niedziela, 14 kwietnia 2013

Windy Hill Rozdział 28

Nic już nie było słodkie ani wesołe. Poszli na obiad do knajpki serwującej steki, rozmawiali, śmiali się, a William ją całował. Całował ją na oczach kolejnej znajomej twarzy, która wraz z rodziną przyszła na obiad, ale nie były to czułe pocałunki świadczące o ich przynależności do siebie. Były władcze i bardziej brane niż dawane. Trzymał na niej rękę nawet kiedy jadł. Nikt nie mógł na nią spojrzeć nie nadziewając się na jego miażdżące oczy. I chociaż jej ciało skakało z radości kiedy to robił, a ego rosło do niewyobrażalnych rozmiarów to rozum i serce czuły się upokarzane.
- Przestań - w końcu nie wytrzymała.
- Co mam przestać? - zadziorna mina nie pozostawiła wątpliwości.
- Przestań mnie tak traktować - nie wystraszy się go.
- Jak Liv? O co ci chodzi?
- Doskonale wiesz jak. Przepraszam, że o to zapytałam już nie będę. Nie musisz mnie karać.
William wpatruje się w sęki na drewnianym stole.
- Nie o to chodzi. Zresztą... o to.
- Wiem. Dlatego jeśli nie chcesz o tym rozmawiać wystarczy powiedzieć. Nie mam zamiaru cię do niczego zmuszać, a ty z łaski swojej przestań się na mnie wściekać o to, że wykazuje ludzką ciekawość.
Odsunął pusty talerz i przeczesał włosy. Mała bezbronna istotka właśnie go beszta, a on kuli uszy... Odwrócił się w jej stronę i dopiero teraz zauważył, że prawie nie tknęła jedzenia.
- Nie zmuszasz mnie Liv i nie wściekam się na ciebie.
- To dlaczego mówisz do mnie Liv?
Zdębiały przez chwilę nie wiedział co na to odpowiedzieć, aż w końcu zaczął się śmiać.
- To po tym rozpoznałaś, że jestem zły?
- Wściekły - Olivii w ogóle nie jest do śmiechu, a jej młodziutka buźka wygląda bardzo dojrzale i surowo.
- Przestań! Nie jestem na ciebie ani trochę zły! - próbuje ją objąć, ale nie pozwala mu - Livi - zaczyna mruczeć - Moje maleństwo - przesuwa kciukiem po jej policzku - Mała słodka oliwko - w końcu udaje mu się pocałować ją w nos a ona łaskawie unosi na niego wzrok - Nie chciałem cię urazić... To nie tak, że nie chcę ci powiedzieć. Kiedyś ci powiem obiecuje.
- Ale jeszcze sobie nie zasłużyłam? - w końcu odsłania całą urazę jaką poczuła przez jego odrzucenie.
- Nie zasłużyłaś - jest zaskakująco smutny - Nikt nie zasłużył na to, żeby o tym słuchać.
Olivia zdaje sobie sprawę, że to coś strasznego. Od pierwszego momentu, kiedy zobaczyła te blizny wiedziała, że przeżył dramat jakiego nie jest sobie w stanie nawet wyobrazić. Chce wiedzieć co go spotkało, a on nie chce o tym mówić, bo nie może.
- Ani ty nie zasłużyłeś - bardzo walczy, żeby nie usłyszał płaczliwego drżenia w jej głosie. Jest zbyt dumny na litość. Obejmuje go mocno wspinając mu się na kolana. Ochroni go przed całym złem jakie może go jeszcze czekać. Nikomu nie pozwoli go skrzywdzić.

Uśmiecha się na wspomnienie jak William pokroił jej stek na kosteczki i karmił trzymając na kolanach.
- Traktujesz mnie jak dziecko - marudziła ze średnim przekonaniem.
- Bo jesteś moją małą dziewczynką - odpowiedział wcale się z niej nie śmiejąc.
Ignorowała niezadowolona minę kelnerki, która już nie mogła się nad nim ponachylać. Znowu była centrum jego świata.

- I za to cię uwielbiam - patrzy na nią płonącymi oczami, kiedy przerywa mu rozmyślania. Po powrocie poszła pod prysznic, a teraz zastała go w salonie ze szklaneczką whisky w dłoni, zapatrzonego na ogień w kominku. Myślami był setki kilometrów stąd.
-To znaczy za co?
Wyciąga do niej rękę, a ona wsuwa mu się pod ramie. Jest taka ciepła i pachnąca, tak idealnie wyczuwalna przez cienką bawełnianą koszulkę, że na moment mąci mu się wzrok.
- Wiesz co by teraz zrobiła każda inna kobieta?
Znowu załącza jej się alarm. Co zrobiłaby każda inna kobieta, a czego nie zrobiła ona?
- Owinęłaby się najdelikatniejszymi jedwabiami - kontynuuje William -  lub najseksowniejszą bielizną. Zrobiła staranny makijaż i zalała drogimi perfumami.
Olivia rumieni się patrząc krytycznie na swoją prostą, bawełnianą koszulkę ledwo zasłaniającą pupę z obrazkiem misia pluszowego na piersi. Nie jest ani odrobinę seksowna. Ani trochę kobieca. Dlaczego o tym nie pomyślała?! Prawie sparaliżowana wstydem zerka na Williama, którego twarz znajduje się o kilka centymetrów od niej.
- Nigdy żadna z nich nie będzie podobna do ciebie. Żadnej nie zapragnę tak bardzo maleńka.
- Dlaczego? - mówi prawdę, czy mówi to co ona chce usłyszeć?
- Bo żadna nigdy nie będzie taka prawdziwa jak ty - przysuwa ją do siebie i wodzi ustami po szyi wciągając jej zapach - Taka słodka, taka pachnąca -  całuje jej obojczyk i zauważa jak jej sutki wyraźnie zaznaczają się pod materiałem.
- I wolisz TO niż te wszystkie wspaniałe kobiety?- już zaczęła ciężko oddychać.
Patrzy na nią z wyrzutem i kręci głową. Odstawia szklankę na małą półeczkę obok kanapy i sadza ją sobie na kolanach.
- Wyjaśnij mi, zanim znowu się wścieknę - jego udawana złość niczym nie przypomina tej prawdziwej - Dlaczego to zabrzmiało jakbyś była tą gorszą opcją?
Olivia odrobinę rozbawiona patrzy na niego przymilnie spod rzęs.
- Mając do wyboru wszystkie najgorętsze kobiety i moją koszulkę z misiem wolisz ją?
Bierze w dwa palce koszulkę i uśmiecha się przekornie.
- Jesteś niemożliwa! Następnym razem, kiedy powiem, że ładnie wyglądasz masz powiedzieć: wiem! Rozumiesz?
Olivia trzęsie się ze śmiechu.
- Cieszę się, że napaliłeś w kominku - przytula twarz do jego klatki piersiowej i układa się wygodniej.
- Zmieniłaś temat.
- Na bardzo istotny. Dzięki temu jest bardzo romantycznie i nastrojowo.
Z wygodnej pozycji rozgląda się po pokoju skąpanym w poświacie drgającego ognia. Zachodzące słońce dokłada niewiele swojego światła.
- Romantycznie?
- Bardzo.
- Romantycznie było zanim przyszła koszulka z misiem. Teraz wszystko ocieka seksem!
Olivia znowu zaczyna się śmiać.
- Kręci cię ta koszulka? Jesteś zboczony!
- Oj strasznie maleńka. Mogę ci pokazać jak bardzo - przewraca ją na plecy i przygryza brzuch. Dziewczyna już chce się śmiać i bronić, ale to zupełnie inne gryzienie niż wtedy na trawie. Lżejsze i jednocześnie intensywniejsze.
- Mógłbym zjeść misia, tak strasznie mnie kręci - patrzy w jej oczy i mruczy z uznaniem - Widzę, że jemu też się to podoba.
- Miś jest na ciebie nieźle napalony...
- Pozwolisz, że sam sprawdzę - przysuwa twarz do jej piersi układając ją dokładnie na misiu, a rękę wsuwa pod koszulkę i łapie ją po wewnętrznej stronie uda - Ależ mu mocno bije serce!
- I robi mu się strasznie gorąco.
William zaczyna się uśmiechać wpadając na pewien pomysł.
- Możemy mu pomóc - szepcze.
- Jak?
- Wszystko zależy od tego, jak bardzo chcesz mu pomóc.
- Zrobię wszystko co będzie konieczne - mówi z zaangażowaniem.
- Musisz wejść do basenu.
Olivia prycha śmiechem, ale po chwili znowu poważnieje.
- Uważasz, że to pomoże?
- Uważam, że to prawdopodobne.
Olivia wypuszcza głośno powietrze.
- Spróbujmy.
Wstaje i powolutku rusza na tylny taras. Czuje za sobą obecność Williama, ale mężczyzna unika jakiegokolwiek kontaktu fizycznego. Wychodzi w cieplutki prawie lipcowy wieczór. Nie ma najdrobniejszego podmuchu wiatru, jest doskonale. Jakby czas stanął w miejscu. Powolutku krok po kroku zmierza w stronę oświetlonego basenu. Poza tym w wodzie nie ma tu żadnego innego światła. William zatrzymuje się przy filarze podtrzymującym zadaszenie nad tarasem i opiera o niego, a Olivia okrąża basen i zatrzymuje się po jego najgłębszej stronie.
- Tu jest dwa i pół metra głębokości - mówi ze śmiertelną powagą - Mogę z tego nie wyjść.
- Uratuje cię - odpowiada.
Olivia przez chwilę nie marzy o niczym innym jak tylko o tym, żeby musiał ją uratować. Nabiera powietrza i bez wahania wskakuje do wody. Jest zimniejsza niż się spodziewała i na ułamek sekundy jej ciało buntuje się przed ruchem. Oswaja się z tym w miarę szybko, a później niespiesznie poruszając nogami płynie pod powierzchnią puki jej starcza powietrza w płucach.
William z uśmiechem obserwuje co się dzieje pod wodą. Ma wrażenie, że ogląda ją przez ekran telewizora. Jej włosy jak w stanie nieważkości zwiększają dwukrotnie objętość, koszulka to prostuje się to podwija odsłaniając pośladki. Płynie spokojnie, nigdzie się nie spiesząc. Kiedy znajduje się przy pierwszym schodku unosi się ponad wodę zaczesując włosy do tyłu. Łapie powietrze i wstaje. Woda sięga jej do ramion. Rusza przed siebie napełniając płuca zbawiennym tlenem, a William zaciska palce na filarze za plecami. Krok po kroku wspina się coraz wyżej, aż staje na brzegu. Kiedy woda rozprostowuje jej loki okazuje się, że włosy sięgają niemal do pasa. Cała ocieka odbijając światło, mieniąc się i błyszcząc. Koszulka oblepiająca ciało uwidacznia unoszące się w szybkim oddechu piersi zakończone twardymi, napiętymi sutkami. Ich ciemny kolor przebija mocno przez biały materiał, który oblepia i plącze się miedzy nogami. Olivia wychodzi na brzeg basenu i pociera zmarznięte ramiona.
- Chyba podziałało... - uśmiecha się nieśmiało.
Mógłby patrzeć na nią godzinami sycąc się zadziwiającym dziewczęco-kobiecym ciałem, ale to właśnie ta nieśmiałość przechyla szalę.
- Chodź do mnie - słowa ledwo przechodzą mu przez gardło.
Z lekko opuszczoną głową, ale bacznie go obserwując Olivia w całej swojej bezbronności zbliża się coraz bliżej zostawiając za sobą mokre ślady stópek. Im jest bliżej tym więcej szczegółów można dostrzec. Jej płaski brzuch i ledwo, ledwo zaokrąglone bioderka falują pięknie przy każdym kroku. Zaznacza się cieniutki pasek włosków poniżej brzucha, cała jest pokryta gęsią skórką. I te piersi... Jezu te piersi! William wyciąga rękę, która ku jego konsternacji drży.
- Zmarzłaś oliwko - dotyka jej zimnego ramienia.
- Mała słodka oliwko... To całość - cytuje go. Jeśli jego dłonie drżą ona trzęsie się cała. Nie bacząc na to, że nadal ocieka wodą przyciąga ją do siebie. Obejmuje delikatnie bojąc się ścisnąć zbyt mocno. Jest taka krucha... Bierze ją na ręce. Prawie nie czuje żadnego ciężaru. Olivia obejmuje dłońmi jego twarz i całuje go tak strasznie czule, że teraz drżą mu nawet nogi. Ma na niego miażdżący wpływ. Jej siła wynikająca z gorącego serca osłabia jego wole i ciało, otwiera go demaskując wszystko co tak skrzętnie pochował. Kiedy Olivia odrywa się od jego ust walcząc o tlen zauważa ogień kominka. Leży na dywanie, a William klęczy pochylając się nad nią. Scałowuje kropelki wody z jej brody, zlizuje je z szyi, obojczyka... Nie wie kiedy się tu znalazła, ale jest cudownie. Wszystko odbywa się w ich ulubionej formie porozumienia. Gest, spojrzenie, dotyk. Zahacza ustami o sutki ukryte pod mokrą koszulką i Olivia jęczy głośno, bo są tak bardzo naprężone i spragnione, że czują podwójnie.
- Tak mocno czujesz kochanie - chrypie William - Tak pięknie mi to pokazujesz.
- Czuje cię nawet kiedy mnie nie dotykasz.
Klękają na przeciwko siebie na dywanie. Obydwoje chcą się sobą sycić i cieszyć drżącym pragnieniem. Olivia ledwo jest w stanie odpiąć guziki jego koszuli i idzie jej to naprawdę powoli. Po każdym pokonanym całuje odsłaniającą się skórę. Kiedy zjeżdża poniżej piersi pojękuje cichutko.
- Jesteś taki piękny...
William nic na to nie odpowiada i pozwala jej rozebrać się z koszuli. Zsuwając mu ją przywiera do niego swoją zimną koszulką. Niemalże wtapia się w jego potężne ciało zaciskając dłonie na jego ramionach, plecach... są wszędzie.
- Mój Boże Williamie chce cię oglądać codziennie. Chce na ciebie patrzeć całe życie. Tylko tyle...
- Maleńka...
Prawie rzuca ją na podłogę całując zachłannie, z pasją. Po raz kolejny podejmuje wędrówkę przez szyję i obojczyk. Jego usta są pomiędzy jej piersiami i na nich. Brzuch szybko się zaczerwienia, kiedy go odsłania i na przemian przygryza, liże i całuje. Olivia jęczy, wije się i prawie płacze, bo pożądanie zaczyna jej sprawiać fizyczny ból.
- Proszę... Błagam cię... Ja już nie mogę... Williamie!
To ostatnie wykrzykuje, kiedy jego usta znikają pomiędzy jej udami. Kiedy dociera do źródła jej pożaru. Dotyka jej ustami, językiem, palcami doprowadzając do obłędu. Targnięta orgazmem pada bez ruchu zroszona już nie wodą, ale potem. Dyszy długo i ciężko, a kiedy otwarła oczy William zupełnie nagi, z dzikim błyskiem w oku przyglądał jej się pożądliwie.
- Nigdy nie zrozumiem jak ty to robisz...
- Nie musisz. Masz to tylko czuć Livi...

Ogień dogasa i robi się zupełnie ciemno. Olivia leżąc na brzuchu z policzkiem przyciśniętym do podłogi wpatruje się nieprzytomnie w ostatnie żarzące się klocki drewna. Nie może swobodnie oddychać przez Williama leżącego jej na plecach, ale nie przeszkadza jej to zupełnie. Głowę ma absolutnie oczyszczoną z myśli i jedynie uścisk silnych palców na jej dłoni i delikatne głaskanie po pośladku upewniają ją, że jeszcze nie umarła.
William wtulony twarzą w jej łopatki wysuwa się z niej z żalem. Nie potrafi nazwać swoich emocji, ale jest prawie wzruszony tym jak zapamiętale to śliczne stworzenie mu się oddawało. Więź jaką z nią poczuł... Już nigdy nie będzie w stanie posiąść innej kobiety. Unosi się i kładzie obok niej. Musiało jej być ciężko chociaż nic nie mówiła. Zresztą wygląda jakby totalnie straciła kontakt z rzeczywistością. Przyciąga jej plecy do swojej piersi i Olivia z pomrukiem zadowolenia kładzie głowę na jego ręce. Całuje ją w ramie i teraz obydwoje wpatrują się w resztki czerwonego żaru.
- Co w tobie jest Williamie? - zastanawia się na głos.
- We mnie? - znowu całuje jej ramie. Czuje, że to moment, który może się już nigdy nie powtórzyć. Taki jak ten po południu z którego się wycofał. Stchórzył. To jedyna okazja w której może to naprawić.
- We mnie nie ma już nic Livi. Wszystko co miałem oddałem tobie...
Mówi to ze strachem i czeka na reakcje. Czuje jak jej ciało sztywnieje, jak serce zaczyna mocniej uderzać jak zaciska dłoń na jego palcach, ale robi coś zupełnie do siebie nie podobnego. Nie komentuje. Nic nie mówi. To dobra reakcja. William oddycha z ulgą.
William nie może widzieć jak wielkie robią się jej oczy jak wysoko wzlatuje serce i jak pojedyncza łza bezwiednie spływa po policzku. Olivia nic nie mówi, bo nie może nic powiedzieć. Olivia milczy, bo to najpiękniejsze co mógł jej powiedzieć. Miliony razy lepsze od "kocham", które jej pcha się na usta...  

Leży na plecach i ma pod głową jego rękę. Uśmiecha się, bo znowu boli ją kark. To się nigdy nie zmieni. Olbrzymy nie nadają się do spania na nich i tyle! Ale mają całą masę innych przydatnych funkcji. Mogą na przykład zanieść do łóżka, położyć się obok i przytulić. Mogą szeptać czułe słowa i głaskać, kiedy się usypia. Olivia przewraca się na bok i już wie, że nie będzie jej łatwo ponownie usnąć. William odkryty do pasa w świetle ledwo wschodzącego słońca wygląda zjawiskowo. Leży dłuższą chwilę w bezruchu ciesząc się widokiem, kiedy odkrywa, że on też nie śpi. Jego oczy są szeroko otwarte i nieruchomo wpatrzone w sufit. Olivia chwilę się zastanawia zanim zareaguje. Wyciąga rękę i głaszcze go po policzku. William zaczyna mrugać i odwraca się w jej stronę.
- Obudziłem cię? - szepcze.
- Nie... Dlaczego nie śpisz?
Przekręca się w jej stronę i przygarnia ją bliżej siebie.
- To nic takiego...
- Nie wymęczyłam cię odpowiednio?
Śmieje się cichutko i w jego wykonaniu brzmi to jak warknięcie.
- Ty i twoja niezachwiana wiara w siebie.
Też się uśmiecha.
- O czym myślałeś?
- Nie myśl teraz o tym. Śpij.
- Nie chce mi się. Szkoda mi czasu na sen - kiedy jestem z tobą, dodała w myślach.
Milczą. Obydwoje z otwartymi oczami wpatrzeni w siebie nie wiedząc o tym. William trzymając ją w ramionach patrzy na jej włosy i ramiona. Kiedy ją kładł do łóżka były jeszcze wilgotne. Olivia ma przed oczami jego szyję, w nozdrzach zapach, a w sercu świadomość dziwnego smutku jaki nim targa.
- Śpisz? - pyta po chwili ciszy.
- Nie.
- Mogę ci opowiedzieć?
Unosi głowę, chce na niego patrzeć, chce widzieć jego twarz, ale ją zatrzymuje.
- Zostań tak proszę.
Zostaje.
- Powiedz mi. Powiedz wszystko.
Musi długo czekać zanim William zacznie mówić. Właściwie zaczyna myśleć, że zrezygnował.
- Byłem kapitanem swojego pułku - zaczyna i Olivia przestaje się ruszać, przestaje prawie oddychać - Pięć lat temu. Pięć lat temu do wojska zaciągnął się również mój brat. Wiedziałem, że muszę go pilnować, wiedziałem, że jeśli nie będę miał nad nim żadnej kontroli wpakuje się w jakieś gówno, więc ściągnąłem go do siebie. Musiałem do tego użyć wszystkich możliwych wpływów, bo byliśmy spokrewnieni i to było niemożliwe...
Przerywa i nabiera powietrza.
- Ale ci się udało? - wtrąca nieśmiało zachęcając go do kontynuowania.
- Tak. I do tej pory nie wiem czy to był dobry pomysł. Od samego początku poczuł totalny luz będąc pod moim dowództwem. Nie było łatwo, bo codziennie przesuwaliśmy się kilka kilometrów do przodu. Wgłąb. Nie mięliśmy stałego obozu, bo byliśmy za blisko bojówek i istniało zbyt duże ryzyko ostrzału. Musiałem go cały czas temperować i karać. Zagroziłem, że karze go wydalić, ale wiedział, że tego nie zrobię. Rodzice mnie błagali  żebym na niego uważał, żebym nie spuszczał go z oka.
- Ale nie miałeś oczu dookoła głowy - pociesza go czując, że to jest właśnie czarny punkt opowieści.
- Miałem - stwierdza - Gdybym nie miał Hugo już by nie żył. Pewnego dnia... Znajdowaliśmy się dziesięć kilometrów od Samarry. Było ponad czterdzieści stopni w cieniu, kończyła nam się woda, a o jedzeniu nie było mowy. To wtedy zaczęliśmy polować na zwierzęta - uśmiecha się, a Olivia płacze bezdźwięcznie - Musieliśmy porzucić wszelką ostrożność i dostać się do miasta. Jak najszybciej inaczej jeśli nie Al Kaida pożarłaby nas pustynia. Rozdzieliliśmy się na pięcioosobowe grupy i każda sprawdzała osobny region. Dookoła pełno było min i ukrytych wrogów. Byliśmy już tak zmęczeni, że wystarczyłaby nam brudna kałuża do pełni szczęścia.
Olivia mocno zaciska zęby i oczy, żeby nie dać po sobie poznać jak bardzo ją to przeraża. Czy naprawdę chce to usłyszeć?
- Ostatecznie z dziesięciu grup wróciło tylko sześć. Straciłem dwudziestu ludzi przy poszukiwaniu wody. Kiedy szliśmy w piątkę przez pustkowie po około dwóch kilometrach zaatakowali nas... Udało mi się odciągnąć Hugo, ale dwóch z nas zginęło na miejscu, a jeden został pojmany. Hugo ubzdurał sobie, że jak go uwolni dostanie awans i już nie będę mógł nim rządzić. Cały czas żartował. Chyba był w szoku. Nie potrafiłem go utrzymać jednocześnie odpierając atak. Gdzieś obok wybuchnęła mina i mnie ogłuszyła. Kiedy odzyskałem świadomość już go nie było. Miałem dwie opcje, dwie drogi.
- Albo uciec do swoich, albo po niego wrócić - głos jej drżał.
- Dokładnie tak to widziałem. Odwrót oznaczał ucieczkę. Wlokłem się przez czterdzieści minut przez cierne, jedyne "rośliny" które mogły mnie osłonić Kiedy dotarłem do niewielkiego kanionu, w który go zabrali... Mój brat klęczał nad ciałem Mike'a. Ciało nie miało głowy, a Hugo właśnie czekał na egzekucje.
Olivia zadrżała jak w gorące, ale William nawet tego nie zauważył.
- Nie zastanawiałem się nawet minuty. Plan powstawał w miarę jak go realizowałem. Udało mi się za szczytu wzgórza zastrzelić połowę napastników, ale skończyły mi się naboje. Zauważając to również odrzucili swoje karabiny i krzyczeli, żebym do nich zszedł. Prawda jest taka, że ukryci żołnierze z karabinami w ręce są sobie równi. Walka zaczyna się dopiero, kiedy stają z gołymi rękoma twarzą w twarz. A oni są mistrzami takiej bitwy. Ogłuszyli Hugo, żeby nie mógł mi pomóc, a ja uznałem, że nie mam już nic do stracenia. Zszedłem do nich tak jak stałem z jednym nożem w ręce i wpadłem w furie. Nacierałem i zabijałem. Zostało ich dziesięciu  Dziesięciu na mnie. Nie mam pojęcia jak pokonałem ośmiu. Nie pamiętam tego. Wiem, że spojrzałem na dwóch ostatnich i poczułem, że już nie mam siły. Nie będę w stanie unieść ręki ani raz więcej. Jeden z nich trzymał maczetę, a drugi... A drugi długi rzemień zawinięty na końcu w kulkę. Na kulkę ponabijane były gwoździe.
Olivia zacisnęła na nim ramiona. Nieświadomie zrobiła to tak mocno, że z braku tchu ocknął się wrócił myślami do jej niewielkiej sypialni. Spojrzał w dół na trzęsące się ramionka, poczuł jej szybki oddech i prawie się przeraził.
- Przepraszam Livi... Nie powinienem ci mówić tego wszystkiego.
- Nie! - powiedziała szybko - Musisz dokończyć - chciała mieć jak najnormalniejszy głos, ale zaniosła się potężnym szlochem.
- Jezu Liv nie wiem co mnie napadło - uniósł szybko jej brodę i zobaczył trzęsące się usta, policzki mokre od łez i czerwony nosek.
- Musisz dokończyć - wychlipała.
- Dosyć bajek na dobranoc - otarł jej kciukiem łzy, ale zaraz pojawiły się nowe.
- Proszę...
- Ciii maleńka - usiadł, wciągnął ją na kolana i zaczął kołysać - Ciii.
- Powiedz - prosiła.
- Skończyło się tak, że Hugo się ocknął i użył porzuconego karabinu. Obiecał, że będzie mnie już zawsze słuchał, ale mnie się odechciało rządzić. I koniec. Nie było już nic dalej.
- Tak strasznie mi przykro kochany - ściskała go trzęsąc się i szlochając. Cień uśmiechu przebiegł Williamowi po twarzy, ale to przecież nie był czas na takie reakcje - Wyobrażałam sobie jakie to musiało być okrutne, ale tego sobie nie wyobraziłam.
- Nikt sobie tego nie może wyobrazić Livi.
Obróciła się przodem do niego, oplotła go kurczowo nogami i rękami.
- Nie chcę, żebyś kiedykolwiek o tym myślał - zaczęła go pocieszać w swój cudowny, dziecięcy sposób - Nie pozwolę cię skrzywdzić. Już nigdy nikomu - była tak stanowcza i tak przekonana o tym co mówi, że musiał się znowu uśmiechnąć.
- Dobrze słonko. Już dobrze - nie mógł odpowiedzieć nic innego, żeby jej nie urazić. Kołysał ją aż słońce zupełnie nie oświetliło pokoju i Olivia przestała płakać.
- Połóż się kochanie - szepnął.
- Nie chcę - nie zwalniała uścisku, a nawet go teraz zwiększyła. Jakby miał jej uciec.
- Myślę, że lepiej mnie obronisz kiedy będziesz wypoczęta - pocałował ją w szyje i nie umknęło mu, że zareagowała na to dreszczem.
- Nie chcę tracić ani sekundy na sen kiedy jestem z tobą - ledwo otwierała usta.
- Ale ja bardzo lubię się budzić koło ciebie - przekonywał. Cały już zdrętwiał.
- Czy nie możemy spać w tej pozycji?
Stłumił jęk zgrozy.
- Niestety jest pewien problem jeśli chodzi o tą pozycję.
- Niewygodnie ci? - błyskawicznie oderwała się od niego.
- Inny - już widział jak znowu się rumieni i zamyka w sobie - Jesteś naga kochanie i cały czas się o mnie ocierasz...
Zamarła na sekundę po czym zaczęła chichotać. Co za miła odmiana. Tak potrafiła tylko Olivia. Zatopić się w największej rozpaczy, płakać przez godzinę, żeby potem chichotać bez opamiętania.
- W takim razie mogę się zgodzić na położenie się pod warunkiem, że nie będziesz myślał na ten straszny temat i uśniesz razem ze mną.
Ma nadal zaczerwieniony nos i podpuchnięte oczy, ale chyba już jej przeszło.
- Obiecuje. Ale schowaj się już pod tą kołdrę.
Znowu się uśmiechnęła. Wyplątała się z niego i położyła obok. Odwróciła tyłem i odprężyła dopiero kiedy ją objął.
- Nie wiem jak ma ci to pomóc... - mruknęła wypinając się. I tym razem to on musiał się roześmiać.
- Śpij - chciał mieć karcący głos, ale nie wyszło mu to za bardzo.
Zamilkła i znieruchomiała. William nawet nie zamykał oczu analizując to co zaszło. Było mu lżej. Nie wiedzieć czemu fakt, że ona nie wie o nim wszystkiego strasznie mu ciążył. Może zdradził zbyt wiele szczegółów, ale czuł się teraz jeszcze bardziej swobodnie i jeszcze bardziej z nią związany. Aż odetchnął przeciągle z ulgą.
- Miałeś o tym nie myśleć! - ostry głosik rozdarł ciszę.
- Wystraszyłaś mnie!
- A ty mi obiecałeś!
- Nie myślałem o "tym".
- A o czym?
Odchrząknął jakby zażenowany.
- Twoja pupa mnie dekoncentruje...
Obydwoje się roześmiali i Olivia przewróciła się na plecy.
- Mam pomysł.
- Zamieniam się w słuch.
Zapatrzyła się na niego chwilę zbyt długo, ale nie skomentował tego.
- Ty się odwróć tyłem, a ja cię przytulę i zanucę kołysankę.
- Kołysankę?
- Powiedziałeś, że lubisz jak śpiewam.
- Uwielbiam.
Nie dyskutując wypełnił polecenie. Zdał sobie sprawę co robi jak już było za późno. Olivia najpierw nie ruszała się przez chwilę, a późnij pochyliła się i z nabożną czcią ucałowała jedną z jego blizn.
- Livi , mała to nie jest konieczne - prychnął chcąc ją zniechęcić.
- Jest - odpowiedziała śmiertelnie poważnie.
Miał dziwne przeczucie, że gdyby się teraz odwrócił zobaczyłby parę załzawionych oczu wypełnionych po brzegi bólem. Nie odwrócił się. Olivia wtuliła policzek w jego plecy i objęła go w pasie.
- Stacy śpiewała mi to, kiedy byłam malutka. Andy'emu też.
- Dlaczego nie mama?
- Jeeej - zaśmiała się - Bo dołączyłyby do tego wszystkie koty w okolicy.
- Rozumiem.
Olivia zaczęła nucić jakąś melodie. Bardzo czysto i bardzo wyraźnie podbijała każdy ton. Kolejna abstrakcja. Kobieta go tuli i śpiewa kołysankę do snu. Jego rodzona matka tego nie robiła! Nie chciało mu się spać, ale to przyjemne. Odwraca myśli od niepotrzebnych rzeczy, relaksuje, pozwala zapomnieć. Głaszcze go po ramieniu nie przestając nucić. Ma taką malutką, delikatną rączkę. To naprawdę bardzo przyjemne. Udaje mu się w końcu zrelaksować na tyle, żeby zamknąć oczy. Czuje zbliżający się sen. Jest niemożliwa... Ukołysała go swoim śpiewem...
- Śpisz? - szepcze do niego tak cichutko, że ledwo ją słyszy. Nie porusza się i nie reaguje. Jeśli będzie myślała, że usnął też w końcu to zrobi. Jej usta muskają mu ramie, szyję i plecy - Kocham cię - szepcze - Bardzo cię kocham.
 Przytula się do niego mocno i w końcu zapada cisza. Jego oczy pozostają szeroko otwarte.




9 komentarzy:

  1. Witam w piękną wiosenną niedzielę :D
    Co sądzicie o takim rozwoju wydarzeń? Przeczytajcie i uciekajcie na słoneczko. Ja właśnie wybieram się na spacer. Pozdrawiam i całuje!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Łoł.
    Ja chyba muszę zacząć komentować rozdziały w dzień po przeczytaniu, bo teraz mam jeden wielki uśmiech i łzę w oku i znów nic sensownego nie napiszę. Popłakałam się...
    I zazdroszczę słoneczka z całego serca, bo u mnie deszcz.

    Wierna Fanka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytam ten rozdział już chyba trzeci raz, robię coś, ale nie mogę się skupić, więc wracam i znów czytam. To jest chyba mój ulubiony jak do tej pory z Windy Hill! A zaraz potem spektakl Oliwii w fotelu, na cześć Alex :D Kochaaam to! :D

    Znów Wierna ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Po pierwsze: u mnie tak pół na pół. Tzn. pada, świeci, pada, świeci, ale wmawiam sobie, że cały czas świeci :D
    Po drugie: naprawdę aż tak Ci się podoba????? Nawet nie wiesz jak bardzo, bardzo, bardzo mnie to cieszy. Serio dla takich reakcji naprawdę warto...
    Po trzecie: spektakl na cześć Alex! LOVE IT!! Chyba tak nazwę ten rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Haha, a jakoś tak nie wiedziałam jak Ci nakreślić o jaką scenę/rozdział mi chodzi :D Nie, jest na prawdę świetnie i zobacz, że coraz więcej jest Twoich fanów! :D Gratulacje, Nikki.

    Wierna.

    OdpowiedzUsuń

  6. już nie mg się doczekać, bo niedługo będzie równiutka 30 naszego Windy!!!!!

    ps. kiedy możemy się spodziewać 29?

    An

    OdpowiedzUsuń
  7. No już prawie, prawie ;) Daj mi jeszcze z godzinkę, bo pisałam wczoraj zupełnie na wariata i muszę to dokładnie przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zakończenie tego rozdziału - mistrzostwo. Zresztą Windy Hill bardzo działa na moją wyobraźnię, jakbym oglądała film. Bardzo ładne szczegółowe opisy miejsc i zdarzeń, które czytam po kilka razy. Mam nawet już aktorów do tych ról...
    Tycha

    OdpowiedzUsuń
  9. O! Film na podstawie mojego opowiadania :D Jakie masz propozycje ról??

    OdpowiedzUsuń

Znacie to uczucie kiedy jesteście powodem czyjegoś uśmiechu? Jest... Niesamowite!!