sobota, 25 maja 2013

Windy Hill Rozdział 46

Olivia ubrana tym razem w spodnie dresowe i bluzę podobnie jak William tyle, że on wybrał jednak krótki rękaw zbierała z uśmiechem wszystkie mokre ubrania z łazienki. To było niesamowicie zabawne, kiedy popatrzała na niego hardo i odpowiedziała, że owszem pomoże mu się rozebrać, ale dopiero jak się umyje i odkręciła wodę. Jakim koszula przyklejona do ciała może być pięknym widokiem!!
Zeszli na kolację i milo zaskoczona obserwowała Margaret, która prawie nie odrywała wzroku od Williama. On niby tego nie zauważał, ale ładnie dziękował kiedy dostawał kolejne porcje jedzenia i uśmiechał się do niej zagadując za każdym razem. Jak go nie kochać?!
- A i bardzo ważna wiadomość Margaret! - powiedział, kiedy wszyscy już ukontentowani dopijali wino. Kobieta wykonała natychmiastowy zwrot gotowa spełnić każde życzenie - Od dzisiaj nie pytaj mnie już co z posiłkami. Na tym polu rządzi Livi.
- Z przyjemnością - odparła zaskakująco zadowolona - Może panienka Livi będzie mówiła coś więcej niż "mhm".
Francesca prychnęła śmiechem.
- Oj możesz być pewna, że będzie mówiła więcej - Sami nabijała się z niej w najlepsze - Ale spokojnie... Jak nie pozwolisz jej zgłodnieć szybko staniecie się najlepszymi przyjaciółkami!
Nie zraziła ją zwinięta serwetka, która odbiła się o jej czoło.
- Tylko się nie wystrasz, bo panienka Livi je! Pan William nie zje tyle co panienka Livi w dobry dzień.
Wszyscy się śmiali, a Olivia udawała obrażoną. Margaret patrzała na nią ciepło planując już czym jej dogodzić, ale nie spodziewała się jakie nowa pani ma podejście do swojej "służby". Właściwie to ona miała być zaskakiwana.
- Sami Hugo wraca jutro prawda? - zapytał ją William, kiedy przenieśli się już do salonu. On z Olivią na kanapie, a reszta na fotelach. Liv położyła na nim nogi, a on bardzo delikatnie głaskał ją po łydkach. Zauważył, że Sami co chwila zerka na przyjaciółkę zwłaszcza kiedy jej rękaw się podwinął i zobaczyła cały obdarty nadgarstek z sinymi śladami czyjejś dłoni. Nie chciała się gapić, ale nie mogła powstrzymać ciągłego zatrwożonego zerkania. Zdaje się, że matka zauważyła to samo. Kurcze! Teraz nie dziwił jej się wcale, że cała się chowała w ubrania.
- Tak... Wyląduje po południu.
- To może ty też zostaniesz na noc? Jutro rano muszę jechać do biura i na tą konferencję, więc miałybyście czas tylko dla siebie...
- Kuszące!
- Nie musicie ze mną siedzieć... - mruknęła Olivia z zamkniętymi oczami.
- A rozumiem, że teraz każdy przejaw tęsknoty za tobą będziesz tak odbierała?
- Och ja ciebie też! - odpowiedziała wywołując śmiech i tym samym zamykając jej usta. Było jej tu tak dobrze, tak przyjemnie spędzało się czas wśród samych życzliwych osób w takiej harmonii i spokoju. Nikt się nie sprzeczał, nikt nie krzyczał, nikt nawet nie podnosił głosu w czasie rozmowy. Telewizor cicho emitował jakieś dźwięki, które zaczęły jej się zlewać.
- Chcesz iść spać? - William uniósł jej stopę i pocałował jej wierzch. Chyba nigdy się nie przyzwyczai do tego, że się już nie ukrywają i nie mają przed nikim tajemnic.
- Nie - odparła z uśmiechem - Przepraszam, że się tak rozwaliłam, ale jest tak mi tu dobrze...
William oparł się koło niej na łokciu i odgarnął jej pasemka z czoła.
- Leż jak i gdzie chcesz...
Francesca aż złapała męża ze rękę. Zawsze to Hugo był radosny i otwarty, to on mówił "kocham cię" może nawet odrobinkę za często. William to ten skryty, zamknięty w sobie i nie lubiący się angażować emocjonalnie. Jedyną dobrą stroną tego było, że nie dał się tym sposobem nigdy skrzywdzić. Wiedziała, że był bardzo przystojny, atrakcyjny dla kobiet, które się do niego lepiły ledwo wyciągnął rękę, ale ten nigdy się szczególnie żadną nie zainteresował. Przedstawił im tylko Alex, ale łączyły ich chyba dosyć dziwne relacje... Natomiast Olivia coś w nim otworzyła. Odsłoniła coś co mu się już nie pozwoliło schować się do pancerza, co pokazywało, że tak naprawdę jest dobrym i porządnym człowiekiem o pewnym stopniu wrażliwości. A teraz nie mógł ukryć rozczulenia za każdym razem jak spojrzał na dziewczynę. Najpiękniejszym momentem był ten jak zastygł zachwycony z widelcem w połowie drogi do ust, kiedy Olivia się roześmiała przy stole. Niesamowite...

Kiedy już położyli się każde na swojej połówce, bo tak jak ustalili Olivia wybrała sobie lewą stronę, William miał spać po prawej, długo leżeli przytuleni ciesząc się w końcu samotnością.
- Jutro muszę wcześnie wyjść, ale ty sobie śpij do której masz ochotę - szeptał jej do ucha.
- Chciałabym zjeść z tobą śniadanie...
- Zjem w pracy... Muszę być w biurze już o 7...
- Dlaczego tak wcześnie?
- Żeby jak najszybciej wszystko zrobić i do ciebie wrócić.
Wtulona w jego pierś czuła się jak w niebie. Wsłuchiwała się w jego serce, a on delikatnie głaskał ją jedną ręką po plecach, a drugą bawił się włosami.
- Za każdym razem jak myślę, że nie może być przyjemniej ty mi udowadniasz, że może...
Uśmiechnął się.
- To był bardzo miły wieczór.
- Jesteś spokojniejsza.
- Masz genialnych rodziców wiesz?
- Jestem nieobiektywny.
- Masz... Bardzo cię kochają i szanują twoje decyzje.
- Ale nie zawsze tak było. Przez pewien czas ojciec prawie nie chciał mnie znać, a biedna matka miotała się pomiędzy nami próbując pogodzić.
- Dlaczego nie chciał cię znać?
- Uznał, że źle zrobiłem odchodząc z Armii. Przyniosłem wstyd. Stchórzyłem.
- Naprawdę?! Jak mógł, to nieprawda!
- Ale wszystko sobie wyjaśniliśmy. Potrzebowaliśmy tylko trochę czasu...
To nie do końca była prawda, ale pogrążona we własnych przemyśleniach i chyba mimowolnie odrobinę pocieszona zamilkła.
Już właściwie śpiąc obróciła się do niego tyłem, a on przytulił się do jej pleców.
- Kocham cię - mruknęła układając się wygodnie.
- A ja ciebie - pocałował ją w ramie - Śpij.

Obudziła się w pokoju pogrążonym w półmroku. Zerknęła na kremową pościel z brązowymi zdobieniami do której się przytulała i poczuła się totalnie błogo rozleniwiona. Znowu przymknęła oczy i zatopiła się we wspomnieniach i przemyśleniach. To pierwszy z tysięcy przebudzeń w domu i łóżku Williama. Nie będzie dopuszczała do siebie negatywnych myśli i nie pozwoli wkraść się zwątpieniu. Przewróciła się na plecy i przeciągnęła. Ależ to łóżko było wielgaśne... Jak to miło z jego strony, że zasunął rano zasłony. Nie przeszkadzało jej ani światło, ani nadmierne ciepło słoneczne. Przesunęła dłonią po pustym miejscu obok. Wyszedł tak cichutko, że nawet się nie przebudziła. Jak jej tu dobrze i przyjemnie... Szkoda, że musiał iść do  pracy, bo mogliby się wylegiwać przez cały dzień tak jak wtedy w Waszyngtonie. Nagle przeszły ją ciarki. Nie, nie chce mieć żadnych wspomnień związanych z tym stanem. Pomimo jej cudownego "pierwszego razu" z Williamem nie chce wspominać tego miejsca. Właściwie poczuła się tak dziwnie, że teraz już nawet nie chce spać, ani leżeć. Potrzebuje jasnych, gorących promieni słonecznych, które napełniają nadzieją i przeganiają te wszystkie paskudne widma, które ciągle pojawiają się przed jej oczami. Usiadła, przetarła oczy zsuwając kołdrę do kolan i mruknęła niezadowolona. Wcale nie zasunął zasłon tylko zwyczajnie niebo zasnute jest czarnymi chmurami i leje deszcz! Pięknie... Fantastyczny pierwszy dzień w nowym domu! Z szafki nocnej wzięła telefon, którego wczoraj tu nie przynosiła... William musiał to zrobić rano... Masa nieodebranych połączeń w większości od Sami i cioci Kate. Sms-y o treści "Odezwij się", "Gdzie jesteś?", "Co się stało?" i tylko jeden który przykuł jej uwagę i był godny nie wykasowania. "Gdybyś czegoś potrzebowała dzwoń. W." Tego nie wykasuje i będzie zerkała przy każdym napadzie złego nastroju. Włączyła dzwonek i aż drgnęła, kiedy prawie natychmiast zaczął dzwonić. Ciocia... Przez chwilę rozważała czy odebrać, ale im szybciej się z tym zmierzy tym lepiej.
- Halo?
- Mój Boże Liv tak okropnie się bałam...!
"Ona się bała i ja mam współczuć?"
- Ja też ciociu - odpowiedziała spokojnie.
- Oczywiście, że ty też! Nic ci nie jest kochanie? Gdzie jesteś? Chyba nie siedzisz sama w domu? Rodzice powiedzieli, że chciałaś jak najszybciej wrócić do Nowego Jorku. W zasadzie nic dziwnego, bo tam czujesz się jak w domu, czyli spokojniej, ale nie siedź sama! I najedz się złotko. To nam zawsze poprawia humor pamiętasz? Co teraz robisz?
- Właściwie siedzę jeszcze w łóżku...
- O! Wyspałaś się! Bardzo dobrze. Mam nadzieję, że pan Hill też się dobrze czuje. Jak się z nim spotkasz przekaż moje pozdrowienia. Chociaż i tak wszyscy się spotkamy na ślubie... Potrzebujesz czegoś?
- Dziękuję ciociu, ale Margaret cudownie się mną zajmuje.
- A Stacy już u was nie pracuje? Nic mi rodzice nie mówili, chociaż przecież nikt nie miał do tego głowy...
- Ciociu nie mieszkam już z rodzicami...
- Jak to nie mieszkasz z rodzicami? Wróciłaś do Bostonu?
- Nie. Przeprowadziłam się do Williama.
- Do pana Hilla?
- No nie mówimy do siebie tak oficjalnie, ale tak.
- Dlaczego?
- Tego ci rodzice nie powiedzieli?
- Nie wspomnieli...
- No cóż więc porozmawiamy w sobotę! Przepraszam ciociu, ale muszę już kończyć.
- Jasne... - jest nieźle skołowana.
- Dziękuję, że zadzwoniłaś. Całuje.
- Pa kochanie...
Uff... Eh ta ciocia! Eh ci rodzice...

Kiepski nastrój utrzymywał się aż do momentu w którym musiała się zdecydować co dzisiaj założy. Naszło ją olśnienie. Przecież ta pogoda była jej najlepszym wybawieniem!! Nie mogła sobie wyśnić lepszej!! Godzinkę później schodziła już na dół w spodniach i sweterku ciągle z niedowierzaniem rozglądając się dookoła. Miszka tu! Dobre... miała ochotę śmiać się w głos. Dom, który pierwsze wrażenie zrobił raczej ponure teraz był jej domem, w którym będzie taka szczęśliwa...
- Dzień dobry - Francesca siedziała na jednym z foteli i czytała książkę. Na ramiona miała narzuconą ciepłą chustę.
- Dzień dobry. Co tam czytasz? - przysiadła się na sąsiadującą z fotelem kanapę.
- William mi kazał - unosi do góry okładkę "Życia Pi".
- Żadne tam arcydzieło, ale dobra.
- Myślę, że bardziej chodziło mu o historie jaka się z nią wiąże - włożyła zakładkę i zamknęła książkę - Opowiedział mi.
Liv uśmiechnęła się szczęśliwa. Tak... Wykupił dla niej film, żeby nie była zawiedziona produkcją...
- Mój syn to zdecydowanie ukryty romantyk.
- W życiu nie widziałam, żeby ktoś był tak romantyczny... Chociaż pewnie by się obraził, gdyby to usłyszał potrafi trafić tak, że nie wiem co powiedzieć... Sama bym nigdy nie wpadła na coś takiego - oczy jej błyszczały, kiedy mogła o nim mówić.
- Po naszym pierwszym spotkaniu dużo o tobie myślałam.
Margaret weszła podając Olivii kubek kawy ze spienionym mlekiem.
- Dziękuję! - uśmiechnęła się do niej mile zaskoczona - Nie wypadłam wtedy najlepiej...
- Wiesz jak wypadłaś? Wypadłaś na kogoś kto bardzo kocha moje dziecko i bardzo sobie zasłużył, żeby ten go teraz nosił na rękach...
Zamyśliła się nie wiedząc jak to powiedzieć. Jak to ująć w słowa, żeby ta wczorajsza panika nie złapała jej za gardło.
- Ona też go kocha - od razu spuściła głowę upijając z kubka.
Francesca od razu odłożyła książkę i pochyliła się do przodu.
- Masz jakieś skrupuły?
Liv wzruszyła ramionami.
- Nie powinnaś kochanie. Już nie chodzi o to, że ona prawdopodobnie by cię zdeptała, gdyby to miało jej pomóc. Jeśli masz jakiekolwiek wyrzuty sumienia, że budujesz swoje szczęście kosztem kogoś innego zawsze popatrz wtedy na Will'a. Obserwuje go od trzydziestu lat i jeszcze nigdy nie był taki swobodny i otwarty. I właśnie przy tobie taki jest. Przy nikim innym tylko przy tobie czuje się szczęśliwy.
Olivia popatrzała na nią z podziwem. Była taka... życiowo mądra. Nigdzie tego nie przeczytała, ani nikt jej o tym nie powiedział. Po prostu miała to wszystko w głowie i sercu.
- A jak relacje z mamą? - zapytała.
- To zupełnie inna historia... Dogadałyśmy się... - rozluźniła się. To był przykry temat, ale nie trudny.
- Ale?
- Ale moja mama nigdy nie będzie taka jak ty.
- Jak ja?
-  Zawsze miałam z nią stosunki powiedzmy kumpelskie. Mogłam ją o wszystko zapytać, a ona mnie nie ganiła, tylko wszystko tłumaczyła. Chyba nie sprawiałam zbyt wielkich problemów wychowawczych, więc nigdy nie musiała się mną martwić. Ale dopiero na tych wyborach zdałam sobie z czegoś sprawę. Moja mama chyba zawsze była przede wszystkim żoną mojego ojca... I w zasadzie odkąd sobie to uświadomiłam już niczego od niej nie oczekuje i w ten sposób mnie nie zawiedzie.
- Nie jesteś wobec niej troszkę za surowa?
- Nie wiem, bo chyba nadal mam do niej straszny żal za to co powiedziała. Zwłaszcza, że przeprosiła mnie jakby przepraszała przypadkową osobę za to, że ją nadepnęła, a potem dorzuciła, że nie liczy, że jej wybaczę. Wywnioskowałam, że w takim razie nie musi o wybaczenie prosić, a ja nie muszę wybaczać...
Francesca roześmiała się bojąc się, że ją urazi.
- Przepraszam, ale chyba faktycznie masz rację. Musi pogadać o tym z Williamem. On się już nauczył mówić.
Olivia jej zawtórowała.
- Jak tu miło i wesoło! - Sami pojawiła się na schodach.
- O! - krzyknęły obie. Samija raczej nie wybierając dzisiaj stroju pod pogodę założyła ładną, błękitną sukienkę bez rękawów sięgającą nie dalej jak do połowy ud.
- Ślicznie wyglądasz - pochwaliła ją Francesca. Rzeczywiście jej długie, czarne włosy ułożone były gładziutko na plecach, a dyskretny makijaż podkreślał jeszcze bardziej lekki ukos oczu. Olivia zgadzała się, że dziewczyna wygląda pięknie, ale nie rozumiała dla czego uczesała się jak... jak...
- Dziękuję - odpowiedziała Sami siadając w fotelu ostrożnie, żeby nie pognieść kreacji. Zerknęła przy tym na zegar wiszący nad fortepianem.
- Niecierpliwa... - mruknęła Olivia.
Sami tylko wzruszyła ramionami z uśmiechem, ale niczego już nie powiedziała.
- Hej dziewczyny na co wy czekacie? - od strony biblioteki do salonu wpadł Walt - Nie chcecie tego usłyszeć? - w pędzie złapał pilota od telewizora i zatrzymał się obok kanapy.
- Czego kochanie? - zapytała go żona.
- Oj kobiety, kobiety... Ładnie wyglądasz Sami - uśmiechnął się z uznaniem.
- Dziękuję - powtórzyła z uroczym uśmiechem. Olivia patrzała na nią z czułością. Samiję i Hugo przy pierwszym spotkaniu połączyła dzika namiętność. Zachowała się zupełnie jak nie ona, zupełnie jak nie anielska córeczka swoich rodziców i poszła z obcym mężczyzną do łóżka. Liv jej nie oceniała, bo sama nie zachowała się dużo lepiej. Znała Williama od około dwóch tygodni i to wyjątkowo słabo, kiedy uznała, że nie będzie się w stanie ani chwili dłużej trzymać od niego z daleka. Ale z Sami i Hugo było zupełnie inaczej. Oczywiście nie mówiła o swoich przejściach, bo to byłoby zbyt okrutne porównanie, ale było w nich tyle spontaniczności, luzu, radości i takiego... takiego... chyba chodzi jej o brak kontroli na uczuciami. Kiedy się cieszyli widzieli to wszyscy, kiedy pragnęli też nikt i nic nie stanowiło przeszkód... To było bardzo miłe... Śmiałe, ale miłe. Teraz siedziała taka zarumieniona, stęskniona ignorując wszystko dookoła. Ubrała się zupełnie absurdalnie w sukienkę w której wyglądała przepięknie i seksownie. Wstała dzisiaj z łóżka i ubrała się tylko i wyłącznie dla Hugo... Czy Olivia też kiedyś taka była? Czy będzie potrafiła jeszcze taka być?

"Dlatego nie tyle proszę was, ale nalegam na danie jej świętego spokoju. Odpowiem na wszystkie wasze pytania, ale nie dręczcie Olivii, bo potrzebuje teraz wyjątkowo dużo spokoju"

Głos Williama wyrwał ją z rozmyślań. Zobaczyła go na ekranie telewizora dokładnie w takim wydaniu w jakim go poznała i pokochała. Czarny jakby wykrochmalony garnitur na jego wyprostowanym żołnierskim ciele, czujne spojrzenie granatowych (chyba teraz ciemniejszych) oczu, ciasno zaciśnięte usta, lekka mgiełka zarostu (piękna!), wyprostowane, szerokie ramiona i dłonie spokojnie położone na stole. Brak jakichkolwiek notatek, brak przygotowania. Chciał im udowodnić, że mówi całą prawdę bez żadnego scenariusza i prawdopodobnie łyknęli to od razu. Konferencja chyba trwała już od dłuższego czasu.

"
- A czy mógłby pan bardziej przybliżyć rolę panny Lacroix w całym tym przedsięwzięciu?
- Jeszcze bardziej? Nie widzę potrzeby mówienia więcej niż już powiedziałem. Alex nam pomogła odwrócić uwagę od Olivii. Niestety to nie poskutkowało. Mimo wszystko zachowała się bardzo odważnie i jestem jej za to ogromnie wdzięczny.
- Czyli państwa zaręczyny były fikcją?
- Tak.
- I w rzeczywistości jest pan z panną Shelly?
- Tak.
- Co na to jej ojciec?
- Mieliście okazję go wczoraj o to zapytać.
- Czy są państwo teraz we wrogich stosunkach?
- Absolutnie nie.
- Może pan bez przeszkód odwiedzać Olivię?
- Owszem. Mogę bez przeszkód wchodzić do swojego domu.  
Zapadła chwila ciszy. Ale króciutka.
- Czyli mieszkacie razem?
- Tak - odpowiedział bez mrugnięcia.
- Planują państwo ślub?
- Nie.
- Czy planuje się pan oświadczyć?
- Pozwólcie, że nasze plany na przyszłość zachowamy dla siebie. Wiele przeszliśmy... zwłaszcza Livi, która przez cały czas była niesamowicie dzielna.
- Livi to bardzo ładne zdrobnienie - zauważył ktoś. Zapadła cisza w której wszyscy czekali na komentarz.
- To nie było pytanie - zauważył w końcu William.
- Dlaczego akurat Olivia?
Pytanie zasiało ciszę. William po raz pierwszy na sekundę spuścił wzrok. Na króciutką sekundę, ale kamera wychwyciła to doskonale.
- Jak się nazywasz? - zapytał dziennikarza.
- Christopher Young ze The Faces Stars proszę pana.
- Chris dlaczego wybrałeś sobie na żonę akurat tą kobietę z którą jesteś?
Zapewne widział na jego dłoni obrączkę.
- Ponieważ bardzo ją kocham - odpowiedział śmiało mężczyzna.
William tylko rozłożył dłonie. Macie swoją odpowiedź.
- Czy kocha pan Olivię Shelly? - tym razem był to kobiecy głos.
- Tak - bez wahania odparł William już nie spuszczając wzroku - Kocham Olivię.
W sali zapanował chaos. Mówiło kilka osób jednocześnie. William jednym gestem uciszył wszystkich.
- I od razu zaznaczam, że nie planujemy ani ja, ani Olivia, ani żaden z członków naszych rodzin dzielić się z wami swoimi przeżywanymi emocjami i uczuciami. Prosimy o uszanowanie naszej prywatności. Dziękuję za spotkanie.
"

Wstał od stołu i podobnie jak jej ojciec dzień wcześniej ignorując grad pytań opuścił salę. Olivia siedziała zapatrzona w ekran telewizora w którym przełączono do studia i jakiś prezenter zaczął coś mówić. Przypomniał jej się wieczór przy ognisku, kiedy powiedział "zaufaj mi". Co ona wtedy pomyślała? "Co chce zrobić? Powie mojemu ojcu, że pod jego nieobecność zbałamucił mu córkę, powie Alex, że woli mnie, ogłosimy światu, że jesteśmy razem? Co może zrobić? Nic nie może..." Okazało się, że wszystko może... Jak zawsze zwyczajnie powinna mu zaufać. Nic więcej. Ufać.
- Hej - Francesca usiadła koło niej i dopiero wtedy się ocknęła. Zamrugała szybko oddychając głęboko.
- Po prostu... - zaczęła ale gardło jej się zacisnęło - Ja...
- Wzruszyłaś się? To było naprawdę piękne...
- Szkoda, że nie nagrałem! - zaśmiał się Walt.
- Odkąd mogłam wyjść z tego ciemnego, brudnego pokoju - Olivii popłynęła łza, a usta zadrżały - Odkąd mogłam się spokojnie wyprostować ze świadomością, że ich już nie ma, zmyć z siebie krew swoją i Karima, poczuć, że William naprawdę przy mnie jest i jest taki cudowny... Cały czas czekam kiedy się obudzę. Do tej pory nie wierzę!
Zakończyła tak bezradnie, że od razu Francesca mocno ją do siebie przygarnęła, a Samija klękając złapała ją za rękę. Walter dyskretnie opuścił pokój przypuszczając, że w tej dziedzinie raczej na nic się nie przyda...
- Myślałam, że oszaleję kiedy patrzałam na nich razem. Myślałam, że zwariuję, kiedy poszedł z nią do ich pokoju w hotelu! Nie mogę nawet wypowiedzieć na głos o czym wtedy myślałam... - płakała kobiecie na ramieniu, a Sami zapłakała razem z nią - Nigdy nie kochałam tak naprawdę żadnego mężczyzny, a dla niego zupełnie straciłam głowę. I... i ja chyba nie potrafię uwierzyć, że go w końcu mam, że słowo się rzekło i jest ze mną.
- Nie wierzysz, że cię kocha?
- Wiem, że nie kłamie, bo i po co miałby to robić, ale to taka abstrakcja...
- Uwierz w niego Liv i uwierz w siebie. Pamiętaj, że on też tam był i on też to przeżył. On też teraz potrzebuje spokoju i ciebie w tym spokoju.
Olivia uniosła głowę i na nią popatrzała. No tak! Jak mogła być taką egoistką?!! Przecież mimo że jest nieporównywalnie twardszy i silniejszy jednak też się bał i musiał walczyć czego już nigdy nie chciał robić.
- Masz rację! - z jej oczu zniknęło całe zagubienie. Po prostu przestało istnieć. Znalazła w końcu powód dla którego w tym całym dramacie musi być silna! Co za rozkoszne uczucie! Energia rozprowadzająca się po wszystkich komórkach - Masz rację! - uściskała mocno Fancescę - Chodź - złapała Sami za rękę - Uczeszę cię...
- A co jest nie tak z moimi włosami? - zerkała to na Liv to na śmiejącą się Francescę zdezorientowana.
- Nie udawaj takiej grzecznej trzeba je poczochrać!

- To było niesamowite... To wszystko co powiedział - Sami siedzi grzecznie na łóżku, a Olivia za nią bawi się jej włosami nie robiąc niczego konkretnego.
- Powiedział, że powie to każdej osobie, która będzie chciała słuchać no i powiedział całemu światu...
- To wszystko jest okrutnie romantyczne... Zakochuje się w tobie, ratuje z niebezpieczeństwa i zaprowadza do swojego pałacu, żeby wielbić na wieki...
- Uwierz mi, że moje ciało w otoczeniu Pakistańczyków nie czuło się w ogóle romantycznie!
Zamilkły i Olivia wiedziała, że Sami bije się z myślami. Zawsze mówiły sobie o wszystkim i zawsze wszystko o sobie wiedziały... Czy to też powinna jej powiedzieć?
- Dziękuję, że nie pytasz - jeszcze nie - Kiedyś ci opowiem, ale jeszcze nie mogę...
- Nie mogłabym cię prosić, żebyś to zrobiła.
Sami zapatrzyła się na pościel.
- A ty chcesz mi o czymś powiedzieć? - zapytała ja łagodnie - Coś nie tak z Hugo?
- Ja tylko... - zasłoniła oczy dłonią pochylając się.
- Co się stało? - Olivia przesunęła się tak, żeby siedzieć obok niej.
- Ja sobie tego dalej nie wyobrażam Liv - opuściła rękę i spojrzała bezgranicznie smutna w przestrzeń.
- Związku z nim?
- Też... Ja nie dam rady jak wyjedzie kolejnym razem - była zrozpaczona.
- Martwisz się?
- Martwię? Myślałam, że oszaleję. Byliśmy razem, było wspaniale, nosił mnie na rękach... A później zadzwonił telefon, a mój ukochany stal się zupełnie innym człowiekiem. Stał się maszyną działająca automatycznie. W ciągu piętnastu minut zdołał wykonać dziesięć telefonów, spakować się i wyjechać. Siedziałam w upalny lipcowy wieczór ciesząc się odrobiną wiatru, a on walczył w Syrii z podobnymi psycholami jak ci którzy porwali ciebie... Myślałam, że oszaleje! Przez trzy dni nie dzwonił, a ja umierałam ze strachu!  Dosłownie dostawałam obłędu...
Olivia doskonale wiedziała o co jej chodzi, bo ona czuła dokładnie to samo, kiedy William odjechał z terrorystami. Bała się o kogoś bardziej niż o siebie kiedykolwiek.
- Nie potrafię ci niczego doradzić. Nigdy nie wzięłyśmy pod uwagę tego, że Hugo to zawodowy żołnierz... Jest zawsze na służbie.
- Nigdy spokojnie nie wyjedziemy na wakacje, nigdy nie będziemy spokojnie prowadzić domu tak jak wy... Zawsze będę się martwiła czy wróci żywy z pracy!
- I będziesz musiała zacisnąć zęby i mu w tym pomóc... Będziesz mu musiała dać milion powodów, żeby nie dał się zabić i sprawić, żeby zawsze nie mógł się doczekać powrotu... No i żeby swoimi żołnierskimi zwyczajami nie chodził z kolegami na... na dyskoteki...
Sami popatrzała na nią zdziwiona i lekko rozbawiona.
- To samo mi właśnie powiedziała Francesca... Jeśli nie możesz sobie poradzić ze sobą skup się na tym co czuje druga strona.
- Uważasz, że chodzi z kolegami na dziwki?
Samija już jej nie słuchała.
- Uważam, że mógł to robić zanim cię poznał...
- A co jeśli nadal robi?
- Jeśli wraca do ciebie stęskniony i... ma ochotę to znaczy, że nie chodzi.
- A jak udaje?!
- Nie da się udawać Sami!
- Jesteś pewna?
Olivia już miała powiedzieć, że tak, kiedy przypomniała sobie słowa Williama "cały czas udawałem". Da się...
- Ok, nie było tematu - koleżanka chyba się domyśliła co powiedziała nie tak.
- Nie wiem czy się nie da... Ale będziesz wiedziała, kiedy cię zdradzi, kiedy nie będzie ci potrafił patrzeć w oczy...
Czuła się przenikliwie obserwowana.
- Czy William...
- Dzisiaj rano rozpoczęłam nowe życie w nowym domu i z nowymi planami na przyszłość. Nie chcę wracać do przeszłości. A tak swoją drogą chyba jeszcze za wcześnie na martwienie się na zapas! Mamy raptem dwadzieścia lat! Po prostu kiedy już przyjedzie staraj się dać mu tyle hmm... zabawy ile potrzebuje... Nie rób mu wymówek, powiedz, że się bałaś, ale bez pretensji. Niech się poczuje jak w niebie, a nigdy nie pomyśli o innej rozrywce.
Sami podrapała się po brodzie.
- No... To nie wydaje się być trudne.
Olivia się roześmiała i uświadomiła sobie, że już stęskniła się za Williamem. Ostatecznie zakręciła Sami końcówki robiąc romantyczne fale co wyglądało dużo, dużo lepiej i uciekła szybko do siebie. Podniosła z łóżka telefon i mając świadomość, że William jest bardzo zajęty wystukała szybko.
"Dziękuję. Ja Ciebie też! "
Wysłała i zaklaskała zadowolona. Stworzy mu prawdziwy, ciepły i przytulny dom. Sprawi, że szybko zapomną o wszystkich przykrościach i tragediach! Nie będzie się mógł doczekać powrotu do domu! Aż zatarła dłonie zapisując w pamięci wszystkie napływające pomysły.  




10 komentarzy:

  1. kurde jak ty to robisz?! chłonę kazde słowo i chce jeszcze i jeszcze ')

    OdpowiedzUsuń
  2. Ahh no wreszcie jestem zaspokojona! Kobieto nie wiem co w Tobie takiego siedzi ale po prostu nie mogę już wytrzymać dłużej.
    Twoja psychofanka, Cysia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahahaha!!! Obiecuję Cię regularnie zaspokajać :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Haha, czy tylko ja to przeczytałam i mi się skojarzyło?! :D
    Rozdział milutki, więc i ja milutka. ;) Super, super i jeszcze raz super.
    Czekamy na więcej, jak zawsze.

    Wierna Fanka.

    OdpowiedzUsuń
  5. :D O tak jest nas tu dużo więcej do regularnego zaspakajania :D więc pisz dużo i często! :D

    Pozdrawiam
    A.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wierna: akurat w tym przypadku zaspokajanie jet konieczne. ;)
    Nik, mam nadzieję iż będzie to regularnie ;)
    Cysia.

    OdpowiedzUsuń
  7. No to stałam się pełnoetatową zaspokajaczką :D

    OdpowiedzUsuń
  8. SPICY pożarte... pochłonięte...przeczytane! Aż łza w oku mi się kręci... Wow! ...tyle na chwilę obecną mogę napisać! Cieszę się, że trafiłam na Twojego bloga Nikki! Uzależniłam się od Twoich opowieści! Chcę więcej i więcej...
    Lena

    OdpowiedzUsuń
  9. Postaram się Wam dać więcej i więcej :) Wszystkie takie komentarze są dla mnie bardzo budujące, więc dziękuję :* Ja osobiście zakochuje się we wszystkich tworzonych przez siebie bohaterach i bohaterkach, więc też z sentymentem wspominam pracę nad Spicy. I choć Windy również uwielbiam pisać z coraz większym dreszczykiem myślę o nowym opowiadaniu, które nabiera coraz wyraźniejszych kształtów i kolorów w mojej wyobraźni. Mam już pełen szkic głównej bohaterki ( jest suuuper!!!). Tak jak mi to kiedyś napisała chyba Wierna, kiedy przy początkach Windy cały czas pisałam Wik i Harvey nie mogąc przestać myśleć o Spicy. Kocha się wszystkie swoje dzieci :D

    OdpowiedzUsuń

Znacie to uczucie kiedy jesteście powodem czyjegoś uśmiechu? Jest... Niesamowite!!