poniedziałek, 27 maja 2013

Windy Hill Rozdział 47

To był jeden z najdziwniejszych dni ostatnich tygodni. Wyabstrahowane pojęcie dnia normalnego dzisiaj się ziściło. Aż ciężko w to uwierzyć, bo nie miał takiego odkąd poznał pannę Shelly. O nikogo się nie bał, nie stresował się żadnym spotkaniem kochających go kobiet, nie martwił się atakiem terrorystycznym... Zwyczajnie poszedł do pracy i pracował. Nie miał czasu na szklankę wody, ale to było takie... zwyczajne. Jedynie przeżył tą nieszczęsną konferencje mówiąc jak najogólniej i mało treściwie. Uważał, że to chore, bo ani on, ani Olivia nie byli żadnymi gwiazdami kina, ani estrady, nie robili awantur, ani skandali, a musieli się spowiadać ze swojego prywatnego życia bardzo publicznie. No, ale zrobił to i ona już nie musi.
Jedyne co go martwiło to Alex, która odezwała się w minutę po wywiadzie. Chciała porozmawiać i jak to podkreśliła trzy razy TYLKO porozmawiać. Domagała się wyjaśnień. Widocznie jej ulżyło na wieść, że wyszła z tego z twarzą... Wiedział, że jest jej to winny, że powinien jej wszystko na spokojnie wyjaśnić, przeprosić i w zasadzie nie widział w tym nic złego ani dziwnego, ale nie miał bladego pojęcia jak to zorganizować. Z szacunku do Livi nie zaprosi jej do biura, nie może się z nią spotkać w żadnym publicznym miejscu, bo wybuchnie afera... Do domu przecież jej nie zaprosi! Pojechanie do niej wydawało się najlepszym i jedynym, choć bardzo niestosownym w tej chwili rozwiązaniem. Zwłaszcza po sms-ie jaki nadszedł niedługo później od Livi... Livi, Livi, Livi... Nareszcie mają spokój i mogą być razem. Jakim słodkim widokiem była rano jej twarzyczka taka spokojna i odprężona pogrążona w głębokim śnie. Kiedy tylko wstał mrucząc cichutko przytuliła się do jego poduszki i już ani drgnęła nawet jak przed wyjściem kucnął przy niej i całował drobniutkie paluszki spoczywające na pościeli. Marzył o momencie w którym znowu zacznie być sobą. Przestanie ze strachem patrzeć na każdą nową osobę wchodzącą do pomieszczenia i zapadać w tą zadumę okupioną zupełnym brakiem blasku w pięknych oczach. A od chwili kiedy znowu zachichota wypuszczając na wolność to rozbrykane dziecko nie przestanie jej nosić na rękach.
Kiedy w południe wracając z lunchu z jednym z producentów szedł korytarzami i jechał windą powietrze można było kroić. Ciągle słyszał tylko.
- Dzień dobry panie Hill.
- Dzień dobry panu.
- Dzień dobry.
Po chwili już tylko kiwał głową, bo czuł się jak zegar z kukułką, który zamiast "ku ku", powtarza "dzień dobry". Wszyscy patrzyli na niego z beznadziejną dyskrecją jakby porwało go UFO i sprawdzali czy nie zielenieje. Jedynie Clay na jego widok zatrzymał się i zagadał.
- Dzień dobry panie Hill.
- Witaj Clay. Działo się coś czym powinienem się zająć?
- W zasadzie nie. Wszystkie grubsze tematy, które jeszcze nie wyszły ma pan na mailu, a te które wyszły... już wyszły.
- Ok, dzięki.
- Jedyne proszę zerknąć na relację z pańskiego wywiadu, bo zaraz idzie do druku na jutrzejszy numer.
- W porządku.
- Jak się czuje Olivia? - zapytał w ostatniej chwili. Wyglądał jakby zrobił coś niedobrego.
- Nie tak wesoło jak przedstawiłem to mediom, ale damy radę.
Pokiwał tylko głową i nawet jeśli chciał coś powiedzieć William już odszedł.
Ten "normalny dzień" był stosunkowo długi i bardzo męczący. Kiedy postanowił, że już koniec na dzisiaj słońce mocno chyliło się ku zachodowi. Była już siódma... To najwyższa pora, żeby wrócić do domu, gdzie czekała na niego Olivia. Ciekawe jak się dzisiaj czuła? Jego telefon od powrotu z lunchu leżał u Freda. Kazał mu łączyć tylko służbowe rozmowy, a poza tym Olivię, lub kogokolwiek z rodziny. Żadnych innych prywatnych rozmów. Ale nikt go nie niepokoił.
- Kończymy na dzisiaj Fred - podniósł telefon.
- Dwa razy dzwonił pan Morrison.
- Ben? - skrzywił się. Nie widzieli się od owego felernego wypadu do Black Mountain. Znaczy dla Bena felernego, bo on sam spędził go zaskakująco przyjemnie - Dzięki. Do jutra.
- Do jutra. Pozdrów Olivię.
Kiwnął głową i wybrał numer do kolegi nie mając pojęcia czy może go tak jeszcze nazywać.
- Dzwoniłeś - rzucił bez powitania, kiedy tamten odebrał.
- No dzwoniłem, dzwoniłem. Oglądałem twój wywiad trzy razy i nadal nie wierzę.
- Nie był sfabrykowany mogę cie zapewnić.
- To niesamowite, że to wszystko się wydarzyło. Jak się czujesz?
- Dobrze jak nigdy.
- Jesteś cały?
- I zdrowy.
- No a co to za historia z młodą Shelly?
- Masz na myśli Olivię?
- Tak. Mam na myśli naszą piękną Olivię.
- Moją piękną Olivię Ben.
- Małe przejęzyczenie. Zgarnąłeś wszystkie dobrodziejstwa szczęściarzu. Słuchaj może się spotkamy w którymś klubie i pogadamy sobie?
- Właśnie jadę do domu. Przykro mi, ale będę w najbliższym czasie zajęty.
- W weekend też? Chyba Olivia cię puści na piwo z kumplem?
- Odpada. Rodzinna impreza.
- Za tydzień?
- Nie sądzę, żebym był w kraju.
- Praca?
- Wakacje. Muszę już kończyć Ben. Zdzwonimy się jak wrócę.

Mimo faktycznego zmęczenia całą drogę przygotowywał się psychicznie na to co może zastać w domu. Nikt do niego nie dzwonił, więc nic się nie stało, ale też on do nikogo nie dzwonił, więc nie wiedział jak się ma dzisiaj Livi. Będzie smutna i zamyślona? Może będzie się starała udawać, że jest inaczej? A jest też taka opcja, że wypoczęta poczuła się już trochę lepiej... Światła od frontowej części domu świeciły się tylko na dole z czego wywnioskował, że Hugo z Samiją jednak wyszli z sypialni. Przywitał się z Pepper i szybko wszedł do domu. W salonie rodzice  oglądali jakiś program w telewizji i prócz nich nie było tu nikogo.
- Dzień dobry synku - matka uśmiechnęła się do niego - Zmęczony?
- Tak sobie - wzruszył ramionami - Gdzie Livi? - zapytał od razu.
- Wszyscy są w kuchni. Mam nadzieję, że Margaret nie oszaleje...
- Wszyscy?
- Liv, Sami i Hugo - odpowiedziała wracając do oglądania - Muszę przyznać, że troszkę się boję kolacji...
William rzucił teczkę na komodę i od razu wszedł do jadalni, w której właśnie zabrzmiał głośny śmiech Margaret.
- Hugo! - krzyknęła gospodyni. Drzwi do kuchni były uchylone.
- Zabieraj łapy z mojego ciasta!! - krzyk Olivii - Samija zabierz go stąd!!
- Słyszysz? - zalotna Sami - Mam cię zabrać...
- Nie dam się! - wojowniczy Hugo.
Zwolnił nasłuchując i aż wszedł w krzesło, kiedy nagle rozbrzmiał szalony chichot. Ten dźwięczny, dziecięcy, nieopanowany śmiech. TEN śmiech!!
- Dobrze ci tak! - wydusiła Livi udając poważną.
Williem ruszył szybko do kuchni stając w progu. Nie uwierzy póki nie zobaczy. Pierwszy zauważył go Hugo stojąc przodem do drzwi. Ponieważ William nic się nie odzywał on też milczał.  Był cały zasypany mąką i uśmiechnięty.
Samija zajęta czymś przy kranie rozmawiała z Margaret, a Livi pochylona nad blatem tyłem do niego mocno nad czymś pracowała.
- Jeszcze raz je ruszysz i połamię ci palce - warknęła nie kryjąc rozbawienia.
- Czyż kobiety przy garach nie wyglądają przepięknie? - zapytał go.
- Rzeczywiście coś w tym jest... - odpowiedział. Olivia jak rażona wykonała nagły obrót, po czym rzucając wszystko co trzymała w ręce na blat ruszyła do niego pędem.
- William!!!! - wykrzyknęła. Zupełnie jak wtedy, kiedy przychodziła do niego na lunch, radośnie i żywiołowo wskoczyła mu w ramiona i objęła mocno za szyję - Strasznie się stęskniłam! Strasznie, strasznie, strasznie!
Obejmował ją, a zaskoczenie wypierała rozsadzająca radość.
- Aż tak bardzo?
- Bardziej - odsunęła twarz nadal nie dotykając nogami ziemi - Niesamowicie bardzo.
- Gdybym wiedział, że aż tak wróciłbym wcześniej.
- Nie chciałam ci przeszkadzać, ale miałam ochotę zadzwonić co najmniej milion razy!
William wycofał się z nią do jadalni widząc coraz bardziej rozbawione spojrzenie brata. Posadził ją na stole, a sam stanął między jej nogami.
- Jak się dzisiaj czujesz kochanie?
- Fantastycznie. Obudziłam się bez ciebie i przez sekundę zrobiło mi się smutno, ale później pomyślałam, że wstaje bez ciebie, ale pójdę spać z tobą i od razu zrobiło się lepiej.
- Pięknie wyglądasz, wiesz?
Nie mógł się napatrzeć na jej zupełnie naturalny, niewymuszony uśmiech.
- Upiekłam ci ciasto! - rozpromieniła się jeszcze bardziej.
- Mnie?
- Mhm. Truskawkowe...
- Uwielbiam truskawkowe.
- Wiem! Twoja mama mi powiedziała - roześmiała się - Dostaniesz na deser... JEŚLI TEN POTWÓR GO NIE ZEŻRE!!! - wychyliła się krzycząc w drzwi kuchenne.
- Do mnie coś mówisz?! - odkrzyknął Hugo.
- Co robiłaś cały dzień? - głaskał ją czule po rozpromienionej buzi, a ona przesuwała w palcach jego krawat.
- Masę rzeczy! Najpierw odebrałam milion telefonów, co zajęło mi pół dnia, później zrobiłam twojej biednej mamie przesłuchanie z tego co lubisz, a co nie, później bawiłam się z Pepper, aż ode mnie uciekła - wyliczała na palcach - Spędziłam trochę czasu z Sami i Hugo jak już... no wiesz zeszli na dół... później wymęczyłam Margaret, żeby mnie nauczyła piec to ciasto no i w końcu wróciłeś.
- Intensywnie - pokiwał głowa z uznaniem.
- Ale na pewno nie tak męcząco jak u ciebie... - pogłaskała go z troską po policzku i zagryzła wargę, kiedy okazał się tak szorstki jak lubiła najbardziej.
- Nie było najgorzej. Gdyby nie ta telewizja skończyłbym dużo wcześniej.
- Wiesz, że mit o kamerze nie sprawdza się na tobie?
- Jaki mit?
- Że pogrubia... Ty wyglądałeś tak czadowo jak na żywo!
- Wyglądam czadowo? - zaśmiał się.
- Ooo! I to jak!
Również się roześmiała, ale tylko na chwilkę po czym zupełnie spoważniała.
- Dziękuję - szepnęła.
- Za co kochanie?
- Że im to powiedziałeś...
Pochylił się i pocałował ją delikatnie.
- I tak by się dowiedzieli - mruknął - Ale tak przyjemnie jest o tym mówić...
Pocałował ją mocniej i namiętniej.
- Też podjadałaś...
Zachichotała przytrzymując mu głowę, żeby już nie przerywał.
- Uwielbiam truskawki - udało mu się jeszcze dorzucić zanim zupełnie pochłonął ich pocałunek.
- No nie... - usłyszeli jęk Hugo - My tu będziemy jeść...
Nie zwrócili na niego żadnej uwagi przytulając się i pieszcząc usta ustami.
- Cały dzień spędziłaś w domu? - powiedział chwile później. Kiedy zaczęło się robić coraz goręcej usiedli sobie na krzesłach na wypadek, gdyby sytuacja miała się wymknąć spod kontroli.
- Owszem. Mamy gości i muszę się nimi zająć, kiedy cię nie ma - błysnęła w szerokim uśmiechu.
- Mmm - pokiwał głową z uznaniem - Moja pani domu była na stanowisku?
Pokiwała głową niezwykle z siebie zadowolona.
- Ale jutro już nie będę mogła... Muszę jechać do J.C pogrzebać trochę w jego "szafie". Trzeba się w coś ubrać na ślub brata prawda?
- E tam... Mogłabyś założyć tą czerwoną suknie z przyjęcia u Carlsona.
- Podobała ci się?
- Wyglądałaś oszałamiająco...
Zarumieniła się.
- A ja nie mogłem się z tego cieszyć...
"Nie chciałeś, a nie nie mogłeś"
Bardzo nieprzyjemne myśli psuły jej te urocze momenty, którymi powinna się cieszyć... Możliwe, żeby z czasem zniknęły?
- A później obiecałam Mery, że dopilnuje florystów na sali, kiedy ona będzie imprezowała.
- Nie idziesz?
- Mmm - zaprzeczyła. Meredith zrobiła jej niezły wykład, ale w końcu odpuściła.
- A chciałabyś?
- A puściłbyś mnie?
- Nie samą. Możesz przecież wziąć któregoś z ochroniarzy.
Nie powiedział jej, że zaproszony przez Andy'ego odmówił, a ona mu nie powiedziała, że na samą myśl o bardzo prawdopodobnym spotkaniu z Marcelem zbierało jej się na wymioty.
- Chyba nie mam ochoty wychodzić gdzieś... sama.
- Beze mnie?
- Bez ciebie - przyznała.
- Nie musisz się zmuszać. Jeśli nie masz ochoty, to się chociaż porządnie wyśpimy... Wiesz, że Clay o ciebie pytał?
- Naprawdę?
- Mhm. I Ben. A Fred cię pozdrawia.
Przeszył ją dreszcz.
- Podziękuj Fredowi - poderwała nagle głowę jakby jej się coś przypomniało - Jesteś zmęczony - zasądziła.
- Tak?
- Tak. Chodź - pociągła go za rękę i zaprowadziła na szczyt stołu, gdzie rozebrała go z krawata i marynarki i kazała usiąść - Zaraz dam ci coś do jedzenia - pocałowała go w policzek po czym zniknęła w kuchni. Czekał z coraz bardziej zdziwioną miną wyobrażając sobie, że wyłoni się za chwilę z ogromnym talerzem jedzenia, ale ona leciutko jak pióreczko wróciła po minucie z kieliszkiem wina. Postawiła przed nim i usiadła obok. Przypuszczając, że powinien go teraz spróbować wziął kieliszek w dwa palce i powąchał zawartość huśtając różowy płyn od ścianki do ścianki. Nie mógł powstrzymać uśmiechu, kiedy od razu rozpoznał bukiet.
- Biedna ta moja matka dzisiaj musiała być...

William nie mógł się nadziwić i napatrzeć jaka różnica zaszła w niej od wczoraj. Pewna siebie, spontaniczna, radosna i zdecydowana Olivia była dokładnie tą dziewczyną na punkcie której oszalał. I teraz w milczeniu obserwował jak ta dziewczyna bierze we władanie już dawno podbite serca wszystkich członków jego rodziny. Konwersuje z nimi tak miło i tak swobodnie jakby się znali od lat, drażni się z Hugo jakby był jej bratem, a nie jego i to ciasto... Przepyszne! Rozkosz dla podniebienia! Prawie podskakiwała z radości, kiedy brał kolejne kawałki. W zasadzie wszyscy byli kupieni przez jego panią domu. Co ją tak zmieniło?!
Kolejna niespodzianka czekała na niego, kiedy po kolacji usiadł w "swoim" fotelu, a w jego dłoni wylądowała szklaneczka whisky. Matka jej powiedziała, że w ten sposób lubi spędzać czas, kiedy jest wykończony? Raczej nie... Rozgadana i roześmiana przy kolacji usiadła teraz grzecznie na kanapie i przeglądała jakieś czasopismo. Nie wydawała z siebie najcichszego dźwięku i gdyby nie reszta towarzystwa panowałaby absolutna cisza. Tak jak lubił... Był tylko jeden cholerny problem. Jak miał to teraz zniszczyć wyskakując z newsem, że dzwoniła Alex i chce się spotkać?!!
- Chodź tu do mnie - mruknął wyciągając rękę, kiedy na niego zerknęła. Z właściwą sobie lekkością odłożyła gazetę na bok, podeszła na paluszkach i usadowiła się wygodnie na jego kolanach. Nie wierciła się, nic nie mówiła, po prostu chciał ja przytulić, a ona była. Głaskała go po dłoni i całowała od czasu do czasu w szyję. Nie mógł jej tego powiedzieć i za nic nie zepsuje tej chwili.
- Jak kolano? - zapytał.
Pomachała bardzo ostrożnie lewą nogą.
- Jeszcze będę w sobotę tańczyła... - uśmiechnęła się uroczo. Zero negatywnych myśli. Zero smutku!
Kiedy niedługo późnej poszli do sypialni zrobiła mu aromatyczną kąpiel. Pomyślał, że ten dzień nie mógł się skończyć lepiej i właśnie wtedy weszła w kusej białej koszulce, usiadła za nim na skraju wanny zaczęła mu masować ramiona. Użyła do tego jakiegoś słodko i przyjemnie pachnącego olejku. William uspokoił się jeszcze bardziej, a stres, którego nawet nie był świadomy zupełnie zniknął. Ciepła woda, przyjemny zapach i jej dłonie uciskające ani za mocno, ani za słabo jego ramiona, kark i górną część pleców sprawiły, że poczuł się lżejszy i zupełnie beztroski. Nie wiedział, że był tak spięty i nie wiedział jak Olivia siedząca za nim skręca się z przyjemności dotykając jego potężne ciało śliskimi dłońmi. To prawda, że część napięcia stanowiły nerwy, ale nieporównywalna część jego twardości była wynikiem intensywnego treningu.
- Zawsze tak będzie? - zapytał kładąc się koło niej w łóżku. Było jeszcze wcześnie, ale po takim relaksie nie chciało mu się nawet kiwnąć palcem.
- A chcesz?
- Uwielbiam się o ciebie troszczyć, ale chyba ci nigdy nie dorównam... Jesteś niesamowita.
Wtulił twarz pomiędzy jej piersi odziane w biały jedwab. Mięciutkie i pachnące tym olejkiem...
- W takim razie mogę to robić codziennie.
Objęła troskliwie jego głowę i głaskała go po włosach. W zasadzie miał zamiar usnąć, bo niewiele mu do tego brakowało, ale kiedy westchnął z przyjemności zobaczył jak jej sutek owiany jego oddechem twardnieje pod cieniutkim materiałem. Dopiero teraz zauważył, że jej serce pod jego uchem wybija szybszy rytm, a oddech jest nienaturalnie spokojny. Uśmiechnął się nie zmieniając pozycji. Nie widział problemu w zajęciu się nią w tej chwili, ale niech się jeszcze pomęczy... Niby od niechcenia położył dłoń na jej brzuchu. Punkt startowy we wszystkie rejony przyjemności. Olivia leżała nieruchomo.
- Ale jesteś cieplutka - mruknął i wsunął rękę pod kołdrę dotykając jej uda. Poruszyła się ledwo dostrzegalnie - Taka cieplutka i pachnąca... - wsunął rękę pod koszulkę i przejeżdżając kciukiem po jej łonie zatrzymał ją na podbrzuszu. Teraz jej serce dudniło mu w uchu - A gdybym się chciał odwdzięczyć?
- Nie musisz mi się za nic odwdzięczać...
- Jesteś pewna? - przesunął palcem wskazującym tuż pod linią biustu, a sutek, który miał przed oczami napiął się jeszcze bardziej - Też mógłbym ci dać chociaż troszkę przyjemności.
Przestała ukrywać przyspieszony oddech. Być może dlatego, że nie mogła. Przełknęła głośno ślinę.
- Chciałabyś? - przesunął rękę jeszcze wyżej i palcem wskazujący dotknął samego czubeczka jej piersi.
- Obawiam się, że za chwileczkę nie będziesz miał wyjścia - bardziej jęknęła niż powiedziała.
- Przyjemnie ci? - zataczał kółka wokół brodawki - Lubisz kiedy je dotykam? - uniósł się na łokciu. Popatrzał z uśmiechem na rozchylone usteczka i roziskrzone oczy - Może spróbujemy w ten sposób? - wyciągnął rękę na zewnątrz i ciągle jak najdelikatniej muskając jej skórę podłożył palec pod ramiączko zsuwając je i ciągnąc w dół do momentu aż cała pierś nie była odsłonięta. Takie niewielkie, a takie apetyczne... - pomyślał. Pochylił się i dotknął aksamitnej skóry ustami drocząc się z jej ciałem - Chcesz kochanie?
- Chcę - złapała go za włosy i popchnęła na siebie - Strasznie chcę - puściły wszystkie skrupuły. Chciała mu pozwolić odpocząć, ale teraz to już nieważne. Teraz, kiedy rozbuchał to co chciała przemilczeć jej heroizm jest nieaktualny. Poszturchiwał ustami sutki pieszcząc całe piersi. Ledwo je muskał i owiewał gorącym oddechem. Olivia dotykała jego pleców, ramion, głowy i rąk wiercąc się pod nim, ale nie przyspieszał rozpalając ją absolutnym minimum, które z siebie dawał. Kiedy wysunął język zaczęła jęczeć. Dokładnie o to mu chodziło. Pieszczoty były nadal delikatne, a ona już traciła kontrolę. Jego mała dziewczynka była taka gorąca... Obserwował co się dzieje z jej ciałem, co robią jej dłonie zaciskające się na prześcieradle i jej ciało wyginające się co chwilę w jego kierunku. W momencie gdy do języka zaczęły dołączać zasysające usta i podgryzające skórę zęby, a Liv zaczęła zaciskać dłonie na rozchylonych, zapraszających udach ledwo łapiąc oddech ujął jej dłoń i poprowadził w to gorące, wilgotne miejsce pełne obietnicy nieopisanej rozkoszy dla obu stron. Odrobinkę zesztywniała, ale nie pozwalając jej analizować przygryzł mocniej brodawkę ciągnąć za nią.
- Aaa! - krzyknęła, a jej dłoń się nie wycofała. Naciskając nieznacznie jej paluszki sprawił, że zatopiły się w tej wilgoci. Zaczął nimi poruszać, a Olivia odurzona przeciągającą się torturą zaczęła z nim pięknie współpracować. Na chwilę przeniósł pocałunek na jej usta. Uwielbiał w ten sposób tłumić jej jęki. Nie przyspieszał czekając aż sama to zrobi i nie nadwyrężała jego cierpliwości, bo już po chwili mógł zabrać swoją rękę. Olivia nawet tego nie zauważyła zbyt mocno pochłonięta dawaniem sobie rozkoszy. Powrócił do dręczenia piersi, żeby móc zerkać na jej coraz śmielsze poczynania. Rozstawiła szeroko ugięte nogi i wykonywała dłonią coraz szybsze okrężne ruchy. Wolną rękę zaciskała na jego przedramieniu. Uniósł głowę widząc, że już zupełnie odpłynęła i w ogóle nie zwraca na niego uwagi. Jej głowa odchylona lekko do tyłu, przygryziona warga i zamknięte oczy tworzyły już same w sobie bardzo gorący obrazek. Kiedy przejechał wzrokiem po reszcie sam zacisnął mocno zęby, żeby jej nie pomóc. Leżała prawie pod nim rozpalona i zaspokajająca się. Przez chwilę pożałował, że wymyślił jej aż tak pobudzającą go zabawę. Złapała go za kark i popchnęła do przodu.
- Proszę - jęknęła. No tak. Porzucił jej głodne dotyku piersi. Nie chcąc tracić widoku złapał je w dłonie i zaczął ugniatać. Kiedy oddech coraz bardziej zaczął jej się rwać, ciało drżeć, a jęk przeradzał w krzyk porzucił piersi i wsunął w nią dwa palce naraz. Były dużo dłuższe i grubsze od jej więc zacisnęła się na nim prawie w tym samym momencie wstrzymując oddech i szeroko otwierając oczy. Jakby nie mogła uwierzyć, że osiągnęła spełnienie w ten sposób. Jeszcze przez chwilę wsuwał je w nią i wysuwał, a ona powoli dochodziła do siebie. Powolutku odzyskiwała kontakt z rzeczywistością i w miarę jak to robiła docierało do niej, że własnie na jego oczach ochoczo doprowadziła się do orgazmu. Popatrzała mu w oczy i na poły wystraszona i zawstydzona oblała się rumieńcem.
- Fantastycznie kochanie - pocałował ją w nosek.
Nie potrafiła nic odpowiedzieć. Uniosła dłoń mokrą od swojego podniecenia i po sekundzie opuściła ją jeszcze bardziej zawstydzona.
- Zobacz co mi zrobiłaś - wziął ową wstydliwą dłoń i wsunął sobie w spodnie od piżamy. Był twardy do granic możliwości i miał wrażenie, że jej wilgotna rączka sprawi, że za moment eksploduje. Aż przymknął oczy, kiedy się na nim zamknęła i wyjątkowo gładziutko przesunęła w dół i znowu w górę. Mhm... Niewiele mu brakowało do pełni szczęścia.
- Jeszcze - szepnęła niespodziewanie Olivia.
- Jeszcze? - popatrzał na nią dwojąc się i trojąc jak tego dokona. To słodkie stworzenie było dla niego zbyt seksowne...
- Proszę - znowu szepnęła poruszając dłonią.
- Ale będzie mocno i szybko - zastrzegł. Zaczęła dyszeć i to była wystarczająca aprobata. Ściągnął spodnie i klęknął pomiędzy jej udami. Patrzała szeroko otwartymi oczami na jego męskość. Tak... Mogłoby się wydawać, że był zbyt duży dla malutkiej Livi, ale w praktyce okazało się, że jest jak to sama powiedziała "idealnie duży". Nie czekając na żadną zachętę oplotła go nogami wysuwając biodra do góry. Złapał za nie i wsunął się w nią powoli rozciągając. Jej fantastycznie ciasne ciało dostosowywało się. Chciał ją najpierw odpowiednio rozgrzać, przygotować, ale ona podciągnęła się siadając mu na kolanach, złapała go za szyję i szepnęła prosto w usta.
- Szybko i mocno.
Sama narzuciła rytm, sama go utrzymywała i kiedy właściwie znowu sama się zaspokajając dochodziła po raz drugi jeżdżąc po nim dziko biodrami jej piękne ciało zroszone było potem. William nie wiedział jak wytrzymał do jej orgazmu, ale aż krzyknął kiedy szczytował. To było mocne... Cholernie mocne.

Kiedy przestali drżeć zaniósł ją pod prysznic, a ona jak zamroczona pozwoliła, żeby ją obmył. Wrócili do łóżka i padła na brzuch zasypiając prawie od razu. Hmm... To on był zmęczony? Wszystko mu dzisiaj skomplikowała, ale była tak wspaniała w każdej sekundzie, że nie mógł jej mieć tego za złe. Czy mógł jej powiedzieć, kiedy tak koło niego skakała, że musi się spotkać z Alex? Powie jej po fakcie. Trudno. Zanim przytulił się do jej nagich pleców zerknął na zegarek. Godzina do północy. Niesamowite... Wrócił po dwunastu godzinach ciężkiej pracy do domu, został nakarmiony, zrelaksowany, wymasowany, zaspokojony seksualnie i jeszcze się wyśpi... Czy to naprawdę może trwać wiecznie?

      

9 komentarzy:

  1. Zostałam sterroryzowana i zmuszona do opublikowania nowego rozdziału jeszcze dzisiaj... Winna zbrodni niech wie, że oślepłam trzy razy patrząc w ekran!!

    A już jutro coś extra!!

    :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Lena polecić mogę Ci książki Sparksa - lekkie i przyjemne i mimo, że większość doczekała się ekranizacji, to czyta się je o wiele lepiej niż ogląda. Co jeszcze... "Spóźnieni kochankowie" Wharthona - jedna z moich naj... książek. Wedle panującej ostatnio mody na erotyki pochłonęłam ich trochę w ostatnim czasie, więc z tego gatunku mogę polecić serię "Play by play" Jaci Burton i "Sinners on tour" Olivi Cunning. I jeszcze jedna pozycja (właściwie dwie :D) - bardziej romans niż erotyk - "Piekło Gabriela" i "Ekstaza Gabriela" Reynard Sylvain. Jeśli będziesz zainteresowana jakimiś pozycjami, służę PDFami. :D

    Pozdrawiam
    I czekam na to coś ekstra. Będzie to wieczorem miłe zakończenie nieznośnie powoli wlekącego się dnia w pracy.
    A.

    OdpowiedzUsuń
  3. a czy jest szansa byś zaszczyciła nas jutro 48 rozdziałem?;**
    M.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuje Nikki ...będzie co czytać po drodze na majówkę nad morze... :) Kończę pakowanie i wieczorem w drogę na "zlot czarownic" :)
    A. dziękuję za pomysły! :)
    Lena

    OdpowiedzUsuń
  5. Na pewno będziemy (ja i moje 2 siostry) bawić się dobrze :) Pogoda dopisuje... to znaczy nie pada i nawet czasami słońce się pojawi :) Miłego dnia :)
    Lena

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak na nasze nadmorskie warunki to prawdziwy luksus! Może uda Ci się nawet opalić ;)
    Buziaki!!

    OdpowiedzUsuń

Znacie to uczucie kiedy jesteście powodem czyjegoś uśmiechu? Jest... Niesamowite!!