wtorek, 23 kwietnia 2013

Windy Hill Rozdział 32

- Nie rozumiem... Wielu rzeczy nie rozumiem, ale tej szczególnie - Olivia rzuca Jeźdźca na środek stołu.
- Czego nie rozumiesz? - pyta Andy.
- No... rozumiem, że w ówczesnych czasach to zrobiło furorę, że było rewolucyjne, piękne i przełomowe. Jest piękne, chociaż tak nawiasem mówiąc ciekawe ile wycięli carscy cenzorzy... Ale żeby się po tym zakochać w Rosji? No raczej nie!
- A kto ci się każe zakochiwać w Rosji? - mama podnosi książkę ze stołu i przygląda się okładce jakby miała jej opowiedzieć o zawartości.
- Ktoś mi tak powiedział... - zapatrzała się na talerz z jajecznicą - Że jak to przeczytam to mi się spodoba Rosja.
Dzisiaj Olivia w końcu coś poczuła. Dopadło ją poczucie niesprawiedliwości. Kiedy tak wczoraj leżała zapominając o kolacji, o kąpieli, o śnie przyszła Stacy. Oczywiście jako jedna z niewielu świadoma tego co się naprawdę dzieje nie przyszła tak jak jej poleciła mama lekami na grypę, ale z gorącym mlekiem i jej ulubionym Baileys'em przygotowanym według domowej receptury. Bayleys Stacy zawierał tyle alkoholu, że wystarczył jeden niewielki kieliszek, żeby jej ciało z zaciśniętymi wszystkimi mięśniami rozluźniło się. Bez słowa wypiła jeszcze jeden i odpuszczając mleko znowu się położyła. Przytuliła się do poduszki i leżała. Stacy nic nie mówiła, nie próbowała wypełnić pustki jaka wypełniła Olivię tylko ją głaskała. Po głowie, po plecach, przeczesywała włosy. Siedziała przy niej aż ta usnęła. Pusta i niezdolna do reakcji.
Ale dzisiaj już czuła. Bardzo wyraźnie. I wyglądało następująco:

William ją zostawił. Zabawiał się z Alex, zabawiał się Olivią. Miał dwie różne kobiety w tym samym czasie. Jedną dojrzałą, wiedzącą czego chce, spełniającą się zawodowo, piękną, kobiecą, świadomą swoich możliwości i wiedzącą jak się zachować przy jego boku, jak mu sprawić przyjemność i jakie miejsce zająć w jego życiu. To Alexandra Lacroix.
Druga była słodką dziewczynką, którą z dreszczykiem wprowadził w świat cielesnych rozkoszy o których miała niewielkie pojęcie. Było fajnie, kiedy taka zachwycona z psim uwielbieniem na twarzy obserwowała jak doprowadzał ją raz za razem. Ale coś poszło nie tak. Albo za szybko chciała więcej, albo za wolno. William miał dosyć chowania się po kątach jak piętnastolatek, żeby tylko ją złapać za kolano. To Olivia.

Taką wersję próbowała sobie przyswoić, żeby móc się ze wszystkim pogodzić. Taką wersję ułożyłaby sobie każda dziewczyna w podobnej sytuacji... Ale nie córka Lucasa Shelly. Nie ktoś, kto otrzymał w genach całą jego inteligencje, spostrzegawczość i drobiazgowość. Córka Lucasa minutę po obmyśleniu planu jak sobie ułożyć przyszłość tak, żeby wymazać przeszłość powiedziała na głos do lusterka "GÓWNO PRAWDA!!" Nie zamierza udawać, że go nie było i nie zamierza udawać, że nie zaszły te wszystkie sytuacje i nie padły te wszystkie słowa. Coś się musiało stać. Z dziką determinacją zaczęła się zastanawiać co. Nie spotykał się z nimi obiema i jest o tym przekonana. Zaspokajała go dziesiątki razy i musiałby mieć chorobę psychiczną, żeby potrzebować drugiej kobiety. Spotykali się w zasadzie codziennie i od samego początku spędzali razem weekendy. Nie żegnałby się z nią tak czule i z takim żalem gdyby był zwykłym draniem! I opowiedział jej o Iraku!!
- Olivia słuchasz mnie? - mama szturcha ją w nogę.
- Co?
- Produkuje się od kilku minut, a ty mnie w ogóle nie słuchasz!
- Zamyśliłam się co się stało?
- W sobotę idziemy do pana Carlsona - jest dzisiaj jakaś strasznie drażliwa.
- Wiem.
- W co chcesz się ubrać?
- Jeszcze się nie zastanawiałam.
- Alex ma dla ciebie kilka propozycji.
- Niech je sobie wsadzi.
Andy krztusi się jedzeniem.
- Słucham? - mama zastyga z ręką w powietrzu.
- Mamo nie potrzebuje jej pomocy przy ubieraniu się. Dziękuję, nie zamierzam jej słuchać.
-Owszem zamierzasz i wysłuchasz! I nie będziesz się tak zachowywała i wysławiała w tym domu!!
Cisza jak makiem zasiał. Obydwoje z Andy'm patrzą zaskoczeni to na nią to na siebie. Mama nigdy się tak nie zachowywała. Nigdy się nie wściekała do tego stopnia.
- Aż tak się zaprzyjaźniłyście? - Liv ukrywa jak bardzo ją to zabolało.
- Tak Olivio, aż tak i nie życzę sobie, żeby była tutaj źle traktowana. To specjalistka w swojej dziedzinie, niesamowicie utalentowana osoba i powinnaś się cieszyć, że chce ci pomóc.
- Nie rozumiem o co ci chodzi, bo wystarczy że wykonam jeden telefon i przybiegnie tu połowa stylistów Nowego Jorku. O co chodzi z tą Alex?
- Szczerze powiedziawszy też się zastanawiam - wtrąca nieśmiało Andy.
- Bez dyskusji - Sophie mówi przez zaciśnięte zęby - Przyjdzie tu dzisiaj wieczorem, a ty będziesz miła i chętna do współpracy. Nie proszę o wiele! To dziewczyna twojego szefa i chociaż ze względu na to powinnaś ją traktować z szacunkiem.
- No tak... Prawie o tym zapomniałam... - krew jej szumi i ręce drżą. Nie jest jego dziewczyną. Nie wie jaka rolę pełni, ale nie dziewczyny!
- Więc nie zapominaj. Będzie wieczorem tak jak mówiłam. Przyjedzie też Meredith i liczymy na ciebie.
- Jasne mamo - wstaje od stołu i rusza do wyjścia - Do wieczora.
- Nic nie zjadłaś!
Nie reaguje na to wychodzi bez słowa.

W pracy robi wszystko poprawnie. Szybko i poprawnie obmyślając swój mistrzowski plan na wieczór. Alex jest solidną przeciwniczką i nie może brać jej zbyt lekko. Musi wszystko przygotować do perfekcji. Musi pokazać, że to ona jest bardziej wartościowa stroną tej chorej rywalizacji. Pomiędzy oddaniem poszczególnych korekt grzebie w internecie, dzwoni i umawia się. Doskonale wie do czego dąży i starym dobrym sposobem choćby miała gryźć beton i paść trupem ze zmęczenia osiągnie cel. Dzień mija błyskawicznie. Założenia są proste:

# postanowienie nr 1 - nie patrzeć w kamerę.
# postanowienie nr 2 - nie myśleć o kamerze.
# postanowienie nr 3 - nie czuć urazy do Williama.
# postanowienie nr 4 - nie rozpaczać, bo to tylko jakieś marne przedstawienie.
# postanowienie nr 5 - nie wpaść w rozpacz jeśli wieczorem przyjdą razem.
# postanowienie nr 6 - zaufać mu.
# postanowienie nr 7 - nie poddawać się, żeby nie wiem co!
# postanowienie nr 8 - i nie zniechęcać!
# postanowienie nr 9 - modlić się, żeby wszystkie powyższe miały jakiś sens.

Po lunchu, którego nie miała czasu zjeść wpada pięć minut spóźniona na piętro.
- Pięć minut to jeszcze nie dramat. Nie musisz tak biec.
Clay siedzi na kanapie koło windy i nawet na nią nie patrzy. Za to Olivia patrzy na niego dłuższą chwilę, kiedy taki zaczytany z nogą zarzuconą na drugą jest uosobieniem obojętności. "A co mi tam... dzisiaj ma być mój dzień!". Siada koło niego, a w zasadzie ciężko opada. Unosi wzrok znad trzymanej kartki. Olivia siedzi nieruchomo wpatrując się w spore pudło, które kładzie sobie na kolanach.
- Nie masz czegoś do zrobienia? - pyta ją w końcu.
- Czekam, aż skończysz.
Milczą kolejną minutę i Liv ledwo powstrzymuje śmiech kiedy widzi, że tym razem nic nie czyta patrząc ślepo w kartkę.
- Skończyłem - oznajmia z trudem ukrywając ciekawość.
- Potrzebuje twojej pomocy.
- W czym?
Olivia rozgląda się po sali i kilka wzroków w ostatniej chwili się odwraca. No tak...
- Musimy iść do ciebie.
- Po co?
- Bo masz drzwi.
Głęboko osadzone jasne oczy rozszerzają się. Geste, siwe brwi podskakują lekko.
- To nic niestosownego, ale te pierdoły i tak zrobią coś z niczego.
Wstaje z ponurą miną nie bawiąc się w uprzejmości i idzie przez całą salę wchodząc do swojego biura. Olivia bez wahania idzie za nim czując narastająca ekscytacje. Ciekawe co z tego wyniknie?!! Zamyka za sobą drzwi i kładzie na biurku karton, który przytaszczyła.
- Zanim mnie przegonisz i wylejesz w dowolnej kolejności posłuchaj...
Clay siada obserwując ją z nieufnością. O co chodzi?! No cóż... Liv zaczyna mu wszystko opowiadać krążąc po gabinecie i wymachując rękoma. Słucha jej bez słowa, bez mrugnięcia, ani na sekundę nie spuszczając jej z oczu. Kiedy w końcu kończy z wypiekami i błagalną miną robi coś czego by się po nim nie spodziewała. Mniej by się zdziwiła gdyby Statua Wolności ruszyła z miejsca i odtańczyła kankana! Zaczął się śmiać!! Wysunął szerokie zęby, a obfity wąs mu drgał. Clay, ten zimny, nieprzystępny, źle jej życzący facet zwijał się ze śmiechu! Przetarł łzy i walczył o opanowanie.
- Siadaj i pokarz co tam masz - powiedział w końcu.

Od momentu wyjścia z pracy przez intensywny trening na słowni aż po powrót zakorkowanym miastem trzęsła się z emocji. Jakie jest prawdopodobieństwo, że William przyjedzie z Alex? Spora. Jeśli chce podtrzymać swoją wersję będzie na pewno. Jak zniesie ich widok? Pocieszenie jest takie, że przynajmniej go zobaczy. Da mu do zrozumienia, że nie wierzy w te brednie. I nie dopuszcza żadnych wątpliwości. Żadnych! Była tak zdenerwowana na treningu, że biła na oślep w ogóle się nie zasłaniając. Mimo że Preston nie bił jej tak na serio oberwała dotkliwie w żebra, ale to było nic w porównaniu z tym jak ona kopnęła jego sekundę po tym jak powiedział dosyć i opuścił ręce... Piszczel pulsuje jej tępym bólem, czuje żebra przy każdym oddechu, ale to chyba niewiele w porównaniu z jego skórą na wysokości lewej nerki, na której prawie od razu pojawiła się sina pręga. Jej wina. Nie potrafiła się skoncentrować. A teraz dłonie jej się pocą ze zdenerwowania i serce tłucze tak strasznie... Czy będzie w stanie odegrać swoją rolę według scenariusza? Wjeżdżają przez bramę, automatycznie macha Rico i zaczyna ciężko oddychać. W części garażowej stoją tylko dwa obce samochody. Jednym z nich jest Prius Meredith i czarny jak noc mercedes. Nie ma niczego trzeciego, więc przyjechali razem. Sam samochód powoduje, że ma ochotę się schować w bagażniku!
Preston prychnął śmiechem, kiedy zaczyna nucić "Show must go on". Idzie przez podjazd jak na szafot.
- Nie wiem co planujesz, ale boję się tej miny - mruknął  kiedy zdążył odstawić samochód i ją dogonić.
- To się nazywa determinacja.
- Coś powolna bardzo.
- Bo kuleje przez ciebie!
Preston skręca od razu do kuchni, a Olivia kuśtyka prosto do pogrążonego w gwarze salonu. Głosy milkną, kiedy do niego wchodzi. William siedzi na fotelu, a Alex na kanapie koło mamy. Ok może wykluczyć najgorszą wizję przedstawiającą ich siedzących razem w objęciach.
- Miałaś być wcześniej Olivio! - odzywa się z wyrzutem Sophie - Rozmawiałyśmy o tym rano. William mówi, że nie zostajesz dłużej. Gdzie ty się podziewasz tyle czasu?
- Dzień dobry - rusza przed siebie utykając.
- Co ci się stało? - tata podrywa się z miejsca. Siedzi najbliżej wejścia.
- Mała kontuzja - Olivia tylko wzrusza ramionami - Gdzie Meredith?
- Pomaga Stacy. Kazała się zawołać jak wrócisz... - mama jest wyraźnie obrażona również na Meredith.
- Pójdę się przebrać i po nią pójdę - zdaje sobie sprawę, że ma coraz słabszy głos i odchrząkuje zakłopotana. Cholera nie tak to miało być... Pewna siebie i odważna!
- Wracaj, wracaj, bo padniesz jak zobaczysz co ci przygotowałam - przyjazna i wesoła Alex, piękna w każdym calu w prostych czarnych spodniach i czarnej obcisłej bluzce uśmiecha się do niej przyjaźnie.
- No dzisiaj to nie będzie trudne - wskazuje na swoją nogę i powolutku idzie na schody.
- Idę po Meredith - Sophie podrywa się z miejsca.
- Tato co się dzisiaj stało twojej żonie? - Andy oddycha z ulgą, kiedy matka wychodzi.
- Chyba dopadają ją nerwy. Za dużo się dzieje, a ona lubi spokojną organizację.
- Pomogę jej i wszystko dopniemy nawet przed czasem - zapewnia Alex.
- Bardzo nam pomagasz... Jesteśmy ci bardzo zobowiązani - Lucas patrzy na nią z wdzięcznością.
- To wszystko wymaga olbrzymiej koordynacji, a ja to robię na co dzień, więc to dla mnie nic trudnego - odpowiada z fałszywą skromnością.
- Nerwy nerwami, ale zaczęła się strasznie wyżywać na Liv! - Andy nie da sobie zamydlić oczu. Od razu zauważa, że William do tej pory nie ukrywający znudzenia cały się zwrócił w jego stronę.
- Podobno Liv nie do końca chce współpracować... - jako największy fan swojej córki mówi to niechętnie.
- Jakby się ktoś na mnie tak wydarł też bym nie chciał...
- Za chwilę! - Sophie wpada z powrotem do salonu - Ciągle tylko za chwilę i za chwilę!
- Spokojnie Sophie, nigdzie się nie spieszymy - mówi zażenowany Lucas. Alex klepie ją po ręce.
Kiedy Olivia kwadrans później schodzi na dół wszyscy są już w jadalni. Jest przebrana, uczesana i świeżutka, oraz ma twarde postanowienie nie dać się. Jeszcze nie wie czemu i komu, ale nie da się... Wchodzi do jadalni, a kremowa sukienka powiewa przy każdym ruchu. Na piszczelu jest zamontowana ledwo widoczna opaska w cielistym kolorze. Musiała zasłonić krwiaka, który pojawił się na obolałej kości. Udaje jej się nawet uśmiechnąć do Andy'ego, który pokazuje krzesło obok siebie. William nie siedzi na swoim normalnym miejscu, które zawsze zajmował, ale bliżej ojca z którym rozmawia na przeciwko jej miejsca, po prawej stronie. Dokładnie na przeciwko siedzi za to Alex z mamą i zawzięcie dyskutują. Olivia prawie wybucha śmiechem kiedy zauważa, że pomiędzy Alex, a Williamem ulokowała się Meredith. Humor jej się poprawia do tego stopnia, że uśmiecha się promiennie i zbyt pewnie opiera się na kontuzjowanej nodze.
- Kur...! - wspiera się na krześle.
- Stacy powinna to obejrzeć - mówi surowo Sophie.
- Raczej Presa... - opada ciężko koło Andy'ego. Brat obejmuje ja ramieniem.

- Liv właśnie rozmawiamy o Portsmouth! - odzywa się tata, a ona jak zaczarowana zwraca wzrok prosto na Williama. Ten z kolei ponad Meredith patrzy ostro na Alex. Alex nadal cicho rozmawia z mamą.
- Co z nim? - pyta prawie wystraszona taty. Czemu rozmawia z Williamem o Portsmouth.
- Może wyskoczymy tam na trochę po ślubie? Odpoczniemy od tego zamieszania.
- Po ślubie wracam do Cambridge - Olivia oddycha z ulgą.
- Jak to wracasz do Cambridge? - matka zachłystuje się powietrzem.
- Zwyczajnie mamo. Mam tam jeszcze masę rzeczy do załatwienia, poza tym brakuje mi strasznie Bostonu.
- Myśleliśmy, że raczej będziesz się upierała, żeby zostać w pracy.
- Nie jadę na uczelnie, żeby odpoczywać tato.
- Racja - popiera ją ojciec - Kto jak kto, ale nie ty.
- Mógłby mi ktoś pomóc? - Stacy obładowana talerzami ledwo mieści się w kuchennych drzwiach. Olivia natychmiast się podrywa znowu zapominając o nodze i musi z sykiem usiąść. Wyręcza ją Andy.
- Co ci się stało?
Stara się jak może nie zareagować zbyt mocno na jego cichy i wyraźny głos. Doszukuje się w nim czegoś czego nie znajduje. Odzywa się do niej jak do ojca, jak do Mery, jak do każdego obecnego przy stole.
- Na treningu z Presem nie wolno tracić czujności - uśmiecha się do niego ciepło. Jego oczy emanują troską.
- On ci to zrobił? - pyta na poły niezadowolony, na poły zmartwiony.
- Ja jemu... Nie zauważyłam, że poprosił o chwilę przerwy i przyłożyłam mu z całej siły...
- Musisz być ostrożniejsza - natychmiast wtrąca się Alex - Założysz w najbliższym czasie kilka sukienek.
- Długich sukienek - wchodzi jej w słowo rozjuszona Meredith. Co tu się działo, kiedy jej nie było? - Czemu masz TĄ minę?
Kiedy wszyscy sięgają po przepysznie pachnące potrawy ona waży w dłoni przyniesioną białą teczkę.
- Jaką znowu minę? Preston się boi moich min, ty też coś w nich widzisz...
- Musisz popracować przed lustrem - Alex śmieje się perliście.
- Ma założyć piękną maskę? - warczy Meredith.
Alex już otwiera usta, ale w ostatniej chwili rezygnuje z tego co chciała powiedzieć. Andy siada przy Olivii.
- Prosiłaś mnie, żebym ci pomogła w organizowaniu wesela... - zaczyna niepewnie Olivia patrząc na Meredith - Macie już coś?
- W zasadzie moja mama biega jak wściekła, ale wiem że ze względu na czas nie mogę liczyć na tych na których by mi zależało najbardziej. Ale to nieważne - spojrzała przez stół czule na Andy'ego.
- Spokojnie - wtrąca się Sophie - Może nie będzie to dokładnie to co sobie wymarzyłaś, ale nie będzie niczym od tego odbiegało.
- Wszystko na najwyższym poziomie! - dodaje Alex.
Więc jest tak jak przypuszczałam myśli Olivia Te dwie już się wszystkim zajęły... 
- Podzwoniłam dzisiaj w kilka miejsc, w kilka innych pojechałam - zaczyna niepewnie otwierając teczkę i wyciągając z niej kartkę - Więc co najpierw... - przegląda listę z po odhaczanymi punktami. Uśmiecha się - Abruzzo powiedział "tak" zanim dokończyłam "czy mógłbyś", więc jeśli chodzi o fryzjera i wizażystę jest twój.
- Abruzzo?! - wykrzykuje Meredith.
- Tak. Pamiętasz faceta, który mi szył suknie na ostatnie przyjęcie?
- Jakbyś pytała czy pamiętam Michaela Jacksona!
- Podejmie się każdego projektu pod warunkiem, że przedstawisz mu go do jutra - tu zerka na Alex - Ewentualnie sam ci coś zaproponuje ze swoich gotowych.
- On? - teraz traci oddech - J.C Smits mi uszyje suknie?? - zaczyna piszczeć - W dwa tygodnie?
- J.C Smits? - pyta z niedowierzaniem Alex.
Tego było trzeba Olivii! Pierwszy faul panienko! Trzymaj się mocno!
- Dwa tygodnie i dwa dni. Uwierz mi, że zrobił się siny, kiedy to usłyszał, więc lepiej jedź do niego jutro z samego rana.
- O Boże!
- Jeśli chodzi o zespoły mam kilka propozycji w teczce. Jeden ma świetnego wokalistę, inny saksofonistę. Musicie sobie przesłuchać. Co następne... - znowu patrzy na kartkę. Jest świadoma, że skupiła na sobie uwagę wszystkich i przecież o to chodziło! - Wieczór panieński! - uśmiecha się przebiegle - Wiem, że powinna to zrobić Sue, ale wpadłam na genialny pomysł i nie mogłam się powstrzymać... Musisz to sobie przemyśleć, bo do jutra do południa muszę dać odpowiedź...
- Zgadzam się! - Meredith bez opamiętania kiwa głową uśmiechnięta.
- Najpierw pójdziemy do Sothy's. Masaż, szampan i takie tam...
- Mhm - dziewczyna za momencik wyskoczy z siebie.
- A później jak już się zrelaksujemy... - Olivia zacina się i zerka na brata. Wyciąga z teczki długopis, bierze serwetkę i coś zapisuje. Składa ją i daje Meredith. Musi wstać, musi się pochylić nad stołem, ma spory dekolt... Siadając nadziewa się na lodowate oczy Alex.
- Aaaa!!! - Meredith podskakuje na krześle - Ale jazda! Jak ci się to udało?!
- No cóż... Otworzył go brat Serge'a. Pamiętacie Marcela? - zerka na rodziców - Powiedział, że to nie możliwe, bo ma zajęte wszystkie loże do końca sierpnia, ale... uciekłam się do małego kłamstewka i się w końcu zgodził...
- Co mu powiedziałaś? - pyta podejrzliwie Andy. Od początku nie podoba mu się ten pomysł z wieczorem panieńskim.
- Nie bój się twoja przyszła małżonka zostanie nietknięta! Ja też nie - dodaje patrząc na karcący wzrok matki.
- No powiedz! - dołącza się Lucas - Umieram z ciekawości.
Olivia się uśmiecha.
- Powiedziałam, że to mój wieczór... - szczerzy zęby i wzrusza ramionami - Powiedziałam, że to byłby taki ukłon w stronę naszej starej znajomości...
Wszyscy wybuchają śmiechem, a kiedy zerka na Williama ten pochylony nad swoim talerzem jest śmiertelnie poważy. Nie patrzy na nią, nie uśmiecha się ponury i mroczny...
- Potrzebuję tylko liczby gości - uzupełnia mniej radośnie.
- Boże Liv jesteś niesamowita! - mówi matka. A to coś nowego!
- Jeszcze nie. Teraz najważniejsze pytanie... Co z hotelem, restauracją, czymkolwiek?
- Ja się tym już zajęłam - odpowiada nieco bardziej przyjaźnie mama - Alex mi pomogła i mamy rezerwację w Hampter Hotel - mówi z dumą - Najpiękniejszy taras Nowego Jorku.
- Nie wolelibyście Baltery Gardens?
Alex głośno prycha.
- Kto by nie wolał? Udałam naiwną i zadzwoniłam. Najbliższy wolny termin listopad 2015.
- Ale chcielibyście, gdyby była taka możliwość? Hipotetycznie...
- Ja nie bardzo wiem o czym mówicie - przyznaje Andy.
- Jasne, że byśmy chcieli! - Meredith patrzy na niego krytycznie.
- No to macie.
- Co? - odzywają się co najmniej trzy głosy.
- Macie Baltery Gardens... - zerka to na Andy'ego to na Meredith wyciągając z teczki podpisaną umowę. On patrzy szczęśliwy na swoją narzeczoną, a narzeczona właśnie planuje umrzeć z niedotlenienia patrząc bez tchu na Liv.
- Jak tego dokonałaś? - pyta odrobinkę wyprowadzona z równowagi Alex.
- To pozostanie moją tajemnicą.
- Co ci mówiłem kochanie? - Lucas uśmiecha się promiennie do żony - Mówiłem spytaj Liv. Bez Liv nie ma imprezy!
- To niesamowite - matka patrzy na nią z niekłamanym podziwem - Nie wiem jak ty to robisz, ale od dzisiaj nie urządzę nawet grilla bez twojej pomocy!
Olivia kiwnęła głowa zastanawiając się czy to nie Stacy się tym zwykle zajmuje...? Mama miała tylko urządzić ostatnie przyjęcie i kiedy Liv wróciła ze szkoły prawie padła na zawał! Przyjęcie na którym go poznała...
Kiedy ona opowiadała co udało jej się dzisiaj osiągnąć Stacy zaopatrzyła cały stół w niesamowicie apetycznie wyglądające dania.
- Jest tylko jeden haczyk jeśli chodzi o Baltery..
- Co takiego? - pyta Andy.
- Musiałam wybrać menu... Chcieli odpowiedź w ciągu godziny i nie zdążyłabym się z wami skontaktować. Uznałam, że to zbyt duża okazja.
- I słusznie uznałaś! Kiedy ty to wszystko zrobiłaś? - pyta Meredith.
- Dzisiaj - Liv sięga po seler naciowy, który zdobił jeden z półmisków i odgryza kawałek.
- Szef dał ci dzień wolny? - szturcha żartobliwie ramieniem Williama. Jak ona może! Przecież wie! Olivia zerka na niego, a on na nią.
- Nie, wyrobiłam się w przerwie na lunch.
- Załatwiłaś wszystko w ciągu godziny?! - Alex odkłada sztućce. Czyżby straciła apetyt?
- W większość miejsc dzwoniłam. Musiałam tylko jechać do tych najbardziej opornych.
- Czyli?
- Marcel i Baltery.
- Marcel był zawsze raczej smykowaty... - mówi Lucas.
- Tatku grzeczni chłopcy nie otwierają takich klubów! - Liv wywraca oczami.
- Już pamiętam! - wyrywa się nagle Andy - Amnesia! Otworzył Amnesię!! Chcecie iść w TAKIE miejsce?!
- Uspokój się - Meredith lekceważąco macha ręką wzbudzając śmiech pozostałych - Nie bój się nie poderwę nikogo. To wieczór panieński Liv!
- Liv też ma tam nikogo nie podrywać.
- Akurat ty jej zabronisz!
Olivia znowu zaczyna wodzić wzrokiem od jednego do drugiego.
- Jeszcze o tym porozmawiamy - rzuca groźnie Andy ucinając dyskusje. Obie dziewczyny ledwo powstrzymują śmiech.
- Ale w godzinę? - nie może się nadziwić Sophie.
- Właściwie to w godzinę i pięć minut. Musiałam później udobruchać Clay'a.
- Współczuje - Alex tonem wszystkowiedzącej - Szczerze powiedziawszy bałabym się z nim pracować. To najbardziej ponury i nieprzystępny facet jakiego znam! Nie wiem jak William mógł go przyjąć...
- Naprawdę? - pyta zmartwiona Sophie - Liv nigdy się nie skarżyła!
- Clay sprawdza się doskonale w miejscu w którym go obsadziłem - odzywa spokojnie William - I na pewno nie zatrudniłem go ze względu na aparycję.
- No nie wiem... Mnie on zawsze jakoś przeraża...
- Clay? - Olivia patrzy na nią zdziwiona - Clay jest spoko!
- Spoko? - prycha tamta.
- Nawet pomógł mi dzisiaj wybrać to menu! Jest strasznie zabawny! - zapada cisza, a Olivia udaje, że się zaczytała. Jeśli teraz spojrzy na Alex wybuchnie śmiechem. Trzy kobiety po chwili znowu zaczynają rozmawiać, a Olivia w końcu podnosi wzrok. Prawie wszyscy są zajęci jedzeniem i tylko William z rękoma założonymi na piersi przypatruje jej się z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały przysięgłaby, że się blado uśmiechnął, ale zagadany przez ojca odwrócił wzrok.
- Stacy - mówi się Liv - Poradzimy tu sobie przez chwilę sami. Czy mogłabyś pójść do Presa? - mówi półgłosem, żeby nikomu nie przeszkadzać.
- A co mu się stało?
- Nie wiem, czy mu nie złamałam kręgosłupa...
Stacy wychodzi.
- Czemu nic nie jesz? - pyta ją Andy.
- Nie jestem głodna - wzrusza ramionami podgryzając warzywa.
- Od wczoraj?
- Skąd wiesz, że nic nie jadłam od wczoraj?
- Bo jestem twoim bratem.
- I co z tego? Ja nie kontroluje czy i kiedy jesz...
- Ale ja się zwykle nie obżeram.
- Więc na dobre mi to wyjdzie...
Milkną.
- Ciągle nie mogę uwierzyć, że to wszystko załatwiłaś.
Liv już nie komentuje. Jakoś się zmęczyła... Właśnie się zaczęła zastanawiać co z tego, że udowodniła, że jest sprytniejsza, mądrzejsza i bardziej niezastąpiona od Alex? Meredith zaczyna się entuzjazmować z mamą, a ona zerka na milczącą kobietę pomiędzy nimi. Co jej z tego, że udowodniła, że jest lepsza, skoro William już miał okazję poznać jej intelekt, jej zaradność i wcale nie uznał jej za taką niezastąpioną. Na co to wszystko?

# postanowienie nr 7 - nie poddawać się, żeby nie wiem co!

- A co z tym Bhadurim? - pyta William Lucasa.
- Paul w końcu do niego zadzwonił i przekonał, że bardzo się ucieszy jego obecnością.
- Hindusi są zbyt kulturalni... - odpowiada mu.
- Poczekaj aż poznasz rodziców Sami - Olivia odzywa się do niego zupełnie swobodnie. Sama się tym zaskakuje i Meredith wcale nie musi tak na nią patrzeć - Nie wiem po kim ona jest taka bezczelna... - kończy ciszej i ze spuszczonym wzrokiem.
- Po tobie! - Andy wybucha śmiechem - Założę się, że taka nie była zanim cię spotkała. To ty uczysz ludzi życia siostrzyczko!
- Nauczyłaś na pewno Prestona - mówi Stacy wchodząc do jadalni.
- Co mu zrobiłam? - Olivia blednie.
- Nic mu nie będzie, ale ma twoją nogę odbitą na plecach.
- A moja noga ma odbite jego kręgi...
Niepocieszona zaczyna się zastanawiać jakby go przeprosić... Nie zauważa nawet, że rozmowa tocząca się przy stole dotyczy jej. Że tata chwali się jak jego niepozorne dziecko jest silne i odważne, a William cały czas na nią patrzy.
- Zbierajmy się już kochanie... - uderza w nią zmęczony głos Alex - Po takiej pysznej kolacji mogę już myśleć tylko o śnie...
- Ciężki dzień? - pyta ją Lucas.
- Wyjątkowo...
William bez słowa wstaje od stołu, a Olivii wszystko się wywraca w żołądku.
Co ja sobie do jasnej cholery myślałam?!! 
Alex w jednej chwili znajduje się przy nim i wsuwa mu się pod ramie. Mimo, że jest bez porównania wyższa od Liv sięga mu tylko brody. Olivia patrzy prawie przerażona jak jej długa, szczupła dłoń opada na jego tors i delikatnie pieści przez materiał koszuli. Obejmuje ją w pasie i dziękują za kolację. Właściwie Alex dziękuje. William pustym wzrokiem patrzy na Olivię, a ona na niego. 
- Podjedziemy jeszcze po te nowe tkaniny? - pyta go gładząc delikatnie po szorstkim policzku i zwraca w swoją stronę.
- Jasne - odpowiada jej i prowadzi do wyjścia.       
- Odprowadzimy was - mówią rodzice.

Kiedy tylko opuszczają jadalnie Stacy siada koło Meredith ze zbolałą miną.
- Ok mógłby mi ktoś wyjaśnić o co chodzi w relacji Alex, William i moja siostra?! - pyta skrajnie wściekły Andy.
Olivia siedzi bez ruchu.

# postanowienie nr 4 - nie rozpaczać, bo to tylko jakieś marne przedstawienie.

- Późnej ci wytłumaczę - mówi Meredith.

# postanowienie nr 6 - zaufać mu.

- Nie! Chcę wiedzieć teraz - naciska.

# postanowienie nr 7 - nie poddawać się, żeby nie wiem co!

- Kochanie zostaw nas na chwilę - Meredith ma dla odmiany spokojny, łagodny głos.

# postanowienie nr 10 - pieprzyć to!!!!!

- Liv wyjaśnij mi pro...
Nie zdążył dokończyć, bo siostra w strasznej rozpaczy rzuca mu się z płaczem na szyję. Obejmuje ją mocno i już nie musi o nic pytać. Wie już wszystko...

21 komentarzy:

  1. Miała wrzucić wcześniej, ale (witamy w XXI wieku!!) moja elektrownia prowadziła prace naprawcze i przez pół dnia nie miałam prądu :D
    Później się potwornie spieszyłam, więc mam nadzieje, że wszystko brzmi jakoś sensownie...

    OdpowiedzUsuń
  2. KIEDY NOWY KIEDY NOWY KIEDY NOWY!????
    OKROPNIE NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ ;)

    An

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahahaha!!!!! Bardzo mnie motywuje Twój entuzjazm :* Postaram sie jak najszybciej , jak zwykle zresztą, ale nie wiem na ile mi czas pozwoli...

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam
    Trafiłam na blog przez przypadek kiedy poszukiwałam daty publikacji trzeciej części trylogii Cross. Zainteresowana zaczęłam czytać. Skończyło się na 2 zarwanych nocach podczas których z niecierpliwością pochłonęłam całą Spicy i wszystkie rozdziały Windy Hill. Czekam na więcej :D

    Kolejna fanka.
    A

    OdpowiedzUsuń
  5. Cieszę się, że się odezwałaś. Bardzo lubię jak się odzywacie ;) (nie to co M. ... )

    Nadal nie mogę się nadziwić, że moje opowiadania tak kogoś wciągają. I nie świadczy to o moim niskim poczuciu wartości, tylko po prostu... tak już jest jak się dzieje coś czego się nie spodziewaliśmy :) Zapraszam Cię do częstszych konwersacji :)

    Buziaki!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Widzisz, widzisz! Mówiłam, że jesteś świetna! I to ja prawie jako pierwsza(NASZA M. MNIE PRZEGONIŁA!!!) to zauważyłam i napisałam! :D I dokładnie tak samo miałam na początku, i przy kolejnym "pochłonięciu" Spicy też!
    Cieszę się razem z Tobą, Nikki!

    Pozdrawiam gorąco Was wszystkie,
    Wierna Fanka.

    OdpowiedzUsuń
  7. A muszę się przyznać, że dzisiaj wróciłam sobie do fragmentów Spicy :) Zasypało mnie milion świetnych wspomnień. Ciekawe, czy jak skończę Windy też będę miała do niego taki sentyment, czy to po prostu kwestia "pierwszego dziecka" :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Pierwsze, drugie-kocha się tak samo. Przynajmniej teoretycznie :D Z autopsji powiedzieć jeszcze nie mogę. Ja do Windy już mam sentyment, więc wiesz ;P
    A do Windy planujesz ile jeszcze będzie rozdziałów, czy na razie nie zbliżamy się do planowania? ;D

    Wierna.

    OdpowiedzUsuń
  9. Na chwile obecną jedyne co mogę Wam powiedzieć na temat kontynuacji Windy to to, że mam ogólny zarys fabuły. Wiem już co będzie wątkiem kulminacyjnym, jak go przeprowadzę i jak zakończę. Wiem też już jak zakończę mniej więcej całe opowiadanie, ale cały czas wyskakują jakieś nowe pomysły... Nie mam pojęcia ile mi to jeszcze zajmie, a jako ciekawostkę powiem, że już mam pomysł na początek, oraz rozwinięcie nowego opowiadania:D Szaleństwo, a czasu nie ma na pisanie...

    OdpowiedzUsuń
  10. Już nowe? :D No Ty jesteś niesamowita..
    Chapeau bas!

    Wierna.

    OdpowiedzUsuń
  11. No coś Ty wpadłam na pomysł i już zaczynałam wymyślać imiona, żeby wiedzieć o kim myślę :D Najchętniej to bym Wam wszystko opowiedziała, żeby było szybciej! A jeszcze lepiej jakbyście mogły wejść do mojej głowy i zobaczyć jak ja to widzę!

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie wiesz nawet jak ja bym nieraz chciała! :D Na przykład teraz kiedy ni w ząb nie wiem o co chodzi Williamowi ;> Ale usłyszałam kiedyś, że cierpliwość popłaca, więc mam nadzieję, że kiedyś dostanę za nią sowite wynagrodzenie!
    Haha.

    Wierna.

    OdpowiedzUsuń
  13. Serio nie domyśliłaś się??? HA! Trzymałam kciuki, żebyście się nie domyśliły!! :D Jak któraś wie CISZA!!!

    OdpowiedzUsuń
  14. Domyślać się mogę, ale pewna nie jestem. Wiem, że na pewno.. z resztą nie będę mówiła. :D Niech każdy poruszy swą wyobraźnię. ;)

    Wierna, która ucieka, bo ją za chwilę poćwiartują wszyscy!
    Buziaaaki!

    OdpowiedzUsuń
  15. Chociaż... Może zrobimy małe zawody dla urozmaicenia czasu pomiędzy rozdziałami??

    Piszcie swoje pomysły!!
    Co takiego napadło naszego szalonego Williama??

    Ja obiecuję, że nie zmienie wstępnej koncepcji, bo rozwaliłoby mi to dalszą fabułę :D Zobaczymy kto będzie najbliżej!
    A może podpowiecie mi coś ciekawego do następnego opowiadania...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nikki niewdzięczna istoto!!!! dobrze wiesz że staram się jak mogę... ostatnio mam dużo roboty w pracy i nie nadążam...:)ale staram się co drugi dzień zaglądać, więc nie miej mi tego za złe...:):***
      pozdrawiam,
      M.

      Usuń
  16. Muszę Cie trochę poprowokować! W ramach wynagrodzenia weź jako pierwsza udział w naszej zabawie! Oczywiście już Cię pewnie nie ma i przeczytasz to dopiero za sto lat!

    PS. Żartuję :** Wpadaj kiedy tylko możesz!

    OdpowiedzUsuń
  17. czy dzisiaj możemy liczyć na kolejny? ;)
    pozdrawiam ;)
    An

    OdpowiedzUsuń
  18. Ja tez pytam o tetmin publikacji kolejnego rozdziału zebym nie musiala opsesyjnie sprawdzac bloga co godzine ;-) A.

    OdpowiedzUsuń
  19. ta "jutro"...
    już 16, a jeszcze nie ma...;\
    robisz nam nadzieję, a potem co?
    M.
    PS. żartuję;), muszę Cię jakoś poprowokować;)mobilizacja musi być:***

    OdpowiedzUsuń

Znacie to uczucie kiedy jesteście powodem czyjegoś uśmiechu? Jest... Niesamowite!!