sobota, 20 lipca 2013

The game of lies - rozdział 9

- Jesteś przebiegła! - Ethan bynajmniej nie martwiący się tym co przed chwilą zaszło szedł koło niej swobodny i uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Nie masz pojęcia jak bardzo - poruszała się do przodu bez konkretnego celu po prostu idąc ciemnymi, ale nadal tłocznymi i wesołymi ulicami Honolulu.
- Ale pochlebiłaś mi nie wiem, czy wiesz...
- Przepraszam nie miałam tego na celu.
- Chcesz pracować TYLKO ze mną. Dlaczego?
- Uważam cię za mniejsze zło? Możesz być dumny! Złapałeś plusa, bo nie robisz ze mnie gówna przy każdym spotkaniu. Może zostaniemy najlepszymi przyjaciółmi? - była wulgarna i cyniczna, ale nieoczekiwany sukces równie nieoczekiwanie wytrącił jej pałeczkę z dłoni.
- Ale na co się wściekasz? Dopięłaś swego. Zostaliśmy sami. Joe i Tony będą się trzymali tak jak to tylko możliwe z daleka, a my złapiemy Torre.
Zahamowała ostro.
- Zdefiniuj "tak jak to tylko możliwe z daleka".
- Będą siedzieli w domu i sprawdzali nam rożne rzeczy... Zbierali informacje. Nie będą nam się pokazywać, ani cię denerwować.
- Ani mnie denerwować... Za kogo ty mnie masz? Czy twoim zdaniem powinnam przymknąć oko na to co wyprawia ta wynaturzona kreatura, która zabiła Keitha?!
- Absolutnie nie powinnaś.
- To dobrze...
Odwróciła się tym razem ruszając prosto do domu. Dlaczego nie dało się z nim spokojnie pokłócić? Nie ukrywała, że akurat w tym przypadku wroga atmosfera byłaby na rękę. Nie dał się w ogóle sprowokować i żadne podjudzanie na niego nie działało. Pokazał jej jaki potrafi być... prywatnie, ale w tej kwestii zachował absolutny stoicyzm. Chłop bez nerwów! Niech by go tak coś... Ehh.
- Musimy się jakoś umówić... - zatrzymał się przed jej furtką, którą ona już pokonała.
- Teraz?
- A kiedy?
- Koniec pracy na dzisiaj? - nie potrafiła ukryć zawodu.
- A co chcesz robić?
- Mamy trochę rzeczy do obgadania! Chodź... - otwarła drzwi i nie zamknęła ich za sobą ryzykując inwazję wszystkich owadów z okolicy. Rzuciła klucze na stół i weszła do kuchni po wodę. Dopiero kiedy usłyszała cichy szczęk zatrzaskiwanych drzwi odkryła, że jest zestresowana. Jeeeeej! Głupia do bólu psychika kobiety!
- Więc co wiecie czego nie wiemy my? - patrzała jak podchodzi do jednego z "obrazów" i ogląda go.
- Pewnie trochę tego jest. Teczka którą trzymałaś dotyczyła jego prawda?
- Prawda... - usiadła na podłokietniku kanapy.
- Po co ktoś oprawia zdjęcia w takie ramy? - zapytał.
- Nie moje, nie mogę spalić...
Pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Dane gromadziliście z Miami, czy z całej Florydy? - wrócił do niej i usiadł na kanapie. Na samym jej środeczku, więc chcąc nie chcąc musiała pozostać tam gdzie przycupnęła.
- Florydy.
- A to tylko jeden z pięćdziesięciu stanów. Stany to z kolei jeden z licznych krajów na terenie, których działa. W zasadzie pewnie jego przewinienia w mojej i w twojej teczce nie różnią się za bardzo, ale powinnaś sobie je przemnożyć przez jakieś... - popatrzał w sufit zastanawiając się chwilę - Tysiąc, może więcej.
- Mhm. Macie je wszystkie?
- Wszystkie, które udało nam się zauważyć. A że jest sprytnym facetem to pewnie i tak jakiś ułamek.
Zamyśliła się posępnie.
- Możemy go zabić?  zapytała w końcu.
- Musimy nad tym popracować Kate - wcale go to nie rozbawiło - Jeśli mamy to zrobić dobrze, a uwierz mi, że jakiś milion agentów rożnej maści i policjantów patrzy teraz na nas zazdrośnie nie możesz wszystkich zabijać.
- Nikogo jeszcze nie zabiłam...
- Ale chcesz. Nie możesz się na wszystkich wściekać, bo kawał ciężkiej pracy przed nami.
- Ok... - zmarszczyła brwi
- Jeśli chcesz, żeby nam się dobrze pracowało musisz się trochę... okiełznać.
Okiełznała się i nie warknęła jak miała w zamiarze...
- Jeśli chcesz, żeby nam się dobrze pracowało - podjęła z uśmiechem - Wyciągasz kija z tyłka i nie zachowujesz się jak starszy i mądrzejszy brat ok?
- Co do starszy, chyba nie będziemy negocjować natomiast na pewno nie brat - uśmiechnął się - Twojej inteligencji też nie mam nic do zarzucenia, a mój kij... No cóż musi być bardzo elastyczny, bo jakoś go nie czuję. Ale obiecuję nad tym popracować.
Znowu stwierdziła, że nie może się nie uśmiechnąć, więc się uśmiechnęła i zrobiło jej się dużo lżej.
- Nie rozumiem jak jedna ja mogę mieć aż takiego pecha.
- Dlaczego uważasz, że masz pecha?
Zsunęła się jednak na kanapę obok niego, kładąc nogi na stole i odchylając głowę do tyłu.
- Byłam w małym impasie... Musiałam wyjechać, żeby się nie udusić. Ale kiepski na tym interes zrobiłam. Po pierwsze Adrián jest na drugim końcu świata pod okiem najsłodszej i najmilszej dziewczyny jaką w życiu widziałam, po drugie spotkałam tu wszystkie powody owego impasu, po trzecie Alonso Torre, a po czwarte jakim cudem jednak nie złamałam mu tego nosa?!
Zaśmiał się głośno.
- Wiesz, że też się nad tym zastanawiałem? Tak głośno chrupnęło, aż mnie ciarki przeszły...
- No widzisz kolejny pech... Potrzebowałam tych wakacji jak tlenu i gdyby Adrián tu był nie interesowałby mnie nawet przemarsz wszystkich dyktatorów i kryminalistów świata...
- Ale go nie ma i nie chcesz jednak bez niego odpoczywać?
- Bingo.
- No to nie będziesz. Musimy opracować dokładny plan, przykrywkę i jakieś opcje awaryjne. Od jutra bierzemy się za robotę.
- Przykrywkę?
- No w zasadzie pierwsze koty za płoty. Uwiodłaś mnie mała, ale i tak trzeba dopracować szczegóły - błysnął komicznym uśmiechem.
- O wypraszam sobie! Poza tym możesz być na przykład moim najlepszym przyjacielem gejem! Oni też się lubią przytulać i mówią do wszystkich "kochanie".
Zamilkł na chwilę i zaczęła się już cieszyć pierwszą udaną próbą wyprowadzenia go z równowagi, kiedy po chwili przemyślenia powiedział:
- Ok.
- Że jak to ok?!
- Nie mam problemów ze swoja męskością, a to będzie ciekawe wyzwanie - odparł spokojnie - No, ale w takim razie muszę znać wszystkie szczegóły, które porządny gej powinien znać...
- Co na przykład? - była strasznie ciekawa co takiego jego zdaniem porządny gej powinien wiedzieć...
- No! Masa szczegółów! Kiedy zaczęłaś miesiączkować, pierwszy pocałunek, pierwszy raz, jakie marki i sklepy lubisz najbardziej, gdzie chodzisz do fryzjera i kosmetyczki, na jakich filmach płaczesz, jakie jest twoje antydepresyjne jedzenie, ile masz pieprzyków na ciele i gdzie, czy całowałaś się kiedyś z dziewczyną, jaka jest twoja ulubiona pozycja, jaki Adrián jest w łóżku, jaki masz rozmiar stopy i stanika... - szybki rzut okiem, bezczelnie śmiały pomiar - Obstawiam C, ale nigdy nie byłem dobry w mierzeniu na oko.
- Starczy! - uniosła rękę czując się pogwałcona - Kolega gej odpada...
- W takim razie jedynym rozsądnym rozwiązaniem będzie związek... Wtedy nikt nie będzie miał pretensji, że nie chcę dzielić się szczegółami na temat twojego biustu.
- Dlaczego ktoś miałby cię wypytywać o mój biust?! - nie wytrzymała w końcu czując, że albo się wścieknie, albo zarumieni. Dopiero po sekundzie zorientowała się, że on najzwyczajniej w świecie się z niej śmieje i robi to zupełnie otwarcie - Dobra jeden zero dla ciebie... Pamiętasz jak mówiłam o kiju? Wsadź go z powrotem...
- Nie wiem jak ci dogodzić... Naprawdę nie mam pojęcia - rozłożył teatralnie ręce - Ale! Proponuje luźny związek. Ot takie, wiesz... Nie musimy wtedy za dużo o sobie wiedzieć, a to co musimy nie nadaje się do opowiadania nowym znajomym, więc wstępne ustalenia mamy za sobą.
- No cóż... Łatwo poszło...
- Oj kochanie nie tak łatwo! Musimy się jak najszybciej przenieść do naszego słodkiego gniazdka rozkoszy najlepiej w tym samym hotelu co Torre, a jeszcze lepiej gdzieś za ścianą, albo chociaż na przeciwko. Załatwię wszystko rano, a tymczasem rozporządźmy obowiązkami.
- Wymażmy słodkie gniazdko rozkoszy ze słownika ok? Tak na poczet lepszej współpracy...
- Jak zwał tak zwał - wzruszył obojętnie ramionami - Alonso Torre, przemytnik, wyłudzacz, morderca, gwałciciel i za to wszystko mam go zamiar przymknąć. Mamy przepraszam... Jest tu z żoną i bratem.
A więc trafiła z przypuszczeniami!
- Gabriela Torre lat trzydzieści pięć, z zawodu florystka i żona mafioza. Obecnie oddaje się tej drugiej pasji. Bezdzietni. Szkoda, że nie mam dokumentów, bo nie zobaczysz zdjęcia. Z Eduardo już miałaś przyjemność. Gęba oprycha to tylko złudzenie, bo zawsze stał na końcu łańcucha pokarmowego familii Torre. Nawet w firmie jego najbardziej zaszczytnym osiągnięciem jest nazwisko. Wygląda na idiotę i jest nim.
Patrzała na niego rejestrując każdą minę, każdy gest i każdy błysk szafirowych oczu. Wow. W zasadzie jeszcze nie widziała jak pracuje, bo zawsze tylko dreptał za Sharpem i co najwyżej mruczeli sobie wiadomości tylko dla siebie. Ale pod tym względem też nie miał na jej temat nawet bladych wyobrażeń. Widział ją tylko za biurkiem, nad mapami, w laboratorium... Nie znal jej stylu, determinacji i bezwzględności, jeśli takowa jest konieczna. Nie znał jej, a ona nie miała żadnego pojęcia o nim poza tym, że potrafił ją rozbawić w najbardziej absurdalnych do tego momentach. To było... ekscytujące? Oczywiście nie powie, że w życiu nie robiła takich rzeczy na jakie się teraz zdecydowała (w policji generalnie w ogóle nie praktykuje się takich ustawek) i że już od jakiegoś czasu rzeczywiście nie wychodziła zza biurka. To mogłoby nie wypaść najlepiej. Z drugiej jednak strony zachowywał się tak profesjonalnie, że czuła się w obowiązku ostrzec go, że powinien nią troszkę pokierować... Ale właśnie w tej chwili przypomniała sobie, jak bardzo Sharp byłby zadowolony słysząc coś takiego i postanowiła nigdy w życiu nie prosić go o żadną pomoc!
- Co tu robią?
Zaśmiał się nieco gorzko.
- Odpoczywają.
- Zdecydowanie za rok muszę zmienić kierunek...
Drzwi się otworzyły i do środka weszła Alice.
- No świetny pomysł Kate! - ryknęła na dzień dobry. Troszkę zbił ją z tropu widok Ethana, a Kate zdała sobie sprawę, że w czasie rozmowy przybrali zupełnie luźne pozycje. On lekko odwrócony w jej stronę z jedną stopą postawioną na kanapie ona z podkurczonymi pod siebie nogami była zupełnie skierowana do niego z nadal błąkającym się na ustach uśmiechem...
- Dziękuję - odpowiedziała - Który?
- Żeby mnie zostawić tam z tymi... - na całe szczęście zachowała dla siebie określenie kolegów Ethana. Kate jakoś nieszczególnie miała ochotę na kolejne scysje. Tak właściwie to czuła się oszołomiona i zmęczona.
- Ale poradziłaś sobie?
- Czemu powiedziałaś, że mu złamałaś nos? Nie złamałaś!
- Na jej usprawiedliwienie powiem tylko tyle, że sam byłem pewien, że złamała.
Alice popatrzała w jego uśmiechnięte oczy i po raz kolejny musiała stwierdzić, że jeśli Kate się w nim nie zakocha, a nie zakocha, bo oznaczałoby to tym samym jej życiową tragedię... ona to zrobi! No zakocha się jak nic... Która kobieta nie chciałaby się uśmiechać codziennie do tych oczu? NAWET święta Kate chce! Najpierw ta scenka w barze, a teraz siedzi radosna jak skowronek...
- Adrián dzwonił... - wysuwa w jej stronę telefon, który zostawiła na stole. I BUM!! Bańka prysnęła. Tak, tak. Twój narzeczony! - Kilka razy nawet. Odebrałam, żeby się nie martwił i obiecałam doprowadzić cię do telefonu choćby siłą. Więc dzwoń, a ty mi opowiedz czy zamierzacie się dalej tak migdalić... - dosiadła się po drugiej stronie Ethana.
- Alice ja cię ostrzegam...
Mruknęła, ale zareagowała odpowiednio. Ethan Wheller przestał istnieć, kiedy zeskoczyła z kanapy i złapała telefon. Wybrała numer i jak zawsze przed rozmową z ukochanym skierowała się na schody.
- Dokończymy jutro - rzuciła tylko do mężczyzny, który zupełnie utracił to rzadkie zjawisko jakim jest jego uśmiech. Może było rzadkie tylko dla nich? Może ogólnie to wesoły facet? - Cześć kochanie przepraszam, że nie odebrałam, ale już się nie lenię! - dotarł do nich dużo słodszy i weselszy głos niż ten, który słyszeli przed chwilą. Każda kobieta ma ton, barwę zarezerwowaną tylko i wyłącznie dla swojego mężczyzny i Kate nie była wyjątkiem.
- Nie łudź się, bo cały czas będziesz taki niezadowolony - powiedział Alice do Ethana zbyt mocno zaciskającego szczękę. Chciała go otrzeźwić, ale nie brutalnie, więc jej głos był miękki i miły - Nie jest do zdobycia w żaden sposób. Kocha Adriána.
Wheller popatrzał na nią i od razu pożałowała, że zwróciła na siebie jego uwagę.
- Nie jestem typem zdobywcy Alice - powiedział - A już zwłaszcza nie próbuję chwytać ognia, bo sparzenie się jest pewne. Przekaż jej, że wpadnę jutro koło południa, lub później, jeśli tylko uda mi się wszystko załatwić.
Wstał z miejsca.
- Jasne...
- Dobranoc - nie czekając na odpowiedź zamknął za sobą drzwi.
Ognia, czyli że Kate? Musi jej to powtórzyć!

Dlaczego nic mu nie powiedziała? Żadniusieńkiego szczegółu? Zdradziła tylko, że Sharp się wycofał i że przyjrzą się wszystkiemu  z Whellerem, który solo nie jest taki zły. Znaczy nie to, że nie jest zły, ale jest do wytrzymania! Dwa dni się nad tym zastanawiała, a teraz w obecnym położeniu zakrawało to już na kłamstwo. Żadne zatajenie, tylko wstrętne, tłuste kłamstwo. Stała na balkonie luksusowego hotelu, a siedem pięter pod nią rozciągał się basen. Za mały... Nie popływa... Ale za to przed nią... Przed nią był aż po horyzont coraz bardziej wzburzony ocean. Pogoda dzisiaj była duszna, ciężka i wyjątkowo bezwietrzna. Nawet teraz na siódmym piętrze nie czuła żadnego podmuchu. Ciężko było się poruszać, jakby coś wysysało tlen z atmosfery. Aż się prosiło o deszczyk. Deszczyk jak nie burzę. Taaak. Cisza przed burzą! Pacnęła się mocno w czoło. Jest naprawdę obłędna w odwracaniu swojej własnej uwagi. Prowadzi w głowie dysputę na temat pogody, żeby tylko wyłączyć te wstrętne, paskudne wyrzuty względem Adriána.  Na litość boską jak ma mu powiedzieć, że od dzisiaj w ich wspaniałym O'ahu, gdzie każdy kamyczek, każde ziarnko pisku przesycone było wspomnieniami ich poprzednich pobytów będzie odgrywała rolę kochanki innego faceta? Takiej co to przyjechała tu z nim tylko na seks!! Jak ma mu powiedzieć, że przeprowadziła się do snobistycznego Royal Hawaiian Resort, który do rajskiego O'ahu wprowadza poczucie wpadnięcia do nierealnej baśni i gdzie jedna noc kosztuje więcej niż miesięczny pobyt w domku, który dzieliła z Alice? Kogo na to stać?! Okazuje się, że podatników, którzy byli tak mili, że zafundowali im dogodne warunki pracy... Jak ma mu powiedzieć, że razem z Ethane Whellerem zajmują olbrzymi apartament z DWOMA!!! salonami, jadalnią i wielką sypialnią. Co najdziwniejsze? Sypialnia jest naprawdę wielka, a łóżko zajmuje jej bezdyskusyjnie większą część. No jak ma mu to powiedzieć? Czy po takim newsie sąsiad w postaci Alonso Torre będzie miał jakieś znaczenie? Czy cokolwiek będzie je miało?
- Kate zbieraj się. Nie mamy wiele czasu przed kolacją. Są nad basenem - usłyszała zza otwartych drzwi na balkon. Popatrzała w dół, ale ludzie byli zbyt mali, lub ona zbyt wysoko, bo ciężko jej było dojrzeć jakikolwiek szczegół. Odróżniała dorosłych od dzieci i to tylko dlatego, że dzieci po pierwsze ciągle biegały, a po drugie wyposażone były w rożne kolorowe dmuchane akcesoria.
- Wskakuj w bikini słonko i idziemy pokazać jak bardzo się staram, żeby cię w końcu zadowolić.
Pojawił się koło niej w granatowych spodenkach kąpielowych i rozpiętej jasno pomarańczowej koszuli.
- Kiedy zdążyłeś się przebrać?
- Kiedy ty wzdychałaś do oceanu - uśmiechnął się - Śmigaj, bo ci zaraz pomogę.
- Umówmy się na coś ok? Kiedy jesteśmy sa...
Nie udało jej się dokończyć, bo jego dłoń szybko zatkała jej usta. Pokręcił karcąco głową i wskazał gipsową ściankę za jej plecami. Balkon Torre. No tak pierwsza wpadka zaliczona. Zabrał rękę.
- Kiedy jesteśmy sami - kontynuowała mimo ostrzegawczego spojrzenia - Nie każ mi chodzić w czymkolwiek! - dokończyła po czym nie czekając na reakcję, której nie chciała widzieć weszła szybko do klimatyzowanego wnętrza. Przeszła przez jeden z salonów. Ten zdaje się do porannej kawy, bądź poobiedniej herbatki, lub wieczornego drinka, bo połączony z jadalnią. Poza czteroosobowym stołem jadalnym znajdował się tu cztery eleganckie rattanowe fotele wyłożone miękkimi żółto beżowymi poduchami i niski okrągły stolik pomiędzy nimi.  We wnęce ściennej wmontowany był podświetlany i świetnie wyposażony barek. Przeszła po miękkim dywanie o krótkim włosiu do podwójnych, białych drzwi i popchnęła je czując ten dziwny kamień w który zbiło się poczucie winy. Królewskie łoże stanowiło centralną część pomieszczenia, a ściana za wysokim, bogato rzeźbionym zagłówkiem pomalowana była na bordowo z takimi cudnymi złotymi pióropuszami. Przepięknie... Tak właśnie żyją kryminaliści w Stanach Zjednoczonych... pomyślała z przekąsem, żeby nie czuć się tak wyjątkowo ekskluzywnie. Nie było tu żadnych szaf, tylko dwie niemałych rozmiarów garderoby. Kiedy się zameldowali zostali uraczeni lunchem na koszt hotelu podanym w części jadalnej apartamentu, a w tym czasie młoda Tajka w cukierkowo różowej sukieneczce z białym kołnierzykiem i w białym fartuszku rozpakowała ich rzeczy. Kate weszła do swojej garderoby i przebrała się szybko w biały kostium ze srebrnymi zdobieniami. Założyła na niego białą plażową koszulę wiązaną na piersi i ledwo zasłaniającą pupę. Srebrne japonki, duże koła w uszy i ciężką bransoletkę na nadgarstku. Do czego to doszło... Jak wejdzie do wody to się utopi... Ale jest w miejscu zarezerwowanym dla pięknych i bogatych, więc musi się dostosować! Nie może już z tak błahego powodu zwracać na siebie podejrzenia. Stanęła przed owalnym lustrem i zdjęła z włosów gumkę. Do tej pory włosy ściśnięte w koka spadły falami na plecy i ramiona. No nie jest źle...
Wyszła z garderoby rozglądając się za okularami słonecznymi bez których nigdzie się nie ruszała. Znalazła je w jadalni na stole.
- Możemy już iść? - zapytał Ethan siedzący na fotelu z laptopem na kolanach.
- Ta... - założyła okulary na czubek głowy i wyszła nie oglądając się za siebie.
Nie skierowała się do windy, tylko zbiegła schodami, żeby zaznać chociaż trochę ruchu. Ethan dogonił ją dopiero przy basenie.
- Muszę ci przypominać, że nie jesteś sama? - warknął.
- Jakże śmiałabym zapomnieć...
- Chociaż za tobą też się idzie całkiem przyjemnie – dodał jakby do siebie po czym bezceremonialnie złapał ją w pasie i przyciągnął do siebie.
- Auć – jęknęła – Chcesz mnie posiniaczyć?
- Przepraszam słonko obiecuję być delikatniejszy – mówił to zupełnie beznamiętnie lustrując leżaki dookoła. Objęła go w pasie starając się wywołać na twarzy grymas zadowolenia. Basen z bliska okazał się bardziej okazały niż z góry, ale pływać w basenie? Mogłaby usnąć po kwadransie! Przeparadowali z uśmiechem mijając roześmiane dzieciaki, które wszędzie rozchlapywały wodę. Tak jak przypuszczała kobiety leżące na leżakach ociekały złotem i brylantami. Torre leżeli niedaleko baru i tam właśnie zmierzali. Usiedli na wysokich stołkach blisko siebie, bokiem do osób, które zamierzali obserwować. Kate niby to przypadkiem spojrzała prosto na Eduardo, mrużąc przy tym oczy jakby go kojarzyła. Mężczyzna bez skrępowania wodził oczami po całej jej sylwetce. Wbrew sobie uśmiechnęła się do niego delikatnie. Patrzał na nią jak na kawał mięcha! Przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz, ale nie dając niczego po sobie poznać spojrzała na powrót na Ethana.
- Dwa razy whisky - rzucił barmanowi.
- Pijesz w pracy? - sama nie była pewna czy chce...
- Dla rozluźnienia pierwszego dnia - położył dłoń na jej biodrze osłoniętym w tej chwili tylko srebrnym sznureczkiem majtek. Zesztywniała w pierwszym odruchu chcąc ją strzepnąć - Widzisz? Musisz wejść w rolę - wziął szklaneczkę wypełnioną lodem i złotawym płynem i upił z niej spory łyk. Uznała, że przynajmniej dzisiaj przypatrzy się jego pracy, a dopiero od jutra zacznie stawiać swoje warunki.
- Musisz być bardziej elastyczna - poinstruował z miną jakby opowiadał jej o czymś zabawnym. Tak dla postronnych obserwatorów. Uśmiechnęła się w odpowiedzi.
- W takiej sytuacji na przykład mogłabyś się roześmiać, bo wychodzę na nudziarza...
- Czy mi się wydaje, czy to my obserwujemy, a nie na odwrót?
- Ale jak poczują, że coś jest nie tak w ciągu minuty opuszczą wyspę. Tego byśmy chyba nie chcieli prawda?
- Przestań mnie pouczać - syknęła - Może zwyczajnie jesteś nudziarzem?
- Uśmiechnij się kochanie... - pokręcił głową wzdychając jakby była wyjątkowo tępym uczniem - Jesteś na wakacjach... Muszę cię trochę poduczyć aktorstwa.
Kate miała już dosyć tej beznadziejnej dyskusji, a cały zapał do nauki wyparował. Wypuściła ciężko powietrze z płuc, zsuwając się z krzesła i przysuwając do Ethana. Jego dłoń nie zdążyła zareagować i wpadła pod jej koszulę dotykając gołych pleców i zahaczając po drodze o pupę. Stanęła pomiędzy jego nogami przywierając całym ciałem do odkrytego torsu i brzucha. Jedną rękę położyła mu na ramieniu, a drugą na policzku. Ethan nie wiedząc co planuje objął ją w pasie i uważnie się przyglądał jej poczynaniom. Przysunęła twarz do jego twarzy i przejechała powolutku ustami po policzku szorstkim od lekkiego zarostu. Czuła jego oddech na ramieniu i drugą dłoń błądzącą po udzie. Zatrzymała usta przy uchu trącając je lekko.
- Nawet nie wiesz jaką potrafię być dobrą aktorką – szepnęła jakby mówiła najgorętszą pieszczotę jednocześnie gładząc policzek po drugiej stronie twarzy. Nie zgadzał się tylko jej zimny, zupełnie bez emocji ton. Odsunęła się na odległość ramienia patrząc mu prosto w oczy. Uśmiech na jego ustach bynajmniej nie wskazywał zmieszania. Zacisnęła usta i jakby nigdy nic ruszyła w stronę basenu. Mijając familię Torre zdjęła powoli przez głowę koszulę rzucając ją na wolny leżak i wyprężając półnagie szczupłe i wysportowane ciało wskoczyła do wody. Po dopłynięciu błyskawicznym tempem na przeciwległy koniec wynurzyła się nie chcąc patrzeć za siebie. Oparła się łokciami o kafelki na brzegu, a serce tłukło jej w piersi bynajmniej nie ze zmęczenia. Kiedy się przysunęła do tego diabła wcielonego poczuła tyle przyjemności, że prawie zapomniała po co to zrobiła. Dotknęła ust, które przed chwilą były na szorstkim policzku dłonią, która leżała na silnym ramieniu. Cholera! Bardziej niż cholera! I jak on pachniał?!! Szarpnięcie gdzieś pod żołądkiem i potężna arytmia nie były jej obcymi uczuciami jednak wolała jak na razie udawać, że wcale tego nie zauważyła. Tak było lepiej i łatwiej. Patrzała w górę na baśniowy zamek w którym zamieszkała i pozwoliła chłodnej wodzie ostudzić ciało. Dopiero wtedy odwróciła się w jego stronę pewna, że na nią patrzy. Z osłupieniem zauważyła, że jej miejsce zajął nie kto inny jak Eduardo Torre, a Ethan zupełnie zapomniał o niej wdając się z nim w dyskusję. Siedzieli przy whisky i gawędzili jak starzy znajomi. Pokręciła głową i z wściekłością wyskoczyła z basenu chwytając w biegu biały ręcznik z logo hotelu. Zaczęła sobie wycierać ciemne pasma myśląc tylko o tym jak się za chwilę zaczną kręcić. „Co za kretyński pomysł, żeby pływać w biżuterii i rozpuszczonych włosach” myślała. Zbliżając się do mężczyzn zawinęła ręcznik na wysokości biustu. Ethan już z daleka zauważył ją rozpędzoną z mało ciekawą miną.
- Jak woda? - zapytał z uśmiechem, kiedy podeszła i władowała się pomiędzy niego, a Eduardo udając, że go nie widzi. Oparła się o Ethana ramieniem, a on ją objął w pasie.
- Musimy iść jutro na plażę – powiedziała wyraźnie naburmuszona – Za duży tłok i nie da się pływać. I za mały ten basen. O wiele za mały!
- Mogę wam pokazać plażę godną uwagi – zachrypnięty męski głos z wyraźnym meksykańskim akcentem zadźwięczał jej za plecami. Odwróciła się zauważając przy tym, że Ethan ani na chwilę nie zwolnił uścisku i zmierzyła „nieznajomego” spojrzeniem.
- Słonko pamiętasz Eduardo? - zapytał Ethan opierając brodę o jej ramię. Błysnęła zębami w olśniewającym uśmiechu udając, że chyba go poznaje i wyciągnęła przed siebie prawą rękę.
- Cześć! Byłeś w barze, kiedy my... - przygryzła wargę zawstydzona - Jestem Kate - mężczyzna ujął jej dłoń bardzo delikatnie i lekko potrząsnął.
- Miło mi Kate - odpowiedział świdrując ją wzrokiem - Eduardo. Znam naprawdę wielką plażę tu w pobliżu. Tam każdy znajdzie dla siebie miejsce.
Też mi odkrycie na Waikiki! - prychnęła w myślach.
- Właśnie takiej plaży szukamy – nie przestawała się uśmiechać – To bardzo miło z twojej strony.
- Zgadamy się może jakoś przy śniadaniu? – odezwał się Ethan. Eduardo drgnął jakby przypominając sobie o jego obecności.
- Z przyjemnością – dopił resztę zamówionego wcześniej alkoholu i odstawił szklankę na blat – Nie przeszkadzam. Do zobaczenia na śniadaniu. - powiedział patrząc tylko na Kate. Wstał, poszedł na leżak obok brata i zaczął chyba tłumaczyć jemu i Gabrieli kim są nowi znajomi i skąd się znają.
- Czemu go wystraszyłeś?! - zapytała Kate nadal opierając się plecami o Ethana. Woda z jej włosów przemoczyła mu koszulę, ale jakoś nie było to w tej chwili istotne.
- Znaczyłem teren - mruknął - Pytanie co ty wyprawiasz?
- Co wyprawiam?
- Szczerzyłaś się do niego jakbyś się miała za chwilę na niego rzucić! Robisz ze mnie idiotę?
- Ooo – uniosła ręce do góry prężąc się w jego ramionach - Pierwsza scena zazdrości - zaśmiała się maskując zakłopotanie kiedy jego dłonie przesunęły się po ręczniku nieco niżej sięgając jego krawędzi.
- Tak, podszedł do mnie badając czy jesteśmy małżeństwem... - tym razem to on zaczął się śmieć - Wyobrażasz sobie?
- Okropieństwo - wzdrygnęła się - Ale znalazł plażę na Waikiki! - zachichotała - Naprawdę jest idiotą...
Nie wiedzieć czemu, zupełnie wbrew sobie miała piekielną ochotę troszkę mu podokuczać. Odchyliła głowę i oparła ją o ramię Ethana.
- Ależ jestem wykończona - mruknęła.
- Trzeba było się wyspać jak wiedziałaś, że rano do pracy... - powiedział z dezaprobatą, ale wyraźnie zszedł z tonu mentorskiego.
- Troszkę żeśmy wczoraj z Alice zabalowały... - przyznała się - Tak na pożegnanie wakacji...
- No to pięknie... - mruknął.
- A tak odnośnie śniadania...
- Tak? - pochylił się i zaczął wodzić nosem po jej szyi.
- Co robisz? - zapytała bardzo szybko gotowa uciec.
- Twój nowy kolega nas obserwuje. A przy okazji pięknie pachniesz. Co ze śniadaniem?
Kate przełknęła ślinę i chcąc nie chcąc poddała się pieszczocie. To ona miała dokuczać...
- Za chwilę usłyszysz jak mi burczy w brzuchu... - szepnęła cicho. Ignorowała mocniejsze bicie serca. Bardzo chciała ignorować! Ignorowała również fakt, że na pewno nikt nie wymagał od niej obściskiwania się z nim i mogła się teraz po prostu odsunąć. To też zignorowała... Kiedy poczuła zamiast nosa usta wstrzymała powietrze i zamknęła oczy.
- Więc chodźmy coś zjeść - powiedział Ethan nagle odsuwając się od niej. Wyprostowała się zupełnie oszołomiona. Złapał ją za rękę ciągnąc za sobą. Szybko zdążyła rzucić ręcznik na leżak, złapać swoją koszulę i wskoczyć w japonki. Jeszcze dwa dni temu nie miała pojęcia jak niebezpieczną grę podejmuje. Nie miała pojęcia jak groźny okaże się agent Wheller i jak bardzo musi się pilnować broniąc zarówno przed Torre jak i przed nim samym.




4 komentarze:

  1. Super dzień dobry! :-)
    Ahh... ten Ethan... robi/zrobił zamieszanie...w życiu Kate. A ona wcale nie jest lepsza ;-) Ciekawość mnie zrzera co dalej?
    Nikki Ty to potrafisz trzymać w napięciu i rozwijać akcje! :D
    Lena

    OdpowiedzUsuń
  2. :D Nawet nie wiesz jak mam ochotę ją przyspieszyć, ale wiem, że wtedy efekt już nie będzie ten sam...

    OdpowiedzUsuń
  3. Przyjemnosci trzeba sobie DOZOWAĆ! ;P
    Lena

    OdpowiedzUsuń

Znacie to uczucie kiedy jesteście powodem czyjegoś uśmiechu? Jest... Niesamowite!!