wtorek, 21 maja 2013

Windy Hill Rozdział 44

Lekko rzecz ujmując wyglądała dziwnie drepcząc na bosaka, zawinięta w brzydki koc przez lobby luksusowego hotelu. Jakby eleganccy państwo zgarnęli po drodze bezdomną. Kobieta w recepcji naprawdę dobrze zakamuflowała swoją reakcję, kiedy do niej podeszli.
- Panie Hill, państwo Shelly - kiwnęła uprzejmie głową uśmiechając się.
- Proszę wszystkie moje rzeczy przenieść do pokoju panny Shelly. I apteczkę. Poprosimy apteczkę.
- Oczywiście panie Hill.
- A za jakieś czterdzieści minut proszę przynieść coś do jedzenia. Najlepiej jakąś lekką zupę.
- Dobrze.
- Zostawić w salonie. Ktoś jeszcze jest głodny?
Obejrzał się za siebie. Wszyscy prócz Olivii zaprzeczyli.
- Nakrycie dla dwóch osób.
- Jak najbardziej. Za sekundkę ktoś się zajmie pańskim bagażem. Panna Lacroix...
- Nie teraz - uciął krótko - Chodźmy kochanie.
Cały czas prowadził Olivię tak delikatnie jakby miała się rozsypać, a ona mimo swojego stanu wyglądała jakby nie potrzebowała już niczego innego. W windzie nikt nic nie mówił, ani nikt na nikogo nie patrzał. Każda para wspierała się o siebie, wszyscy byli wycieńczeni i mieli mętlik myśli w głowie. Tylko najbardziej poszkodowana z nich uśmiechała się rozkojarzona. W końcu nie była dostawką do nikogo. W końcu miała swoją parę! William bez skrępowania wszedł z nimi do apartamentu i zaprowadził Olivię na kanapę.
- Ktoś się czegoś napije? - Lucas odezwał się pierwszy raz odkąd się spotkali po fatalnym uprowadzeniu. Stanął przy barku i wziął karafkę z whisky. Wszyscy mruknęli, że nie i tylko Olivia z Williamem milczeli.
- Williamie? - zapytał w końcu.
- Nie dziękuję, Livi też nie powinna - jakby ktoś pytał...
- Liv potrzebujesz czegoś? Czegokolwiek? - zapytała Meredith siadając koło niej na oparciu.
- Nie... Dziękuję - prawie wyszeptała.
- W takim razie idę się już położyć. Dobranoc -  pocałowała ją we włosy - Dobranoc William.
- Dobranoc.
Wymienili przyjazne uśmiechy. Andy zrobił to samo tyle, że zamiast używać słów poklepał go po ramieniu. Olivia miała ochotę ich za to nosić na rękach. To się dzieje naprawdę! Sekundę później ktoś zapukał do drzwi i walizka jej mężczyzny powędrowała do jej pokoju. A rodzice tu byli i wszystko widzieli. Bajka... Fantazja... Kolejna oznaka szaleństwa?
- Ok my też się już pożegnamy - powiedział William - Livi musi zaraz coś zjeść i się położyć.
Rodzice milczeli.
- Dobranoc.
- Dobranoc - mruknęli cicho.
Olivia nie powiedziała słowa, bo musiała się bardzo postarać, żeby bez jęku rozprostować nogę. Zastrzyk przestał działać.
- Bardzo boli? - zapytał William.
- Troszeczkę.
- Kłamczucha...
- Wróżka...
- Ale humor dopisuje.
Drzwi się za nimi zamknęły i Sophie z Lucasem nie usłyszeli już nic więcej.

Olivia biła się z własnymi emocjami. Chciała tak wiele naraz! Chciała się umyć, położyć, spać aż cała się nie zagoi, kochać się, jeść, płakać... Nie wiedziała co najpierw, więc bezradnie stanęła na środku.
- Teraz to z ciebie zdejmiemy - William chwycił poły koca i rozchylił je. Zapatrzał się o chwilę za długo na to jak marnie wyglądała i jak bardzo przerażeni byliby jej najbliżsi, gdyby to zobaczyli.
- Przestań tak na mnie patrzeć - syknęła odwracając się od niego.
- Przepraszam Livi...
- Za co?
- Za to, że cię zostawiłem.
- Obiecałeś, że tego nie zrobisz! - nie mogła się opanować.
- Wiem... Teraz już wiem, że masz niezwykły talent do pakowania się w kłopoty, więc tak szybko cię nie puszczę nawet na zakupy z koleżankami!
- W piątek idę na wieczór panieński....
- Możesz zapomnieć. Chyba, że pójdę z tobą.
Westchnęła.
- Jaki mamy dzisiaj dzień?
- Już środę. Od kilku minut.
Odwróciła się do niego.
- Co z Alex? - co najbardziej zaskakujące pytanie przesycone było troską.
- Da radę.
- Wiem jak to jest cię stracić i to przez kogoś kogo się nie znosi, więc... chyba mi jej żal.
- A mnie nie. Naprawdę pomogła ci się wydostać?
- Nie chcę o tym rozmawiać.
- Wepchnęła cię w ich ręce - tym razem to on nie mógł się opanować.
- Nie - ucięła Olivia.
William tylko pokręcił głową.
- Chodź - popatrzał na jej kolano - Zdejmiemy ten bandaż, a jak się umyjesz założymy nowy.
Podeszła do krzesła i usiadła na nim niepewnie. William przykucnął obok i zaczął odpinać klamerki przytrzymujące materiał. Liv cierpliwie patrzała przed siebie.
- Bardzo bym chciała już to z siebie zdjąć.
- Proszę bardzo.
Zerknęła w dół, dokładnie w momencie w którym wyrzucał bandaż do kosza.
- Śmigaj pod prysznic. Ja muszę jeszcze podzwonić.
Starała się zatuszować rozczarowanie. Byli sami w sypialni po tak długiej rozłące i po tych godzinach spędzonych na ciągłym dotykaniu się, a ona ma iść sama?
- Do kogo chcesz dzwonić o tej godzinie?
- Do mamy i Margaret.
- Aha. Pozdrów je ode mnie.
Siadł na jej miejscu i wyciągnął z kieszeni swój i jej telefon. Jej odłożył na półkę i pochylił się nad swoim. Olivia bała się wejścia pod wodę. Bała się, że wszystkie drobne rany zaczną piec i rozjuszy nowe piekło. Z ulgą za to zrzuciła z siebie brudną do granic możliwości sukienkę. Już samo to sprawiło, że poczuła się odrobinkę lepiej. A i prysznic jej nie rozczarował. Rany rzeczywiście piekły, ale tylko przez chwilę. Ciepła woda sprawiała, że stawała się coraz lżejsza. Prawie się popłakała z radości, kiedy po drugim myciu głowy włosy w końcu były oczyszczone ze wszystkich śmieci. Nie mogła używać gąbki, ale wymasowała dłonią całe ciało. Delikatne mydło pozostawiło na niej świeży kwiatowy zapach. Spędziła w łazience prawie godzinę, ale kiedy wyszła William zobaczył ją czystą, zarumienioną i uśmiechniętą. Zawinięta białym szlafrokiem kąpielowym wycierała włosy ręcznikiem.
- Czujesz się lepiej?
- Zdecydowanie - odparła pewniejszym głosem.
Siedząc nadal na krześle i przyglądał jej się z zadowoleniem.
- Pięknie wyglądasz.
- Dziękuję - uśmiechnęła się uroczo.
- Daj mi pięć minut dobrze?
- Ile tylko potrzebujesz.
- Możesz zacząć beze mnie - wskazał na wózek z wazą i dwoma talerzami. Olivia pokiwała głową. Mijając ją nachylił się i pocałował ją w czoło. Wszedł do łazienki zamykając za sobą drzwi. Jeszcze bardziej zawiedziona usiadła w fotelu i przymknęła oczy. Kiedy usłyszała szum wody serce zabiło jej mocniej. Bardzo tęskniła do jego ciała, które dotykała przez ostatnią dobę snując niezliczone fantazje. Tęskniła za jego czułymi dłońmi i ustami... Pulsowanie w podbrzuszu zasygnalizowało jej, że przynajmniej ta część jej ciała działa bez zarzutu. Odchyliła głowę opierając ją o ścianę i zaczęła rozmyślać. Podsumowując wszystko co się stało:
1) William ją porzucił mając nadzieję, że w ten sposób ją uratuje.
2) Zdradził ją przy okazji idąc do łóżka z Alex.
3) Wykorzystał wstrętnie Alex rozkochując ją w sobie i dając realne nadzieje na happy end w wielkim stylu.
4) Oddał się w ręce szalonych i rządnych krwi Pakistańczyków dając siebie zamiast jej.
5) To był z góry ukartowany plan i mało kto wiedział, że w szeregach wroga jest podstawiony jeden z najodważniejszych żołnierzy Korpusu Piechoty Morskiej Stanów Zjednoczonych, który wiernie służył pod dowództwem kapitana Hilla i podziwiał go bezgranicznie do tej pory.
6) Szkoda, że nie wiedziała o tym wcześniej... I wszystkiemu znowu winny jest brak szczerości nawet jeśli pojawia się w dobrej wierze.
 7) Dogadała się ze swoją największą rywalką, żeby wymienić Williama za siebie (coś w stylu błędnego koła)

I chyba o reszcie nie chce myśleć w tej chwili. Albo nie... Przeskoczy tylko kilka tych mniej ważnych momentów.

50) Żyją.
51) Są razem. Nieodwołalnie i bez wykrętów. On ją kocha i mówi o tym każdemu kto chce wysłuchać!!
52) Co z tatą? Chyba się stęskniła...
53) Co z Prestonem? Zdecydowanie się stęskniła i paliły ją wyrzuty sumienia.
54) Mimo wszystko ze świadomością, że jest strasznie głupia tak myśląc - biedna Alex.
55)  William jest zupełnie nagi tuż za ścianą.
56) Za kolejną ścianą są rodzice i w ogóle cała rodzina...
57) William, William, William, William!!!!!

- Hej kochanie - drgnęła od delikatnego dotyku w policzek. Otworzyła oczy i zobaczyła te jego granatowe i łagodne źrenice - Zjedz najpierw. Zaraz się położymy.
- Nie spałam. Zamyśliła się...
Kiedy oderwała wzrok od jego oczu była zgubiona. Ramiona eksponowały się zbyt kusząco w koszulce, a biodra i nogi odziewały luźne spodnie od piżamy.
- O czym tak myślałaś?
- Teraz już o niczym...
Wyciągnęła rękę, żeby go dotknąć, ale przechwycił ją w połowie drogi.
- Zjedzmy coś.
Zaprowadził ją do małego stolika i przyciągnął do niego wózek z kolacją. Odkrył wazę i zapach jaki z niej do nich dotarł spowodował, że żołądek Olivii skurczył się głośno burcząc.
- Jeej... Nie sądziłam, że jestem aż taka głodna...
Nalał jej pełny talerz i uważając, żeby nie rozlać postawił na stoliku. To samo zrobił ze swoim.
- Wsuwaj mała.
Nie musiał prosić dwa razy. Zaczęła jeść z entuzjazmem, ale po pochłonięciu kilku łyżek znacząco zwolniła. William jadł swoje dyskretnie ją obserwując. Po chwili wyglądała jakby się mocno czymś zmęczyła. Łyżka podchodziła do góry coraz rzadziej aż zniechęcona zupełnie ją odłożyła. Nie zjadła nawet połowy.
- Już koniec?
- Jednak nie byłam aż tak głodna jak mi się wydawało - wzruszyła ramionami - Ale pyszna ta zupa. Jakoś nigdy nie przepadałam za warzywną, a ta jest naprawdę niezła.
Spojrzała na niego i się zarumieniła. Krępował ją?
- Moja matka robi lepszą - stwierdził nie prawiąc jej żadnych kazań.
- Na pewno doskonale gotuje...
- I bardzo to lubi.
- Jak się ta zupa nazywa po włosku?
- Minestrone.
- Masz ładny akcent - uśmiechnęła się.
- Odkąd zacząłem gaworzyć uczono mnie dwóch języków.
- Musiałeś być słodkim dzieckiem.
- Spytaj mojej mamy, a będzie o tym mówiła cały dzień - skrzywił się. Wstał i podszedł do łóżka. Wziął z szafki nocnej szklankę z wodą i postawił ją przed nią razem z jedną malutką białą tabletką.
- Co to? - zapytała od razu.
- Przeciwbólowa. To bardzo ważne, żeby nic ci nie przerywało snu.
Grzecznie ją przełknęła. Nie dała po sobie poznać, że kompletnie mu nie ufała i podejrzewała, że to ta usypiająca. Musi z tym walczyć...
- Chodź teraz opatrzymy ci kolano i idziemy spać.
Była dziwnie milcząca, kiedy zaprowadził ją do łazienki, złapał za biodra i posadził na blacie koło kranu. Apteczkę postawił obok i powyciągał z niej gazy i bandaże.
- Mam nadzieję, że jeszcze nie wypadłem z wprawy - uśmiechnął się o rozsunął nieco poły szlafroka odsłaniając jej kolana. Prawie nie oddychała, kiedy jego duża dłoń przesunęła delikatnie po łydce.
- To naprawdę nie największa rana...
- No! Mogło mi na przykład odpaść kolano - wypaliła, a William się roześmiał.
- W każdym razie nie pobiegasz, ani nie potańczysz w najbliższym czasie.
- Biorąc pod uwagę, że za trzy dni idziemy na ślub to naprawdę świetna perspektywa!
- Idziemy razem? - zapytał.
Olivia zamrugała. Tak założyła... Wydało jej się to oczywiste...
- A nie chcesz?
- Pytałem raczej pod kątem, czy mnie zabierzesz, a nie czy chcę, czy nie.
- Co to za głupie pytanie?
- Wiem, że nie narzekasz na brak osób towarzyszących...
- A chciałbyś ze mną pójść? - pyta z uśmiechem.
- Byłoby miło...
- No to cię zabiorę - mówi łaskawie.
Nie potrafiła się nadziwić jakie te dłonie mogą być delikatne. Nawet nie poczuła a już zawiązywał jej bandaż leciutko muskając przy tym skórę. To było bardzo przyjemne...
- Pamiętasz jak pierwszy raz spacerowaliśmy?
- Kiedy zerwałaś z tym idiotą - uśmiechnął się kończąc obwijać jej nogę - Tak strasznie się mnie wstydziłaś.
- Do tej pory mnie zawstydzasz.
- Ale wtedy to było wyjątkowe. I strasznie mnie kręciło, że taka pewna siebie dziewczyna, która nie zawahałaby się nawrzeszczeć na prezydenta, gdyby była taka potrzeba nie może mi spojrzeć w oczy nie rumieniąc się.
- Wtedy na parapecie w bibliotece...
- Hmm?
- Myślałam, że umrę ze wstydu i frustracji.
- Prawie się na ciebie rzuciłem...
- A ja tak strasznie chciałam, żebyś to zrobił! - obruszyła się, a poły szlafroka rozsunęły się bardziej pokazując uda. William zdając sobie sprawę z jej nagości pod spodem i nie mógł od nich oderwać wzroku.
- Livi... - miał głos bardziej chrypliwy niż normalnie - To nie jest dobry pomysł.
- Jaki pomysł? - drżącą ręką rozwiązała pasek i materiał rozjechał się na dwie strony. Wstrzymał oddech biegając wzrokiem po jej ciele. Oparł się dłońmi po obu stronach jej nóg i zacisnął pięści prawie dysząc.
- Boli cię wszystko... Jak mam cię dotknąć? - patrzał na jej usta, piersi, złączenie ud, brzuch... na wszystko.
- Jakkolwiek, bo oszaleje - przysunęła się pupą bliżej brzegu blatu i nie mogąc i nie chcąc już czekać ani chwili dłużej wyciągnęła rękę, wsunęła ją od dołu pod jego koszulkę i zaczęła go dotykać. Ich twarze dzieliły centymetry.
- Mogę ci sprawić ból, coś ci zrobić... - William resztkami sił patrząc na siniaka na jej ramieniu próbował odzyskać rozsądek.
- Zrób mi błagam - przycisnęła się do niego i to już było nie do odparcia. Pocałował ją mocno zsuwając z ramion szlafrok. Siedziała przed nim zupełnie naga. Po tym wszystkim co przeszedł, i co musiał zrobić i ile razy się powstrzymywać to była zbyt wielka pokusa. Pocałował ją ponownie nadal nie dotykając, a ona za to przywarła do niego mocno. Czuł na sobie jej drobne ciało, które pulsowało równie mocno jak jego. Tak bardzo jej pragnął i tak słabo wierzył, że jeszcze kiedykolwiek ją dostanie. Pierwszy kontakt palców z aksamitną skórą jej pleców był tak rozkoszny, że aż jęknął. Delikatna i pachnąca cała płonęła.
- Dotknij mnie - jęczała mu w usta - Proszę dotknij - oplotła go zdrową nogą i przyciągnęła jego biodra do swoich. Ocierała się o niego swoim ciałem i gdyby jej nie pomógł rozerwałaby mu koszulkę, bo nie mogła jej ściągnąć. Masował jej plecy, a jego duże dłonie i rozczapierzone palce zajmowały całą ich powierzchnie tak, że kciuki pieściły piersi. W pewnej chwili złapał ją pod pośladkami i uniósł do góry. Zanim się zorientowała leżała już na łóżku, a William pieścił ustami jej piersi i brzuch zjeżdżając coraz niżej i niżej. Za każdym razem jak otwierał oczy widział kolejnego siniaka, wiec przestał je otwierać i zaczął ja chłonąć wszystkimi innymi zmysłami. Wiła się omdlewając z przyjemności, kiedy zaczął ją smakować mrucząc rozkosznie. Napięcie w niej narastało od pierwszego jego dotyku. Jej dłonie to zaciskały się to na pościeli, to na jego włosach.
- Chodź tu! - krzyknęła, kiedy poczuła, że jest już blisko. W oczach Williama zobaczyła obłęd. Był tak samo podniecony jak ona. Wspiął się na nią i chwilę później poczuła to upragnione wypełnianie i rozciąganie. Jęczała, drżała i chłonęła go. Nie potrafili żadnym gestem, ani słowem wyrazić swojej radości z powodu tego, że mogą się znowu czuć. William bardzo chciał jej powiedzieć jak nieporównywalnie lepiej jest mu z nią niż z jakąkolwiek inna kobietą, ale to by znowu wsadziło Alex pomiędzy ich stęsknione ciała. I jak zwykle eksplozja ich spełnienia pozostawiła ich bez tchu na długie minuty. Olivia szczęśliwa przyciskała go do piersi, a on wtulał się w nią prawie miażdżąc.
- Dopiero teraz czuję, że wszystko wraca do normy - uśmiechnęła się ledwo wydając dźwięk. William z policzkiem pomiędzy jej piersiami pocałował jedną - Wiesz, że chyba jeszcze nigdy nie kochaliśmy się tak... na spokojnie?
- Na spokojnie? - musiał się uśmiechnąć.
- Zawsze jesteśmy tak stęsknieni, że się prawie pożeramy...
- Teraz będziemy mieć więcej okazji do... nieograniczonego seksu na spokojnie. Chciałaś codziennie rano...
- Do snu też jest dobrze... - mruknęła.
- Rano i wieczorem. Ok. Nie jest ci za ciężko? - uniósł głowę.
- Nie - szybko złapała go za włosy i przyciągnęła z powrotem do siebie - Lubię, kiedy na mnie leżysz.
William na powrót się do niej przytulił, a ona przymknęła oczy delektując się wszystkim co czuła. Marzyła o tym i się spełniło. Kilka dni temu myślała, że uroiła sobie przesłanie płynące z książki. Widziała go z inną i ta inna wyglądała na bardzo szczęśliwą. I ta inna była bardzo szczęśliwa. Skoro doskonale wiedział co zrobić, żeby tak się czuła skąd można mieć pewność, że teraz nie robi tego samego? Nie, chyba nie robi... Za wiele się wydarzyło, żeby chciał jeszcze coś udawać. Popatrzała na jego czarne włosy rozsypane na swoim ciele i serce jej mocno zabiło. Byli tu razem, kochali się i chcieli ułożyć sobie spokojnie życie. Nie może wymagać niczego więcej. Jest szczęśliwa i to jej starcza. Jak zacznie być chorobliwie zazdrosna wszystko szlag trafi, bo William nie potrzebuje dzieciaka za którym będzie się uganiał. Potrzebuje normalnego stabilnego związku z perspektywą na przyszłość, więc musi się bardzo postarać, żeby go nie zawieść. Musi się bardzo starać, żeby spełnić jego oczekiwania.
Obydwoje walczyli z opadającymi powiekami nie chcąc marnować czasu na sen. Znowu działała między nimi ta niesamowita więź. Ona niemo mu przekazywała, że bardzo go kocha, a on uspokajał, że już tak zostanie. Że już są bezpieczni i nierozłączni.
- Livi... - wyszeptał. Nie wyobrażał sobie mówić głośniej w ciszy, która zapanowała - Nie chcę, żebyś to źle odebrała, ale... ale ze wszystkich kobiet z jakimi byłem ty pierwsza jesteś tak niesamowita. I z żadną nigdy nie było mi tak obezwładniająco dobrze. Nigdy.
Głaskał ją po brzuchu, pieścił uda zataczał kręgi wokół siniaków, żeby nic jej nie zabolało, a ona milczała. Czyżby jednak go źle zrozumiała? Chyba nic jej nie obraziło? Podniósł głowę, a jej dłoń zsunęła się z niej bezwładnie. Głowę miała przechyloną w bok, a usta lekko rozchylone. Spała... Kiedy William delikatnie przeniósł ją na poduszki i okrył kołdrą tylko mruknęła słodko nawet nie zmieniając pozycji. Położył się obok i wsunął jej ostrożnie rękę pod głowę. Przekręciła się na bok przodem do niego i położyła mu dłoń na brzuchu. Hmm... Idealnie.

Obudził go telefon. Mimo że starał się nie reagować dzwonił i dzwonił. Olivia leżąca do niego tyłem i przygnieciona jego ręką zaczęła się w końcu wiercić. Zdenerwowany sięgnął ręką za siebie i na szafce znalazł dokuczliwe urządzenie.
- Ta? - mruknął odbierając.
- Nareszcie! - powiedział Hugo.
- Mam nadzieję, że masz jakiś ważny powód, żeby mnie budzić...
- Kto to? - Olivia odwróciła się na plecy równie niezadowolona jak on. Przed oczami zaświeciła mu jej gładziutka pierś, więc od razu uniósł się na łokciu, żeby pochwycić ją w usta. Tak... od razu lepiej. Liv zaskoczona nagłą pieszczotą jęknęła mimowolnie.
- Chciałem zapytać jak się czujecie...
- Myślę, że nigdy nie czuliśmy się lepiej.
- Co robicie? 
- Jezu William - Olivia zaczęła się mocno wiercić, kiedy zassał jej sutek.
- Co za kretyńskie pytanie?!! Właśnie całuję Olivię...
- No to nareszcie robisz to co powinieneś robić przez cały czas! - Hugo się roześmiał - A jak ona się trzyma?
- Z kim ty rozmawiasz? - chciała odepchnąć jego dłoń z telefonem i przyciągnąć go z powrotem do siebie.
- Może sam jej zapytasz? Ja jestem zajęty całowaniem...
Podał Olivii telefon i obniżył się celując ustami w małego siniaka nad pępkiem.
- Halo? - Olivia przytrzymała mu głowę w tym miejscu - Cześć! - uśmiechnęła się promiennie - Tak, teraz już jest wszystko w porządku...
William nie dał się powstrzymać i wsunął język w pępek. Wygięła się leciutko.
- Owszem troszkę odespaliśmy... Nie, nie przeszkadzasz - uderzyła Williama w ramię, kiedy zaczął ją gryźć - Wiesz może jak się ma Karim?
William w końcu prawie cały się na niej położył, podparł głowę na dłoni i przyglądał jej się z odległości kilku centymetrów. Starała się nie roześmiać, ale kiedy tylko poczuła coś twardego na wewnętrznej części uda zupełnie odebrało jej oddech. William wyciągnął jej telefon z ręki.
- Czas się skończył - powiedział bratu, rozłączył się i rzucił urządzenie na ziemię - "Z rana" podejście pierwsze - mruknął wsuwając się w nią.

Równo w południe postanowili jednak wstać. Trzeba wrócić do domu, załatwić milion rzeczy... Przez trzy godziny po przebudzeniu pozwolili sobie zostać w swoim własnym świecie. Zrobili to "na spokojnie" i Olivia uznała, że jej serce więcej nie zniesie takiego długiego napięcia. Niewiele mówili patrząc na siebie, dotykając się i smakując.
- Mam pomysł - odezwał się William kiedy się w końcu ubierali.
- Jaki? - Olivia odwróciła się w jego stronę w czarnym komplecie bielizny.
- Po pierwsze nie prowokuj, bo wysiądę po pierwszym dniu!
- Nie wiem o czym mówisz - podeszła do niego niby związując włosy.
- Nadejdzie dzień w którym będziesz przede mną uciekała - pogroził - Zobaczysz!
- No ok... - objęła go w pasie i postanowiła, że nie zedrze z niego tej koszulki, którą właśnie założył... Poczeka aż założy garnitur!! - Więc co to za pomysł?
- Pomysł na najbliższy miesiąc.
- Zamieniam się w słuch.
- Wrócimy do domu...
- Mhm - kiwnęła entuzjastycznie. Do jednego domu!
- Będę musiał popracować troszkę więcej, ale szybko wszystko poukładam, pójdziemy na ten ślub...
- Na razie mi się podoba.
- Później się spakujemy i wyjedziemy do Włoch. Zabunkrujemy się w domu mojej matki zupełnie sami i przez ile tylko będziemy chcieli nie wyjdziemy z łóżka.
- A co z resztą Europy?
- Zostawimy to sobie na przyszły rok. W taką podróż trzeba wyjechać wczesną wiosną, żeby nas zima nie zastała. A na ten rok już wystarczy emocji. Będziemy się kochać, chodzić na spacery, będziesz mi gotowała i śpiewała, przeczytasz kilka dobrych książek, które ja później nakręcę... Będzie jak w Portsmouth, tyle że z lepszym finałem.
Zamilkł, kiedy rzuciła mu się w ramiona.
- Nie może być aż tak dobrze...
- Może i będzie.

- Witajcie śpiochy! - krzyknęła Meredith znad jakiegoś kolorowego czasopisma, kiedy w końcu opuścili pokój.
- Błagam powiedz, że jesteś głodna - Andy ją wystraszył pojawiając się tuż obok.
- Jak wilk... - nie bardzo wiedziała skąd u nich taki entuzjazm.
- Czyli wszystko w porządku - odetchnął - Dobra robota - poklepał Williama po ramieniu i poszedł usiąść na fotelu. Wymieniła z Williamem rozbawione spojrzenia.
- Dobra robota kapitanie! - klepnęła go tak samo.
Meredith popatrzała na nich z uśmiechem.
- Na co masz ochotę? - zapytał idąc do telefonu.
- Może zejdziemy na dół i zjemy coś w restauracji?
- Świetny pomysł - złapał ją za rękę i ruszyli do drzwi.
- Idziecie z nami? - odwróciła się już za progiem.
- Myśleliśmy, że chcecie być sami - powiedział Andy.
- Wtedy nie wychodzilibyśmy z pokoju - odpowiedziała mu złośliwie Liv.
- W takim razie nie odmówimy.
Jak miło było siedzieć w publicznej restauracji w towarzystwie Williama, brata i jego przyszłej żony, nie ukrywać się przed nikim, nie bać się, że rodzice zobaczą, śmiać się i gawędzić na różne głupie tematy.
- Musisz mi pomóc wybrać bukiet - powiedziała Meredith - Mam czas do wczoraj...
- Jak masz jakieś katalogi możemy pomyśleć w samolocie.
Olivia mało uczestniczyła w rozmowie nadrabiając zaległości w jedzeniu, ale zauważyła, że wszyscy omijają temat porwania i są wyjątkowo łagodni. Myśleli, że ma jakiś uraz psychiczny? Czuła się zadziwiająco dobrze... Nawet dołożyła wszelkich starań, żeby nie kuleć i wychodziło jej to całkiem nieźle.
- Gdzie są rodzi... - chciała zapytać o rodziców, ale właśnie ojciec pojawił się na ekranie telewizora zawieszonego za barem.
Wszyscy spojrzeli w tamtym kierunku.
- Co on robi? - Olivia poderwała się z miejsca.
- Poczekaj - Meredith próbowała ją powstrzymać, ale ta już była poza zasięgiem jej rąk.
- Proszę podgłosić - krzyknęła do barmana, kiedy dopadła kontuaru. Niechcący uderzyła kolanem w przednią ściankę i aż usiadła na wysokim krześle zginając się z bólu.
- Wszystko w porządku? - William pojawił się tuż obok niej.
- Tak. Uderzyłam się...
Meredith i Andy również podeszli.
Lucas opowiadał o szczegółach całego zamachu i tym jaki udział w tym mięli Olivia z Williamem. Mówił całą prawdę patrząc prosto w kamerę. Olivia nie mogła się napatrzeć na jego spokojną twarz. Żeby tak na nią popatrzał... Chociaż raz.
- Mają państwo jakieś pytania? - zapytał naiwnie.
- Kongresmenie Shelly, czy Olivia jest już zupełnie bezpieczna? - zapytał mężczyzna w tłumie dziennikarzy.
Ojciec ubrany w elegancki garnitur pokiwał głową z wyrazem ulgi na twarzy.
- Tak. Mojej córce już nic nie grozi.
- A pan Hill?
- Pan Hill również jest zupełnie bezpieczny.
- Czy ktokolwiek z grupy terrorystów zdołał ujść?
- Specjalna grupa Marines, która przeprowadziła akcję nie wypuściła żadnego z nich.
- Jaka jest liczba ofiar?
- Dokładne dane poda państwu szef wydziału antyterrorystycznego CIA. Nie jestem upoważniony do udzielania takich informacji.
- Czy Olivię i pana Hilla łączy w końcu jakaś romantyczna historia? Było wiele pogłosek na ten temat.
- O to musicie państwo pytać pana Hilla, lub moją córkę, którzy proszą, żeby w najbliższym czasie nie dręczyć ich pytaniami. Chętnie na nie odpowiedzą, kiedy odpoczną.
- A czy w tej chwili przebywają razem?
- Tak - nawet nie drgnęła mu brew.
- Czy któreś z nich zostało ranne?
- Nie obydwoje mają się dobrze.
- Co pan myśli o zachowaniu córki?
Olivia nieświadomie przytuliła się do Williama.
- Pyta pani co myślę o tym, że najpierw mój przyjaciel, a później moje dziecko oddali się w ręce terrorystów? No cóż - rozłożył bezradnie ręce - Gdyby mnie zapytali o zdanie odradziłbym - uśmiechnął się uroczo.
W sali zabrzmiało kilka uśmiechów.
- A co powiedziała panna Lacroix na zachowanie pana Hilla?
- Również była bardzo wystraszona i bała się o dalszy przebieg wydarzeń.
- Czy podejrzewa narzeczonego o romans?
- Obawiam się, że to pytanie też nie powinno być skierowane do mnie.
- A czy pan uważa, że w czasie kiedy pańska córka pracowała w Upland Hill mogło dojść do zacieśnienia ich relacji?
- Nie wiedziałem, że zebraliśmy się tu na ploteczki... Przykro mi, ale nie mam na to czasu. Dziękuję państwu za poświęcony czas i zapraszam jutro na specjalne oświadczenie CIA na temat osób, które tak bardzo chciały mi zaszkodzić. Jeszcze raz proszę o nie dręczenie mojej córki pytaniami, ponieważ musi teraz odpocząć. Do widzenia.
Ignorując próby zwrócenia na siebie uwagi przez dziennikarzy zaskoczonych nagłym zakończeniem odwrócił się i wyszedł.
Meredith i Andy popatrzyli na strapioną Olivię przytuloną do Williama i jego samego nie wyrażającego żadnych emocji. Wyciągnął z kieszeni spodni telefon i wybrał numer. Chwilę czekał na połączenie.
- Fred zwołaj na jutro konferencje - rzucił zwięźle i szorstko - Tak... Nie, w NY, wracamy dzisiaj... Mhm... Myślę, że dobrze - nieoczekiwanie głos mu złagodniał i zerknął na zmartwioną Liv. Rozłączył się bez pożegnania i uniósł palcem jej brodę do góry - Po tym wszystkim co się stało nie powinnaś się martwić kilkoma dziennikarzami.
- Nie możemy ich zwyczajnie olać?
- My ich owszem, ale oni nas...? Nie sądzę. Dlatego wyjaśnię im wszystko zanim zaczną grzebać gdzie nie trzeba i sami sobie wyjaśnią. Ty nie musisz się już niczym przejmować ok?
Ona się uśmiechnęła, a Meredith i Andy patrzeli jak urzeczeni. Takiego Williama nie znali i nie podejrzewali, że potrafi taki być. Przy Alex nigdy nie zdobywał się na żadne czułości, ani intymne gesty. Myśleli, że Olivii to po prostu nie przeszkadza mimo że dziwili się, bo lubiła się tulić i właściwie ciągle to robiła. Ale jak się okazało William w stosunku do Olivii i do reszty świata to dwie zupełnie różne osoby.
- Chodźmy skończyć obiad - pomógł jej zejść z krzesła. Po pechowym zderzeniu ze ścianką bała się obciążać kolano. Był przy niej tak jak obiecywał... Przynajmniej na razie dotrzymywał słowa.
Kiedy pół godziny później wrócili do apartamentu zastali w nim już Sophie i Lucasa. Obydwoje byli bardzo elegancko ubrani wyglądali jakby na nich czekali. Lucas rozparty w fotelu pił drinka, a Sophie zmęczona i zmartwiona stała przy oknie. Wszyscy weszli rozbawieni i zagadani i wszystkim jak na komendę miny zrzedły, bądź też jak w przypadku Williama spoważniały. Meredith zaczęła pilnie patrzeć na zegarek na ręce, a Andy zaglądał jej przez ramię. Olivia stałaby i patrzała do wieczora w podłogę, gdyby William nie wziął jej zdecydowanie za rękę i pociągnął na kanapę na przeciwko fotela w którym siedział Lucas.
- Jak się czujesz kochanie? - zapytała pozornie spokojnie Sophie.
- Prysznic, jedzenie i sen działają cuda - odpowiedziała. I dłonie Williama. I usta Williama. I ciało Williama. Generalnie i w skrócie William.
- Nie jest ci za gorąco? - popatrzała na jej długie jeansy i białą bluzkę z długim rękawem. Na dworze nadal panował upał.
- Nie...
- Kiedy planujecie wrócić? - Lucas nie przedłużał grzeczności.
- Właściwie jak się spakujemy. Samolot jest już gotowy - odpowiedział mu William.
- Dobrze - pokiwał głową - Ja też muszę niedługo wyjść do senatu... Czy możemy was na chwilę przeprosić? - popatrzał na Andy'ego i Mery. Meredith otworzyła usta zaskoczona, a Andy skrzywił się zły.
- Dlaczego chcesz, żeby wyszli? - zapytał William - Nie róbmy już żadnych tajemnic Luck.
Mierzyli się chwilę spojrzeniami. Dwóch silnych mężczyzn, dwóch dzierżących olbrzymią władzę, dwóch niezniszczalnych i nieugiętych.
- W porządku - kiwnął Lucas - Żadnych tajemnic - podjął rzuconą rękawicę - Dlaczego tak długo to ukrywaliście?
Wszyscy zerkali na Liv, która strapiona i wystraszona patrzała wszędzie tylko nie na ojca, a obecnie spuściła głowę.
- No cóż powiedzieć, że tak wyszło jest najlepszym  wytłumaczeniem, ale przypuszczam, że cię to nie zadowoli. Próbowaliśmy kilka razy, ale zawsze coś nam przeszkadzało, więc pozwól, że zrobię to teraz. Zakochałem się w Olivii i chcę nią być bez względu na to co powiesz na to ty i każdy inny.
- A co z Alex? - zaatakował od razu - Alex była tylko chwilowym zamiennikiem?
- Po pierwsze owszem można by to tak nazwać, chociaż zamiennik jest zbyt wielkim słowem, bo Livi nie ma na świecie swojego zamiennika. Alex została przeze mnie wykorzystana i prawdopodobnie szczerze mnie teraz nienawidzi. Po drugie... - popatrzał na Olivię, która palcami jednej ręki miażdżyła kciuka drugiej uważnie się temu przyglądając - Ostatnio sporo przeszliśmy dlatego starajmy się nie denerwować ok? - mówił "my", ale wszyscy zrozumieli, że chodziło mu o Liv.
- Dobrze - odpowiedział Lucas również na nią patrząc - To się naprawdę zaczęło jak tylko wyjechaliśmy?
- Oczywiście, że nie - William prawie się roześmiał - Wiesz kiedy to się zaczęło? Kiedy ją zobaczyłem wtedy na przyjęciu po raz pierwszy. Wtedy to się zaczęło. Nie wiesz nawet jak bardzo zabiegałem o to, żeby u mnie pracowała, żeby mieć ją na co dzień.
Potarł jej policzek i Olivia nieśmiało podniosła na niego wzrok.
- I nie pożałowałem, bo okazała się jedną z najlepszych dziennikarek z jakimi pracowałem, a to dopiero początek jej drogi. Wiesz kiedy po raz pierwszy byliśmy na randce? - tym razem naprawdę się uśmiechnął - Minutę po tym jak zerwała z Robertem. Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że nie marnowałem czasu... Ale później strwoniłem go aż nazbyt wiele. W każdym razie nadal byliście w Nowym Jorku - przeniósł wzrok z powrotem na Lucasa.
- Liv? - odezwał się Lucas - Dlaczego tylko ja nie wiedziałem? To przez niego zaszyłaś się w pokoju na tydzień i nie chciałaś mi wyznać powodu prawda?
Drgnęła i popatrzała na ojca wielkimi pełnymi winy oczami.
- Nie mogłam ci powiedzieć - jęknęła - Nie wtedy. Na kogo bym wyszła, kiedy William był z Alex?
- Ale wszyscy wiedzieli Liv. Wszyscy.
W oczach stanęły jej łzy, kiedy drżącymi ustami wyszeptała "Przepraszam tatusiu". William złapał ją za rękę domyślając się na co się zanosi i zmusił, żeby na niego spojrzała. Otarł jej łzy i mrugnął dodając otuchy. Pomyślała, że gdyby nie on nie wytrzymałaby tej rozmowy.
- Co dalej zamierzacie? - Lucas nie do końca się tym przejął, albo nie do końca zrozumiał co się dzieje.
- Teraz iść się spakować - William starał się mówić spokojnie podczas, kiedy jego szczęka drgała - Później zaraz po ślubie jedziemy do Włoch i nie wrócimy póki obydwoje nie będziemy się czuć na tyle komfortowo, żeby rozpocząć codzienną rutynę. A z dalekosiężnych planów póki Livi nie skończy szkoły, lub nie postanowi inaczej ograniczymy się do zamieszkania razem.
- Słucham?! - Lucas stracił całą maskę opanowania.
- Wybacz, ale chyba nie liczysz, że będziemy przechodzić przez etap chodzenia za rękę i sypiania ze sobą gdzie popadnie? - odparł rozsierdzony William.
Lucas wstał ściskając w dłoni już pusta szklaneczkę i przeszedł się po pokoju w tą i z powrotem szybkim krokiem.
- I przypominam ci, że masz do czynienia z osobami dorosłymi, więc oszczędź nam rodzicielskich reprymend.
Odwrócił się w stronę Williama z furią na twarzy.
- Olivia dorosła tak?!! - ryknął na co dziewczyna ledwo powstrzymując się przed ucieczką przywarła z całej siły do ramienia Williama. On z kolei mimo siedzącej pozycji patrzał na niego z miażdżąca wyższością.
- Chodź kochanie - objął ją pomagając jej wstać. Kiedy Lucas zauważył, że córka patrzy na niego ze strachem nerwy puściły mu już zupełnie.
- Kurwa mać!!! - krzyknął po czym wziął duży zamach i rzucił szklanką o podłogę. Szkło rozsypało się na boki w drobny mak.
- Lucas! - Sophie poderwała się z miejsca, a Andy ruszył na ojca jakby chciał go powstrzymać od dalszych ruchów. Nastała zupełna cisza w czasie której jeden po drugim zwracali uwagę na urywany oddech i cichy szept za ich plecami. Olivia wystraszona, uczepiona ręki Williama skulona i drżąca zaczęła płakać.
- Ciii kochanie - objął dłońmi jej twarz - To nic skarbie... Nic ci nie grozi... Nic się nie stało... Jesteś już bezpieczna...
Meredith i Sophie stojące najbliżej widziały najwyraźniej jak bardzo dziewczyna walczy o oddech i jak wpatruje się w Williama szukając ratunku. Była niesamowicie przerażona.
- Idź do pokoju i spakuj nas dobrze? Wracamy do domu - głaskał ją odprowadzając do sypialni.
Kiwnęła tylko i ze spuszczoną głową przemierzyła salon zatrzaskując za sobą drzwi sypialni.
- Gdyby ktoś nie zauważył... - William wyglądał naprawdę groźnie i ponuro krok za krokiem powolutku wychodząc na środek pokoju - Olivia została porwana przez najgroźniejszych terrorystów - rozejrzał się po zebranych - To że dzisiaj wstała i rozmawiała z wam z uśmiechem - wskazał palcem na Meredith i Andy'ego - Było prawdziwym cudem. Nie wiem co się z nią działo od momentu kiedy trafiła w ich ręce do chwili, kiedy ją do mnie wrzucili, ale chwilę potem straciła przytomność z wycieńczenia.
Znowu się spokojnie rozejrzał po płaczących kobietach zasłaniających usta i mężczyznach, którzy wyglądali jakby wrośli w ziemię.
- I owszem Sophie jest jej gorąco. Nie chce mi niczego powiedzieć, ale jest cała posiniaczona. Cała -podkreślił - Nie zgwałcili jej tylko dlatego, że był tam mój człowiek, który wezwał ich przywódcę i powiedział, że nie spełnisz ani jednego warunku, jeśli ją skrzywdzą. Ten człowiek, któremu później uratowała życie tarzając się w jego krwi. Lucasie ona przeszła piekło i przysięgam, że rozerwałem na strzępy każdego który podniósł na nią rękę. Było to bardzo wiele rąk.
Lucas był blady i wyglądał jakby miał się ochotę rozpłakać, ale nie był pewny czy to coś pomoże.
- Wyciągnąłem ją z tego piekła nie po to, żebyś ty fundował jej drugie. Nie widzisz co się dzieje? Ona jest przerażona każdym podniesionym głosem! Podskakuje na każdy hałas. Luck oni ją skatowali, mówi do ciebie "przepraszam tatusiu", a ty się na niej wyżywasz, bo się zakochała? Każesz jej się z tego tłumaczyć jakby była zwykłą gówniarą? Potrzebowała dzisiaj twojego wsparcia jak jeszcze nigdy, ale okazuje się, że jako jedyny nie masz do niej grama szacunku. Nie zbliżysz się już do niej!
Ruszył w stronę pokoju.
- Zbierajcie się. Za chwilę wychodzimy - powiedział już zupełnie spokojnie do Mery i wszedł w ślady za Olivią zostawiając ich samym sobie.



8 komentarzy:

  1. o jennyy
    uzalezniam sie mam nadzieje ze następny rozdzial juz niedługo ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Eh... No musiał mu przemówić do rozsądku... Postaram się jak najszybciej napisać ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. a kiedy mozemy sie spodziewac?

    OdpowiedzUsuń
  4. Na razie mam tylko wstęp, więc... nie wiem :( obstawiam czwartek...

    OdpowiedzUsuń
  5. wiem że męczę ale kiedy nowy rozdział? ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wczoraj nikt mnie nie męczył i nie napisałam ani słowa, więc męcz, męcz! Zaglądaj tak koło 17 :)

    OdpowiedzUsuń

Znacie to uczucie kiedy jesteście powodem czyjegoś uśmiechu? Jest... Niesamowite!!