piątek, 10 maja 2013

Windy Hill Rozdział 39

- Co się stało? - czujnie rozejrzała się po długim korytarzu na którym się znaleźli. William nie zwracając uwagi jak mocno ściska jej rękę również to zrobił, ale jego spojrzenie było zupełnie wyprane z emocji - Williamie! - pociągła uwięzioną ręką co sprawiło jej to tylko dodatkowy ból.
- Chodź - znowu ją pociągnął pędząc przed siebie. Sadził długie szybkie kroki. Olivia nie była w stanie nadążyć. Jej drobne, szybkie kroczki odpowiadały echem w pustym korytarzu.
- Hej! - rozległ się za nimi krzyk - Olivia?!
William zatrzymał się w miejscu, a ona wpadła na jego plecy. Preston w kilku susach już przy niej stał. Spojrzał na ich ręce, na przerażoną Olivię i na dziwnie zdeterminowanego Williama.
- Co się dzieje? - jego twarz zasnuła ostrożność i rezerwa.
- Nie wiem... - głos Olivii drżał.
Obydwoje popatrzyli na powód swojego niepokoju. Jedno z niemym błaganiem, drugie z narastającą furią.
William nic sobie z tego nie robiąc ocenił chudą postać chłopaka, którego nie przewidział w swoim planie. No cóż... Najlepszy przykład na to jak pozory mogą mylić. Był z pewnością godnym przeciwnikiem.
- Idziesz z nami - rzucił tylko naprędce ruszając dalej.
- Ale gdzie?! - Olivia biegła za nim na złamanie karku w wysokich butach, aż w końcu nie wiedząc co zrobić zwyczajnie skopała je ze stóp. Kiedy obcasy przestały dudnić o podłogę usłyszała niczym nieprzerwane owacje z sali, którą opuścili.
- Jeśli mi w tej chwili nie powiesz gdzie idziecie i nie przestaniesz jej szarpać...! - ryknął Preston.
- Zaraz - William nie dał mu dokończyć. Popchnął jedne z ostatnich drzwi i wyciągnął Olivię na klatkę schodową. Zbiegł szybko na półpiętro, ale musiał się gwałtownie zatrzymać, bo dziewczynie ze strachu zupełnie poplątały się nogi i prawie upadła ześlizgując się z ostatniego stopnia. Złapał ją mocno w pasie i przycisnął do siebie. Jęknęła mimowolnie pod naporem jego rąk.
- Dosyć tego! Olivia nigdzie nie idzie! - Preston zeskoczył ze schodów i zastąpił im drogę przybierając postawę osoby gotowej na wszystko. William zdawał się go nie widzieć obserwując usta dziewczyny niespokojnie wpuszczające i wypuszczające powietrze.
- Nie - mruknął pochylając się i zanurzając twarz w jej włosach - Livi zostaje... - szepnął wdychając jej zapach.
- Jezu Williamie - jęknęła płaczliwie zaciskając dłonie na jego ramionach. To było zbyt przyjemne... Po tak długiej rozłące jego dotykające ją w jakikolwiek sposób ręce były zbyt przyjemne.
Puścił ją szybko podchodząc do wysokiego okna. Wyjrzał przez nie przenikliwie patrząc na wąską uliczkę na tyłach budynku i błyskawicznie oceniając to co na niej było. Olivia z Prestonem popatrzyli na siebie zdezorientowani. Ona opadła zdyszana plecami o ścianę, a on nadal stał na rozstawionych nogach gotowy rzucić się na Williama.
- Powiedz mi co się stało... - starała się zabrzmieć spokojniej.
Mężczyzna odwrócił się do niej z płonącym wzrokiem. Znowu złapał ją za rękę i przyciągnął mocno obejmując. Oddychał chwilę głęboko, a cisza dzwoniła im w uszach.
- Przytulisz mnie? - zapytał niespodziewanie zupełnie łagodnie.
Olivia bez chwili wahania oplotła go wsuwając ręce pod marynarkę i dotykając koszuli na plecach. Starała się opuszkami wyczuć jak najwięcej ciepła jego ciała. Potrzebujesz mnie i jestem, mówiło jej ciało. Wtuliła twarz w jego pierś i z jej ust wydobyło się westchnienie. Była tu ostatnio tak dawno temu...
- Powiedz mi proszę...
Jej stopy od betonowej podłogi oddzielał tylko cienki materiał pończoch i była wdzięczna za chłód jaki jej niesie, bo czuła jak jej ciało się rozluźnia, jak idealnie wpasowuje się w niego i szczelnie przywiera. Znowu wszystko inne stało się nieważne, świat realny zniknął i emocje wzięły górę.
- Mamy mało czasu Livi - pocałował ją w czubek głowy - Właściwie nie mamy go w ogóle - dodał. Chciał się odsunąć, ale go nie puściła.
- Nie wracaj do niej - powiedziała to tak cicho, że do Prestona dotarł tylko niewyraźny szmer.
- Już nigdy maleńka.
William uniósł jej brodę do góry i zaczął pieścić policzek. Liv przymknęła oczy odurzona falą przyjemności jaka ją zalała.
- Kiedy spotkamy się następnym razem przysięgam, że już nic mnie od ciebie nie oderwie.
- Kiedy spotkamy się następnym razem? Co się dzieje?
- Nie bój się kochanie - wziął jej twarz w dłonie i ucałował delikatnie policzki, nos, a na końcu wargi - Miałaś rację - mruknęła niezadowolona, kiedy odebrał jej smak swoich ust, ale nie mógł jej teraz ulec - Miałaś rację od samego początku, ale nie mogłem ci tego powiedzieć.
- Kłamałeś? - uśmiechnęła się głaszcząc jego policzek. Szukała rozkosznej szorstkości za którą tak tęskniła, ale był zupełnie gładki.
- Oczywiście, że tak. Wiedziałaś cały czas. Nie zwątpiłaś.
- Dlaczego to zrobiłeś? - popatrzała na niego cała szczęśliwa, ale pod naporem jego smutnych oczu uśmiech wyparował - Co ty chcesz zrobić?
- Musisz mi wybaczyć, że tak cię skrzywdziłem.
- William! - znowu poczuła strach.
- Musisz mi wybaczyć...
- Oczywiście, że ci wybaczam. Już ci powiedziałam, że nie mogę mieć pretensji jeśli masz w tym jakiś cel. Ale teraz jestem przerażona tym co to za cel...
- Musiałem cię skrzywdzić, żeby cię ochronić. Zrobię wszystko, żebyś była bezpieczna rozumiesz?
Pocałował ją zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć. Mocno, głęboko, chciwie i łapczywie. Preston, który zdążył wyjrzeć przez okno już wiedział. Nie miał pojęcia jak William chce to rozegrać, ale był gotowy chronić Olivię choćby przed całą armią. Chociaż... kiedy popatrzał z jaką zachłannością ten ją teraz całuje nie wydawało mu się, że to będzie konieczne. Olivia jęknęła głośno nie mogąc odeprzeć wzbierającego pożądania.
- Kochanie muszę teraz iść - oderwał się od niej z nieprzytomnym wzrokiem. Oddech jej się rwał, a ciało domagało więcej - Chciałem tylko wiedzieć czy mi wybaczysz. Skoro to zrobiłaś postaram się wrócić szybciej niż planowałem.
Całuje ją w czoło i próbuje odsunąć od siebie.
- Nie, poczekaj - Liv zaczyna wpadać w panikę. Łapie go mocno za szyję próbując wstrzymać cokolwiek chce zrobić - Powiedz mi gdzie idziesz! Porozmawiajmy chwilę dobrze? - cała drży.
- Nie mamy teraz czasu Oliwko, ale obiecuję, że porozmawiamy.
Stawia ją delikatnie na ziemi. Olivia tak mocno go trzyma, że nie może się wyprostować nie ryzykując, że zrobi jej krzywdę. Jeszcze raz obejmuje ją mocno i zdecydowanie wygląda to na jakiś odruch desperacji. Patrzy ponad jej głową na Prestona i kiwa mu lekko głową. Gotowy?
- Stałaś się absolutnie najważniejsza. Pamiętaj o tym dobrze? - szepcze jej do ucha - Też cię kocham maleńka.
Wpycha ją prawie brutalnie na Prestona.
- Trzymaj ją.
Preston zaciska ręce na ramionach Olivii, a on rusza schodami w dół. Telefon zaczyna mu dzwonić dokładnie w chwili w której staje na pierwszy stopień. Wyciąga go z kieszeni i nie patrząc na wyświetlacz rzuca na ziemię.
- Williamie nie!! - słyszy za sobą spanikowany krzyk Olivii, ale jeśli naprawdę czuje to co powiedział nie może się teraz odwrócić. Zbiega na dół i nie patrząc w górę skręca do tylnego wyjścia.
- William!!! William proszę! Błagam cię wróć tu!!
Ma ochotę zasłonić uszy, ale po raz ostatni chłonie ten dźwięk i pociąga za klamkę.
Olivia już kompletnie zalana łzami tak mocno popycha Prestona, że oboje upadają na podłogę. W ostatniej chwili łapie ją za nogę i przygważdża do ziemi.
- Liv uspokój się do jasnej cholery!
Słyszą tylko trzask zamykanych drzwi i zapada dzwoniąca cisza.
- Co on chce zrobić? Preston zrób coś!
- Przestań się szarpać, bo i tak cię nie puszczę! Chodź tu... - ciągnie ją do okna gdzie widzą Williama idącego w stronę dwóch czarnych samochodów. Przy pierwszym z nich stoi trzech mężczyzn. Są za wysoko i za daleko, żeby dokładnie określić ich wygląd, ale to zdecydowanie obywatele któregoś z krajów muzułmańskich.
- Jezu Pres powstrzymaj go! - Olivia przywiera do szyby struchlała ze strachu.
Obserwują jak jeden z mężczyzn wyciąga pistolet, a William unosi obie dłonie do góry. Idzie pewnym krokiem  Bez strachu i zawahania. Wiatr rozwiewa mu poły marynarki i targa włosy.
- Nie!
Brutalnie go szarpią przeszukując całego. Tors, boki, nogi... Odwracają go mocnym szarpnięciem i obmacują plecy, a William unosi głowę i patrzy prosto na Olivię.
- Nie, nie, nie - Olivia uderza dłonią w szybę. Preston natychmiast łapie je obie i unieruchamia, żeby nie narobiła hałasu.
- Musisz go zatrzymać!
Kiedy odwracają go z powrotem w swoją stronę jeden z nich uderza go mocno w brzuch i kiedy ten się zgina w pół wpychają go do samochodu.
- Zatrzymaj ich!! - Olivia wrzeszczy na całe gardło jakby to miało mu pomóc w zrozumieniu - Preston zatrzymaj go!!! - szarpie chłopaka z całej siły za ramiona i zamiera, kiedy samochody ruszają szybko wyjeżdżając z uliczki.
- Nie, nie, nie, nie... - powtarza jak w letargu kręcąc głową - Co ty zrobiłeś? - przykleja się dłońmi szyby i zaczyna płakać. Głośno i histerycznie. Preston cały czas ściska ją za rękę mimo że zagrożenie zniknęło - Nie!!! NIE!!! NIE!!!
Odciąga ją od szyby w obawie, że za moment ją rozbije i zrobi sobie krzywdę.
- Co on zrobił?!! Co zrobił?!!!!
Nowe dźwięki nadbiegają z dwóch stron. Jedne od dołu, drugie z góry. Otwierane drzwi, szybkie kroki, krzyki, okropne zamieszanie. Lucas biały ze strachu upada na kolana przy Olivii. Chce ją objąć, ale ta nadal trzyma Prestona i zupełnie pogrążona w rozpaczy nie słucha nikogo. Ma sine usta, a z ręki Prestona na której zacisnęła dłoń i wbiła paznokcie spływa krew. Klęczy na ziemi, a on ją obejmuje. W zasadzie bardziej trzyma niż obejmuje.
- Panno Shelly musi nam pani w tej chwili powiedzieć co tu się wydarzyło!
Dopiero ten głos wyrywa ja z letargu. Odwraca szybko głowę w jego stronę, odpycha ojca i jednym błyskawicznym susem dopada Stanton łapiąc z całej siły klapy jej marynarki.
- To wszystko przez was! - pochyla głowę patrząc na nią wściekle spod rzęs - Wszystko wasza wina!! - prawie okazuje zęby we wściekłości - Nie potrafiliście ich znaleźć, nie potrafiliście powstrzymać i teraz zrobią mu krzywdę - szarpie ją z całej siły i nawet nie widzi jak kobieta gestem powstrzymuje kolegów i kongresmena, którzy już rzucili się odciągnąć ją od niej.
- To twoja wina, że do nich poszedł!! Musiał mnie obronić, bo ty nie potrafiłaś!!! - ma zupełnie zdarte gardło i taką żądzę mordu, że aż paruje furią.
- O kim mówisz? - pyta ją spokojnie.
- O kim ja kurwa mówię?!! Jaja sobie robisz, czy jesteś aż taką idiotką?!!
- Gdzie jest William? - słyszą nagle wystraszony głos.
Olivia mruga kilka razy i odwraca się za siebie. Najpierw widzi ojca stojącego dwa kroki za nią, później Prestona, a na końcu Alex. Ze wszystkich twarzy jakie się tu zgromadziły rozpoznaje tylko ich.
- Gdzie on jest? - Alex pyta po raz kolejny, a jej głos jest coraz bardziej przesycony lękiem. Olivia zwraca się do Stanton i ze zdziwieniem obserwuje swoje zaciśnięte na niej dłonie. Zerka za nią na Katsure, który podtrzymuje koleżankę, bo inaczej obie runęłyby ze schodów. Największym problemem okazuje się rozprostowanie palców, które chyba na stałe wrosły w materiał marynarki. Agentka czeka cierpliwie aż się w końcu od siebie uwolnią. Olivia pociera o siebie dłonie cofając się do tyłu i od razu wpada w objęcia taty.
- Nie dotykaj mnie - odskakuje od niego. Lucas teraz sam wygląda jakby miał się rozpłakać.
- Gdzie jest William? - Alex powtarza jak w jakimś transie nie odwracając wzroku od Olivii.
- No właśnie gdzie? Słuszne pytanie! - znowu patrzy na agentów - Możecie mi powiedzieć dokąd go zabrali, czy znowu nakarmicie mnie jakąś stertą kłamstw? Znowu zataicie wszystko?!
- Panie kongresmenie musimy państwa przesłuchać i zabrać w jakieś bezpieczne miejsce - Stanton patrzy ponad nią na ojca - Najpierw zabrać w bezpieczne miejsce, a później przesłuchać - wzdycha - Przeszukać i zabezpieczyć cały teren - mówi do kogoś - Wy pojedziecie za nami. Gdzie są pańscy bliscy kongresmenie?
- Nadal na sali.
- Pójdę po nich - mówi Preston na co Olivia natychmiast reaguje buntem na twarzy - Zostaniesz z połową CIA wracam za minutę - odpowiada na jej protest.
Olivia stała jak wmurowana w ziemię gotowa odskoczyć od każdego, kto próbował jej dosięgnąć.
- Olivia powiedz mi co się dzieje... - Alex próbowała do niej podejść, ale ta spojrzała na nią tak lodowato, z tak przejmującą złością, że po kroku w przód zrobiła dwa w tył.
- Czysto? - pyta Katsura przykładając palec do ucha - Tak... Idziemy - dopiero, kiedy się odwrócił Olivia zauważyła małą słuchawkę w jego uchu - Zejdziemy teraz na dół. Czekają już nasze samochody, które zabiorą nas w bezpieczne miejsce.
- Nigdzie nie idę bez Prestona - Olivia zaparła się z upartą miną.
- A ja bez reszty rodziny - tym razem znalazła wsparcie u ojca. Stanton już chciała już coś powiedzieć, ale drzwi się otworzyły i usłyszeli wiele szybkich kroków. Olivia zignorowała matkę, Meredith i Andy'ego i kiwnęła głową dopiero jak pojawił się Preston.
- Olivia - matka podbiegła do niej, ale ta się znowu odsunęła.
- Nie ma czasu - rzuciła jej chłodno - Musimy jechać - podeszła do Stanton - Musimy szybko jechać i go szukać.

                                                                                   ***

Olivia czuła się jakby trafiła do jakiegoś filmu akcji w odległej przyszłości. Kilka pomieszczeń oddzielone pancernymi szybami zajmowało przestrzeń parterowego budynku na peryferiach Seattle. Było tu tyle dziwnych paneli, które chyba były komputerami i innych mechanizmów, których nawet nie była w stanie zidentyfikować, że w pierwszej chwili tylko szła z otwartymi ustami wpadając co chwila na jakiś ludzi w garniturach. Stanton była tu jedną z dwóch kobiet, więc chyba nie można mieć pretensji, że zachowywała się jak facet... Żeby drzwi do jakiegokolwiek pomieszczenia ustąpiły trzeba było przejechać kartą przez czytnik. To strasznie spowalniało, bo co chwila się zatrzymywali. Weszli do ostatniego możliwego pomieszczenia i Katsura gestem ręki pokazał im fotele i krzesła. Olivia usiadła na tym najbliżej panela wystającego ze ściany. Była sztywno wyprostowana i starała się nawet nie mrugać, żeby niczego nie przegapić. Alex usiadła tuż obok niej, rodzice na przeciwko, a Andy z Meredith na fotelach przy wejściu. Czas, czas, czas, czas. Nie ma czasu.
- Proszę nam teraz wszystko opowiedzieć. Od początku do końca.
Preston stanął przy Olivii.
- William... - zaczęła Olivia zastanawiając się jak to skrócić i opowiedzieć jak najszybciej - Wyszliśmy na klatkę schodową, a on poszedł do nich. Przeszukali go, uderzyli i zabrali ze sobą. Powiedział, że chce mnie chronić. Wepchnęli go do samochodu i odjechali.
- Coś powiedział?
- Że chce mnie chronić, mówiłam już - sili się na cierpliwość jak tylko może. Obserwuje jak Stanton naciska jakieś miejsca i na wielkim ekranie na ścianie pojawia się mapa miasta.
- Czy coś jeszcze?
- Tak, ale to nie jest istotne dla sprawy. Co zamierzacie zrobić?
Katsura podsunął Prestonowi krzesło i sam usiadł tak, że zasłonił jej widok reszty pokoju. Nie przeszło jej nawet przez myśl, że próbował jej stworzyć minimalne uczucie intymności. Widziała tylko Prestona po lewej, Alex po prawej i miłego, spokojnego Azjatę na wprost.
- Dlaczego wyszliście na korytarz? - zapytał ten ostatni.
- Bo musieliśmy porozmawiać.
- O czymś ważnym?
- Tak.
- O czymś związanym z atakami?
- Poniekąd.
- A możesz mi powiedzieć o czym konkretnie?
- O tym, że musiał mnie okłamać, ale to nic, bo ja wiedziałam, że kłamie.
- Na jaki temat?
- To nie jest ważne i nie pomoże nam w odnalezieniu go - Olivia spuszcza głowę uświadamiając sobie obecność Alex - Zabrali go jacyś Irakijczycy, czy coś takiego. Pojechali w lewo, ale nie widziałam gdzie dalej... Musicie zacząć go szukać, nie mamy czasu tutaj siedzieć i dyskutować.
- Szuka go już wiele osób.
- Ale nie wszyscy. Nie będę z wami rozmawiała póki nie weźmiecie się do pracy.
Katsura był doskonałym psychologiem i od razu wyczuł emocje między paniami, a uprowadzonym mężczyzną.
- Ale nie ruszymy ani na krok jeśli nie opowiesz, więc koło się zamyka.
Olivia przyparta do muru pierwszy raz odkąd ją poznał wyglądała zupełnie bezbronnie.
- Na jaki temat kłamał?
Nie patrzała mu w oczy kiedy nabrała powietrze i przełknęła ślinę.
- Na temat swojego związku z Alex - powiedziała cichutko.
- Co z nim?
- Nie był prawdziwy...
- Co?! - Alex poruszyła się gwałtownie na swoim miejscu.
- Nie był prawdziwy - odpowiedziała głośniej i pewniej.
- William ci tak powiedział, czy sobie uroiłaś?! - warknęła - Ma obsesje na punkcie mojego narzeczonego i to pewnie z jej winy stało się to wszystko!!
- Proszę się uspokoić panno Lacroix i nie przerywać - Stanton stanęła za Katsurą. Była tak stanowcza, że Alex od razu zamilkła.
- Wyjaśnił dlaczego to fikcja? - Katsura wrócił do Olivii.
- Powiedział, że musiał mnie chronić. Nie wiem o co chodzi...
- Czy coś jeszcze?
- Obiecał, że wróci... - rozkleiła się niespodziewanie tak bardzo, że zaniosła się głośnym płaczem.
Preston złapał ją za rękę.
- Byłem przy tym od samego początku. Mogę opowiedzieć dokładniej - zaproponował.
- Proszę - Katsura wyprostował się.
- Zauważyłem, że Olivia wychodzi z panem Hillem, więc poszedłem za nimi. Zaprowadził ją w miejsce, gdzie nas znaleźliście. Spotkanie miało charakter... szybkiego pożegnania... - Przerwał, bo Liv wyrwała mu rękę zasłaniając zapłakaną twarz - Przyznał, że kłamał, przeprosił i powiedział że musiał ją skrzywdzić, żeby ją ochronić - skończył.
- Czy powiedział coś jeszcze? - Katsura wyczuł niedopowiedzenie. Preston zmierzył się spojrzeniem z Alex i potwierdził ruchem głowy.
- Że ją kocha i wróci do niej jak najszybciej.
- Dlatego musicie mu w tym pomóc - Olivia złapała mężczyznę za rękę - Musicie go znaleźć zanim zrobią mu krzywdę. Jezu już mogli to zrobić!
- Spokojnie Olivia! Postaraj się uspokoić, bo taka roztrzęsiona mu nie pomożesz - nie zabierał ręki, a jedynie odrobinę się odsunął, kiedy Stanton zaczęła znowu stukać po tym dziwnym komputerze.
- Wyruszyliśmy, kiedy tylko nasze kamery zarejestrowały samochody parkujące przed tylnym wejściem. Dotarcie stąd zajęło nam dziesięć minut, ale i tak przybyliśmy za późno - odsunęła się kiedy na ekranie wyświetlił się obraz z kamery przemysłowej na wąskiej uliczce. Samochody zaparkowały.
- Czekali trzy minuty coraz bardziej się niecierpliwiąc - pokazała mężczyzn, którzy nerwowo machali rękoma coś do siebie mówiąc - Przypuszczam, że tyle właśnie trwała wasza rozmowa - przewinęła kawałek i znowu włączyła play. Zobaczyli Williama wychodzącego z budynku i cała scena, którą Olivia tak strasznie przeżyła przewinęła jej się znowu przed oczami. Tym razem nie krzyczała, kiedy William zgiął się w pół od silnego ciosu w brzuch, ale drgnęła jakby to poczuła. Kiedy wepchnęli go do samochodu i odjechali ogarnęła ją taka rozpacz, że nie mogła się poruszyć, żeby nie wyć z bólu.
- Prześledziliśmy trasę samochodów, ale szybko wjechali w kompletnie ciemną i niemonitorowaną ulicę niedaleko waszej lokacji, zamienili samochody, najprawdopodobniej się rozdzielili.
- Zgubiliście ich... - powiedziała Olivia nie odwracając wzroku od ekranu, na którym podjeżdżają samochody CIA.
- Jezu to wszystko przez ciebie... - jęknęła Alex - To przez ciebie go złapali i przez ciebie go teraz zabiją! Ty kretynko co mu zrobiłaś?
- Zamknij się - odezwała się Sophie - Dosyć tego! Zabraniam ci nawet na nią patrzeć!!
- Naprawdę słyszę to z twoich ust? - prychnęła.
- Tak Alex. Dosyć tych szopek, dosyć udawania, bo się zaraz zrzygam! Zamknij się i odczep od mojej rodziny!!
- Przykro mi, ale to twoja doskonała córeczka wpakowała w kłopoty MOJEGO narzeczonego!!
- Tyle, że twój narzeczony kocha moją doskonałą córeczkę, a ty byłaś tylko przykrywką! I ty jesteś kretynką, bo niczego nie zauważyłaś!
Zapadła cisza jak makiem zasiał. Alex trzęsła się z nerwów, a Sophie patrzała na nią z wyższością. Cała scena wyglądała jak wyjęta z jakiegoś tasiemca brazylijskiego i Olivia poczuła się odrobinę zażenowana zerkając niepewnie na osłupiałych agentów.
- Czy ktoś mi może wyjaśnić co tu się dzieje?
Cichy, zmęczony głos Lucasa był chyba najbardziej tragicznym momentem odkąd się tu pojawili. Uświadomił Olivii, że może się czuć gorzej.
- Właściwie bardzo chętnie - głos Alex był lodowaty i drżący. Uśmiechnęła się szeroko do Sophie.
W tej chwili ktoś zapukał w szklaną szybę i agenci im towarzyszący poderwali się z miejsc.
- Co się dzieje? - Olivia już była tuż za nimi, kiedy ruszyli pędem do drzwi.
- Zostań tu - powiedział tylko Katsura i szklana tafla stanowiąca drzwi zasunęła się. Olivia oparła się dłońmi o szybę i w napięciu obserwowała co się dzieje.
- Jezu chyba oszaleje! - Meredith zerwała się z miejsca.
W oddali wokół czarnego stołu zebrało się siedem osób na fotelach. Katsura stał nad jakąś aparaturą oparty dłońmi o blat. Zrobiło się spore zamieszanie i zdawało się, że każdy ma coś do powiedzenia, lub pokazania. W pewnej chwili uniósł rękę i nastał spokój. Nacisnął guzik na jakimś urządzeniu i zaczął coś mówić.
- On rozmawia przez telefon - mruknęła Olivia.
- Skąd wiesz? - Mery stała tuż obok niej.
- Z nimi! Z porywaczami! Namierzają rozmowę!
Zaczęła naciskać wszystkie guziki na małej skrzyneczce zamontowanej na listwie oddzielającej szyby.
- Spróbuj zielony - powiedział Andy.
Tak po prostu? Owszem po naciśnięciu zielonego guzika ściana ustąpiła. Wszyscy poderwali się na nogi, a Olivia puściła się dzikim pędem naciskając wszystkie zielone guziki jakie spotkała na drodze. W ostatniej chwili pochwyciły ją czyjeś ręce, a karcące oczy Stanton uciszyły.
- Jesteś pewny, że inaczej się nie dogadamy? - skoncentrowany Katsura chyba nawet nie zauważył jej wtargnięcia. Popatrzała na faceta, który ją zatrzymał i wysunęła ramie z jego uścisku. Przyłożył tylko palec do ust nakazując milczenie, ale już nie zatrzymywał.
- Tak się składa, że zarówno pan Hill jak i panna Shelly są dla nas dosyć cenni... Nie oddamy jednego i nalegamy na zwrócenie drugiego. Jakie mamy opcje wykluczające wymianę?
- Ja pójdę - szepnęła Olivia doskakując do biurka.
- Cicho - syknęła Stanton, a Katsura odwrócił się do niej tyłem.
- Tak słucham...
- Powiedz mu, że ja pójdę... - zwróciła się do kobiety.
- Cicho być - zmroziła ją spojrzeniem.
- Aktualnie niestety nie, ale przekażę każde słowo... Mhm... Tak - słuchał i słuchał - Dzięki, ale nie szczególnie... Zrozumiałem. Do usłyszenia.
Odsunął telefon od ucha i odetchnął.
- Dlaczego mu nie powiedziałeś?! - zapytała Olivia.
- Co miałem mu powiedzieć i dlaczego wyszłaś z tamtego pomieszczenia? - odłożył telefon na biurko i Liv od razu zauważyła, że to telefon Williama... Rzucił go na schody, kiedy wychodził...
- Wymień mnie za niego. To o mnie chodzi od samego początku. Nie wiem czego ode mnie chcą, bo nikt mi o niczym nie mówi, ale złapali go przeze mnie i...
- I nie pozwolimy, żeby to poszło na marne.
Zamarła, kiedy usłyszała głos ojca.
- Słucham? - odwróciła się niepewnie.
- Skoro takie było jego życzenie musimy to wykorzystać Olivio - patrzał na nią z beznamiętną miną.
- Czy ty chcesz go poświęcić, żeby ocalić mnie? - aż się pochyliła pod ciężarem tego stwierdzenia.
- Nie! - popatrzał oburzony - Ale poradzi sobie zdecydowanie lepiej niż ty i łatwiej go wyciągniemy. Czego chcą?
- Nic się nie zmieniło - odparł Katsura.
- Jaką mamy taktykę?
- Czekamy na pańską decyzję kongresmenie.
- Przygotujcie się do odbicia - jego twarz absolutnie opanowana i groźna spowodowała, że Olivia aż usiadła na najbliższym krześle. Ledwo poznawała ojca. To był ten drugi pan... Nie tatuś tylko osoba dzierżąca praktycznie najwyższą władzę w państwie. Nad nim był tylko Carlson i sam prezydent.
- I zabierzcie ją stąd - wskazał na Olivię. Często widziała go takim w biurze i w telewizji i uwielbiała kiedy taki był, ale to był pierwszy raz, kiedy użył swojej władzy i wrodzonego autorytetu na niej...
- Nigdzie się stąd nie ruszę.
Kiedyś ktoś użył stwierdzenia skóra zdjęta z ojca i teraz te dwie siły miały się zmierzyć. Jaka była prawda? Prawda była taka, że ani Lucas nie znał prawdziwej siły Olivii, ani ona jego.
- Owszem ruszysz - patrzał na nią beznamiętnie.
- Wrócę nawet jeśli mnie usuniesz siłą - stanęła przed nim wyprostowana - Nie ustąpię póki nie zobaczę Williama całego i zdrowego.
Stał przed nią jej własny ojciec, a ona go nie poznawała. Jego twarz i jego oczy były jej zupełnie obce. Rozdzierało jej to serce bardziej niż chciałaby przyznać, ale nie mogła się teraz poddać. Trzeba ratować Williama.
- Zabrać ją stąd - jedno krótkie polecenie zabrzmiało jak obelga i padło jak uderzenie bicza.
- Luck proszę cię - jęknęła Sophie i dopiero wtedy ją zauważyli.
- Ty też stąd wyjdziesz - powiedział to zdecydowanie, ale nie tak zimno jak do Olivii.
- Kim ty jesteś? - warknęła Liv z obrzydzeniem na twarzy - To naprawdę ty cały czas udawałeś mojego ojca?
Jego twarz nawet nie drgnęła.
- Nie mamy czasu. Zabierzcie je i łączcie mnie z białym domem - minął ją i podszedł do stołu.
- Liv chodź kochanie - powiedziała Sophie na widok mężczyzny zbliżającego się do niej.
- Nie ma mowy!
Mężczyzna podszedł i dotknął jej ramienia.
- Proszę za mną - popchnął delikatnie w stronę wyjścia.
- Nie dotykaj mnie!! - uderzyła jego rękę z całej siły. Zabrał ją, ale nie zrobiło to na nim większego wrażenia, za to dłoń Olivii pulsowała bólem.
- Musi pani wyjść - powiedział spokojnie i znowu wyciągnął rękę.
- Ani się waż - Preston pojawił się znikąd i zasłonił sobą dziewczynę - Połamię ci te łapy jeśli jeszcze raz ją tkniesz.
Mężczyzna popatrzał na Lucasa, który z ciężkim westchnieniem odwrócił się w ich stronę.
- Prestonie twoja pomoc nie bedzie...
- Panie kongresmenie, przybył wiceprezydent - przerwała mu ta druga kobieta dotykając słuchawki w uchu. I rzeczywiście sekundę po tych słowach na korytarzu usłyszeli kroki co najmniej kilku osób. Wszyscy zwrócili się w tamtą stronę i zobaczyli Carlsona w bardzo służbowym garniturze idącego w towarzystwie trzech ochroniarzy. Jeden szedł przed nim, a dwóch krok za. Już z daleka ogarnął całą sale do której zmierzali. Roztrzęsioną Olivię ukrytą za Prestonem gotowym do walki, ponurego Lucasa i przerażoną Sophie. W innym pomieszczeniu reszta rodziny z Alex przyglądają się wszystkiemu załamani.
- Co tu się dzieje? - nawet nie musiał hamować, bo otwarto przed nim wszystkie drzwi.
- Musimy się zgodzić przynajmniej z częścią warunków Paul - powiedział od razu Lucas - I uderzyć kiedy się uspokoją.
- Olivia? - przechylił głowę w jej stronę.
- Oni mają Williama panie Carlson! - wyskoczyła zza Prestona i uczepiła się jego ramienia. Carlson mrugnął uspokajająco do ochroniarza, który bez zadawania pytań spojrzał na niego porozumiewawczo - Zabrali go, bo mnie chronił, a on mnie chce stąd wyrzucić - wskazała ojca.
- Luck, czemu Olivia ma wyjść?
- Może sama ci powie?
- Liv?
Olivia zacisnęła szczękę i popatrzała z litością na ojca.
- Myślisz, że mnie teraz zawstydzisz? Co chcesz osiągnąć? - z całą swoją stanowczością cofnęła się krok i popatrzała na wszystkich hardo, a na ojca ze współczuciem - Mam być ukarana, bo kocham! Zostanę tu, bo mężczyzna, którego kocham nad życie trafił w ręce ludzi, którzy mogą mu zrobić olbrzymią krzywdę. I to przeze mnie. Coś jeszcze panie kongresmenie?
- Luck myślę, że to doskonały powód, żeby Olivia została - klepie go w ramie i siada przy stole - Raportuj - patrzy na Katsurę, a ten zaczyna mu wszystko opowiadać. Wszystko ze szczegółami. Olivia stoi pośrodku drżąc jak osika. Nie ma już siły słuchać o tym co było. Trzeba działać!
- I naprawdę trzeba było to wszystko ukrywać? - Carlson odwraca się do niej z dobrotliwym uśmiechem - Nie martw się wyciągniemy go. Macie namiar?
- Telefon nie do namierzenia, ale prześledziliśmy potencjalne samochody i jeden ruszył w stronę Portland, a pasażerowie drugiego przepłynęli motorówką do Langley. Obstawiamy, że to oni.
Langley? - myślała przerażona Olivia - Nie ma go nawet na stałym lądzie?!
- Doskonale - Carlson rozsiadł się wygodnie - Powiedzcie, że spełniamy żądania. Rozproszą się, zdezorganizują, będą myśleć, że wygrali. To prości ludzie. Rozmawiałem z prezydentem, możemy ich podpiąć pod zamach terrorystyczny. Wszelkie środki zapobiegawcze w użyciu. Jeśli nie poskutkuje po dobroci spuścimy na nich fajerwerki.
- Ale tam jest William! - trzęsła się coraz bardziej.
- Spokojnie Liv. Powiedziałem, że go wyciągniemy - mrugnął do niej zupełnie odprężony - Nie denerwujmy się na zapas. Dla terrorystów mamy przeznaczoną specjalną armię. Teraz musimy poczekać na telefon.

Więc czekali. Czekali i czekali. Nikt nie rozmawiał z Olivią,wszyscy prócz Carlsona i Prestona unikali patrzenia w jej stronę... Czy oni naprawdę chcą jej wmówić, że miłość jest zła?! A ona tylko patrzała ze strachem w telefon Williama. W jedyne źródło kontaktu z tymi oprawcami. Przed oczami przewijały jej się sceny z ich ostatniego spotkania tak niedawno. Nie była świadoma łez jakie jej popłynęły na wspomnienie jego ostatnich słów "Też cię kocham maleńka". A oni wszyscy siedzą i czekają pilnując tych swoich procedur. Wszystkie drzwi prócz tych wejściowych zostały odblokowane, więc przemieszczali się swobodnie. Nikt do niej nie podchodził, nie pocieszał jak to mięli w zwyczaju... Nie potrafiła nawet myśleć co ci terroryści mogli teraz robić Williamowi, bo chciało jej się krzyczeć. Musiała działać. Oni siedzieli, więc musi to zrobić sama. Tylko jak? I jeszcze ojciec... Jak to strasznie bolało... Dlaczego okazał się być kimś takim?
Potrzeba w końcu zmusiła ją do opuszczenia posterunku i pójścia do łazienki do której zaprowadziła ją Stanton. Kazała Prestonowi nie ruszać się z miejsca pod żadnym pozorem. I właściwie nie zdziwiła się, kiedy Alex siedząca do tej pory zadziwiająco spokojnie powiedziała, że idzie z nią. Puścili je razem tylko dlatego, że poszła z nimi agentka.
- Czy możemy na chwilę zostać same? - zapytała Alex kiedy już wchodziły do toalety. Szarej i raczej mało eleganckiej, ale chociaż czystej.
- Macie mnie za głupią? - popatrzała na nie ironicznie - Nie przewidujemy na tą misję żadnych ofiar.
- W porządku agentko Stanton - Olivia po raz pierwszy zwróciła się do niej z szacunkiem - Będę krzyczała jak coś. Chyba sama pani przyzna, że musimy sobie coś wyjaśnić dla lepszej atmosfery.
Uniosła brew patrząc na nią zdziwiona.
- Stoję z uchem przy drzwiach - zaznaczyła zamykając je za Alex.
Alex ze wściekłą miną odwróciła się w stronę Olivii i ta przez chwilę pomyślała, że jednak będzie musiała prosić agentkę o pomoc. Ryzykując wszystko i nic spokojnie poszła do kabiny.
- Dajesz, bo nie mamy zbyt wiele czasu - powiedziała sikając.
- O nie mała dziwko... Będziesz mi patrzała w oczy.
Liv spuściła spokojnie wodę i wyszła poprawiając sukienkę. Podeszła do kranu, odkręciła wodę, umyła ręce i nie zakręcając strumienia odwróciła się do Alex.
- Patrzę i słucham.
Ta odkręciła drugi kran i podeszła do niej na odległość kilku centymetrów. Olivia wyraźnie czuła zapach jej ciężkich perfum.
- Czy ty nie widzisz co zrobiłaś mała szmato? - syknęła szarpiąc ją za ramie - Czy ty jesteś nienormalna pakując go w takie kłopoty i jeszcze wygadując totalne brednie, oczerniając go?
- Oczerniać?
- Że cię kocha, że byłam fikcją... - nie może podnieść głosu, bo mimo że woda rozmywa dźwięki Stanton i tak czeka parę metrów dalej.
- To jego słowa nie moje.
Alex łapie ją z całej siły za szczękę i unosi jej głowę jeszcze wyżej.
- Gówno prawda. To nie z tobą był w ostatnim czasie. To nie z tobą planował przyszłość, nie z tobą sypiał i nie z tobą się kochał! I jeżeli coś mu się stanie przysięgam, że rozerwę cię na strzępy pusty bachorze!
"Wszystko w porządku?" rozległo się pukanie.
- Tak - odpowiedziała szybko Olivia. Kiedy Alex puściła jej twarz zatoczyła się i wpadła na umywalkę mocno uderzając się w rękę. Stłumiła syk bólu zaciskając zęby i się wyprostowała. Czy jej serce może jeszcze bardziej boleć?
- Jeśli coś mu się stanie będę wdzięczna za rozszarpanie mnie na strzępy.
- Teraz tam pójdziesz, odszczekasz wszystko, a jak zadzwonią ładnie zaoferujesz siebie w zamian za niego. Takiej dziwce może tam być nawet całkiem przyjemnie...
Nikt jeszcze nigdy nie tak do niej nie mówił  ani nie patrzał z taką nienawiścią i pogardą. W ogóle jeszcze nigdy nie widziała takiej wrogości.
- Posłuchaj mnie przez chwilę - ledwo wydała dźwięk pod tym spojrzeniem.
- A co? Opowiesz mi o swojej chorej miłości?
- Nie.
- Pójdziesz tam zamiast niego, choćbym cię miała sama zawlec.
- Nie puszczą mnie...
- Gówno mnie to obchodzi!
- Nie chcę się wykręcać...
- I nie uda ci się to!
- Chcę iść Alex...
- Więc na co czekasz?
- Pójdę tam i wymienię się na Williama. Wiem  już nawet jak ich znajdę, ale najpierw muszę stąd wyjść i ty mi w tym pomożesz...


  

20 komentarzy:

  1. Proszę porcję weekendową :)

    I nie zachęcam Was do komentowania, żeby zaspokoić swoją próżność, tylko żebyście swoją krytyką naprostowały wszystko co robię nie tak ;) Żeby każdy kolejny rozdział był lepszy od poprzedniego!

    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz, możesz mnie uznać za głupią czy niedomyślną, ale serio nie domyśliłam się co Ty sobie tam wymyśliłaś. Nie zdekonspirowałam Cię wcześniej, dopiero teraz mi się wszystko rozjaśniło. Znaczy jeszcze nie wszystko, ale na pewno wiem dużo więcej niż wcześniej. :D
    Co do błędów-nie wczytywałam się pod tym kątem, więc nie widzę żadnych. Popełniasz jakieś małe literówki i małe błędy tego typu, ale dużych na prawdę nie ma, nie widzę bynajmniej. Nie zasługujesz na krytykę, Nikki. :)

    Wierna Fanka.

    OdpowiedzUsuń
  3. jennny uzaleznilam sie od tego bloga
    Nie wytrzymam całego weekendu! ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Miło mi to czytać, ale bardziej chodzi mi o takie logiczne i stylistyczne błędy. Coś co np jest tak zakręcone, że aż niejasne. Wydaje mi się, że za często posługuje się imionami jeśli opisuje kto co robi, ale chcę, żeby to było dla Was czytelniejsze. A może powinnam zaufać Waszej inteligencji i nie rozpoczynać co drugiego zdania od Olivia to, a teraz Olivia tamto, bo już wiecie, że to ona!
    Mam nadzieję, że wiecie o co mi chodzi :D

    OdpowiedzUsuń
  5. I nie mam Cię za głupią tylko się cieszę, bo liczyłam na mały element zaskoczenia ;) Mam nadzieję, że Was nie zawiodę aż do końca!

    OdpowiedzUsuń
  6. A cóż Ci się za brak pewności siebie wkradł. Dla mnie, w moim odczuciu i poczuciu tekstu jest wszystko okej i nic mi nie przeszkadza. Gdyby tak było, uwierz mi napisałabym Ci coś na ten temat. Ale ja odpowiadam tylko za siebie, może komuś coś nie odpowiada, dla mnie wszystko jest w jak najlepszym porządku i wcale się nie podlizuję, wyrażam jasno swoją opinię i tyle! ;)
    Nie szukaj problemów tam gdzie ich nie ma, jak zaczniesz przynudzać to Cię pierwsza zaalarmuje! :D

    Wierna.

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj od razu brak pewności siebie... (wywracam oczami). Bardziej dążenie do doskonałości :D W każdym razie bądźcie w pogotowiu! Jakby coś...

    OdpowiedzUsuń
  8. A tak już na marginesie udało mi się utrzymać do ostatniej chwili pozory, że William porywa Olivię, czy uznałyście to za zbyt niemożliwe??

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak dla mnie udało Ci się utrzymać mnie w niepewności :D Już byłam zła, że okaże się czarnym charakterem :P

    Pozdrawiam
    A.

    P.S. Zaskoczyło mnie bardzo zachowanie Lucasa :)

    OdpowiedzUsuń
  10. No akurat Lucas muszę przyznać, że mi się udał. Ukochany wzór i ideał ojca musi chociaż na chwilę sięgnąć bruku ;) Poza tym przekonacie się, że nie zdobył pozycji swoją dobrocią i łaskawością... Ale to w następnym odcinku :D Znowu zaczynam spoilerować!

    OdpowiedzUsuń
  11. Witam,
    od tygodnia czytam Windy Hill w każdej wolnej chwili i wszędzie gdzie się tylko da ... w drodze do i z pracy ... dzisiaj również (odpuściłam sobie sobotnie porządki), aż dotarłam tutaj do tego miejsca... Muszę przyznać, że Twoja opowieść Nikki wciągnęła mnie bez reszty! Podoba mi się Twój styl pisania, kreacja bohaterów, rozwijanie akcji... i w ogóle podoba mi się wszystko! Trzymaj tak dalej :) Już nie mogę się doczekać następnych rozdziałów - bo na pewno (mam nadzieję!), że będzie ich więcej! Życzę morza... a raczej oceanu nowych pomysłów!

    PS. A teraz zabieram się za... SPICY

    Nowa fanka Lena "Ogranicza nas tylko nasz wyobraźnia"

    OdpowiedzUsuń
  12. Ha, skąd ja to znam! :D Witam na pokładzie, Lena!

    Nikki - Nie, ja wiedziałam od początku, że on jej nie porwie. Mnie nie wkręciłaś. :D Co do kreacji Lucasa-tak rzeczywiście dobra. Był takim idealnym, dobrym tatusiem, a tu nagle taki stanowczy facet.. Aż się dziwnie poczułam czytając ten fragment.

    Pozdrawiam,
    Wierna Fanka.

    OdpowiedzUsuń
  13. szczerze: jeśli uśmiercisz Williama to ja rozszarpię Ciebie!!
    przesyłam buziaki i pozdrowienia:***
    M.
    PS: ryczę i nie mogę przestać... zepsułaś mi humor... przez Ciebie będę chodziła w koszmarnym nastroju do końca tygodnia...

    OdpowiedzUsuń
  14. Witajcie dziewczyny!! Tym razem mój hotel ma taką technologiczną nowość jak internet i to bez ograniczeń!!

    Witaj Lena bardzo się cieszę, że aż tak Ci się podoba! Jak najbardziej rozdziałówbędzie więcej, ale nie ukrywam, że jesteśmy już bliżej końca niż początku.

    Wierna ty bystrzacho :D

    M. Ty moja straszna M.!! Nie będę chyba pisała takich scen, bo robisz się agresywna ;) Nie płacz kochanie, a jeśli nie możesz przestać napij się tej swojej specjalnej lemoniady :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Dzieńdoberek,
    mimo kiepskiej pogody dzień zapowiada się nie źle :D Bliżej końca tej powieści - zgoda:D Jedno się kończy a drugie zaczyna... Ale będzie następna!?
    Miłej niedzieli dziewczyny :)
    Lena

    OdpowiedzUsuń
  16. kiedy będzie nn?

    OdpowiedzUsuń
  17. Pisz pisz kochana byle dużo :D Już jestem ciekawa jak Olivia ma zamiar odbić Williama :P Mam nadzieje, że Hugo będzie miał w tym swój udział :)

    Pozdrawiam
    A.

    OdpowiedzUsuń
  18. O której będzie rozdział?

    OdpowiedzUsuń

Znacie to uczucie kiedy jesteście powodem czyjegoś uśmiechu? Jest... Niesamowite!!