sobota, 4 maja 2013

Windy Hill Rozdział 37

Olivia prawie wypluła cały sok na stół. Siedziała przy kolacji ignorując wszystkich dookoła i nie słysząc jak się z niej śmieją i żartują. Jadła kanapkę, bo to akurat Stacy podrzuciła jej na talerz, ale nie czuła jej smaku. Piła sok, ale nie wiedziała nawet czy jest warzywny, czy owocowy, czy może to zwykła woda. Za talerzem trzymała książkę w pozycji pionowej zasłaniając sobie wszystkich domowników. Nie wierzyła w to co widzi. Dlaczego nie dał jej tego wcześniej! To była jakaś totalnie, odjechana na maksa magia!! Czytała w niej O SOBIE! Czytała opis swojego charakteru, relacji z bratem, chociaż w miejsce brata wskoczyła siostra i właśnie doszła do fragmentu:
"Tego lata wszystko miało być inaczej.
Zdała sobie sprawę, że zmęczyło ją bycie dzieckiem.
Jednocześnie nie bardzo wiedziała, jak być kimś innym, dlatego załatwiła sobie
pracę[...]
Praca: to już prawie dorosłość." 

I właśnie w tym momencie gardło zamiast przełknąć zadziałało w drugą stronę. Na ślepo wzięła od kogoś serwetkę.
- Jezu Liv odrobinę kultury! - mruknął ktoś inny. Nie słuchała. Później jej ręka z kanapką zawisła w powietrzu, a Liv jak rażona piorunem czytała opis nieznajomego. Wysoki żołnierz, jeszcze młody, ale sporo starszy od Tatiany o czarnych, prostych włosach i szerokich, rozbudowanych ramionach, niesamowicie przystojny patrzący na dziewczynę jak prawdziwy mężczyzna na kobietę. Jej ciało przeniknęło milion dreszczy. Myślała, że za moment zacznie krzyczeć! Kim jest ta Simons i skąd ich zna?! Pomyliła się chyba, bo Tatiana ma proste jasne włosy, a Olivia ciemne i kręcona, ale poza tym wszystko się zgadza!

"Ona była drobna i wiotka, on górował nad nią jak olbrzym"

Zrobiło jej się gorąco!
Kiedy oderwała się na chwilę, bo dłoń jej zupełnie zdrętwiała odkryła, że jest sama w jadalni, a stół jest już zupełnie wysprzątany...  Dokończyła szybko to co jadła, zatrzymywana po drodze przez kilka osób szybko pomknęła na górę. Nie wzięła już żadnej tabletki, bo zapomniała o bólu. Zresztą szkoda czasu... Musiałaby się na co najmniej kilka sekund oderwać od książki. Na dole kameralne przyjęcie urodzinowe musiało się obejść bez jubilatki.
Dlaczego tak uwielbiała tą książkę? Bo to fakt, że kochała ją już z całej siły! Pomijając oczywiście to co już wiedziała, czyli to, że opowiada o wspaniałym żołnierzu, który otwiera oczy pewnej młodej dziewczynie książka należała do Williama. Nie była nowa, nosiła ślady czytania. Minimalnie podgięte brzegi stron świadczyły, że ktoś je już wcześniej przerzucał. On. On ją czytał. On ją trzymał w dłoniach... Olivia powąchała strony jakby mogła go poczuć, przesunęła nią po policzku jakby to była jego ręka. Otworzyła na skończonym fragmencie i w tej samej chwili usłyszała pukanie do drzwi. Zagryzła wargę, ale uznała, że numer z nie odpowiadaniem nie przejdzie.
- Proszę! - krzyknęła rozpoczynając nowy fragment.
Zerknęła w otwarte drzwi i zobaczyła matkę. Książka opadła jej na kolana ze zdziwienia.
- Mogę na chwilę?
- Proszę.
Popatrzała na nią pierszy raz od chwili kłótni. Była dzisiaj w jeansach, a to u matki oznaczało naprawdę luźny dzień. Taki przez wielkie "L". Spodziewała się co teraz nastąpi i zdziwiła się, kiedy zobaczyła jej zawziętą minę.
- Liv... - podeszła do fotela, przyciągnęła go sobie bliżej łóżka i usiadła - Wiem, że prawdopodobnie sobie tego absolutnie nie życzysz, ale musimy o tym porozmawiać.
- Dlaczego? - to było chyba najwłaściwsze pytanie. Oszczędziła sobie cynizmów, że teraz chyba za późno na rozmowy.
- Po pierwsze wiedz, że wiem co zrobiłam, wiem że mnie teraz nienawidzisz i nie potrafię wyrazić jak bardzo mi przykro. Dużo czasu minie zanim mi to wybaczysz, ale mam nadzieję że to w końcu nastąpi. Liv ja muszę wiedzieć co się stało.
- Alex ci przecież powiedziała - Olivia czuła, że ciśnienie zaczyna jej delikatnie podskakiwać.
Sophie przymknęła na chwilę oczy. To nie był dla niej łatwy temat.
- Alex opowiedziała mi straszne rzeczy - mówiła cicho ze śmiertelną powagą - Nie wierzyłam jej dopóki nie zobaczyłam jak na niego patrzysz. Próbowałaś ukryć, ale oczy cię zdradzały.
- Nigdy nie chciałam ukrywać.
- Więc co się stało, że dowiedziałam się w ten sposób?
- Pierwszy raz mieliśmy to zrobić zaraz po waszym powrocie. Moja wina, spanikowałam - wzrusza ramionami - Drugi raz, kiedy ta zdzira i proszę cię nie rób takiej miny! Drugi raz kiedy ta zdzira się na niego rzuciła. To dlatego tak ją odepchnął. Następnego dnia pojechaliśmy do Portsmouth i było fantastycznie! Później kiedy z niego wróciliśmy, ale was nie było, więc spakowałam rzeczy na następny dzień i spędziłam u niego noc.
Mówiła wszystko z brutalną dosłownością patrząc matce w oczy. Dłonie zaciśnięte na książce nawet nie drgnęły, kiedy ta wykrzywiła się z odrazą.
- Zrozum... Albo i nie - Sophie nie miała wielkich nadziei co do tej rozmowy - Że kiedy Alex mi opowiedziała jak go uwiodłaś świadoma, że jest zajęty i wskoczyłaś mu do łóżka, a później zobaczyłam jak pożerasz go wzrokiem...
- Bo tak było.
Matka otwiera usta porażona.
- Wiedziałam, że jest Alex, ale powiedziała mi że jest tylko jego kochanką i nic innego ich nie łączy. Wiedziałam, że ze mną będzie tak samo, ale nie potrafiłam się odwrócić i odejść - głos jej nie zadrżał - I nie żałuje, więc ty też nie musisz mi współczuć.
- Ale dlaczego Olivio? Jest tylu mężczyzn... Tylu chłopców w twoim wieku.
Dziewczyna ledwo powstrzymała parsknięcie. Chłopcy w jej wieku...
- Dlaczego upatrzyłaś sobie wspólnika ojca? Dziesięć lat starszego!
- Wiesz co? - Olivia pierwszy raz spuściła wzrok, a w głowie zaczęły jej się przewijać niedawno przeczytane wersy książki - Kiedy go zobaczyłam po raz pierwszy nie było fanfar, ani serce nie stanęło mi w poprzek - uśmiechnęła się do wspomnień - Stał na przyjęciu u nas w salonie i rozmawiał z Andym... Myślałam "Ale nieokrzesany olbrzym! Nawet się nie ogolił idąc na przyjęcie! I ma nie przystrzyżone włosy!" Byłam oburzona! Ale gapiłam się na niego i gapiłam nie mogąc przestać i nie wiedziałam, że on to wszystko widzi. Później się go wstydziłam... Nie mogłam na niego spojrzeć, nie mogłam sklecić zdania. Onieśmielał mnie strasznie!
- Ale był jeszcze Robert...
- Tak i szybko się zmył. W nocy, kiedy go przyłapałam...
- William cię odwiózł.
- Tak. Częściowo. Najpierw przez trzy godziny spacerowaliśmy ulicami i było wspaniale!
- I już cię nie zawstydzał?
- Jak cholera! Ale jednocześnie mieliśmy miliony tematów do rozmowy, śmialiśmy się i dyskutowaliśmy... I wtedy to się stało. Wtedy to poczułam... Jakby... - zawahała się - Jakby serce zaczęło pompować krew czterema komorami naraz, zalewając nią płuca i całe ciało... - dokończyła szeptem. Może to cytować... To przecież książka o niej.
- Zakochałaś się - stwierdziła Sophie.
- I kocham go z całej siły. Tak mamo nie wstydzę się tego i powiem to każdemu kto zapyta. Przeżyłam z nim swoje najpiękniejsze "dorosłe" chwile i nie obchodzi mnie co ci naopowiadała Alex, bo jestem wysoko ponad to. Wszystko wyryłam tutaj i tutaj - wskazała głowę i serce - I nigdy tego nie zapomnę.
- Alex powiedziała...
- Nie obchodzi mnie co powiedziała - powtórzyła zdecydowanie - Nie powiedziałabym, że wpakowałam mu się do łóżka, ale weszłam do niego zupełnie świadomie. Nie żałuje niczego.
- Liv ty masz dopiero 21 lat!
- Więc twoim zdaniem nie wiem co czuje? Bo jestem za młoda? Właśnie taka była różnica. On nie mówił, że jestem za młoda, kiedy dyskutował ze mną o polityce, o gospodarce i o wojnie. Kiedy mi opowiadał o piekle jakie przeżył w Iraku nie skwitował tego zdaniem "Ale ty masz dopiero 20 lat więc co możesz wiedzieć?"
- Opowiedział ci o tym? Podobno nikomu nie opowiedział co mu się stało. Alex mówiła, że ma straszne blizny...
Olivia zorientowała się jaka jest spięta, dopiero jak zabolały ją zęby od zaciskania szczęki. Zarumieniła się z wściekłości.
- I jej miał opowiedzieć? Żeby pobiegła do koleżanki i powtórzyła? - syczy z pogardą - Tak ma dwanaście strasznych blizn, ale nigdy bym się nie wzdrygnęła na ich widok. Nie jesteś sobie w stanie wyobrazić co przeszedł i ja ci o tym nie opowiem.
Sophie znała ducha walki swojej córki i widziała go teraz z pełną przejrzystością.
- Więc skoro było tak bajkowo dlaczego go tu nie ma?
Broda Liv zadrżała, ale szybko się opanowała.
- Bo podjął decyzję. Być może słuszną, nie wiem, bo mam dopiero 21 lat.
- Zrozumiałam gdzie popełniłam błąd dopiero jak popatrzałam w drugą stronę - tym razem to Sophie spuszcza wzrok - Nie na to jak ty patrzysz na niego, ale jak on patrzy na ciebie. Myślałam, że cię wchłonie w siebie po tym strasznym ataku. Nie odstępował cię na krok, a później z takim żalem oddał ojcu...
Olivia patrzy w otwarte kartki książki, żeby się na czymś skupić.
- To od niego? - Sophie też na nią patrzy.
Liv kiwa głową.
- O czym?
- Nie uwierzysz jak ci powiem...
- Spróbuj.
- O wątłej, małej dziewczynie, która pewnego dnia zupełnie przypadkiem spotyka żołnierza... I przepada. Ale okazuje się, że nie mogą być razem mimo że świata poza sobą nie widzą...
- I co dalej?
- Nie wiem jeszcze, ale jeśli moje przypuszczenia się sprawdzą stwierdzi, że przypadki nie istnieją.
- Tak było z wami?
- Nie chcę o tym rozmawiać.
- Był twoim przeznaczeniem?
- Chociaż był tylko chwilę zostawił mnie bardziej świadomą niż kiedykolwiek byłam. Zmył ze mnie całą naiwność.
- Mam nadzieję, że nie.
- A ja mam nadzieję, że tak. To aż przerażające jak wielu rzeczy nie zauważałam.
- Czego na przykład?
- Choćby tego, że mój chłopak wyjeżdża na pół roku i nie wraca stęskniony... Nie zwróciłam na to najmniejszej uwagi! I pewnie gdybym trwała w tej słodkiej niewiedzy i nie zauważyłabym nawet, że brat mojego innego byłego chłopaka się do mnie przystawia...
- Hugo?! - spytała zaszokowana.
- Jezu czemu Hugo?!
- A kto?
- Marcel...
- On? - otrzęsła się ze wstrętem.
- No... I też tak na to zareagowałam.
Nastała cisza w czasie której obie patrzały gdziekolwiek byle nie na siebie.
- Dawno tak nie rozmawiałyśmy... - powiedziała w końcu Sophie.
"Może i dobrze... "- pomyślała Olivia.
- Liv nie wiem co we mnie wstąpiło, że powiedziałam to wszystko, ale bez względu na to co teraz o mnie myślisz i co czujesz chcę, żebyś wiedziała, że tak nie uważam. Uważam za to, że jesteś bardzo piękną i wartościową kobietą i teraz już na dodatek kiedy wiem co przeszłaś... Wiem! Cierpiałaś, a ja się na tobie wyżyłam. Weszłaś wtedy zabłocona, załamana i nawet nie chcę myśleć co robiłaś, ale wiedz, że teraz jestem już tylko dla ciebie. Nie wybaczę sobie tego co powiedziałam i nie proszę, żebyś ty to zrobiła, ale jeśli będziesz potrzebowała porozmawiać, albo... czegokolwiek, kochanie jestem.
- To nie ty wtedy mówiłaś.
- Słucham?
- To ona przez ciebie przemawiała. Powiedziałaś mi dokładnie to co usłyszałam od niej.
- To była nienormalna znajomość...
- Była?
- Teraz nie łączy nas już nic poza projektami sukienek. Oczywiście nie musisz z nich korzystać i w sumie chyba żadna z nas tego nie oczekuje. W każdym razie dziękuję, że mi o tym opowiedziałaś - klepnęła się kolana i wstała - Bardzo chciałam wiedzieć jak to wyglądało naprawdę. Przepraszam cię jeszcze raz i jest mi strasznie wstyd. Ale jak widać uczymy się całe życie i czasami to nie wystarcza. Jakbyś czegoś potrzebowała wołaj - uśmiechnęła się i ruszyła w stronę drzwi.
- Mamo - powiedziała Olivia, kiedy ta już naciskała klamkę.
- Tak? - zareagowała natychmiast.
"Mimo że mnie zawiodłaś, zdradziłaś i mimo że przyznajesz się do tego w najbardziej beznadziejny sposób z możliwych"
- Kocham cię.
W oczach Sophie błysnęły łzy. Rzadko okazywała takie emocje i nie czuła się z tym najlepiej.
- Ja ciebie też bardzo kocham Liv - spróbowała się uśmiechnąć, ale tylko szybko zamrugała oczami i wyszła.
Olivia leżała długo w bezruchu tuląc do siebie książkę. Nie myślała o niczym konkretnym co chwila zadając sobie pytanie dlaczego świat dorosłych jest taki skomplikowany? Dlaczego oni tak bardzo wszystko utrudniają? Wszystkie emocje są takie łatwe i tak bardzo chcą, żeby je czuć i okazywać, a oni zamykają się szczelnie na dziesięć spustów nie dopuszczając ich do głosu. Po co? A kiedy się w końcu ruszyła okazało się, że tabletka będzie jednak niezbędna...

Czytała do późna. Nie biegła przez tekst starając się jak najszybciej dowiedzieć się co dalej. Delektowała się każdym słowem każdym zdaniem i każdym rozdziałem. Każdą emocją jaką czuł Aleksander i każdą niewinną, nieśmiałą reakcją Tatiany. Zastanawiała się czy ktoś zrozumie to lepiej niż ona, a kiedy obudziła się rano nie miała pojęcia kiedy usnęła. Lektura leżała na szafce nocnej, a ona była okryta kocem. Widać miała więcej niż jednego anioła...
Była dziewiąta. Powinna właśnie zaczynać pracę... Ciekawe czy będą się zastanawiali co się stało? Czy wniosła coś czego będzie im brakowało, czy szybko zapomną o Olivii, która chciała się pobawić w pracę i w dorosłość? Jak szybko znajdą kogoś na jej miejsce?

Takich pytań nie zadawał sobie William, który od rana siedział na kanapie patrząc na wielki ekran na ścianie. Siedział i patrzał pozwalając swobodnie przepływać emocjom. Gdyby ktoś na niego popatrzał pomyślałby, że mocno się nad czymś zastanawia, ale Fred, który doskonale znał każdy jego kaprys i humor nie miał wątpliwości. Wszedł trzy razy zupełnie niezauważony. Raz przyniósł kawę, drugi raz dokumenty, a trzeci wymienił zimną kawę na nową. Zrobił to wszystko w przeciągu pół godziny, a William nawet nie zmienił pozycji. Za godzinę będzie miał pierwsze spotkanie i wtedy mu przeszkodzi, ale teraz niech się dalej patrzy w ten ekran.
Na co William tak patrzał? Na całą wielkość ekranu była rozciągnięta jedna rzecz, jedno miejsce, które zionęło chłodem i samotnością. Puste biurko.

Olivia zeszła w szlafroku na śniadanie. W jadalni nie było nikogo. Chyba w całym domu nie było nikogo. Tylko w kuchni kręciła się Stacy.
- Usiądź sobie zaraz ci coś przygotuję.
- Zostanę tutaj - wspięła się na krzesło przy bufecie ignorując trzeszczenie żeber i podparła brodę dłońmi patrząc jak Stacy wyciąga różne artykuły z lodówki układając je przed nią - Nie szykuj więcej. To mi wystarczy.
Stacy ze zgrozą popatrzała na sine ślady palców odbite na drobnej szyi Olivii.
- Jak się czujesz? Bardzo cię boli?
- Zadziwiająco bardzo - przepiła łyk soku - Jestem zupełnie pusta w środku Stacy. Nie wiem jak się podniosę, ale czuję, że już nie mam siły!
Nie zwracała uwagi, że Stacy mówi o czymś innym i tamtej też to nie przeszkadzało. Najbardziej zmartwił ją widok autentycznego strachu na twarzy Liv.
- To kiedyś zelży wiesz? - opiera się koło niej na blacie.
- Na razie jestem przerażona... Nie mam pojęcia co ze sobą zrobić. Zaplanowałam sobie, że wyjadę do szkoły i zajmę się sobą, ale nie wiem w czym odległość ma mi pomóc.
- Odległość w niczym, ale czas może się okazać dobrym sprzymierzeńcem. Im dłużej nie będziesz się z nim widziała tym będzie lżej.
- I to właśnie wywołuje we mnie prawie atak paniki. Jeszcze tylko wybory i ślub Andy'ego i mam go już nigdy nie spotkać? Przecież nie spotkaliśmy się wcześniej, więc jaki byłby powód, żebyśmy się widywali później.
- A chciałabyś obserwować jak sobie buduje życie z nią?
Olivia zadrżała.
- A jak niby mam bez niego oddychać Stacy?
Stacy nic nie odpowiedziała. Nie potrafiła wyjaśnić Olivii pewnych spraw. Była zbyt logiczna, żeby powiedzieć jej "może wszystko się jakoś odkręci" i zbyt romantyczna, żeby zabijać ją tekstami typu "kiedyś poznasz kogoś innego". Zjadła niewiele, ale chociaż nie zamierzała się głodzić z rozpaczy. Była blada i apatyczna, kiedy podziękowała i wróciła do siebie na górę. Nie pytała o nic i o nikogo, więc Stacy nie musiała jej mówić, że matka poszła się spotkać z Alex, która miała dla niej projekt sukni na ślub. Słyszała ich rozmowę przez telefon i Sophie wyraźnie zaznaczyła, że woli się z nią spotkać gdzieś poza domem. To nowość...

Olivia pokrzepiona jedzeniem otworzyła szeroko okno, usiadła w fotelu w promieniach słonecznych i zaczęła czytać. I nie dała rady przeczytać jednego rozdziału bo pierwsza odpowiedź pojawiła się szybciej niż mogła sobie tego zażyczyć. Przyswajała ją czując krew szybciej rozprowadzaną po organizmie. oczy robiły się coraz szersze, oddech szybszy, a ręce zaczęły drżeć. Czuła jakby odkryła nowy pierwiastek, albo planetę, której nikt do tej poru nie zauważył.
- Williamie i co ja mam z tym zrobić?! Po co mi to dałeś? - mruczała sama do siebie - Chcesz, żebym w końcu oszalała?
Zaczęła czytać jeszcze raz upewniając się, że sobie tego nie uroiła.


- Twój ojciec ma rację - odrzekł Aleksander - Nie jestem z Krasnodaru.
- Nie? A skąd?
- Słyszałaś może o Barrington?
- Nie. To jakieś miasto?
- Tak, w Massachusetts.

  
Patrzała w błękitne niebo a w jej głowie kumulowały się wszystkie myśli i emocje. Barrington... Aleksander... Aleksander Barrington. A.Barrington.
- Mój Boże to ty... - jęknęła i się rozpłakała. Jaka głupia była! Jaka ślepa! Opowiadał jej o tym wszystkim, później dał do przeczytania, a ona się nie zorientowała. Zapytała go czy zna Barringtona, a on się roześmiał! Oczywiście, że znam, odpowiedział. Kto inny mógł pisać takie relacje z linii frontu jak nie ten który był w samym jego centrum! Zjechał całą Rosję. Opowiadał jej o tym, a później pokazał jej artykuł jaki napisał po podróży! Jaka głupia... Jak bardzo chciała teraz do niego biec! Przecież musiał wiedzieć, że to jego tak strasznie podziwiała! Powinien o tym wiedzieć!
Czytała i czytała. Na przemian wściekała się i płakała. Cały dzień. Nie zeszła na obiad, nie zareagowała, kiedy przyszedł do niej ojciec. Czytała nie wierząc, że ktoś mógł przeżyć takie zezwierzęcenie. Kiedy Meredith przyszła wyciągnąć ją na kolację i sprawdzić czy wzięła leki zastała ją zwiniętą w kłębek na fotelu. Ramiona jej się trzęsły a oczy szeroko otwarte patrzały w przestrzeń. W pierwszym odruchu Meredith zamknęła szybko okno myśląc, że ta zwyczajnie przemarzła. Złapała koc i szybko ją nim okryła.
- Olivia jesteś niepoważna! - warknęła - Chcesz się poczuć jeszcze gorzej jak się rozchorujesz?
- Ja już umarłam Mery...
- O czym ty mówisz?
- To wszystko się nie dzieje... nie może.
Dopiero wtedy zauważyła, że Olivia nie patrzy bez celu. Wpatruje się w książkę leżącą na ziemi grzbietem do góry.
- To on ci ją przysłał prawda? - podniosła ją i machnęła Olivii przed nosem - Porozmawiam z nim, żeby się w końcu odczepił. Tak nie można! Robi ci coraz większe zamieszanie w głowie!
- Nie - szepnęła Olivia.
- Jak nie? Zobacz jak ty wyglądasz?! Popatrz na siebie!! - machnęła wściekle książką.
- Ale nie rozumiesz... On mi odpowiada na wszystkie pytania. Wszystko jest tam napisane!
- W książce? Olivia opanuj się! Dosyć tych głupot! Odpływasz zupełnie dziewczyno! Dosyć tego... - odrzuciła książkę na łóżko - Masz tego nie czytać - ściąga z niej chwile temu zarzucony koc - Nawet się nie ubrałaś cały dzień... - pociągnęła ją do pozycji pionowej i Olivia prawie się zwija z bólu - Jezu przepraszam - Meredith zasłoniła dłonią usta - Zapomniałam Liv przepraszam...
- Nie szkodzi... - Olivii było tak żal samej siebie, że prawie się rozpłakała.
- Bardzo cię przepraszam - strapiona Meredith chciała ją objąć, ale bała się dotknąć.
- Nic się nie stało Mery - zacisnęła szczękę i uśmiechnęła się blado - Nic mi nie będzie - pogładziła ją po ramieniu - Jest już kolacja, bo umieram z głodu?

W czasie posiłku była spokojna i absolutnie opanowana. Odpowiadała na zadawane pytania, ale nie mówiła nic od siebie. Rodzice wymieniali tylko przestraszone spojrzenia, bo faktycznie wyglądała jak kupka nieszczęścia w wygniecionym szlafroku, z potarganymi włosami i podkrążonymi, błyszczącymi niezdrowo oczami. Była blada i tym razem naprawdę wystarczyłoby ją lekko popchnąć, żeby się przewróciła. Ale w jej oczach działo się coś niesamowitego. Różnie można było to zinterpretować. Pasja? Gorączka? Szaleństwo...? Posiedziała chwilę w salonie, kiedy Andy opowiadał jak wyglądało jego pobieranie miary do garnituru ślubnego i nawet się dwa razy roześmiała. Później powiedziała dobranoc i prawie pobiegła na górę.
- To pewnie przez te tabletki jest taka otępiała... - powiedział Lucas zanim ktokolwiek zdążył coś skomentować.
- To byłoby możliwe, ale byłam u niej przed chwilą - Meredith miała naprawdę ponurą minę - Nie wzięła ani jednej.

Olivia przytuliła książkę tak brutalnie rzuconą na łóżko jakby ją chciała przeprosić. Usiadła na ziemi opierając się plecami o ścianę i bezbłędnie otworzyła na stronie na której skończyła czytać. Nie wiedziała czy się cieszyć, czy opłakiwać ten dramat. Kompletnie nic nie wiedziała... Myślała, że dowiedziała się wszystkiego na przyjęciu, ale nie wiedziała nic! Nadzieja, którą wczoraj zdeptał teraz za sprawą silnego podmuchu ożyła na nowo. Lękliwie i pod groźbą całkowitego zniknięcia, ale tliła się niczym niezmącona. Olivia zmęczonymi oczami patrzała na zdanie, które jego ręka zakreśliła czarnym długopisem. Wyraźnie odznaczał się na białej kartce pośród rzędów liter.

"Ale wierz mi, moje serce było gorące, zawsze tobą przepełnione"   



12 komentarzy:

  1. Z całą masą dobrych chęci przeczytałam ten rozdział, ale wybacz nic nie zrozumiałam i nic nie pamiętam. Dopiero po Jeźdźcu, wszystko po Jeźdźcu...
    Mam taką skromniutką prośbę, znalazłaś już może tą trzecią część? Bo jak ma Cię jutro nie być, a do jutra na pewno skończę drugą, to nie będę miała jak chociaż zacząć trzeciej. Bardzo bym prosiła, Nikki. :) Pamiętaj o mnie. :P

    Wierna Fanka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeździec już do Ciebie pędzi :D

    Muszę przyznać, że początek tego rozdziału jest dosłownym opisem mojej reakcji na książkę. Siedziałam, na usta cisnęło mi się wielki WTF?!!! Czego ta Simons chce od moich bohaterów?! To było naprawdę niesamowicie zaskakujące i chyba fajne... A teraz już uciekam do gości :D Bawcie się!!

    PS. Mam nadzieję, że rozdział nie jest jakiś tragiczny, bo pisałam go w naprawdę wielkim pośpiechu!!

    OdpowiedzUsuń
  3. tragiczny nie jest ;)
    mam nadzieję na jak najszybciej opublikowany nowy rozdział, ale skoro masz imieniny pozwolę Ci się trochę polenić ;*
    wszystkiego najlepszego! zdrowia, szczęścia, pomyślności, szczerych przyjaciół, kochającej rodzinki, niewyczerpanych pomysłów, ciągłej weny, więcej czasu na pisanie ;) i czego tylko sobie jeszcze pragniesz !

    An ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiem, że teraz się bawisz i te sprawy, ale chcę tylko zakomunikować, że skończyłam drugą i czytałam streszczenie trzeciej części Jeźdźca. Nie wiem czy dam radę już teraz zacząć ją czytać, bo wszystko tak zaniedbałam, że aż mi wstyd. Jak wiesz po zakończeniu drugiej mam uśmiech na twarzy i tym razem łzy szczęścia. Wiem, że to jeszcze nie ten ich idylliczny kres zmartwień, ale już są bliżej niż dalej. Chyba, nie znam jeszcze przecież trzeciej części. :D Jeszcze raz z całego serca dziękuję za polecenie tej Książki i wracam szybciutko do swoich obowiązków, po wyrwaniu z życia na te cztery piękne dni.

    Wierna Fanka.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję Wam bardzo, bardzo, bardzo za życzenia!

    An jesteś niezastąpiona w pocieszaniu!! "Tragiczny nie jest" :D!! Love U!!

    Wierna wiem co czujesz! Moim zdaniem trzecia część będzie najbardziej pouczająca i chyba najbardziej życiowa, niezasłodzona i prawdziwa.

    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  6. polecam się na przyszłość ;) :D
    dasz radę dziś coś wrzucić? ;)


    buziaki An ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Niestety, ale nie mogę na kacu napisać żadnego sensownego zdania...

    OdpowiedzUsuń
  8. na śmierć zapomniałam, że to wczoraj było :D
    kuruj się kochana ;)

    An

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam nadzieję, że kac dzisiaj zelżał i wrzucisz coś dzisiaj :D
    Pozdrawiam
    A.

    OdpowiedzUsuń
  10. No jakie niecierpliwe ;) Myślę, że dam radę sklecić jakieś zdanie, lub dwa :p

    OdpowiedzUsuń
  11. Jesteśmy niecierpliwe! A ja już szczególnie. :D Zapomniałaś o nas całkiem?! :(

    Wierna Fanka.

    OdpowiedzUsuń
  12. Dokładnie. Zupełnie o nas zapomniałaś:-( Mam nadzieję że wynagrodzisz to nam bardzo bardzo bardzooo długim rozdziałem:-P Pozdrawiam A.

    OdpowiedzUsuń

Znacie to uczucie kiedy jesteście powodem czyjegoś uśmiechu? Jest... Niesamowite!!