wtorek, 16 kwietnia 2013

Windy Hill Rozdział 29

Olivia czuje zapach zielonej miękkiej trawy i rześkiego morskiego powietrza. Wspomnienie to sięga najdalszego dzieciństwa, kiedy razem z rodzicami codziennie w czasie pobytu w Portsmouth chodzili na Four Tree na lody. Ich smak się nie zmienił. Konsystencja też. Pod wpływem upalnego słońca lody szybko się topiły i ściekały po dłoniach. Trzeba było wtedy biec na molo, położyć się na brzuchu na jego chybotliwej krawędzi i je umyć. Łatwo było wpaść do nie najpłytszej w tym miejscu wody, ale Andy rzadko o tym pamiętał.
Siostra go woła i pokazuje mu coś co niby dojrzała w wodzie. Jest taka szczęśliwa, że to widzi, że aż przebiera krótkimi, chudziutkimi nóżkami. Ponieważ Andy ubóstwia małą siostrzyczkę zawsze traci przy niej czujność. Kiedy pochyla się z zainteresowaniem wpatrując w wodę czuje tylko zadziwiająco mocne pchnięcie. Wpada z wrzaskiem do wody. Od zawsze bał się głębi a już zwłaszcza jako dziesięciolatek zaczyna płakać, a rodzice pędzą przez trawnik z pomocą. Mama jest zdenerwowana, tata powstrzymuje śmiech. Tata nigdy nie jest zły na Olivie. I nigdy nie pozwala jej ukarać. Andy nawet jeśli z początku próbował się odegrać w końcu mięknie na widok załzawionych zielonych oczu. Koniec końców Liv i tak może się rozłożyć w trawie i wygrzewać w ciepłych promieniach słońca. Tak przyjemnie i mięciutko... Andy jest rządny rewanżu, ale nie jest ani tak podstępny, ani pomysłowy jak siostra. Zresztą ona jest zbyt sprytna i od razu wietrzy podstęp. Kiedy Olivia zasypia rozciągnięta na trawie smyra ją po nosie źdźbłem. Odgania go jak muchę i chce dalej spać, ale chłopiec się nie poddaje. Olivia zaczyna się śmiać mimo że bardzo by chciała odpocząć. Bardzo dużo dzisiaj biegała. Ścigała się z Miles'em Bennet'em i wygrała! Nigdy się nie złości na brata podobnie jak on na nią.
- Andy... - mruczy. Znowu ją smyra.
- Andy - jej głos robi się wyraźniejszy. Mruży w końcu oczu i powoli je otwiera. Zamiast łąki jest łóżko, zamiast trawy usta, a zamiast Andy'ego William - Nie jesteś Andym... - mruczy przyciągając go za szyję do siebie.
- Dokuczał ci w ten sposób?
- Zamiast ust używał trawy... - przeciąga się pod nim zaspana - Wolę usta.
William obsypuje jej twarz pocałunkami.
- Niezaprzeczalnie wolę usta...
- Nie mogłem się napatrzeć jaka jesteś spokojna, kiedy śpisz...
- To dlaczego mnie obudziłeś?
- Chcesz jeszcze spać?
- Nie...
- Szkoda czasu?
- Szybko się uczysz.
Obydwoje zerkają w dół jej ciała. Jest prawie zupełnie odkryta i prezentuje mu wszystkie swoje wdzięki.
- Teraz już rozumiem dlaczego nie mogłeś utrzymać rąk przy sobie...
- I to nastawienie mi się podoba! - przyciska ją sobą do łóżka i przygryza skórę na szyi. To tak przyjemne, że Olivia pojękuje.
- Musimy o tym porozmawiać... - chichocze.
- O czym znowu? - markuje zniecierpliwienie - Ciągle byś tylko gadała i gadała...
- O gryzieniu... Zostawiasz na mnie ślady!
- Znaczę cię.
- Jak bydło!
- Wytatuuje ci nad pupą "Własność prywatna William Hill. Dotknięcie grozi śmiercią, lub trwałym kalectwem"
Olivia tak się śmieje, że po chwili traci zupełnie oddech. Zdyszana i zarumieniona ze łzami w oczach próbuje go z siebie zrzucić.
- Dlaczego ty właściwie już nie śpisz?
- Szczerze?
- Mhm.
- Umieram z głodu.
- To dlatego mnie obudziłeś! - uderza go w  ramie - Wcale ci nie chodziło o moją nagość!
- Obudził mnie głód, a później spojrzałem na ciebie.
- Kłamca - Olivia jeszcze raz uderza go w ramie i wstaje z łóżka.
- Wiesz jak to się nazywa? To się nazywa przemoc! - burzy się William.
- Masz na myśli to? - odwraca się pokazując czerwone ślady na brzuchu i żebrach.
- He he he - uśmiecha się lubieżnie. Olivia zaciska szczękę udając oburzenie i zamyka się w łazience.

- Musisz sobie coś zapamiętać na przyszłość - oświadcza surowo i autorytarnie, kiedy Olivia w szlafroku wchodzi do kuchni - Kiedy mówię "jestem głodny" twoją pierwszą i jedyną reakcją jest bieg do kuchni - na twarzy ma powagę, a w oczach śmiech. Dziewczyna chce się obrazić ale na widok jego stroju złożonego z samych przetartych jeansów nie potrafi zrobić poważnej miny.
- Tak jest sir! - salutuje i rusza do lodówki.
- To mi się podoba szeregowy.
- Jestem tylko szeregowym? Jakimś zwykłym szeregowym?!
- Trzeba od czegoś zacząć...
- Zacząć? - zmienia trasę i idzie do niego - Uważasz, że jestem dopiero początkującym żołnierzem? - kładzie mu dłonie na brzuchu - Ja myślałam, że już się przysłużyłam swojemu kapitanowi - całuje go w pierś.
William kładzie jej ręce na ramionach.
- Coś w tym jest. Musisz jeszcze przejść ostateczny egzamin.
- Jaki sir?
- Zjeść porządne żołnierskie śniadanie.
Odsuwa się od blatu odsłaniając cały kopiec naleśników.
- Sam je zrobiłeś?
- A widzisz tu kogoś trzeciego?
- Dlaczego na mnie nie poczekałeś?
- Nie było cię czterdzieści minut! Mogłem stracić przytomność z niedożywienia!
- Spokojnie szefie. Znam się na pierwszej pomocy! Zjadłeś już?
- Tylko tyle, żeby nie umrzeć czekając na ciebie.
Olivia rozkłada na stole talerze i nalewa soku. William wygrzebuje z lodówki syrop klonowy i biorą się do jedzenia.
- Wyspałaś się chociaż trochę?
Nie chce już rozmawiać na nocny temat, ale nie chce go też unikać.
- Usnęłam jak dziecko.
Ona nie krępując się żadną sytuacją zaczyna pochłaniać naleśniki.
- Robisz pyszne naleśniki!
- Nie zapamiętuj tego - burczy - W przyszłości ty gotujesz.
- Jasne, jasne - zgodziłaby się na wszystko po magicznym słowie "przyszłość".

Kiedy Olivia sprząta ze stołu i parzy Williamowi kawę rozlega się pukanie do drzwi.
- Proszę!! - krzyczy mając pewność, że to Preston. I nie myli się. Po chwili w kuchni pojawia się chłopak w krótkich spodenkach i koszulce jeszcze bardziej eksponując swoją drobną budowę.
- Dzień dobry - mówi od wejścia - Tu twoja automatyczna sekretarka - wyciąga do niej dłoń z telefonem - Oddzwoń do mamy bo już nie wiem co jej mówić.
- Po prostu prawdę - bierze go od niego - Jeśli nikt nie umiera nie ma mnie!
Ze średnio zadowoloną mina wybiera numer.
- Zjesz coś? - pokazuje na resztki śniadania czekając na połączenie. Preston kręci przecząco głową zerkając na Williama pochłoniętego czytaniem czegoś w swoim telefonie. Och tak, tak wiem, pomyślała Olivia. To wszystko jest moje!! Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że Prestona raczej nie interesują jego walory i bardziej zwrócił uwagę na blizny niż mięśnie. Udając, że nie zauważyła jego spojrzenia swobodnie podchodzi do Williama i przytula się do jego pleców. W telefonie odzywa się poczta głosowa.
- Cześć mamo. Skoro nie odbierasz to znaczy, że to nic ważnego. Przestań dręczyć Prestona widzimy się wieczorem. Pa!
Oddaje telefon Prestonowi.
- Po kłopocie!
Odruchowo zerka na wyświetlacz telefonu Williama. Czyta maile.
- Hej! Nie pracujemy!! - wyrywa mu go z ręki. W jednej sekundzie czuje szarpnięcie za rękę, traci kontakt z podłożem, wykonuje mimowolny obrót i ląduje na jego kolanach.
- Nie próbuj mnie podejść mała - zaczyna ją łaskotać, a ona z piskiem wymachuje nogami.
- To nadużycie siły! - wrzeszczy.
- Kto ma ten używa - odpowiada. Podciąga ją wyżej i całuje.
- Może poczekacie aż wyjdę? - mówi zniesmaczony Preston na widok Olivii bezwstydnie buszującej rękami po ciele Williama.
Niestety nikt nie zwraca na niego uwagi.

- Jeśli nie przestaniesz się dąsać już nigdzie nigdy nie wyjedziemy - mówi zniecierpliwiony William kiedy Olivia po trzydziestu kilometrach drogi ciągle siedzi z rękoma założonymi na piersi i milczy. Prawie się do niego nie odzywa, kiedy próbuje ją zagadać.
- Bo to nie fair, że czas tak szybko upłynął - mówi płaczliwie.
- Czas zawsze płynie swoim tempem kochanie. To myśmy go szybko spędzili - stara się ją pocieszyć ale szybko traci do tego zapał.
- Więc dlaczego nie spędziliśmy go wolniej?
- Musielibyśmy siedzieć w oddzielnych pokojach.
- Następnym razem tak zrobimy - wydyma dolną wargę i wygląda jak pięciolatka.
- Przestań! - traci nagle całą cierpliwość.
- Nie krzycz na mnie!
- To mnie nie denerwuj.
- A co ja takiego zrobiłam, że się zdenerwowałeś?
- Prowokujesz mnie swoim zachowaniem!
- Moim zachowaniem?! Siedzę spokojnie i nic nie mówię. Co ci przeszkadza?
- Chcesz być traktowana jak dorosła, a zachowujesz się jak dziecko.
Doskonale wiedział, że wsadza kij w mrowisko, ale trudno. Stało się.
- Jak dziecko?! Jakoś nie przeszkadzało ci to w nocy i przez pół dnia!
- Ale teraz mi przeszkadza.
Jego stanowczy i spokojny głos doprowadza ją do furii.
- To może zaczniesz mi dawać wskazówki kiedy mam się jak zachowywać?
- Jezu dziewczyno uspokój się... Myślałem, że jesteś za mądra na takie zachowanie.
Odebrało jej mowę. Otwarła buzię, ale żaden dźwięk się z niej nie wydobył.
- I nie patrz na mnie jakbym cię zbił! - nie odrywał wzroku od drogi.
- Przepraszam panie strasznie dorosły, że nie dorównuje ci poważnym zachowaniem. I przestań się zachowywać jak mój ojciec!
- No bynajmniej ja bym cię tak nie rozpieścił.
Nie wiedział dlaczego aż tak go poniosło, ale zupełnie nie pomyślał co mówi. Kiedy słowa padły nastała absolutna cisza. Nie miał odwagi na nią spojrzeć. Nie odzywała się i nawet nie słyszał jej oddechu. Rzucał w myślach największe znane mu przekleństwa. O co się pokłócili? O to, że było jej przykro, że weekend się skończył?! Ehhh... Musiał w nią rzucić słowami Alex...
"Powiedziałam jej, że nigdy nie weźmiesz na poważnie takiej rozpieszczonej gówniary! Byłbyś szalony!"
Dźwięczał mu w uszach wściekły głos. Odważył się zerknąć w bok. Siedziała wpatrzona w szybę po swojej stronie. Ręce leżały spokojnie na kolanach, oddech był głęboki i wyrównany. Powstrzymywała płacz.
- Livi? - mruknął niepewnie tracąc całą zawziętość. Nic. Zero reakcji.
- Spójrz na mnie mała.
Cisza. Ani drgnęła, kiedy dotknął jej dłoni. Zjechał przy pierwszej nadarzającej się okazji na pobocze, złapał ją za ramiona i obrócił do siebie. Tak jak się spodziewał mina zranionego zwierzątka, ale wbrew oczekiwaniom ani śladu łez.
- Przepraszam - powiedział  nieco zmieszany - Nie chciałem tego powiedzieć.
- Nie ma sprawy - spuściła wzrok i próbowała wrócić na miejsce.
- Livi... Nie złość się na mnie.
- Nie jestem zła.
- Gorzej. Jesteś smutna. W takim razie złość się na mnie... Proszę.
- Przestań. Jedźmy już.
- Olivia wiem, że ona cię tak nazwała. Przepraszam - powtórzył po raz drugi ze skruchą.
- Wyjaśnij mi dlaczego cały czas wypowiadamy "ona" wielką literą? - oczy jej niebezpiecznie błyszczą - Kim ONA do cholery jest, że wszędzie jest jej pełno?
- Liv nie ma jej. Proszę cię uspokój się.
- Przestańmy o niej rozmawiać - ucina - Dosyć. Jedźmy.
- Livia! - szarpie ją za ramie - Nie będziesz się na mnie wściekała! Czy ja jestem zły kiedy ciągle, z każdej strony i przy każdej okazji słyszę Robi, Robi i Robi?! Nie, nie jestem zły, bo nie wymażesz przeszłości. Zresztą po co miałabyś to robić? Dobrze się bawiłaś i to jest najważniejsze.
- O to chodzi? Dobrze się z nią bawiłeś? Dobrze się bawiliście śmiejąc ze mnie? I czy pewnego dnia o mnie powiesz to samo? Olivia? A! Dobrze się bawiliśmy!
Patrzy na nią nic nie rozumiejąc.
- Śmialiśmy się z ciebie? O czym ty mówisz?
- No cóż taką wersję przedstawiła mi twoja dziewczyna. Przepraszam dziewczyna z którą się dobrze bawiłeś.
- Co ci powiedziała?
- Nie wiesz? Przecież sam jej to podpowiedziałeś!
- Powiedz mi - jest zupełnie spokojny.
- Że uważasz mnie za zwykłą gówniarę. Chociaż nie poczekaj... rozwydrzoną gówniarę! Nie taką zwykłą. I do tego córeczkę tatusia!
William opada plecami na oparcie i pociera obiema dłońmi twarz. Dlaczego tylko jemu wydaje się to śmieszne? Czy ryknięcie śmiechem będzie odpowiednie w tej chwili?
- O co my się kłócimy Livi? - wygląda na zmęczonego.
- Generalnie o to jak mnie nazwałeś...
- I owszem w pierwszym odruchu nazwałem cię dzieciakiem. Ale patrząc na twoje zachowanie nie pomyliłem się.
Czuje jej wzrok wyraźniej niż jakby go uderzyła. Odwraca się dopiero kiedy słyszy otwierane drzwi.
- Co ty wyprawiasz? - łapie ją za rękę.
- Pojadę z Prestonem - odpowiada spokojnie czekając aż ją puści.
- Wracaj tu! - wciąga ją siłą do środka i przechyla się, żeby zamknąć drzwi - Serio już uciekasz? Przy pierwszym problemie wychodzisz?
Spuściła wzrok zawstydzona tym, że miał świętą racje.
- Posłuchaj - łapie ją pod brodę i unosi ku sobie - Nie uważasz, że Alex by się teraz cieszyła słysząc nas? Chciała wprowadzić zamęt i chyba jej się udało...
Olivia patrzy na jego czoło, nos, usta, brodę ale unika oczu.
- Wiesz czemu jej to powiedziałem? - nie reaguje - Bo nie rozumiałem co się ze mną dzieje. Bo powiedziała mi, że jesteś dzieckiem, a ja akurat myślałem o tym jak strasznie cię pragnę. I dlatego powiedziałem czując się zaatakowany, że doskonale wiem, że jesteś jeszcze dzieciakiem. Ale ani przez chwilę tak nie myślałem.
W końcu patrzy mu w oczy, ale tylko po to, żeby doszukać się kłamstwa. Nie znajduje go.
- Nie pozwólmy jej Livi...
Olivia przechyla się i wsuwa w jego ramiona.
- Przepraszam Williamie... - mruczy, kiedy ją obejmuje. William całuje ją w czubek głowy.
- Nie kłóćmy się słonko. Przynajmniej nie o nią. Zapomnijmy o niej ok?
- Nie musisz mnie prosić dwa razy.
- Bardzo dobrze.
Siedzą przez chwilę objęci nic nie mówiąc.
- Wiesz na co miałbym teraz ochotę?
- Na co?
- Pokochać się z tobą... Taki pojednawczy seks.
Olivia w końcu chichocze i wrogi klimat opuszcza ich zupełnie.
- Chyba powinniśmy ruszać. Nie stoimy w najbezpieczniejszym miejscu.
- Więc w drogę - w miarę uspokojona Olivia wraca na swoje miejsce - Odwieziesz mnie do domu? - mówi z nieukrywanym entuzjazmem.
- Nie - nie może się powstrzymać od uśmiechu na widok jej zawiedzionej miny - Podjedziemy tam tylko na chwilę.
- Jak to na chwilkę?
- Przywitamy się z twoimi rodzicami, weźmiesz sobie jakieś rzeczy na jutro i pojedziemy do mnie.
- Jak to?
- Moglibyśmy zostać u ciebie, ale dajmy im ochłonąć zanim usłyszą nasze nocne wyczyny.
Chwila ciszy.
- Naprawdę? - ma piskliwy, szczęśliwy głosik.
- Naprawdę. A później pojednawczy seks. Co ty na to?
Nie zważając, że właśnie włączają się do ruchu obejmuje go mocno za szyję i całuje w policzek.
- Cieszę się...
- Widzę - William się śmieje - Wracaj na miejsce i zapinaj pasy.
Aż do Nowego Jorku nie zamyka się jej buzia i w końcu wszystko wraca do normy.

                                                                               ***
Powtórka z rozrywki. Idą za rękę do drzwi wejściowych, a Olivia ma na twarzy dziką determinacje. Williama kompletnie nie obchodzi co sobie pomyśli Lucas i co powie Sophie. Wie czego chce i nic mu tego nie odbierze. Bawi się w te konwenanse tylko ze względu na nią. Hol i ciągnący się za nim salon wypełnia cisza.
- Mamo?! - woła Olivia ściskając kurczowo jego dłoń.
- Kochanie uspokój się - szepcze - Będziesz zupełnie wykończona zanim dotrzemy do mnie.
- Nieprawda - mruczy - Tato!!
Drzwi jadalni się otwierają i dziewczyna aż podskakuje wystraszona.
- Nie macie szczęścia - to Preston.
- Dlaczego?
- Wszyscy są na kolacji z Carlsonami. To po to mama tak cię dręczyła. Chciała, żebyś wróciła wcześniej i z nimi poszła.
- To dobrze, że się nie dodzwoniła... - kwituje Olivia. Odwraca się się do Williama i obejmuje go w pasie - Mamy pecha... Za szybko nie wrócą.
- Do trzech razy sztuka - buziak w czoło - Idź po rzeczy, a ja tu poczekam na ciebie.  
- Gdzieś jedziemy? - Preston z żalem przełyka kęs kanapki.
- Możesz zostać. Przyjedź po mnie jutro w porze lunchu.
- Gdzie idziesz jutro w porze lunchu? - od razu pyta William.
- Umówiłam się z Sami - odkrzykuje mu już wbiegając na schody.
Czy mu się tylko wydawało, czy przez jej twarz przemknęła ulga na wieść o nieobecności rodziców?

Olivia opowiada mu coś o szkole, ale William w ogóle jej nie słucha leżąc na kanapie z głową na jej kolanach i bawiąc się małą dłonią. Ma tak delikatną skórę jakby w życiu nie wykonała żadnej fizycznej pracy. Pewnie nie wykonała... Wypielęgnowane, równiutko opiłowane paznokietki są tak drobne, że zajmują jedną trzecią jego paznokcia. Naprawdę ma co najmniej dwa razy większą dłoń od niej. I dużo grubszą, bardziej szorstką skórę. Margaret stawia przed nimi dzbanek soku i dwie szklanki. Zerka na niego i się uśmiecha. Cóż za subtelność!
- Ty mnie w ogóle nie słuchasz! - Olivia wyrywa go z zamyślenia.
- Wielbię twoją dłoń. Nie przeszkadzaj - mruczy rozleniwiony.
- Wielbisz moją dłoń? A co w niej jest takiego wyjątkowego?
- Po pierwsze jest... - całuje małego paluszka, który nie może być grubszy od zapałki - Po drugie jest taka drobniutka, że muszę uważać, żeby jej nie połamać, a po trzecie nie mogę się nadziwić jak potrafi się na mnie zacisnąć...
- Oj bardzo lubi się na tobie zaciskać...
- Przestań staram się zrelaksować.
- Mogę cię zrelaksować.
- I to mi coś przypomniało - podrywa się do pozycji siedzącej.
- Co takiego?
- Mam dla ciebie prezent, ale dostaniesz pod warunkiem, że będę mógł wrócić na kolana.
- Prezent?! - buźka jej się rozświetla, a bujny kucyk huśta się energicznie.
- Będę mógł?
- Kiedy tylko chcesz.
William wstaje i idzie do komody na której zostawił korespondencje jaka przyszła do niego przez weekend. Nawet w czasie weekendu nie dają mu spokoju! Wyciąga jedną z kopert i wraca na kanapę. Podaje ją Olivii, a ta z podekscytowaną miną waży ją w dłoni. Zerka na niego chwilę się wahając po czym otwiera zdecydowanie i wyciąga z środka film DVD. W pierwszym odruchu marszczy brwi, a później jej oczy i usta otwierają się szeroko. Mógłby codziennie ją obsypywać prezentami, byle tylko widzieć tą reakcję.
- Ale to jest... - pokazuje mu okładkę.
- Mhm - przytakuje spokojnie.
- Skąd?! - dopiero teraz zauważa na niej logo "Hill Production" - Czy ty...? Czy...?
- Zacinasz się mała - zaczyna się z niej śmiać - Tak wykupiłem prawa, przejrzałem montaż, zainwestowałem w lepsze efekty i zaraz obejrzymy co z tego wyszło.
- Ale dlaczego?!
- Bo ci się podobała książkowa wersja i dlatego, że chcę mieć wpływ na to jak będzie wyglądał przypakowany wujek Mama zanim ty go zobaczysz.
- Mamaji! - z takim okrzykiem rzuca mu się w ramiona. Wchodząca z miską popcornu Margaret uśmiecha się jeszcze szerzej. To dziwne, że jakoś obecność Alex nigdy jej tak nie cieszyła - Obejrzymy teraz? - zaczyna podskakiwać przyciskając do piersi płytę. William pomyślał, że nawet jakby nie chciał nie umiałby jej odmówić.

William wrócił na jej kolana i było mu dobrze mimo że odkąd zaczął się film on sam został kompletnie zapomniany. Od czasu do czasu przeczesywała mu włosy chyba nawet nie do końca świadoma, że to robi. Najśmieszniejsze i najdziwniejsze było to, że uparła się, że to będzie tak dobry film, że Margaret musi go obejrzeć z nimi i biedna kobieta mimo rumienienia się i wymawiania obowiązkami siedzi teraz na fotelu obok z równie zafascynowaną miną jak Olivia. Tak swoją drogą film jest naprawdę niezły! Po dokładnie dwóch godzinach i siedmiu minutach jedna z kobiet zalana jest łzami, a druga bardzo stanowczo je powstrzymuje.
- I jak Wam się podobało?
- Przepiękna historia - mówi Margaret ocierając łzy.
- Zawsze wiedziałam, że zwierzęta to dranie - warczy Olivia.
Powstrzymując śmiech William patrzy na nią z kiepsko ukrywanym rozbawienie
- Uważasz, że powinni zostać najlepszymi przyjaciółmi?
Wzrusza tylko ramionami i nic nie odpowiada. Jest zbyt wzruszona i zbyt blisko rozpłakania się, żeby zareagować. Ukrywa emocje? To do niej bardzo niepodobne. William całuje kolejno wszystkie drobne paluszki.
- Czy macie ochotę coś zjeść? - Margaret podrywa się z miejsca.
- Za chwilę - odpowiada jej William. Margaret znika z salonu, a William nie odrywa wzroku od Olivii.
- To co? Może być?
- Mhm.
- Możemy to wypuścić do kina?
- Mhm - kiwa głową ciągle wpatrując się w litery końcowe.
William kompletnie rozbrojony siada i przytula ją. Liv odwzajemnia uścisk i po chwili chlipie cichutko.
- No teraz mam pewność, że jest dobry - przyciska ją mocno do siebie.      



1 komentarz:

  1. Jak słusznie zauważyła An zbliżamy się do trzydziestki :) Chyba powinnam czymś zaskoczyć przy takiej okrągłej okazji...

    OdpowiedzUsuń

Znacie to uczucie kiedy jesteście powodem czyjegoś uśmiechu? Jest... Niesamowite!!