niedziela, 23 czerwca 2013

Windy Hill Epilog







William

Upalna Nevada jest zdecydowanie miłą odmianą po ciągle zasypanym Bostonie... Nawet Liv wieczna optymistka zaczęła się w końcu krzywić na widok śniegu. Już drugi dzień wylegujemy się przy hotelowym basenie. Plan jest prosty. Cały dzień oddajemy się relaksowi, późnym wieczorem wychodzimy do barów, kubów i kasyn w zależności na co mamy ochotę, a rano śpimy do oporu. Tak to już jest w Vegas. Życie zaczyna się dopiero w nocy. Właściwie to dziwnie się czuje... Livi oczywiście tego nie wie, ale ponad rok temu byłem tu z Alex. Oczywiście nie w tym samym hotelu! I teraz jest zupełnie inaczej. Alex interesowało tylko czy suknia jaką zakłada na wieczór odpowiednio dużo odsłania, a najbardziej się cieszyła mogąc się do mnie przykleić, kiedy zaczynały mnie obsiadać inne kobiety i mogąc zbierać pożądliwe, zazdrosne spojrzenia mężczyzn. Zachowywała się jakby miała na mnie prawo własności, a mnie nawet przez myśl nie przechodziło, żeby być jej wiernym. W przeciwieństwie do niej Livi w ogóle mnie nie kontroluje... Nie interesuje jej ile wypiłem, nie wnika gdzie idę, kiedy ona na przykład przy barze znajdzie jakąś towarzyszkę do rozmowy (ciągle to robi... Ma tu już tylu znajomych co w Bostonie!), nie chce przy mnie siedzieć kiedy gram w pokera rozpraszając tym moich przeciwników... No ale z Livi jest tak, że rozpraszałaby również mnie, więc może i dobrze... Za to wpada w istną wściekłość, kiedy jakaś kobieta odważy się do mnie odezwać i w czarną rozpacz, kiedy jej odpowiem... To w sumie zabawne. Siedzi wtedy udając, że wcale nie jest jej przykro podczas, kiedy co chwila przełyka ślinę, żeby się nie rozpłakać. Zdarza się to stosunkowo często, bo to miasto w którym nie istnieje żadne tabu i żadne ograniczenia. Wie to, ale i tak się obraża... Jest absolutnie skrajna. Nie zna takiego uczucia jak bycie tylko trochę złą, nieco smutną, odrobinę podnieconą, albo tylko minimalnie kochać. Czuje wszystko pełną parą. Wszystko poza radością. Ją jako jedyną potrafi kontrolować w pełnej amplitudzie. Teraz siedzi na skraju basenu mocząc nogi i chłonąc widok. A widok jest naprawdę imponujący, bo nasz basen może nie największy urządzony jest z niemałą fantazją.

Po lewej ze sporym hukiem wpada do niego sztuczny wodospad, a po prawej liczne rozgałęzienia płyną pomiędzy wysepkami na których można się poopalać i przez malownicze jaskinie wykute w prawdziwym kamieniu. Niektóre głazy są przeszklone i ukazują egzotyczne akwarium z żółwiami morskimi i kolorowymi rybkami.
Nie mogę z niej spuścić oczu i bardzo mnie to drażni. Podczas kiedy na plaży mimo że jest więcej osób jest bardziej intymnie, każdy jest zajęty sobą i nie zwraca się uwagi na osoby odpoczywające kilka metrów dalej, tak tutaj każdy obserwuje każdego. A ona musiała założyć te skrawki imitujące kostium! I jeśli małe trójkąciki zasłaniają jej nieduże piersi to równie mały trójkącik na pupie z pewnością nie spełnia zadania! Miętowy kolor podkreśla świeżą opaleniznę przyciągając jeszcze większą uwagę. Więc lepiej jest jak na niej siedzi i póki to robi mogę być spokojny... I tak musiałem walczyć, żeby nie opalała się topless jak większość kobiet tutaj. Oczywiście obraziła się, że chciałem oglądać piersi wszystkich lokatorek hotelu, a jej nie, jakby inaczej! Szlag by mnie trafił gdyby siedziała teraz bez stanika, bo wpadła wyraźnie w oko jakiemuś gówniarzowi z naprzeciwka, który ciągle się na nią gapił. Ale Livi jest tego absolutnie nieświadoma. Nigdy nie widzi, że zwraca na siebie uwagę. Przyciąga spojrzenia śliczną buzią, miłym uśmiechem, pięknym ciałem i zawsze pogodnym zachowaniem. Jest również doskonale wychowana co zachęca ludzi do rozmowy z nią. Nigdy nie grymasi, ani nie jest dla nikogo niemiła. Na widok każdego wygląda jakby się ucieszyła i to zwykle przechyla szalę.
- Coś do picia? - staje koło mnie kelnerka w króciutkiej falbaniastej sukience w kolorze błękitu odpowiadającemu wodzie w basenie i malutkim białym fartuszku zawiązanym w pasie.
- Dziękuję.
Livi opiera się z tyłu na łokciach i wystawia twarz do słońca. Unosi do góry jedną nogę, a woda skapuje z niej do basenu. Chłopak z naprzeciwka pochyla się na swoim leżaku jakby chciał to dokładniej widzieć. Zaczynam odruchowo bębnić palcami w stolik obok mojego fotela. Czytanie gazety trzymanej w drugiej ręce dawno już porzuciłem. Przód jej majtek jest równie minimalistyczny co tył, pokazując dużo więcej niż standardowa strefa bikini. A on ją sobie ogląda...!
- Livi! - nie wytrzymuje w końcu.
Odwraca do mnie głowę i zsuwa okulary słoneczne na czubek nosa.
- Tak?
- Chodź tu.
Unosi brew, ale uśmiecha się i wstaje. Jest zrelaksowana i odprężona. Odwraca się do mnie przodem i wypręża leniwie wyciągając dłonie ponad głową. Wyciągam rękę pospieszając ją. Doskonale wiem jaki widok zaserwowała swojemu fanowi. Prawie do mnie podbiega i bez wahania siada na kolanie na drugim kładąc zimne i mokre stópki.
- Co tam? - pochyla się całując mnie w obojczyk. Ściąga okulary i odkłada je na gazetę na stoliku.
- Tak sobie pomyślałem, że może obejrzymy sobie miasto za dnia?
Od razu łapię co moje. Jedną ręką otaczam ją w pasie podtrzymując na wysokości pośladka, a drugą wodzę po łydce w górę i w dół. Ani się waż o tym marzyć gnoju!
- To w dzień coś się tu dzieje?
- Nie tak jak w nocy, ale...
- Będę się musiała przebrać...
- No - uśmiecham się. Właściwie to będziesz się musiała ubrać! Zerkam ponad nią na tą miernotę. Siedzi z założonymi rękoma i już nie wpatruje się tak tępo w czyjąś kobietę.
- Serio?! - Liv wybucha śmiechem.
- Co? - pytam zdezorientowany.
- Chodzi ci o tego kolesia z tatuażem?
- Gdzie ty wypatrzyłaś tatuaż?
- Na lewej łydce. Nie możesz mnie chować, bo ktoś się do mnie uśmiechnął - pogłaskała mnie po policzku. Dostałem rano zakaz golenia się...
- Uśmiechnął się do ciebie?!
Uderzyła czołem o moje ramie zdając sobie sprawę z popełnionej gafy.
- Ok chodźmy się przebrać, a później na spacer dobrze? - powiedziała szybko. Nie tak prędko...
- Nie patrz tak na mnie...
- Jak cię znam byłaś tak miła, że odwzajemniłaś uśmiech?
- Kocham cię wiesz? - zrobiła się nagle słodka jak cukierek.
- Nie możesz tak Livi! Nie możesz się uśmiechać jak cię ktoś podrywa...
- Nie podrywał mnie tylko się uśmiechnął... - wydęła dolną wargę. Brała mnie na te swoje sztuczki, które doskonale znałem i za każdym razem dawałem się w nie wciągnąć.
- Masz tego więcej nie robić...
- Przepraszam - pochyliła się jeszcze bardziej. Czułem od niej zapach rozgrzanej słońcem skóry.
- Nie próbuj mnie rozpraszać.
- Nie mam zamiaru - przejechała mi po szczęce wargami mrucząc z przyjemności.
- Livi...
Wplotła mi palce we włosy i przywarła do moich ust wzdychając.
- Mmm jak przyjemnie - szepnęła na chwilę się odsuwając. Zajrzałem jej w oczy szukając podstępu, ale błyszczały obwieszczając jedną z emocji, których nie potrafiła umiarkować.
- Kocham cię - powiedziała, a jej język porwał mój. Była taka świeża, cieplutka i delikatna, a jednocześnie żywiołowa, że moja dłoń sama zacisnęła się na jej pupie. Sprężyste ciało przywarło do mojego ocierając się swoją nagością.
- Liv...
Nie pozwala mi dokończyć przyciskając się jeszcze mocniej. Mimo że jesteśmy w miejscu całkiem publicznym całujemy się w sposób wykluczający tylko pieszczotę. A wręcz coraz namiętniej i coraz zachłanniej. Czując na sobie jej wijące się ciało zasłonięte tylko skromnym kostiumem już sobie wyobrażam jak musimy wyglądać, ale podoba mi się to tak bardzo, że chyba mam to gdzieś... Nie przerwę jej teraz. Nie kiedy tak się rozpala i przy okazji rozpala mnie. Otrzeźwia mnie dopiero, kiedy pojękuje zajeżdżając na mnie pupą. Zupełnie odpłynęła zapominając gdzie jesteśmy. Ujmuje jej twarz w dłonie odciągając od siebie delikatnie i stanowczo.
- Poczekaj chwilę.
Patrzy na mnie zamglonym wzrokiem nie rozumiejąc dlaczego. Łapie powietrze ciągnąc ustami w stronę moich, ale nie mogę jej na to pozwolić. Nigdy się chyba nie przyzwyczaje jak ona czuje... Przygarniam ją do siebie.
- Musimy iść do pokoju kochanie... - szepcze jej nad uchem. Chwyta w garść brzeg mojej koszuli jakby chciała ją zerwać - Ale najpierw powinnaś się troszkę uspokoić...
Widzę jak przymyka oczy oddychając głęboko.
- Możemy teraz? - pyta błagalnie.
Zaczynam się śmiać i podnoszę się z nią na ręce. Piszczy figlarnie zwracając uwagę wszystkich dookoła. Stawiam ją ostrożnie na płytkach basenowych obok japonek i złożonej sukienki.
- Dasz radę sama?
Z uśmiechem wsuwa w nie błyskawicznie stopy, a szwy delikatnej sukienki niebezpiecznie trzeszczą, kiedy zakłada ją przez głowę.
- Byle szybciej do pokoju - łapie mnie za rękę i ciągnie za sobą. Wzorowo nie zwracając najmniejszej uwagi na chłopaka, którego ja staram się zmiażdżyć spojrzeniem prowadzi mnie do chłodnego holu. Staje w grupie ludzi czekających na windę. Wygląda jakby się naprawdę bardzo spieszyła. Kiedy drzwi się rozsuwają stajemy pod ścianą i przytulam ją do siebie. Wchodzą z nami trzy inne pary. Olivia przytulając mnie wsunęła dłoń pod moją koszulę i trzymała ją na brzuchu delikatnie drapiąc. Nie miałbym nic przeciwko, gdyby nie zsunęła jej niżej i nie wsunęła palców pod pasek poruszając nimi na boki. Odchrząknąłem stając bardziej bokiem tak, żeby nikt tego nie zauważył. Kiedy moja towarzyszka to zauważa jej dłoń od razu nabiera śmiałości. Wyciąga palce ze spodni i całą dłoń przesuwa niżej. Zaczyna nią pocierać i po chwili ugniatać materiał, a ja tylko mogę zacisnąć zęby i zachowywać kamienną minę. Wiem, że uwielbia takie zabawy. Pławi się we władzy jaką nade mną zdobywa w takich sytuacjach i nie chce jej tego odbierać chociaż wpędza mnie w dosyć niezręczną sytuację. Trzymam ją przed sobą kiedy wysiadamy na naszym pietrze...
- Ty mała diablico - syczę zamykając szczelnie drzwi pokoju. Ucieka z chichotem przez salon do sypialni. Kiedy tam docieram widzę jej podstępną minę. Stoi oparta plecami o wysoką kolumnę łóżka i patrzy na mnie wyzywająco. Kiedy robię krok w jej stronę zsuwa powoli ramiączko sukienki i przygryza wargę. Znam tą minę i wiem, że lepiej skorzystam jeśli zostawię ją w spokoju. Dla pewności wbijam ręce w kieszenie. Uśmiecha się jednym kącikiem i wygląda przy tym bardzo kusząco. Zamykam drzwi sypialni i opieram się o nie. Olivia nie odrywając pleców od kolumienki łóżka ściąga powolutku drugie ramiączko. Tak bardzo się zmieniła od naszego pierwszego razu. Jej seksualność nabrała bardzo mocnych rumieńców. Sukienka zaczyna się zsuwać, ale ona łapiąc się za pierś skutecznie to uniemożliwia. Mina świadczy o doznanej przyjemności. Palcem wskazującym drugiej dłoni wodzi powolutku po dekolcie i między piersiami. Dotyka swojej szyi i ust zagłębiając w nich koniuszek. Patrzy na moją reakcje i chyba jest zadowolona z ciśnienia panującego w moich spodniach. Zjeżdża dłonią na brzuch konsekwentnie sięgając między nogi. Odchyla głowę, zamyka oczy i zachłystuje się powietrzem jednocześnie zaciskając drugą dłoń na piersi. Muszę się naprawdę mocno powstrzymywać, żeby do niej nie podejść... Ugina kolana zatrzaskując uda na ręce i delikatnie zatacza ósemki biodrami. Powoli i zmysłowo jej obie ręce wędrują na górny brzeg sukienki i nie przestając kręcić pupą zsuwa ją z siebie. Zostając w samym kostiumie odwraca się tyłem, łapie kolumnę tak wysoko jak tylko sięga i wypina delikatnie w moją stronę ten cudowny tyłeczek.
- Nie ruszaj się - ledwo wydobywam z siebie głos. Ilu mężczyzn by chciało zobaczyć swoją kobietę poruszającą się z wprawą zawodowej striptizerki? Opłacało się zabrać ją wczoraj do mniej grzecznego klubu w którym nie mogła oderwać wzroku od tańczącej kobiety. Aż zacząłem się z niej śmiać, ale ani trochę się tym nie przejęła. A teraz wypróbowywała na mnie nowo nabyte umiejętności. Stała w bardzo wyuzdanej pozycji nieruchomo tak jak jej kazałem. Oparta policzkiem o filar łóżka oddychała drżąco. Bez zbędnych pytań wsunąłem dłoń miedzy jej rozchylone nogi i zagłębiłem jednego palca pod materiał kostiumu. Jęknęła zaciskając dłonie tak mocno aż pobielały jej kostki. Była absolutnie gotowa.
- Wiesz, że ten kostium nie zasłania niczego? - patrzałem na na jej pośladki odkryte stanowczo za bardzo.
- Tak już mają kostiumy - wychrypiała. Stała nieruchomo z moim palcem wewnątrz.
- Zakręć teraz tyłeczkiem - zażądałem. Zrobiła to sprawiając sobie niemałą rozkosz. Zakręciła raz, drugi i już nie mogła przestać zaspokajając się na mojej dłoni. Była strasznie wilgotna i tym samym śliska. Przyspieszała i uginała kolana, żeby nadziać się jeszcze głębiej.
- Dosyć - unieruchomiłem ją łapiąc za biodro. Aż cała pulsowała pod moimi obiema dłońmi.
Za każdym razem kiedy po kilku chwilach zabawy traciła nad sobą kontrolę zastanawiałem się co było nie tak z tym Robertem?! Aż do tego stopnia nie tak! Przecież to istny wulkan! Puszczam ją czemu towarzyszy cichy protest, rozpinam koszulę rzucając ją na ziemię i zaczynam ściągać spodnie. Liv odwraca się śledząc moje ruchy i rozchyla usta kiedy staje przed nią nago.
- Chodź - wyciągam do niej dłoń, a ona jak w transie łapię mnie za nią i podchodzi do mnie. Łapię za sznureczki stanika i ciągnę za nie. Najpierw górne, a później dolne. Stanik opada, a sutki prężą się do mnie zachęcająco.  Chcę ją posiąść szybko i mocno, ale nie mogę zepsuć zabawy, którą zapoczątkowała. Klękam przed nią i biorę w usta najpierw jedną brodawkę, a później drugą liżąc je i zasysając. Liv łapie mnie za ramiona i wciąga powietrze. Nie przerywając rozwiązuje sznureczki dolnej części zrzucając je na dywan. Moja mała, gorąca dziewczynka naga i spragniona patrzy na mnie z góry ognistymi oczami. Wstaje i idę w stronę łóżka. Siadam i ciągnę ją na kolana. Siada okrakiem i drży zniecierpliwiona zbliżając do mnie swoją kobiecość. Nakierowuje jej biodra opuszczając je w dół.
- Powolutku - szepcze bardziej do siebie, bo ona po pierwszym zetknięciu traci oddech. Zatapiam się w wilgotnym, gorącym ciele. Czuje bardzo wyraźnie jak rozciągam kruche, drobne ciało, a ona nadal nie może oddychać w ekstazie. Robię coś co chyba na logikę powinno boleć, ale moja kochanka omdlewa z przyjemności. Kiedy dobijam do końca nabiera powietrza ściskając moje ramiona. Znowu muszę się powstrzymać, żeby nie rzucić jej na łóżko i tak jak mam ochotę przelecieć doprowadzając do szeregu orgazmów.
- A teraz identycznie jak przed chwilą zakręć tyłeczkiem - mam zupełnie sucho w ustach, kiedy Liv się uśmiecha. Lubieżnie i zupełnie bezwstydnie.
- Mmm... widzę, że moja mała mała dziewczynka ma ochotę się zabawić?
- Oj ma... - odpowiada mi cicho. Nieoczekiwanie wstaje schodząc ze mnie. W pierwszym odruchu mam ją ochotę zatrzymać, ale szybko się reflektuje i czekam co zrobi. Odwraca się do mnie tyłem i z powrotem przekracza jedną nogą. Oj, tego się nie spodziewałem! Pomagam jej się znowu wypełnić sobą i towarzyszą temu postękiwania i jęknięcia. Liv prostuje się i unosząc ręce do góry wyciąga z włosów spinkę. Gęste loki opadają jej na plecy i twarz. Zaczesuje je do tyłu i zaczyna się poruszać. Powoli i zmysłowo zatacza kręgi swoimi pośladkami, które pocierają teraz o moje podbrzusze. To dużo bardziej intensywne i nieporównywalnie bardziej erotyczne. Jej ciało potrafi się poruszać w tak niezwykle gorący sposób... Wolne cholernie zmysłowe ruchy doprowadzają mnie do szaleństwa. Łapię ją za biodra kładąc kciuki na pośladkach.
- Masz absolutnie najbardziej seksowny tyłeczek jaki w życiu widziałem - wyduszam. Przyspiesza... Hmm...
- Ze wszystkich kobiet z którymi... - nie pozwala mi dokończyć pochylając się mocno do przodu. Napinam się maksymalnie w jej ciele i to uczucie jest totalnie obezwładniające. Nie mogę powstrzymać uśmiechu. Czyli z zazdrości też może płynąć przyjemność? Kiedy zaczyna się poruszać przestaje myśleć. Widzę tylko jej aksamitnie gładkie i krągłe pośladki unoszące się i opadające coraz szybciej uderzające o mnie z coraz głośniejszym plasknięciem.
- Tak maleńka - mruczę kładąc dłonie na dwóch półkulach i uciskając je rytmicznie. Jestem na to zupełnie bezbronny. Nie mogę się w żaden sposób kontrolować, nijak nad tym zapanować, a Liv nie zamierza być pobłażliwa. Zwłaszcza, że sama odpływa jęcząc coraz głośniej i drapiąc mnie po nogach. Napięcie jest prawie bolesne i kompletnie porażające. Wzbiera we mnie ogromna fala, obraz ciemnieje i zamazuje się.
- Nie przestawaj!
Jeszcze bardziej przyspiesza, a jej ciało zaciska się na mnie całą swoją siłą. Krzyczy w spełnieniu, a ja niemal oślepły z przyjemności naciągnięty, ściśnięty i zupełnie pokonany eksploduje w nią pojękując gardłowo. Krew szumi mi w uszach, a serce dudni powodując dodatkowy hałas. Zwalnia ruchy. Czuję jak opada mi plecami na pierś. Dotykam jej zroszonego potem brzucha, ale nie mogę w tej chwili dać żadnej innej pieszczoty. Jedynie asekurując przekręcam się na bok i przytulam. Mruczy cichutko przytulając policzek w moją dłoń.
- Tylko moja - szepcze całując ją w kark.
- Tylko dla ciebie - odpowiada niewyraźnie.


Olivia

Impreza w Las Vegas! No po prostu WOW!!! Wiem, że powinnam się ubrać bardziej... mniej jak na te warunki, ale jakoś nie czuję szczególnej potrzeby chodzić półnago... Sukienkę mam zupełnie prostą i bez żadnych udziwnień kończy się w połowie uda. Bez ramiączek utrzymująca się na piersiach, czyli w moim przypadku w sposób magiczny! Jedynie materiał brokatowo złoty i mieniący się przy każdym ruchu zaznacza charakter przyjęcia. Włosy spięte na czubku głowy robią wrażenie jakby cały dzień spędziły pod fachową ręką, ale taka jest po prostu zaleta moich włosów. Mój uśmiech budzi złote serduszko na szyi. Ach jak ja je kocham!! William już od prawie godziny czeka na mnie w salonie oglądając telewizję. Ubrany jest w ciemne spodnie i jasną koszulę. Seksi i na luzie, czyli idealnie w Vegas. Mieliśmy dzisiaj iść na spacer po mieście, ale obudziliśmy się zatrważająco niedawno po GENIALNYM seksie!!! Eh opłacało się gapić na tą kobietę na rurze! Może i zawód nie najszlachetniejszy, ale jaki pożyteczny! W ogóle strasznie erotycznie w tym mieście... Kochamy się ciągle i na okrągło aż się zastanawiam kiedy mój organizm powie: dość! W zasadzie każdy powrót do pokoju jest spowodowany nagłym wybuchem namiętności. Ale co mam zrobić, kiedy te wszystkie kobiece spojrzenia uświadamiają mi jaki on jest wspaniały i jedyny w swoim rodzaju... Że mogę mieć to na co one tak naprawdę nie mogą nawet za dobrze popatrzeć. Jak to sobie uświadamiam to chcę mu to okazać, a wtedy robi się przyjemnie i w końcu zbyt przyjemnie... W ogóle wszyscy tutaj wyglądają jakby cały czas byli napaleni! Może rozpylają coś w powietrzu, żeby turyści wracali pamiętając panujący klimat...
- Gotowa? - William wchodzi do sypialni, a ja siedzę na łóżku z głupim uśmiechem.
- Mhm - kiwam głową.
- A z czego się tak cieszysz?
- Wspominam sobie...
Uśmiecha się ze zrozumieniem.
- Ja sobie wolę nie wspominać, bo obiecałem ci imprezę i musimy na nią w końcu wyjść...
- Wiesz, że własnie zdałam sobie sprawę z tego, że jak mnie ktoś zapyta co widziałam w Vegas będę mu mogła szczegółowo opisać tylko sypialnie?
- Bo to miasto rozpusty maleńka - wyciąga do mnie rękę - Pokaż się.
Wstaje i zanim go za nią złapię okręcam się dookoła własnej osi.
- Dzisiaj będziesz moją gwiazdą... - mruczy i również się uśmiecha do serduszka na mojej szyi - Tylko pilnuj jej - pochyla się i dotyka brzegu sukienki. Wywracam oczami, ale nie komentuje...

Nie mogłabym sobie tego lepiej wyobrazić. Jest głośno i gwarnie, gra jakiś absolutnie doskonały DJ-ej, wszędzie jest pełno kolorowych świateł, a w powietrzu unosi się masa brokatowych drobinek. Panuje tak radosny klimat, że nie sposób się ciągle nie uśmiechać! Mamy tu już kilku znajomych, a jedna para jest nawet z Nowego Jorku! Mały świat...
- Czy nasi mężczyźni nie są najwspanialszymi okazami? - pyta mnie Ise Norweżka, która już od wielu lat mieszka w Chicago. Jest bardzo pewna siebie i odrobinkę wulgarna w swoim wyglądzie, ale okazała się bardzo fajną kompanką do nocnych wyskoków. Ma krótkie stylowo ułożone w irokeza włosy i małą czarną. Jest seksowna i drapieżna, ale nie przeszkadza mi to póki jest zajęta tylko i wyłącznie swoim narzeczonym! Zerkam na mężczyzn siedzących przy barze niedaleko nas. Narzeczony Ise Jerry jest kierowcą rajdowym, więc szybko złapali z Williamem wspólny język. On ma to we krwi, a jako tor traktuje każda ulicę.
- Zgadzam się, ale czy nie traktujemy ich odrobinę przedmiotowo...?
- Przecież nas nie słyszą! - prycha śmiechem - A ty myślisz, że o czym oni rozmawiają? Jeśli nie o samochodach to o tej blond lali na podeście!
Rzeczywiście na scenę wtargnęła jedna z kobiet co nikogo za bardzo nie zdziwiło. To było Vegas! Światowa stolica grzechu i imprezy, więc jeśli zakonnica chciała się nagle rozebrać i zatańczyć w klubie na scenie to mogła to własnie zrobić w takim miejscu. I nawet to, że kobieta miała strój złożony z samych błyszczących niteczek nikogo nie zgorszyło.
- Nie sadzę, żeby o niej rozmawiali... Zastanawiam się tylko po co władowała te dwa arbuzy pod sukienkę. Musi być jej ciężko!
Ise zakrztusiła się drinkiem prawie wypluwając go na stół.
- Genialne! - klepnęła mnie w ramie pochylając się ze śmiechu - Czemu uważasz, że nie rozmawiają o niej?
- No... Skoro William lubi moje piersi - znacząco łapię się za miejsca w którym powinny być - To mijało by nam się to z celem - zerkam na gigantyczne silikony blondynki.
- No tak - wybucha śmiechem - Ale faceci to wzrokowcy! Nawet jak im się nie podobają to uwierz mi, ze całą siłę woli wkładają w to, żeby się na nie nie gapić!
Hmm... Nie sądzę! William jest tak zajęty rozmową, że nie zwraca uwagi zupełnie na nic... Tylko od czasu do czasu kontroluje czy u mnie  wszystko w porządku. Wiem, że jakby zobaczył chociaż cień mojego niezadowolenia byłby tu w ciągu sekundy. Właśnie mija nas jakiś mężczyzna niosąc na ramieniu wrzeszczącą, ale roześmianą kobietę. Wszyscy patrzą na to z zadowoleniem, a niektórzy nawet poklepują go w ramie. No cóż im bardziej neandertalskie zachowanie tym większe poparcie!
- Chodź! - Ise łapie mnie za rękę.
- Gdzie? - wiem, że William zaraz o to zapyta.
- Tańczyć! Dziewczyno jesteśmy na jednej z najbardziej odjazdowych imprez na świecie, a siedzimy jak stare panny!
- I mam ci nie wypominać, że obie jesteśmy pannami?
- Z gorącymi facetami, więc nie zaliczmy się do powyższej grupy.
William patrzy na mnie pytająco kiedy ich mijamy. Och jak ja już go znam! Kiwam mu głową wskazując parkiet, bo przecież nie przekrzyczę tych basów! "Parkiet" jest olbrzymi i podświetlany od spodu. Światło pulsujące przytłumioną czerwienią zalewa co chwilę wszystkich od dołu nadając twarzą takie dziwne, upiorne rysy. Niesamowity pomysł. Włączamy się od razu w tłum i po pierwszych ruchach odkrywam jak bardzo mi tego brakowało. Uwielbiam tańczyć, uwielbiam kiedy moje ciało odnajduje wspólny rytm z muzyką i kocham wpadać w ten trans. Bawimy się doskonale robiąc sobie odpowiednią ilość miejsca. DJ-ej wybiera kilka szybkich kawałków i jeden wolniejszy dla złapania oddechu. Klimat jest tu wręcz bajeczny, bo jedyna zasada jaka panuje to "nieważne jak się bawisz, póki robisz to naprawdę dobrze". Widzę w tłumie tak dziwnych ludzi, że aż mam ochotę kilkukrotnie wybuchnąć śmiechem. Najbliżej tańczy Elvis, a kawałek za nim jakaś zwolenniczka sado maso, albo kobieta kot... Ciężko powiedzieć. Przez chwilę widzę jakiś znajomy uśmiech skierowany w moja stronę, ale zupełnie go ignoruje, bo właśnie powietrze wypełnia para i ten dziwny świetlisty pyłek, który wszędzie się unosi. Czuje się przez niego jak Alicja w Krainie Czarów i znowu odpływam przy mocnym bicie. Zamykam oczy, moje dłonie sięgają włosów, a biodra wirują z pasją. Czuje na nich czyjeś dłonie, czuje, że ktoś się wpasowuje w moje ruchy i nagle zaczarowana kraina znika. Odwracam się szybko wyrywając z tego dotyku. Widzę uśmiech znad basenu, ale mam już zakodowane, żeby na niego nie odpowiadać.
- Przepraszam, że cię wystraszyłem! - chłopak przekrzykuje muzykę. Odsuwam się od niego o krok, ale on natychmiast robi krok w moją stronę. Jego ciemno blond włosy w pulsacjach czerwonego światła robią się lekko rude i strasznie mnie to bawi!
- Możemy razem potańczyć?! - pochyla się.
- Nie dziękuję! - odpowiadam znowu się odsuwając.
- No przestań! - nie poddaje się i jest na swój sposób uroczy z tym uśmiechem - TYLKO zatańczyć!
Przeczę zdecydowanie głową. Nie chce mi się marnować energii na krzyki.
- Proszę... - przechyla głowę. Kurczę naprawdę jest uroczy! To irytujące...
- Przykro mi jestem z koleżanką - wskazuje kciukiem na Ise i odwracam się do niej. W szale nawet nie zauważyła, że tańczy sama.
- W każdym razie - staje za mną i pochyla mi się nad uchem, żebym go lepiej słyszała. Przez przypadek, lub też nie trąca je nosem - Jestem Patrick i gdybyś tylko miała ochotę się pobawić zapraszam.
Właśnie się bawię idioto... Niech tylko jeszcze raz mnie dotknie, a użyje jednej ze sztuczek Prestona! Jakoś wybita z rytmu już nie mogę wpaść w ten fajny trans. Zwłaszcza, że czuje się obserwowana. Kiwam Ise, że wracam do stolika i przebijam się przez tłum odrobinę zmęczona tym czerwonym światłem. Widzę jak William swobodnie oparty o bufet przy którym stoi nadal z Jerry'm przeczesuje wzrokiem tłum zapewne zastanawiając się gdzie ja polazłam na tak długo. Koniec atrakcji towarzyskich. Od trzech godzin bawimy się zupełnie osobno! Już chcę mu pomachać, kiedy drogę zachodzi mu laska z arbuzami i łapie go za ramie cała rozchichotana i nie do końca stabilna. William przez chwilę robi zdziwioną minę, ale szybko się odnajduje i z uprzejmym uśmiechem łapie ją za dłoń odsuwając do siebie. Kobieta stoi z zdezorientowaną miną. Mój bohater mówi coś do kolegi po czym rusza w moją stronę. Wychodzę mu na przeciw i kiedy mnie zauważa zaczyna się uśmiechać. Przepychamy się do siebie i po chwili już stoję w jego objęciach.
- Kocham cię! - krzyczę mu do ucha. Mało romantycznie, ale strasznie chcę mu to powiedzieć.
Uśmiecha się i łapie mnie za rękę prowadząc do naszego stolika. Siada, a ja siadam mu na kolanach, żeby być bliżej. Obejmuje za szyję i przytulam się. Ulga!
- Jak się bawisz? - pyta.
Jest tu o tyle ciszej, że możemy spokojnie rozmawiać.
- W sumie to super, ale się stęskniłam... - wzruszam ramionami.
- Też pomyślałem, ze fajnie byłoby spędzić trochę czasu razem... Niedługo północ.
- Już??
- Mhm - położył dłoń na skraju mojej sukienki jakby chciał zapobiec jej ewentualnemu podwinięciu.
- Tańczyłam z Elvisem! - chwalę się.
- Wiedziałem, że skubaniec żyje... - William kręci głową, a ja ze śmiechem go obejmuje. Przytulając się odruchowo patrzę na osoby za nami. Jeden stolik jest pusty, ale następny zajmuje mój nowy znajomy Patrick. Siedzi w towarzystwie jeszcze jednego chłopaka i jakiejś dziewczyny. Kiedy tylko zauważa, że na niego patrzę unosi szklankę z alkoholem i kiwa do mnie głową. Ignoruje go zupełnie wtulając twarz w szyję Williama.
- Zmęczona? - pyta.
- Nie. Po prostu lubię twój zapach.
- O Jezu, ale ubaw! - do naszego stolika z impetem dosiada się Tracy, nieco pulchniejsza i przemiła dziewczyna z Nowego Jorku.
- Co się stało? - unoszę głowę.
- Widzieliście tego faceta niosącego dziewczynę na ramieniu?
- Mhm - kiwam głową.
- Pobrali się chwilę temu w jednym z tych szalonych urzędów! - śmiała się do łez.
- Jak to?
- No normalnie! Nagle uznali, że żyć bez siebie nie mogą, a chwilę później wrócili już jako małżeństwo!
- To tak można? - patrzę na Williama.
- Kochanie jesteśmy w jednym z najbardziej oderwanych od rzeczywistości miejsc na ziemi... Nie wiem, czy jest coś czego się tu nie da!

"Piękne, gorące panie i zapatrzeni w nie panowie!!!"

Zagrzmiał jakiś głos.

"Za kwadrans przywitamy NOWY ROK!!!"

W klubie zagrzmiało od oklasków i wiwatów.

" Spokojnie dopiero za chwilę!! Ale już teraz zapraszam Was na parkiet! Pokażmy mu jak dobrze się potrafimy bawić!!!" 


- Nie siedźcie tak! Chodźcie!! - Tracy podrywa się i tanecznym krokiem idzie z powrotem szaleć.
- Chcesz iść? - pyta mnie William.
- Chcę zobaczyć fajerwerki... - wiem, że robię minę zbitego pieska, ale nie potrafię jej powstrzymać, kiedy mam w zamiarze o coś go poprosić.
- Zobaczyć fajerwerki powiadasz... - drapie się po brodzie. 
- Chyba wystarczy, że wyjdziemy na zewnątrz prawda? - proponuje.
Mruży oczy i po chwili uśmiecha się szeroko. Zupełnie jak nie on! 
- Mam pomysł!
Oczywiście wstaje ze mną na ręce i dopiero, kiedy wychodzi zza stolika stawia mnie ostrożnie na ziemi. 
- Gdzie idziemy?
Nie odpowiada mi i z wesołą miną podchodzi do baru. Mówi coś barmance w skórzanym staniku, a ona kiwa głową odwracając się i po sekundzie wraca do niego podając oszronioną butelkę szampana. William mrugając mi okiem łapie moją dłoń i ciągnie do wyjścia. Chce mi się śmiać w głos, kiedy widzę go takiego szalenie beztroskiego. Teraz bardziej przypomina swojego brata! Idziemy do najbliższej stojącej taksówki i William rzuca kierowcy adres naszego hotelu. 
- Wracamy do pokoju? - znowu nie odpowiada. W sumie... Widok z wielkiego okna salonie obejmuje sporą panoramę miasta... 
Po pięciu minutach zatrzymujemy się na podjeździe przed głównym wejściem. William nie czekając na rachunek podrzuca mężczyźnie jakiś banknot i wysiada. Kiedy otwiera przede mną drzwi szarmancko podaje mi dłoń kłaniając się. Coś w niego wstąpiło! Jakaś euforia każąca mu się cały czas śmiać i wygłupiać a ja mam ochotę kretyńsko skakać do góry z radości! Wchodzimy do lobby w którym panuje względny jak na tą porę harmider. Zresztą tu nigdy i nigdzie nie jest cicho!
- Poczekaj sekundkę - prawie siłą zmusza mnie do tego, żebym usiadła kanapie. Patrzę jak ściskając w dłoni butelkę szampana idzie do recepcjonistki, która już z daleka śle mu szeroki uśmiech. Pochyla się nad kontuarem i mówi jej coś po cichu. Widzę jak kobieta kręci przecząco głową chyba odmawiając, ale William mówi coś dalej nie poddając się. W końcu kobieta zerka na mnie szeroko się uśmiechając i kiwa mu głową. Sięga do szuflady i podaje Williamowi jakiś kluczyk. Ten nie tracąc ani chwili wraca do mnie z wyciągniętą ręką. Wstaje wychodząc mu na przeciw i od razu kierujemy się do windy.  
- Co ci dała? - pytam, kiedy drzwi się zasuwają. 
- Coś co pozwoli mi pokazać ci fajerwerki od najlepszej strony!
Dopiero teraz zauważam, że zamiast naszego piętra wcisnął guzik znajdujący się najwyżej panelu.
- Dlaczego jedziemy na piętnaste piętro?!
Błyska mi tym ekstra uśmiechem i mogłabym równie dobrze zjechać z nim do samego piekła. Wysiadamy na długim białym korytarzu z rzędami złotych kinkietów. Takim samym jak nasz, ale nie idziemy do żadnego pokoju tylko prosto na klatkę schodową.
- Zdejmij buty, albo wezmę cię na ręce - mówi. 
- Dam radę.
Przez pół roku u jego boku nauczyłam się chodzić w tak wysokich butach jakie mi się nawet nie śniły!
- Jesteś pewna?
Jedno spojrzenie utwierdza go w przekonaniu, że nie żartuje. Ruszamy w górę jeszcze jedno piętro i zatrzymujemy się przy białych stalowych drzwiach. 
- Idziemy na dach?!! - dostaje nagłego olśnienia.
- Najlepsze miejsce jakie mi przyszło do głowy...
Piszczę nie powstrzymując radosnego skakania. Wyciąga klucz jaki dostał od recepcjonistki i otwiera bardzo solidny zamek.
Od razu owiewa nas silne, suche i gorące pustynne powietrze. Nawet na takiej wysokości w środku nocy nie ma co liczyć na ochłodę! Wychodzimy na olbrzymi plac na środku którego znajduje się podświetlone na zielono lądowisko dla helikopterów. Poza nim stoi kilka może metrowych betonowych występów w środku których są wyloty wentylacyjne. Podchodzimy do jednego z brzegów dachu otoczonego murkiem sięgającym mi pasa. Trzymam Williama mocno za rękę, kiedy zerkam w dół. Stawia butelkę na ziemi staje za mną i obejmuje mnie w pasie, żebym się nie bała. Nasz hotel nie jest najwyższy, ale widok i tak zapiera dech w piersiach. Wszystko w dole jest jasne jakby trwał dzień. Widzę kopię wieży Eiffla i fantastyczne fontanny przed Bellagio. Oszałamiające jednak, kiedy na niebie zaczynają eksplodować wielkie kolorowe palmy aż zasłaniam usta dłońmi. Teraz na niebie też zapanował dzień. Widzimy z każdej strony fantastyczne pióropusze i gwiazdy zataczające szalone wiraże pomiędzy nimi. Wielkie palmy rozbijając się na małe iskierki zmieniają kolory. Iskierki zamieniają się w jeszcze mniejsze i w końcu kolorowy gwiezdny pył spada na miasto.

- To przepiękne!! - krzyczę czując gęsią skórkę z podekscytowania - Najpiękniejsze fajerwerki jakie w życiu widziałam!
Patrzę na Williama, który z błyszczącymi oczami wpatruje się we mnie.
- Szczęśliwego Nowego Roku kochanie - prawie szepcze, ale słyszę go doskonale. 
- Szczęśliwego Nowego Roku - powtarzam widząc w ciemnych oczach odbicie wszystkich świateł za moimi plecami. Pochyla się całując mnie. Jestem taka szczęśliwa! Mam ochotę płakać z nadmiaru tego uczucia! Odsuwa się i schyla po butelkę. Ciągnie mnie ręką wgłąb dachu, bo musi mnie puścić, żeby ją otworzyć. Nie dbając o kurtuazję ściąga sreberko, odciąga drucik i znowu obejmując mnie w pasie. Wyciąga rękę jak najdalej od nas . Kciukiem podważa korek, który wyskakuje w hukiem zalewając dach spienionym szampanem. Śmiejemy się w głos tuląc do siebie.
- Pani pierwsza - podaje mi butelkę, która już zakończyła erupcje. 
- Cóż za piękny kieliszek! - odbieram ją łapiąc w dwie dłonie - Czy to kryształ?
- Nie... - odpowiada nonszalancko - Jest wykuty w olbrzymim diamencie.
Prawie dławię się pierwszym łykiem wybuchając śmiechem. Oddaje mu butelkę i bez takiego problemu jak ja unosi ją w jednej dłoni upijając sporego łyka. 
- Chodź posiedzimy sobie i popatrzymy jeszcze. 


Ciągnie mnie na jeden z murków wentylacyjnych i siada na nim sadzając mnie między swoimi nogami. Patrzymy w mieniące się kolory co chwila eksplodujące nad naszymi głowami. Właśnie pojawił się wielki migoczący napis: 
"Szczęśliwego Nowego roku 2014"
- Nawet nie wiesz jaka jestem szczęśliwa.
- Nawet nie wiesz jak bardzo bym chciał  żeby tak było przez cały czas. 
- Jest - odwracam się do niego bokiem przerzucając nogi przez jego kolano. Opieram głowę o szeroką pierś - Jestem odkąd powiedziałeś, że mnie kochasz. Okazało się, że nie potrzebuje niczego poza tobą. 
- Tylko ja ci starczę do szczęścia? - przechyla głowę, żeby lepiej widzieć moją twarz. 
- Jasne, że tak. Uchylasz mi nieba przez co czuje się jakbym latała, ale gdybyśmy teraz siedzieli na przykład w piwnicy też byłabym szczęśliwa. 
- Livi... 
Unoszę głowę i widzę ten blask sprzed chwili. W jego oczach niepewność miesza się z podekscytowaniem.
- Słucham? - głaszczę go po policzku.
- Nie chce niczego w życiu poza sprawianiem ci radości - mówi zupełnie poważnie. Nad jego głową nadal wybuchają fajerwerki rozświetlając go paletą barw. Jest poważny i... zestresowany?!
- Jeśli zrobisz coś jeszcze, zwyczajnie eksploduje i zostanie po mnie wielka radosna plama! - postanawiam wrzucić trochę luzu, bo nie wiem co mu się stało przez co nie wiem jak się zachować - A tak swoja drogą co powiedziałeś, żeby dała ci ten klucz?! - poprawiam się z ciekawości.
Nabiera powietrze zerkając ponad mną na niebo. Przytulam się do niego mocno również w nie patrząc. Przepiękne!
- Powiedziałem jej jak strasznie cię kocham - zaczyna mówić na co uśmiecham się szerzej. Czuję pod policzkiem jego wibrujący, zachrypnięty głos - I powiedziałem jej, że muszę mieć odpowiednią scenerię, żebyś się zgodziła...
- Na co mam się zgodzić? - zaczynam chichotać. Nie odpowiada i słychać tylko wybuchy w dole. Teraz czuje tylko przyspieszone bicie jego serca co nie jest czymś normalnym. Już chcę podnieść głowę, żeby sprawdzić co się stało, kiedy jego ręka się unosi i przed moimi oczami pojawia  się brylant w złotej oprawie. Przez chwilę nie do końca rozumiem co mi pokazuje, a już po sekundzie moje ciało tężeje. Wpatruję się w pierścionek jak zaklęta czując mrowienie w każdym fragmencie ciała. Zaczynam głęboko oddychać czując, że nie zniosę tego tak pięknie jak sobie wyobrażałam miliony razy... Unoszę głowę i wiem jak wielkie muszą być teraz moje oczy. William patrzy na mnie łagodnie, z czułością. 
- Na to, żeby zostać ze mną już na zawsze - mówi cichutko - Żeby być tylko moją...        
Pierwsza łza jest zapowiedzią całego ich potoku, którego nie jestem w stanie powstrzymać. Rzucam mu się na szyję zalewam nimi zupełnie absurdalnie kwiląc. Ściekają mi po brodzie kapiąc mu na koszulę. Obejmuje mnie i huśta w ramionach.
- Cii kochanie. Nie płacz - szepcze czule, a ja jak na komendę zaczynam płakać jeszcze bardziej i głośniej przyciskając twarz do jego ramienia.
Kołysze mnie, a ja nie jestem w stanie się uspokoić. Williamowi wyraźnie kończą się pomysły co ze mną zrobić.
- Nie musisz się zgadzać kochanie. Poczekam i spróbuje innym razem... Nic się nie stało.
Odrywam gwałtownie głowę od jego ramienia.
- Nie! Znaczy tak! Ja chcę! - mrugam szybko, bo niczego nie widzę przez łzy.
- Chcesz? - uśmiecha się słodko i zaczyna mi ocierać policzki - To dlaczego płaczesz?
- Bo nie potrafię się już bardziej cieszyć... - spuszczam wzrok - Ostrzegałam, że mogę wybuchnąć! Nie umiem już wykrzesać większej radości...
- Czyli nie dasz mi kosza? - uśmiecha się.
- Żartujesz?! - patrze na niego - O niczym tak bardzo nie marzyłam!
- Naprawdę? - marszczy brwi - Przecież mówiłaś, że nie chcesz...
- Nigdy, ale to nigdy mnie nie słuchaj, kiedy mówię bez zastanowienia, albo w nerwach! Żałowałam tego szybciej niż ci się wydaje!
Uśmiecha się opierając czołem o moje ramie. Z ulgą.
- Czyli...
- Tak!
Zaczyna się śmiać w głos.
- Daj mi dokończyć!
Nie przestając mnie obejmować w pasie łapie moją lewą dłoń. Patrzymy sobie w oczy i przestaje oddychać czekając w napięciu na to jedno, jedyne pytanie.
- Wyjdziesz za mnie?
- Choćby teraz! - odpowiadam natychmiast. Wsuwa mi na palec pierścionek, a ja drżę jak liść. Jak to możliwe... Tyle naraz! Tak bardzo i tak dużo, że nie jestem w stanie trzeźwo myśleć. Patrzę na pierścionek. Mój pierścionek zaręczynowy! Pierwsze co przychodzi mi na myśl to to, że brylant nie jest taki wielki jak ten Alex. I bardzo dobrze, wyglądałby śmiesznie i obciachowo na moich małych palcach. Ten jest taki w sam raz. Mój i prawdziwy! Nie udawany! Patrzę w szczęśliwe oczy Williama, a on uśmiecha się do mnie promiennie. Mój narzeczony! Mój przyszły mąż... Obejmuje go mocno i łzy znowu zaczynają mi cieknąć po policzku. Nie miałam pojęcia, że można siąść psychicznie ze szczęścia, ale mój mózg właśnie kompletnie się wyłączył!



6 stycznia 2014 rok, SoHo, Nowy Jork.

- Cześć! - Olivia ściska mocno Stacy. Wpadła do kuchni jak błyskawica. Stacy upuściła łyżkę na ziemię, żeby zdążyć zareagować. Olivia wtula się w nią jakby się nie widziały co najmniej kilka lat.
- Cześć - śmieje się.
- Przyszłam ci tylko powiedzieć, że już jesteśmy! Przepraszam za spóźnienie, ale musieliśmy podjechać do Sami!
Stacy popatrzała w oczy Liv, które były tak żywe jak nigdy. Błyszczały szczęśliwie, a ona sama wyglądała jakby się unosiła nad ziemią.
- Biegnę do salonu - wystrzeliła palcem w drzwi - Później pogadamy.
- Liv! - Stacy zatrzymała ją - Powiedz mi teraz... - okazała zupełnie do siebie niepodobną niecierpliwość.
- O! - Liv wzięła się pod boki - A to ci dopiero!
Stacy popatrzała na jej bluzkę. Przez szeroki dekolt zsuwała się z ramion i rękawy zasłaniały rawie całe dłonie.
- Mam Ci powiedzieć zanim powiem rodzinie?
- Samii już powiedziałaś - Stacy przybrała taką samą pozę - Dlaczego ona wie, a ja nie?!
Liv wybuchnęła takim perlistym jaki w ogóle nie był w jej zwyczaju.
- No dobra - podeszła kilka kroków i podwinęła jeden z rękawów.
Delektowała się chwilę coraz szerzej otwierającymi się ustami Stacy po czym uniosła dłoń i przykładając palec do usta nakazała jej milczenie.

- Jak było w Vegas? - pyta Lucas Williama.
- Tatku! Nie pytaj go jak było w mieście grzechu i rozpusty, bo nie chcesz znać odpowiedzi - Liv jak promyczek słońca wpada do salonu i nie zwalniając zatrzymuje się dopiero na kolanach Williama. Mężczyzna patrzy na nią z łagodnym uśmiechem, a później całuje czule w policzek.
-Tak tato lepiej nie pytaj co tam robili - włącza się Andy siedzący z Mery na sąsiedniej kanapie - Pytałem ją co fajnego było w Nevadzie i nie potrafiła mi odpowiedzieć.
- No my bynajmniej nie czujemy palącej potrzeby dowiedzenia się - zawtórował mu Walter.
Wszyscy zaczynają się śmiać, a Olivia z Williamem patrzą na siebie udając zdziwienie.
- Nie mam pojęcia czego chcą - mówi William.
- Czepiają się... - Liv daje mu buziaka w usta.
Noworoczny obiad przesunął się prawie o tydzień. Ale w końcu byli tu wszyscy.
- No, ale chyba widzieliście jakieś z tych ich skopiowanych budowli? - zapytał Walter - Sfinksa, piramidy, Statuę Wolności... Odtworzoną Wenecję?
William bawił się włosami Liv, a ona rozglądała z zaciekawieniem po pokoju.
- Red rock Canyon? - dodała Mery.
- Widziałam ulotki w hotelu! - ucieszyła się Liv, że może coś na ten temat powiedzieć.
- Kasyna? - zapytała niepewnie Sophie.
- Tak! - odpowiedzieli prawie chórem.
- Kasyn widziałam masę, chociaż nie mam chyba talentu do hazardu - wydęła zmartwiona wargę.
- Właściwie co noc byliśmy w jednym, lub dwóch różnym - William też odetchnął mogąc się pochwalić, że wychodzili gdzieś poza sypialnie.
- Ale widzieliście chociaż kawałek pustyni? Przecież te czerwone kamienie są jedną z najbardziej widowiskowych rzeczy na świecie... - zapytała Francesca.
- No trochę widzieliśmy - William pokiwał głową.
- Z samolotu - dodała cichutko Liv.
Kobieta zaczęła się głośno śmiać i Sophie jej zawtórowała. Niemożliwe te ich dzieci! Z każdym spotkaniem Liv wygląda na coraz bardziej szczęśliwą, a William na coraz bardziej beztroskiego. Teraz zachowuje się zupełnie jak swój brat! Nie był taki nawet jako mały chłopiec.
- No dobra... - Lucas zatarł dłonie - Chcieliście nam coś powiedzieć - zerka to na jedną parę to na drugą. Przecież to przez te nowiny nie może spać od tygodnia.
- Oni pierwsi - macha głową Meredith.
- Nie, nie... - Olivia poprawie się na kolanach Williama tak, żeby ich lepiej widzieć - Najpierw wy.
- Ok - Andy szybko to przerywa czując, że dziewczyny mogą tak cały dzień. Patrzy z uśmiechem na Meredith, a później na rodziców.
- Będziecie dziadkami - mówi prosto z mostu. Chwila ciszy poprzedza głośną salwę okrzyków i oklasków, śmiechu i zamieszania związanego z tym, że każdy chce ich uściskać i pogratulować.
- Będę ciocią! - Liv dla odmiany przytula Williama.
- Przecież wiedziałaś - mruczy jej na ucho.
- No bo co innego mogli chcieć zakomunikować w rodzinnym gronie?
Mimo to również wstają, żeby się włączyć w rodzinną radość. Dla wszystkich jest również oczywiste o czym chcą powiedzieć William z Olivią zwłaszcza, że dziewczyna poprosiła, żeby zaprosili też Francescę z Walterem. Lucas wiedział, że już nie jest małą bezbronną Liv, ale jak ją tu tak oficjalnie komuś oddać...?
Popatrzał na szczęśliwą Meredith z czułością gładzącą jeszcze płaski brzuch. Andy jako mąż stanął na wysokości zadania zapewniając jej bezpieczeństwo i szczęście. Kończyli studia, on miał już załatwiona posadę w Bostonie i rozglądali się za domem. Meredith zapewne na razie zajmie się rodziną, ale nie poprzestanie na tym, a Andy będzie jej pomagał jakąkolwiek decyzje podejmie. William też zrobi dla Olivii absolutnie wszystko. Patrzał teraz na nią, kiedy ta z podziwem oglądała brata i Mery. Kolejny krok ku dorosłości...  Tym razem już jej to nie zasmucało.
- Ok - Andy obiją Mery - Zanim otworzymy szampana, którego moja żona może tylko powąchać pokazuj pierścionek siostra.
Liv bez skrępowania uwolniła lewą dłoń ze zbyt długiego rękawa i pomachała wszystkim pierścionkiem.
- Brawo Will! - matka poderwała się łapiąc córkę w objęcia. Olivie przeszły bardzo nieprzyjemne dreszcze. To samo krzyknęła, kiedy to Alex chwaliła się zaręczynami...
- Moja mała córeczka - ojciec objął ją i Sophie jednocześnie.
- Poczekajcie chwilę! - Olivia zdecydowanie się od nich odsunęła - Nie pozwalacie mi dokończyć... Nie chcecie, żebym wam wszystko opowiedziała?
Zdezorientowani opadli na fotele, a Olivia tanecznym krokiem wróciła na swoje miejsce u boku Williama. Objął ją, popatrzeli sobie w oczy i pokiwał głową.
- A więc to były najbardziej romantyczne oświadczyny na świecie!! - zaczęła mówić z przejęciem - Byliśmy na najlepszej imprezie sylwestrowej w tym szalonym mieście, ale pomyślałam, że nie chcę spędzić północy wewnątrz i chcę zobaczy fajerwerki... I William wpadł na pomysł, żeby zabrać mnie na dach naszego hotelu! Było genialnie!!! Siedzieliśmy sobie tam pijąc szampana z butelki i patrząc na to niesamowite przedstawienie i wtedy zapytał...
Musiała przerwać, bo głos uwiązł jej w gardle. Nadal ją to strasznie wzruszało. Kobiety patrzały roztkliwione jak William ją obejmuje z uśmiechem, a ona ukradkiem ociera łzę.
- I nigdy się tak nie zestresowałem, bo byłem pewny, że odmówi - kontynuował za nią.
- Dlaczego miałaby odmówić?! - pyta Meredith.
- Teraz też się nad tym zastanawiam... - odpowiada jej speszony wywołując uśmiechy.
- Czy teraz już możemy was przytulić? - Francesca zupełnie otwarcie ociera łzę.
- Oj dajcie nam  w końcu dokończyć! - niecierpliwi się Liv.
- Ok... - Mery patrzy na nią tym wszystkowiedzącym wzrokiem. Chyba się domyśla.
- I wszystko byłoby w porządku...
- Gdybyście mogli szybko wrócić do sypialni tak? - przerywa mu Andy ze śmiechem. Lucas obrusza się, a Liv cała pąsowieje - Co takiego wam przerwało?
- Olivia... - odpowiada mu William. Olivii przypomina się jak długo patrzyli sobie w oczy zanim podjęli decyzje. Z dobre kilka minut! Obydwoje chcieli tak bardzo, że prawie pobiegli do tego śmiesznego, absurdalnego miejsca, gdzie urzędnik w białym brokatowym smokingu całą dobę udzielał ślubów.
- Gdyby powiedziała po prostu "tak" poszlibyśmy do sypiali - William kontynuował opowiadanie nie zrażony wzrokiem Lucasa.
Liv znowu poleciały łzy, kiedy w jej uszach zadźwięczał głos.

"Czy przysięgasz dbać o nią, kochać ją i szanować do końca życia? 
- Przysięgam - odpowiedział z mocą." 

- A co powiedziała? - pyta coraz bardziej ubawiony Walter.
- Powiedziała "Choćby teraz" - odparł William już niczego nie dopowiadając. Ujął prawą ręką prawą dłoń Olivii, czule ucałował jej serdeczny palec po czym uniósł do góry dwa błyszczące złote krążki zamieszczone na ich palcach.

"Mocą nadaną mi przez prawo stanu Nevada ogłaszam Was mężem i żoną!!!  
Nie wiadomo skąd zabrzmiały fanfary, a Ise z Jerry'm, którzy byli ich świadkami zaczęli wiwatować i domagać się pocałunku." 

W salonie w Nowym Jorku zapadła absolutna cisza, którą przerwała Meredith radośnie klaszcząc w dłonie. Stacy stojąc w progu płakała cichutko.
- Ale... - mruknął Lucas.
- Wy... - Sophie.
- No pewnie, że tak!! - Mery podskakiwała na miejscu.
- Ale jaja! - Andy podparł się uśmiechnięty na dłoni.
- Teraz już muszę! - Francesca zupełnie się rozkleiła i ruszyła w ich stronę.
- Mamo, tato - powiedziała Olivia hamując się, żeby nie wybuchnąć śmiechem i spiesząc zanim kobieta do nich dotrze - Wyszłam za mąż!!



Koniec ;)



15 komentarzy:

  1. No więc jak to mówią "nadeszła wiekopomna chwila!!" :D
    Trzeba powiedzieć do widzenia...

    OdpowiedzUsuń
  2. Zabieram się za czytanie! Trochę smutno, że to już koniec... Coś się kończy, a coś zaczyna!
    A miałam się zabrać za Ogród letni...
    Lena

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialne!
    Pikanteria...:P "Eh opłacało się gapić na tą kobietę na rurze!..." dobre ;)
    Ślub w Vegas ...spontaniczny super! :) A Vegas świetnie opisane! Czytałam i czułam się jak bym tam była... przy basnie, na dachu, fajerwerki...aż nie chce się wracać do rzeczywistości... A pogoda za okanem podobna jak Vegas ...taka mała namiastka :P
    Łezka się w oku kreci, że to już ... very happy end! :D
    Lena

    OdpowiedzUsuń
  4. :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D

    Tylko tyle i aż tyle

    A.

    OdpowiedzUsuń
  5. :D!! No, bo co innego mogę powiedzieć!
    Też mi się łezka kręci. Strasznie dobrze się bawię pisząc te epilogi!

    OdpowiedzUsuń
  6. No nie wierzę, ale dopiero dzisiaj mi się udało dopaść komputer, żeby napisać komentarz. Wieczne rozjady, opalanie, sklepy, zajęcia jakieś. Niedługo będę spać na stojąco. :D
    A co do Epilogu- hmmm, no bajkowo. Świetnie zbudowałaś tą atmosferę i gdybym była w Las Vegas, właśnie tak chciałabym się czuć. Nie wiem czy pisałam coś o poprzednich rozdziale, bo tam też cudownie to wszystko opisałaś. Jeszcze raz powtórzę, że strasznie szkoda, że to już koniec. Ale wszystko co dobre, szybko(lub jeszcze szybciej) się kończy. Teraz czekamy i dajemy wytchnienie, żeby naszła nowa wena, tak? :D Powodzenia Nikki i dziękuję za kolejną urzekającą historię. DZIĘKI, DZIĘKI, DZIĘKI.

    Pozdrawiam gorrrrąco,
    Wierna Fanka.

    OdpowiedzUsuń
  7. Tym bardziej się cieszę, że znalazłaś tą chwilkę, żeby wpaść :*
    Za "nowe" biorę się już dzisiaj, chociaż pewnie skończy się na sprawach organizacyjnych takich jak wypisanie kto jak się nazywa, żeby później wpadek nie było ;)I jeszcze mam dwie książki do przeczytania!
    W każdym razie widzimy się niedługo :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Serio już się zabierasz? WOW, super. :D Ale książki też przeczytaj, jak ja już tez trochę zwolnię, to biorę się za Diablicę i Crossa obowiązkowo. :P

    Wierna.

    OdpowiedzUsuń
  9. No właśnie aż mnie skręca, bo strasznie mi się podoba to co się dzieje teraz w diablicy i jestem bardzo ciekawa Crossa. Ale dzień bez pisania to dzień stracony, więc... Sama rozumiesz :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak w jakimś kieracie! Hahaha, współczuję! :D Ja miałam tak przy Jeźdźcu, tu z jednej strony skręcało mnie, bo chciałam przeczytać JUŻ, a tu jednak trzeba było jeść, gdzieś wyjść, czy cokolwiek. Hmmm.

    Wierna.

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozkleiłam się;D Boże... jakie to cudowne!!!!!;D
    nie będę już komentowała bo brak mi słów...

    M.
    PS: I love You!!!!

    OdpowiedzUsuń
  12. Zakończenie bardzo mnie zaskoczyło i pozwoliło sobie wyobrazić dalsze ich decyzje życiowe np. odnośnie dzieci... Wiem, że to fikcja, ale momentami bardzo odzwierciedlała realia życia. Szczególnie temat zaufania w związku i relacji pomiędzy bliskimi.
    Ta powieść jest zupełnie inna od Spicy, inni bohaterowie - świetnie nakreślenie, obrazowo opisane miejsca, jakbym tam była, chociaż wspólny mianownik to William oraz Harvey, ale to nie powinno nikogo dziwić! Bardzo miło się czytało, pozostanie w mojej pamięci na długo, to jak kac...nie potrafię teraz wejść w następną książkę. Dziękuję, że piszesz,nie przestawaj.

    Tycha

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło słuchać takich rzeczy :) Czytać przepraszam :D Ale to tak jakbym Was słuchała!

      Usuń

Znacie to uczucie kiedy jesteście powodem czyjegoś uśmiechu? Jest... Niesamowite!!