłam się na Olivii i Williamie, że dopiero dzisiaj w pracy uświadomiłam sobie, iż Bradley Moore to Bradley Moore z siłowni. Robię swoje w pracy, skupiam się żeby zrobić to dobrze a tu nagle taka myśl. Aż się uśmiechnęłam sama do siebie. To jest przykład co Twoje opowiadania robią z ludźmi (przynajmniej niektórymi) :P

    A.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ale ja miała dokładnie to samo ze Stacy :D Siedzę sobię i stukam w klawiaturę (ponieważ pracuję przy komputerze) i nagle taki przebłysk :) Cieszę się, że tak to analizujesz ;)

    OdpowiedzUsuń

Znacie to uczucie kiedy jesteście powodem czyjegoś uśmiechu? Jest... Niesamowite!!