wtorek, 30 kwietnia 2013

Windy Hill Rozdział 35

Mniejszy salon od strony podjazdu znajdował się na tyle daleko, że nie docierały do niego dźwięki przyjęcia. W ogóle dom Carlsonów miał tak dużo salonów, że Olivia, kiedy była mała myślała, że jej własny dom jest bardzo malutki, bo ma tylko dwa... Wszyscy stłoczeni wokół niej siedzą na kanapie lub w jej okolicach i tylko rozjuszony Hugo krąży dookoła. Na ich twarzach maluje się masa emocji. Złość, smutek, strach, niezrozumienie, ale Liv pozostaje nijaka. Oparta o Andy'ego, wpatrzona w jeden punkt. Łzy już wyschły, bo wcale nie płakała. Pojawiły się w wyniku silnej emocji, ale nie były wynikiem płaczu.
- Nie mogę uwierzyć, że powiedzieli to przy tobie... - Sami jest najbardziej przygnębiona, Meredith zła, a Andy dziwnie zdeterminowany.
- To do niego niepodobne - Hugo maszeruje dookoła - Zawsze lubił się zabawić, ale z Liv było inaczej. Nigdy nie zrobiłby czegoś takiego.
- No to właśnie jesteśmy świadkiem historycznej chwili - prycha Andy.
- Ale jak mógł to zrobić Liv? - Sami daje upust pierwszym łzom.
- Nie płacz kochanie - Hugo natychmiast przy niej klęka i ociera jej policzki.
- Wiedziałeś o tym? - pyta go Meredith zaciskając szczękę.
- Nie... Nic, a nic.
- Ale to Liv! - Sami patrzy na przyjaciółkę, która zupełnie biernie oparta o brata zdaje się ich nie słyszeć - Liv nigdy nikomu nie zrobiłaby krzywdy! Czy on nie widzi co robi? - kolejna porcja łez wypływa z jej oczu.
- Już nie wiem co on widzi Sami... - Hugo opiera się czołem o jej kolana.
- Nie mnie pocieszaj... - nie może przestać patrzeć na Liv i Hugo w końcu też na nią zerka. Odwraca szybko wzrok jakby nie mógł tego znieść.
- Jak można być takim okrutnym...
- Co za drań bez żadnych zasad! Co za... - cedzi Meredith.
- Nie mów tak - odzywa się nagle Olivia. Po raz pierwszy odkąd weszli.
- Co?
- Nie mów tak na niego.
- Co takiego?! Czy ty go bronisz?!!
- Meredith! - Andy ucisza ją jednym słowem.
Zapada cisza. Wszyscy pochłonięci swoimi myślami nie widzą jak Hugo strasznie się miota i nerwowo zerka na Olivię.
- Najgorsza jest ta zdzira - kontynuuje Meredith jakby zapomniała, że ma nie podjudzać złych emocji - Śmieje jej się w twarz! Jak tylko jeszcze raz to zobaczę...
- Meredith!! - Olivia aż podskakuje na ramieniu brata, kiedy ten wrzaskiem ucisza narzeczoną.
- Liv jak możesz być taka obojętna? - pyta okropnie udręczona Sami.
- Bo to już koniec - wzrusza ramionami - Już za późno.
- Na co za późno? - pyta Andy.
- Na wszystko - znowu wzrusza ramionami i wraca do patrzenia w podłogę.
- Ocknij się Liv - ten w końcu traci cierpliwość i delikatnie nią potrząsa - Stało się. Następnym razem już będziesz wiedziała jak wyglądają takie relacje.
- Zero seksu zanim ci nie da pierścionka - warczy Meredith.
Olivia się prostuje i przesuwa po wszystkich zdziwione spojrzenie.
- Wy naprawdę myślicie, że to tak wyglądało? - nienaturalnie spokojna i opanowana sprawia wrażenie naćpanej - Myślicie, że on na mnie spojrzał, a ja rozłożyłam nogi i kiedy było po wszystkim rozeszliśmy się każde do siebie?
- Nie o to mi chodziło... - Mery próbuje się wybronić.
- Wydaje ci się, że cała szopka opiera się o to, że mnie ktoś zaliczył i porzucił?
- Nie Liv - szybko zaprzecza winowajczyni wybuchu.
- Nie jestem naiwna Mery. Słuchałam wszystkiego co mówił, każdego jednego słowa i wierzyłam mu. Myślałam, że to przez niego robię się łatwowierna, bo tak bardzo chciałam mu wierzyć. Ale nie...
Sami zanosi się płaczem, a Hugo staje tyłem do Olivii.
- Nie byłam naiwna, bo on nie kłamał. Nie wyczułam kłamstwa, a czuje je teraz. I myślcie sobie co chcecie. Nazywajcie to głupotą, zaślepieniem, pocieszaniem się... I tak już za późno.
Znowu zapada cisza. Znowu najmłodsza i najmniejsza uciszyła tych starszych.
- Zostawcie mnie na chwilę ok? - mówi zmęczona całym zamieszaniem - Zaraz wrócę na przyjęcie, ale zostawcie mnie na sekundę samą.
Pomruki protestu przetoczyły się po salonie, ale nikt nie powiedział niczego konkretnego. Pierwszy wstał Andy, a za nim wszyscy po kolei.
- Będziemy w pobliżu - Meredith wstała ostatnia.
- Liv czy możemy zamienić słowo? - zapytał Hugo patrząc na nią zdesperowany.
Kiwnęła tylko głową. Andy teraz jeszcze bardziej niechętnie wyszedł z pokoju. Właściwie Meredith musiała go wypchnąć. Hugo usiadł na fotelu na przeciwko niej i długo się zastanawiał zanim się odezwał.
- Liv jesteś najlepszym co mu się mogło przydarzyć
Zaprzeczyła głową.
- Tak Liv i na ile znam swojego brata... a nikt go nie zna tak naprawdę to masz rację - nie patrzał jej w oczy, a ona nie reagowała - Masz rację, bo kiedy was widziałem razem wiem, że nie kłamał. I kiedy mi mówił jaka wyjątkowa jesteś też nie kłamał. Nie pozwól, żeby to co się stało was zniszczyło.
- Zniszczyło?! - nie było już ludzi dla których musiała być twarda - To mnie rozerwało na kawałki! Nie ma już czego niszczyć!
- Nie masz racji. Jesteś zbyt mądra, więc nie muszę ci tłumaczyć pewnych rzeczy - sięgnął do karafki stojącej na małym stoliczku i nalał złotego płynu do dwóch szklanek. Usiadł koło Olivii i wcisnął jej jedną z nich w ręce.
- Teraz weźmiesz się w garść i pokarzesz im wszystkim. Nie wiem co się stało wczoraj pomiędzy tobą, a twoja matką, ale jej też musisz pokazać.
- Co mam im pokazać Hugo?
- Że nie jesteś taka stalowa jak inni cię widzą i że masz wszystkiego dosyć. Koniec jechania po tobie Liv, bo już mi się rzygać chcę jak na to patrzę!
Olivia zerka to na niego to na szklaneczkę i w końcu się uśmiecha urzeczona cudowną prostotą z jaką został nazwany problem.
- Pójdziesz tam i się zabawisz! A teraz pij to!
Bez zastanowienia przechyla ją wylewając cały płyn do gardła. Pali prawie ją dusząc aż łzy stają jej w oczach.
- Co za diabelstwo!
- Dzielna dziewczynka - uśmiecha się Hugo - Lepiej? - klepie ją po plecach.
- Jeszcze - oddaje mu szklankę.
- I to mi się podoba! - pogodny, wesoły uśmiech nie jest w stanie zaćmić smutku w jego oczach.

Olivia po trzech opróżnionych porcjach brandy zaczęła odczuwać działanie pierwszej.
- Chodźmy, bo obiecałam, że za chwilę wrócę na salę.
Hugo zgadza się dostrzegając kolory wracające na jej twarz. Asekuruje ją kiedy ta wstaje z kanapy, ale Olivia nie potrzebuje pomocy. Na obolałej nodze z potrzaskanymi żebrami stoi prosto, a brodę ma uniesioną dumnie do góry. Mężczyzna nie chce jej jawnie okazywać podziwu, żeby tego błędnie nie zrozumiała, ale jest pod ogromnym wrażeniem jej siły.
Wychodzą z salonu i przemierzając korytarz zbliżają się do głośnej muzyki i gwaru rozmów. Spotykają po drodze coraz więcej osób i zatrzymują się od czasu do czasu, żeby zamienić z kimś kilka słów. Olivia zauważa, że prawie wszyscy tytułują Hugo stopniem wojskowym, a on zauważa, że coraz bardziej rozwiązuje jej się język. Z każda minutą i każdym nowym uwolnieniem alkoholu zaczyna odrobinkę przypominać tą Olivię, która nieprzytomnie szczęśliwa spędziła weekend z jego bratem po fatalnym napadzie. Minimalnie, ale przypomina siebie.
- Czy też powinnam się do ciebie zwracać "sierżancie Hill"? - pyta przybliżając się, kiedy wychodzą w gwar rozmów w ogrodzie. Hugo zawodowym odruchem w pierwszej kolejności omiótł wzrokiem wszystkich uczestników podświadomie szukając czegoś podejrzanego. Jedyna niezgodnością jaką zauważył była Alex uwieszona na jego bracie eksponująca swoje ciało. Widać je było prawie całe. Cały odsłonięty profil pozostawiał wyobraźni tylko najintymniejsze miejsca. Obrzydliwe. William od razu spojrzał w ich stronę jakby wyczuwał Olivię. Zamrugał kilka razy, kiedy zobaczył, że uśmiecha się wsparta się na ramieniu Hugo. Wyglądał jakby nie mógł uwierzyć, w to co widzi.
- Oczywiście, że powinnaś mnie tytułować - mierząc się z bratem spojrzeniem mówił wesoło do Olivii, która szukała wzrokiem kogoś znajomego w zupełnie innej części ogrodu.
- Więc drogi sierżancie - ze śmiechu dotknęła klapy jego garnituru i w tym czasie William stojący na tyle daleko, żeby nie zwrócić jej uwagi, a na tyle blisko, żeby wszystko widzieć zacisnął mocno szczękę. Hugo wiedział doskonale co robi, ale dawało mu to taką straszną satysfakcje... - Muszę tylko unikać pańskiej przyszłej szwagierki i wszystko będzie w porządku.
Olivie coraz bardziej zaczynają bawić rzeczy, które wcale nie są śmieszne i Hugo boi się, że za chwilę uzyska zupełnie inny efekt niż powinien i dziewczyna mu się rozklei na środku. Cały czas czując na sobie rosnący gniew brata obejmuje ją w pasie chcąc nie chcąc dotykając gołej skóry.
- W takim razie unikaj prawego skrzydła - szepcze jej konspiracyjnie i odwraca w lewo. Olivia od razu zauważa tam Kyle'a starającego się za wszelką cenę nie okazywać znudzenia.
- Ok - znowu wybucha śmiechem - Wracaj do mojej przyjaciółki zanim ktoś nas posądzi o romans - chichocze i rusza do kolegi.
"Już nas posądził" - myśli Hugo i rzeczywiście wraca do czekającej nieopodal Sami.
- Czy ty ją spiłeś?
- Dałem jej tylko brandy na rozluźnienie.
- Wariacie Liv nigdy nie pije! - beszta go, ale zerka zadowolona na Liv, która właśnie powiedziała coś co rozbawiło prawie do łez Kyle'a. Wymienia spojrzenia z Andym i Meredith czającymi się bliżej Olivii i oni też kiwają głowami z aprobatą.
- Liv ma odpowiednią ochronę, więc chodźmy się zabawić mała! - Hugo okręca Sami i kieruje na zapełniający się parkiet.

Olivia boi się momentu, kiedy alkohol wyparuje i odbierze jej tą lekkość. Przerzuciła się na wino po którym nie kręci jej się tak bardzo w głowie. Pije powoli od pół godziny sącząc jedną lampkę. Chce podtrzymać rausz, który wywołał Hugo. Zdążyła już powygłupiać się z Kyle'm, porozmawiała nawet z Gatterby'm i aż brakuje jej tchu ze śmiechu. Nabijali się z nieświadomego niczego pijaczyny, aż ten się w końcu zmęczył. Olivia czuje każdym zakończeniem nerwowym Williama i Alex siedzących trzy stoliki od nich razem z jej rodzicami i Carlsonami.
- Nie rozumiem dlaczego on jest zapraszany na każdą imprezę? - wzdryga się Olivia, kiedy Gatterby w końcu ich zostawia.
- Bo to podobno nietakt nie zaprosić naszego burmistrza - Kyle wzdycha teatralnie.
Przed chwilą zastąpił kieliszek Olivii czymś zielonym i ładne pachnącym.
- Hej dzieciaki chodźcie do nas!! - słyszą za sobą głos pana Carlsona.
- Nie mam pojęcia do kogo mówisz! - odkrzykuje mu Kyle i cały stolik "starszyzny" wybucha śmiechem. To znaczy chyba cały, bo przynajmniej tak to brzmi.
- Poważnie chodźcie do nas. Mamy fajny pomysł - dołącza się do prośby Lucas. Olivia ukradkiem ciągnie przez słomkę kilka sporych łyków i łagodne ciepełko rozlewa jej się po gardle i wnętrznościach. Kyle wstaje wywracając oczami, więc i ona chcąc nie chcąc musi zareagować. To całkiem zabawne, że już nie czuje bólu ani w nodze, ani w żebrach. Może z pełną gracją ruszyć w stronę ojca.
Fantastycznie się ich ignoruje. Znaczy ją, bo wielkiej sylwetki Williama nie da się nie widzieć. Widzi ją nawet jak zamyka oczy. Siedzą po zewnętrznej stronie, więc Olivia omija ich zręcznie, żeby przysiąść na oparciu fotela ojca. Opiera się o niego.
- Cóż to za wspaniały pomysł? - pyta pana Carlsona.
- Najpierw powiedzcie co zrobiliście Gatterby'emu?
- My? - patrzy na niego z miną niewiniątka, a mężczyzna rozbrojony jej słodyczą wybucha śmiechem - Uwierzył? - Liv bezdźwięcznie pyta Kyle'a, który dosunął sobie krzesło pomiędzy matkę, a Alex i ten też zaczyna się śmiać.
- Więc mamy taki pomysł - mówi ojciec kładąc jej dłoń na udzie - Że może zatańczymy... - mówi jak objawienie.
- A! - Olivia udaje zachwyt, ale zerka zdezorientowana to na ojca to na Carlsona - Wy razem?
Znowu udaje jej się wszystkich rozbawić. Jej wzrok nie obejmuje trzech osób przy stole. Matki i jej byłego kochanka z narzeczoną. Nie dostrzega ich, są niewidoczni.
- Nie córciu ty i ja!
- Przykro mi, ale dzisiaj mogę się tylko przemieszczać od stolika do stolika - macha mu kontuzjowaną nogą. - Co ci się stało? - pyta pani Carlson.
- Przyłożyłam Prestonowi, ale szybko tego pożałowałam...
Już chce zaserwować dowcip, który usłyszała od Prestona, kiedy jej uwagę przykuwa męski głos z wyraźnym obcym, miękkim i pieszczącym akcentem. Nieruchomieje, a później dla upewnienia odwraca się za siebie. I oto pojawiła się szansa ucieczki! Przystojny i już na pierwszy rzut oka bardzo nieprzyzwoity i niegrzeczny czarnoskóry mężczyzna idzie powoli rozmawiając z jakimś innym. Ubrany jest cały na czarno z wyjątkiem śnieżno białej marynarki.
- Marcel! Que faites-vous ici?! - Olivia zawsze w obecności któregoś z braci Boyer automatycznie przeskakuje na francuski.
- Olivia... - tamten zatrzymuje się bardzo przyjemnie zaskoczony - Czy to możliwe, żeby ten ogród był aż tak wielki? Jak tyś się tu uchowała?
- Papi mnie skutecznie pilnuje - klepie ojca po ramieniu.
- Panie Shelly! Niespodzianka goni niespodziankę - ojciec wstaje, a Olivia czując, że nie utrzyma się samodzielnie na oparciu fotela wstaje razem z nim.
- Marcel - podają sobie dłonie. Lucas przedstawia go wszystkim przy stole, a Olivia po raz pierwszy odkąd podeszła patrzy na Alex, która uśmiecha się do przybyłego wesoło błyszcząc swoim diamentem i na Williama, który bez cienia uśmiechu, a wręcz wściekły, zaciskając szczękę podaje mu tylko rękę nic nie mówiąc.
- Słyszałem, że otworzyłeś jakiś klub rozpusty dla naszych dziewczyn? - zagaduje ojciec.
- Aj aj aj aj tatku ciiii! - reaguje natychmiast Olivia.
Mężczyźni odwracają się w jej stronę.
- Nic - odpowiada zanim zadadzą pytanie.
- Obiecuję, że nic poza doskonałą zabawą im nie grozi - patrzy z uśmiechem na Olivię - W każdym razie nie przeszkadzam państwu, ale... - nie odwraca od niej wzroku - Ją porywam - łapie ją za rękę zwracając się do Lucasa.
- Obawiam się, że już nie mogę zabronić - mówi ze śmiechem.
- Porywam, bo ostatnio mi szybciutko uciekła!
Olivia wywraca oczami nie zabierając dłoni.
- Dzisiaj nigdzie się nie spieszę - błyska w uśmiechu. Marcel kiwa głową z zadowoleniem i wsuwa jej dłoń pod swoje ramię. Ruszają w stronę baru na podwyższeniu.
- Tak poza tym muszę ci się do czegoś przyznać... - słyszą jeszcze ci, którzy zostali przy stole.
- Co nabroiłaś?
- No cóż ślubu nie będzie... Przynajmniej mojego...

Olivia ma dosyć... Zbliża się dopiero dziesiąta, a ona ma dosyć udawania, dosyć śmiania się i dosyć picia. Ale najbardziej tego udawania, że coś ją bawi, że ją ciekawi i że nie obchodzi jej śmiech Alex docierający tu z połowy ogrodu. Opuszcza część zagospodarowaną na przyjęcie wymawiając się pójściem do toalety. Jeśli pójdzie bardziej na południe trafi nad niewielki staw nad którym przy sprzyjającej pogodzie odrabiali z Kyle'm lekcje i który Carlson zarybia, żeby oddawać się swojemu hobby. Ściąga szpilki i dotyka bosymi stopami trawy. Jaka ulga... Jest zmęczona, a przez wypite procenty zupełnie zdezorientowana. Cena doskonałej zabawy jaką sobie zafundowała. Suknia plącze jej się pomiędzy nogami, ale nie ma jej jak podciągnąć, bo w jednej ręce trzyma buty, a w drugiej szklaneczkę z podwójną szkocką. Jeśli to wypije może równie dobrze już sobie zaklepać jeden z pokoi gościnnych... Ostatnie dwie godziny spędziła z Andy'm, Meredith i Marcelem. Śmiali się cały czas. Marcel okazał się świetnym kompanem. Podobnie jak jego brat miał niewyczerpane pokłady energii i cięty dowcip. Meredith pod koniec już nie miała siły się nawet odezwać. Marcel był również mistrzem w subtelnym uwodzeniu i Olivia zastanawiała się czy gdyby nie jej wcześniejszy... koniec końców tylko romans podziałało by to na nią. Robił to tak, że nikt niczego nie zauważył. Był doskonały w subtelnych komplementach, przelotnych gorących spojrzeniach, niby przypadkowych dotknięciach... Nie broniła się i nie wyprowadzała go z błędu testując swoje ciało. Była również świadoma, że siedzą na widoku stolika rodziców. Wiedziała, że William może wszystko widzieć. I William i matka... A masz swoja dziwkę - pomyślała z całym okrucieństwem, kiedy palce Marcela zaczęły pieścić odsłonięty fragment jej pleców i już tam zostały coraz śmielej sobie poczynając. Poczynały sobie aż znudzona i zmęczona zdecydowała się iść do "toalety". Podczas, kiedy ten który jej nie chciał doprowadziłby ją do wrzenia takim dotykiem przy Marcelu nie czuła absolutnie niczego. Jej ciśnienie nie wzrosło ani o pół stopnia. Swoją drogą wydało jej się to jakieś niestosowne, że kiedyś była z jego bratem, a on ją dotyka. To tak jakby się teraz rzuciła na Hugo! Fuu!
Dotarła w końcu do stawu i dopiero wtedy uświadomiła sobie, że jest tu zupełnie sama. Ona, drzewa, woda i wielkie nic dookoła. Ale co jej mogło grozić? Przecież Carlson chyba nie hoduje tu jakiś dzikich zwierząt... Usiadła na murku ogradzającym mały składzik, gdzie Paul trzymał przybory wędkarskie i zapatrzyła się w wodę. Ciemną i spokojną. Wyobraziła sobie, że William jednak zlitował się i przyszedł jej powiedzieć, że to jeden wielki dowcip, który się wymknął spod kontroli. Przymknęła oczy i aż to poczuła. Szelest liści oznajmiający jego nadejście. Drobne gałązki łamią się pod jego ciężarem. Stawia długie leniwe kroki. Dokładnie takie jak słyszy teraz. Jeden, drugi, trzeci... Mija składzik i okrąża murek. Siada koło niej i podobnie jak ona patrzy w toń kilka metrów dalej. Wyraźnie czuje jego zapach i ciepło od niego bijące. Prawie płacze, kiedy wytwór wyobraźni się odzywa.
- Czemu siedzisz tu sama? - cudowne pieszczące drżenia gardłowej chrypki przenikają jej ciało. Oszalała!
- Mam chyba dosyć towarzystwa... - odpowiada. Jej urojenie wzdycha.
- Ja chyba też.
- Nie... Wy jesteście gwiazdami wieczoru... Nie wolno ci wychodzić z przyjęcia.
Milczy. Sen się skończył? Zniknął?
- Wiesz, że jeszcze się nigdy nie spiłam? - mówi nagle zupełnie innym tonem. Dużo weselej, bardziej przekornie, żeby go tylko zatrzymać chwilę dłużej - Tak na poważnie, żeby niczego nie pamiętać... Nigdy! - okręca w palcach szklaneczkę z whisky a płyn huśta się od brzegu do brzegu.
- Nie rób tego dzisiaj - głos marzenia sennego się uśmiecha - Nie tutaj Livi.
Drży na dźwięk tego zdrobnienia. Tylko on tak ją nazywa. Bez dyskusji przechyla szklankę i wylewa wszystko na ziemię. Odstawia ją na murek koło butów.
- Pewnie jak zwykle masz rację.
Dlaczego tak strasznie miażdży ją smutek? Przecież urojony, czy prawdziwy jest tutaj. Przez tą ulotną chwilę może z nim porozmawiać. Nie może go już dotknąć, ani posmakować, ale może do niego mówić, a on jej odpowie.
- Wiesz, że czytałam tego Puszkina i jakoś nie do końca zaskoczyło...
Łapie się pierwszego z brzegu tematu.
- Co czytałaś?
- "Jeźdźca miedzianego" Puszkina. Pamiętasz? Twoja mama polubiła po nim Rosję. Ja chyba tego nie poczułam.
Śmieje się cichutko. Dlaczego?
- Tak swoją drogą nie miałam pojęcia, że jesteś pół Włochem... Twoja mama jest cudowna.
- O tobie mówi to samo.
- Naprawdę? Nie rozmawiałyśmy nawet...
- Nie musiała... - zaciął się. Chciał powiedzieć, że nie trzeba z nią rozmawiać, żeby to zobaczyć, ale powstrzymał się w ostatniej chwili - Nie musiała - powtórzył tylko.
Było jej tak dobrze siedząc tu z nim. Nawet milczenie było rozkoszne.
- Dlaczego jej powiedziałaś? Dlaczego teraz?
Wiedziała dobrze o czym mówi. Nie musiał wyjaśniać, ani ujmować niczego dosłownie. Zawsze tak się rozumieli.
- Nie ja jej powiedziałam - odpowiada smutno.
- Alex to zrobiła? - pyta zdziwiony.
- Tak ciężko ci w to uwierzyć? Możesz jej spytać.
- Nie... Tobie wierzę Livi. Bardzo był zła?
- Bardzo - co jeśli na niego spojrzy? Czy zniknie razem ze swoim ciepłem i zapachem? - Chyba usłyszała złą wersję wydarzeń - uśmiecha się cierpko.
- Słyszałem, że bardzo się pokłóciłyście.
- Słyszałam, że słyszałeś. Hugo wszystko ci wypapla...
- Nie wypaplał o czym rozmawialiście dzisiaj... Co ci powiedziała?
Kto nie ryzykuje ten nie zyskuje. Odwraca głowę, unosi ją wysoko i go widzi... Jest tutaj! Dokładnie tak jak zapamiętała wysoki, przystojny i taki okrutnie męski.
- To już nieważne. Nie cofnie tego.
Patrzy w jego ciemne oczy i widzi to samo cierpienie, które sama czuje.
- Powiedz mi - prosi.
- Nie ma sensu, żeby to w jakikolwiek sposób zmieniało wasze relacje.
- Ale skoro wasze tak bardzo zmieniło chciałbym wiedzieć.
- Skąd wiesz, że zmieniło?
- Bo ty na nią nie chcesz patrzeć, a ona na ciebie się boi.
- Powiedziała za dużo, ale to tylko słowa. Słowa nie robią krzywdy prawda?
Znowu milczy. Słowa robią nam krzywdę, ale czyny do których prowadzą jeszcze większą.
- Williamie? - ledwo mówi ze strachu. Musi wiedzieć, bo zwariuje!
- Tak?
- Obiecasz mi coś?
- Co Livi?
- Obiecaj mi, że któregoś dnia mi powiesz, że to była jakaś straszna farsa - głos odmawia jej posłuszeństwa. Tak okropnie się boi odpowiedzi. Ciemne oczy zamykają się na chwilę. Tak potwornie boi się odebrania tej ostatniej nadziei. Zapada cisza, która ciąży jak ołów.
- Obiecaj mi to - szepcze błagalnie.
- Nie obiecam Livi - ma zaciśnięte gardło i ledwo to mówi.
- Williamie to nie może być prawda - spuszcza głowę, kiedy pierwsze łzy chcą się wydostać. Patrzy na murek i na dwie dłonie opierające się o niego. Jedna drobniutka, maleńka i biała ze strachu, druga to dłoń olbrzyma. Dłoń stworzona do powalania największych osiłków i wykonywania najdelikatniejszych pieszczot.
- Ja będę czekała ile trzeba, ale powiedz mi, że mam na co - to najbardziej upokarzająca chwila jej życia. Błaga go, żeby jej nie zostawiał z niczym. Błaga o cokolwiek, co pozwoliłoby jej przeżyć ten czas, kiedy będzie czekała na "coś". Błaga ledwo powstrzymując się przed rzuceniem w silne ramiona.
- Nie czekaj na mnie maleńka. Nie czekaj, idź i nie oglądaj się za siebie.
Teraz to on nie może na nią patrzeć. Pochyla się i chowa twarz w dłonie. Olivia długo przełyka łzy i obydwoje długo milczą.
- Ok - mówi w końcu, a William unosi głowę. Jej piękne oczy błyszczą od łez i nie mają w sobie ani grama dawnej Olivii. Tylko pustkę i rezygnacje - Ale nie zabronisz mi codziennie marzyć o Europie i wyobrażać sobie, że jesteś obok... Nie zabronisz mi czuć twojego zapachu i dotyku kiedy tylko zamknę oczy, nie możesz mi zabronić słyszeć twojego śmiechu, kiedy znowu powiem coś głupiego... - nieświadoma cieknących łez nabiera powietrza i mówi dalej - I nigdy nie zabierzesz mi Portsmouth, twoich blizn, które uwielbiam, twoich naleśników, ani opowieści o Iraku. Nigdy mi nie zabierzesz blasku dogasającego kominka, a ja tobie koszulki z misiem!
- Przestań! - przerywa jej podrywając się z miejsca przeczesuje nerwowo włosy i siada z powrotem. Nie radzi sobie z żadną z emocji, a targa nim co najmniej kilka.
- I muszę zrezygnować z pracy - Olivia ze ślepą konsekwencją idzie przed siebie i nie ogląda się do tyłu - Pomyślałam, że powinnam ci o tym powiedzieć.
- Nie musisz Livi - mówi przez ściśnięte gardło - Nie będę cię nachodził.
- Nie muszę cię też kochać, a jednak to jedyne co mi zostaje! - mówi i płacze zła, że przez łzy nie może na niego patrzeć.
- Mój Boże... - William znowu opiera łokcie na kolanach i chowa twarz w dłonie.
- Spokojnie, nie będę cię nachodziła - gdyby nie płakała zabrzmiałoby to jak dowcip.
- Livi kiedyś mi to wybaczysz...
- Nie mam ci czego wybaczać, bo ani przez sekundę nie byłam na ciebie zła. Miałeś prawo wyboru i go dokonałeś. Rozumiem, że wolisz ją i nie mam do ciebie pretensji.
William szybko podrywa głowę.
- Nie rób tego Livia! - unosi ostrzegawczo palec - Nigdy tego nie rób! Nie okłamywałem cię mówiąc, że jesteś piękna i wyjątkowa. Nie wolno ci źle o sobie myśleć!
Nie wie kiedy do niej doskoczył i nie wie jak to się stało, że potrząsa jej ramionami. Jej zachwycające oczy są tak blisko. Jej czerwony nosek i drżące wargi... Wszystko takie piękne, miękkie, cieplutkie i takie osiągalne.
Olivia prawie przestaje oddychać, kiedy zauważa co się dzieje. Przestaje mrugać i boi się drgnąć, kiedy ten walczy ze sobą. Ale to co chce ona, a to na co pozwalają jej nerwy to dwie różne sprawy. Jednym susem przywiera do jego warg. William jęczy głośno, kiedy smakuje jej mokrych i słonych od łez ust. Zaczynają się tak gwałtownie całować, że zapominają o oddechu. William szybko kładzie rękę na wycięciu sukni, a Olivia dyszy mu ciężko w usta. Ciągnie go za włosy i gładzi po twarzy, a on stara się dotknąć jak najwięcej jej ciała prawie rwąc materiał.
- Kurwa mać nie! - odskakuje jak oparzony walcząc o oddech. Liv podpiera się dłońmi o murek za sobą, bo prawie z niego spada. Patrzy na niego szeroko otwartymi, rozpalonymi oczami nie rozumiejąc co się stało. Czemu przerwał?! Po co zaczął?! Nie, to chyba ona zaczęła...
- Nie mogę się do ciebie zbliżać - wyrzuca i rusza pędem w stronę przyjęcia.
- Nie? - Olivia mówi sama do siebie znowu patrząc na staw. Usta ma nabrzmiałe, a ciało pulsujące. Na skórze czuje odcisk jego dłoni - Nie? - powtarza opadając z sił. Nie bacząc na gałęzie zsuwa się na wilgotną ziemię.
- Kurwa mać nie?!! - wybucha płaczem tak rozpaczliwym, że ptaki podrywają się z gałęzi.

William nie odchodzi zbyt daleko, kiedy zauważa matkę. Ciemna suknia, ciemna karnacja i ciemne włosy są ledwo widoczne na tle ciemnego lasu. Jednie żywy blask oczu przykuwa uwagę. Obejmuje się ramionami i patrzy na niego przerażona. William się przy niej zatrzymuje i dopiero kiedy ta go łapie za dłoń zauważa, że cały drży. Ogląda się na Olivię, która targana spazmami płaczu osuwa się na ziemię. Jego serce łamie się po raz kolejny tego wieczoru i już zamierza do niej zawrócić, kiedy matka go powstrzymuje. Kręci przecząco głową.
- Odejdź - mówi cicho i stanowczo. William jest jak wrośnięty w ziemię. Nie może się ruszyć, widząc jak matka bez skrępowania rusza do maleńkiej istotki, którą tak skrzywdził, klęka koło niej i mocno ja przytula. Obserwuje jak Olivia o ile to tylko możliwe jeszcze bardziej się rozkleja, przywiera do niej całym ciałkiem, a ta ją głaszcze i mruczy coś po włosku.
- Dlaczego ty tu jesteś? Dlaczego nie ma tu mojej mamy?!
- Tutto bene bambino... - szepcze nieprzerwanie.
William dobrze zna ten ton i te słowa. Niosły im ukojenie przez całe dzieciństwo, a teraz próbują naprawić to co on skrzywdził. Nieświadomie podchodzi bliżej chcąc to lepiej widzieć.
- Wiesz co ona powiedziała? - piękna i totalnie złamana istotka zawodzi zupełnie bez opamiętania - Wiesz co mi powiedziała mama?
Matka pokazuje mu po raz kolejny palcem, że ma odejść.
- Powiedziała mi, że jestem dziwką! Nie mogę być dziwką skoro tak mocno czuje!
William cofa się kilka kroków łapiąc się za głowę. Jak mógł sprowadzić na nią tyle nieszczęść? Jak mógł aż tak zburzyć jej szczęśliwy jeszcze dziecięcy świat? Jak matka mogła jej coś takiego powiedzieć?!
- Oczywiście, że nią nie jesteś kochanie - głos jego własnej matki jest łagodny jak miód. Łagodny i uśmiechnięty - Każdy czasami mówi coś w nerwach, ale wcale tak nie myśli.
- Ona myśli to co myśli Alex - mówi trochę bez ładu - Ona jej karze tak myśleć...
William po raz kolejny dostaje nieme polecenie wyniesienia się i w końcu je wypełnia. Nie da rady na to patrzeć ani sekundy dłużej. Nie może już nawet o niej myśleć.

Godzinę później każdy kto zerknie na Olivię spokojnie gawędzącą z Francescą pomyśli, że dziewczyna jest zwyczajnie wykończona. Fakt jest taki, że owszem jest zupełnie wykończona, ale również  jest wypłukana z wszelkich emocji. Francesca kazała jej wypić kubek gorącego naparu z mięty co spowodowało, że dodatkowo zrobiła się senna.
- Jak się bawicie? - tata właśnie wracający z parkietu odprowadził panią Carlson do stolika i pochylił się nad córką.
- Papciu... - Lucas doskonale znał ten ton.
- Czego potrzebujesz promyczku?
- Jestem wykończona... Czy wykręciłbyś mnie jakoś z żegnania się ze wszystkimi? Chciałabym już wrócić do domu.
- Jeszcze nie ma północy!
- Przepraszam, ale zupełnie opadłam z sił...
Jak typowy mężczyzna nawet nie zauważył, że z perfekcyjnego makijażu nie został najmniejszy ślad. Gdyby nie sprawna interwencja Francesci straszyłaby teraz czarnymi smugami spływającego tuszu.
- Dasz radę sama? - pyta tylko - Mogę się wyrwać na chwilę, nie ma problemu!
- Będę z Prestonem - obejmuje go mocno i całuje w policzek - Dzięki tatku.
- Kolorowych snów promyczku.
Olivia prostuje suknię zamierzając wstać.
- Dziękuję pani... - patrzy w Williamowe oczy.
- Prosiłam, żebyś mi mówiła po imieniu - uśmiecha się - Zauważyłam cię jak tylko weszłaś i wiedziałam, że się zaprzyjaźnimy.
- To dziwne, że akurat z tobą...
- Wiem - nie zmusza jej do dokończenia zdania - Czy będę cię mogła kiedyś odwiedzić?
- Będę bardzo szczęśliwa, jeśli to zrobisz...
Wymieniają uśmiechy i Francesca sięga przez stół ujmując zimne dłonie Liv.
- Głowa do góry kochanie. To dla mnie niepojęte co wyprawia moje dziecko, ale moja w tym głowa, żeby to zrozumiał.
- Nie... Jesteś cudowna i jesteś wspaniałą matką, ale dbaj tylko o to, żeby był szczęśliwy ok? Myślę, że obie nas to usatysfakcjonuje.
- Nie powinnaś być taka mądra... Ale rozumiem dlaczego cię zapragnął...
Liv drga, ale uśmiecha się chociaż dziwnie się czuje z tą sztuczną miną.
- Jeszcze raz dziękuję ci bardzo, bo nie pozbierałabym się bez ciebie.
- Idź odpocząć i czekaj na mój telefon. A ja może się w końcu doczekam towarzystwa mojego męża - zerka na stół przy którym zebrali się mężczyźni. Palą, piją i rozmawiają o sporcie i polityce. Olivia nie patrzy w tamtym kierunku, żeby się już nie denerwować, ale będzie musiała koło nich przejść.
- Dobranoc.
- Dobranoc.  

Ze spuszczoną głową idzie w stronę wyjścia. To, że ojciec nic nie zauważył nie oznacza, że nie ma tu kilku osób czekających na jej potknięcie. Jeszcze chwila i będzie na zewnątrz.
- Liv! - Carlson...
Olivia odwraca powoli w stronę "męskiego kącika". Tuż obok Carlsona siedzi Hugo i Andy. Na resztę nie musi patrzeć. Nie musi, ale i tak widzi... Wyczuwa każdą komórką mroczną postać siedzącą naprzeciwko brata. Podchodząc do stołu, musi się koło niego zatrzymać.
- Liv jakie masz plany na jutro? - pan Carlson jest wyraźnie podchmielony. Wszyscy mężczyźni są. To dobrze, bo nie zauważą, że jej wygląd się zmienił odkąd zobaczyli ją na początku imprezy. Dziwi ją nieco to pytanie, ale zważając na ich stan nawet się nad nim nie zastanawia.
- Na jutro? - odpowiada cicho, ale wyraźnie - Chyba będę leczyła kaca! - jest miła, grzeczna, i nic poza tym. Nie kiedy stoi koło Williama, nie kiedy wyczuwa jego napięcie.
- Poprawna odpowiedź! - wiceprezydent wybucha niekontrolowanym śmiechem. Ile tabloidy dałyby za chociaż jedno takie zdjęcie... Liv tylko blado się uśmiecha i chce już ruszyć dalej.
- Gdzie idziesz? - zatrzymuje ją głos brata. Chyba jako jedyny pozbawiony jest uśmiechu i delikatnego bełkotu.
- Serio Andy? - Olivia robi znudzoną minę i ignorując pytanie odchodzi.
- Naprawdę nie pamięta! - Carlson śmieje się jeszcze głośniej, kiedy Olivia znika z pola widzenia.
- Nie. Czasami pamięta o naszych urodzinach, ale o swoich nigdy... - odpowiada mu Andy.

Nic już jej nie zatrzymuje. Mija po drodze matkę i Alex, ale one bynajmniej też nic od niej nie chcą. Wychodzi przed dom i szuka wzrokiem Prestona. Zauważa go szeregu innych samochodów. Wszyscy kierowcy stłoczeni w jednym miejscu rozmawiają obserwując wejście. Preston stoi samotnie oparty o samochód. Kiwa do niej, a ona potwierdza skinieniem. Oplata się ramionami bo robi jej się chłodno. Patrzy jak Preston wsiada do samochodu i odpala silnik. Musi objechać wielki klomb z fontanną pośrodku, żeby do niej dotrzeć i chyba szybciej by było, gdyby ona po prostu poszła do niego. Nagle widok zasłania jej sporawa biała furgonetka z błękitnym napisem "Eldorado - catering".
Prycha rozjuszona. Naprawdę zamierzają wejść głównym wejściem? To się pani Carlson wścieknie! Nie rusza się ciekawa jak sobie to wykombinowali. Drzwi rozsuwają się i ogarnia ją jakiś niejasny niepokój. Z środka wyskakuje czterech arabów czy coś koło tego ubranych na czarno. Nie no... Jest w domu wiceprezydenta, wszędzie są kamery, tony ochrony i agentów specjalnych... Tylko spokojnie! Ale czy powinna zachować spokój, kiedy jeden z nich właśnie wyciąga pistolet i w nią mierzy? Chyba nie... Ale i tak jej to nie rusza. Zupełnie zobojętniała stoi nawet nie drgając i nadal obserwuje co się dzieje.
- Witam ponownie - mówi ten z pistoletem. Od razu poznaje go po głosie.
- Dobry wieczór - odpowiada - Co ci się stało z nosem?
Uśmiech natychmiast znika z jego twarzy i rusza na Olivie. W tej sekundzie dzieje się tak wiele, że później nie będzie tego w stanie tego opowiedzieć.
- Do roboty panowie, trzeba laluni obić mordkę zanim wyda ostatnie tchnienie - robi kilka kroków w jej stronę i odbezpiecza wycelowany w nią pistolet. Zza furgonetki z piskiem opon wyskakuje srebrny samochód i z rozpędu w niego uderza. Jak w zwolnionym tempie Olivia widzi jak ten upuszczając broń przelatuje przez maskę, rozbija szybę, turla się przez dach i spada po drugiej stronie auta nieruchomiejąc. W tym czasie coś zaciska jej się na gardle i zostaje jej odcięty dopływ tlenu, a nogi odrywają się od ziemi. Traci buty, kiedy nimi wymachuje próbując stanąć.
- Z tej pozycji nie dasz rady dosięgnąć mojej twarzy! - ktoś wrzeszczy jej do ucha. Widzi Prestona przeskakują przez zatrzymany samochód i niczym ninja błyskawicznie rzucającego się na jednego z dwóch mężczyzn, którzy na niego ruszają. Ucisk gardła jest tak mocny, że pojawiają jej się czarne plamki przed oczami. Preston kilkoma ruchami powala dwoje przeciwników i już się do niej odwraca przerażony i niesamowicie wściekły jednocześnie. Olivia zamyka oczy, bo prawie traci przytomność dusząc się. Już powinien ją uwolnić. Coś się dzieje? Za długo go nie ma, a ona zaczyna odpływać. Musi coś zrobić! I wtedy wyłącza jej się bierność. Coś się stało Prestonowi!! Uczył ją co zrobić... Jeden mocny zamach, jeden wykop jedno straszne szarpnięcie bólu i już leży uwolniona na ziemi! Tlen zaczyna jej wypełniać płuca. Szybki obrót i kopie zwiniętego za nią mężczyznę w twarz, a jego nos dziwnie się wygina pod jej bosą stopą. Preston!! Preston leży na brzuchu, a jeszcze jeden facet mierzy do niego z pistoletu. Skąd ich się tyle wzięło?! Olivia niewiele myśląc rzuca się w stronę samochodu i podnosi z ziemi broń, którą upuścił ten potrącony.
- Łapy do góry, albo ci odstrzelę łeb - mówi zachrypnięta odbezpieczając pistolet. Mężczyzna nie reaguje. Stoi do niej tyłem i nadal celuje w nieruchomego Prestona - Mówię, żebyś podniósł łapy śmieciu!! - bez ostrzeżenia strzela w ziemie koło jego stóp. Prawie się przewraca od odrzutu, ale na szczęście stojący do niej tyłem facet tego nie widzi. Ten numer akurat widziała na filmie... Reakcja jest natychmiastowa. Rozkłada ręce na boki.
- Wyrzuć magazynek! - skąd u niej takie pomysły? Jest absolutnie opanowana i spokojna mimo że zbiera jej się na wymioty. Mężczyzna naciska guzik i magazynek upada na ziemię - Odrzuć pistolet! - wyrzuca go w bok - Twarzą do ziemi - Olivia okrąża go potykając się o roztarganą suknię. Ten kładzie się twarzą do ziemi wodząc za nią spojrzeniem. Jakie to proste. Co to tam dalej mówią? - Ręce na kark! I nie ruszaj się! - uśmiecha się kiedy facet wykonuje polecenie. Klęka przy Prestonie i szturcha go w ramie. Widzi krew, ale nie wie skąd wypływa. Jak ma sprawdzić czy żyje?! I dlaczego nikt im nie pomaga?! Widzi ruch, ktoś biegnie więc kieruje tam pistolet.
- Nie zbliżaj się!! - "ktoś" nieruchomieje podnosząc ręce do góry. Olivia opiera się bokiem o samochód, podkłada swoje kolana pod głowę Prestona nie spuszczając oczu z napastników. Jeden stoi, drugi leży nieruchomo. Nieludzko boli ją kark i strasznie chce jej się spać.
- Livi maleńka oddaj mi pistolet - ciepły, kochany, spokojny głos dociera od niej z lewej strony. Patrzy tam. William kucając niedaleko wyciąga do niej rękę.
- Daj kochanie, ja się tym zajmę - uspokaja. Nareszcie! Kto inny miał jej pomóc jak nie on? Oddycha z ulgą i patrząc ostrożnie na dwóch mężczyzn przed nią oddaje pistolet.
- Tak maleńka. Spokojnie. Daj mi go.
- Coś zrobili Prestonowi - traci koncentracje, kiedy ich dłonie złączają się - Nie rusza się.
William odbiera od niej broń szybko podając ją komuś z tyłu. Hugo? Doskakuje do niej i mocno przytula. Jak dobrze... Ktoś kuca przy Prestonie, ktoś inny dotyka jej pleców, głowy, łapie za rękę ale to już nieważne. Wtula się w Williama i zaczyna w końcu drżeć.


37 komentarzy:

  1. jesteś okrutna! tak nas zostawiasz z naszymi szalonymi mózgami i tym rozdziałem! mimo to i tak Cię kocham za Twoje opowiadania ;)

    An
    ps błagam jak najszybciej o następny! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Obiecuję nie zostawić Was na długo z tą ciekawością szalone kobiety :)

    OdpowiedzUsuń
  3. szalone kobiety... I kto to mówi?:D
    pozdrawiam Was WSZYSTKIE!!:**
    M.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czy to "WSZYSTKIE" nie tyczy się czasem kogoś konkretnego? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie wnikaj w szczegóły;D
      M.
      PS: czytając 2 ostatnie rozdziały... piszę nie widząc co...nie mogę się uspokoić..;\

      Usuń
  5. No, bo wiesz... Wiernej teraz nie ma... Możemy na nią troszkę ponarzekać :p
    Póki tak to odbieracie jak ja bym chciała przekazać mogę spać spokojnie :) Cieszy mnie to, bo większość pomysłów rodzi się w trakcie pisania i niegdy nie wiem jak to wyjdzie ostatecznie. W tym rozdziale np. miało nie być w ogóle rozmowy z Williamem :)

    OdpowiedzUsuń
  6. JUŻ JESTEM...
    Ekhem!!!
    Haha, wariatki :P Dziękuję, kochana M., za pozdrowienia i odwdzięczam się gorącymi całusami! :* Również dla WSZYSTKICH!

    Wierna.

    PS: Tak, tak ja Ciebie też...
    :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Albo mi się wydawało, albo ten rozdział był dłuższy niż inne. Co nie zmienia stanu rzeczy, że napisany bardzo dobrze. Na prawdę nigdy nie myślałaś o napisaniu książki? Świetnie piszesz nawet sceny takich porwań, napadów czy rozbojów i to już przynajmniej drugi raz mamy zaszczyt czytać taką scenę(bank w Spicy). Jestem pod wrażeniem, Nikki, na prawdę. Cenię Cię zawsze, ale ten rozdział to majstersztyk. Gratulacje, kochana!!!

    Wierna Fanka po przeczytaniu rozdziału. :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Ręce mi się trzęsą, wiedz co ze mną robisz, dziewczyno!

    Kolejny raz Wierna.

    OdpowiedzUsuń
  9. Zrobiłam sobie kilkudniową przerwę bo wciągnęło mnie "Piekło Gabriela". Wracam, czytam i oczom nie wierzę. Miałam kilka pomysłów ale teraz to zupełnie zgłupiałam :). Pisz szybko kolejne rozdziały bo doczekać się nie mogę.:)
    Pozdrawiam
    A.

    OdpowiedzUsuń
  10. Jeja, jeja! Zniknęłam na kilka godzin i nie wiem komu najpierw odpisać :)
    Owszem rozdział był dłuższy, bo chcę już lecieć dalej z materiałem i nie chciałam rozbijać przyjęcia na dwa osobne :)
    Cieszą mnie Wasze drżące ręce i pobudzenie nerwowe (że tak powiem) bo to oznacza, że czujecie to samo co ja, kiedy to pisałam :D
    A. recenzje skróconą książeczki poproszę! Dobrze, że zgłupiałaś, bo jakbyś odkryła co ja tu sobie wymyśliłam to byś miała po zabawie ;)
    Co do pisania książki... To dla mnie tylko hobby, ale jak to mówią "nigdy nie mów nigdy", więc się nie wypieram, bo później byłoby głupio :p Ale nie ukrywam, że przydałby mi się ktoś do korekty, bo zajmuje mi to za dużo czasu potrzebnego na pisanie... Jakaś Liv na przykład :D

    OdpowiedzUsuń
  11. A wiesz, że taka Liv, tzn. praca Liv była zawsze moim marzeniem? :( Uważałam ją za idealną, bo co tam taki język polski. Od zawsze się go uczyło. No, ale dorosłam i ten język polski jest trudniejszym z języków świata. Haha, ale i tak uważam taką pracę za strasznie interesującą. ;) To tak gwoli ostatniego komentarza, a teraz mam pytanie.;) Co miałaś na myśli "nie zostawić Was na długo"? Planujesz coś na dzisiaj, czy mam sobie dać spokój i iść odpoczywać? :D

    Wierna Fanka.

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie wiem i szczerze powiem, że nie sądzę, żeby mi się udało skończyć dzisiaj kolejny rozdział, bo mnie w końcu z domu wyrzucą jak nawet wolny dzień przesiedzę przy komputerze... :/ Ale jak coś oczywiście wieczorkiem możesz zajrzeć czy czasem mi się nie udało :) A z tą pracą Liv... hmm... możemy to przedyskutować...

    OdpowiedzUsuń
  13. Ejej, bo ja tu nie chcę być przyczyną pobić, rozwodów czy jakiś innych morderstw! :D

    Otwarta na dyskusję,
    Wierna.

    OdpowiedzUsuń
  14. Wiesz co mnie powstrzymuje przed tak, tak, tak i proszę, proszę, proszę!!!! ? Jeśli Ci wyślę taką surową wersję do obróbki... (a bywają bardzo surowe) to zabiorę Ci całą przyjemność z czytania, a to byłoby dla mnie straszne.

    OdpowiedzUsuń
  15. A wiesz co mnie powstrzymuje przed "tak, tak, tak"? Że nie będę umiała tego zrobić. :D Myślę, że możemy spróbować, jeśli Ty nie będziesz zadowolona albo ja nie będę potrafiła i nie będę miała przyjemności z rozdziału, damy sobie spokój. ;) I tyle.

    Wierna.

    OdpowiedzUsuń
  16. Ale to mogę Ci coś wysłać jak ciśnienie trochę opadnie ;) Więc... po wyborach się zgadamy :D Na razie nie będę ryzykowała, że Ci zepsuje takie momenty!

    OdpowiedzUsuń
  17. Sama bym sobie chyba nie chciała, potencjalnie, tego zepsuć. ;)
    Jeśli będziesz chciała służę pomocą.

    Wierna.

    OdpowiedzUsuń
  18. Nikki nie przejmuję się... jak Cię wyrzucą z domu to my Cię przygarniemy;D
    przesyłam buziaki i pozdrowionka,;) ;***
    M.

    OdpowiedzUsuń
  19. "Piekło Gabriela" - bardziej romans niż erotyk ale wciąga. Historia studentki i profesora, którzy kiedyś się spotkali. On nie pamięta, ona ależ i owszem a kiedy ich drogi znowu się spotykają zaczyna się ich wspólna historia obarczona bagażem doświadczeń dźwiganym przez oboje.

    A w domu muszą Ci wybaczyć bo tu zgłodniałe fanki czekają i chcą więcej :D

    Pozdrawiam
    A.

    OdpowiedzUsuń
  20. Ta wyżej dobrze mówi, polać jej!!!
    :*

    Wierna

    OdpowiedzUsuń
  21. Dziękuję uprzejmie, jak mówisz, że fajna, to w wolnej chwili chętnie przeczytam. Podrzucajcie mi jakieś ciekawe tytuły jeśli coś szczególnie Wam się spodoba.
    No coś czuję, że już niedługo będę szukała nowego meldunku :D

    OdpowiedzUsuń
  22. Nie mam ebooka! Nie mogę znaleźć...

    Wierna.

    OdpowiedzUsuń
  23. Och Ty nieporadna :)
    Kto ma ochotę, (a wiedzcie, że działam sobie na szkodę, bo znikniecie na jakiś czas!) przeczytać "Jeźdźca miedzianego", czyli jedną z najlepszych powieści jakie czytałam w życiu mogę przesłać na maila ebooka. Inaczej nie pomogę. Zgłaszajcie się

    myalllovestory@gmail.com

    Aż mam łezki w oczach na samo wspomnienie i chyba przeczytam ją sobie jeszcze raz...

    OdpowiedzUsuń
  24. Inaczej nie pomogę, bo też mam ja od kogoś, kto ma ją od kogoś...

    OdpowiedzUsuń
  25. Odezwałam się. ;)

    Wierna.

    OdpowiedzUsuń
  26. I tym sposobem pierwsza szczęśliwa już nas nie odwiedzi do końca majówki... :/

    OdpowiedzUsuń
  27. I co mamy na co liczyć dzisiaj?? Bo ja tu usycham :P
    A.

    OdpowiedzUsuń
  28. Obawiam się, że przetrzymam Cię do jutra... :(

    OdpowiedzUsuń
  29. Przeczytałam już kilkanaście stron Jeźdzca, ale nie obiecuję Ci doczytania do końca, może mnie jeszcze wkręci, bo to chyba nie moje klimaty. Ale spróbuję, nie powiem, że nie.
    I mam nadzieję, że rozdział wstawisz bardziej rano, bo potem mnie caały dzień nie ma i będę sfrustrowana. :/

    Wierna.

    OdpowiedzUsuń
  30. No zdecydowanie nie jest to książka, którą jak to się mówi łykniesz sobie przez weekend, ale gorąco polecam, bo serwuje naprawdę masę emocji.

    OdpowiedzUsuń
  31. hej hej ;)
    zostawić Was na jeden dzień i już tyle napisałyście ;)
    przepraszam za nieobecność, ale musiałam przeczytać coś lżejszego, bo mój pokręcony mózg zaczynał wariować od tego całego seksualnego napięcia(bo jestem w trakcie czytania Crossa oraz SPICY. musiałam przeczytać jeszcze raz bo moje myśli zaczęły powracać wciąż do Wik i Harveya ;)
    jeśli chcecie mogę Wam polecić stronkę z darmowymi ebook'ami ;) ebooks4you.pl
    sprawdzałam i jest "Jeździec miedzianu" ;)

    pozdrawiam cieplutko Was wszystkie An ;)

    OdpowiedzUsuń
  32. właśnie szukałam ebooka jednej książki, ale niestety nigdzie nie mogę go znaleźć i nagle natrafiłam na tytuł "nie mów nikomu" i nagle dostałam olśnienia! koleżanka mojej siostry pożyczyła mi kiedyś książkę "Nie powiesz nikomu?" Sophie Kinselli. nie wiem jak mogłam zapomnieć o tej książce na prawdę!
    mogę przesłać Wam streszczenie:
    Emma jest typową dziewczyną pod słońcem. Ma tylko kilka małych tajemnic, które ukrywa przed matką (straciła dziewictwo w sypialni dla gości), chłopakiem (nie jest pewna czy ma punkt G), kolegami z pracy (zepsuła kopiarkę) i całą resztą świata (uwierają ją stringi). Aż pewnego dnia zdradza wszystkie sekrety obcemu mężczyźnie w samolocie. A przynajmniej sądziła, że jest obcy...

    pamiętam, że chyba właśnie przy niej płakałam ze śmiechu. choć może i nie? w każdym razie brzuch na pewno mnie od niego bolał ;) choć może nie pamiętam aż tak dobrze, bo mojej pamięci nie można za bardzo ufać :(

    w każdym razie przeczytajcie i powiedzcie co sądzicie ;)
    jakbyście chciały mam ebook'a, więc możecie zgłaszać mi się na maila: ania.1470@wp.pl ;)
    BUZIAKI

    nie wiadomo czemu podekscytowana An ;)
    ps. znacie może jakąś stronę z darmowymi ebook'ami?

    OdpowiedzUsuń
  33. Już samo streszczenie jest mega śmieszne!! Tylko jedno pytanko... Czy Ty czasami sypiasz? :D

    OdpowiedzUsuń
  34. czasami tak ;)

    An

    OdpowiedzUsuń

Znacie to uczucie kiedy jesteście powodem czyjegoś uśmiechu? Jest... Niesamowite!!