piątek, 5 kwietnia 2013

Windy Hill Rozdział 25

- Chodź!
Szarpnięcie za rękę i wesołe niebieskie oczy odrywają ją od tego zatrważającego widoku. Od różowych, pełnych ust i śmiałego języka wnikającego między jego wargi. Między wargi, które chwilę temu były na niej, które ją smakowały, wielbiły, które rozmawiały z nią o wyjeździe i które chciały wykrzyczeć światu, że chcą właśnie ją.
- Muszę ci coś pokazać!
- Nie Meredith - Olivia ledwo porusza ustami.
- Ucieszysz się - ciągnie ją gdzieś. Tak bardzo ściska jej dłoń, że aż boli.
- Macie projekty! - wystrzeliwuje pomiędzy nie ręka z wymalowanymi na ciemny granat paznokciami i błękitną teczką.
- Nie to - kpiący i suchy głos Meredith w końcu ją budzi. Z zawrotną prędkością docierają do biblioteki i Olivia zostaje do niej prawie wrzucona. Zatrzymuje się na środku, a wściekła Meredith głośno tupiąc butami staje przed nią i łapie za ramiona.
- Co się z tobą dzieje?!! - wykrzykuje potrząsając nią mocno.
- Aua oszalałaś?! - Olivia cofa się pocierając ramie - O co ci chodzi?
- Myślałam, że złapiesz za te jej doskonałe kudły i zrobisz tam własny porządek, a nie będziesz się gapiła jak ciele!
- Dlaczego tak myślałaś?
Olivia mija ją i podchodzi do okna.
- Masz mnie za idiotkę? Może mamie zamydliłaś oczy chłopakiem z pracy. Swoją drogą chyba naprawdę jest ślepa, bo jak tylko na was spojrzałam wiedziałam co się dzieje!
- A co się twoim zdaniem dzieje?!
- Liv... - pociera palcami czoło z pobłażliwym uśmiechem - W przeciwieństwie do twoich rodziców nie widzę w tobie kochanej córeczki i mogę się tylko domyślać do czego jesteś zdolna, bo temperamencik to ty masz! Wrócisz tam - wskazuje palcem drzwi - i weźmiesz co swoje!
- Tam nie ma nic mojego - odpowiada głucho siadając w fotelu. Wizja Williama i Alex poraża ją po raz kolejny.
- Jesteś beznadziejna wiesz? Potrafisz krzyczeć, wściekać się i pouczać, ale jak przychodzi ci wziąć swoje życie za rogi uciekasz!
Olivia nie wie, czy jest bardziej oszołomiona tym co widziała, czy tym co teraz słyszy. Wiedziała, że Meredith ma zawsze dużo do powiedzenia, ale chyba jej aż tak dobrze nie znała. Oczy jej błyszczą, a długie blond włosy są w nieładzie.
- Dlaczego tak ci na tym zależy?
Prycha i kuca przy fotelu.
- Bo jesteś prawie moją siostrą i nie pozwolę, żeby ktoś, a już zwłaszcza taka... - zaciska z całej siły usta - grała ci na nosie. Pójdziesz tam i jak już się jej pozbędziesz potrząśnij tym facetem i niech się w końcu zdecyduje czego chce!
- Skąd ty to wszystko wiesz?
Liv wygląda na zmęczoną i zniechęconą.
- Nie wiem czy zauważyłaś jak facet, któremu na tobie zależy na ciebie patrzy. Ja uwielbiam jak Andy to robi. Ma takie... maślane i szczęśliwe oczy. A Hill miał takie patrząc na ciebie. Nie wiem, czy twoja matka tego nie zauważyła, czy zauważyć nie chciała... W każdym razie ruchy mała! - podrywa ją z fotela i popycha do drzwi.
- Nie pójdę tam - zapiera się nogami.
Meredith mija ją i zdecydowanym ruchem otwiera drzwi.
- Owszem pójdziesz - szepcze wypychając na zewnątrz.
W salonie nadal są wszyscy, a nawet więcej, bo przyszedł Lucas.
Sophie siedzi z Alex na kanapie, a mężczyźni stoją przy kominku. Olivia patrzy w ziemie. Dwie piękne, szczęśliwe pary, których nie ma zamiaru rozdzielać. Nie zrobi tego i tyle.
- Myślisz, że to przejdzie? - Meredith popycha ją do przodu. Chyba próbuje udawać, że rzeczywiście rozmawiały o czymś innym.
- Nie, nie sądzę - odpowiada.
- Pesymistka - uderzenie w plecy prawie ją powala. Posyła przyszłej szwagierce mordercze spojrzenie.
- Co nie przejdzie? - ojciec obejmuje ją ramieniem i całuje w głowę.
Olivia nie patrzy na Williama stojącego nie dale jak dwa metry przed nią.
- Okazuje się, że ktoś tu ma bardziej wybujałą wyobraźnie niż ja - mruczy cicho.
- Kobiece sekrety! - śmieje się Lucas nie zważając, że Olivia próbuje się wyswobodzić z uścisku - Mam dla ciebie małą niespodziankę!
W końcu unosi wzrok na  mężczyznę przed nią, ale omija jego twarz. Nie założył krawatu po tym jak go z niego zdarła... Ma rozpięty górny guzik i odsłania miejsce, które tak ładnie pachnie.
- Hej słyszysz mnie? - Lucas potrząsa nią lekko.
- Tak - odpowiada obojętnie. Zbiera całą siłę woli i unosi wzrok na jego oczy. Zaniepokojony, ale chłodny William prawie wywołuje jej łzy. Ciemne, ożywione złością oczy przeszywają ja na wylot. Nie wiedziała czego się spodziewać, ale jakaś oznaka skruchy, może nieme przeprosiny pewnie załatwiłyby sprawę. Ale nie... Zimny i zdystansowany bynajmniej nie zamierza wyciągać do niej ręki. Nie ma o co walczyć... Spuszcza wzrok i prawie napawa się wypełniającym ją uczuciem pustki. Masz na co sobie sama  zapracowałaś!
- Pójdę coś zjeść - mówi na jednym wdech, żeby nie załamał jej się głos.
- Nie jesteś ani trochę ciekawa?
- Później tatku - musi jeszcze minąć Alex, która ma pewnie bardzo zadowoloną minę. Ale na nią już na pewno nie popatrzy!
- Jeszcze nigdy nie czułem się aż taki niechciany!
Znajomy głos zatrzymuje ją w miejscu. Odwraca się w jego stronę i z ulgą wypuszcza powietrze. Już nie jest osamotniona?
Dokładnie taki jak go zapamiętała. Chudy i średnio wysoki. Ciemno kasztanowe, wiecznie potargane włosy, niedbała jeansowa kurtka, przetarte spodnie i ciężkie trapery. Szczupła, wesoła twarz z szarymi oczami tworzącymi jego najżywszy w sumie jedyny żywy element. Chłopak wyglądający jak bezdomny włóczykij rusza w jej stronę z czymś na kształt uśmiechu.
- Preston - wyrzuca z siebie całą ulgę jaką poczuła na jego widok i również rusza do niego. Kiedy spotykają się w połowie drogi bez wahania wpada mu w objęcia. Wie, że ciało pozornie wątłe i raczej liche w rzeczywistości silne jak dąb nie ugnie się pod jej ciężarem.
- Aż tak się stęskniłaś? - obraca ją dookoła ledwo oddychając pod stalowym naporem małych ramionek.
- Za tobą? Nie kpij ze mnie - jest prawie wzruszona - Anton nie umie opowiadać dowcipów... - mówi na swoje usprawiedliwienie.
W końcu staje o własnych siłach, ale nie odsuwa się od chłopaka.
- Znowu zabrałeś ze sobą cały dobytek? - zerka na wypłowiały  kiedyś zielony plecak oparty o ścianę - I gdzie my to wszystko pochowiemy... Jesteś głodny?
- Jak wilk!
- Czyli jak ja.
W niemym porozumieniu ruszają do kuchni.
- Nie powiedziałem, że jak niedźwiedź polarny tylko jak wilk!
Oliwia szturcha go mocno ramieniem i Preston ze śmiechem zatacza się na bok.
- Dzisiaj jestem głodna tylko jak wilk... Taki zwyczajny...
- A to ok. Opowiedzieć ci dowcip o wilku?
Znikają za drzwiami pozostawiając za sobą całe towarzystwo. Jedni są uśmiechnięci, drudzy zaskoczeni, ale wszyscy zauważają jedną jedyną osobę która jest wściekła. Milcząca, wściekła i lepiej jej teraz nie ruszać.

Olivia dostała słowotoku. Niekontrolowanie opowiedziała o wszystkim. Streściła ostatni rok w szkole, opowiedziała o rozpoczynanym za trzy miesiące roku akademickim, o rozstaniu z Robim, o pracy opisując dokładnie Brittany, Ceda, Briana i Claya, o ślubie Andy'ego i na końcu o próbie porwania omijając jak się da udział Williama. Siedzieli przy stole zajadając przystawki serwowane przez Stacy, która swoją drogą uwielbiała Prestona nie mniej niż Liv.
- A ta Meredith... fajna jakaś?
- Dobrali się! Dwa przemądrzałe cwaniaki...
- No to jest was już trójka. Pytanie czego mi nie mówisz?
- Czego ci nie mówię?
- Liv... Nie ze mną te numery maleńka - uniósł brew, a Liv wybuchnęła śmiechem.
- Nie mówię ci tylko rzeczy, o których sama nie wiem wystarczająco dużo - zasępiła się.
- A z Hillem to na poważnie?
Stacy prawie upuszcza szklankę rozlewając sok.
- Skąd wiesz?! - to wkurzające, że wiedzą wszyscy prócz mamy i taty! Dlaczego oni nie mogą się domyślić?!
- Obserwuje - odpowiada - Stał jak słup soli. Ożył, kiedy weszłaś, a kiedy rzuciłaś się na mnie... No cóż nie ukrywam, że zasłoniłem się tobą, żeby nie oberwać.
- Nie rzuciłam się na ciebie... - kładzie głowę na rękach złożonych na stole.
- No więc co się dzieje?
- Opowiedziałam ci wszystko co wiem.
- A jak się dowiesz, to mi powiesz?
- Bardzo bym się chciała dowiedzieć.
Drzwi się otwierają i podrywa głowę. Jadalnia powoli wypełnia się gośćmi. Będzie tak jeszcze ze dwa miesiące. Dom pełen ludzi przed i po wyborach... Wyczuwa go nie patrząc. Posępny chłód wypełnia jej wnętrzności. Naprawdę tak to się musiało skończyć? Obok niej siada Meredith i od razu nawiązuje kontakt z Prestonem. Olivia zdaje sobie sprawę ze swojej co najmniej swobodnej pozycji i szybko ściąga nogi ze stołu od razu nadziewając się na jadowite, szczęśliwe spojrzenie Alex. Kobieta przechyla się do mężczyzny siedzącego obok niej i coś mu mówi. Liv nie musi go widzieć. Widzi tylko jego dłoń spoczywającą na stole. Dłoń, która dzisiaj trzymała jej piersi, a teraz będzie trzymała tą drugą. Oddycha głębiej chcąc się pozbyć bolesnego kłucia w sercu.
- Witaj Liv!
- Dzień dobry panie Carlson.
Unosi głowę i dostaje buziaka w policzek.
- Preston chłopie ile to już czasu!  
- Cztery lata panie mam nadzieje już niedługo prezydencie.
- Tak trzymaj - ściskają sobie ze śmiechem dłonie i Carlson idzie dookoła stołu witając się ze wszystkimi po kolei.
Stacy podaje kolacje, a Olivia z Prestonem najedzeni i nagadani tylko się przysłuchują rozmowie. Panią przewodzi Alex opowiadając o ostatnim pokazie jaki zorganizowała w Emiratach dla żon jakiegoś szejka. Gdyby nie fakt, że to ONA Olivia musiałaby przyznać, że jest bardzo błyskotliwa, wesoła, niesamowicie zabawna i bardzo ciekawie opowiada. Co chwilę, kiedy wybucha śmiechem opiera się o ramie odziane w czarny rękaw marynarki. Olivia przez chwilę ryzykuje i patrzy na właściciela owego ramienia. Jego oczy nie pojaśniały ani o ton, a usta są spięte i zaciśnięte w cienką linię. Ma pretensje wymalowaną na twarzy. Pretensje do niej? Czy ona zrobiła coś nie tak?! Czy to do niej się ktoś przytula?
- Williamie poprzyj mnie! - Carlson uderza dłonią w stół.
- Niestety uważam, że Luck ma rację - jest niebezpiecznie spokojny.
- A mówiłem! - Lucas prawie podskakuje na krześle.
- A źle ci z władzą federalną? - William patrzy przenikliwie na Carlsona - Zwolennik komunizmu?
No i się zaczyna dyskusja o wadach i zaletach ustroi politycznych. Preston zaczyna dyskutować z Meredith, a Olivia z braku zajęcia wodzi wzrokiem po twarzach mężczyzn przysłuchując się ich rozmowie. Ma wrażenie, że jeśli William okazałby się zwolennikiem kapitalistów ona też byłaby za. Nieświadoma fascynacji wymalowanej na twarzy spija każde słowo z jego ust zapisując je sobie dokładnie w pamięci.
- A ty Olivio? - pyta w pewnej chwili Alex. Olivia przyłapana na otwartym gapieniu się na Williama siada prościuteńko jak struna - Jak ci się podoba nasz ustrój?
Ma zwycięską minę. Przyłapała przemądrzałą rozpieszczoną gówniarę na kompromitującej sytuacji, która odkryje, że pod mądrą miną nie kryje się absolutnie nic. William porusza się niespokojnie poruszając dłonią przykrytą dłonią Alex. Ta jedynie mocniej zaciska na nim swoje palce. Olivia wie doskonale co się dzieje. Cicha wojna weszła w decydującą fazę. Teraz albo się jakoś wymiga, albo pójdzie w kąt lizać rany.
- Pozwól, że opowiem ci to na przykładzie pewnej historii - odzywa się zaskakująco pewnie. Przy stole zapada absolutna cisza, a twarz ją pali od wnikliwego spojrzenia czarnych oczu - Przenieśmy się do Rosji w latach trzydziestych ubiegłego stulecia. Ojciec tłumaczy synowi na czym polega zasada odejmowania wartości. Wiesz może? - nie spuszcza wzroku z Alex.
- Chętnie posłucham - ta odpiera nie zrażona.
- Chodzi o to, że pewna rzecz - weźmy na przykład buty - może kosztować po wykonaniu mniej niż suma wartości pracy i materiałów na nie zużytych.
Widząc, że Alex chyba nie do końca zrozumiała ogólny sens Olivia unosi brew i przenosi wzrok na ojca, brata i Paula Carlsona. Byle nie na Williama.
"- Czego tu nie rozumieć? - pyta ojciec robotnik.
- Jak można zarobić na sprzedaży tych butów? - dopytuje chłopiec.
- Kto mówi o zarabianiu?! - grzmi ojciec - Różnica pomiędzy pensją robotnika, a kosztem buta to zysk kapitalistów z wyzysku proletariatu! To logiczne i naturalne!
- Czyli koszt produkcji butów jest wyższy niż cena za jaką można je sprzedać. Kto pokryje tą różnicę? - chłopiec nie daje za wygraną.
- Państwo! - odpowiada dumnie ojciec.
- A skąd ono weźmie na to pieniądze? Mamy inflacje!
- Przez jakiś czas będzie wypłacało robotnikom mniej za produkcje owych butów!
- Ile mniej?
- Mniej i tyle!
- W takim razie za co kupimy te wyprodukowane buty?
- Na razie nie kupimy... - stwierdza pokonany ojciec - Póki państwo nie stanie na nogi - zaznacza szybko"*
Olivia zamyka rozłożone ręce.
- A teraz opowiem ci inną historię - zwraca się z powrotem do starającej się utrzymać fason Alex - Przychodzi Meredith i mówi do Sophie "Widziałam wystrzałowe, świeżo wyprodukowane buty" na co Sophie wyciągając kartę kredytową pyta "Gdzie?". Nie pytaj mnie więc jak podoba mi się nasz ustrój - uśmiecha się spokojnie do zarumienionej kobiety.
- Niezła historyjka - ta zasłania się swoją wyższością i znowu łapie Williama za rękę. Tym razem mężczyzna wysuwa ją delikatnie i stanowczo. Przy stole zrobiła się gęsta atmosfera. Nikt nie wie z jakiego powodu, ale każdy ją czuje.
- Olivio - odzywa się Paul śmiertelnie poważnie - Jeśli kiedykolwiek zgłosisz swoją kandydaturę osobiście ustąpię z urzędu i cię poprę.
- No to mam już jedną trzysta milionową poparcia - dziewczyna uśmiecha się do niego z sympatią.
- Dwie trzysta milionowe.
Ciepła chrypka rozpala rumieńce na jej policzkach. Patrzy na w końcu granatowe i łagodne oczy. Gdyby tak teraz po prostu okrążyć stół i go przytulić. Wpaść w stalowe ramiona, schować się w nich. Tylko czy on by ją przyjął?
- A opowiedzieć wam dowcip o komunizmie? - pyta bardzo zadowolony z siebie Preston.
- Nie - Oliwia szybko karci go spojrzeniem.
- Posłuchajcie - zaciera ręce siadając wygodniej. Za późno!
"Amerykanin i Rosjanin spierali się, kto jest wybitniejszym politykiem.
- Hoover - mówi Amerykanin - to wspaniały człowiek i polityk. Przede wszystkim oduczył nasz naród pić!
A Rosjanin na to - Stalin oduczył nasz naród jeść!"
Pobrzmiewa kilka grzecznych uśmiechów i tylko Meredith zaczyna się śmiać szczerze.
- To było beznadziejne - mówi Olivia z grobową powagą.
- Ok - chłopak się zamyśla - To jeszcze jeden.
- Nie!
- "Stalin i Roosevelt postanowili sprawdzić czyi obywatele są bardziej przywiązani do swojego przywódcy. Przywołał Roosevelt szeregowego obywatela USA i mówi:
- Dla dobra Stanów Zjednoczonych, za swego prezydenta, skacz w przepaść.
- Nie, nie mogę. Mam żonę, dzieci i starych rodziców.
Przywołał Stalin szeregowego obywatela Związku Radzieckiego i mówi:
- Za ojczyznę, za Stalina, skacz w przepaść.
- Tak jest! Hurra! - i pobiegł szukać przepaści.
Po drodze Roosevelt pyta go:
- Czemu skaczesz w przepaść?
- Nie mogę inaczej. Mam żonę, dzieci i starych rodziców".
Tym razem prawie wszyscy zaczynają się śmiać. Prawie!
- A teraz co znowu? - pyta Olivii.
- To było smutne! Dowcip nie może być smutny!
Preston wywraca oczami.
- Jak ma zły humor nie idzie dogodzić - wzdycha i tym razem wszyscy łącznie z Olivią wybuchają śmiechem.

Kolacja dobiega do końca we względnym spokoju. Olivia pogrążona w swoich myślach nie udziela się już prawie w ogóle wpatrzona w ubywające z kieliszka wino. Stara się nie myśleć na niewygodne tematy, stara się nie słyszeć zalotnego chichotu Alex. Relaksuje się oddając swoim myślą.
- Nad czym mądrym tak dumasz Olivio? - pyta w pewnej chwili Carlson.
Wyrwana z letargu nabiera powietrza marszcząc brwi.
- Kim jest A. Barrington? - pyta bezpośrednio Williama.
Skupiając na niej całą swoją uwagę pochyla się lekko nad stołem.
- Dziennikarz, który zdaje nam relacje z różnych części świata - patrzy tak uważnie i intensywnie, że po sekundzie w odbiorze Olivii inni stołownicy znikają.
- Znasz go? Brittany powiedziała, że pewnie nawet ty go nie znasz.
Uśmiecha się tak ledwo, ledwo. Samymi oczami.
- Oczywiście, że go znam.
- Mhm - ta kiwa głową.
Zapada chwila ciszy w której Olivia znowu odpływa do swojego świata.
- Dlaczego pytasz?
- Czytałam dzisiaj jego artykuł o Korei. Jest niesamowity!
- Podobał ci się?
- Jakbym się przeniosła do innego świata. Nie wiem dlaczego chce być taki anonimowy, ale wręczyłabym mu własnego Pulitzera.
- Skąd wiesz, że go dostał?
- Brittany mi mówiła.
Kiwa głową.
- Chciałabyś przeczytać resztę jego prac?
I tym razem kiedy jej oczy prawie dwukrotnie zwiększają średnicę, a nuda zostaje wyparta przez tą niesamowitą radość życia William nie może powstrzymać uśmiechu.
- W poniedziałek dam ci dostęp do archiwum.
- Super - klaszcze w dłonie podskakując na krześle - Tylko musisz gdzieś zamknąć Claya... - pochmurnieje nagle - Raczej nie pozwoli mi bezczynnie siedzieć...
- Jakoś to załatwimy - cały czas nie odrywają od siebie wzroku i cały czas przynajmniej trzy osoby czujnie im się przyglądają - A tymczasem dziękuję za kolację i muszę się już pożegnać.
Olivia znowu robi się cała spięta i zaciska zęby kiedy Alex z uśmiechem odsuwa swoje krzesło. Wyjdą razem? Chyba tego nie przeżyje!
- Już? - mówi zawiedziony Lucas - Przecież mamy dzisiaj piątek!
- Przykro mi, ale mam ważny wyjazd jutro z samego rana. Bardzo ważny - powtarza z naciskiem.
- Gdzie jedziesz? - Alex reaguje od razu. Mówi do Williama patrząc na szeroko otwarte oczy Olivii.
- Mam pewną sprawę do wyjaśnienia. I spotkanie z ważną osobą - wstaje z miejsca i zapina marynarkę. Teraz to on patrzy na Olivie, a Alex z niedowierzaniem na niego - Liv odprowadzisz mnie?
Nie, nie, nie, nie, nie, NIE!!!
- Tak - wstaje i nie czekając na to, żeby zrównał się z nią krokiem wychodzi. Niemal żołnierskim marszem pokonuje salon i staje przy drzwiach uchylając je. Tylko czeka aż William się zatrzyma, bo z pewnością ma jej coś do powiedzenia, ale patrząc w podłogę i słuchając jego kroków zauważa, że zbliżając się do niej wcale nie zwalnia. Jednym szarpnięciem otwiera szerzej drzwi i kładąc jej dłoń między łopatkami wypycha na zewnątrz.
- Co robisz?!
- Ja się pytam co ty robisz?! - zamyka drzwi i opiera ją o nie plecami.
- Ja Williamie? - nie może uwierzyć  że ma do niej o coś pretensje.
- Trzy sprawy Olivio - jest bardziej wściekły niż by się to mogło wydawać przy stole - Po pierwsze ile on ma lat?
- Kto?
- Preston! - zaciska zęby opierając się ręką obok jej twarzy. Przyklejona do drzwi nie ma odwagi drgnąć.
- A jaki to ma związek z tym, że przy pierwszej z brzegu okazji ściskałeś się z Alex?!
- Pytam. Ile. Ma. Lat? - cedzi pochylając się nad nią.
- Dwadzieścia pięć, po co ci to?
- W jaki sposób ma być lepszy od Antona? Jak to chuchro ma cię obronić przed kimkolwiek?
- Potrafi - Olivia jest zupełnie sparaliżowana.
- Potrafi... - przełyka ślinę - Po drugie co ty odpieprzasz? Uciekłaś, a ja niby miałem powiedzieć cześć Lucas co tam u ciebie, bo ja własnie przeleciałem Olivie!
Poczuła się jak uderzona w twarz. Aż zaczęła ciężej oddychać. Przeleciałem Olivię?! Uciekła?!
- Przepraszam, że nie miałam ochoty oglądać jak się czule witasz z Alex. Wyglądaliście na strasznie stęsknionych! - całą siłę drobnych rączek wkłada w odepchnięcie go, ale równie dobrze mogłaby popychać głaz. Ani drgnie.
- Gdybyś nie uciekła zobaczyłabyś, że... nieważne, bo uciekłaś!
- Co bym zobaczyła Williamie? Że ponieważ już przeleciałeś mnie dzisiaj nie potrzebujesz jej?!
Dłonie jej drżą, a głowa zaczyna pulsować bólem. William teraz oparty obiema dłońmi obok jej twarzy zamyka na chwilę oczy próbując się uspokoić.
- Potrzebuję ciebie - mówi w końcu cicho - choćby i teraz - pochyla się jeszcze bardziej.
- Nie kiedy jeszcze pachniesz nią - mówi sucho i ostro z odrazą odwracając twarz. Żałuje słów już ułamek sekundy po ich wypowiedzeniu. William odsuwa się, a ona szybko wyciąga do niego rękę.
- Przepraszam!
Robi dwa kroki w tył kiwając ze zrozumieniem głową.
- Williamie... - żadne słowa nie chcą jej przejść przez gardło.
- Po trzecie - jest już zobojętniały i spokojny - Jesteś jutro u mnie punkt ósma rano.
- Nie uważasz, że powinniśmy...
- Punkt ósma Livia! - znowu robi gwałtowny krok w jej stronę - Jeżeli nie przyjedziesz będę tu piętnaście minut później i dopiero wtedy zaczniesz się tłumaczyć tacie.
"Spokojnie, spokojnie, tylko spokojnie" powtarza sobie Olivia. Robi krok w jego stronę i najdelikatniej jak potrafi kładzie mu dłoń na guzikach marynarki. Zupełnie jakby się miał potrzaskać od jej dotyku. Bije od niego takie ciepło. Ale nie z oczu. Oczy uważnie obserwują co zamierza zrobić.
- Nie wściekaj się tak...
Czeka na jakąś reakcje, ale ten tylko milczy patrząc z rezerwą.
- Nie chcę, żebyśmy się kłócili. Musisz tylko wyjaśnić z nią...
- Co byś chciała, żebym jej powiedział? Może mi coś podpowiesz?
- Proszę cię - unosi dłoń i pociera o szorstki policzek. Nic w ten sposób nie zdziałają, a odepchnięcie go na chwilę obecną rani bardziej Olivie niż Williama.
- No proszę - pochyla się, a Olivia jak zaklęta patrzy na jego usta. Kładzie jej rękę na karku i palcami pieści skórę. Dziewczyna rozchyla usta, przymyka oczy i wspina się na palce.
- Już ci nie przeszkadza jej zapach? - zaskakuje ją jego beznamiętny, złośliwy ton. Otwiera szeroko oczy, kiedy William ją puszcza i rusza do samochodu - Ósma! - powtarza zanim zatrzaskuje za sobą drzwi i odjeżdża.  

_________________________________________________________________________________
fragm. "Tatiana i Aleksander" P.Simons

7 komentarzy:

  1. Łoj! Wchodzę, a tu 26-ka się pojawiła. Mówię, aż tyle mnie ominęło? A tu nam się kiwnęła Nikki. :P Haha, fajnie to zakończyłaś, chociaż, przyznaj mój pomysł też był okej! :D
    Czytałam artykuł i rzeczywiście WOW! :)

    Wierna Fanka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahaha rzeczywiście! :D Już poprawiam. A wiesz co jest najlepsze? Zaczęłam pisać kolejny i ponumerowałam 28! Więc od dzisiaj tylko parzyste :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Haha :D Może być i tak :D A będzie dzisiaj ten nowy, czy nie wyrobisz się? ;)

    Wierna Fanka.

    OdpowiedzUsuń
  4. Niestety, ale miałam w weekend jakąś szaloną powtórkę ze świąt i nie napisałam ani słówka...

    OdpowiedzUsuń
  5. a dasz radę dziś wrzucić rozdział?:)
    M.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo się staram, ale ciągle mnie coś odciąga :/

    OdpowiedzUsuń
  7. To ja się przyłączam do pytania i bardzo skromnie proszę o dzisiaj <3 Stęskniłam się już :)

    Wierna Fanka.

    OdpowiedzUsuń

Znacie to uczucie kiedy jesteście powodem czyjegoś uśmiechu? Jest... Niesamowite!!