czwartek, 2 maja 2013

Windy Hill Rozdział 36

Strasznie kręci jej się w głowie, kiedy tak siedzi zawinięta w koc i wodzi wzrokiem za ludźmi, którzy bez ładu krążą po (już trzecim) salonie. Na drugim piętrze z dala od ludzi, z dala od przyjęcia. Zebrał się tu całkiem niezły tłum. To bardzo elegancki salon z wielkim kominkiem, fortepianem i lustrami w złotych oprawach.
- Więc ja się pytam do kurwy nędzy jak to się stało?!! - wrzeszczy Carlson prawie zrzucając wszystko z ładnego okrągłego stolika. Cały czas ktoś wrzeszczy, ktoś się tłumaczy i ktoś ją uspokaja. Przecież żeby się uspokoić jeszcze bardziej musiałaby chyba umrzeć!
- Właśnie próbujemy do tego dojść proszę pana - tłumaczy mu cierpliwie szef ochrony. Nie pamiętała jak się nazywa, ale jest pewna, że jego kariera wisi na włosku. Znowu ktoś próbuje ją obejmować i ciągle musi ich od siebie odsuwać. Czy nie potrafią zrozumieć, że tak jej najwygodniej? Matka podejmuje kolejną próbę złapania jej za rękę aż musi ją schować pod koc. Została już pocieszona w najlepszy z możliwych sposób i nie życzy sobie niczego więcej. William zignorował Alex, nie zwrócił uwagi na matkę i zdawał się widzieć tylko ją, kiedy szli za rękę na górę. Gładził ją po plecach i uspokajał. Posadził na kanapie z której do tej pory się nie ruszyła, okrył kocem i podał wodę. Woda niezbyt chętnie przepłynęła jej przez gardło, ale przyniosła chwilową ulgę. Nie ma pojęcia jakim cudem prawie nikt niczego nie zauważył i przyjęcie toczyło się w najlepsze, ale to chyba dobrze. Meredith smaruje jej szyję jakąś maścią od Janet, a ojciec za momencik wyskoczy z siebie, albo eksploduje zabijając wszystkich dookoła. Hugo podchodzi do niego chyba z whisky, a on przechyla od razu całą szklaneczkę nawet nie dziękując. Stanton i Katsura agenci, którzy raczej nie zostaną pracownikami miesiąca siedzą ponuro wpatrzeni w monitor laptopa jedenasty raz oglądają nagranie. Olivia do znudzenia śledzi samą siebie szaleńczo wymachującą pistoletem. Jednak nie była taka spokojna jak jej się wydawało i dziwne, że nie zastrzeliła sama siebie. Niesamowite, że wszystko trwało niecałe trzy minuty... Za to teraz jest zadziwiająco spokojna... Zerka na Prestona ciągle tamującego krwotok z nosa. Na szczęście był tylko ogłuszony. Samija nie odstępuje go na krok, a jego wielki siniak na lewym policzku robi się coraz ciemniejszy.
- Skąd pani wiedziała co zrobić? - Stanton odwraca się i przeszywa ją wzrokiem. Jej blond pasma znowu boją się poruszyć pod ciasnym upięciem.
- Nigdy się nie wie co zrobić... Proszę mi zaufać mam doświadczenie. Poza tym oglądam filmy... - chce jej dogryźć, że nie trzeba być przeszkolonym agentem, ale gardło boli przy każdym wydawanym dźwięku.
- A obsługa broni? To też z filmu?
- Bawiłam się kiedyś pistoletem Presa...
- Bawiłam się... - kiwa głową z przekąsem - Rozumiem, że ma pan pozwolenie na broń panie Baker?
- Jak to bawiłaś się? - ojciec odwraca się w jej stronę, ale kiedy tylko jego wzrok na nią pada od razu łagodnieje.
- Zostaw go - Olivia po raz setny powtarza wstrętnej babie. Jest nieugięta. Do Prestona mogli się zbliżyć tylko lekarz i Sami. Na wszystkich innych od razu warczy wściekle.
- Ochywiście, che mam - odpowiada z odchyloną głową i zaciśniętym nosem.
- Muszę przyznać, że ma pan doskonałą technikę! Sam na sześciu rosłych mężczyzn - Katsura kiwa głową z uznaniem - Gdzie pan się tego nauczył?
- Jezu czy wy jesteście ślepi?! - Olivia prawie zrywa się z miejsca - Nie może teraz odpowiadać na pytania!!
Z zawstydzeniem przypomina sobie o siódmym napastniku, który wyskoczył w ostatniej chwili i którego prawie zastrzeliła... To był Kyle biegnący jej z pomocą... Chociaż w zasadzie ósmym, bo siódmego sama powaliła...
- Racja - Katsura dużo bardziej ludzki od koleżanki uśmiecha się do niej - Dzielna z ciebie dziewczyna - porzucił ten formalny język i od razu robi się przyjemniej - Czy słyszałaś może co napastnicy mówili? Może zdradzili jakie mają zamiary? Chcieli cię znowu porwać, czy tylko wystraszyć?
Olivia zerka na spiętego do granic możliwości ojca, nieruchomego Andy'ego i w końcu na Williama na którym wisi nadal pół naga Alex. Jest blady z nerwów, a jego ciemne oczy wydają się większe.
- Nie pamiętam - mówi celowo niewyraźnie. Dlaczego nie potrafi kłamać?!!
- Rozumiem - agent kiwa głową - A czy jeżeli przyjedziemy jutro jest szansa, że coś ci się przypomni? Może Preston też poczuje się lepiej.
- Może... - matka przeczesuje jej włosy, a Olivia w końcu nie wytrzymuje i podnosi się z miejsca.
- Byłoby świetnie! - uśmiecha się do niej, a ona poprawiając koc na ramionach idzie do ojca.
- Jak się czujesz kochanie? - pyta przygarniając ją do siebie.
- Chyba dobrze - przytula się.
- Nie jesteś śpiąca?
- Troszkę - co za niedopowiedzenie... śpiąca! Zaraz padnie jak stoi!
Ojciec zerka ponad jej głową na lekarza, a ten tylko kiwa głową.
- Panie Carlson, czy możemy prosić o kopie nagrań? - pyta Stanton.
- Dostaniecie kopie, ale będziecie mnie informować o każdym kroku.
- Tak jest sir.
Carlson w niczym nie przypomina podchmielonego pana sprzed godziny. Autorytet bije z każdego jego spojrzenia i ruchu. Ma poważną, spiętą minę i wodzi po wszystkich którzy zawiedli z niemą furią.
- KAŻDYM kroku.
- Oczywiście sir.
Olivia prawie się uśmiecha. Czyli jest ktoś wobec kogo ta wredna małpa nie jest opryskliwa? Pod delikatnym dotykiem ojca robi się strasznie senna. Nie może przecież usnąć zanim się wszystkiego nie dowie! Przypadkowo, czy też nie stoi bliżej Williama. Do furii doprowadza ją Alex, która ciągle mu nadskakuje proponując jakieś picie, przekąski, alkohol... Czy ona nie rozumie, że jest wściekły i nie ma na nic ochoty?!
Odsuwa się od ojca. Za bardzo chce jej się spać. Zaczyna się przechadzać po pokoju i z przerażeniem odwraca wzrok od lustra. Jeśli William jest blady, ona jest śnieżno biała. Na całej twarzy wyraźnym punktem są tylko oczy. Zatrzymuje się koło fortepianu i przejeżdża po nim palcem. Piękny instrument musi wydawać niesamowite dźwięki, chociaż nie przypomina sobie, żeby którekolwiek z Carlsonów grało. Dlaczego ona tak go tuli? Przecież nie jest wystraszony, tylko wściekły? Nie musi go tak do siebie przyciągać. Patrzy zupełnie otwarcie na Williama i Alex coraz mniej świadoma otoczenia. Siedzą do niej bokiem. Właściwie on siedzi do niej bokiem, a ona prawie na nim leży przysiadając na brzegu jego fotela. William również nie zwraca na nic uwagi patrząc w podłogę daleko przed sobą i pozostając zupełnie biernym na to jak rozwiązuje mu muchę pieszcząc palcami szyję i rozpina górny guzik koszuli. Nawet nie mrugnął w tym czasie. Olivia z przeszywającym smutkiem obserwowana przez matkę siada na taborecie przed fortepianem i wodzi palcami po zatrzaśniętej klapie jakby to było jego ciało. Głupia Alex nie ma pojęcia, że on potrzebuje teraz spokoju na przemyślenie sobie wszystkiego. Nie ma pojęcia czego on potrzebuje... Może z czasem się nauczy? Powie kiedyś swojej żonie, daj mi teraz chwilę dla siebie, a teraz możesz mi coś ugotować, albo zaśpiewać. Teraz mnie przytul, bo tego akurat potrzebuje... Tylko, że Olivii nie musiał niczego mówić. Wiedziała wszystko zanim się odezwał i teraz też wie co by zrobiła gdyby tylko mogła. Tylko po co ona nad tym rozmyśla? I dlaczego słyszy taki szum w uszach?
- Śmiało Liv - unosi głowę, kiedy słyszy swoje imię. Nawet nie zauważyła, że agenci już wyszli. Ile czasu minęło odkąd tu siedzi? Patrzy na pana Carlsona, który już wyłączył tryb: wiceprezydent Stanów Zjednoczonych i uśmiecha się do niej zmęczony - Jeśli masz ochotę oczywiście... Wszystkim nam by to dobrze zrobiło.
Olivia chwilę zastanawia się o co może mu chodzić, kiedy jej wzrok pada na jej własne palce nadal pieszczotliwie głaszczące klapę fortepianu. Czyżby mogła mu jednak pomóc? Zerka na ojca, który zajął jej miejsce koło matki i obejmuje ją, na Andy'ego, który przytula Meredith i na Sami, która dzielnie trzymana za rękę przez Hugo siedzi przy półleżącym Prestonie. Tylko ona głaszcze pudło z klawiszami! Na koniec biegnie wzrokiem gdzieś w okolice butów Williama. Na twarzach wszystkich zobaczyła aprobatę. Boi się co zobaczy u niego. Mimo że nadal słyszy : Nie czekaj. Nie Liv. Głośne i wyraźne już podjęła decyzję. Robi jej się lżej i weselej, że może to zrobić. Całe obolałe ciało nie przeszkadza jej w wyprostowaniu kręgosłupa, kiedy unosi wieko odsłaniając rząd białych i czarnych klawiszy. Nie szkodzi, że jej nie chce. To nic. Wybija pierwsze nuty testując brzmienie. Tak jak myślała arcydzieło tworzy już sam sprzęt. Przeskakuje na wyższe tony i palce same odnajdują rytm. Przymyka oczy nie przeszkadzając im, nie zakłócając wędrówki do kolejnych akordów. Pod zamkniętymi powiekami widzi nagie plecy Williama, głaszcze je i całuje. Wsłuchuje się w jego równomierny oddech nucąc kołysankę i w końcu uznaje, że już usnął. "Kocham cię" szepcze "Bardzo cię kocham" i sama zasypia. Otwiera oczy, kiedy palce trafiają w absolutnie zły dźwięk. Mruga kilka razy próbując złapać ostrość rozmazanych klawiszy.
- Przepraszam - mówi przerywając grę swojej ukochanej kołysanki - Chyba.... - zamyka oczy i pociera je palcami.
- Liv wszystko w porządku - Lucas kuca przy niej i odwraca ją delikatnie w swoją stronę. Dlaczego to nie było pytanie i dlaczego tak bardzo ciążą jej oczy? Lekko wystraszona unosi wzrok na Williama. Opiera się łokciami na kolanach, a Alex już go nie przytula. Patrzy na nią uspokajająco i z wdzięcznością. Nie jest już taki blady. Chyba... Wzrok jej się mąci.
- Tato? - nie może utrzymać otwartych oczu i czuje, że opada z krzesła.
- Spokojnie kochanie... Śpij maleńka i odpoczywaj.
Olivia już nie czuje, że ojciec troskliwie bierze jej bezwładne ciało na ręce i siada z nią na kanapie tuląc mocno do siebie. Że matka w końcu nie odpychana bierze jej dłoń i całując płacze cicho.
- Nie wiem jakim cudem udało jej się wytrzymać godzinę po tym środku - mówi doktor White.
- Moja siostra jest twardsza niż wam się wydaje - mruczy Andy patrząc na nią z dumą - Ciekawe dlaczego zagrała akurat kołysankę, którą śpiewała nam Stacy?
- Zapytasz ją dopiero jutro - mówi ojciec.
W wodzie, którą podał jej William był rozcieńczony silny środek nasenny. Musieli jej go dać, bo była tak przerażona i tak mocno drżała, że bali się o jej stan zdrowia.
- A tak swoją drogą - zaśmiał się bardzo smutno Lucas układając wygodniej jej głowę i okrywając szczelnie kocem - Wszystkiego najlepszego promyczku - pocałował ją w zamknięte powieki.
Nikt prócz Sophie nie zwrócił uwagi na Williama, który patrzał na nieprzytomną Liv z niesamowitą tęsknotą.
Nikt prócz Sophie nie zwracał uwagi na Alex, która również patrzała na jej córkę, a uczucia malujące się na jej twarzy były równie intensywne. Miała ochotę osłonić Liv przed miażdżącą odrazą i nienawiścią jakie wykrzywiały piękną twarz "przyjaciółki".
Nikt prócz Sophie nie rozumiał tak dobrze jak ogromnie się pomyliła i jaką cenę za to zapłaci.

                                                                             ***
Pierwsze co poczuła to ból żeber, kiedy próbowała się poruszyć. Drugie ból nóg, kiedy się poruszyła, a trzecie ból głowy, kiedy otwarła oczy. Była w swojej sypialni, a przez zaciągnięte zasłony częściowo przebijało słońce. W kącie pokoju na fotelu siedziała Meredith. Odsłoniła sobie mały kawałek okna i w wąskiej strudze światła czytała książkę.
- Au - jęknęła Olivia chcąc unieść głowę.
- Nie ruszaj się! - zastrzegła szybko Meredith biegnąc do łóżka. Usiadła koło niej i pochyliła się z zatroskaną twarzą - Musisz najpierw wziąć tabletkę i odczekać pół godziny zanim wstaniesz.
- Muszę najpierw siku - mruknęła znowu próbując wstać.
Meredith zrobiła niezadowoloną minę.
- Najpierw tabletka, a później sikanie - zarządziła.
Pomogła Olivii usiąść podkładając jej poduszki pod plecy. Wzięła z szafki nocnej szklankę wody i tabletki ułożone na spodeczku.
- Jedna teraz, druga za trzy godziny.
- Co to jest?
- Przeciwbólowe. Żebyśmy nie musieli słuchać twoich jęków przez cały dzień.
- Głowa mi pęka.
- No właśnie... - uśmiecha się mimo wszystko.
Olivia ma straszny mętlik w głowie. Przełknęła tabletkę, która była na tyle wielka, że musiała ją przepić sporą ilością wody żeby przecisnęła jej się przez gardło. Zdziwiła się jak słabo reagują jej mięśnie, kiedy w końcu wstała. Nogi lekko jej się trzęsły, kiedy ruszyła do łazienki i Meredith wolała ją asekurować po drodze. Kiedy już z ulgą skorzystała z toalety myjąc ręce z pierwszą oznaką myślenia popatrzała w lustro. Jej szyja była fioletowa... A ona sama była w koszulce sięgającej jej połowy uda i w majtkach. Wyszła szybko z łazienki i prawie naskoczyła na biedną Meredith.
- Kiedy wczoraj wróciliśmy?
- Około trzeciej - odpowiada spokojnie ciągnąc ją na łóżko.
- Dlaczego nie pamiętam?
- Bo spałaś.
- Jak mogłam się nie obudzić?
Meredith opowiedziała jej wszystko w skrócie.
- Kto mnie rozebrał?
- Mama ze Stacy.
- Niemożliwe, że tak mnie potraktowaliście!
Zapominając o bólu krzyżuje na piersi ręce i zaciska szczękę.
- Wyglądałaś jak śmierć! Sami siedziała przy tobie do szóstej, później przyszła twoja mama wyganiając ją do domu, a później ja ją zastąpiłam. Naprawdę się o ciebie baliśmy!
- Która godzina?
- Druga po południu?
- Druga? Ile ja spałam?
- Czternaście godzin.
- Jezu.
- Liv?
- Co? - warczy.
- Druga po południu 12 lipca...
Już ma odwarknąć co z tego kiedy sobie uświadamia, że chcąc nie chcąc ta data coś jej mówi.
- Wszystkiego najlepszego! - Meredith niesamowicie delikatnie obejmuje jej twarz w dłonie i całuje w oba policzki - Tam masz prezent ode mnie i Andy'ego no i całej reszty - wskazuje kilka paczuszek na komodzie, których wcześniej nie zauważyła - Otworzysz sobie jak będziesz miała ochotę.
- Dzięki... - mruczy odrobinę udobruchana.
- Masz na coś ochotę?
- Jeść...
Meredith wybucha śmiechem. Ciche pukanie poprzedza otwarcie się drzwi.
- Czy ja dobrze słyszałem? - Lucas wsuwa głowę do środka. Prawda jest taka, że zagląda tu co kilkanaście minut krążąc nerwowo pomiędzy gabinetem, a pokojem córki.
- Cześć tatku - Liv uśmiecha się do niego. Słabo i raczej niewesoło, ale się uśmiecha...
- Jest głodna! - mówi mu radosna Meredith.

Przez kolejną godzinę Olivia przyjmuje życzenia od całej rodziny, dostaje solidny posiłek do łóżka i wysłuchuje jakiś wesołych opowiadań i anegdot z wczorajszego przyjęcia. Akceptuje nawet obecność matki, ale po życzeniach nie rozmawiają ze sobą.
Jeżeli ktoś myśli, że obita, wyczerpana emocjonalnie i nadal odrobinkę zakręcona po środku usypiającym zostanie w łóżku musiał się zdziwić, kiedy po równiutkiej godzinie nie wytrzymała dłużej, wygoniła wszystkich i kilka minut później wykąpana i ubrana w wygodny dres dreptała do pokoju Prestona.
- Tylko mi nie mów, że gdzieś jedziemy... - jęknął tamten też ubrany w dres, ale nadal rozłożony na łóżku. Miał wielkiego siniaka na policzku i lekko podpuchnięte oczy od strzaskanego nosa. To wszystko...
- Wyglądasz lepiej niż powinieneś - powiedziała Olivia po dłuższym przyglądaniu mu się.
- Dzięki... Ale i tak nigdzie nie idę!
- Nie wygłupiaj się. Teraz będę grzecznie siedziała w domu póki to wszystko się nie wyjaśni. Póki nie wyłapią ich co do jednego nie wychyle nosa nawet na balkon...
Preston popatrzał na nią na poły zdziwiony i rozbawiony.
- I powiedz mi, że do pracy też nie pójdziesz?
- Nie - ucięła szybko - Potrzebujesz czegoś?
- Nie. Dlaczego nie idziesz do pracy?
- Odeszłam. Stacy zrobiła koktajl z pomarańczy i marchewki. Przyniosę ci.
Odwróciła się i nie pozwoliła zadać sobie więcej pytań.
    
Po piątej przyjechali Hugo z Sami.
- Sto lat! - krzyczą obydwoje od wejścia. Najśmieszniejsze jest, kiedy Hugo rezygnuje ze swojego silnego uścisku ledwo ją dotykając.
- Jakoś źle się z tym czuję - mruczy niezadowolony i przytula ją jeszcze raz nieco mocniej i dłużej. Jak to się dzieje, że Sami nie jest ani trochę zazdrosna? Śmieje się teraz w najlepsze czekając grzecznie na swoją kolej.
- Jak się trzymasz? - pyta Hugo cichuteńko.
- Chyba lepiej niż powinnam - odpowiada mu swobodnie.
- Powinnaś w ogóle tego wszystkiego nie przechodzić.
Olivia nie jest do końca pewna co ma na myśli, więc nie komentuje. Bo jeśli atak to rzeczywiście ma rację, natomiast jeśli mówi o swoim bracie to w ciemno pisze się na to jeszcze raz. Wszyscy siadają w salonie i mimo że Liv jest cicha i nie odzywa się prawie w ogóle to cała reszta stara się podtrzymać wesoły klimat i nikt jej do niczego nie zmusza.
Po kolejnej godzinie za ojcowskim pozwoleniem przyjeżdżają jej ulubieni agenci CIA i Olivia łaskawie odzyskuje pamięć przypominając sobie cały przebieg. Chciała być sama na przesłuchaniu, ale ojciec się uparł, że nie ma takiej możliwości. Ostatecznie zgodził się, że zostanie z nią Hugo. Oczywiście sierżant Hill został bardzo miło przyjęty przez agentów, siedział z poważną miną i nawet zadał jej kilka bardzo trafnych i rzeczowych pytań. Czy ktoś by uwierzył, że potrafi brykać jak pięciolatek? I dopiero wtedy Olivia pomyślała o Williamie i o tym, że on też potrafi się zachowywać zupełnie po wariacku, kiedy na przykład tarzali się po trawniku a on łaskotał ją aż zupełnie opadła z sił. I dopiero wtedy po raz pierwszy tego strasznie dziwnego, jakby zamglonego dnia zabolało.
- Czy coś sobie przypomniałaś? - pyta Katsura, kiedy ta drgnęła.
- Tak... Ale to nie ma związku z atakiem.
- Może jednak?
Jest dzisiaj bardzo miły, a Stanton ogranicza się tylko do zadawania pytań.
- Nie ma...
- Jesteś pewna?
- Tak.
Hugo patrzał na nią podpierając brodę na zaciśniętej pięści. Kiedy tamci w końcu wyszli nie pozwolił jej tak szybko wrócić do rodziny.
- Bardzo się o ciebie martwi...
- To miło z jego strony - schowała się za dyplomacją.
- Naprawdę Liv. Gdybym mu tego nie wybił wczoraj z głowy siedziałby pod twoimi drzwiami i nie pozwolił nikomu wejść. A jak mu powiedziałem, że będziesz w domu pełnym ludzi i nie pozwolą ci zrobić krzywdy powiedział, że nie wie czy to czasem przed tymi ludźmi nie powinien cię bronić.
Czy Francesca mu powiedziała? Nie powinna była tego robić. Nie powinna go obarczać poczuciem winy o to, że Olivie ktoś źle traktuje... To nienormalne, że nadal tak bardzo chciała go chronić, ale dla tego jednego rozpaczliwego pocałunku, kiedy napierała na niego z całej siły, kiedy jego palce prawie przebiły jej skórę i kiedy przez te pół minuty należeli znowu tylko do siebie było warte wszystkich wcześniejszych i późniejszych cierpień.
- Liv?
Najbardziej się cieszyła, że nie ma żadnych wspomnień na temat tego, że jej rodzina wszystko wie i że William swobodnie do niej przyjeżdża. Tych wspaniałych wspomnień by nie zniosła i bardzo dobrze, że pozostały tylko w sferze marzeń.
- Olivia?!
- Chodźmy do reszty - wstała i nie oglądając się za siebie wyszła z gabinetu ojca.

Andy zdążył znieść wszystkie prezenty na dół i ułożyli je przy kanapie. Olivia przemieszczała się powoli, powoli siadała i powoli ruszała rękoma, więc Mery i Sami obsiadły ją z dwóch stron, żeby szybciej podawać paczuszki.
Pierwsza była od rodziców. Różowy papier ukrywał małe drewniane etui. Kiedy je otworzyła zaczęła się najlepsza część przedstawienia. Zachwyt, którego nie czuła. Rozpoznała ten komplet biżuterii, owszem podobał jej się kiedyś chyba nawet bardzo. Ale jakie miał teraz znaczenie? Tak! Strasznie się cieszy, bo szmaragd pasuje do jej oczu!! Przepiękne!! Dziękuję bardzo! Prawie założyła wszystko do kompletu z dresem. Nie mogła podskakiwać, bo za bardzo odbijało jej się to na żebrach, ale starała się śmiać odpowiednio długo. Andy i Meredith kupili jej nowy odtwarzacz mp3 taki do zamontowania na ramieniu w czasie biegania. Odpadła na kilka minut oglądając jego opcje i wykrzykując co chwila "Może mierzyć ilość kroków!!", "Ma stoper i prędkościomierz!". Chyba byli zadowoleni... Czy ktoś może się na to nabrać?
Sami i Hugo podarowali jej obraz. Był przepiękny. Przedstawiał jakiś dom otoczony zielonymi polami, zagajnikami i strumyczkiem. Niby nic wielkiego, ale namalowany był z taką starannością, że wyglądał jakby był zdjęciem. Tyle, że w zdjęciu nie ma takiej duszy. Duszy i miłości artysty. Tym razem nie udawała. Zatkało ja przez chwilę.
- Jest przepiękny...
- Francesca go namalowała - mówi Sami.
- Naprawdę?
- Powiedziała, że życzenia sama ci złoży - dodaje Hugo - To jej dom rodzinny w Sienie.
- Dziękuję - Olivia była niemal wzruszona - Zabieram go do Cambridge - postanowiła.
Pozostała jeszcze jedna paczuszka. Niewielka, zawinięta w zwykły szary papier transportowy.
- A to co? - zapytała podekscytowana Olivia, kiedy upewniła się, że obraz został bezpiecznie odstawiony pod ścianę.
- A to przyszło rano kurierem. Nie wiem, czy to jakiś prezent, czy coś innego, ale odruchowo dołączyłam do reszty paczek.
Nie patrzy na matkę, kiedy ta do niej mówi. Meredith podaje jej zawiniątko. Rozchyla niczym nie sklejony papier i serce jej staje. Staje, a później przyspiesza i zaczyna walić niebezpiecznie mocno. Na policzki wypływają jej rumieńce, a oczy się ożywiają.
- Książka? - Meredith zagląda jej przez ramię.
- Ta książka - Olivia czuje się jakby odkryła co najmniej Świętego Gralla - Czytałam nie tą!
Patrz jak zaczarowana na okładkę "Jeźdźca miedzianego"

- Wiesz, że czytałam tego Puszkina i jakoś nie do końca zaskoczyło...
Łapie się pierwszego z brzegu tematu.
- Co czytałaś?

To był zły jeździec!!
- Co to? - pyta Sami.
- Książka.
- Dobra jakaś?
- Tak - jest tego w stu procentach pewna.
- Od kogo?
Pytanie pozostaje bez odpowiedzi. Część z obecnych pewnie się domyśla... Może nawet wszyscy, ale to nie ich sprawa. Teraz Olivia chce tylko zostać sama i czytać.
- No i ostatni prezent od Stacy!
Drzwi się otwierają i Stacy asekurowana, przez lekko utykającego Prestona wnosi wielki tort. Nie ma miejsca na ozdoby, bo na całą powierzchnię nawtykane są świeczki. Zatrzymują się przed lekko oszołomioną Olivią, która kurczowo przytula do piersi książkę.
- Sto lat!! - krzyczą wszyscy. Ta ogląda tort przechylając głowę.
- Ile wy myślicie, że ja mam lat? - po trzydziestej świeczce poddaje się z liczeniem.
- Wyjątek od reguły - mówi Stacy - To wyjątkowy tort. Ilość świeczek nie przedstawia twojego wieku, tylko tyle ile ci życzymy!
- Jest ich sto?!
- Dokładnie sto osiem... - mówi Preston - Więcej się nie zmieściło.
Wszyscy zaczynają się śmiać.
- Życzenie! - domaga się Andy.
- Ale obawiam się, że moje dzielne asystentki muszą mi pomoc z dmuchaniem - głaszcze się po żebrach - Moje płuca nie nabiorą za dużo powietrza....
- Nie ma sprawy - obie się przysuwają - Ale pomyśl życzenie!
Olivia zastanawia się chwilę... Spuszcza wzrok, który od razu trafia na książkę.
"Pomóż mi... - myśli - Nie wiem dlaczego jesteś taka ważna, ale pomóż mi zrozumieć"
- Już - unosi głowę, a dziewczyny zaczynają zdmuchiwać świeczki. Wszyscy się śmieją, bo muszą to robić na trzy razy.
- Opowiem wam dowcip! - wyskakuje nagle Preston przerywając brawa.

Żona mówi do męża:
- Kochanie, co kupimy matce na urodziny?
- Wiem, że chciała co coś na prąd. Może krzesło?
Jak zwykle wszyscy wybuchają śmiechem i jak zwykle Olivia podejrzewa, że robią to tylko z grzeczności.

Stacy bierze się za krojenie swojego dzieła, a Liv z czułością otwiera swój ukochany prezent. Chce przeczytać chociaż pierwsze zdanie... chociaż jedną linijkę... Unosi okładkę i wysuwa się z niej niewielka biała karteczka. Instynktownie łapie ją i zasłania przed potencjalnymi widzami. Z walącym sercem ujmuje w drżące palce i czyta tekst nakreślony znajomym pismem. Gdyby wczoraj nie wylała wszystkich łez właśnie by popłynęły. Tak mało, a jednocześnie wszystko!

"Dziękuję Oliwko.
Sto lat maleńka" 

Dziękuję? Za co dziękuję?! Jej mózg myśli jak w gorączce. Za co dziękuję??!! Musi to wiedzieć.
- A wiesz co Stacy? - mówi Andy - Możesz być dumna z Olivii!
- Zawsze jestem - odpowiada jej gospodyni, niania i przyjaciółka bez wahania - Za co tym razem? 
- Wczoraj Carlson poprosił, żeby zagrała coś na ukojenie nerwów. Wiesz co wybrała? Twoją kołysankę!
- Naprawdę? - Stacy aż rumieni się zadowolona. 
Słowa Andy'ego wracają echem w jej głowie. Tak! Teraz pamięta. Chwilę później zupełnie urwał jej się film i zapomniała o tym, ale teraz już pamięta! Alex mu się narzucała, a on był taki zdenerwowany... Zagrała dla niego... Pomogło? Czy o to chodzi? "Dziękuję Oliwko". Na pewno o to... Pierwszy raz od bardzo dawna poczuła się szczęśliwa. Pierwszy raz od ostatniego przeczytanego przez nią artykułu A.Barringtona tuż po weekendzie w Portsmouth była autentycznie szczęśliwa!



14 komentarzy:

  1. Uwaga do Wiernej!!
    Cokolwiek zobaczysz w "Jeźdźcu" co wyda Ci się podobne do Windy nie komentuj na razie, bo mnie zdemaskujesz i zepsujesz mój plan ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok, obiecuję. ;)
      A jedną rzecz już mam, chyba jedną. Teraz jestem rozkojarzona...

      Usuń
  2. Znowu płakałam, Boże, no. Przestanę komentować te Twoje opowiadania, bo nie mogę wymyślić żadnych sensownych słów.

    Wierna Fanka.

    PS. Przerwałam czytanie "Jeźdzca" dla tego rozdziału. ;) Tak, tak. Przeczytam go. Muszę!

    OdpowiedzUsuń
  3. Tylko zaznaczam, że podobieństwo postaci jest w stu procentach przypadkowe!! Pani Simons musi być moją pokrewną duszą chyba :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Płacz i czytaj. Ja tak miałam po przeczytaniu połowy Jeźdźca. W kółko i w kółko!

      Usuń
  4. To ja poproszę też jeźdźca na maila aggnez@o2.pl Zabiorę się za niego zaraz po tym jak skończę książkę którą poleciła An. Jakoś muszę zapełnić czas pomiędzy rozdziałami Windy :-) A.

    OdpowiedzUsuń
  5. A czytaj czytaj i powiedz co sądzisz ;)
    znalazłaś ebooka? ;)

    An

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytałam. Naprawdę śmieszna historia :D Lekko i szybko się czyta :D
    Mam ją w formacie PDF
    A.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie wiem jak to napiszę, ale jakoś muszę. A więc po dniu wczorajszym i 12 godzinach czytania non stop, po dniu dzisiejszym i kolejnych 5 godzinach czytania od rana, skończyłam. Wylałam potoki łez i leję je znowu. Jestem na siebie wściekła o komentarz, że to nie moje klimaty. Boże, czemu Ty mnie wtedy nie wyzwałaś i nie zmusiłaś do tej książki?! A gdyby mi się odechciało i nigdy bym jej nie przeczytała?
    Ale na szczęście może jestem choć trochę mądra.
    Przeczytałam.

    Ryczałam, płakałam, drżałam, ale czytałam dalej.
    Zanosiłam się, ale czytałam dalej.
    Zużyłam wszystkie chusteczki w domu, ale czytałam dalej.
    Nie umiem opisać swoich uczuć. Nie wiem jak to napisać, ale to jest najpiękniejsze, co przeczytałam. Skopiowałam cytat(podczas czytania tego arcydzieła), który chciałam Ci przesłać, żebyś zrozumiała. A potem przeczytałam, jeszcze przed napisaniem tego komentarza, Twój wpis z rzed miesiąca. Ha, ten sam cytat... Płaczę, i płaczę, i płaczę. Przed podzieleniem się z Tobą moją opinią, uczuciami, odczuciami byłam na godzinnym spacerze, wypaliłam papierosa i nic nie pomogło. Przy zapalaniu papierosa znów się popłakałam...
    Nie wiem kiedy przestanę i chcę, żądam, błagam o kolejną część. Ty już przeczytałaś wszystkie trzy?

    "Żegnaj, pieśni księżyca.
    Żegnaj, oddechu mój, białe noce i złociste dni moje.
    Żegnaj, wodo świeża i ogniu.
    Obyś ułożyła sobie życie i odnalazła ukojenie, obyś uśmiechnęła się tym
    zapierającym dech w piersi uśmiechem.
    A kiedy twoją ukochaną twarz ozłocą promienie słońca wolności, uwierzysz, że nie
    na próżno cię kochałem.
    I w bladym blasku ukąpany. "

    Wierna.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja na szczęście byłam sama. Na szczęście nie musiałam się nikomu tłumaczyć po co, dlaczego i przez kogo płaczę... Tyle mojego szczęścia na dzisiaj. ;)
    Ja z ostatnią stroną sobie poradziłam, najgorsze było dla mnie czytanie o tym głodzie, o tym jak oni po kolei umierali, o wyciąganiu Tani spod gruzów i scena, gdy Aleksander wypowiadał te słynne słowa. Słowa mi się rozmywały, literki uciekały, a, jak dopiero potem zauważyłam, klawiatura była calutka mokra. Nawet nie wiem, czemu ją wysunęłam. Niesamowite. Tak strasznie jestem ciekawa, jak zainspirujesz się dalej tą książką w Windy. A widzę, teraz, nie dużo, ale widzę fragmenty, którymi się inspirowałaś. I teraz wszystko rozumiem, dużo lepiej, strasznie Ci dziękuję za polecenie tego cuda.

    W drugiej części jest retrospekcja, tak? Z tego co czytałam. Nie ma żadnego wyjaśnienia Ich losów? Nie dam rady, ale już wolę chyba wszystko przeczytać na dniach i wykończyć się, niż odkładać tą książkę na kiedy indziej. Nie wiem czy będę miała tyle odwagi kiedyś...

    Wierna Fanka.

    OdpowiedzUsuń
  9. Tzn. są wątki pomieszane. Przeszłość z przyszłością w mistrzowski sposób. Nie ma żadnego poplątania i bez problemu łapiesz o co chodzi. Ale co przejdzie Aleksander to aż mi serce pęka... Zresztą obydwoje... I świetne spostrzeżenie z tą odwagą. Chyba wczoraj tego mi odrobinę brakowało, kiedy wracałam do początków...
    Dla mnie najtragiczniejsza chwilą (poza ostatnią stroną) była śmierć Daszy... Wiem, że spoileruje tym, które jeszcze nie czytały, ale muszę się wygadać :) Jak ona ją ciągnęła na sankach do tego jeziora... Uryczałam się nad nie swoją ukochaną siostrą! A scena, która mną najbardziej wstrząsnęła to ta, kiedy Tatiana poszła po chleb rano i ten facet koło niej szedł, szedł i po prostu umarł... Nie mogłam się otrząsnąć!

    OdpowiedzUsuń
  10. Dasza, Dasza. Może nie przeżyłam tego tak bardzo, ponieważ ja ją znienawidziłam po fragmencie(PRZEPRASZAM TE KTÓRE NIE CZYTAŁY), kiedy zjadły całe jedzenie nie zostawiając nic dla Tatiany. Po prostu chciałam zabić, pobić, nie wiem ugryźć. Nie, nie, nie. Nienawidziłam jej z całego serca.
    Był jeszcze fragment, przez który nie mogłam przebrnąć, a już wiem. Kiedy Ina wspominała, jak zachowywała się Tatia podczas gdy Aleksander był nieprzytomny. Nie mogłam po prostu przejść na koniec strony, bo nic nie widziałam. I było jeszcze sto takich fragmentów. Musiałybyśmy wspomnieć całą książkę. Pasza na przykład. Cały czas mam nadzieję, że on jednak żyje i kiedyś się znajdą. W końcu są bliźniakami... Aaaaa, koniec. Idę czytać. Życz mi powodzenia.

    Wierna.

    OdpowiedzUsuń
  11. Masz rację. wszystko wszystkim, ale jak twardziel zaczął płakać wzruszony to już było za wiele. Baw się dobrze... ja idę pisać!

    OdpowiedzUsuń

Znacie to uczucie kiedy jesteście powodem czyjegoś uśmiechu? Jest... Niesamowite!!