piątek, 26 kwietnia 2013

Windy Hill Rozdział 33

- Andy chłopie ty to masz rajsko! - śmieje się Lucas kiedy wchodząc do salonu na piętrze widzi syna wygodnie rozłożonego na kanapie. Trzyma w objęciach skuloną siostrę, a Meredith przytula się do jego pleców. Na ekranie przewija się jakiś film, ale wszyscy wyglądają jakby mięli za momencik usnąć.
- Żyć, nie umierać tato. Nie każdy może spędzić wieczór z dwoma najukochańszymi kobietami jednocześnie.
- Nie każdy chce - mruczy Liv.
- Przyszedłem wam tylko powiedzieć dobranoc.
- Dobranoc - odpowiadają mu trzy obojętne głosy.
Z mieszanymi uczuciami wraca do sypialni. Sophie siedząca na brzegu łóżka rozpuściła jasno brązowe proste włosy, które sięgają jej ramienia. Andrew ma je po niej. Liv jest cała jego. Jego córeczka. No może poza wzrostem...
- Kochanie mamy wspaniałe dzieci - kładzie się i przyciąga ją do siebie.
- Bo mają wspaniałych rodziców - odpowiada kładąc głowę na jego ramieniu.
- To prawda!
Leżą chwilę relaksując się ciszą i spokojem po całym dniu.
- Sophie... - zaczyna niepewnie. Shelly w pracy nigdy nie jest niepewny, nigdy się nie waha i nie jąka. Ale w chwili przekroczenia progu domu członek kongresu amerykańskiego przeistacza się w ojca i męża i teraz może być delikatny, może się zawahać i może czegoś nie wiedzieć.
- Hmm?
- Nie wiem czy mi się nie wydaje... Czy nie jesteś ostatnio troszkę zbyt ostra dla Liv?
- Nikt nigdy nie był, więc nie zaszkodzi jej - żona od razu się odsuwa od niego, kładzie na swoją poduszkę i sięga po krem do rąk. Zawsze jest zła, kiedy Lucas broni córki. Owszem faworyzuje ją może za bardzo, ale Andy'ego również od czasu do czasu chwali, więc nie powinna się wściekać tylko o Liv!
- Mimo wszystko prosiłbym cię, żebyś jej odpuściła. Zobacz ile dzisiaj zrobiła!
- Wiem i jestem z niej bardzo dumna... Ale są sprawy których nie zrozumiesz.
- To mi wyjaśnij.
- To jest coś co muszę z Olivią rozwiązać sama. Troszkę mnie to w tej chwili denerwuje, ale się z tym uporamy.
- Nie chcesz mi nic powiedzieć? - Lucas czuje absolutną zaborczość jeśli chodzi o młodsze dziecko - Nie będę się wtrącał, ale mogę ci coś doradzić.
- Nie... - wmasowuje krem w dłonie - Traktujesz Liv jak małą kochaną córeczkę i chcę, żeby tak zostało.
- A co takiego Liv zrobiła, że przestałbym ją tak traktować?
- Nic Luck - Sophie sięga do lampki i ją gasi. Przytula się do męża w ich ulubionej pozycji niezmienionej przez dwadzieścia osiem lat małżeństwa. On na plecach, ona na jego ramieniu - To takie babskie sprawy - dodaje lekko.
- Ale jakby się działo coś niepokojącego chcę to wiedzieć.
- Oczywiście, że się dowiesz.
- Mamy dwójkę wspaniałych dzieci kochanie - całuje ją w głowę - Nie karzmy ich, bo mają jakieś małe potknięcia.
- Masz rację - odpowiada dla świętego spokoju, ale jeszcze długo nie może zasnąć zastanawiając się czy aby na pewno nie spytać go o radę.

Olivia cała obolała i strasznie zmęczona prawie przysypia przy biurku. Stara się jak może zająć myśli pracą, ale jest to skrajnie niemożliwe. Prawie całą noc miała przed oczami przesuwające się obrazki Williama i jej, Williama i Alex, samego Williama. Kiedy w końcu usnęła w pierwszych promieniach słońca wstrętna wyobraźnia podsunęła ich obraz na fotelu, kiedy pierwszy raz to ona zdobyła jego. W kulminacyjnym momencie Olivia zamieniła się w Alex, a William z dużo bardziej zadowoloną miną pieści jej dużo bardziej kobiece ciało. Obudziła się z krzykiem zalana łzami i niesamowicie obolała. Bolały ją wszystkie żebra, bolały ją ręce, a na nogę ledwo stawała. Po śniadaniu Stacy zrobiła jej opatrunek i miała straszne pretensje, że Liv nie przyszła do niej wcześniej. Noga była sina i napuchnięta. Zataiła fakt, że jej żebra nabrały podobnego koloru. Przynajmniej te po prawej stronie. Po lewej tylko bolały.
- A jak masz pękniętą kość?
- Gdybym złamała nogę Preston mógłby już nie żyć...

Były plusy tego, że nikt nie oglądał jej teraz nagiej. "Ktoś" byłby zły o to, że tak o siebie nie dba... Ale były też minusy, bo rozbudzona kobiecość wcale nie chciała iść spać...
- Skończyłaś? - Clay pyta ostrym głosem, a ona wybudza się z drzemki z otwartymi oczami.
- Przepraszam cię, ale jeszcze nie...
- Co się dzieje? Nie rozumiesz czegoś?
- Nie... To chodzi o mnie... Fatalny dzień... Oddam ci to jak najszybciej.
- Pomóc ci? - pyta.
- Jeśli chodzi o dzisiaj to musiałbyś napisać za mnie... - uśmiecha się z wdzięcznością - Ale obiecuje, że napiszę wszystko, choćbym miała siedzieć do nocy.
Clay unosi brwi i niczego nie komentując idzie do siebie. Olivia dzwoni do Prestona.
- Hej z okazji wczorajszych uszkodzeń jakie przeze mnie doznałeś daje ci dzień wolny.
- Co ty chrzanisz?
- Przestań się złościć i jedź w jakieś fajne miejsce... Na masaż, piwo, do klubu ze striptizem...
- Co kombinujesz?
- Nie wyrwę się dzisiaj zza biurka do późnego wieczoru, więc zadzwonię jak już będę chciała iść i przyjedziesz. Nie ma sensu, żebyś tu siedział cały dzień.
- Lunch?
- Odpada... Nie wyrobię się z niczym... Mój mózg dzisiaj nie działa jak należy.
- Już wczoraj się przycinał!
- Zasłużyłam na twoje złośliwości, więc ich nie skomentuje...
- Jestem na dole i przestań kręcić.
- Nic mi tu nie grozi Pres...
- A jak twój szef z rozdwojeniem jaźni będzie cię chciał zgwałcić?
- To będę go utrzymywała w przekonaniu, że mnie gwałci ile tylko dam radę!
Preston wybucha śmiechem i nawet Liv udaje się uśmiechnąć.

Dzień mija długo i monotonnie. W czasie lunchu korzystając ze spokoju jaki nastał na piętrze pozwoliła sobie na telefon do swojego ulubionego krawca prosząc go o małą przeróbkę sukni, którą ostatnio u niego widziała, a późnej zadzwoniła Sami z milionem pytań. Jak się czuje, czy nie potrzebuje czasem, żeby do niej przyjechać, czy Wiliam próbował się jakoś wytłumaczyć, opowiada jaki Hugo jest nim mocno zawiedziony... Na pytanie jak się bawią na wyjeździe unika odpowiedzi i niedługo później kończy rozmowę.
Olivia wydeptała idealną trasę po kawę i z powrotem, pisała, kasowała, poprawiała, kasowała, wściekała się, pisała od nowa, znowu kasowała, ale po pięciu godzinach miała trzy poprawione artykułu i jeden napisany. Nie jest źle. Odesłała je do Claya i wzięła się za te nowe, które miała zrobić dopiero jutro. Musiała być zajęta... Praca, jak najwięcej pracy!! Przez piękne pięć godzin czuła tylko pustkę i ból, ale nie miała się czasu zastanawiać z jakiego powodu. To prawie jak relaks!
- Przecież napisałaś już wszystko... - Clay z zagadkową miną zatrzymuje się koło niej.
- Tak. Ale napisałam ci również na jutro o wschodnich cywilizacjach, więc możesz mi podesłać coś nowego.
- Kończ już, bo zostaniesz tu sama - jest chłodny i nieprzystępny, ale Olivia wie, że to tylko pozory.
- Pięć minut i już uciekam - uśmiecha się - Tylko dopiszę zakończenie.
Kiedy unosi głowę już go nie ma.
- Pres jesteś na dole?
- Oczywiście, że jestem.
- Za pięć minut kończę.
- Dopiero? Powiedziałaś do późna jest dopiero siódma...
- Ha, ha... - rozłącza się.
Nawet nie miała okazji porozmawiać wczoraj z Meredith o szczegółach wszystkiego co urządziła i zorganizowała. Odpadła zupełnie i gdyby nie wsparcie brata, który ledwo hamował wściekłość po tym jak Meredith zdradziła mu kilka szczegółów (bardzo okrojonych) oszalałaby z żalu. Przytulał ją do późnej nocy. Do momentu aż wykończona usnęła. Mery powiedziała mu tylko, że Liv zaprzyjaźniła się z Williamem w czasie ich nieobecności, a ten dał jej nadzieje na coś więcej, po czym zachował się jak się zachował... Andy nie był oczywiście idiotą i od razu dopowiedział sobie zatajone szczegóły, ale był na tyle wspaniały, że wziął pod uwagę łkającą na jego ramieniu siostrę i w ogóle tego nie skomentował.
Zasada była prosta. Jeśli uniknie lunchu nie spotka Williama. Jeśli będzie wychodziła później z pracy również jest mniejsze prawdopodobieństwo, że na niego wpadnie. Kiedy prosto po przyjściu do domu pójdzie do Stacy nie będzie musiała przechodzić przez salon. W takim układzie najgorsze do przetrwania będą jeszcze tylko trzy dni. Sobotnie przyjęcie u wiceprezydenta, dzień wyborów i ślub brata. Tylko trzy dni w ciągu których nie uniknie jego, a raczej ich towarzystwa. A później już wyjedzie i będzie mogła spokojnie lizać rany z dala od ich źródła. Zacznie nowe życie, a życie na Harvardzie będzie bardzo intensywne. Zaangażuje się we wszystkie zajęcia dodatkowe, a w wolnej chwili będzie się uczyła. Aż pewnego dnia się ocknie i odkryje, że może oddychać, może się śmiać i może już żyć.
Oczywiści póki co przewidywała jeszcze plan "B". Opiewał on na cały ten nieokreślony czas rekonwalescencji serca i zakładał, że William do niej przyjedzie, powie jej o co w tym wszystkim chodziło, dlaczego tak bardzo ją oszukał i co kierowało taką decyzją. Opowie jej o wszystkim, a ona mu wybaczy, bo tak nieznośnie za nim tęskni... Głupia... W tym jednym przypadku była naiwna jak małe dziecko i ta naiwność pozwalała jej się wyprostować, otrzeć łzy i unieść głowę.
- Tak Preston? - odebrała telefon.
- Pół godziny temu mówiłaś pięć minut...
- Ile?
- Pół godziny...
Znowu gapiła się w punkt...
- Już idę! - podrywa się z miejsca - Już schodzę Pres!
Jest cicho i na całym piętrze panuje półmrok. Wyraźne światło bije tylko z gabinetu Clay'a i z jej biurka. Przechodzą ją ciarki.
- Dobranoc Clay! - krzyczy tylko w jego stronę i pędzi do windy nie oglądając się za siebie. Kiedy wychodzi na zewnątrz uderza w nią silny wiatr i krople deszczu. Co się stało ze słońcem które świeciło... jedenaście godzin temu. Spędziła w pracy jedenaście godzin! Już miała ruszać w stronę samochodu zaparkowanego po drugiej stronie ulicy, kiedy w oczy rzucił jej się czarny mercedes. Zimny, nieprzystępny, ociekający w strugach deszczu pojazd oznaczał, że jego właściciel nadal tu jest... Dlaczego nadal tu jest? Co go zatrzymało? Kto go zatrzymał? Ona tam jest? Czy robi to z nią w tych samych miejscach co z Olivią? Czy może unika biurka, kanapy ustawionej tyłem do okna i podłogi? A może jest mu to kompletnie obojętne? Może marzenia o Europie, które snuli wtuleni w siebie już przestały mieć dla niego jakiekolwiek znaczenie?
- Olivia! - Preston przekrzykuje wiatr. Stoi z kapturem na głowie i trzyma uchylone drzwi od strony pasażera. Liv idzie do niego tak szybko jak tylko pozwala jej noga i wsuwa się w suche i ciepłe wnętrze samochodu. Nigdy nie siada z tyłu kiedy jeździ z Prestonem. To jej przyjaciel.
- Następnym razem spytaj, bo z blachy samochodowej nic nie wyczytasz - mruczy niezadowolony dołączając do niej.
- O co mam zapytać?
- Jest tu od dziewiątej piętnaście, nie wychodził na lunch, i nie ma u niego Alexandry.
Olivia mruga kilka razy.
- Nie wydaje ci się, że jesteś jakimś moim zaginionym bliźniakiem?
- Bez komentarza siostro.
Ruszają w milczeniu zalanymi ulicami Nowego Jorku, który nie zwolnił nawet w czasie takiej ulewy. Przecież ktoś wymyślił parasol, kalosze, płaszcze przeciwdeszczowe i tego typu bajery, żeby pokonać taką niedogodność.
Po co siedział do tak późnej godziny? Spotkanie? Może... Nagle słyszy znajomy pomruk silnika i czarna bestia jak błyskawica przemyka koło nich. Wpada w zupełnie kontrolowany poślizg na zakręcie i znika z pola widzenia. Tego też nie komentują.

- Gdzie tak długo byłaś? - Meredith i Andy jednym głosem pytają, kiedy wchodzi do domu. Na wszelki wypadek poszła prościutko do kuchni i właśnie tam ich zastała. Widocznie jej sprzymierzeńcy spotkali się na jakiejś naradzie, bo Stacy pomiędzy nimi podobnie jak oni sami ma średnio zadowoloną minę.
- Pracowałam...
- Pracowałaś?
- Tak zostałam dłużej, nadgoniłam trochę na jutro, może uda mi się wcześniej wyjść. W sobotę impreza!
Wie, że ani jej głos, ani mina ich nie przekonują. Naprawdę musi się nauczyć kłamać... Dla dobra własnego i całej rodziny.
- Za chwilę wgryzę się w blat... Dostanę coś do jedzenia?
Stacy podrywa się z miejsca i pędzi do lodówki.
- Co ci powiedział? - atakuje ją Meredith.
- Kto?
- William - wypowiada jego imię ze wstrętem.
- Skąd pomysł, że z nim rozmawiałam?
- No właśnie? - Andy marszczy brwi.
- Bo wczoraj nie tknęłaś jedzenia, a dzisiaj chcesz pożreć kuchnie!
- Właśnie dlatego, że wczoraj nie tknęłam jedzenia!
- Czyli nie rozmawiałaś z nim?
- Nie!
Spuszcza głowę zamyślona.
- W takim razie już nie wiem o co chodzi...
Stacy wkłada do piekarnika coś co bez podgrzania aż za ładnie pachnie.
- Z czym o co chodzi? Co się z tobą dzieje? Co się stało?
- Alex była dzisiaj w wyjątkowo paskudnym humorze. Warczała nawet na twoją matkę. I właśnie się zastanawialiśmy czy to ma cokolwiek wspólnego z twoim późnym powrotem...
- Nie obchodzi mnie to Mery. Nie obchodzi mnie jak się dzisiaj ma Alex, czy William jej czasem czymś nie zdenerwował i czy jest dobrym, wiernym towarzyszem. Nie interesuje mnie to - Olivia jest tak spokojna jak spokojny był Lucas na ostatniej debacie. Starson - jego główny przeciwnik po kwadransie zaczął prawie krzyczeć, a Lucas nadal grzecznie i spokojnie z nim konwersował. To samo potrafi robić Olivia. Zabijać spokojem!
- Widzisz mówiłem ci - Andy już bardziej rozluźniony obejmuje Meredith i całuje w policzek - Liv nie wejdzie drugi raz w to samo bagno.
Bohaterka Liv musi się odwrócić, żeby nikt nie widział jej miny. Udaje, że wygląda przez okno, ale w rzeczywistości modli się o jeszcze odrobinę spokoju.

Kolejny dzień mija jak poprzedni. "Koledzy" robią znowu przyjazne podchody ale traktuje ich z dystansem i rozmawia tylko o sprawach zawodowych. Najdziwniejszy jest ten paradoks, że teraz zupełnie swobodnie i dobrze czuje się tylko przy Clay'u. Po powrocie nikt już nie pyta jej dlaczego tak późno wróciła, ani z kim rozmawiała, a z kim nie. Wszystkie panie stłoczone są w salonie, a po panach nie ma śladu. Liv idzie najpierw coś zjeść, a później z ociąganiem uznaje, że nie może się ukrywać w nieskończoność. Salon aż tętni emocjami.
- Olivia! - piszczy Meredith, kiedy ta ledwo przekracza próg.
- Hmm?
Siedzi na kanapie otoczona przez Sophie i Alex. Alex w ultra krótkiej kremowej mini eksponuje całą długość swoich zgrabnych nóg. No cóż jeśli wczoraj miała zły humor dzisiaj nie ma po nim śladu.
- Liv popatrz na to! - Meredith przywołuje ją gestem.
- Co tam macie? - przysiada obok mamy. Mery ma na kolanach porozkładane szkice.
- Zobacz! - wysuwa jeden z nich. To projekt J.C. Perfekcje było widać gołym okiem - To będzie moja suknia, ale...  - wysuwa drugi z wulgarnym wielkim logiem Top Fashion - Ale z tej będę miała ten element - pokazuje palcem duże rozcięcie od samego dołu aż po pas... - A z tego wykończenie pod szyją.
Olivia patrzy na drugi projekt Alex. Te suknie są zbyt wulgarne... Meredith jest piękną, delikatną blondynką i J.C od razu podsunął jej odpowiednią suknię. Alex chce ją przerobić na rockową księżniczkę. Sama pewnie wyglądałaby w tym zabójczo, ale Mery...
- Co o tym myślisz? - dopytuje się matka.
- To... - cokolwiek powie wszyscy się obrażą - To bardzo fajne pomysły, ale zastanowiłabym się nad tą obrożą...
- Obrożą?! - matka patrzy na nią wrogo, a Meredith na szczęście zaczyna to analizować.
- Masz bardzo ładną, długą szyję... Nie zasłaniałabym jej aż tak...
- A co proponujesz? - pyta Alex. Olivia zerka na nią i aż zamraża ją nienawiść w oczach kobiety.
- Ten oryginalny krój jest bardzo ładny... - wskazuje na dekolt w kształcie łzy spływający skosem z prawej strony do lewej. Kusi pokazując sporo, ale w granicach przyzwoitości nie pokazuje prawie nic - Poza tym nie sądzę, żeby J.C się na to zgodził...
- Liv ma chyba rację... - Mery kiwa głową.
- Jeśli się nie zgodzi zrobię ci podobną. Nie przejmuj się tym - uspokaja ją Alex - Przemyśl to sobie jeszcze - klepie ją po dłoni - Nie masz wiele czasu, ale przemyśl sobie. Ja się muszę powoli zbierać William zaraz po mnie przyjedzie.
- Gdzie idziesz? - pyta Sophie Olivie, która bez słowa wstała i ruszyła w stronę schodów. Ta zatrzymuje się i chwile zastanawia ważąc słowa.
- Namówiłam jednego z najbardziej zdolnych ludzi jakich znam na uszycie ci sukni w tragicznie krótkim czasie - mówi bezpośrednio do Meredith, która zrozumiała o co chodzi jeszcze zanim Olivia dokończyła - Nie wiem czy wiesz, ale odesłał z kwitkiem Sarah Jessicę Parker pół roku przed uroczystością na którą potrzebowała się u niego ubrać. Nie będę spokojnie oglądała jak bezczelnie próbujecie skopiować jego pracę i marnie przerobić!
- Olivio zamilcz - Sophie podnosi się z miejsca.
- Taki mam zamiar mamo. Dlatego idę na górę.
- Nie Sophie - Meredith wstaje - Liv ma racje... To byłoby świńskie.
- Bzdura!
Olivia aż się cofa, kiedy widzi obrzydzenie na twarzy matki.
- I ja i Olivia dobrze wiemy o co chodzi tak naprawdę! I za chwilę sobie o tym porozmawiamy.
Nie spuszczają z siebie wzroku. Olivia zawiedziona, Sophie wściekła.
- Chodzi mamo o minimalne poczucie przyzwoitości... Którego po tobie nie odziedziczyłam na pewno.
Odwraca się i powolutku na obolałej nodze wchodzi na górę. Cała drży. Jak galareta trzęsie się z nerwów. Nie idzie do siebie, ani do drugiego salonu w którym chyba są ojciec z Andym, ale na balkon. Na wąski balkon nad wejściem. Doskonale wie po co tam poszła. Musi to zobaczyć. Wbić ostatni nóż żeby dać sobie spokój. Jest zimno, bo cały dzień padał deszcz. Wieje potężny wiatr gnący niemiłosiernie brzozy, buki i klony porastające teren wokół domu. Olivia osuwa się w dól i kuca pod ścianą. Ignoruje przenikające zimno patrząc pusto na betonowe ozdobne, grube barierki. Mija kilka minut a podjazd oświetlają światła samochodu. Czeka aż się zatrzyma i podpełza jak dzikie stworzenie do brzegu. Trzaśnięcie drzwiami i błyszcząca czarna czupryna osadzona na szerokich ramionach chowa się w domu. Olivia zaciska oczy starając się uspokoić oddech. Serce zaraz jej wyskoczy. Po dwóch dniach nawet takie przelotne rzucenie na niego okiem targa jej tęsknotę nieludzko. Zastanawiała się co by było gdyby o wszystkim powiedzieli. Gdyby po powrocie z Portsmouth rodzice byli w domu. Czy przyjmowaliby teraz tą sukę z taką radością? Czy William byłby tak mile widzianym gościem? Drzwi się otwierają, a światło z domu zalewa mokry podjazd załamując się na nierównościach.
- Idziemy na kolację? - dźwięczny do obrzydzenia głos wyraża ekscytacje.
- Może - drugi jest głęboki, zmysłowy... Chrypka, która wywoływała drżenia w Olivii i... i nadal to robi. Drzwi się zamykają. Kroki zbliżają się do samochodu. Do miejsca, które będzie mogła zobaczyć. I widzi. Obrzydliwie krótka sukienka, czarny garnitur.
- Powiedz mi!
- Mmm - przeczy głową. Otwiera jej drzwi, ale ona nie wchodzi. Staje przed nim i unosi głowę.
- Proszę - słodko, z uśmiechem - Jeśli to ma związek z nasza wczorajszą kłótnią, to wiedz, że to już nieważne.
- Nie ma.
Wysuwa do niego usta, a on pieści palcem jej brodę. Olivia klęcząc na ziemi mruga szybko odpędzając łzy. William pochyla głowę. Stoją tuż pod nią. Gdyby wydała choćby najcichszy głos usłyszeliby ją na pewno.
- Powiedz gdzie jedziemy - próbuje jeszcze raz zalotnie.
- Zobaczysz... - całuje ją. Dotyka jej ust swoimi z własnej woli. Nie rzuciła się na niego, nie poprosiła o to, nie prowokowała. Po prostu stała, a on ją pocałował. I teraz ona może wpleść palce w jego włosy, ona może ściskać te szerokie ramiona, być pieszczona przez jego zwinne, duże dłonie. Liv z całej siły przyciska dłoń do ust, żeby nie krzyczeć.
- Przekonałeś mnie - ma zmieniony głos i prawie osuwa się na siedzenie. William zamyka za nią drzwi i nie oglądając się za siebie przechodzi na miejsce kierowcy. Samochód odjeżdża. Olivia z pozycji klęczącej prawie upada. Opiera się dłońmi o mokrą posadzkę i przestaje hamować głośne wycie wydobywające się z jej gardła.

Siedzą na trawie na Four Tree Island.
- Chodźmy coś zjeść - Olivia leniwie przeciąga się w ramionach Williama.
- Taki miałem plan - odpowiada z ustami przy jej dłoni.
- Zaplanowałeś nam dzień?
- Mhm.
- W takim razie co będziemy robić po obiedzie?
- Leżeć nago na łóżku. Sjesta.
- A po sjeście? - rumieni się.
- Kolacja - całuje jej palce.
- A po kolacji? - dopytuje się.
- Zobaczysz...

To samo "zobaczysz". Wypowiedziane tym samym tonem. Kochali się wtedy przed kominkiem. I owszem, zobaczyła... To chciała zobaczyć? Takiego potwierdzenia szukała? Jej ciało rozpada się, nie może jej utrzymać. Ręce się uginają, czoło dotyka kałuży, a serce wybucha tak nieznośnym bólem, że zaczyna bić pięścią o podłogę, żeby go zagłuszyć. To jest to o co się prosiła.

- Gdzieś ty się podziewała? I jak ty wyglądasz?!
Olivia wchodząc do sypialni zastaje matkę siedzącą na fotelu. Nic nie odpowiada, bo i co by mogła powiedzieć.    
- Czekam tu na ciebie od godziny, gdzie byłaś?!
- Potrzebujesz czegoś? - zaciśnięte gardło produkuje dziwne dźwięki.
- Tak moja panno. Teraz sobie porozmawiamy - podrywa się z krzykiem z fotela i rusza do drzwi w których pojawia się Lucas. Jakby instynktownie wyczuł, że z córką coś się dzieje.
- Co się stało Sophie?
- Przeproszę cię na chwilę, muszę porozmawiać z Olivią - bezceremonialnie zamyka drzwi. Wraca na środek pokoju i zatrzymuje się dokładnie na przeciwko Olivii - Coś ty sobie myślała?!
Patrzą na siebie w napięciu. Jedna ma ochotę rozerwać drugą, ale ta druga nie do końca rozumie co się dzieje.
- Ty Olivio?! Ty doskonale wychowana, mądra i sprytna dziewczyna? Jak mogłaś się wdać w romans z dziesięć lat od siebie starszym mężczyzną? - syczy. Dziewczyna otwiera szerzej oczy i nabiera gwałtownie powietrze - Tak, wiem o wszystkim! Alex mi opowiedziała jak szybko się uwinęłaś, kiedy nas nie było... Jak prawie straciła przez ciebie mężczyznę swojego życia. Dla kaprysu takiej gówniary! Prawie zniszczyłaś czyjeś życie! - wytyka ją palcem. Wbija jej palca tak jak kiedyś zrobiła to Alex. Nazywa ją tak jak kiedyś nazwała Alex. Boleśnie znaczy ślad paznokciem na jej skórze - No co masz do powiedzenia? Nic mi nie powiesz? Ciekawe co by powiedział twój ojciec?
Olivia widząc obrzydzenie matki i słysząc jad jaki się z niej sączy ledwo może złapać oddech.
- Ciekawe czy nadal byłabyś słodką, kochaną córeczką. Dumą! Mówił, że William tak bardzo cię polubił i tak ceni twoje umiejętności! JAKIE UMIEJĘTNOŚCI?? To że gówniara po collage'u umie składać zdania?! O te mu chodziło? Przecież ty nawet jeszcze nie wyglądasz jak kobieta!!
Obie drżą. Jedna ze złości jakiej jeszcze nie czuła nigdy w życiu  a druga dlatego, że się dusi. Nie może oddychać, nie może się ruszyć, nie może zareagować.
- Nie powiem mu tego, bo ma teraz ważniejsze sprawy na głowie i ty też się nie waż! - kolejne pełne odrazy dźgnięcie palcem - Mógłby się zmartwić, że jest taki dumny z córeczki, którą sobie wychował na dziwkę prawda?
To uderzyło mocniej niż jakiekolwiek dźganie palcem. Zapadła cisza, która dzwoniła w uszach jak nigdy.
- Coś ty powiedziała? - wydusiła Olivia. Nie zdawała sobie sprawy, ale zrobiła się blada, a wielkie oczy zapłonęły.
Sophie dyszała jak po biegu. Zapatrzyła się przez chwilę w okrutnie szczere oczy córki i coś się w niej przełamało.
- Jezu przepraszam Liv - złapała się za głowę.
Olivia płonęła, ale wzrok miała lodowaty. Matka jakby ktoś zdjął jej opaskę z oczu patrzała na jej makijaż rozmazany długim płaczem, brudne spodnie, przemoczone ubranie, potargane włosy i ranę na drżącej dłoni.
- Jak ty wyglądasz kochanie? - spytała przerażona słabym głosem.
- Wyjdź - matowy, mrożący głos.
- Ja nie wiem czemu to powiedziałam.
- Wyjdź stąd, bo jak ja stąd wyjdę już mnie nie zobaczysz.
Przeraziła się grobowo poważnym tonem córki.
- Liv wysłuchaj mnie.
- WYNOŚ SIĘ! - ryknęła ruszając na nią. Sophie wycofała się w stronę drzwi, ale Olivia była szybsza. Minęła matkę szarpnęła za drzwi i pokazała palcem wyjście.
- Wynoś się i nie waż wracać.

Nie słyszała później pukania do drzwi, nie słyszała łagodnego, pełnego miłości głosu ojca, ani wystraszonego płaczu Meredith. Do otwarcia drzwi nie przekonał jej ani brat, ani Stacy. Nie rozpoznała głosu Samiji i nie posłuchała gróźb Hugo, że zaraz wyważy drzwi. Nie zdziwił jej ostry głos Prestona, który kazał im się wszystkim od niej odpieprzyć. Siedziała długo pod prysznicem ciesząc się, że para wodna zasłoniła jej cały świat. Była zmarznięta i strasznie zmęczona. Musiała spać. Dużo spać zanim zupełnie nie opadnie z sił. Spać jeść i dbać o rodzinę... O jaką rodzinę? Tą która brzydzi się tej bezgranicznej miłości? Rodzinę, która ją tępi mimo że wszystko co robi, robi dla nich? Zrobiła tylko jedną rzecz bez zastanawiania się czy będą z tego zadowoleni. Zakochała się.

 
 

24 komentarze:

  1. Po pierwsze jest mi strasznie przykro i jestem wściekła po tym rozdziale, a sama go napisałam!!
    Po drugie czy Wy widziałyście co ta wstrętna M. mi napisała pod poprzednim postem?! ;P

    OdpowiedzUsuń
  2. Haha, co za wstrętna M, niedobra! Oj, dziewczyny, dziewczyny! :D

    A co do rozdziału, tak tak, znów nuda i Wierna płacze. Ciekawe ile to jeszcze będzie trwało, w końcu w depresję wpadnę! Przez(dzięki)... Nikki!

    Wierna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tak już serio-serio zapytam. Długo masz zamiar nas jeszcze trzymać w niepewności co William szykuje? Będziesz mi kupowała leki na nerwicę, zobaczysz, zobaaczysz! Znajdę Cię!
      :D

      Wierna cd.

      Usuń
    2. A no nie ukrywam, że jeszcze chwilę muszę Was potrzymać w niepewności :) Dla zrealizowania swojego planu muszę zaryzykować Twoje zdrowie kochana :*

      Usuń
  3. Oh, dzięki za niewysłowioną troskę, kochana!
    Hahaha :D Czekam z niecierpliwością jak to rozegrasz.

    Wierna Fanka.

    OdpowiedzUsuń
  4. Chętnie poczytałabym co myśli i czuje William ale oczywiście zdradziłoby to nam co "drań" planuje :-P Czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały A.

    OdpowiedzUsuń
  5. To był właśnie mój tajny plan droga A. Pokazałam Wam jak się sprawa ma z punktu widzenia naszego Supermana, żebyście teraz troszkę za nim potęskniły ;)

    Wierna co do mojej troski... always baby :p

    OdpowiedzUsuń
  6. Pokazałaś? Czy ja przespałam rozdział?!

    Wierna.

    PS: ZAPAMIĘTAM TO SOBIE!

    OdpowiedzUsuń
  7. Przespałaś chyba Windy Hill! Ale już Ci przypominam :) Pamiętasz jak napisałam urocze rozdziały o weekendzie w Portsmouth? WSZYSTKIE emocje Williama wyłożyłam wtedy jak na tacy, a teraz drań jeden prowadza się z tą...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A no tak, tak, to wiem. Myślałam, że jeśli chodzi o ten wątek już coś wyjaśniałaś.. :D

      Wierna Fanka.

      PS. Wstawiasz coś dzisiaj? ;)

      Usuń
  8. No właśnie. Prowadza się z tą... więc albo się wystraszył albo coś knuje :)
    A.

    OdpowiedzUsuń
  9. Kombinuj, kombinuj kochana!! Bardzo mi się podoba Twoje podejście! Zbierasz plusiki :D

    OdpowiedzUsuń
  10. :D He he kombinuje :) W głowie mam kilka pomysłów. Zobaczymy czy jeden z nich się pokryje z twoja historią :) Na pewno się nie wystraszył :)
    A.

    OdpowiedzUsuń
  11. Powiem Ci tylko, że i tak i nie. I na tym koniec spoilerowania ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. :) Ok. Czekam więc niecierpliwie na następne rozdziały :)
    A.

    OdpowiedzUsuń
  13. Postaram się, ale zaglądaj dopiero pod wieczór. Straszną mam ochotę już wyjaśnić, ale bym wszystko zepsuła... :)

    OdpowiedzUsuń
  14. coś czuję, że do Nikki przyjechała teściowa i robi grilla, bo nie dodaje nowego rozdziału...;D
    ;*****
    M.

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie robię grilla, bo pada ;( Ale wczoraj robiłam :D No piszę, cierpliwości!

    OdpowiedzUsuń
  16. no...Kochana... i nic nie powiedziałaś,że robisz?! przyjechałabym;D hehehe
    a tak już na serio to: ja jestem bardzo cierpliwa, tylko ostatnio marudziłaś, że za rzadko komentuję, więc postanowiłam, że dziś trochę popiszę;)
    M.

    OdpowiedzUsuń
  17. Pisz aż Cię palce rozbolą! Muszę się Tobą nacieszyć jak już jesteś ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. hehehe:D postaram się, ale to nie jest proste, bo już mnie bolą:D piszę na 4 czatach i tu:D hehehe
    a Ty się ciesz póki możesz:D
    M.

    OdpowiedzUsuń
  19. Preston...Preston... coś mi to przypomina... achhh... już wiem!! Rita Preston ze Spicy:D od kilku dni mi to chodziło po głowie...:D czyżby przypadek? jakaś zbieżność?:D hehehe :***
    M.

    OdpowiedzUsuń
  20. Ty to masz pamięć... Przyznam, że totalny przypadek! Czyli nie tylko przeze mnie jesteś taka rozchwytywana? Jestem zazdrosna!!

    OdpowiedzUsuń
  21. hahaha:D nie masz o co:D tam to tylko takie flirty:D hehehe a tu poważna rozmowa na temat życia:D heheh i nie mam Ci za złe tego przypadku z Prestonem, tylko mnie to rozśmieszyło, bo wiesz... może to jakaś daleka rodzina, albo Preston'owi nadano takie imię na cześć Rity?;D hehehe
    M.

    OdpowiedzUsuń

Znacie to uczucie kiedy jesteście powodem czyjegoś uśmiechu? Jest... Niesamowite!!