środa, 10 kwietnia 2013

Windy Hill Rozdział 26

Idę prosto do swojego pokoju. Jestem zła, sfrustrowana i zawiedziona. Nie bywałam sfrustrowana nigdy zanim nie poznałam Williama. Krążę po pokoju w tą i z powrotem nie mając pojęcia co o tym myśleć i co z tym zrobić. Słyszę pukanie do drzwi. Tylko na to czekałam. Będę mu miała wiele do wyjaśniania!
- Proszę - warczę.
Nie ukrywam zdziwienia, kiedy zamiast Prestona widzę mamę.
- Mogę na chwilę?
Tylko rodzice mają tą cudowną umiejętność nie ładowania się na siłę.
- No pewnie - udaje, że idę akurat do szafy i otwieram ją przeglądając zawartość. Dziwnie wyglądałam stojąc po środku pokoju.
Mama zamyka za sobą drzwi i opiera się o nie plecami.
- Zastanawialiśmy się gdzie się podziałaś.
- Przepraszam, ale poczułam się bardzo zmęczona... Wszyscy już poszli?
- Wyglądałaś na zmęczoną. Jeszcze tylko Paul zamknął się z ojcem w gabinecie. Mam do ciebie tylko jedno pytanie i już uciekam.
Podchodzi do biurka i siada na fotelu.
- Co tam?
Wyciągam dres, ale nie będę ryzykowała przebierania się przy mamie. Mogę mieć jakieś... powiedzmy ślady po popołudniu z Williamem.
- Chciałam się ciebie poradzić, bo nie do końca wiem jak traktować Alex i Williama. A nie chciałabym popełnić jakiejś towarzyskiej gafy...
Siadam na brzegu łóżka ściskając w dłoniach koszulkę.
- Jak to?
- Dziwne to dzisiaj było... To ich powitanie. Czy ty... Czy wy się może troszkę lepiej poznaliście z Williamem?
Boję się mrugnąć! Boję się oddychać!
- No tak... chyba tak.
- Więc może się orientujesz jak się mają sprawy pomiędzy nim, a Alex?
Zaczyna mnie swędzieć całe ciało. Wiercę się na łóżku patrząc na wszystko poza mamą. Nie walnę jej kazania, że to mój szef, a nie kolega, bo nie będę w stanie aż tak skłamać.
- Dlaczego uważasz, że powinnam coś na ten temat wiedzieć? - najpierw wybadam teren.
- Bo William mówił, że często i dużo rozmawiacie - odpiera zupełnie swobodnie - Więc może coś zauważyłaś, albo usłyszałaś?
- No tak... Dlaczego to mówił?
- Tata pytał jak sobie radzisz - wywraca oczami - Wiesz jaki on jest. I William powiedział, że masz tak szeroką wiedzę w wielu dziedzinach, że bardzo lubi z tobą dyskutować. Więc wyszłam z założenia, że jakoś się dogadujecie...
Więc już wiedzą, że spędzamy razem sporo czasu... A jakby tak... Jakby tak powiedzieć mamie, a później zostanie już tylko tata! Może mama mi podpowie jak powinnam mu to powiedzieć. Zerkam na kolana na których leży już zupełnie zmięta koszulka.
- Wiesz... - tętno dudni mi w uszach - Właściwie to dogadujemy się naprawdę dobrze.
- Lubicie się? - przechyla głowę.
- Chyba nawet bardzo - mam jakiś skurcz żołądka z nerwów!
- No to świetnie! To co z tą Alex?
Ależ ona jest tępa! Kurcze Alex i Alex! Jestem największym tchórzem na świecie!
- Nie wiem mamo! - odpowiadam ze złością - Chyba skoro się z nią dzisiaj ściskał to nie trzeba być geniuszem?
- Ale o co się tak wściekasz? - marszczy brwi.
O czym ja jej właściwie chce powiedzieć? To już chyba sprawa przeszła po tym co dzisiaj zaszło. Jak mam się przyznać do romansu z Williamem skoro on jest z Alex! Byłabym idiotką przyznając jakie zajęłam miejsce w życiu mojego szefa!
- Właśnie o to chodzi. Dziewczyna się chciała z nim przywitać, a on ją odsunął jak niechciany mebel...
- Co zrobił?
- Poszłaś z Meredith, więc nie widziałaś, ale był wściekły, że go pocałowała! Odsunął ją i bez słowa poszedł do ojca wyobrażasz sobie? Ledwo się hamował.
- Naprawdę?
- Dlaczego się uśmiechasz?!
- Nie uśmiecham się - odwracam głowę w drugą stronę. I uśmiecham się!
- Owszem uśmiechasz! Dlaczego tak jej nie lubisz? To widać Liv!
- Czasami ludzie się spotykają i się bardzo lubią, a czasami nie... - czy mogę jej to jeszcze bardziej podpowiedzieć? Mamo myśl! Raz mi coś ułatw i domyśl się! Patrzy na mnie ciężko się nad czymś zastanawiając. Po chwili unosi dłoń i drapie się po brodzie jakby jej coś zaświtało. Co za napięcie! No dajesz, dajesz!
- To może po prostu będę ich zapraszała osobno, a najwyżej przyjdą razem! - jest z siebie tak dumna jakby odkryła jakiś niesamowity fortel towarzyski. Mam ochotę paść na ziemie i walić w nią głową, rękami i nogami.
- Świetny pomysł - mówię zamiast tego.
Kolejne pukanie do drzwi i tym razem wchodzi odpowiednia osoba.
- Jeszcze się nie nagadaliście?
- Jeszcze ja się nie nagadałem, bo na razie mówiła tylko Olivia - odpowiada jej Preston.
- W takim razie nie przeszkadzam - wstaje - O której jutro wyjeżdżasz?
- Jeszcze nie wiem, ale chyba wcześnie rano.
- Dobranoc - całuje mnie w policzek, wychodzi i zamyka za sobą drzwi.
- Więc gdzieś jedziemy? - Preston rzuca się na moje łóżko. Za długo nie pogadamy, bo wygląda na wykończonego.
- Nie wiem co zrobić.
- Preston prawdę ci powie! Dajesz mała.

                                                                                   ***
- Ale zadupie - mruczy Preston jadąc drogą przez las.
- Lepiej bym tego nie określiła.
Milczę analizując krok po kroku wszystko o czym wczoraj rozmawialiśmy. Uda mi się być cwańszą od Williama? Uda mi się tak go wymanewrować jak zasugerował mi Preston? Nie spałam prawie całą noc, ale nie odczuwam żadnego znużenia tylko zdenerwowanie. Nie potrafię kłamać, ani nie jestem najlepsza w negocjowaniu z Williamem. Ostatecznie i tak zawsze chcę tego co chce on.  Ale muszę to zrobić. Muszę go albo mieć w stu procentach, albo stracić na zawsze. Wielka kula nerwów przetacza mi się co chwila z żołądka przez jelita w górę rozprzestrzeniając w płucach i sercu. Po prostu musi wiedzieć jakie to dla mnie ważne. Brama jest otwarta, kiedy podjeżdżamy. Czuję krew pod policzkami, widząc Williama zamykającego bagażnik Dodge'a. Preston parkuje w subtelnym oddaleniu i obydwoje wysiadamy z samochodu. On zostaje przy aucie, a ja  idę zdecydowanym krokiem do opartego o swój samochód Williama. Twarda, zdecydowana, obojętna! Taka mam być, a przynajmniej tak się zachowywać. No bo przecież to żaden problem, kiedy stoi sobie w jeansach i dla odmiany szarej koszulce. Przecież nie muszę i nie mam zamiaru wyobrażać sobie tego wszystkiego bez tych jeansów i tej koszulki. Nie muszę myśleć o tym boskim ciele, o silnych dłoniach, stalowych mięśniach, długich nogach, namiętnych ustach, płonących oczach! W ogóle nie muszę na niego patrzeć! Dziękuję wynalazco słonecznych okularów!!

William jest pewien, że Olivia przyjedzie, ale też bierze pod uwagę, że będzie musiał po nią pojechać i zrobić aferę. Pojedzie, zabierze ją stamtąd i skończą się te cyrki. To nienormalne, że wpuścił się w taki układ!
No i miał rację. Przyjechała. Z tym gówniarzem, ale skoro niby potrafi ją obronić niech tak będzie. Chociaż jeszcze raz ją dotknie to połamie mu te chude ręce. Olivia idzie do niego z tą typową dla siebie dziecięcą determinacją. Znowu szykuje się jakieś przemówienie... Czy można się przy niej nudzić? I dlaczego założyła czarny stanik pod białą bokserkę? Zatrzymuje się przed nim z ustami zaciśniętymi w cienką linię. Dzisiaj bez powitania? Widocznie nie zasłużył.
- W samą porę. Ty jedziesz ze mną, kolega wraca do domu.
- Nigdzie nie jedziemy. Ani ja, ani kolega.
No nie można się z nią nudzić. Nuda zdecydowanie odpada. Mija go i zatrzymuje się przy ławce kilka metrów dalej. William stara się jak może powstrzymać uśmiech, ale nie może. Już umiera z ciekawości co tym razem usłyszy. Podchodzi do niej i siada na ławce szeroko rozstawiając nogi.
- Słucham cię.
- To dobrze. Przemyślałam sobie wszystko i ja tak nie potrafię - zakłada ręce na piersi i sili się na stanowczą minę.
- Czego nie potrafisz?
- Udawać, okłamywać! Mieć cię jest wspaniałym uczuciem, ale kiedy znajdujemy się w miejscu publicznym, w towarzystwie to mnie zabija. Wiesz co się stało wczoraj po twoim wyjściu? Przyszła do mnie mama i zapytała czy wiem co się dzieje pomiędzy tobą a Alex! Prawie jej powiedziałam co się dzieje między tobą, a mną, ale kompletnie nie załapała o co mi chodzi i doszła do wniosku, że będzie was zapraszała osobo, a najwyżej przyjdziecie razem! - jest prawie zdyszana i zarumieniona.
- A co cię tak w tym zdziwiło?
- Naprawdę mnie o to pytasz?
- Naprawdę - im on jest spokojniejszy tym ją bardziej ponosi.
Rozwiera szeroko usteczka patrząc na niego oburzona. Nawet zza ciemnych okularów widać błysk złości w oczach.
- Wiesz co?! - zaczyna koło niego chodzić w tą i z powrotem. William cierpliwie czeka aż się uspokoi obserwując jej zgrabne nogi odziane w krótkie spodenki. W końcu siada koło niego - Już nic.
- Odpowiesz mi na pytanie? - pyta William zaczynając się obawiać, że nie uda im się wyjechać przed południem.
Kiwa głową nie patrząc na niego.
- Dlaczego jej "prawie" powiedziałaś? Dlaczego nie powiedziałaś jej wprost?
- Bo jestem śmierdzącym tchórzem - opiera się łokciami o kolana i chowa twarz w dłonie.
- Nie jesteś - kładzie dłoń na jej kręgosłupie - Potrzebujesz mojego wsparcia i zapewnię ci je przy najbliższej nadarzającej się okazji.
Prostuje się i zerka na niego niepewnie.
- Tylko musimy sobie wyjaśnić jedną rzecz - zaznacza.
Olivia strasznie się mota w swoich emocjach. Wyraźnie widać, że chce zrobić jedno, ale zmusza się do drugiego.
- Musimy sobie wyjaśnić czego chcesz Olivio. Bo cały czas powtarzasz, że chcesz mnie. A jest olbrzymia różnica pomiędzy tym czy chcesz mnie, czy chcesz być ze mną.
Odwraca się bardziej w jego stronę i ich nogi stykają się. Olivia czuje drżenie na skórze w miejscu, gdzie pociera swoim odkrytym kolanem o jego spodnie.
- Przecież jedno bardzo wiąże się z drugim - mówi ciszej i spokojniej.
- To dwie zupełnie różne rzeczy. Bo jeśli chcesz mnie, a nie być ze mną to raczej nie musisz się spowiadać rodzicom ze swoich upodobań seksualnych.
Rumieni się jak dziewczynka, która usłyszała coś nieprzyzwoitego, ale udaje, że wcale jej to nie ruszyło.
- Nie mogę się z tobą zgodzić. Jeżeli chce z tobą być to chcę cię mieć.
- Jeśli chcesz być ze mną - powtarza po niej - masz wszystko w pakiecie. Jeśli chcesz tylko seksu nie zawracajmy sobie głowy konwenansami i chodźmy miło spędzić weekend.
Patrzyli na siebie dłuższą chwilę. Olivia przejęta, William spokojny. Nabierała powietrza dwa razy, żeby zadać mu to pytanie. Pytanie, które było sednem jej zmartwień.
- A ty czego chcesz? - wyszeptała.
Uśmiechnął się. Wiedział dobrze o co jej chodzi. Nie da jej w pełni satysfakcjonującej odpowiedzi, ale też nie okłamie.
- Pytasz czy chcę z tobą być, czy chcę cię tylko przelecieć?
Nie odpowiedziała, ale rozchyliła wargi, żeby łatwiej łapać powietrze.
- Chcę być z tobą i chodzić z tobą do łóżka kiedy tylko nam przyjdzie na to ochota - miał zdecydowany głos - Chcę Olivio.
Wypuściła powietrze i przeczesała włosy.
- To dlaczego wczoraj...
- Zaskoczyła mnie - przymyka oczy i kręci głową - Nie zaskakiwały mnie pociski, ani bomby, a zaskoczyła mnie kobieta.
Olivia nie powiedziała, że to ona wolałaby go zaskakiwać, bo nie to było teraz najważniejsze.
- Więc chcesz? - wydusiła.
- Tak - pewny i spokojny.
- I jesteś pewien tego co mówisz?
- Tak.
W ułamku sekundy siedziała mu na kolanach obejmując z całej siły. Zanim ją zamknął w żelaznym uścisku zaśmiał się głośno na co przytuliła go jeszcze bardziej. Rzadko się tak śmiał. Siedziała wtulona w niego jak mała dziewczynka, a on ją gładził po włosach, plecach i ramionach. Szczęście przemieszane z ulgą. Nie podobało jej się, że musi przed nim odgrywać twardą i nieustępliwą. Nie była taka a już zwłaszcza przy nim!
- Ten twój Preston to uosobienie dyskrecji - mruknął jej we włosy całując pasemka. Preston stoi z zawziętą miną oparty o samochód i patrzy na nich nawet nie mrugając.
- Nie ma ludzi bez wad - Olivia wtula twarz w jego pierś i wcale nie ukrywa przyspieszonego oddechu.
- Ufasz mu?
- Jako jedyny był tylko i wyłącznie mój. Nie zgadzał się nigdy na zdawanie raportów tacie, na spowiadanie mu się, na słuchanie jego poleceń, nigdy mi nie mówił co powinnam, a co nie. Nie gadał, że to czy tamto jest niewskazane i niebezpieczne. Po prostu wykonywał swoją pracę.
William mierzy się wzrokiem z chłopakiem ponad głową Olivii. Kiedy ta nieświadoma niczego uniosła głowę natychmiast dostała słodkiego i czułego całusa.
- Muszę cię zgonić zanim zaczniesz wiercić pupą - uśmiechnął jej się w usta. Scałowała ten uśmiech z rozkoszą rzeczywiście wiercąc się coraz bardziej.
- Nie możemy iść do domu? Na chwilkę...
- Nie kochanie. Jeśli pójdziemy do domu wyjdziemy z niego wieczorem, zbyt wyczerpani, żeby gdzieś jechać. A ja chcę w końcu spać w twoim pokoju!
To wystarczająca zachęta. Olivia się w końcu podnosi z żalem i obydwoje znacząco zerkają na spodnie Williama. Kiedy Olivia zagryza wargę William wstaje ze śmiechem, obejmuje ją prawie podnosząc.
- Tak jak się umawialiśmy? - Olivia mówi do Prestona, a ten tylko kiwa głową i wsiada do samochodu.
- A jak się umawialiście? - William otwiera jej drzwi Dodge'a i pomaga wsiąść.
- Pojedzie prościutko do Portsmouth i sprawdzi dom - wyjaśnia mu kiedy ten siada po stronie kierowcy.
- Nie musi - warczy William.
- Ledwo udało mi się go przekonać, że nie musi mnie pilnować po drodze. Z godzinę mu opowiadałam, że jesteś taki wielki i silny, że obronisz mnie przed całą armią.
- Opowiadałaś mu, że jestem wielki?
Olivia zaczyna chichotać, ale przestaje kiedy ten się pochyla nad nią i zapina jej pasy. Jego dłonie przesuwają się przez jej ramie, pierś i brzuch.
- Będziemy jechali daleko i szybko. Musisz być bezpieczna - wyjaśnia odsuwając się.

Już po godzinie jazdy William ma wrażenie, że zabrał nie Olivie a całą wycieczkę w trasę. Nie zamyka jej się buzia. Opowiedziała mu już połowę swojego życiorysu z milion dowcipów, a teraz zaczęła śpiewać piosenki, które słyszy w radiu. Ma pieruńsko dobry głos! Czy go to męczy? Jeszcze nie, ale chętnie by jej zatkał te usteczka. Zwłaszcza teraz kiedy zarzuciła nogi na deskę rozdzielczą i śpiewa cichutko jakąś balladę. William stara się jak może koncentrować na drodze ale co chwila jego wzrok ucieka do małych stópek wyznaczających rytm, zgrabnych łydek, kuszących, kształtnych i ciepłych ud, aż w końcu krótkich, postrzępionych jeansowych spodenek, które w tej pozycji pokazują mały kawałek pośladków.
- Dlaczego jedziemy tak powoli? - pyta go.
- Zamyśliłem się - odpowiada przyspieszając.
Po kolejnej godzinie, kiedy Olivia milknie stwierdza z konsternacją, że dopiero to go denerwuje. Lubi jak jest taka głośna i roześmiana. Zerka na nią się uśmiecha. Dawno tyle się nie śmiał. Usnęła z głową przekrzywioną w jego stronę. Oddycha spokojnie i głęboko przez lekko rozchylone usta. Piersi unoszą się miarowo. Cudowne dwie górki proszące o pieszczotę. Wygląda teraz na nie więcej niż szesnaście lat. Mała, słodka oliwka. Mała, słodka, figlarna i uparta oliwka. Im bardziej oddalają się od Nowego Jorku tym więcej blokad opada. Dawno nie czuł się tak swobodnie w niczyim towarzystwie. Chyba nigdy się tak nie czuł. Olivia jest świetną towarzyszką zarówno do swobodnej konwersacji jak i do zaciętych dyskusji. Potrafi być w jednej chwili niesamowicie inteligentną kobietą, a za moment rozbrykanym dzieciakiem co też mu się bardzo podoba. Najbardziej jednak lubi ją w swoich ramionach taką miękką i ciepłą. Podatną na każdy dotyk i żywo reagującą na każde słowo. Kiedy się rozpływa z przyjemności, kiedy go nieśmiało uwodzi i kiedy jest uwodzona przez niego. Znowu zwolnił. Im szybciej dotrą na miejsce tym szybciej rozładuje to napięcie. Napięcie, które pojawiło się wczoraj po tej dziwnej sytuacji z Alex. Okazało się bowiem, że ta niedostępna i odległa Olivia jest jeszcze bardziej kusząca. Tylko on wie jak strasznie miał na nią ochotę, kiedy siedząc po drugiej stronie stołu udawała, że go nie dostrzega. Miał ochotę ją ukarać w najbardziej zmyślny i zmysłowy sposób i mało go obchodziły wściekłe spojrzenia Alex.
- Gdzie jesteśmy? - Olivia ziewa i przeciąga się.
- Już niedaleko.
- Musiałam strasznie długo spać.
- Odpoczywaj. Po to wyjechaliśmy prawda?
- Podobno tak.
Najmilszym elementem podróży jak na razie było dla niej właśnie to przebudzenie. Surowy męski profil, jego ciemne oczy w skupieniu obserwujące drogę i ciężka, wielka dłoń leżąca na jej dłoni. Samochód jest tak przestronny i wygodny, że mogłaby w nim z powodzeniem nocować.
- Minęliśmy już Connecticut?  - rozkłada palce porównując ich dłonie.
- Wyjeżdżamy z Massachusetts - uśmiecha się - Przespałaś całą drogę.
Rzeczywiście zatrzymują się na światłach przy zjeździe na autostradę. W takim tempie za kilkanaście minut dojadą do Portsmouth. William zabiera rękę, żeby zredukować biegi, ale zaraz kładzie ją z powrotem na jej fotelu.
- Tylko dlatego, że tak szybko jedziesz. Zobacz jaką masz wielkie dłonie.
William patrzy na ich złączone ręce. Jej rączka kończy się w połowie jego palców i jest nieporównywalnie szczuplejsza. Jej niewielki rozmiar jest tak strasznie pobudzający wyobraźnie...
Zanim znowu wraca do kierowania pojazdem unosi jej dłoń i całuje czubki palców.

- Ok gdzie teraz? - pyta zjeżdżając z ronda przy salonie Portsmouth Chevrolet.
- Musisz skręcić tutaj w Boyd Road, a później na lewo w Woodbury Avenue i Bartlett Street.
William stara się jechać w takim tempie, żeby Olivia mogła go na czas poinformować i kolejnym zakręcie. A nie jest to najprostsze zadanie, ponieważ jej wspomnienia ożywają na widok sklepu z rowerami, restauracji parków, a nawet poradni psychologicznej dla rodzin z dziećmi, do której kiedyś chciała wysłać mamę, bo ta zabroniła jej się malować.
- Miałam siedemnaście lat, a ona traktowała mnie jak dziesięciolatkę!
- Też wolę jak nie jesteś pomalowana - odpowiada jej William i jej święte oburzenie znika.
- Ale nie traktujesz mnie jak dziecko...
- Byłoby to co najmniej niepokojące.
Chichocze.
- A tam jest komisja wojskowa - wskazuje palcem budynek z czerwonej cegły w głębi bocznej ulicy - Myślisz, że by cię przyjęli?
- A uważasz, że nie jestem w odpowiedniej formie?
- Boję się, że jesteś i mogliby cię zabrać. A tutaj jest taka ciekawa biblioteka z restauracją. Książki są całe utłuszczone jedzeniem. Ohyda!
Tym razem William się śmieje.      
- Widzisz ten park?
- Tak kochanie. Mijamy go jak mam go nie widzieć?
- Kiedyś wracałam pijana z imprezy i uznałam, że przez park będzie szybciej.
- Szłaś sama? - pyta od razu.
- Z Andym i jego kolegą. Ale oni nie chcieli przejść przez park, bo furtka była zamknięta i trzeba było przeskoczyć przez płot.
- I co sobie zrobiłaś?
- Skąd wiesz?!
- Byłbym zdziwiony, gdyby było inaczej!
- Bardzo śmieszne! Naprawdę bardzo! - ale zadowolona z siebie wyciąga lewą dłoń z niewielką blizną po wewnętrznej stronie - Nawet nie poczułam. I nic by się nie stało, gdyby mama nie zauważyła stróżki krwi prowadzącej od wejścia do mojego pokoju. Spałam zupełnie nieprzytomna, a rano obudziłam się z bandażem.
- Więc nie byłaś taką grzeczną dziewczynką?
- Pewnie, że byłam! Dopiero teraz mi przechodzi - kładzie mu głowę na ramieniu - Tutaj skręć.
- Wiem Livi nie ma innej drogi. Dlaczego ci przechodzi?
Kładzie mu dłoń na udzie. Lubi czuć jak jego mięśnie poruszają się kiedy operuje pedałami.
- Z powodu bardzo niegrzecznego mężczyzny, który uprawia ze mną bardzo niegrzeczny sex - wodzi paznokciami od kolna do biodra.
- Który to?! - William poprawia się obniżając, żeby było jej wygodniej.
- Taki jeden olbrzym - mówi z ustami przy jego szyi. Ociera się o ledwo widoczny zarost. Jeszcze nie zdążył odrosnąć, ale już kuje rozkosznie.
- I nie boisz się?
- Pewnie, że się boję! Ale co zrobić jak ciągle nie mogę się nim nacieszyć?
- Wiesz co? Mam pomysł. Zostań ze mną to cię przed nim obronię - zagarnia dłonią jej biodro i przysuwa bliżej. Olivia znowu chichocze.
- Ale ja nie chcę, żebyś mnie przed nim bronił! - przesuwa dłoń z uda na krocze - To jego ktoś musi obronić przede mną - całuje go w szyję pocierając dłonią.
- Biedny olbrzym - szepcze William walcząc o odrobinę koncentracji - Daleko jeszcze?
- Właściwie to już!

Spory parterowy dom z jasnego piaskowca zajmuje centralną część ogrodu jakim jest otoczony. Dużo drzew, kwiatów i miękki dywan z trawy tętnią życiem, świeżością i latem. Betonowy podjazd zakończony jest wąską ścieżką prowadzącą prosto do wejścia. Olivia bierze Williama za rękę kiedy tylko wysiadają z auta i prowadzi do podwójnych, drewnianych drzwi. Srebrny sedan zaparkowany jest pod małym domkiem na prawo od wjazdu. Dobudówka jest tymczasowym mieszkaniem dla służby, kiedy rodzina przyjeżdża odpocząć. Tym razem Olivia zadbała, żeby mieszkał w nim tylko Preston.
- Ładnie tu - mówi William oceniając wysoki żywopłot za drzewami. Nikt ich nie podejrzy, ale w drugą stronę oni też nie zauważą jak ktoś się przez niego przedrze.
- Spokojnie Preston będzie pilnował alarmów - Olivia odgaduje jego myśli -  Czujniki są rozstawione po całym obwodzie. Chodź - ciągnie go mocno - Oprowadzę cię.
Otwiera drzwi i przez niewielki hol wchodzą do obszernego i bardzo ciepło urządzonego salonu. Prowadzą z niego trzy pary drzwi.
- Tam jest kuchnia - Olivia wskazuje pomieszczenie po lewej - Tam sypialnie - po prawej - A tam basen. Jesteś głodny?
- Troszkę, ale chcę zobaczyć te sypialnie - przysuwa ją do siebie.
- Z radością panu pokarzę - nie wychodząc z objęć idą na prawo i wychodzą na długi korytarz - Jeżeli sobie pan życzy może pan zająć pokój gościnny - popycha pierwsze drzwi i nawet nie zaglądając do środka rusza dalej - Ale polecam ten pokój - otwiera kolejne i wchodzą do blado zielonego pokoju z niezbyt szerokim, ale dwuosobowym łóżkiem. Szafa i komódka pod przeciwną ścianą na której są poustawiane zdjęcia Olivii z różnymi osobami i w różnych sytuacjach stanowią jedyne wyposażenie.
- Ten podoba mi się bardziej - William popycha ją do środka w stronę łóżka. Pochyla się obejmując ją od tyłu i całuje w szyję.
- W porządku - Olivia ma schrypnięty głos - Więc rezerwuje pan ten pokój - wysuwa się z objęcia - Teraz pokarzę panu taras i basen, gdzie odpocznie pan przed lunchem - mija go z szelmowskim uśmiechem i szybko ucieka do głównego salonu. Przechodzi do drzwi ze wstawkami dymionego szkła i popycha je zdecydowanie wychodząc na zewnątrz. Drewniana podłoga tarasu otacza cały basen dookoła. Leżaki i rattanowe fotele porozstawiane są co kilka metrów. Olivia podchodzi do brzegu basenu. Nie ma w nim drabinek, bo do wody prowadzą łagodnie schodzące, szerokie schody. Gdzie nie spojrzeć są drzewa, kwiaty i gęsta, równiutko skoszona trawa. William znowu staje za nią i ociera się swoim ciałem. Słyszy jak dziewczyna wzdycha cichutko opierając się o niego. Bardzo ją pragnie. Emocje nagromadzone w czasie obserwowania jej w drodze kumulują się nieznośnie.    
- Teraz pozwolisz mi pójść do kuchni i przygotować coś do przegryzienia, a ty sobie tu odpoczniesz ok?
- Nie.
- Dlaczego? - sięga do tyłu i łapie go za biodra.
- Bo już mam to co chce zjeść na lunch - gryzie ją w ucho. Olivia wydaje pisk wymieszany z westchnieniem.
- Nie ma mowy szefie! Ja tu gospodarze i ja decyduje co zjemy - kręci biodrami pocierając o niego pupą. Tym razem to on wydaje głuchy pomruk i zaciska na niej mocniej dłonie.
- Czy poza Prestonem ktoś tu jest? - pyta.
- Ty i ja.
- Dobrze.
Obraca ją w swoja stronę i łapiąc pod pośladkami unosi na wysokość twarzy.
- Ja jestem gościem i ja decyduje co chcę robić.
Olivia odruchowo oplata go w pasie nogami.
- Nie tak to zaplanowałam.
- Improwizujmy.
Zaczynają się całować. Olivia wplata palce w jego włosy, a on ściska jej pośladki.
- Wiesz - ledwo składa słowa - Jeszcze nigdy... - znowu walczy z jego językiem i zdecydowanie zaczyna przegrywać.
- Co jeszcze nigdy kochanie? - przytrzymując ją jedną ręką drugą łapie za pierś i bezbłędnie przez materiał bluzki i stanika trafia na sutek. Olivia nie kontrolując odruchu odchyla się z głośnym jękiem do tyłu - Co jeszcze nigdy?
- Nigdy nie uprawiałam sexu... w tym domu.
Ma zamglone spojrzenie, oddycha głośno, a włosy opadają jej dookoła twarzy.
- I jeszcze przez jakiś czas nie będziesz - zsuwa jej ramiączka i całuje gołą skórę ramion - Na razie będziemy to robić przed domem.

- Moja mała oliwka - szepcze pozostawiając na jej skórze małe pocałunki. Obserwuje nadal drżące ciałko, przymknięte oczy i czuje fizyczny przymus dotykania jej. Przesuwa palcem po twardych sutkach, a Olivia pojękuje cichutko - Lubię jak jęczysz - całuje jej zamknięte oczy i kąciki uśmiechniętych ust.
- Lubię być w stanie w którym jęczę - podkłada sobie rękę pod głowę i patrzy na niego. Gdyby nie zimna trawa pod plecami spłonęłaby od jego spojrzenia.
- Czy ty też to czujesz? - pyta ją.
- Co takiego?
- Totalną swobodę.
- Ja owszem. Ale nad tobą musimy popracować olbrzymie - masuje mu pierś, brzuch i wsuwa dłoń pod koszulkę.
- A co ze mną jest nie tak?
- Tylko to, że znowu udało ci się zostać w ubraniu.
- Nie sądzę, żeby zmniejszyło to twoją przyjemność - przesuwa ustami po jej ustach, ale nie całuje.
- Ale chcę cię pieścić - przesuwa dłonią wyraźnie wyczuwalnych mięśniach brzucha i wyżej po piersi bawiąc się włoskami - Chcę cię całować i pieścić tak jak ty całujesz i pieścisz mnie.
- Ale masz wymagania...
- Powiedziałeś "cały pakiet"! Więc tylko upominam się o swoje.
- A czy w moim "całym pakiecie" przewidziane jest jedzenie?
- Mhm.
- Więc upominam się o swoje.


5 komentarzy:

  1. Dziewczęta moje kochane o ile mnie wzrok nie myli w końcu nadchodzi wiosna! Wystarczy promień słońca, żebym się cieszyła pół dnia! A ile ciekawych tekstów z tego wyniknie :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Haha, nie chwal dnia przed zachodem słońca. Ja się już nie cieszę nawet w tych przebłysków słońca, bo za chwilę, dosłownie, po moich pozytywnych myślach zaczyna padać śnieg, czy coś. Wrrrrr!
    Ale Twoje opowiadanie umiliło mi życie, więc nie narzekam. ;)

    Wierna Fanka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dodam, że wraz z nadejściem wiosny robi mi się bardzo romantycznie, więc trzymaj się mocno zanim przeczytasz następny rozdział ( mam nadzieję, że napiszę go szybciej niż ten)!! :D Gdzie tam śnieg to TYLKO deszcz!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Teraz to już w ogóle się nie mogę doczekać!
    I też mam tą samą nadzieję, co TY :D

    Wierna.

    OdpowiedzUsuń

Znacie to uczucie kiedy jesteście powodem czyjegoś uśmiechu? Jest... Niesamowite!!