środa, 12 czerwca 2013

Windy Hill Rozdział 54

Miesiąc później...




Olivia uwijała się w wielkiej kuchni z wprawą, którą zaskakiwała sama siebie. Na przystawkę przygotowała tradycyjną toskańską zupę pomidorową z bazylią i mozarellą, na pierwsze danie miała cielęcinę z prosciutto, gnocchi w trzech sosach, małże w białym winie i risotto z zielonymi szparagami, a na deser oczywiście klasyczną panna cottę i tiramisu. Właśnie przygotowywała ciasto na muffinki marchwiowo - jabłkowe, które poda na kolację. Wyjrzała przez okno nad zlewem na drogę dojazdową do domu. William z gośćmi powinien niedługo być. Uśmiechnęła się podekscytowana. Odległość do Aeroporto di Siena powinno się pokonać w trzydzieści minut, więc on zrobi to w piętnaście.
- Olivia! - usłyszała męski głos dobiegający z salonu. Uśmiechnęła się na ten dźwięk. Uwielbiała jak Włosi akcentują "o"w jej imieniu i resztę prawie wyśpiewują.
- In cucina Clemente! - odkrzyknęła dumna z siebie. William codziennie uczył ją trochę włoskiego i mogła się pochwalić, że umiała już powiedzieć o co jej chodzi w sklepie (William wypisywał jej na kartce włoskie nazwy produktów), a w czasie rozmowy ogarniała przeważnie ogólny sens wypowiedzi rozpoznając niektóre słowa. Obiecała, że po powrocie zapisze się na jakiś kurs i następnym razem nie będzie się już tylko przysłuchiwała w milczeniu. Bo to, że chce tu przyjechać ponownie było pewne!
W drzwiach pojawił się wesoły mężczyzna około pięćdziesiątki z ciemno siwymi kręconymi włosami i gęstym wąsem. Sąsiad!
- Gianna mi ha mandato un vino con il quale hai chiesto - uniósł do góry dwie ciemne butelki.
- A! Wino! - ucieszyła się Olivia - Grazie molto! Adoro il vostro vino!
Mężczyzna się zarumienił. Robił to za każdym razem, kiedy się do niego uśmiechała. Z początku źle to zinterpretowała, ale szybko się zorientowała, że jest po prostu nieśmiały! Nieśmiały Włoch to nie lada okaz! Wytarła dłonie w fartuszek i odebrała od niego specjał jego żony. Gianna bynajmniej nie była nieśmiała i właściwie z początku to Olivia bała się przy niej odezwać zupełnie przytłoczona jej charyzmą. Koniec końców to właśnie dzięki niej goście padną od doznań smakowych. Clemente jeszcze raz się uśmiechnął, zarumienił i wyszedł. Wsadziła wina do lodówki. Wiedziała, że Gianna by ją za to prześwięciła, ale w końcu była Amerykanką i miała te wszystkie swoje amerykańskie "widzi mi się". W gorący dzień pijemy schłodzone napoje i bez dyskusji.
Zebrała z blatu wypolerowane sztućce i wyszła na taras nakryć do stołu. Leżał na nim bieluteńki obrus, zdążyła już rozłożyć talerze i serwetki, a na środku stał dumnie wielki bukiet kolorowych kwiatuszków, które zebrała rano na łące. Usiadła na jednym z krzeseł i zapatrzyła się na ową trawiastą przestrzeń ciągnącą się aż po horyzont. Ocean z trawy poprzetykany pojedynczymi drzewami był miejscem na które mogła patrzeć bez końca. Nie wiadomo jak bardzo była zmęczona tutaj w ciągu kilku minut odzyskiwała cała energię. A bywała już bardzo zmęczona... Zmęczona do nieprzytomności. Łąka stała się szumiącym świadkiem wielu ich aktów miłości. Zawsze kiedy siedzieli tu oglądając zachody słońca nachodził ich taki szczególny nastrój...
Toskania. Wiedziała, że pokocha Europę nie wiadomo jak bardzo by ją zawiodła, ale nie sadziła, że aż tak. I nie zawiodło jej tu nic. Absolutnie każdy szczegół wzbudzał w niej ekscytacje i zachwyt. Kochała tu każde drzewo, każdego owada i każde źdźbło trawy. Wspaniała zielona kraina tętniła taką niesamowitą energią, że porywała jak tylko wciągnęło się pierwszy haust powietrza. Przyjechali tu na trzy, góra cztery tygodnie. Teraz zaczynał się szósty, a oni nigdzie się nie wybierali! Ich własny raj, który przyczynił się do zabliźniania ran nie tylko tych zewnętrznych, codziennie absorbował całą ich uwagę i dawał powody do pięknych emocji. Dom był nieziemskim połączeniem wiejskiego stylu i miejskiego komfortu. Było tu wszystko potrzebne do dostatniego życia tyle, że zabudowane prawdziwym drewnem i w otoczeniu na jakie właśnie patrzała.

To dosłownie dom z obrazka, a konkretnie z obrazu, który zawiśnie w ich domu w Bostonie nad kominkiem. William opowiedział jej historię malowidła, które dostała od jego matki. Francesca jako młoda małżonka wyjechała stąd do wielkiego, zimnego świata za oceanem. Cieszyła się z tego i nie żałowała decyzji, ale wychowana w klimacie śródziemnomorskim, gdzie wszyscy ludzie są sobie przyjaciółmi i wszyscy żyją jak rodzina nie mogła się przystosować do obcości i chłodu jaki panował w Ameryce. Szybko zdobywała przyjaciół i ich dom nigdy nie był pusty, ale równie szybko się przekonała, że ludzie nie zawsze są tymi za kogo się podają. Tęskniła potwornie. Bała się nawet na chwilę wracać do rodzinnego domu, z obawy, że pęknie jej serce, kiedy będzie musiała znowu z niego wyjechać. Ale mąż zaproponował jej pewne rozwiązanie, z którego postanowiła skorzystać. Znając zdolności swojej młodej żony przyniósł jej pewnego dnia farby, sztalugę i płótno, a ona zaczęła wyrzucać wszystko co miała w sercu własnie w ten sposób. Pewnego dnia Walter po powrocie z pracy zastał ją zupełnie spokojną, uśmiechniętą i tak ciepłą jak w dniu w którym ją poznał. W salonie nad kominkiem wisiał nowy obraz na którym z każdym najmniejszym szczegółem odwzorowała swój toskański raj. Kiedy na niego patrzała czuła wiatr uderzający o liście bluszczu częściowo porastające południową ścianę, czuła zapach trawy z łąki za domem i promienie słońca ogrzewające jej twarz. Tego wieczoru długo siedzieli przed kominkiem i oglądali dzieło. Tego wieczoru powiedziała mu, że spodziewają się pierwszego dziecka, a siedem miesięcy później na świat przyszedł William. Olivia wzruszyła się do łez uświadamiając sobie jaki skarb dostała. Jaką miał wagę sentymentalną i wręcz historyczną.

Nagle usłyszała dźwięk silnika samochodu i szum opon na podjeździe. Eh... Zwracała mu milion razy uwagę, żeby nie zajeżdżał tak szybko pod dom, bo wzbija tym tumany kurzu, ale równie dobrze mogła kazać rybie dać głos! Weszła do kuchni i ściągnęła fartuszek odwieszając go na haczyk za lodówką. Przechodząc przez korytarz zerknęła na lustro. Poprawiła włosy, wygładziła kwiaciastą sukienkę i postukała się w czoło. Po co to robi?! Tylko dlatego, że po raz pierwszy od ponad miesiąca zobaczy kogoś... Jakby to określić... Kogoś z tamtego odległego świata? Usłyszała głosy na zewnątrz i nie czekając dłużej wyszła na zalany słońcem ganek.
- LIV!!! - dopadł ją głośny pisk jej najlepszej przyjaciółki i już po chwili skakały ściskając się serdecznie i mówiąc jedna przez drugą. Eh Sami! - myślała Olivia - Jak ty wyglądasz?! Opalona, szczuplejsza, promienna prawie błyszczała w tym słońcu - Jak ja się stęskniłam! - znowu ją objęła.
- Ja też się stęskniłem... - usłyszały nad sobą. Tak jak Olivia od Samiji tak Hugo nie mógł oderwać wzroku od Olivii. Z bardzo podobnymi wrażeniami porwał ją w ramiona i okręcił dookoła. Zapiszczała radośnie zaciskając ramiona na jego szyi.
 - Pięknie wyglądasz - powiedział odstawiając ją z powrotem na ziemię, ale nie wypuszczając jej ramion z dłoni.
- Dziękuję - uśmiech nie schodził jej z ust.
- Ekhm - chrząknął William trzymający się z tylu.
- Chyba sugeruje, że powinienem cię puścić.
- Tak... myślę, że chodzi własnie o to... - szeptali konspiracyjnie.
- Myślisz, że z tobą się nie przywitam? - minęła Hugo - Nie było cię całe dwie godziny!
Spojrzała na swojego zabójczo przystojnego, bosko opalonego mężczyznę ubranego w białą koszulkę i jeansowe szorty i nawet się nie zastanawiając skoczyła mu w ramiona. Objęła go nogami w pasie i chwyciła się szerokich ramion.
- Miałeś tak szybko nie podjeżdżać - burknęła mu na ucho. Hugo aż zamurowało, kiedy jego zwykle opanowany i przez niektórych uważany za chłodnego brat bez skrępowania łapie dziewczynę za pośladki i całuje namiętnie na powitanie... No przecież to zrozumiałe, nie widzieli się dwie godziny!
- Jak podróż? - zapytała ich Olivia. Mężczyźni wyciągali z bagażnika walizki, a ona z Sami stały co chwilę zerkając na siebie z podekscytowaniem.
- Nie taka długa jak ze Stanów, więc nawet jej nie poczułam - rozejrzała się dookoła - Ja nie mogę! - jęknęła.
- Poczekaj aż popatrzysz przez tylni taras! Ja nie mogłam z niego zejść przez dwa dni. Głodni?
- A ugotujesz coś? - zapytał Hugo myśląc, że opowiada niezły dowcip. Olivia wymieniła z Williamem rozbawione spojrzenia.
- Coś tam wymyślę - odparła lakonicznie.
- W takim razie poproszę coś duuużego.
Poszli z bagażami na górę. Sami zaznaczyła, że tylko szybciutko się przebierze i zaraz jej pomoże. Pobiegła do kuchni nakładając gotowe potrawy na półmiski i wynosząc je na stół na tarasie. Na samym końcu wyciągnęła z lodówki aż oszroniony dzbanek ze świeżą lemoniadą.
- Mogę ci w czymś pomóc? - w progu pojawił się William.
- Owszem możesz otworzyć wina. Clemente je przed chwilą przyniósł i jeszcze się nie zdążyły schłodzić, ale...
Nie zdążyła dokończyć, bo William wyjął jej z dłoni dzbanek i odstawiając go na blat przyszpilił ją swoim ciałem do lodówki.
- Nie możemy teraz - zaśmiała się. Docisnął biodra do jej pupy przesuwając je powoli do góry. Jęknęła łącząc swoje palce z jego.
- Wiem, że nie możemy - pocałował ją w policzek - Ale po obiedzie idziemy się przebrać...
Klepnął ją mocno i sięgnął do szafki po kieliszki do wina. Tajemnica bezpośredniego i bardzo spontanicznego zachowania Williama była tak naprawdę całkiem zabawna. Olivia właśnie odbyła swoją comiesięczną niedyspozycję i przez ten cały czas William zachowywał pełną wstrzemięźliwość. Mimo że kilka razy go zapewniała, że nie ma absolutnie nic przeciwko i z niemałą przyjemnością może go zaspokoić uparł się, że na nią poczeka. No i się doczekał, bo dzisiaj Olivia była znowu chętna i gotowa. Tyle, że od rana towarzyszyła im Gianna pomagając jej w kuchni, a kiedy tylko wyszła musiał jechać na lotnisko. Aż go skręcało na jej widok, a jeszcze musiała założyć tą krótką sukienkę, którą wystarczy tylko podciągnąć... Eh!

Sami i Hugo postanowili przedłożyć swój wyjazd o tygodniowy pobyt we Włoszech. Olivia sama to zaproponowała, a William ich zaprosił.
- Naprawdę sama to ugotowałaś?
- Rano Gianna pomogła mi z gnocchami, bo jeszcze nie potrafię ich odpowiednio zagniatać.
- Gianna was odwiedza? - Hugo parsknął śmiechem.
- Uważaj, bo mówisz o drugiej najlepszej przyjaciółce Olivii - upomniał go William.
- Nie no jaja sobie robicie!
- Pewnego dnia wstałem i znalazłem na stole karteczkę "Jestem u Gian. " No i musiałem tam iść, żeby dostać coś do jedzenia.
- A jak wy się dogadujecie?
- Jakoś - Liv wzrusza ramionami.
- To było właśnie najlepsze. Jedna nawijała po angielsku, druga po włosku, każda coś innego i wychodziła potrawa!
Hugo już nic nie skomentował sięgając po kolejną porcję mięsa. Było soczyste, kruche i doskonale przyprawione. Wszystko było wyborne. Olivia przygotowała prawdziwą ucztę!
- Kochanie - powiedział z pełnymi ustami do Samiji - Może ty też zakolegujesz się z Gianną?
Wszyscy wybuchnęli śmiechem, ale Samija prawie na to nie zareagowała już dobre pół godziny nie odrywając wzroku od panoramy rozciągającej się przed nimi.
- Sami czyżbyś żałowała Grecji? - zapytała ją Olivia.
- A w życiu - wróciła do nich całym entuzjazmem - Przez dwa tygodnie byłam królową mojego własnego Olimpu! Nawet nie wiesz, co widziałam!
- Pytanie czy chcę wiedzieć...
Hugo znowu prychnął śmiechem.
- Widziała w czasie kiedy właśnie nie piła Metaxy!
Sami trzepnęła go ze śmiechem w ramię.
- Byliśmy w milionie miejsc! Oczywiście Ateny były najbardziej oszałamiające: Akropol, Partenon, Świątynia Zeusa istny obłęd! Ale byliśmy też na Peloponezie, w Sparcie i na Krecie. Było bajecznie! Możemy wam pokazać zdjęcia! Chociaż najpierw muszę je sama przejrzeć... - zakończyła zamyślona. 
- A wy co robiliście poza przytulaniem się i pogaduchami z Gianną?
- Masę rzeczy! - mówi Olivia, kiedy William uzupełnia wino - Jeździliśmy na plażę, zwiedziliśmy Florencję, jest boska. Mogłabym tam zamieszkać na stałe! Bardzo mi się też podobało w Livorno. Chociaż chyba najbardziej tutaj...
- Czyli jednak Gianna stanowi główną atrakcję?
Hugo bezlitośnie z niej kpił, a jej to w ogóle nie przeszkadzało i za każdym razem podejmowała słowną grę. Olivia się zmieniła. Niby niedostrzegalnie, ale pięć tygodni temu była zdecydowanie inną osobą. Sami i Hugo właśnie się zastanawiali na czym ta zmiana polegała nieświadomi, że myślą o tym samym. Oczywiście nie chodziło o jej wygląd, który oczywiści też się zmienił. Zniknęły wszelkie siniaki i inne rany, kolano już nie dokuczało, a wzrok był na powrót wyraźny i bystry. Chyba odrobinkę przytyła co zadziałało jej na korzyść, bo przestała być już chudzinką i nabrała nieco kobiecego ciała. Coś zaszło w jej osobowości co na pierwszy rzut oka nie było dostrzegalne i trzeba było ją poobserwować i z nią pobyć, żeby się zorientować. Ale czy William też się nie zmienił? Czy miesiąc temu siedziałby taki rozluźniony, żartował razem z nimi i śmiał się tak wesoło? Sami zmarszczyła w pewnej chwili brwi. Czy ona w ogóle kiedykolwiek widziała, żeby William się śmiał? Nie uśmiechał, tylko normalnie śmiał na głos?!
- No i byłam na zakupach w Mediolanie! - zaklaskała.
- O kurcze... Musisz mi pokazać!
No i dziewczyny zaczęły rozmawiać o modzie, nowościach kosmetycznych i wszystkich tych rzeczach o których nie mogły podyskutować będąc sam na sam ze swoimi partnerami. Mężczyźni szybko uzupełniając wszystkie kieliszki wzięli swoje i poszli się przejść. Hugo chciał zobaczyć stare kąty, a Sami powiedziała, że jeszcze się napatrzy i woli nadrobić zaległości z Liv. Nawet nie zauważyły jak minęła im godzina.

- I jak? - zapytał Hugo.
Szli wąską ścieżką przez łąkę na której jako mali chłopcy bawili się w wojnę...
- Zaskakująco...
- Myślałeś, że nie wytrzymasz sam na sam z kobietą przez taki długi czas?
- Szczerze? Tak - odparł zupełnie poważnie - Wymyślałem nowe zajęcia na wypadek, gdyby nam się nudziło. Zabrałem ją de tej Florencji i Mediolanu, ale obydwoje chętnie tu wróciliśmy, żeby znowu się zamknąć w domu...
- I wpuszczać tylko Giannę?
- Mniej więcej.
Nie trzeba było psychologa, żeby widzieć jak dobrze się czują w swoim towarzystwie. Obydwoje są dużymi indywidualnościami, które dzielą się ze sobą swoimi zainteresowaniami, mają wiele wspólnych pasji i mogą o nich dyskutować godzinami.
- Zupełnie inaczej niż z Alex?
- Z Alex zwariowałbym po dwóch dniach w odosobnieniu. Ona... nie lubi być adorowana tylko przez jedną osobę.
- No to prawda! - nie wspominał nawet, że przed wyjazdem do Europy Samija znalazła w gazecie wzmiankę, że kobieta już się pocieszyła po Williamie - A jak Liv się czuje?
- Bardzo się zmieniła...
- Zauważyłem... Tylko nie potrafię rozgryźć jak.
William długo milczał patrząc pod nogi, a Hugo go nie popędzał.
- Uwielbiam jej dziecinność - odezwał się w końcu - Bardzo się bałem, że te wszystkie przejścia ją zmienią. Ale ona doskonale odgaduje czego oczekuję. Czasami czyta mi w myślach. Nawet jeśli przeistoczyła się już w dorosłą kobietę to... - zaciął się nie wiedząc jak to ugryźć, żeby nie opowiadać bratu zbyt intymnych szczegółów.
- To przy tobie nadal bryka? - pomógł mu.
William pokiwał głową.
- A wiesz co mnie zdziwiło bardziej? To, że ty brykasz przy niej! Mój poważny brat zaczął dokazywać jak jakiś młodzik!
- Zamknij się - teraz był bardzo poważny.
- O! A co mi zrobisz? To ja jestem aktywnym żołnierzem i śmiałbym twierdzić, że nie dasz mi rady...
- Chcesz się przekonać?
- Może, ale zaznaczam, że znowu brykasz...

- Dobrze zgaduje, że mogłabyś tu zostać na zawsze?
- Owszem, ale ciężko by było przez resztę życia nic nie robić poza patrzeniem sobie w oczy.
- To może róbcie to póki macie ochotę. Nie musisz zaczynać uniwersytetu od tego roku. Zostańcie tu ile chcecie, a jak wrócicie będziecie mieć masę czasu na rozejrzenie się za domem.
Olivia patrząc w dal za Williamem i Hugo leniwie zaprzeczyła głową.
- Po pierwsze Harvardu się nie powinno lekceważyć, a po drugie William za chwilę zacznie już tęsknić za normalnością. Lubi swoją pracę i widzę, że wykorzystuje każdą sekundę w której jestem zajęta, żeby zajrzeć do laptopa.
- W pewien sposób... Podziwiam cię, że tak potrafisz przewidzieć czego potrzebuje...
- A u was? W porządku?
- Teraz bajecznie! Ale za tydzień urlop się kończy.
- A Hugo wraca do... pracy?
- Mhm - kiwa głową.
- Rozmawialiście o tym?
- Tak, ale przecież nie mogę żądać, żeby to rzucił... Nie wiem co zrobię jak wyjedzie. Ty wyjeżdżasz, on wyjeżdża...
- Sami jadę tam gdzie spędziłam ostatnie trzy lata! Spokojnie. Wtedy widywałyśmy się bardzo często, teraz też się to nie zmieni.
- Teraz masz Williama.
- Który potrafi bardzo szybko jeździć! Będę u ciebie szybciej niż normalnie!
Sami uśmiechnęła się, ale jej oczy pozostawały smutne.
- Kurcze Liv jesteś z Williamem Hillem, który nie widzi świata poza tobą!
- I mam pełną świadomość tego, że jestem wielką szczęściarą.

Co można było robić w raju? Korekta. Co dwie zakochane pary mogły robić w raju? Hugo nie zaprzestał spaceru tym razem oprowadzając Samije po domu, w którym się wychowała jego matka, i po okolicy. A Olivia? Olivia poszła się przebrać... Zniecierpliwiony William szedł krok za nią. Wchodził na górę jak po sznurku patrząc na kołyszące się bioderka. Olivia w czasie wakacji pokazała mu kilka swoich tanecznych umiejętności i tym bardziej nie rozumiał jaki problem miał z nią ten gnojek. To najgorętsza kobieta jaką spotkał. Potrafiła go doprowadzić do obłędu bez dotykania. A do tego taka delikatna i taka niewinna. Nadal zdawała się dziwić, że ma nad jej ciałem taka moc i że tak bardzo jej pragnie. Jak również nadal nie potrafiła mu się oprzeć. Któregoś wieczoru próbował ja tak wymęczyć, żeby powiedziała nie. Zniknęli w wysokiej trawie na dobre trzy godziny. Doprowadzał ją raz za razem i ostatecznie musiał zanieść do domu, bo nie była w stanie ujść kroku bez zataczania się. Ale nie odmówiła. A teraz po prawie tygodniowej wstrzemięźliwości właśnie złapała go za rękę i prowadziła do sypialni. Nie potrafił się nacieszyć jej filigranowa sylwetką podobnie ona tym, jaki jest wysoki i potężny. Obydwoje mieli pełną świadomość tego jak jej ciało musi się przystosować, żeby go przyjąć. To był najlepszy afrodyzjak. Otworzyła drzwi i wciągnęła go za sobą do jasnego i przestronnego pokoju. Zamknął drzwi przekręcając zamek. Olivia udawała, że nie jest świadoma powodu dla jakiego tu przyszli. Rozbawił go i jeszcze bardziej nakręcił fakt, że muszą się zamykać w sypialni.
- Bardzo się cieszę, że przyjechali wiesz? Pomożesz mi?
- Mhm - mruknął patrząc z góry jak odgarnia włosy, żeby mógł jej rozpiąć sukienkę.
- Trochę poszalejemy. Pijaństwo i imprezy do białego rana...
Zamilkła, kiedy jego palce złapały delikatny zameczek i przeciągnęły go na sam dół odsłaniając białą koronkę majtek. Poszła kilka kroków do przodu, a William usiadł na łóżku podpierając się z tylu na łokciach. Liv stanęła pomiędzy jego nogami, a przed oczami pojawił jej się ten wieczór, po napadzie w podziemnym garażu... Popatrzała mu w oczy i zsuwając najpierw jedno, a później drugie ramiączko pozwoliła sukience opaść na podłogę. William nie mógł się odwdzięczyć patrzeniem w oczy, bo w ogóle nie mógł patrzeć w jedno miejsce. Biegł wzrokiem po piersiach schowanych w białej koronce, płaskim brzuszku, lekko zaokrąglonych bioderkach i zgrabnych nóżkach. Mhm. Przybrała na wadze i wyglądała apetyczniej niż kiedykolwiek! I jeszcze te mediolańskie koronki... Lepsza od nich była tylko koszulka z misiem.
- Ty się nie przebierasz? - klęknęła pomiędzy jego nogami i sięgnęła do brzegów koszulki. Zaczęła ją podciągać wyżej i wyżej i z każdym centymetrem zielony ogień w jej oczach rozpalał się coraz intensywniej.
- Wiesz co? - dotknął palcem brzegu stanika muskając skórę piersi. Przymknęła oczy.
- Hmm? - pochyliła się i pocałowała go w obojczyk.
- Może darujemy sobie teraz grę wstępną?
- O Jezu jak dobrze!
Rzuciła się na niego zapominając o całym świecie.  

Nie uniknęli żartów Hugo na temat tego jak to się stroją długo, żeby posiedzieć na tarasie, ale kiedy rzeczywiście zeszli na dół robiło się ciemno. William był na powrót spokojny i zrelaksowany, a Liv co chwila tłumiła ziewnięcia. Nawet Sami zaczęła żartować, że też by się zmęczyła zmieniając ubrania przez dwie godziny. William tylko przytulił Olivię, a ona z leniwym uśmiechem nie odpowiedziała ani słowa. Przecież nie będzie się tłumaczyła, że byli tak wygłodniali, że zaspokoili się w zatrważająco krótkim czasie. Kilka razy! Nie będzie się tłumaczyła, że musieli przedyskutować bardzo ważny temat i odsłonić bezpieczną zasłonę jaką zarzucili zaraz po przyjeździe tutaj. Z niczego się nie będzie tłumaczyła po prostu powie.
- Wracamy z wami za tydzień.


   


12 komentarzy:

  1. Krótszy, ale dzisiaj ;) Największy problem jest taki, że mi się nie chce w taką pogodę siedzieć w domu, a już zwłaszcza przy komputerze... A z drugiej strony chcę pisać i masz babo placek! Ale jak będę gdzieś jechała to chociaż wezmę ze sobą tableta z e-bookami i później podrzucę Wam co ciekawsze :**

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem jak Wasze reakcje, ale ja sobie przeczytałam jeszcze raz i mi się tak straaaasznie pomidorowej zachciało, że aż mnie skręca! Zwłaszcza takiej jak opisałam w rozdziale z rozdrobnionymi pomidorami, mozarellą, bazylią i posypaną parmezanem. Mmmmm! Aż ślinotoku dostałam :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam rozdział wczoraj szybciutko w pracy :D a dzisiaj na spokojnie jeszcze raz. Masz rację - ten rozdział nie tylko pobudził moje kubki smakowe, ale też zachciało mi się wyjechać do Włoch :). Jedno jest pewne. Czuć już zbliżający się koniec historii Olivii i Williama i zrobiło mi się jakoś smutno :(

    A.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam ten sam problem co ze Spicy. Mam ochotę tak lać wodę w nieskończoność, ale trzeba się zebrać i jedno kończyć, drugie zaczynać :/

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak historia jest dobra, a bohaterowie ciekawi, to nie chce się ich "opuszczać" :).
    Całe szczęście będę mogła wracać do tej historii i czytać ją wielokrotnie - co robię ze wszystkimi moimi ulubionymi książkami. Spicy przeczytałam dwa razy - pierwszy raz poświęciłam na to dwa wieczory, drugi raz później tak na spokojnie dla przypomnienia, ale to Windy skradło moje serce :D. Oczywiście czekam na nowe opowiadanie a właściwie książkę - bo Spicy i Windy to już pełną parą książki. Poza tym tak się związałam z Wami wszystkimi tutaj, że nie wyobrażam sobie dnia aby nie wejść tutaj i zobaczyć co słychać :D.

    A.

    OdpowiedzUsuń
  6. Skarbie ja też bardzo się przywiązałam;) ale mam nadzieję, że nie nastanie taki dzień, gdy Nikki przestanie pisać lub, co gorsza, blog zostanie usunięty...;)ten mały płomyk nadziei daje mi ogromny pożar wiary, że ta nasza przygoda, ten rozdział w naszym życiu nigdy nie zniknie:) jestem przekonana, że następne historie Nikki będą coraz lepsze i ściągną tłumy fanów, którzy będą stali pod jej domem domagając się, by ich najlepsza pisarka, idolka napisała w końcu książkę (książki). muszę przyznać, że Nikki przyczyniła się do zmiany w moim życiu, dzięki niej mam teraz inny pogląd na otaczający mnie świat:) nie ma na świecie takich słów, które wyrażałyby wdzięczność za to co zrobiła;):**
    M.
    PS: Nikki, Ty chyba umiesz czytać mi w myślach... ostatnio myślałam sobie jak bardzo mi brak tych zdjęć do rozdziałów, tylko nie wiedziałam jak Ci to napisać, bo wiem, że ostatnio nie masz za dużo czasu... a wczoraj zaglądam tu, a tu taka niespodzianka;) :***

    OdpowiedzUsuń
  7. Wow!! Normalnie brakło mi słów, a to naprawdę coś! Brakło mi też tchu i od razu popatrzałam za okna i wyobraziłam sobie tłumy ludzi blokujących ruch na ulicy :D Nie planuje Was porzucać i blog też nigdzie się nie wybiera! Cóż mogę powiedzieć jak nie to, że dołożę wszelkich starań, żeby przedstawiać Wam coraz ciekawsze i bardziej zróżnicowane scenariusze. Wiecie, że mój mąż też się ostatnio pytał czemu nie wydam książki? Zastanawiające jest czemu z nim też się komunikujecie telepatycznie...? ;)
    M. serio z tymi zdjęciami? Fakt, że znalezienie odpowiedniego pochłania za dużo czasu, ale od czasu do czasu mogę jakieś dołączać. Te są akurat z mojej pruwatnej kolekcji dotyczącej miejsc, które chcę odwiedzić:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja też jestem zdania, że powinnaś wydać książkę i to nie jedną! A przynajmniej sprobować! Cieszę się że trafiłam na tego bloga! A trafiłam tu po przeczytaniu 2 części Crossfire... Musze sprawdzic od kiedy... I przyznaję się bez bicia wpadlam po uszy! :P
    Lena

    OdpowiedzUsuń
  9. Przypadki nie istnieją, więc kiedyś i tak miałyśmy się poznać :) Podobnie jak musiałam stworzyć Williama i Olivię, żeby przeczytać Jeźdźca, a to największy przypadek-nie przypadek, jaki mnie w życiu spotkał :) No i powiem szczerze, że nie wiem na jakim etapie pisania bym była gdyby nie Wy. Nigdy nie wypełniałam tym każdej wolnej chwili, a teraz muszę się starać podwójnie, bo wiem, że czekacie :) Musze się pilnować, żeby zostawić trochę czasu dla rodziny!

    OdpowiedzUsuń
  10. No wreszcie w domku... teraz wiśniowe piwko ...w kieliszku od wina - tak smakuje najlepiej :P Potem do kuchni... muffinki wytrawne... następnym razem muffinki marchwiowo - jabłkowe ;) ...znalazłam przepis! A na końcu najlepsze... czyli to co tygryski lubią najbardziej... dalej "Tatiana i Aleksander"!
    Nikki nie musisz starać się podwójnie... wystarczy tak jak do tej pory!
    A czas dla rodziny to rzecz święta!
    Lena

    OdpowiedzUsuń
  11. Nikki, ja nie uważam, że powinnaś poświęcać nam więcej uwagi niż rodzinie;) ja tylko stwierdzam fakty;) pamiętam, że kiedy tu byłam po raz pierwszy to te Twoje rozdziały były tylko 1\4 tego co teraz piszesz, taką miały długość;) i wiedz, że jestem z Ciebie dumna;)
    a co do Twojego męża to musi być jakaś stabilizacja... my tu Cię poganiamy, a on w waszym życiu;) trzeba się jakoś kontaktować...;) hehe;****
    M.

    OdpowiedzUsuń
  12. Wierna się ostatnio obija z komentarzami wiem, wiem. Ale nie mam na nic czasu, więc nie bijcie zbyt mocno! :D Oczywiście pozdrawiam Was wszystkie i chcę od razu usprawiedliwić swoją nieobecność na początku następnego tygodnia, gdyż wyjeżdżam na 3 dni na mini wakacje:P Pewnie jedyne wakacje... Cóż. A teraz pytanie klasyczne: Będzie dzisiaj nowy rozdział? :D

    Wierna Fanka.

    OdpowiedzUsuń

Znacie to uczucie kiedy jesteście powodem czyjegoś uśmiechu? Jest... Niesamowite!!