czwartek, 23 maja 2013

Windy Hill Rozdział 45

Powiedział im, że za chwilę wychodzą, ale siedział z Olivią dobre pół godziny na podłodze koło łóżka i czekał aż się uspokoiła. Tłumaczył jej cierpliwie głaszcząc po włosach, że wszystko jest w porządku i że wszystko się ułoży. Że najważniejsze, że mogą być razem. Leżała skulona z głową na jego kolanach i chłonęła każde słowo. Wiedział co tak bardzo ją dobijało. Pomijając to że nadal się strasznie bała wszystkiego co ją otaczało i jeszcze długo to potrwa najpierw odwróciła się od niej matka, a teraz jej idol... ojciec. Wszystko dlatego, że chciała z nim być pomimo przeciwności i motywowało go to jak nic innego do uchylenia jej nieba. Wiedział, że mu nie ufała, ale wiedział też, że bardzo się stara, żeby to zmienić.
- Chodź kochanie - podniósł ją za ramiona do góry - Polecimy do domu. Zobaczysz się ze Stacy, na pewno się o ciebie martwiła.
- A Pres?
- Zaraz jak tylko wylądujemy każę Jack'owi go poszukać.
- Ok - spuściła głowę.
- Kochanie popatrz na mnie.
Miała tak smutne oczy, że nie potrafił wytrzymać tego spojrzenia.
- Powinnaś chodzić z głową dumnie uniesioną do góry. Nigdy jej nie opuszczaj. Byłaś przez ten cały czas bardzo dzielna. Ani raz się nie złamałaś, ani raz nie zwątpiłaś. Nie masz się czego wstydzić w przeciwieństwie do nas wszystkich, którzy cię zawiedliśmy.
- Ty mnie nie zawiodłeś - zaprzeczyła - Zrobiłeś dużo więcej niż musiałeś. To ja wszystko skomplikowałam i sama się wpakowałam w kłopoty.  
- Nie musimy już o tym myśleć... - całował ją w usta - To już przeszłość - wiedział, że coraz bardziej ją rozkojarza. Widział jak z oczu znika smutek i zastępuje go inne uczucie - Myślmy o przyszłości, bo trzeba ją naprawdę dobrze zaplanować.
Dopiero, kiedy zaczęła cichutko mruczeć z przyjemności odsunął się z uśmiechem.
- Chodźmy.
Spakowali wszystkie swoje rzeczy, a walizki zostawili przy drzwiach. Kiedy wyszli do salonu czekali na nich Meredith z Andy'm. Po rodzicach nie było śladu.
- Gotowi? - zapytał William.

Czterdzieści minut później cała czwórka w wygodnych fotelach patrzała przez małe okienka na pas startowy umykający spod skrzydeł samolotu. Gładkie poderwanie maszyny, kilka minut nabierania wysokości i komunikat o możliwości rozpięcia pasów. Olivia skulona i wtulona w Williama, który cierpliwie stara sie nawet nie ruszać zapada w niespokojną dżemkę. Za każdym razem jak zaczyna się wiercić uspokaja ją przeczesując długie, czyste, miękkie i pachnące loki. Prostuje je, a one za każdym razem na powrót zwijają się  skracając o prawie połowę.
- Idziesz jutro do pracy? - mówi w pewnej chwili.
- Tak - odpowiada zdziwiony jej przebudzeniem - Wyskoczyła mi długa, nieoczekiwana nieobecność, więc muszę wszystko ułożyć i pozamykać wiele spaw przed naszym wyjazdem.
- Co mam robić jak cię nie będzie? - podnosi głowę, przerzucając nogi przez jego i rozglądając się po kabinie. Andy i Meredith rozmawiają na kanapie w górnej części samolotu.
- Mnóstwo rzeczy. Możesz np. zaplanować z Margaret menu na cały tydzień, pobawić się w gotowanie, zająć Pepper, która tak jak ty lubi się przytulać, spotkać z Sami, pomóc Meredith, przyjechać do mnie na lunch... Możesz zrobić listę rzeczy, które będziemy robić w Sienie. Myślę, że na pewno coś wymyślisz.
- Nawet nieźle to brzmi. Mogę taką listę zrobić teraz.
- Hmm. Słucham w takim razie?
- Będziemy wstawać codziennie o której będziemy mieli ochotę...
- Mhm.
- Będziesz zakładał garnitur, a ja będę go z ciebie ściągała...
- Codziennie?
- Mhm.
- Wow...
- Późnij już będziesz się ubierał w co tylko masz ochotę, a ja pójdę zrobić śniadanie.
- Najpierw będziesz musiała iść do kurnika po jajka.
- Gdzie?!
- Do kurnika. Domek dla kur. Kury znoszą jajka.
- Wiem co to! - aż podskoczyła - Macie kurnik?
- Nie dokładnie my, ale jest we wsi. Idziesz sobie podziwiając la piazza principale, a tu nagle kurnik. W otoczeniu sklepów i zabytkowych domków... kurnik.
- Naprawdę?! - Olivia wybuchnęła śmiechem i ten miły dźwięk przykuł uwagę wszystkich pasażerów samolotu.
- Mhm.
- I każdy może tam iść po jajka?
- Ale warunkiem jest dorzucenie im trochę jedzenia.
- Co jedzą kury?
- O uwierz mi, że te w Sienie mają bardzo zróżnicowaną dietę. Kiedyś widziałem jak dorzucali im posiekane frytki.
Olivia zanosiła się śmiechem.
- Później upiekę chleb i zrobię ci śniadanie.
- Umiesz piec chleb?
- Nauczę się. Słyszałam, że we Włoszech tak się robi...
- Czyli chcesz żyć jak prawdziwa Włoszka?
- Tak!
- Załatwione.
- Czy w tym zagajniku koło domu rosną jakieś owoce? Mogłabym robić koktajle i ciasta...
William już miał odpowiedzieć korzystając z tego, że temat tak dobrze na nią wpływa, ale nagle dotarło do niego co powiedziała.
- Skąd wiesz jak wygląda dom i że jest tam zagajnik?
- Dostałam obraz od twojej mamy... - zarumieniła się - Na urodziny.
Zastanowił się chwilę.
- Ten obraz?
- Jaki ten?
- To tylko dowód na to jak cię uwielbia - pogłaskał ją po policzku, który wtuliła w jego dłoń. - Będę musiał z nią nieźle walczyć, żeby z nami nie jechała.
- Nie może z nami jechać! Planowałam gotować nago!
William zrobił wielkie oczy, a po chwili na jego usta wypłynął taki zadowolony uśmiech, że Olivia znowu wieńczy to wybuchem radości.
- Uwielbiam jak się śmiejesz - mówi oczarowany.
- Wzajemnie - przytula się do niego cała.
- Więc obydwoje musimy się dużo śmiać.
William patrzy ponad jej głową na Andy'ego, który obserwuje siostrę z mieszaniną smutku, troski i ulgi. Ma mu ochtę powiedzieć, że wszystko naprawi, ale zamiast tego przytula tylko mocniej Olivię.

Kiedy wdycha powietrze Nowego Jorku, patrzy na tak bardzo znajome szczyty drapaczy chmur i słyszy zewsząd dobiegające klaksony nareszcie czuje się jak w domu. Uchyliła okno samochodu, którym jadą i z uśmiechem przyjmuje uderzenia dusznego wiatru.
- Tak cię cieszy zapach spalin?
- Domowych spalin!
Jadą do jej domu... Do jej poprzedniego domu przywitać się ze Stacy i zabrać więcej jej rzeczy. Meredith z Andym udali się w pierwszej kolejności do jej rodziców, którzy co prawda nie musieli się bać o córkę, ale i tak martwili się o rodzinę Andy'ego. Jest późne popołudnie i korki na ulicach są straszne. Ale za kierownicą przecież siedzi William! Już po paru minutach naprawdę karkołomnego manewrowania jadą boczną ulicą, gdzie natężenie jest nieporównywalnie mniejsze.
- No proszę cię nie mów, że za tym nie tęskniłeś!
- Bardziej za twoją miną kiedy to robię.

Mina zadowolenia powiększa się kiedy parkują przed domem z którego wybiega Stacy. Obie nie wypowiadają żadnych słów wpadając sobie w ramiona. Stoją długo w milczeniu opanowując emocje i ciesząc się spotkaniem. Williamowi przemyka przez myśl, że gosposia jest jej bliższa niż matka kiedykolwiek była... Stacy w końcu unosi głowę i jej załzawione oczy trafiają na mężczyznę, który spokojnie oparty o samochód obserwuje je. Uśmiecha się do niego z ulgą i wdzięcznością.
- Koniec tych cyrków? - pyta.
William odrywa się od samochodu i można powiedzieć odbiera od niej Liv.
- Koniec. Zabieram ją i już nie oddam.
Westchnienie ulgi Stacy jest aż nazbyt wymowne.
- I niech zgadnę. Mam ci się pomóc pakować? - mówi ze smutkiem i radością jednocześnie.
- Poradzę sobie.
- A z resztą! - unosi ręce i wycofuje się - Teraz niech ci William pomaga.
Obydwoje zerkają na siebie z uśmiechem. Stacy pierwszy raz zwróciła się do niego po imieniu co oznacza, że nie jest już gościem rodziny. Stał się jej członkiem. Olivia zrobiła to co robić lubiła najbardziej. Wtuliła się w niego i syciła silnymi, oplatającymi ją ramionami, które dawały poczucie miłości, bezpieczeństwa i ten niesamowity dreszczyk. Zabiera ją i już nie odda.
- Jeszcze nigdy nie byłeś w moim pokoju! - przechyliła głowę - Chodź pomożesz mi.
Stacy otworzyła szerzej drzwi, a kiedy weszli do środka obserwowała z uśmiechem jak Olivia ciągnie go za rękę na górę. Jak to możliwe, żeby dwie tak zupełnie różne osoby tak bardzo do siebie pasowały? Chciała zapytać Olivię o tą całą sytuację, czy nic jej nie jest i czy może jej w czymś pomóc, ale wyczuła, że na razie lepiej tego nie ruszać. Jeżeli Olivia będzie potrzebowała pomocy sama się do niej zwróci, a przecież teraz ma Williama. W każdym razie wcale nie była smutna z powodu prawdziwego wejścia w dorosłość swojej podopiecznej. Troszkę wzruszona, ale nie smutna. Mocno trzymała kciuki za takie zakończenie tej historii i odkąd rano usłyszała wypowiedź Lucasa w telewizji po jego reakcjach na pytania odgadła, że wszystko ułożyło się jak najlepiej.

- Wiesz, że kiedyś moim marzeniem było, żebyś został u mnie na noc?
- Ale teraz już nie ma u mnie i u ciebie. Przykro mi, że go nie spełniliśmy.
Jadą powoli leśną drogą prowadzącą do domu Williama, a właściwie do domu Williama i Olivii. Szyby są opuszczone, a oni wdychają żywiczną świeżość trzymając się za ręce.
- Żartujesz? Moim marzeniem było żebyś został na noc, ale nigdy nawet mi przez myśl nie przeszło, że możemy razem zamieszkać i spędzać każdą noc razem...
Stłumił uśmiech. Naprawdę nigdy jeszcze nie marzyła o mieszkaniu z mężczyzną, a może z czasem czymś więcej? Czyżby aż tak dziecięcy był jej umysł? Kochał ją za to, ale jak się okazuje przyjdzie mu czekać dłużej niż mu się wydawało.
- Tylko jeszcze jedno mnie martwi...
- Co cię martwi kochanie? - zareagował od razu. W myślach nie powstrzymał się od ironizowania. Tylko jedno? Dobre sobie!
- Za jakieś dwa miesiące będę się musiała przenieść do Bostonu... Będziemy się widywać co najwyżej w weekendy...
- To cię martwi?
- Mhm. Pewnie nie zawsze będziesz miał czas... I będziemy się widywać coraz rzadziej. Znam to już...
- Czy ty mnie właśnie porównujesz do Roberta?
- Nie, ale wiem, że jesteś bardzo zajęty...
- Wiesz co?  -zerknął na jej usta wygięte w dół - Kiedyś... A te czasy wrócą, kiedy do Europy zawita wiosna... Prowadziłem firmę z bardzo dziwnych miejsc... Filipin, Konga, koła podbiegunowego. Nie widzę większego problemu z robieniem tego z Bostonu!
- Co?!
- Jak wrócimy z Włoch poszukamy jakiegoś domu w rozsądnej odległości zarówno od uniwersytetu jak i od bostońskiej redakcji. Fred dostanie premie i będzie szczęśliwy z przeniesienia, a my nadal będziemy mieszkać razem.
Nie mógł się powstrzymać od wybuchu śmiechem na widok jej buzi. Jej oczy zaświeciły milionem iskierek, a usta rozchyliły się w pięknym uśmiechu.
- Naprawdę?
- A czemu nie? Myślisz, że podoba mi się wizja widzenia się z tobą tylko w weekendy? Nie na tym polega życie razem...
Olivia jak zwykle w chwili euforii nie zważała na nic dookoła. Nie interesowało ją, że są w samochodzie, który on prowadzi. Rzuciła się na niego zaciskając ramiona na szyi. Zjechał szybko na pobocze i zatrzymał się, żeby ja objąć.
- Naprawdę to zrobisz?
- Oczywiście, że tak - zaśmiał się, kiedy wskoczyła mu na kolana.
- Jak ty to robisz?! Jak spełniasz moje marzenia zanim powstaną?
- Od tego jestem...
- Nie wiem co się zaraz stanie, ale zawsze się dzieje coś złego jak jest tak doskonale.
- Nic się nie stanie. Wszystko się już stało. A teraz uciekaj i zapinaj pasy, bo chcę w końcu dotrzeć do domu...
- Tak jest sir! - zasalutowała i wróciła na swój fotel. Uśmiech nie schodził jej z ust aż nie dojechali do domu. Tam zrobił się jeszcze większy, bo tymczasowa gospodyni - Pepper - siedziała dumnie niemożliwie zamiatając ogonem przed wejściem i obserwowała jak William parkuje i wysiada. Dopiero wtedy prawie ze skowytem zerwała się ze swojego miejsca i ruszyła na niego. Olivia się wystraszyła, że zrobi mu jakąś krzywdę rzucając się na niego z taką euforią, ale ona zatrzymała się tuż przy jego nogach przewracając na grzbiet. William kucnął koło niej i zaczął ją drapać po brzuchu. Jej radosnego szczeknięcia nie można było pomylić z niczym innym. Olivia wysiadła i podeszła do nich z karcącą miną.
- No nie wiem, czy nie powinnam być zazdrosna...
Pepper na dźwięk jej głosu przeturlała się na łapy i zaczęła się do niej czołgać skomląc wesoło. Polizała jej buty i ta w końcu zlitowała się również przy niej kucając.
- Żartowałam przecież - wywróciła oczami.
Największa niespodzianka dla obojga kryła się za drzwiami domu, gdzie czekali na nich rodzice Williama i Sami.
- Gdzie masz telefon?! - krzyknęła na nią obrażona przyjaciółka po czym wzięła ją w ramiona i nie chciała już wypuścić. Państwo Hill najpierw przywitali się z synem, a później wszyscy patrzeli trzęsąc się ze śmiechu na dziewczyny
- Nawet nie wiesz jak się bałam... - warczała Sami.
- Rozumiem, że bardziej niż ja?
- Oszaleje kiedyś przez was - ściskała Olivię w objęciu godnym Hugo.
- Sami miażdżysz mnie...
- Ciągle coś! Raz się kłócicie raz kochacie!
- Sami...
- Zwyczajnie oszaleje! Ustalcie jedną wersję!
- Cały czas się kochamy...
- Do następnej kłótni?
Olivia popatrzała bezradnie na Williama, który trzymał w objęciach matkę.
- Już się nie będziemy kłócić Sami - podszedł do nich i pomógł Olivii się wyswobodzić z żelaznego uścisku. Wziął ją w objęcia, ale nie ściskał tak mocno ciągle mając przed oczami siniaki i otarcia.
- I jeżeli nie dotrzymasz słowa to ja ci... pokarzę! - machała palcem, ale zabrakło jej koncepcji. Dopiero kiedy wszyscy wybuchnęli śmiechem pokręciła głową.
- Chodź tu do mnie dziecko - Francesca złapała Olivię za rękę, a ta sama wysunęła się z ramion Williama i wpadła w jej. Podobnie jak nad stawem tuliła ją do siebie jak własne dziecko
- Nareszcie - szeptała - Nareszcie wszystko się ułożyło. Wiedziałam, że się ułoży.
- Starczy - William nie mogąc patrzeć jak ktoś poza min obejmuje Olivię znowu uwolnił ją z czyjegoś uścisku, żeby przygarnąć do siebie. Francesca zaśmiała się widząc jak jej syn prawie nosi dziewczynę na rękach.
- A my jeszcze nie mieliśmy przyjemności się poznać - podszedł do nich okrutnie przystojny starszy pan. Miał kwadratową, mocną szczękę, niebieskie oczy i ciemno siwe włosy. Był bardzo wysoki i szczupły. To po nim synowie odziedziczyli amerykańską część swojej atrakcyjności. I to z mieszanki jego oczu i ciemnych oczu Francesci William ma swoje granatowe...
- Dzień dobry panie Hill. Mam na imię Olivia - wyciągnęła do niego dłoń.
- No bynajmniej ptaszynko - wyciągnął do niej obie ręce - Ja też się chcę przytulić!
Olivia ze śmiechem i rumieńcem pozwoliła się objąć cała skrępowana, ale ten na szczęście nie miał zamiaru trzymać jej w nieskończoność - Mów Walt... Jej przepraszam, ale jeśli cię nie puszczę mój syn pierwszy raz w życiu się rozpłacze! - puścił ją a ona w tej samej chwili poczuła na biodrach dłonie Williama.
- Dobra... - powiedział - Co wy tu robicie? - przyciągnął Olivię do siebie i pocałował w policzek.
- A to bardzo miłe z twojej strony - żachnęła się Francesca - Skręcaliśmy się ze strachu o was!
- Oj nie obrażaj się - szturchnął ją Walt - Są młodzi, pewnie myśleli, że będą mogli nareszcie pobyć sami... No wiesz...
- Wiem, nie jestem jeszcze aż tak stara! - oddała mu kuksańca - Najpierw coś zjecie, a później się wyniesiemy!
Olivia popatrzała ciągle zarumieniona na Williama, który tylko wzruszył ramionami.
- Nie musicie się wynosić - powiedziała - Zostajecie do soboty prawda?
- Owszem. Twój brat zaprosił nas na ślub...
- Więc chyba nie myślicie, że pójdziecie do jakiegoś hotelu! Mógłbyś być bardziej gościnny! - skarciła Williama. Patrzał na nią w osłupieniu, a cała reszta z radością.
- Słuchaj kobiety synu... - ojciec poklepał go po ramieniu - Koniec końców i tak okaże się, że miała rację...
Kolejny wybuch śmiechu przetoczył się przez salon.
- Jesteś głodna? - William odwrócił Olivię przodem do siebie.
- Najpierw chciałabym wziąć prysznic i się przebrać.
- Ok. Będę tu na Ciebie czekał dobrze?
- Mhm. Przepraszam na chwilę. Wrócę jak najszybciej - uśmiechnęła się do pozostałych.
- Oczywiście kochanie. Idź - Francesca nie mogła od niej odwrócić wzroku. Olivię najbardziej zdziwiło, że Sami nie poszła z nią, ale w sumie nawet ją to cieszyło. Obserwowali jak wchodzi po schodach, więc starała się nie utykać, ale nie było to wcale łatwe i już w połowie się poddała. Odetchnęła z ulgą, kiedy mogła zatrzasnąć za sobą drzwi sypialni Williama... Jej i Williama!
Kiedy zniknęła na górze William ciężko opadł na swój fotel. Oparł czoło na dłoni, zamknął oczy i zaczął je pocierać. Nie wie kiedy uda mu się wymazać z pamięci to wszystko, a co dopiero Livi... Specjalnie został na dole. Musiał ją teraz chronić przed każdym stresem. Prawdopodobnie dzięki matce nikt jej o nic nie pytał i był jej za to ogrom wdzięczny.
- Co tam się stało Williamie? - zapytała, a kiedy otworzył oczy zobaczył ich wszystkich skupionych na nim. Odsłonili cały swój niepokój - Co oni jej zrobili? To zupełnie nie ta Olivia, którą poznałam.
- Nie ta sama i będę robił wszystko, żeby ją odzyskać... Muszę was o coś prosić.
Ojciec aż nachylił się do przodu.
- Kilka zasad... Nie pytacie jej co się stało. Nie pytacie czemu się tak ubiera w taką pogodę i pod żadnym pozorem nie podnoście głosu...

Olivia wyszła spod prysznica i łamała sobie głowę jak powinna się ubrać. Wyciągnęła z walizki lniane kremowe spodnie i koralową bluzkę z długim rękawem. Chyba może być... Zerknęła na lustro na drzwiach szafy. Może nie koniecznie na tą pogodę, ale przynajmniej wszystko do siebie pasuje i jest w miarę lekkie... Nareszcie jest w domu... Musi przywyknąć, że to jej dom... To jej łóżko i będzie je dzieliła z jej Williamem. Spełniły się wszystkie marzenia. Okupione strasznym cierpieniem, ale się spełniły. Musi mu teraz pokazać, że jest warta tego całego zamieszania. Nie okaże, że nadal się boi, nie da do zrozumienia, że mu nie ufa. Nigdy tego nie zrobi. Tak bardzo go kocha, że zrobi wszystko, żeby był przy niej spokojny i szczęśliwy. Potrafi go bezbłędnie wyczuć i wie, że teraz jest mu potrzebny ten spokój jak nigdy. Wszystko stawało się coraz bardziej ekscytujące... Tylko skąd ma wiedzieć jak być dobrą panią w domu, który będzie dla niego prowadziła? Musi z kimś o tym porozmawiać... Może z Francescą? Nie... Zaprosi Stacy. Z nią może rozmawiać o wszystkim i ona jej doradzi. Do tego czasu musi sobie jakoś poradzić... Siadła na łóżku koło walizek. Powinna je teraz wypakować? Powinna się zająć jego ubraniami? Brzmi bardzo przyjemnie! Sięgnęła po czarną marynarkę przerzuconą przez ramę łóżka i zaczęła ją rozprostowywać na kolanach. Po chwili znowu ją zgniotła przytulając do siebie. Jeszcze będzie z niej dumny! Znowu zaczęła ją rozprasowywać dłonią rozglądając się po pokoju. Hmm gdzie trzyma marynarki...? Miał coś w wewnętrznej kieszeni... Nie będzie mu w nich grzebała! Ale to przynajmniej pod palcami wyglądało na coś metalowego... Jakby jakiś element od czegoś innego... Może to ważne i będzie tego szukał...? Tylko zerknie co to, żeby mu później zasugerować gdzie mógłby szukać! Wsunęła dłoń do środka i wzięła to coś delikatnie na dłoń. Brylant zalśnił odbijając pryzmatem w całym pokoju, kiedy tylko ujrzał światło dzienne. Liv poczuła jakby ją ktoś nadepnął na brzuch i wycisnął tym całe powietrze. Jej policzki zrobiły się blade, kiedy wpatrywała się w cudowny w każdym calu pierścionek zaręczynowy Alex. Serce zaczęło jej wybijać zbyt szybki i nierównomierny rytm, a na czole poczuła pot. Szybko schowała go z powrotem do kieszeni jakby był czymś wyjątkowo wstydliwym i podrywając się z łóżka odłożyła marynarkę na miejsce tak jak wisiała. Podeszła do okna i otwarła je na oścież opierając się ciężko na parapecie. Walczyła z coraz silniejszymi mdłościami. Czy naprawdę po zgrai terrorystów osobą, która budziła w niej dzikie przerażenie była Alexandra Lacroix?!!

William uznał, że jutrzejszy wywiad będzie ostatnim razem, kiedy będzie o tym rozmawiał z kimś innym niż z Olivią. Miał już dosyć tych przerażonych oczu i jęków zgrozy... Nie mógł w kółko i w kółko do tego wracać, bo zwariuje przypominając sobie jak bardzo się o nią bał! Uznał, że też musi chwilę odsapnąć przed kolacją, więc wymawiając się, że idzie sprawdzić co u Livi uciekł szybko na górę. Miał nadzieję, że spędzą czas w spokoju. Chociaż ten jeden wieczór, ale jego maleńka, bezbronna dziewczynka już go zrugała za to, że nie zaproponował rodzicom noclegu. Uśmiechnął się. No cóż sam sobie zażyczył życia w stałym związku, więc musi ponieść konsekwencje! Otworzył cichutko drzwi, bo podejrzewał, że Olivia usnęła. Powinna zejść już dawno temu... Ale łóżko było puste. Olivia stała w otwartym oknie oparta o parapet i chowała twarz w dłoniach. Eh... Tak długo się trzymała bez żadnego marudzenia i w końcu popuściła, dala upust emocjom dopiero, kiedy została sama. To ich kolejna wspólna cecha. Nie pokazywać publicznie kiedy jest źle. Wiedząc, że zrobiła to również częściowo dla niego specjalnie zatrzasnął głośno drzwi, żeby mogła się doprowadzić do porządku zanim się odwróci.
- Chyba też wezmę prysznic - powiedział swobodnie. Wiedział jakie napięcie i presja jej towarzyszą i mimo, że na nim też ciążyły to właśnie Olivia przestawała sobie z nimi radzić. A co najgorsze myślała, że on też ma wobec niej jakieś wygórowane oczekiwania. Drgnęła i odwróciła się w jego stronę. Nie płakała, ale była podejrzanie blada. Oparł się plecami o drzwi i zapatrzył na nią z uśmiechem.
- Co? - zapytała niepewnie.
- Nic... Tylko strasznie się cieszę, że tu jesteś...
- Naprawdę? - rozpromieniła się - Nawet po tym jak ci zwróciłam uwagę przy wszystkich? Przepraszam już nie będę tego robiła...
- To akurat było zabawne i potrzebne... Zachowałaś się zupełnie swobodnie i chcę, żebyś to robiła zawsze.
Wyciągnął rękę, żeby do niego podeszła.
- Musimy ustalić całą masę rzeczy!
- Jakich rzeczy?
- No na przykład... Po której stronie łóżka wolisz spać?
- Co? - złapała go za rękę i stanęli obydwoje po środku pokoju.
- Zawsze usypiamy tak jak się akurat skończymy kochać. Zupełnie losowo, więc musimy ustalić czyja prawa, a czyja lewa...
Patrzała na niego rozbawiona.
- Poza tym musimy ci zrobić miejsce w szafie... Chociaż jak tak sobie teraz myślę, to przydałaby się jeszcze jedna. Albo jeśli wolisz możemy zrobić jakąś garderobę. Wykorzystamy sąsiednią sypialnię i przerobimy ją na wielką garderobę! Co o tym myślisz? - prawie wybuchną śmiechem, kiedy zobaczył jej szeroko otwarte usta i zdezorientowane spojrzenie wodzące za jego palcem.
- Miałabyś masę miejsca na swoje rzeczy i jeszcze więcej na przymierzanie ich. A ja będę tam siedział w fotelu i się przyglądał - porwał ją w ramiona i okręcił dookoła. Zaśmiała się głośno kurczowo łapiąc jego szyi. Piękny dźwięk! - Pamiętasz jak twoi rodzice wrócili z Indii, a ty się bałaś powiedzieć o nas?
- Mhm...
- Gdybym ci wtedy powiedział, że niedługo będziemy ze sobą mieszkać przegoniłabyś mnie!
- Mogłabym nie uwierzyć... - znowu się zaśmiała.
- Cieszysz się?
- Jestem najszczęśliwsza na świecie... Bardzo bym chciała żebyś ty też był...
- Jestem obłędnie szczęśliwy za każdym razem jak cię widzę uśmiechniętą. Opowiem ci coś... - nie puszczając jego szyi odsunęła się na taką odległość, żeby go wyraźnie widzieć. Wymachiwała nogami w powietrzu i uśmiechała się ciekawa co chce jej opowiedzieć - Kiedyś mieszkałem sobie tutaj sam w zupełnej ciszy i spokoju. Czasami miałem... gości, ale goście nie wyrządzali większych szkód, nie robili za dużego hałasu i szybko znikali - Olivia wydęła wargę na myśl kim byli ci jego "goście" - Później przywiozłem tutaj ciebie... - zrobiła się czujniejsza - Zajęłaś mój parapet... Zajęłaś mój ulubiony fotel i to w chwili kiedy byłem cholernie zmęczony - przestała się uśmiechać - Wypleniłaś z niego wszelkie niepotrzebne wspomnienia i teraz za każdym razem jak na nim siadam widzę jak się dla mnie rozbierasz... Byłaś głośna i psotna, zamieszałaś Margaret w kuchni, a mój brat cię pokochał, chociaż nie w taki sposób jak z początku myślałem... Przewróciłaś wszystko do góry nogami, wyczynialiśmy w łóżku takie rzeczy przez całą noc, że do tej pory nie mogę się pozbierać. To był najbardziej zakręcony i hałaśliwy weekend jaki przeszedł ten dom... - raz się rumieniła, raz smutniała a raz uśmiechała. Kompletnie nie wiedziała do czego William zmierza - A później cię odwiozłem i wróciłem do mojej na powrót spokojnej i cichej przystani. Usiadłem na tym fotelu i zasłuchałem się w ciszę. Przez chwilę wmawiałem sobie, że to przyjemne, ale szybko zdałem sobie sprawę z tego jaki samotny jestem bez ciebie - dokończył cicho.
W jej oczach błysnęły łzy.
- Kocham cię - przytuliła się mocno.
- Ja ciebie też i pamiętaj o tym. Bardzo cię kocham. A najbardziej to figlarne dziecko, które gdzieś tam w tobie siedzi.
Stali chwilę na środku obydwoje poruszeni. William zdobył się na kolejne wyznanie, a Olivia nie potrafiła się tym nacieszyć.
- Dobra idę się myć - ruszył do łazienki.
- William...
- Postaram się jak najszybciej. Jak chcesz możesz iść na dół.
- William trzymasz mnie!
- Naprawdę?
Postawił ją pod prysznicem.
- Wypuszczę cię pod jednym warunkiem...
- Jakim?
- Musisz mi się pomóc rozebrać...            

  


26 komentarzy:

  1. Szczerze powiedziawszy nawet nie wiem co ja Wam tu dzisiaj popisałam...

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaglądam... a tu taka niespodzianka kolejny rozdział! Ale najpierw "gary" trzeba pozmywać... bo mnie mąż z domu wyrzuci! Już narzeka, że nic nie robię... tylko ciągle coś czytam! To przez Ciebie Nikki!
    Lena

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie chcę się przyczyniać do małżeńskich kłótni, ale też nie wyganiam :) Przyzwyczai się tak jak mój! Spokojnie już niedługo pogodzi się z losem :D

    OdpowiedzUsuń
  4. A jakby Cię jednak wyrzucił pamiętaj zabrać chociaż komputer!

    OdpowiedzUsuń
  5. Spoko...nie wyrzuci tylko tak straszy! Jak kupuję "ostatnią" parę butów w tym sezonie tez tak zawsze mówi! ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hahaha!! Mnie się zawsze udaje wmówić mojemu, że te co kupowałam statnio są na zupełnie inną porę roku, pozatym taka cena to okazja!! Jakie to życiowe...

    OdpowiedzUsuń
  7. Kolejny rozdział za mną :) Ciekawe co teraz dalej się wydarzy? A jutro wreszcie "piątunio"! I wreszcie siłownia, trzeba się rozładować po ciężkim tygodniu... a potem relaks - pewnie pochłonę kolejne rozdziały :) Buziaki
    Lena

    OdpowiedzUsuń
  8. Będzie dzisiaj nowy rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  9. Hehehe piszesz w samą porę, bo właśnie się zastanawiałam, jakby się tu zebrać do pisania. Niestety dopiero jutro, jeśli się ogarnę i przycisnę... Nie wiem jak u Was, ale u mnie pogoda do d..y nie motywująca nawet do kiwnięcia palcem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. M., Wierna mam nadzieję, że zajrzycie chociaż na chwilunie przez weekend... Stęskniłam się ;(

      Usuń
  10. Ściągnęłaś mnie właśnie myślami, bo o Tobie pomyślałam dokładnie teraz. :D
    Co do rozdziału, to ja już jestem kupiona, bo są razem, więc nie mam żadnych, ale to żadnych zastrzeżeń.
    A teraz przejdę do tego, co chciałam Ci napisać. :D Wzięłam się za czytanie od nowa Windy Hill, jakoś mi się tak zachciało i patrzyłam też trochę pod kątem błędów. Jak już przeczytałam tak na spokojnie, wiedząc co będzie dalej:D, trochę ich zobaczyłam, ale nie są częste. Literówki, przecinki, duże litery, nieszczęsne "ę" przy 1 os. l.poj. Przypomniałam sobie, że kiedyś chciałaś, żeby Ci je wyliczyć, więc masz. :D Teraz mogłam się na tym bardziej skupić, niż tak na "świeżo", kiedy bardziej skupiam się na fabule niż ewentualnych błędach. A tak ogólnie podsumowując powtarzam-piszesz na prawdę dobrze i większych zastrzeżeń nie widzę i nie mam. :) Ale nie jestem żadnym profesorem czy chociażby autorem. Takie moje zdanie jako laika, po prostu.

    Pozdrawiam gorąco,
    Wierna Fanka.

    OdpowiedzUsuń
  11. Kochana, ja jestem codziennie, tyle że nie komentuję, bo na to co tu wyprawiasz z rozdziałami słów mi brakuje;)
    M.

    OdpowiedzUsuń
  12. Oooooo!! Jak miło :D Mam jakiś zły dzień dzisiaj i teraz mi się w końcu humor poprawił :)
    Wierna nie dla profesorów piszę tylko dla Was, więc to Wasze zdanie mnie interesuje ;) Eh to moje "ę" :D Mnie ostatnio zebrało do przeczytania Softly i kurczę muszę to kiedyś skończyć!! Ale ciągle mam jakiś nowy pomysł i nie mam kiedy...
    Nie mogę się dzisiaj zebrać do napisania ani jednego sensownego zdania wykasowałam już chyba ze sto...
    M. kochana grunt, że jesteś!

    OdpowiedzUsuń
  13. Zapomniałam jeszcze o dwóch rzeczach. :D Wieczorem wszystko pamiętałam idealnie, jeśli chodzi o to moje wytykanie błędów, a jak przyszło, co do czego to znowu ogólniki. A ja mam dwa błędy, które popełniasz dosyć często. Otóż, "puki", moja kochana Nikki to takie muszelki, i zauważyłam, że raz piszesz "póki", raz "dopóki", a raz właśnie "puki". To po pierwsze, a po drugie- końcówka "om" w celowniku liczby mnogiej, tj. przyglądam się dziewczynOM, drzewOM, często piszesz na końcu tych wyrazów "ą" i to jest dosyć powszechny błąd. I to Ci chciałam jeszcze wytknąć i się zamykam na wieki. :D

    Wierna.

    OdpowiedzUsuń
  14. Widzę, że nie ja jedna zabrałam się za czytanie Windy od początku :D. Jakoś tak w tygodniu mi się zebrało do poduszki. Faktycznie czytają na spokojnie, wiedząc co się stanie dalej większą uwagę zwraca się na błędy ortograficzne czy stylistyczne, ale nie są jakieś mocno rażące :D. W końcu każdy z nas je popełnia. Ja natomiast zwróciłam uwagę na pewne szczegóły, które się nie pokrywają ze sobą jak na przykład kiedy William jest z Olivią w bibliotece przed ogniskiem i raz ubrany jest w jeansy a trzy zdania później w dresy :D. Na pewno nie wpływa to na to, że historię czyta się lekko i przyjemnie. Można się wręcz uzależnić od losów bohaterów. Życzę weny żeby jednak udało Ci się sklecić nowy rozdział, bo coraz większa liczba fanek (sądząc po komentarzach) czeka na dalsze losy.

    Pozdrawiam
    A.

    OdpowiedzUsuń
  15. Czytam jednym tchem rozdział za rozdziałem... literówki wszystkim się zdarzają... ah... te ogonki :P Na telefonie ich tak nie widać :P Przyjemności trzeba sobie dozować... ja się przynajmniej staram... chyba :) Ale muszę to napisać... Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :)
    A jeśli chodzi o motywację... to raz ona jest... a raz jej nie ma! Tak jak w życiu raz z górki a raz pod górkę! I dlatego właśnie jest tak ciekawie... nie ma monotonii!
    PS. Po siłowni wcale nie jestem zmęczona... wręcz przeciwnie mogłabym góry przenosić! :)
    Lena

    OdpowiedzUsuń
  16. Musiałam wrócić do tego rozdziału i stwierdzam, że oj tam, oj tam! Przebrał się po kryjomu! Prawda jest taka, że miał pod kanapą ukryte te dresowe, bo nie mógł się zdecydować które założyć... Faceci czasem tak mają :P

    Co do "wytykania" to dziękuję za wszystkie uwagi i obiecuję bardziej się do tego przyłożyć. Ale tak to już jest jak mam scenę w głowie to mam w nosie te wszystkie literki i ogonki, a później przy korekcie chyba zwracam większą uwagę na stylistykę niż ortografię i tak wychodzi... Absolutnie się nie tłumaczę, ale jeszcze sporo pracy przede mną zanim dorównam moim idolom Dickensowi, czy Fitzgeraldowi... (HA HA HA!! Porównanie się do nich byłoby szczytem próżności!!)

    Lena ja też tak mam. Im więcej przebiegnę, tym więcej energii mi się ładuje. Zupełny paradoks, ale to święta prawda!

    A moja motywacja i wena są dzisiaj jak pogoda... DO DUPY!!! Skasowałam ponad połowę rozdziału bo zdałam sobie sprawę, że wątek jaki rozpoczęłam jest zupełnie bez sensu i nie trzyma się kupy... To zdecydowanie nie jest mój dzień...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiecie, że te spokojne rozdziały kiedy już jest "po wszystkim" są najtrudniejsze? Chcę w nich tyle wyrazić, tyle pokazać, że wychodzi jeden wielki bełkot! Muszę rozbić te wątki na kilka osobnych rozdziałów tym samym przedłużając Windy :D

      Usuń
  17. To jest już po wszystkim? Nikt tam już nie zamiesza? Wszystko co dobre szybko się kończy :)Jedno się kończy a drugie zaczyna! Nikki a jednak się nie poddajesz... i walczysz dalej! :) Muszę przyznać, że moje oczy już płoną! od patrzenia w monitor, ile można w pracy... w domu...
    Lena

    OdpowiedzUsuń
  18. No... Nie mówię jeszcze koniec! I nie mówię, że już jest ten happy end. I w ogóle nic nie mówię! Jak mam się poddać, skoro piszecie tak miłe rzeczy?

    OdpowiedzUsuń
  19. Kobieto daj nowy rozdział bo mnie zabija to czekanie! Uzależniłam się od tego bloga :-) niestety ale masz psychofankę :-P

    Cysia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już mi dzisiaj lepiej, więc trzymam kciuki sama za siebie, żeby jeszcze dzisiaj go dokończyć.

      :**

      Usuń
  20. mozemy liczyc dzisiaj na rozdzial? jesli tak to o ktorej ? uzaleznilam sie od tego bloga ;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Myślę, że mi się uda napisać ale spodziewajcie się go dopiero wieczorem, bo mam jeszcze troszkę poza blogowej pracy, więc nie wiem o której się za niego wezmę. Cierpliwości ;)

    OdpowiedzUsuń
  22. Ja wiem, że ja tego nie piszę, bo nie chcę na Tobie wywierać presji i w ogóle, ale ja też czekam i doczekać się nie mogę! ;) Także życzę dużej weny i chęci do pisania jak najszybciej, Nikki! ;)

    Wierna.

    OdpowiedzUsuń
  23. Hahaha! Już właśnie się dosiadłam do laptopa, ale nie potrafię powiedzieć ile mi to zajmie...

    OdpowiedzUsuń

Znacie to uczucie kiedy jesteście powodem czyjegoś uśmiechu? Jest... Niesamowite!!