niedziela, 21 kwietnia 2013

Windy Hill Rozdział 31

Zaspała... No można się było tego spodziewać! Nie spała prawie całą noc, bolały ją wszystkie kości, mięśnie i stawy, martwiła się w nieskończoność. W nocy wszystko zrobiło się jeszcze bardziej czarne, jeszcze gorsze i niebezpieczniejsze. A teraz była ósma trzydzieści, a ona bez ładu kompletowała ubranie. I na dodatek padało! Spodnie. Dzisiaj spodnie. Mogą być te ciemne jeansy, ale na górę coś jaśniejszego. Blado różowa bluzka z rękawem 3/4 i koronkowym wykończeniem. Spory dekolt spodoba się Williamowi! Do tego granatowe szpilki bez palców i już.

8:40!!!!!

Włosy, których przybyło przez noc i to jakieś trzydzieści procent związuje gumką w puszystego kucyka i prawie się przewracając w progu już biegnie na dół. Preston czeka przy drzwiach bawiąc się kluczykami.
- Jeszcze sekunda!
Pędem wpada do kuchni i na szybko robi kanapkę z rzeczy ułożonych na stole. Chleb razowy, pieczeń z indyka, szparagi i pomidorki koktajlowe. Dziwna kanapka... Matka rozmawia o czymś z Meredith i Andy'm. Co Meredith tu robi o tej godzinie? Musiała zostać na noc...
- Ale to fantastycznie przecież! Dziewczyna w końcu wie na czym stoi! - mama oczywiście jest zaaferowana jakimś artykułem w gazecie plotkarskiej. Kto się znowu rozwodzi?
- No nie wiem czy tak do końca wie... - odpowiada jej spięta Meredith patrząc na Liv. Ona też nie lubi się entuzjazmować plotkami!
- No zobacz wyglądają jak dwie papużki! - mama unosi do niej gazetę - Liv kochanie czy to nie wygląda jak miłość?
- Przepraszam mamo jestem spóźniona!
Gdyby weszła z mamą w dyskusje na temat celebrytów nie wyszłaby przed lunchem.
- Aha mamo! - zawraca przypominając sobie o czymś - Czy mamy "Jeźdźca miedzianego"?
- Co? - mama unosi głowę znad porannych sensacji.
- To jakaś rosyjska książka...
- Sprawdzę...
- Dzięki! PA!

W drodze do biura zjada kanapkę ignorując narzekanie Prestona, że przez nią straci prawko. Zanim wchodzi do biurowca odbiera telefon od Sami, która koniecznie musi się z nią spotkać. O 9.01 zgrzana i kompletnie wyczerpana siada przy biurku. Nareszcie może w spokoju popracować...
- Cześć Liv! Jak samopoczucie?
To Brittany. Wesolutka jak skowronek.
- Dziękuję dobrze - odpowiada jej ostrożnie.
- Bo wczoraj wcześniej wyszłaś... Myślałam, że źle się czujesz - przymila się.
- Tak dobrze mnie obserwowałaś?
- Nie... akurat spojrzałam! Plany na lunch?
Świat jest nieźle popieprzony!
- Tak umówiłam się z przyjaciółką.
- O to szkoda... Może jutro?
- Jasne...
Olivia patrzy za odchodzącą. Naprawdę dziko popieprzony!

Mając wyrzuty wobec Clay'a za wczorajsze leniuchowanie w godzinach pracy stara się dzisiaj zrobić dwa razy więcej w dwa razy krótszym czasie. Pisze bez opamiętania aż ten nie pojawia się przed jej biurkiem.
- Wysłałaś mi już pięć artykułów - mruczy.
- Poprawić je? - pyta natychmiast. Taka masówka nigdy nie kończy się dobrze.
- Nie, odpocząć! - nie zważając na jej zdziwioną minę zatrzaskuje jej laptopa przed nosem - Punkt pierwsza jesteś przy biurku.
- Jasne...
Co za dziwny sposób okazywania uczuć! Ale... Ma półtorej godziny! Złapie trochę świeżego powietrza i jak wróci napisze mu jeszcze z dziesięć.
Wsiada do windy zapewne znowu śledzona kilkoma spojrzeniami i od razu w grupie kilku osób zauważa Freda.
- Cześć! - uśmiecha się do niego przyjaźnie czekając na jego specjalność.
- O... Cześć.
A gdzie uśmiech? To smutne, liche uniesienie ust nie można zakwalifikować do czegokolwiek!
- Paskudny poranek dzisiaj mięliśmy prawda?
- Tak? - patrzy na nią wystraszony.
- No deszcz! Lało jak z cebra!
- A no tak... - oddycha z ulgą.
Drzwi windy się otwierają i wszyscy wysypują się z niej.
- Miłego dnia Liv - tym razem chyba trochę się uśmiecha. Chociaż nadal jakoś ponuro...  Jak to? Nie spotkają się już dzisiaj?
- Wzajemnie Fred - macha mu o nic nie pytając i odchodzi.
Idą z Prestonem do parku Roosevelta gdzie umówiła się z Sami. Taki mniejszy teren łatwiej będzie mu ogarnąć wzrokiem. Wyszło piękne słońce i Olivia ma ochotę śpiewać po środku chodnika na Columbus Avenue.
- I mam jakieś dziwne przeczucie, że chłopak niedługo zwieje przy takim entuzjazmie ze strony Sami!
Liv opowiada mu o błyskawicznym podboju przyjaciółki.
- Wiesz... żołnierze lubią mieć dziewczyny kiedy wracają na przepustkę... - oczy Prestona cały czas monitorują otoczenie.
- Tego też się boję! Ale wyglądał jakby świata poza nią nie widział! Cały czas się mizdrzyli...
- Tak jak ty i William Wspaniały?
- Aż tak to nie...
- Tak myślałem.
- Ona jest w nim totalnie zakochana!
- No tego to już kurwa za wiele!! - grzmi chłopak.
- A co w tym takiego oburzającego? I co to za zachowanie! - Liv zwraca się wstrząśnięta ku niemu, ale on wcale nie patrzy na nią. Patrzy na coś za jej plecami. Odwraca się tam i jej oczy znajdują nie jedną, ale aż dwie okładki. Najpierw ogarnia ją słabość i krew odpływa jej z twarzy, a później nagły gniew przywraca krążenie. Podchodzi do stoiska z gazetami i bierze oba egzemplarze. Zaciska na nich dłonie tak mocno, że aż targa się kawałek okładki. Ledwo zaważa jak Preston płaci sprzedawcy i łapie ją pod rękę.
- Chodź. Jesteśmy już prawie na miejscu. Usiądziesz i przeczytasz.

Czyta.
Nie.
Czyta po raz kolejny.
Nie.
Czyta trzeci raz manewrując pomiędzy jedną, a drugą gazetą.
TO JEST NIEMOŻLIWE!!!!!!!!

Wszystko w niej krzyczy, wszystko się burzy, wszystko drży, ale na zewnątrz widać tylko skupioną Olivie czytającą gazetę. No może jej nienaturalnie rozszerzone źrenice mogłyby przykuć uwagę kogoś bardziej spostrzegawczego. Preston nerwowo krąży wokół stolika przy którym usiadła. Musiał zamówić colę, żeby właściciel pożal się Boże knajpki ich nie przegonił. Kilka prostokątnych stolików w centrum parku otoczonych z dwóch stron ławkami i budka z fast foodem... Sami będzie dopiero za kwadrans... Co on ma z nią zrobić. Twarda powłoka jaką Olivia na sobie nosi rozsypie się przy byle dotknięciu. Dziewczyna rozkłada obie gazety na stole składa dłonie jak do modlitwy i przykłada je do twarzy. Preston od razu rozpoznaje, że walczy z oddechem. Wczoraj ją tego uczył. Co ma zrobić w ataku paniki, żeby nie stracić głowy i móc się obronić... Właśnie stosuje ten pieprzony trik!
- Liv... - siada koło niej ostrożnie dbając o nie dotykanie - Musicie to sobie wyjaśnić raz, a porządnie.
Wdech, wydech, wdech, wydech, wdech, wydech, wdech, wydech, wdech, wydech, wdech, wydech.
- Nie ma czego - mówi za szybko i za nerwowo.
- Na pewno jest jakieś wyjaśnienie.
- Nie uwierzę już w żadne poza tym - dotyka gazety. Zachowuje się odrobinkę jak obłąkana, bo kiedy gestem przesuwa je minimalnie znowu zaczyna równiutko układać.
- I dobrze - zgadza się z nią.
- Czemu dobrze? - obrzuca go lękliwym spojrzeniem zastraszonego, dzikiego zwierzątka.
- Bo to właśnie ich zobaczyłem wczoraj. W parku.
Przez sekundę maska spada odsłaniając wielką, krwawiącą ranę, ale zaraz zasłania ją z powrotem.
- Sami idzie - ostrzega ją Preston. Na szczęście kilka minut przed czasem. Olivia tylko kiwa głową znowu wpatrując się w gazety - Nie jest sama.
Głowa Olivii się podrywa, a z ust wydobywa jęk. Hugo... Dlaczego właśnie dzisiaj?! Idą objęci i uśmiechnięci. To tak jakby jej ktoś wbił nóż i kręcił nim. Dlaczego dzisiaj? Ręką, która nadal ani drgnie nerwowo zbiera gazety, kładzie jedna na drugą i roluje je okładkami do środka. Słyszy ich coraz wyraźniej. Coraz głośniejszy męski głos i odpowiadający mu dziewczęcy śmiech.
Wdech, wydech, wdech, wydech, wdech, wydech, wdech, wydech, wdech, wydech, wdech, wydech.
- Hej mała! - Hugo jak zwykle ma doskonały humor - Myślałem, że wyciągniesz tu mojego brata!
Olivia się podnosi z miejsca i... uśmiecha się.
- Cześć! - najpierw ściska Sami. Robi to odrobinkę za mocno i za długo biorąc pod uwagę, że widziały się dwa dni temu, a później wpada w niedźwiedzi uścisk Hugo.
- Jak tam na froncie? - pyta ją żartobliwie.
- Mój oddział nie znalazł żadnej wrogiej armii - ciągnie dowcip wskazując głowa na Prestona.
- Cześć! Jestem Hugo - pogodny mężczyzna wyciąga dłoń do Prestona.
- Preston - ten ujmuje ją. Wszyscy siadają Olivia po jednej stronie, Hugo z wtuloną w niego Sami po drugiej, a Preston staje za Olivią co chwila dyskretnie się rozglądając.
- Musze ci coś opowiedzieć - sami za momencik wyjdzie z siebie.
- Słucham cię - Liv udaje się zrobić rozbawioną minę do Hugo.
- Wyjeżdżamy razem na wakacje!!
- O! - znowu udaje zadowolone zdziwienie... Kładzie ręce na stole i zaciska palce na gazetach - Gdzie?
- Niedaleko, bo Hugo może dostać w każdej chwili wezwanie, ale na całe trzy tygodnie! Do Southampton!
- To świetnie! - unika wzroku Hugo, który właśnie popatrzał na nią czujnie. Nie odwraca zainteresowanego spojrzenia od Sami.
"Czy mama czytała rano właśnie tą gazetę? Właśnie to mi chciała pokazać? Meredith była jakaś dziwna..."
- Kiedy wyjeżdżacie?
- Jutro.
- Super!
"Nie zdążymy nawet porozmawiać... Ale to dobrze, bo muszę to sobie sama poukładać"
- Gdzie się zatrzymacie?
- Jest taki śliczny hotelik nad samym brzegiem!
"Poczułam ją wczoraj... - na krótką chwilę ręce jej zadrżały. Ułamek sekundy - Kiedy go przytuliłam poczułam..."
- A wy co robicie w najbliższy weekend? - Sami stara się być uprzejma i nie gadać tylko o sobie mimo że ma na to straszną ochotę. Hugo milczy.
- Przyjęcie u Carlsona - Liv wywraca znudzona oczami.
- Ano tak! - Sami uderza dłonią w czoło - Rodzice też idą. My też mięliśmy, ale wyjeżdżamy!!!! Idziecie razem? Z Williamem?
Wdech, wydech, wdech, wydech, wdech, wydech, wdech, wydech, wdech, wydech, wdech, wydech.
- Chyba tak.
To oszczędzi zbędnych pytań.
- No nareszcie!
Ucisk w piersi maskuje kaszlnięciem, a łzę ziewnięciem. Mało grzecznie, ale lepsze to niż rozpaść się przed jego bratem.
- Liv wszystko w porządku? - pyta nagle Hugo, a Sami zerka na niego zaskoczona.

"- Może następnym razem już nie będziesz chciała przyjść?    
 - Póki masz Barringtona możesz być pewien, że się pojawię"

- Liv! - Hugo patrzy na nią marszcząc brwi. Jest bardzo poważny. Blizna na jego policzku wywołuje takie szarpnięcie serca, że Olivia na chwilę zamyka oczy. Sami nadal wodzi zdziwiona wzrokiem od jednego do drugiego.
- Olivia co się stało? - jest nieustępliwy. Dziewczyna chwilowo nie mogąc wydobyć głosu kręci tylko głowa, że nic.
- Co tam masz? - wskazuje wzrokiem na gazety. Dlaczego jej przyjaciółka tego nie zauważyła? Bo jest zaślepiona szczęściem... Olivia patrzy na gazety, ale jej uwagę przykuwa dłoń prawie sina od zaciskania ich.
- Pokaż Liv - mówi łagodnie Hugo wyciągając wielką rękę. Jest prawie tak wielka jak Williama... Otrząsa się z tej myśli, a na jej ramieniu ląduje uspokajająca dłoń Prestona. Sami też już spoważniała, a z jej oczu zniknął ten piękny, niemądry błysk. Jest zmartwiona i co chwila zerka na Prestona. Hugo rozluźnia jej palce jedną dłonią, a drugą wyciąga gazety. Głaszcze ją przez sekundę po dłoni i Liv czuje, że stoi już na granicy.
Wdech, wydech, wdech, wydech, wdech, wydech, wdech, wydech, wdech, wydech, wdech, wydech.
Gazety się rozwijają i znowu nie może oderwać wzroku od zdjęć.
Jedno wykonane w parku. William siedzi na ławce, marynarka jest przewieszona obok na oparciu. Alex stoi pomiędzy jego nogami, a on ją trzyma za uda. Rozmawiają, śmieją się.
Drugie z restauracji. Elegancki William, piękna Alex. Ma na sobie suknie z wielkim dekoltem. William lubi duże dekolty... Siedzą po dwóch stronach stołu, William trzyma jej dłoń na wysokości ust.
Sami siedzi z przerażeniem w oczach nie mogąc wykonać ruchu, a Hugo cały sztywnieje sprawdzając daty na gazetach. Tylko Olivia jest spokojna nie odwracając wzroku od okładek. Hugo oddycha kilka razy tak jak przed chwilą Liv.
- Kochanie zostaniesz tu z Liv dobrze? Tyle ile będzie trzeba. Później się zdzwonimy - pochyla się całując ją w czoło.
- Gdzie idziesz? - pyta go wystraszona.
- Porozmawiać z bratem - rzuca oschle. Liv drga, ale zanim zdąży zareagować Hugo jak błyskawica opuszcza park.
Spuszcza wzrok kiedy Samija wściekle przerzuca strony magazynu. Nauczyła się na pamięć wszystkiego co zawierają artykuły. Nie musi już na nie patrzeć. Ostateczne pojednanie, magiczny wieczór w blasku świec, nie widzieli świata poza sobą, nie zdawali sobie sprawy z obecności osób trzecich...
Zdjęcia, kiedy William po uroczych przekomarzaniach się w parku odprowadza Alex do samochodu, opiera ją o niego i całuje. Tak jak ją całował po tej niezapomnianej podróży do Waszyngtonu. To wtedy tak nasiąknął jej perfumami. Przycisnął ją tak mocno...
- Jezu - Sami ma łzy w oczach, kiedy czyta. W sumie to nie wiadomo czy czyta, czy tylko ogląda zdjęcia - Co on sobie myślał...
Olivia słyszy jak Preston za jej plecami chodzi w tą i z powrotem.
- Kochanie jak się czujesz? - dziewczyna pozostawia rozłożone gazety i przesiada się obok Liv siedzącej w bezruchu ze spuszczoną głową. Oddycha głęboko i unosi wzrok na stół.
- Wiesz, że kiedy przyszedł od niej całował mnie? - głuche echo wydobywa się z jej gardła.
- Cii kochana - Sami łapie ją za drętwą rękę.
- Kochał się ze mną...
- Cała się trzęsiesz.
- Pożegnał się ze mną! - wyrywa jej się szloch, ale oczy pozostają suche.
- Cii Liv - Sami ma udręczoną minę.
- Powiedział, żebym na siebie uważała, trzymała się blisko Presa, kiedy on nie będzie mógł być przy mnie! Wszystko nabiera sensu!
Sami ją przytula, ale wygląda to tak jakby to siedząca sztywno Liv pocieszała ją.
- Dlaczego ja nie płaczę Sami?
- Będziesz, ale jeszcze nie teraz.
- Mama powiedziała, że to dobrze, że Alex w końcu wie na czym stoi.
- Mama nie wie wszystkiego Liv...
- Ona nie wie niczego. Jak to dobrze, że ich wtedy nie było! Co ja bym im teraz powiedziała?!
- Zrozumieliby.
- Meredith była taka zła... A ja myślałam, że nie chce jej się słuchać mamy! Mery wie wszystko...
- Będziemy cię wspierać kochanie. Niech tylko ten łajdak mi się nawinie, a popamięta. Nie zbliży się do ciebie.
Olivia znowu oddycha głęboko. Sami ma ochotę krzyknąć, żeby przestała być taka spokojna.
- Muszę wracać do pracy - wstaje nagle od stołu.
- No chyba żartujesz!
Olivia zbiera ze stołu gazety, podchodzi do kosza na śmieci i zerka na nie po raz ostatni.

"Najpiękniejsza kobieto jaką w życiu spotkałem"

Ze złością ciska nimi na stos śmieci i wraca po torebkę.
- Zaczyna się chmurzyć Sami. Wracaj do domu.
- Odprowadzę cię pod redakcje.
- Nie trzeba.
- To niedaleko chodź.
Idą w milczeniu. Olivia dumnie wyprostowana, Sami na skraju płaczu, a Preston za nimi z dzikim obłędem w oczach. Możliwe, że życzyłby sobie teraz jakiegoś taliba, albo nawet kilku.

"- Wiesz, że uwielbiam każdy milimetr ciebie?[...]
 - I bardzo dobrze się składa, bo wszystko jest twoje"

Olivia jeszcze bardziej się prostuje. Bańka prysła. Teraz należy już tylko i wyłącznie do siebie.
- Jeśli nie chcesz nie musisz tam iść - mówi jeszcze raz Sami, kiedy zatrzymują się przed redakcją.
- Muszę, to moja praca - obejmuje ją jakby nic się nie stało - Bawcie się dobrze i nie zapomnijcie zagłosować na mojego ojca - uśmiecha się i odwraca do wejścia.
- Olivia - zatrzymuje ją głos Prestona. Odwraca się do niego - Jestem tu.
Krótkie zapewnienie. Oficjalne wsparcie. Jest. Czyli nie jest sama. Omija wzrokiem czarnego mercedesa, a kiedy wchodzi do środka ma wrażenie, że na każdej ścianie znajdują się wielkie oczy obserwujące każdy jej ruch. Może tak być... To możliwe! Unosi wysoko głowę i wesoło gawędzi z pracownikiem działu księgowości z którym jedzie windą. Kiedy znajduje się już przy biurku czuje się strasznie zmęczona. Pociera oczy chcąc wyrwać się z oszołomienia. Teraz powinna uruchomić laptopa. Tak właśnie robi. Wyświetla się artykuł, którego pisanie przerwał jej Clay. Co to było?

"Wybuch był tak duży, że miejscowe obserwatorium sejsmologiczne..."

Acha eksplozja w Waco... Wszystko uległo zniszczeniu. Wszystko... Ok ale do rzeczy. Co mówią bilanse? Jest już 13.15 i musi to szybko dokończyć. Jak najszybciej.
- Olivia jak Ci idzie z Teksasem?
- Z Teksasem? - ale ma suche oczy... Chyba nie mrugała przez jakiś czas - Już kończę.
- Wyślij tylko do mnie. Hill dzwonił, że nie będzie miał czasu dzisiaj sprawdzać.
- Jasne... - oczywiście, że nie ma czasu. Wysyłała mu wszystko od rana, a on się musiał wkurzać, że mu zaśmieca skrzynkę. Jasne, że już nie będzie go kłopotała. Zanim zaczęła tu pracować ratował ją z opresji. Teraz musi sobie radzić sama. Z Clay'em, z Brianem, z Benem, z talibami... Zapomnieć, że kiedyś miała anioła, który nad nią czuwał. I zamiast myśleć nad głupotami zabrać się za ten Teksas, bo już jest... KTÓRA? 13:50?? Czy ona przez ponad pół godziny gapiła się w ekran i nie wykonała żadnego ruchu?? To wszystko dlatego, że nic teraz nie rozumie, ale jak już się dowie będzie lepiej. Bo na pewno się rozjaśni. Teraz jest jak w nocy. Wszystko się wyolbrzymiło i jest straszniejsze niż w rzeczywistości. Czuje się zraniona, bo po prostu coś przegapiła. Coś co od początku nie wróżyło happy endu. Tylko to znajdzie i będzie się śmiała jaka była głupia! Teraz Teksas! Eksplozja w Waco pochłonęła wiele ofiar i zasługuje na większą uwagę. O godzinie 17 oficjalnie zatrzasnęła laptopa i oficjalnie przyznała się do najgorszego dnia odkąd pamięta. Myślała tylko o Williamie, a jeśli o nim nie myślała i tak miała go przed oczami. Jego czułe oczy, pieszczące dłonie, piękne ciało... Analizowała każde słowo jakie jej wczoraj powiedział, ale nie znalazła niczego. Starała się podejść do tematu jak naukowiec, a nie ofiara, bo inaczej jedyne na co mogłaby się zdobyć to siedzenie przy biurku i wycie. Nie wie co zrozumiała nie tak. Nie ma pojęcia co przegapiła. Chciała teraz iść do niego i poprosić o wyjaśnienie, ale głęboko zakorzeniona duma nie pozwoliłaby jej na niego spojrzeć. On ją odepchnął i to w bardzo brutalny sposób, a Olivia Shelly nie żebrze o niczyją uwagę, sympatię, ani przyjaźń. Nie łamie się, nie płacze...
Pakuje milczący cały dzień telefon, przełyka całą gorycz, zamyka się na palący ból, wstaje wyprostowana i rusza do windy. Z każdym krokiem jej mina nabiera większej hardości. Każde ukłucie w sercu przeradza w złość. Nie wie jeszcze, że to po prostu łatwiejsze. Nie wie, że ucieka bo zmierzenie się z całym cierpieniem zmiażdżyłoby ją. A nie może wiedzieć, bo jeszcze nigdy wcześniej nie kochała.
Piętro jest już prawie puste, więc nikt nie ma okazji podziwiać tej pokazówki mocy jaką posiada nad własnym ciałem, nad umysłem i nad duszą. Jeśli tylko odrobinę się wysili nic nie boli! A teraz drzwi windy się rozsuwają i świat się wali. Maska opada, twierdza się rozsypuje, serce krwawi i zalewa obfitym strumieniem całą podłogę i ściany.
Taki męski, taki przystojny i taki cholernie pociągający ze zmierzwionymi włosami beztrosko oparty plecami o ścianę w jednej ręce trzyma skórzaną teczkę z dokumentami, a drugą ma w kieszeni spodni.
- Pięknie to załatwiłeś - to jedyne co może wydusić. Szepcze, a złość i żal modulują jej głos. Znowu głuche echo.
- Wypadałoby zacząć od dzień dobry panie Hill - odpowiada sucho William.
Olivia bez wahania przekracza próg windy. Patrzy mu prosto w oczy odsłaniając wszystkie emocje.
- Chyba w tym wypadku do widzenia panie Hill.
- Dopiero po dzień dobry.
Drzwi się zasuwają.
- Przestań mi pieprzyć o manierach! Zapomniałeś wczoraj wspomnieć, że się jednak rozmyśliłeś? Czy mówiąc "na zawsze" rozumiałeś nie dłużej niż miesiąc?
- Nie rób scen Olivio.
- Gdzieżbym śmiała konkurować! Musiałabym wezwać kilku fotografów, żeby nas przyłapali na wspólnym jeżdżeniu windą!
Wzdycha nie odpowiadając. Jest obcy i tak oddalony, że Olivia ma wrażenie, że jednak wcale go nie znała.
- Wyczułam jej kurewskie perfumy w momencie kiedy się zbliżyłam - cały ból przelewa się w jej słowach - ale byłam zbyt spragniona ciebie, żeby zwrócić na to uwagę - głos jej się załamał, a William drgnął jakby chciał wyciągnąć rękę z kieszeni, ale nie zrobił nic. Dopiero po trzech sekundach wyciągnął rękę i Olivia prawie osunęła się na ścianę. Ale on tylko sięgnął do panelu koło jej ramienia i wcisnął guzik. Wcale nie jest zła jak sobie wmawiała. Jej największym marzeniem jest to żeby zaczął ją teraz karmić kolejnymi kłamstwami i żeby mogła się do niego przytulić.
- Co się stało? Dlaczego nie zasłużyłam nawet na okruszek szacunku? Na jedno małe słówko? - głos zranionego dogłębnie człowieka. Błaganie, cierpienie, rozpacz. Wszystko się miesza i przemawia Olivia. Ta Olivia, która dla wszystkich ma dobre słowo, która zawsze się śmieje...
- Właśnie o to chodzi Olivio. Uznałem, że zasłużyłaś na szacunek i postanowiłem to zakończyć. Naprawdę nic nie rozumiesz? - przeczesuje włosy nie spuszczając z niej wzroku.
Olivia walczy z narastającą paniką i przerażeniem.
- Nie - odpowiada bezradnie - Właśnie o to chodzi, że nie - wyjaśnij mi, a powiem ci, że się mylisz, chce dodać.
- Szanuję cię i dlatego nie mogłem cie dłużej zwodzić i oszukiwać.
Brutalna prawda powoduje, że jednak opada placem na ścianę. Robi się kredowo biała i zaczyna ciężko oddychać. Mina Williama jest nieugięta. Nie widzi tego, albo nie robi to na nim żadnego wrażenia.
- Ty cały czas... Ze mną i z nią?
Nic nie odpowiada, ale brak zaprzeczenia jest najlepszym potwierdzeniem.
Drzwi windy się otwierają. Olivia po raz ostatni ogląda pięknego, okrutnego mężczyznę  którego kocha z całych sił. Nie może niczego wyczytać z jego twarzy, ale widzi w niej każdy ukochany szczegół jego ciała. Patrząc na twarz widzi każdą najmniejszą bliznę i czuje ból jakby to jej ktoś zadał te straszne rany. Patrzy na usta, które tak cudownie potrafią pieścić, na często śmiejące się oczy, na cień drapiącego zarostu na policzkach i na silne, duże dłonie. Od momentu, kiedy tylko odwróci wzrok już jej nie będzie wolno tego podziwiać nigdy więcej. Już jej nie wolno tego kochać. Nabiera gwałtownie powietrze jakby coś ją okrutnie zabolało i całą siłą woli odwraca wzrok. Zerka na dziewczynę w recepcji. Jest zajęta i na nich nie patrzy.
- Ostrzegałeś mnie przed Benem Morrisonem... - przełyka łzy, ale ich nie wylewa. Prawie dusi się rozpaczą. - A czym ty się od niego różnisz? Dlaczego nikt nie ostrzegł mnie przed tobą?
William otwiera usta i zamyka oczy powstrzymując się od tego co chciał powiedzieć. Liv tylko kiwa głową na potwierdzenie swoich słów i prawie biegiem rusza do wyjścia.
Mężczyzna nie ma świadka na to, że jego ręka wystrzeliwuje w jej stronę, ale jej nie dogania. Nikt nie widzi furii i spustoszenia w jego sercu. Dobrze tak miało być...

Preston przygląda jej się z zatroskaną twarzą, kiedy pędzi przez chodnik i wsiada do samochodu na tylną kanapę. Odpala silnik. Przysłuchuje się temu co się dzieje z tyłu. Poradzi sobie ze wszystkim, ale nie ze zrozpaczoną dziewczyną. Nie ze łzami! Włączył się do ruchu, a z tyłu nie dzieje się nic. Tylko wdech, wydech, wdech, wydech. Niepewnie zerka we wsteczne lusterko i widzi roztrzęsioną Olivie wpatrująca się w zagłówek fotela pasażera. Wdech, wydech, wdech, wydech, wdech, wydech. Nie, Olivia nie płacze.

Otwiera bezdźwięcznie drzwi. Głosy z salonu psują cały plan. Chciała wejść niezauważona, ale nie dostanie się na górę nie przechodząc przez główny salon. Stoi dobrą minutę w pełnej koncentracji. Spokojna, opanowana i zupełnie cicha wchodzi do pomieszczenia. Mama, Andy z Meredith i Samija. Wszyscy siedzą i wesoło gawędzą. Wszyscy szczęśliwi, kochający i kochani.
- Liv jesteś nareszcie!
- Tak mamo jestem - całuje ją w policzek i siada na brzegu jej fotela.
- Dziewczyny mają tu z tobą do pogadania, a ciebie nie ma i nie ma. Coś się stało?
- Nie, nic.
- Jesteś strasznie blada - dotyka jej czoła - I oczy ci się dziwnie świecą. Może Stacy powinna ci coś przygotować.
- Możliwe, że coś mnie bierze - to świetne wytłumaczenie. Patrzy na uśmiechniętego do niej Andy'ego, ale nie potrafi mu się teraz odwdzięczyć tym samym.
- Zaraz jej powiem. Za dużo pracujesz. Wracasz coraz później.
- Może pójdziemy na górę? Położysz się.
Posyła Meredith nieme dziękuje.
- Tak chyba tak.
- Co cię tam tak długo zatrzymuje? - ciągnie mama.
- Spotkałam się z szefem w windzie i się troszkę zagadaliśmy - odpowiada patrząc na Sami. Próbuje się zaśmiać, ale bardziej tragicznego dźwięku nie mogła wydać.
- Zdecydowanie na górę! - Sami podrywa się z fotela i gestem wskazuje schody.
- Zaraz przyślę Stacy - mówi Sophie.
- Dobrze.
Olivia energicznie wbiega po schodach i słyszy za sobą dwie pary butów.
- Co ci powiedział drań jeden? - syczy Meredith, kiedy znajdują się już na górze poza ciekawskimi uszami Sophie. Olivia milczy. Domyśla się, że to ten moment w którym musi opowiedzieć przyjaciółkom o wszystkich szczegółach klnąc i płacząc. Tak jak opowiedziała o Robym. Ale przecież on był jej obojętny, więc nie uroniła ani łzy... I nie był mężczyzną. Wchodzi do swojego pokoju, a za nią dwie wściekłe i ciekawe dziewczyny.
- Skąd ona wszystko wie? - pyta Sami wskazując na Meredith.
-Bo nie jestem idiotką i wiem co się dzieje pomiędzy ludźmi z którymi prawie codziennie się stołuje! - odpowiada jej złośliwie. Zaczynają się przedrzeźniać i dokuczać sobie na wzajem póki w jednej sekundzie patrzą na Olivie, która ciężko wciąga powietrze. Siedzi prosta i dumna na brzegu łóżka i patrzy na książkę, którą znalazła na pościeli.

Aleksander Puszkin
"Jeździec miedziany"

Odkłada ją na szafkę nocną.
- Przepraszam - Sami mówi do Meredith i klęka na ziemi koło Liv przytulając się do jej kolan. Meredith siada obok niej na łóżku.
- Potrzebujesz czegoś? - pyta.
- Nie. Powiedział, że za bardzo mnie szanuje, żeby to ciągnąć - przechodzi od razu do rzeczy.
- Co?! - odpowiadają razem chórem.
- Spotykał się jednocześnie z nami obiema...
Obie dziewczyny zaciskają oczy i pięści.
- Nie dzisiaj - od razu zastrzega Olivia.
Tak jak ona przez cały dzień tak one teraz wyrównują oddech.
- Odejdziesz stamtąd prawda? - pyta Sami.
- Oczywiście, że odejdzie! - prycha Meredith.
- Nie.
- Jak to nie?!
Nauczyły się synchronicznego zadawania pytań?
- Umowę mam podpisaną do końca lipca i niech tak zostanie. Przeczekam całą kampanię, i wasz ślub. Muszę się czymś zająć w tym czasie. Nie przedłużę jej o ile będzie mi to w ogóle zaproponowane. W sierpniu wracam  do Cambridge. Nie ma sensu już tu zostawać.
Obie milczą przypatrując się chłodnej kalkulacji kogoś kto powinien się wić z bólu i złości, krzyczeć, płakać i stracić sens życia. Ona przeskoczyła te etapy i planuje ciąg dalszy. Gdyby nie pustka w jej oczach i biała z nadmiaru emocji twarz można by pomyśleć, że niewiele ją to obeszło. I to była oficjalna wersja dla ludzi, którzy nie znali jej tak dobrze.
- Możecie mnie teraz zostawić? Chciałabym się zdrzemnąć przed kolacją.
- Gdybyś czegoś potrzebowała będziemy obok ok?
- Jasne - blady uśmiech - Dzięki.
Wyszły.
Olivia się położyła.
Sięgnęła po cieniutką książkę i przytuliła się do niej.
I leżała.
Leżała i patrzała przed siebie.


10 komentarzy:

  1. Płakałam dokładnie tak, jak przy rozdziałach Spicy w tej, jakże podobnej, a zarazem innej sytuacji.
    Dziewczyno, TY MASZ PO PROSTU TALENT!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż zapomniałam się podpisać..

      Wierna Fanka.

      Usuń
  2. Zrobiłam sobie dzisiaj dzień przemyśleń i ułożyłam fabułę na kilka/kilkanaście kolejnych rozdziałów. Nie wiem jak mnie wena poprowadzi :) I na chwilę obecną mogę Wam powiedzieć, że nie dam się Wam nudzić. Oczywiście będzie różnie. Raz mniej raz bardziej spokojnie, a czasami zupełnie niespokojnie ale mam kilka ciekawych wątków :)

    Wierna dziękuję :* Zawsze płaczaesz razem ze mną :) Przeczytaj "Jeźdźca", a dopiero wtedy popłaczemy.

    M. czy ja Ci muszę wysłać jakieś zaproszenie?

    OdpowiedzUsuń
  3. Pamiętam o nim kochana, ale naprawdę nie mam kiedy! Cały czas widzę o nim wzmianki, ale nie chcę zaczynać, kiedy wiem, że nie będę mogła skończyć. Przymierzam się na majówkę, tak jak już kiedyś wspominałam. ;)

    Wierna Fanka.

    PS: I proszę nie katuj mnie przed 5 dni następnym rozdziałem! :D Bo takiej dawki niepewności nie zniosę! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Staram się nie robić dłuższych przerw niż 2 dni, ale czasem nie wychodzi :/ Postaram się do wtorku napisać nowy, bo mam oststnio natchnienie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejku! Nie złość się już na mnie bo:
    po 1. jestem tymi rozdziałami tak zachwycona, że słów mi brakuje;)
    po 2. ostatnio jakoś czasu mi brak:\
    po 3. dobrze wiesz, że zawsze tu wracam, jestem nawet jeśli nie komentuje;)
    Kochane, pozdrawiam Was serdecznie;) i przesyłam dla Was milion buziaków, ale dla Nikki dodatkowy milion za genialne pisanie;) ;******
    M.

    OdpowiedzUsuń
  6. No to się wybroniłaś :D Wiem co to znaczy nie mieć czasu, ale i tak Ci będę dokuczała jeśli się nie będziesz odzywała :P
    Cieszę się, że Ci się podoba!

    OdpowiedzUsuń
  7. Odbijam pozdrowienia i buziaki kochana M. ;*

    A do Nikki mam pytanie- czy dasz radę dzisiaj z rozdziałem? ;)

    Wierna Fanka.

    OdpowiedzUsuń
  8. Kooocham! ;**

    Wierna.

    OdpowiedzUsuń

Znacie to uczucie kiedy jesteście powodem czyjegoś uśmiechu? Jest... Niesamowite!!