środa, 3 kwietnia 2013

Windy Hill Rozdział 24

Ona kaprysem?! Czy z taką dziewczyną jak ona można się zabawić i zostawić? Nigdy w życiu! Po raz kolejny przegląda się w lustrze okręcając wokół własnej osi. Zalotnie mruga sama do siebie i uśmiecha się promiennie. Sukienka w kolorze oliwkowej zieleni w górnej części wygląda jak zwykła dopasowana koszulka, ale poniżej pasa masą falbanek spada do połowy uda. Znika w zbyt dużej ilości falbanek? Co za bzdura! Tanecznym krokiem podchodzi do białej komódki i otwiera ustawiony na niej kuferek obity delikatną, różową satyną. Wyciąga z niego łańcuszek ze zwisającym do pasa owalnym emblematem. Tak, powinien pasować. Letnie, ażurowe kozaczki w jasnym odcieniu brązu dopełniają resztę.
Przez chwilę się zastanawia czy wysoko związany kucyk nie wygląda zbyt dziecinnie, ale jest jej w nim tak wygodnie w prawie upalny dzień, że łaskawie pozwala mu zostać. Właśnie rozmawiała z Sami. Przyjaciółka też jest szczęśliwa, bo w tym tygodniu spotkała się dwa razy z Hugo. Umówiły się w poniedziałek na lunch. Po cudownym weekendzie będzie miała co opowiadać!
- Dzień dobry! - wchodzi cała nabuzowana energią do jadalni.
- Dzień dobry - wita ją mama. Jest tu tylko ona. Tata już wyszedł do pracy, a Andy nocował u Meredith. U przyszłej żony! Musi koniecznie wszystko opowiedzieć Williamowi! Tyle, że raczej nie dzisiaj. Dzisiaj nie będą mięli czasu na zbędne dyskusje. Ale jutro... Tak od jutra będzie mogła z nim rozmawiać przez całe dwa dni! Ile szczęścia!
- Z czego tak się cieszysz? - mama kończy śniadanie i oddaje talerz Stacy.
- Ze wszystkiego!
- Z wyjazdu?
Olivia spuszcza wzrok, ale tylko przez momencik.
- Też - uśmiecha się, ale dużo delikatniej niż przed chwilą. Sophie doskonale wyczuwa o co chodzi. Co prawda Olivia zawsze miała lepszy kontakt z ojcem niż z nią, ale jeśli chodzi o sprawy sercowe i wszystkie ich odgałęzienia to ona była jej pierwszą powierniczką. Córka jej ufała, być może ze względu na jej pozornie swobodne podejście do tematu. Nie robiła jej nigdy wykładów, ani nie przestrzegała po tysiąckroć tylko po prostu wzięła za rękę i zaprowadziła do lekarza, a ten przepisał jej tabletki antykoncepcyjne. Sophie wyjaśniła siedemnastoletniej wtedy Olivii, że prezerwatywy nie są najpewniejszą formą zabezpieczenia i mimo że ta się rumieniła i skręcała ze wstydu zadała matce jeszcze kilka pytań. Oczywiście zostało to na zawsze tylko między nimi.
- Poznamy go kiedyś? - zapytała znad gazety o modzie.
Olivia zamieszała płatki w talerzu.
- Kiedyś przyjdziemy razem -odpowiedziała niepewnie, speszona. Dziwne to troszkę, ale widocznie tak reaguje na nową miłość.
- Skąd się znacie?
Liv przełyka płatki wyraźnie zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Z pracy - mówi w końcu - To znaczy znaliśmy się wcześniej, ale dopiero w pracy zaczęliśmy spędzać razem czas... - rozpędza się coraz bardziej, ale bardzo stara się pilnować co mówi.
- Jest w twoim wieku?
Tym razem krztusi się kolejną porcją.
- Nie... Troszkę starszy - wbija wzrok w talerz.
No to musi być naprawdę coś, bo zwykle nie ma problemów z opisaniem każdego szczegółu z wyglądu chłopaka, który jej się podoba. Sophie uśmiecha się pod nosem i wraca do artykułu. Szybko się pozbierała po Robim! Eh taki wiek. Wszystkie drogi są proste, wszystkie drzwi otwarte, a energii aż za dużo, żeby wykorzystać w ciągu 24 godzin. Też taka była!

- Masz tu korektę i jak skończysz idź do Brittany.
- Dzięki Clay.
Prawda jest taka, że od początku tygodnia wszyscy są rażeni energią i entuzjazmem Olivii. Nawet zaczęły się tworzyć plotki na temat jej nieobecności w czasie lunchu. Zwykle chętna do rozmowy i otwarta dziewczyna zwyczajnie zniknęła z życia towarzyskiego. Jedynie Brian tajemniczo odpowiada, że u Olivii wszystko w porządku. Zaczęto podejrzewać, że romansują w tajemnicy, a Brian nie zaprzeczając ani nie potwierdzając upewnił ich o słuszności twierdzeń.
- Jeszcze nie wiem po co, ale miałam do ciebie przyjść - Olivia zatrzymuje się przy zamyślonej Brittany.
- W sumie to już po nic - Brittany naciska guzik na klawiaturze i ekran rozbłyskuje - Przeczytaj, ale myślę, że jest aż za dobre. Nie musiałam poprawiać ani linijki.
Wstaje z fotela robiąc miejsce Olivii, a sama siada na biurku.
- Co za skromność - Olivia unosi brew z uznaniem, na co Brittany odpowiada śmiechem.
- To nie ja napisałam.
- Jak to nie ty?
- Przeczytaj i porozmawiamy.
Olivia zaczyna czytać. To nie artykuł to mini książka! Opowiada o Koreańskiej Republice Ludowo-Demokratycznej jako państwie totalitarnym. Krótki opis Kim Dzong Una wprowadza w obecny stan wojenny jaki wypowiedziała Korea Korei. Temat bardzo aktualny i szczerze powiedziawszy nieco niepokojący. Dla Olivii pojęcia takie jak wojna, walka, front, bitwa są czysto hollywoodzkim tworem. Tymczasem to się dzieje cały czas na świcie. Podobno - według artykułu - armia amerykańska wysłała do Korei Południowej (tej zaatakowanej) niewykrywalne przez radary super nowoczesne myśliwce, radary antyrakietowe i wiele groźnych militarnych zabawek. Sytuacja robi się bardzo napięta i dramatyczna, ponieważ ta Południowa zapowiedziała, że odpowie militarnie na każda prowokacje Północnej, a Stany jej w tym pomogą. Są pewni siebie właśnie dlatego, że wspiera ich USA. Olivia nieświadomie rozchyla usta i ledwo oddycha docierając do zakończenia.
- Mój Boże jak książka!
- Genialne prawda?
- Kto to napisał? To najlepszy artykuł jaki w życiu czytałam. Jest tak wciągający, że czuję się jakbym wróciła z linii frontu!
- Dokładnie. To nasz korespondent wojenny. Ale nie powiem ci nic więcej.
- Korespondent wojenny?
Brittany unosi cienką, czarną brew wpatrzona w czubek swojego buta.
- Podczas, kiedy my się wzburzamy nowymi ustawami, podatkami, wadliwą infrastrukturą miasta, czy wynikami meczy ktoś tam daleko walczy za wolność i życie.
- Gdzieś tam latają pociski i wybuchają bomby - Olivia myśli o Hugo i bliznach Williama - I o tym też trzeba pisać.
- Mhm.
- Widziałaś go kiedyś?
- Nie - kręci zdecydowanie głową - Nie mam pewności, czy nawet Hill go widział. Nawet nie odebrał Pulitzera za artykuł o terrorystach w Etiopii.
- Wow - właśnie rósł w oczach młodej, ambitnej dziennikarki nowy idol - Jak się nazywa?
- Podpisuje się A. Barrington, ale to pewnie tylko pseudonim.
- A. Barrington... - Olivia poczuła dreszcz przygody i tajemnicy na sam dźwięk tego nazwiska.
- W każdym razie Clay kazał ci się z tym zapoznać. Nie wiem po co.
- Bo to piekielnie dobre! - musi o niego wypytać Williama. Jeśli ktoś ma znać A. Barringtona to właśnie on.
Zadzwonił jej telefon.
- Masz jakieś plany na lunch? - zapytała Brittany.
- Poczekaj sekundę. Słucham?
"Witaj Olivio tu Fred Olsen, asystent Williama"
- Cześć!
"William cię bardzo przeprasza, ale wyskoczyło mu ważne spotkanie i nie może się dzisiaj z tobą spotkać"
- Aha... - fala zawodu zalała jej ciało zmywając uśmiech.
"Kazał przekazać, że zadzwoni w sprawie jutra"
- Dziękuję - wymamrotała.
" Miłego dnia!"
Słyszała wyraźnie ten firmowy uśmiech, ale nie zdążyła na niego odpowiedzieć. Fred się rozłączył. Nie ma dzisiaj dla niej czasu? Usta samoistnie wygięły jej się w podkówkę jakby miała się rozpłakać. W sumie to nawet chciała jak dziecko dać upust całemu zawodowi. Ale przecież nie może mieć pretensji do Williama o to, że pracuje zamiast zajmować się nią!
- Wszystko w porządku?
Głos Brittany powoduje, że Liv drga. Jak zza szklanej ściany powracają do niej odgłosy pracy biurowej.
- Tak - uśmiecha się szeroko - O co pytałaś?
- Czy masz jakieś plany na lunch?
Olivia zerka z żalem na telefon.
- Już nie...
Brittany targana zawodowa ciekawością zerka na biurko Briana, ale ten pogrążony w pracy w ogóle nie zwraca na nie uwagi. Hmm... Czyli to nie on?
- Wyskoczymy gdzieś?
- Ale wiesz, że ciągnę za sobą ogon?
- Słyszałam - teraz już nie odpuści - Może twój ogon nas gdzieś podrzuci?
Obie wstają i ruszają w stronę windy.
- A panie się gdzieś wybierają? - Ced zachodzi im drogę.
- Może... - Brittany zakłada ręce na piersi.
- A gdzie i po co? - naśladuje ton Claya.
- Chodź to się przekonasz.
- Jeśli się nie boisz - dodaje Liv.

Z ochroną na karku spędzili prawie całą godzinę w małej włoskiej restauracji przecznicę za biurem. Olivia czuła, że coś jest nie tak, ale ukryty żal z powodu nie spotkania się z Williamem nie pozwalał jej dostrzec co. Powinna być teraz z nim... W jego objęciach. Aż musiała mocniej nabrać powietrza, bo płuca zassały się na taką perspektywę. Niby zabawnie, niby wesoło nieświadoma celu opowiedziała im o siłowni i jej stosunkach z Brianem. Nieświadoma zatoczyła jeszcze większą zasłonę dymną nad tajemniczymi zniknięciami w czasie lunchu. Wróciła do biura dziwnie zmęczona i uznała, że to przez to, że za dużo myśli i analizuje. Powinna się skoncentrować na bieżącym życiu i na bieżących obowiązkach, a nie w kółko dumać co by było gdyby...  Po południu udało jej się namówić Claya (który z nią rozmawiał!!), żeby towarzyszyć Brianowi w wywiadzie z jakimś młodym wynalazcą. Było całkiem zabawnie. Pojechali oczywiście jej samochodem, bo byłoby co najmniej dziwne gdyby srebrny sedan siedział im na zderzaku całą drogę. To bardzo pouczająca wycieczka. Obserwowała już jak wywiad przeprowadza Ced, słuchała nagrań z wywiadów Brittany, ale Brian posługiwał się taką swobodą i rozeznaniem w temacie, że bardziej wyglądało to na zaciętą dyskusję dwóch pasjonatów niż przepytywanie. Kiedy już po wywiadzie panowie zagadali się o najnowszych technologiach komórkowych Olivia pogubiła się kto tu jest wynalazcą, a kto dziennikarzem. Miała siedzieć cicho i przyszło jej to bez trudu!
- Niezły w tym jesteś! - powiedziała, kiedy już wrócili do biura. Była prawie piąta, więc nie pozostało nic innego jak tylko zabrać rzeczy i jechać do domu.
- Naprawdę tak uważasz?
Odprowadził ją do biurka i zatrzymał się na chwilę.
- Masz jakieś plany na wieczór?
Olivia zmarszczyła brwi sprawdzając pocztę i wyłączając laptopa.
- Właściwie to tak... Mam w domu niezłe zamieszanie. Mój brat się żeni tydzień po wyborach.
- O! Więc szykuje się niezła imprezka - opiera się dłońmi na blacie pochylając nad nią - A w weekend?
Dziewczyna nie przyzwyczajona do takiej adoracji i zabiegania o jej czas i uwagę zarumieniła się lekko.
- Tak właściwie to wyjeżdżam jutro rano - uśmiechnęła się lekko nie zdając sobie sprawy jak dziewczęco i delikatnie wygląda. Brian mimo że odtrącony rozkręcił się jeszcze bardziej.
- Wypad ze znajomymi?
- Z jednym znajomym - ucieka wzrokiem w bok.
- Masz chłopaka Olivio?! - uśmiecha się odrobinkę zbyt śmiało.
- A co w tym dziwnego?
Poczuła się mocniej urażona niż sama chciałaby się do tego przyznać.
- Absolutnie nic. A wręcz przeciwnie.
Nie miała pojęcia co oznacza błysk w jego oku, ale cieszyła się kiedy zrobił krok do tyłu.
- Do zobaczenia w poniedziałek.
- Cześć.
Wstała i ominąwszy go szybko poszła do windy. Zaczynała się czuć coraz bardziej skrępowana towarzystwem chłopaka, którego z początku uznała za bardzo zabawnego i sympatycznego. Zauważyła zmianę jaka w nim zaszła, ale nie wiedziała czym jest spowodowana. Czekając aż drzwi się rozsuną zastanawiała się na czym w ogóle ta zmiana polega. Zaczął ją traktować zupełnie inaczej niż na początku. William miał chyba rację, ale za nic by się do tego nie przyznała. Tak swoją drogą strasznie się za nim stęskniła przez ten jeden dzień. Była zapracowana i nie miała czasu na rozmyślania, ale brakło jej niezwykle istotnego elementu wypełniającego. Uzupełniającego. Rozmowy z Williamem.
Piknął dzwoneczek drzwi się rozchyliły i jej spojrzenie padło na znajomą postać. Od ziemi począwszy na czarnych butach i czarnych spodniach popłynęła przez czarną marynarkę aż dotarła do czarnego krawatu odcinającego się od bieli koszuli. Wciągnęła mocniej powietrze na widok zarostu na brodzie i zmysłowych ust lekko wygiętych w delikatnym uśmiechu. Wszystko to trwało może dwie sekundy w czasie których cała się obudziła i ożyła każda komórka jej ciała. Nawet włosy poczuły magnetyzm, bo odnotowała ruch cebulek.
- Witaj Olivio - aksamitna chrypka. Czy chrypka może być aksamitna? Nie wiedziała. Ale tak jej się właśnie wydawało.
- Dzień dobry - odpowiedziała dziwnie onieśmielona i bardzo szczęśliwa. Postąpiła krok do przodu wchodząc do windy i ciemne oczy przybliżyły się. Musiała mocniej unieść głowę, żeby na nie spojrzeć.
- Dziękuję ci Fred.
Dopiero teraz zerknęła na mężczyznę obok i odwzajemniła jego wieki uśmiech. Fred obłożony dokumentami kiwnął jej wesoło i wyszedł z windy. William nie drgnął, a kiedy na niego spojrzała przestała oddychać przez mroczną otchłań jego spojrzenia.
- Dlaczego wyszedł? - wyszeptała.
- Chodź, bo drzwi cię przytrzasną - uśmiechnął się tylko.
Tak bardzo miała ochotę jak codziennie na powitanie zapaść się w jego silnych ramionach. William myślał dokładnie o tym samym. Przypomniał sobie wesoły promyczek, który zamyka za sobą starannie drzwi i wpada na niego całym impetem drobnego ciałka. Czasami pozwala jej myśleć, że go przewróciła na fotel, lub kanapę, ale to tylko po to, żeby wziąć ją na kolana, poczuć ciepło i zapach jej ciała, przytulić do siebie. Teraz tylko zerka na niego nieśmiało i zajmuje miejsce Freda. W obu dłoniach trzyma torebkę i wygląda jak niewinna pensjonarka. Śliczna sukienka odsłania kawałek ud. Obserwuje skrzącymi się oczami jak William naciska guzik. Drzwi się zasuwają. Zostają sami w ciasnym pomieszczeniu. Naciska kolejny i znika podświetlenie zera, po czym wybiera numer swojego piętra i winda rusza.
- Nie spieszysz się nigdzie? - zapytał ciszej, bardziej miękko.
Kręci przecząco głową promieniejąc.
- Jak ci minął dzień?
- Pracowicie.
Drzwi otwarły się i wyszli na zupełnie cichy i pusty hol.
- Jesteś zmęczona?
- Nie - szybka odpowiedź.
Minęli puste stanowisko Freda i William popchnął drzwi do gabinetu. Przechodząc przez nie odetchnęła z ulgą.
- Dlaczego jesteś taka nieśmiała?
Zatrzymali się na środku gabinetu i popatrzeli na siebie. On z góry, ona wysoko uniosła brodę.
- Nie wiem jak powinnam się zachować w miejscu publicznym.
Uśmiechnął się.
- Ja też - wyznał.
Zdziwiona Olivia aż rozchyliła usta.
- Naprawdę?    
- Ciężko jest udawać, że mi się nie podobasz.
Spuściła na sekundę wzrok, żeby ukryć uśmiech.
- Eee. Chyba nie tak ciężko...
Wiedziała, że go denerwuje, kiedy się nie docenia i o zgrozo uwielbiała to robić. Pokręcił tylko głową nie dając się sprowokować.
- Przywitasz się w końcu, czy możemy już iść? - wysunął nieznacznie dłonie w jej stronę. W jednej sekundzie torebka uderzyła o podłogę, a Olivia z całą radością wpadła mu w ramiona. Jak zwykle uwiesiła mu się na szyi, a on złapał ją w pasie i uniósł do góry. Jak zwykle już po chwili wodziła nosem tam gdzie kończą się włosy, a zaczyna skóra. Ale zupełnie inaczej niż zwykle zamiast się wiercić i wymachiwać w powietrzu nogami przywarła do niego ciasno. Kiedy po dłuższej chwili się nie poruszyła ciągle tuląc William odsunął ją odrobinkę.
- Co jest zielony elfie?
Zerknęła na sukienkę i uśmiechnęła się figlarnie.
- To oliwkowy.
Nie mógł się nie uśmiechać, kiedy ona się śmiała.
- Oliwkowy... No proszę! Czemu jesteś taka zamyślona?
- Bo myślałam, że się dzisiaj nie zobaczymy i... - wydęła dolną wargę - I chyba się stęskniłam - znowu podciąga się obejmując jego szyje.
William zacisnął oczy już jej nie odsuwając. Wszystko szło nie tak. Bardzo złym torem. Będzie musiał jej przypomnieć zasady na jakich się spotykają. Dobrze się razem bawią i tyle. Mała zaczyna sobie roić coś co nie istnieje i musi jej to wybić z głowy zanim nie jest za późno. Ale... ale nie teraz. Teraz oddał uścisk czulej niż zamierzał.
- Moja mała oliwka - wyszeptał jej w kark. Widział jak zadrżała pod jego oddechem. No... on w zasadzie też to czuł... Co oni robili przez cały tydzień, że ani razu się nie kochali. Kochali?! Zadźwięczało mu w głowie. "Naprawdę użyłem tego słowa?"
- Oliwki nie są słodkie - mruknęła przesuwając dłonią po jego ramieniu i karku.
- Ty jesteś wyjątkową oliwką.
Niesie ją do kanapy na której siada sadzając ją na sobie. Olivia drżąc w nagłym pragnieniu również zaczęła się zastanawiać dlaczego nie robili tego przez cały tydzień. Dwie pary oczu spotykają się. Dwa oddech mieszają ze sobą. Coraz szybsze i bardziej niespokojne. William przesuwa dłonie w dół aż kładzie je na nagich udach.
- Tyle dobrego by się zmarnowało - jego głos jest schrypnięty dużo mocniej niż normalnie. Sięga pod sukienkę i łapie rozwartymi dłońmi za pośladki Olivii. Ta z kolei pojękując całuje go namiętnie.
- Jak na fotelu - mruczy mu w usta napierając biodrami na jego biodra.
- Nie kochanie. Dla twojej sukienki wymyśliłem coś zupełnie innego.
Podnosi się nadal trzymając ją w pewnym uścisku. Całując go Olivia kompletnie ignoruje fakt, że się przemieszczają i nawet blat pod pośladkami nie zwraca jej uwagi. Dla niej jest tylko on, jego usta, jego smak i zapach. Kiedy ma Williama cały świat znika i przestaje mieć znaczenie. Chce poczuć jego skórę, jego włoski na piersi. Tęskniła bardziej  niż jej się wydawało. Obydwoje tęsknili. Ciągnie za jego krawat, a on rozpina zamek jej sukienki. Krawat ląduje na ziemi, a sukienka zjeżdża do pasa. Niecierpliwe palce rozpinają guziki koszuli, a pewna dłoń haftki biustonosza. Kiedy piersi Olivii zostają uwolnione William od razu pochwyca w usta twarde ciemne sutki.
Olivia jęczy głośno odrzucając głowę do tyłu.
- Tak kochanie chcę cię słyszeć.
Pieści jej piersi wywołując całą serię jęków. Pieści je w nieskończoność nie mogąc się napatrzeć na jej reakcje. Olivii kręci się w głowie, ma wrażenie, że za chwile oszaleje z przyjemności.
- William! - wykrzykuje jego imię, kiedy się w nią wsuwa. Wchodzi do końca cały drżący i pragnący. Olivia dochodzi prawie natychmiast po kolejnym delikatnym ruchu. Obserwuje ją zachwycony jak zaciska małe dłonie na brzegach biurka targana orgazmem. Jeszcze nic nie zrobił!
- William - szepcze nie mogąc uspokoić oddechu.
- Nie oliwko - pochyla się i całuje ją w szyje - Nie uspokajaj się.
Palce dziewczyny wbijają mu się w ramiona, kiedy znowu zaczyna się poruszać.

Nie słyszą telefonu, nie liczą czasu oddając się sobie na wzajem. Olivia wijąc się z rozkoszy myśli tylko o tym, żeby dać mu jak najwięcej. William ledwo się wstrzymując, ledwo przedłużając stosunek jak pod działaniem narkotyku widzi w zwolnionym tempie każdy jej ruch bioder, każde drżenie, każde odrzucenie głowy. Obydwoje chcą tylko dawać zdziwieni, że sami tak dużo dostają.
- Głośniej maleńka - mruczy i warczy, kiedy czuje, że Olivia zaczyna dochodzić - Głośno - wbija się w nią z całej siły, a ona krzyczy. Krzyczy tracąc kontrolę nad ciałem, umysłem, nad wszystkim. Wszystko trzyma William.

- Jak się tu znaleźliśmy? - szepcze Olivia leżąc wygodnie na Williamie.
- Miałem przeczucie wiesz?
- Jakie?
- Że żaden szybki numerek z tobą nie przejdzie.
Śmieje się cichutko.
- To nie moja wina, że chcesz więcej i więcej.
- Ani moja, że dajesz mi tak dużo.
Obydwoje odprężeni i przynajmniej chwilowo usatysfakcjonowani uśmiechają się delikatnie. Podłoga koło biurka okazuje się bardzo wygodnym miejscem.
- Jutro jedziemy! - piszczy radośnie Olivia.
- Mhm.
- Nie cieszysz się? - unosi głowę ze zmarszczonymi brwiami.
- Skąd wiesz, że się nie cieszę?
- Bo nie widzę.
- Mam piszczeć?
- Powinieneś... Jeśli się cieszysz tak jak ja.
- Nie będę piszczał!
- Będziesz! - jednym susem siada mu na biodrach.
- Niby jak chcesz mnie do tego zmusić? - patrzy na jej słodkie, młodziutkie piersi.
Oczy Olivii błyskają w uśmiechu a jej malutkie, zwinne rączki biegną po jego żebrach aż pod pachy. Zakłada ręce pod głowę spokojnie obserwując jej poczynania.
- Nie masz łaskotek? - prostuje się zawiedziona.
- Nie - uśmiecha się na widok jej miny.
- Przez to, że zostałeś w ubraniu! - zakłada ręce na piersi - Dlaczego ja jestem naga, a ty zupełnie ubrany?
Już ma jej coś opowiedzieć, kiedy przerywa im dźwięk telefonu. Olivia zastyga na ułamek sekundy po czym prawie biegiem puszcza się do torebki leżącej na ziemi.
- Tak tato?
William z przebiegłym uśmiechem również wstaje i podchodzi do niej.
- No niedługo. Tak... musiałam dokończyć arT! - zacina się, kiedy palce zaciskają się na jej sutku - Artykuł - kończy prawie piskliwie odganiając od siebie Williama - Tak... mhm. Tak jest tu dać ci go? - mściwa satysfakcja wypływa jej na twarz. Podaje mu telefon. Obydwoje są mocno rozbawieni.
- Luck - William używa swojego najbardziej rzeczowego tonu - No mnie też dłużej zeszło - Otwiera szeroko oczy, kiedy Olivia trzymając go za biodra osuwa się na kolana - Dzisiaj? Chyba tak - dziewczyna rozpina mu spodnie i zsuwa je razem z bielizną - Dopiero w czwartym kwartale - mówi coraz mniej pewnie - Tak... Mogę taaak! - łapie Olivie za włosy - Mhm - prawie mruczy do słuchawki - Przepraszam cię na chwilę - odsuwa telefon przyciskając do ramienia - Pożałujesz tego! - syczy ignorując jej zadowolone spojrzenie - Dobra Luck zabiorę Olivię i będziemy za jakieś pół godziny - kończy szybko rozmowę, ale Olivia wcale nie przestaje. Jest bardzo konsekwentna i skrupulatna w swoim zajęciu.

- Chciałbym cię ukarać, ale nie mamy czasu - zarzuca jej rękę na ramie, kiedy wychodzą z gabinetu.
- Ale za co chcesz mnie ukarać? - patrzy niewinnie.
- Nie wierzę, że Luck się nabiera na to spojrzenie - kręci głową.
W windzie stają przykładnie w bezpiecznej odległości. William z ręką w kieszeni, Olivia trzymając grzecznie torebkę.
- Możesz trochę wyluzować? Jak będziesz taka spięta każdy się od razu zorientuje, że mamy romans.
- Niby jak? Może zwyczajnie mnie onieśmielasz.
- Tak - uśmiecha się - Bo wszyscy wiedzą, że jesteś bardzo nieśmiała i wstydliwa.
- Bo jestem!
- Ale tylko przy mnie oliwko.
Olivia z miną zadowolonego kotka wychodzi z windy, a William rusza dwa kroki za nią.
- Do poniedziałku! - macha do Angie.
- Udanego wyjazdu. Do widzenia panie Hill.
William tylko lekko kiwa głową.
- Czy już wszyscy wiedzą, że wyjeżdżasz? - pyta ja cicho.
- Plotki szybko się rozchodzą. Powiedziałam tylko Brianowi - Olivia zaciska powieki. Miała mu tego nie mówić!!
- Po co? - rzuca twardo.
Jak to mówią... Żyj szybko i umieraj młodo!
- Bo chciał się ze mną umówić - prawie przestaje oddychać czekając na reakcję Williama. Ale nie następuje absolutnie nic, więc oddycha z ulgą i nabiera w płuca świeżego powietrza wychodząc na zewnątrz. Nagle wpada na rozmawiającego przez telefon Briana. Dlaczego go nie zauważyła wcześniej? Przecież drzwi są przeszklone. Cholera co teraz powie William?!
- Jezu Liv, ale mnie wystraszyłaś! - Brian przytrzymuje ją za ramie i uśmiecha się co najmniej zadowolony.
- Przepraszam, nie zauważyłam cię - odsuwa się natychmiast o krok. Brian nawet jeśli się zdziwił od razu zauważa obecność trzeciej osoby.
- Wszystko w porządku Livi? - William łapie ją w pasie i przysuwa do siebie tak ciasno, że musi się o niego oprzeć.
- Tak - zerka nerwowo na Briana znowu wstrzymując oddech.
- Przepraszam to moja wina - mówi Brian - Zaszedłem ci drogę.
- Nic nie szkodzi - Olivia próbuje jak może zatuszować zakłopotanie uśmiechem. Czuje jak ręka Williama przesuwa się na jej brzuch. Brian też ją śledzi. Mruga kilka razy.
- W takim razie nie przeszkadzam - robi krok w tył - Cześć Liv. Do widzenia panie Hill.
- Pa - Olivia macha mu na pożegnanie i prowadzona ciężką ręka Williama, która dla każdego obserwatora wygląda jak wygląda wsiada do jego samochodu. Oddycha z ulgą przypominając sobie o mocno przyciemnianych szybach. Policzki ma gorące i oddech przyspieszony. Teraz wszyscy się dowiedzą! Szli objęci przed Upland i widziała ich co najmniej jedna osoba. Nabiera głęboko powietrze i wypuszcza je powoli. William rozmawia z Antonem, a Brian dalej rozmawiając przez telefon obserwuje go. Drzwi się otwierają i wsiada.
- Aton pojedzie za nami. Obiecałem, że mu nie ucieknę, więc będziemy się wlec w nieskończoność - uśmiecha się.
- Co to było?
Zerka na nią. Jest zarumieniona i ma błyszczące oczy.
- Miałem mu ochotę przyłożyć, więc ciesz się, że byłem taki spokojny.
- Ale teraz już wie...
- A przeszkadza ci to? - wzrok mu ściemniał.
- Koniec z ukrywaniem się.
- I koniec z lunchem na podłodze. W poniedziałek idziemy do restauracji.
- Dlaczego to zrobiłeś?
- Żeby jakiś byle gówniarz nie wyobrażał sobie, że może cię mieć. Nikt nie może mieć mojej kobiety ani nawet sobie tego wyobrażać. Chyba, że tobie to przeszkadza i wolisz mnie ukrywać, a być zdobywana przez niego.
Jest zły. Aż się gotuje mimo że sam sobie wymyślił problem i sam sobie podpowiedział rozwiązanie.
- Co wolisz Olivio? - pyta groźnie, kiedy ta nie odpowiada patrząc mu w oczy. Nie ma zamiaru mu odpowiadać, bo musiałaby powtórzyć, że jest strasznie zakompleksionym idiotą. Zamiast tego klęka na swoim siedzeniu i pochylając nad nim całuje go długo i soczyście.
- Czy taka odpowiedź pana satysfakcjonuje szefie? - wraca na swoje miejsce.
- To z założenia był zły pomysł Liv - mówi już spokojniej - Tak będzie lepiej.
Odpala silnik i włącza się do ruchu. Olivia nie może oderwać od niego wzroku. Brzmiał jakby nie do końca wierzył w to co mówi. Jakby sam się przekonywał. Obudził się w niej straszny niepokój i teraz nie mogła się nawet poruszyć. Oczywiście ruszył z taką prędkością, że biedny Anton nie miał szansy do niego dołączyć i to jeszcze bardziej wzmogło jej strach. Powiedział to zanim się zastanowił i teraz nie ma już odwrotu.
- Wiesz, że jeśli nie chcesz nie musisz tego robić prawda? - zdobyła się na odwagę.
Zerknął na nią zdziwiony.
- Znowu myślisz, że cię nie chce? - miał zniecierpliwiony głos.
- Nie - spuściła głowę.
Ciężko westchnął. Nie wypowiedzieli już ani słowa, nie wykonali żadnego gestu aż dotarli do domu.
- Cholera... - mruknął William wjeżdżając na podjazd.
- Co się stało? - Olivia aż drgnęła wyrwana z zamyślenia.
- Miałem poczekać na Antona - miał nieco zakłopotaną minę.
Olivia parsknęła śmiechem zaczęła się śmiać głośno i niepohamowanie. William rozkoszował się tym dźwiękiem. Kiedy się śmiała wszystkie problemy znikały i też się uśmiechał. Była taka radosna... Wystarczyło wykonać jakikolwiek gest w jej kierunku, żeby się z tego cieszyła.
- Nie ustaliliśmy co z jutrem - zatrzymała go kiedy chciał już wysiadać.
- Proponuje ósmą jako godzinę wyjazdu. Zrobimy sobie przystanek w Maine i koło południa będziemy na miejscu.
- Preston powinien już być - zerknęła w stronę domu.
- Preston i jego dyskrecja nie będą nam już potrzebne.
Brakło jej powietrza w płucach więc nabrała go troszkę więcej.
- No tak.
William ujął ją pod brodę i obrócił do siebie.
- Zestresowana?
- Troszkę... Ok strasznie. Ale cieszę się.
- Więc chodźmy.

Do domu szli za rękę, przed wejściem objął ją ramieniem. Czuł jak mocno wali jej serce i sam się zastanawiał jak to wyjaśnią. Gdyby nie była taka młoda i tak uzależniona od rodziny, a on nie współpracował z Lucasem nie musieliby niczego tłumaczyć.
Olivia prawie dławiła się nerwami. Serce pompowało zbyt wiele krwi i jej ruchy stały się nerwowe. "Co powie tata?! - myślała gorączkowo - Lubi Williama, ufa mu i ma go za dobrego człowieka, więc nie będzie robił jakiegoś wielkiego problemu. Może być zaskoczony, ale mama też jest od niego młodsza prawie o osiem lat. Byłby hipokrytą gdyby miał pretensje o coś tak błahego jak wiek!" Poza tym czuła pewną ulgę, że w końcu będzie się mogła z nim witać publicznie tak jak ma na to ochotę i już miała wizję jego pięknego ciała w swoim własnym łóżku.
William otwiera drzwi puszczając ją, żeby mogła swobodnie wejść.
- Will! - dźwięczny głosik wita ich od wejścia.
Olivia hamuje jak zamurowana.
- Nareszcie jesteście - wtóruje mu Sophie.
Trzy kobiety własnie były w drodze z jadalni do salonu. Sophie i Meredith zapoznały się z propozycjami Alex. Uwinęła się naprawdę błyskawicznie z pierwszymi pomysłami. I były to bardzo dobre pomysły. Szły zadowolone do salonu na kawę rozmawiając jak bardzo Liv się ucieszy ze swojej sukienki, kiedy ta pojawiła się z Williamem.
Prawie nikt nie zauważył jej miny, kiedy Alex podeszła do Williama i uczepiła się jego ramienia. Jak pięknie razem wyglądali! Wysocy, ciemnowłosi, młodzi i urodziwi. Krótka, dopasowana błękitna sukienka podkreślała długość nóg i opaloną, gładką skórę.
- Zaczęłam się martwić. Podobno mieliście być godzinę temu.
Obejmując Williama jedną ręką wsunęła kciuka drugiej w szlufkę jego spodni. Ich twarze dzieliły centymetry, a Olivia nie mogła przestać na nie patrzeć.
- Alex - wykonał ruch jakby chciał się cofnąć, ale była szybsza.
- Stęskniłam się - uniosła głowę i pocałowała go prosto w usta. Świat zadrżał, Olivii nogi się ugięły i opadła plecami na zamknięte drzwi, a William oddał pocałunek.


   

3 komentarze:

  1. A było tak pięknie...
    :d
    Wiesz jaką mam teraz wizję przed oczami? Naszą "niewinną" Livi wyrywającą kudły naszej "kochanej" Alex! O, tak. I z taką myślą mogę iść spać.

    Wierna Fanka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahaha!! Dzięki za podzielenie się tą wizją, bo teraz wiem, że muszę napisać coś innego :D Chociaż nie ukrywam, że taka wersja bardzo do mnie przemawia licz na element zaskoczenia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziewczyny musicie to przeczytać. Rewelacyjny artykuł! http://komorkomania.pl/2013/04/04/jak-wyobrazano-sobie-czasy-wspolczesne-niemal-90-lat-temu

    OdpowiedzUsuń

Znacie to uczucie kiedy jesteście powodem czyjegoś uśmiechu? Jest... Niesamowite!!