piątek, 5 lipca 2013

The game of lies - rozdział 3

Oparła się plecami o zamknięte drzwi i odetchnęła z ulgą. Już się nie da władować w podwójna randkę choćby Alice błagała ją na kolanach! To nienormalne! Dłonią wymacała na ścianie włącznik światła. Była śpiąca i wykończona i gdyby nie to, że pewnie za chwilę właduje się na jakiś mebel wcale by go nie włączała. Pstryknęła i w momencie, kiedy pokój zalało zbyt jasne światło rażąc ją zauważyła postać siedzącą na kanapie.
- Aaa! - pisnęła podskakując i łapiąc się za serce - Alice! Jasna cholera co ty wyprawiasz?! - pochyliła się ciężko oddychając. Alice z podkurczonymi nogami obejmowała jedną z poduszek i patrzała na nią beznamiętnie - Prawie dostałam ataku serca! Czemu siedzisz tu po ciemku?
Dopiero, kiedy jedyną reakcją drobnej postaci było wodzenie za nią wzrokiem poczuła niepokój. Podeszła bliżej i zobaczyła ślady po łzach, wydrążone w starannym makijażu.
- Hej! Co się stało? - usiadła przy niej zmartwiona. Szybko połączyła fakty i aż brakło jej tchu.
- Co ci zrobił? - zapytała wściekle. Kiedy Alice tylko zaprzeczyła głową od niechcenia zdenerwowała się jeszcze bardziej - Ali mów w tej chwili, co ci zrobił? - dorwie go i wyrwie odpowiednie części ciała!
- Nic - odpowiedziała tak cicho, że ledwo to usłyszała.
- No to o co chodzi?
- Jestem beznadziejna...
- Taaa jasne. Mów mi tu raz dwa!
- Jestem beznadziejna! - powtórzyła i znowu popłynęła jej łza. Kate objęła ją ramieniem, a ta przytuliła się jakby nie potrzebowała niczego innego tak bardzo jak czyjegoś wsparcia i pocieszenia.
- No mów - zachęciła już łagodniej.
- Wyciągnęłam go na plażę, znaleźliśmy ustronne miejsce no i wiesz... Prawie stargałam z niego koszulkę... - chlipnęła - Kate on jest doskonały i to mogło być nieziemskie i niezapomniane, ale kiedy mi wsunął rękę pod sukienkę pomyślałam cholera, to przecież zupełnie obcy facet! Przecież wiem o nim tylko tyle jak ma na imię! To było straszne! Poczułam się jak zdesperowana, napalona dziwka!
- Hej - głaskała ją po ramieniu - Zdesperowana i napalona owszem, ale nie dziwka!
Alice parsknęła krótkim śmiechem.
- Kazałam mu przestać. Był równie nagrzany jak ja, a ja mu kazałam przestać... Przeprosiłam go i uciekłam. Wyobrażasz sobie? Zwiałam! Jestem beznadziejna!
- Nie jesteś! Musisz dać sobie więcej czasu. Rozumiem, że masz silną potrzebę... ale poznaj go najpierw trochę. Poczuj się przy nim dobrze i swobodnie, a wyjdzie samo.
- Ale on teraz nie będzie mnie chciał znać - znowu się rozpłakała - Umrę ze wstydu jeśli jeszcze kiedyś się spotkamy.
- Nie możesz się wstydzić tego, że nie dałaś się przelecieć na pierwszej randce! To raczej dobrze o tobie świadczy! Jeśli facet ma chociaż odrobinę oleju w głowie jak już trochę ochłonie doceni to.
- Albo pójdzie zaliczyć inną - burknęła.
Kate pokiwała głową ciesząc się, że Alice jej nie widzi. Co racja to racja...
- Kochana to dopiero drugi dzień, a my mamy całą wyspę mężczyzn!
- Czy ja dobrze usłyszałam "my"?
- Ty - poprawiła się z uśmiechem - Ale przecież ci towarzyszę tak?
Usiadła prosto i odetchnęła głęboko uspokajając się. Otarła łzę widocznie już odpowiednio pocieszona.
- A ty jak się bawiłaś?
- Świetnie! Spotkałam starych znajomych...
- A Ian?
- Ian to tylko kolega i mam nadzieję, że wie o tym.
- To dobrze. Nie chciałabym, żebyś miała przeze mnie jakieś nieprzyjemności. Przepraszam za te sceny...
- Nie masz za co. Cieszę się, że nie zrobiłaś niczego wbrew sobie...
Przytaknęła jej.
- Chyba za mocno zaczęłam.
Kate właśnie w tej chwili pomyślała o tym samym.
- Wydaje mi się, że obie próbujemy się na siłę wyluzować  - Kate sposępniała - Nie zdarzało mi się chodzić na rauszu od świtu do nocy...
- Cały czas o nim myślę - przyznała szeptem Alice. Kate spuściła głowę.
- Ja też. Ale to dobrze...
Milczały kilka długich minut pogrążone w mrocznych wspomnieniach.
- Zaczniemy jutro od nowa ok? - zaproponowała Kate.
- Zdecydowanie.
- Nie zasłaniajmy się świetną zabawą... Dajmy nerwom odpocząć i wybrzmieć wspomnieniom...
- Brzmi super...
Obie uśmiechnęły się chcąc pocieszyć siebie nawzajem i powlekły się do swoich sypialń. Obie potrzebowały przede wszystkim spokoju, zanim naprawdę będą mogły zaszaleć. Kate wychodząc z łazienki popatrzała przez drzwi balkonowe na okna sąsiedniego domu. Wewnątrz było zupełnie ciemno. Przypomniała sobie męską sylwetkę, którą widziała wchodząc do domu i czym prędzej pozaciągała rolety. Musi być ostrożnia, bo niechcący może pokazać sąsiadowi za dużo... Położyła się z ponurą świadomością, że na nic zdało się udawanie, że o tym nie myśli. Zamknęła oczy chcąc jak najszybciej usnąć, ale w jej w głowie samoistnie zaczęły przesuwać się obrazki z największego koszmaru jaki przeżyła.

Widziała Felipe z ciągle krwawiącym lukiem brwiowym, widziała Alice z dłonią grubo zawiniętą bandażem. Ich wystraszone głosy słyszała jak przez szklaną kopułę. Ciągle powtarzała, że wiedziała, przecież wiedziała, że tak będzie! Mogła to powstrzymać, ale nie zrobiła nic! Dlaczego nie było tam Adriána?! Adrián operował kogoś innego... Gdzieś przebiegła pielęgniarka, ktoś coś krzyknął, ktoś ją szturchnął, wpadła na białą ścianę poczekalni.
- AB minus! - to Harper wypadła zza wahadłowych drzwi z zarumienioną od emocji twarzą - Kto ma AB minus!! - krzyknęła. Kate była tak oszołomiona, że nie mogła zrozumieć o co jej chodzi.
- Ja mam - wychrypiała blada kapitan Maloney. Harper wskazała jej drzwi za którymi obie zniknęły. Kate patrzała jak korytarz wypełnia się funkcjonariuszami opatrzonymi w przeróżnych miejscach. Ręce na temblakach, zabandażowane głowy... Odwróciła się na dźwięk płaczu. To Alice w objęciach Felipe straciła nad sobą panowanie. Czas ciągnął się w nieskończoność, a z każdą sekundą jej serce przyspieszało. Minuty trwały nawet nie jak godziny, ale jak miesiące, albo lata. Zaczęło jej się kręcić w głowie, dłonie się pociły. Stała spięta i drżąca czekając na wyrok. Najgorsze było to, że nie miała nadziei. Wiedziała od samego początku, że dojdzie do tragedii i miała rację. Zawsze ma cholerną rację!! Zrobiło jej się duszno i słabo na myśl o tym, że mogła się bardziej przeciwstawić. Mogła o nich walczyć zamiast ustąpić! Zdjęła marynarkę i rzuciła ją na podłogę. To była jedna chwila, jedna sekunda która zaważyła na tym, że nienawidziła swojej nieomylności. Jeden moment utwierdzający ją w przekonaniu, że nie ma talentu, ani daru, tylko przekleństwo. Drzwi znowu się otworzyły, a mężczyzna który się w nich pojawił wstrzymywał ile mógł moment, kiedy będzie im musiał spojrzeć w oczy. Lekarz ubrany w błękitne spodnie i koszulkę popatrzał na wszystkich smutno i przecząco pokręcił głową. Wyrok zapadł. Wyrok na Keitha i na niej. Alice wpadła w histerię. Niektórzy zamarli przerażeni, inni łapali się za głowy w rozpaczy, a ona zgięła się w pół. Potworny ból rozsadził jej pierś docierał do głowy, rąk, nóg, zacisnął żołądek i złamał kręgosłup. Zablokował możliwość oddychania. Świat stanął w miejscu. Prawie osunęła się na kolana, ale w tym momencie usłyszała kroki. Charakterystyczne stukanie męskich butów. Powolne przeciąganie każdego kroku rozpoczynające się od mocnego uderzenia z pięty. Wściekłość i żal odebrały jej zdolność myślenia. Nadmiar emocji sparaliżował na chwilę ruchy. Ale tylko na chwilę. Furia spowodowana rządzą zemsty uniosła jej głowę. Nie zauważyła ludzi pogrążonych w rozpaczy widziała tylko jego. Patrzała mu w oczy, a on patrzał prosto na nią. Wyprostowała się z trudnością, bo napięte mięśnie nie chciały puścić kręgosłupa. Nie spuszczała z niego wzroku, kiedy ruszyła w jego stronę. Czy naprawdę aż tyle się musiało stać, żeby z jego twarzy zniknęła ta wstrętna pogarda i wyższość? Anthony C. Sharp... Jeśli ktoś powinien zginąć to tylko on i należy to jak najszybciej naprawić.
Kolejne co pamiętała to jego twarz na tle szarych podłogowych płytek powlekającą się czerwienią i jej palce bezlitośnie zaciskające się na jego gardle.

Kate poderwała się zlana zimnym potem i przerażona. Za oknem było już zupełnie jasno. Oddychała przez chwilę gwałtownie, powoli przypominając sobie, że już wszystko w porządku i nic złego się nie dzieje. To był tylko sen. Straszny sen wywołany wspomnieniami. Już jest dobrze... Wyobraziła sobie, że jest z nią Adrián, który czule ją przytula i szepcze do ucha. "Już wszystko w porządku. To był tylko sen". Ale w głębi duszy wiedziała, że to nie był sen i że nigdy o nim nie zapomni.

Alice obudziła się w samo południe. Czuła się dużo lepiej niż wczoraj. Już chciała się spieszyć ze wstawaniem, ale powstrzymała się leżąc chwilę z zamkniętymi oczami aż poczuła zupełny luz. Kompletną swobodę. Nie miała żadnych wielkich planów, ani nigdzie nie goniła. Kate pomogła jej zrozumieć, że nie ma przymusu robić niczego, do niczego się zmuszać, ani nigdzie spieszyć. Pierwszy raz poczuła zupełny spokój. Wstała od razu ubierając się w bikini i lekką sukienkę. Cokolwiek będą robiły i tak skończy się na plaży. Nie była do końca przekonana, czy jest gotowa na spotkanie z Dave'em, ale też nie wyklucza opcji, że do takiego spotkania już nigdy nie dojdzie. Szkoda, bo naprawdę jej się spodobał i wbrew wstępnym oczekiwaniom naprawdę mieli o czym rozmawiać. Właściwie gdyby nie to napięcie seksualne jakie cały czas krążyło i iskrzyło pomiędzy nimi mogliby się zaprzyjaźnić. Gdyby tak nie zwracać uwagi na jego fizyczność to bardzo fajny, wesoły i niegłupi facet. No, ale jak już wczoraj o tym rozmawiały za bardzo się pospieszyła. Nie miała pojęcia, że przygodny seks może być taki trudny... Zapukała do Kate, ale nikt nie odpowiadał. Zeszła na dół. Salon i kuchnia były puste, ale tylne drzwi lekko uchylone. Wyszła na maleńki taras w którego wyposażenie wchodziły dwa krzesła i stolik. Świetne miejsce na poranną kawę! Jak tylko uda jej się wstać któregoś dnia wcześniej na pewno wykorzysta ten pomysł. Popatrzała na brzeg. Dostrzegła Kate na plaży. Siedziała na wielkim, białym kamieniu otaczając ramionami kolana patrzała na ocean. Była smutna. Widać to z daleka bez większej analizy. Alice ruszyła przez hibiskusowy ogród. Dookoła krzaczków leżała masa płatków, ale nowe pączki zapowiadały wieczorny wysyp kwiatów.
- Dzień dobry - uśmiechnęła się siadając obok - Pływałaś?
- Mhm - nawet na nią nie popatrzała.
- Coś cię martwi?
- Nie... Pływałam, później dzwonił Adrián...
- Dotarł już na miejsce?
- Tak... Powiedział, że ledwo się trzyma na nogach i zadzwoni jak się prześpi.
- Oj nie martw się tak bardzo - pogłaskała ją po plecach. Chciała się odrobinę odwdzięczyć za zeszły wieczór.
- Nie tak łatwo wykonać...
- Przecież nie pierwszy raz jest na misji humanitarnej... Wie jak sobie radzić.
- Mimo wszystko jak myślisz, że ktoś ci bliski jest w takim miejscu i w takich warunkach...
- Wiem... - nie mogła się nie zgodzić - Ale wróci twardszy i silniejszy... - pomyślała o szczupłym, zawsze miłym i uśmiechniętym Adriánie - Nie przepadasz za mięśniakami prawda?
Kate zaśmiała się.
- Otaczali mnie od dziecka. Mój ojciec jest przypakowany, wszyscy jego i moi koledzy mają wielkie mięśnie w pracy też ich nie brakuje... Kiedy poznałam Adriána zdałam sobie sprawę, że jeszcze nigdy w życiu nie byłam tak zafascynowana męskim ciałem...
Alice popatrzała na profil koleżanki. Uświadomiła sobie, że prawie w ogóle się nie znają. Widywały się i rozmawiały codziennie, ale nic o sobie nie wiedziały.
- Jak się poznaliście? - zapytała.
Kate znowu się roześmiała i schowała na chwilę twarz w ramionach.
- Mniej więcej tak jak ty i Dave, tylko, że ja nie miałam oporów...
- Co?!! - no to naprawdę nowość. Detektyw Barrera słynąca ze swoich żelaznych zasad moralnych puściła się?!
- Prowadziłam jakąś tam sprawę... Już nie pamiętam. W każdym razie zostałam raniona i Maloney zabrała mnie do szpitala... - pokazała małą bliznę poniżej kolana - Czekałam w zabiegowym na lekarza i wtedy wszedł Adrián. W życiu nie widziałam takiego faceta... - położyła policzek na kolanie - Uwiodłam go zanim zawinął bandaż...
- W szpitalu?!
- Na stole zabiegowym...
- Wow! Uwiodłaś lekarza, który się tobą zajmował?!
- Mhm - pokiwała głową dumna z siebie.
- I robiliście to na stole zabiegowym w szpitalu?!
- Bo to raz... Nawet nie wiesz jak ciężko jest wykurzyć pielęgniarkę! Maloney nie rozumiała dlaczego wyszłam taka szczęśliwa. Od tamtego czasu spotykaliśmy się prawie codziennie. Zakochałam się bez pamięci.
Alice patrzała na nią z uśmiechem.
- Straszny z niego przystojniak! - powiedziała zgodnie z prawdą. Niejednokrotnie widziała Adriána i uważała, że jest zdecydowanie fascynującym facetem zarówno pod względem psychicznym jak i fizycznym.
- No... - Kate uśmiechnęła się. Przed oczami stanął jej obraz ukochanego. Szczupłe, silne ciało kręcące się czarne włosy i te kochane oczy patrzące z taką czułością... Ucisk w gardle zmobilizował ją do wyprostowania się - Dosyć gadania! Musimy coś zjeść, a później połazimy po mieście i wymyślimy co porobić. Umieram z głodu!
Alice widząc jej zawilgotniałe oczy nie protestowała. Kate poszła pod prysznic, a ona wpadła na pewien pomysł. Kiedy ta z powrotem zeszła na dół na małym stoliczku na tarasie czekało już na śniadanie.

Po śniadaniu tak jak planowały długo spacerowały ulicami Honolulu. Zapisały sobie w pamięci kilka fajnych miejsc do odwiedzenia po zmroku, jadły lody i sałatki z egzotycznych owoców. Poszły do małej restauracji, gdzie Kate znała właścicieli i dostały zaproszenie od którego dziewczyna aż się zapaliła. Wytłumaczyła Alice czym jest Luau i ta również musiała przyznać, że nie może się doczekać tradycyjnej hawajskiej uczty z tradycyjnymi tańcami i tradycyjnym jadłem.
Zupełnie zdyszane długą przechadzką i żarem dotarły w końcu na plażę do brzegu obmywanego przez zniewalająco lazurowe wody oceanu. Pojawiły się dzisiaj mocniejsze fale, ale nie przeszkadzało to licznym turystom w zanurzaniu się w ich kojącym chłodzie. Wiał ciepły przyjemny wietrzyk. Było po prostu doskonale! Dookoła biegało mnóstwo roześmianych dzieciaków wydeptując ścieżki od wody do miejsc zajętych przez rodziców, spacerowało dużo zakochanych par trzymających się za ręce. Było tak typowo egzotycznie i wakacyjnie, że nie dało się nie uśmiechnąć na ten obrazek. Znalazły bardziej wyludniony kawałek i rozłożyły na nim swoje dwa wielkie plażowe ręczniki. Nie szukały dzisiaj towarzystwa. Najpierw nasmarowały się starannie balsamami z filtrem. Zwłaszcza Alice, która była z natury bladą blondynką. Kate nie miała większego problemu ze swoją oliwkową karnacją. Podczas codziennego pływania opalenizna nie schodziła z niej przez cały rok.
- Zauważyłaś ile tu nudystów? - powiedziała w pewnej chwili Alice rozglądając się dookoła.
- No cóż... Nie da się nie zauważyć! – zaśmiała się Kate.
- Dobrze, że nie ma tu żadnych znajomych. Nie chciałabym oglądać nikogo znajomego na golasa!
Kate znowu pomyślała o Adriánie. Bardzo chętnie zobaczyłaby go na golasa...
- Zarumieniłaś się! - Alice wybuchnęła śmiechem.
- No bo widzisz tak się składa, że obydwie jesteśmy bez facetów!

Przez całe popołudnie szalały na plaży jak para dzieciaków. Alice ze swoim nieodłącznym towarzyszem podróży – aparatem fotograficznym – urządziła istny pościg za Kate, która starała się uciec przed obiektywem. Pływały, tarzały się w piasku i skakały z małego klifu w centralnej części plaży wprost we wzburzone fale. Kiedy słońce zaczęło powoli chylić się ku zachodowi obie zupełnie bez energii padły na ręczniki twarzami do ziemi. Zmęczone i szczęśliwe. W ten sposób spędziły trzy kolejne dni. Dokładnie tak jak powinny to robić od samego początku.
- Dużo myślałam o tym wszystkim co się stało - powiedziała Kate w sobotnie popołudnie. Dwa dni przed bardzo oczekiwanym wyjściem na Luau.
- O czym? - mruknęła rozleniwiona Alice.
- O Sharpie i Whellerze...
- Jezu czemu o nich myślałaś?! - uniosła się na łokciu i popatrzała na nią ze zdziwieniem i wyrzutem.
- Zastanawia mnie coś...
Alice nie dociekała co, bo nie chciała o tym rozmawiać.
- Dlaczego się nie bronił? - zapytała jakby był to problem, który dręczył ją szczególnie mocno w tym całym natłoku wydarzeń.
- Może uznał twój ruch za słuszny... W końcu zauważył jakim jest draniem!
- Naprawdę mogłam go zabić, a odeszli bez słowa protestu...
- Gdyby powiedzieli choćby słowo pół posterunku z Adriánem na czele obdarłoby ich ze skóry. Zresztą miałam wrażenie, że Wheller nie pozwoli  na żadne zamieszki. W pierwszej chwili myślałam, że się w końcu wścieknie okazując jakąkolwiek emocję i cię obezwładni, albo coś...
Kate przypomniała sobie moment w którym zwykle zupełnie bierny wspólnik Sharpa odciągnął ją od niego zdecydowanie, ale bardzo delikatnie. Poznała wtedy drugie oblicze jego hipnotycznych oczu. Poza przewiercaniem na wskroś potrafiły uspokajać. Trzymał ją w żelaznym spojrzeniu i nie potrafiła nawet mrugnąć. Klęczała na ziemi i patrzała w szafirowe tęczówki, w czasie, kiedy coś do niej mówił. Nie słyszała ani słowa ale wściekłość powoli ustępowała narastającej bezradności i rozpaczy. Kiedy w końcu próbowała się poruszyć odkryła, że trzyma ją za ręce. Tego też wcześniej nie poczuła. Dopiero wtedy nie wiadomo skąd pojawił się Adrián, porwał ją w ramiona i uniósł do góry. I dopiero wtedy się rozpłakała.
- Co będziemy robić wieczorem? - zapytała szybko chcąc zmienić tor myśli.
- Nie mówiłam ci? - zdziwiła się Alice – Poznałam pewnego Oscara... pracującego w sklepie niedaleko nas, a jego siostra rozkręca całkiem sporą imprezę!
- Jakiego Oscara? - nie mogła ukryć rozbawienia - Kiedy?!
- Trzy dni temu, kiedy poszłam po zakupy na śniadanie. Jest bardzo miły – wzruszyła ramionami.
Jasne, że jest! Kate wyobraziła sobie osiłka w bokserce dźwigającego skrzynki z pomarańczami.
- I nic mi nie powiedziałaś?!
- Jakoś... tak wyszło!
- No tak - roześmiała się.
Zebrały się do domu jeszcze przed zachodem. Kate wiedziała, że jeśli zostaną dłużej nie zejdzie z plaży zanim słońce nie zniknie za horyzontem. Uwielbiała zachody! Po drodze w małej budce z hamburgerami zjadły szybką kolację.

- Co zakładasz?! - obie stały przy szafach w swoich pokojach. Zostawiły otwarte drzwi żeby się komunikować.
- Coś seksownego i oszałamiającego! - Alice wyrzuciła na łóżko kilka sukienek - Ta! - wskazała zdecydowanie palcem na prostą szafirową. Była z leciutkiego zwiewnego materiału, który przy każdym ruchu otulał faliście jej ciało, a kolor świetnie grał ze świeżą opalenizną. Trzymająca się na samym biuście do pasa była idealnie dopasowana, a od pasa w dół lekko plisowana swobodnie opadała do połowy uda. Właściwie nie było jej zbyt wiele, ale zakrywała i odsłaniała wszystko co trzeba. Do kompletu dobrała srebrne szpilki, długie, srebrne kolczyki i srebrny łańcuszek z zawieszonym serduszkiem. Wieczorowy makijaż w ogóle nie zepsuł lekkości  i naturalności jej delikatnej urody. Włosy spięła w bardzo prosty i efektowny koczek.
- No, no, no!! - wpadła do pokoju Kate z okrzykiem zachwytu. Oczywiście, bo jakby inaczej miała na sobie spodenki, ale tym razem nie jeansowe tylko ze śliskiego, czarnego materiału. Dobrana do tego czerwona przezroczysta bluzka bez rękawów na plecach była spięta tylko na karku i w pasie przy każdym ruchu odsłaniając całą skórę.
- Ja no no?! - Kate aż otworzyła szeroko usta na jej widok. Alice wyglądała po prostu oszałamiająco!
- Idziemy uwieść całą tą mieścinę!! - krzyknęła ochoczo. Kate stłumiła śmiech. Już jej przeszły skrupuły?!

Kiedy dotarły na miejsce muzyka huczała, a w lokalu było pełno rozbawionych i roztańczonych osób w różnym wieku i różnych narodowości. Przywitała je porywająca cza-cza sącząca się z głośników. Nie zwróciły nawet uwagi, że oczy co najmniej połowy mężczyzn zwróciły się w ich stronę. Przeciskając się przez tłum Alice szukała swojego nowego znajomego, a Kate szła grzecznie za nią. Siedział przy barze w zielonej koszuli i rozmawiał z jakimś mężczyzną.
- Cześć! - krzyknęła Alice podchodząc bliżej. Odwrócił się w jej stronę i najwyraźniej przez chwilę nie mógł jej poznać – Czekasz jak obiecałeś! - pochwaliła go. Nawet nie próbował ukryć zachwyconego spojrzenia kiedy omiótł szybko jej postać. Kate patrzała na młodego mężczyznę w niemym zdziwieniu. Nie wyglądał na osiłka noszącego pomarańcze! Ciemne włosy i karnacja, ciemne uśmiechnięte, ciepłe oczy... Sympatyczny facet!
- Przepraszam, chyba nie zachowuje się najgrzeczniej... - zaśmiał się radośnie – Cieszę się, że jesteś – powiedział już bardziej oficjalnie wstając z wysokiego krzesła – Pięknie wyglądasz!
- Dziękuję – Alice poczuła szturchanie w plecy, więc przesunęła się lekko robiąc miejsce Kate – Kate to Oscar, o którym ci opowiadałam, Oscarze to Kate, o której również ci opowiadałam – wszyscy się zaśmiali wymieniając grzeczności. Oscar przywitał się z Kate bardzo serdecznie ją obejmując po czym jego zachwycone oczy wróciły do Alice.
- Ledwo cię poznałem! - wyznał.
Pochyliła się konspiracyjnie szepcząc mu na ucho.
- Opaliłam się.
- Więc to o to chodzi! W życiu bym nie zgadł! - od razu podłapał dowcip.
- Twoja siostra naprawdę zna się na rzeczy – wskazała parkiet pełen roztańczonych ludzi.
- Uwielbia to! Napijecie się czegoś?
Alice odwróciła się w stronę Kate, ale ta już porwana przez jakiegoś starszego pana wirowała po parkiecie. Oczywiście nie martwiły się o siebie. Wiedziały, że w razie problemów doskonale poradzą sobie z każdym niesfornym mężczyzną. W końcu robiły to na co dzień. Dosiadła się do Oscara i zamówiła colę. Postanowiła ograniczyć alkohol do minimum. Przecież wcale go nie potrzebowała do dobrej zabawy. Fantastycznie jej się rozmawiało z Oscarem. Był bardzo miły i zabawny jak Dave, tyle że nie było miedzy nimi tego niepotrzebnego ciśnienia. Co chwilę podchodzili do nich jego znajomi i spędziła naprawdę aktywny czas. Czasami nawet przewinęła się Kate podkraść jej trochę napoju.
- Twoja koleżanka naprawdę nieźle tańczy!
- Hiszpańska krew! - zaśmiała się.
- Jest Europejką? - zapytał jeden z kolegów Oscara.
- Mhm - przytaknęła unosząc brew - Ale jest zajęta, więc nawet tak na nią nie patrz!
Oscar wybuchnął śmiechem.
- A ty lubisz tańczyć? - zapytał.
- Ja...?
- Chodź! - złapał ją za rękę i pociągnął na parkiet.
- Nie... - skrępowała się nagle.
- Możesz stać i ładnie wyglądać, a ja będę tańczył – złapał ją w pasie i zaczął się poruszać w rytm muzyki. Alice jednak nie chciała stać i ładnie wyglądać. Prawda była taka, że uwielbiała tańczyć, tylko nie do końca potrafiła. Muzyka była stosunkowo szybka, ale weszli w połowie utworu, więc równie szybko się skończyła. Nowy utwór okazał się być zmysłową, gorącą rumbą. Zaczęła się poruszać w rytm muzyki poddając się wolnemu tempu jakie narzucił Oscar. Po chwili uznała, że to tylko i wyłącznie zasługa doskonałego tancerza jakim był mężczyzna, bo nagle potrafiła wykonywać wszystkie figury w tak ponętny sposób jak tego wymagał taniec.
- Znasz się na rzeczy – powiedział z podziwem trzymając jej biodra, kiedy wijącym się powolnym ruchem jeździła w dół i w górę. Nigdy się tak dobrze nie bawiła! I to bez żadnych podtekstów i insynuacji! Zerknęła na Kate, która będąc w swoim towarzyskim żywiole jakby to powiedzieć przechodziła z rąk do rąk. Każdy chciał zatańczyć z tajemniczą nieznajomą, która zawładnęła parkietem. Koleżanka potrafiła się doskonale bawić, a razem z nią zarówno mężczyźni w ich wieku jak i starsi panowie. Sama też została oderwana od Oscara i przetańczyła dwie piosenki z dwoma innymi partnerami. Było super! Siostra Oscara doskonale wyczuwała kiedy ludzie zaczynają być zmęczeni i wtedy wrzucała coś spokojniejszego. Po kilku takich kolejkach była wykończona. Podziękowała ostatniemu tancerzowi i zwróciła się w stronę baru gdzie już czekali na nią Kate z Oscarem. Ruszyła do nich, ale wtedy cały tłum poderwał się w takt nowego dźwięku i popchnięta wpadła na kogoś całym impetem.
- Przepraszam – zaśmiała się podnosząc wzrok na przypadkową ofiarę. Stała oparta o uśmiechniętego mężczyznę o jasno brązowych króciutko przystrzyżonych włosach i rozbawionych oczach. Trzymając ją w pasie asekurował przed upadkiem, a szalejący tłum przycisnął ich do siebie. Na jego ustach majaczył uśmiech.
- Wszystko w porządku? - zapytał.
- Tak, jeszcze raz przepraszam - zmieszała się odsuwając od niego.
- Świetnie tańczysz! - powiedział.
- Tak... Dla mnie to też nowość - roześmiała się, a on razem z nią.
- Jestem Joe - podał jej rękę.
- Alice - ujęła ją - Przepraszam, ale znajomi na mnie czekają.
Minęła go i wolnym krokiem już bez przeszkód dotarła do baru, do miłego uśmiechu Oscara i konspiracyjnych mrugnięć Kate.
- Padam z nóg! - jęknęła – Chyba będziemy się już zbierać!
- Nie wiem czy dojdę do samochodu... - odpowiedziała Kate.
- Nie no nie żartujcie! Jeszcze nawet nie świta! - zaśmiał się Oscar.
Próbował je zatrzymać na wszelkie możliwe sposoby, ale naprawdę nie miały już na nic siły.
- Po prostu boję się, że bez was impreza siądzie. Połowa mężczyzn wyległa za wami na dwór!
Odprowadził je do taksówki i wyraźnie nie mógł się z nimi rozstać.
- Zupełnie się z nim zgadzam! - wysoka dziewczyna postury modelki wyłoniła się jakby spod ziemi.
- Rosa jak mniemam? - powiedziała Alice.
- Tak to ja – rozłożyła ręce na boki – A ty jesteś tą niesamowitą istotą, która zajęła mojego brata na dłużej niż kwadrans!
- A to coś niezwykłego?
- Przekonasz się jeszcze! To strasznie oporny rozmówca... Wszyscy go nudzą na dłuższą metę!
- Nie zauważyłam – odpowiedziała jej Alice z pochwałą w głosie – W każdym razie uciekamy już! Byłaś niesamowita – objęła Rosę serdecznie – Dawno się tak nie bawiłam!
- To moja specjalność – ukłoniła się lekko.
Odwróciła się w stronę Oscara z którym w tej chwili żegnała się Kate. Kiedy ich spojrzenia się spotkały oczy mężczyzny błysnęły wyczekująco. Bez cienia wahania objęła go podobnie jak przed chwilą Rosę. Zatrzymał ją w tym uścisku odrobinę dłużej, ale było to tak przyjemne, że nie poczuła się ani trochę urażona. Czy gdyby byli sami próbowałby się z nią pożegnać inaczej?
- Do zobaczenia – powiedziała.
- Wpadniesz jutro? - mówił cicho i słowa przeznaczone były tylko dla niej.
- Będę stałą klientką – uśmiechnęła się lekko.
- W takim razie do zobaczenia – pomógł jej wsiąść do samochodu i zatrzasnął drzwi. Stał jeszcze chwilę i obydwoje z Rosą patrzeli w ślad za nimi.
- Facet zakochał się w tobie na zabój! - krzyknęła Kate, kiedy tylko zniknęły za najbliższym rogiem.
- Nieprawda... Jest przesympatyczny!
- I tak jak mówiłaś strasznie uroczy. Masz moje błogosławieństwo!
- Dziękuję o łaskawa! - mimo zmęczenia miały doskonałe humory po świetnie spędzonym czasie.

Kate obudziła się kiedy słońce było jeszcze stosunkowo nisko. Nigdy nie spała zbyt twardo ani zbyt długo. Wróciły wczoraj właściwie o poranku i chociaż usnęła ledwo przyłożyła głowę do poduszki nie potrafiła odespać odpowiedniej ilości godzin. Jej wewnętrzny zegar zarządził pobudkę. Wstała i podniosła rolety. Okna tajemniczego sąsiada były otwarte na oścież, ale nie zauważyła nikogo w pokoju. Zerknęła na zegarek na telefonie i zagwizdała zdziwiona. Było już po 9! Mimo wszystko dawno nie spała tak długo. Otworzyła drzwi od pokoju, ale na korytarzu zarejestrowała tylko ciszę. Wzięła szybki, chłodny prysznic i założyła sportowy kostium do pływania składający się z ciemnobrązowego stanika i majtek w formie szortów. Średniej długości włosy związała wysoko w kucyk, a na dół naciągnęła jeansowe spodenki. Buty założyła dopiero przed domem, żeby nie budzić Alice. Zostawiła kartkę na stole, z informacją, że idzie popływać do Waikiki, zrobiła krótką rozgrzewkę wybiegła w gorącą wąską uliczkę na której stał ich domek. Dzisiaj dodatkowo jogging! Uśmiechała się do siebie z nadmiaru dobrego humoru. To było jedno z najmilszych miejsc jakie w życiu widziała. Fakt, że nie widziała ich zbyt wiele, ale wąskie, czyściutkie i jednocześnie przestronne uliczki wypełnione pięknymi piaskowymi domkami ozdobionymi niewyobrażalną ilością kolorowych kwiatów zachwycały swoim nieodpartym czarem. Ponieważ fale dzisiaj były mocno wzburzone po około czterdziestu minutach usatysfakcjonowana skończyła poranny trening. Ruszyła dziarskim krokiem do domu zastanawiając się co dzisiaj Alice przyniesie od Oscara a śniadanie.
W tylnej kieszeni spodenek zabrzęczał jej telefon. To dziwne, nie kojarzyła kiedy go zabrała. Robiła to już zupełnie automatycznie czekając na kolejny telefon Adriána. Wyjęła go i nie patrząc kto dzwoni odebrała. W ostatniej chwili powstrzymała się przez suchym rzuceniem "Barrera słucham?" i z uśmiechem powiedziała:
- Halo?... Marisa! Co się stało, że sobie o mnie przypomniałaś? - to były oczywiście żarty, bo miała bardzo dobry kontakt z siostrą i spotykały się bardzo często - Co słychać? Jak pogoda w Miami? ...Tak, tak... Właśnie wracam z porannego pływania i jestem w niebo wzięta! Przyjadę do ciebie ze zdjęciami. Alice ciągle je robi! - zbliżała się do domu, kiedy zobaczyła koleżankę rozmawiającą z jakimiś mężczyznami. Uśmiechnęła się na myśl, że przyjaciółka nie traci czasu zagadując dwójkę naraz. To pewnie ich sąsiedzi! Była ich już tak bardzo ciekawa, że nie mogła się doczekać kiedy ich pozna. Od prawie tygodnia dawali tylko jakieś mgliste poczucie swojej obecności więc stali się interesująca zagadką. Marisa właśnie zapytała ilu mężczyzn już oszołomiła i Kate musiała się głośno roześmiać przyznając, że ona nie, ale Alice szaleje na całego i własnie urabia dwóch kolejnych. Wetknęła rękę w tylną kieszeń i szła lekkim krokiem wiedząc, że jej wysportowane ciało całkiem nieźle prezentuje się w samym kostiumie i spodenkach. Nie planowała tak witać nowych znajomych... Zapatrzyła się na chwilę w kostkę brukową pod nogami słuchając siostry. Co chwila wybuchała śmiechem, kiedy ta jej opowiadała co ostatnio robiła.
- Do usłyszenia! - powiedziała podnosząc głowę na towarzystwo, które już było całkiem blisko. Najpierw zerknęła na prawie szarą na twarzy Alice, a sekundę później poczuła, że powietrze opuszcza jej zaciskające się płuca. Zwolniła krok, i niemal widziała jak szeroki uśmiech bezwolnie stacza się z jej ust. Patrzała kolejno na mężczyzn nic nie rozumiejąc. Jednego nie znała i wyglądał całkiem zwyczajnie uśmiechając się do niej. Jej usta jednak nie były w stanie odpowiedzieć.
- Muszę kończyć - mruknęła rozłączając się. Ręka z telefonem opadła bezwolnie w dół. Drugiego znała lepiej niż by sobie tego życzyła. Intensywny błękit przeszył jej oczy zatrzymując ją w bezruchu, odczytując myśli i uczucia Nie... To nie może być prawda... To się nie dzieje...








20 komentarzy:

  1. WOW!!!!!
    podsyciłaś moją ciekawość...;D
    na początku nie byłam za bardzo przekonana co do tej historii, ale teraz wiem, że będę co godzinę wracała tu i sprawdzała czy dodałaś kolejny rozdział...;D
    pozdrawiam.
    M.

    OdpowiedzUsuń
  2. He he. Zwykle tak bywa, że z początku nie zaskakuje zwłaszcza, że masz wydzieloną ilość tekstu do przeczytania i nie możesz się od razu dowiedzieć się co dalej. Cieszę się, że Cię zaciekawiłam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ależ się wściekłam!! Napisałam pół rozdziału i czary mary skasowało się! Myślałam, że ten poziom obsługi komputera mam już opanowany...

    OdpowiedzUsuń
  4. uuuu... to nie dobrze...;\ współczuję...
    coś mi się wydaje, że musiałaś nieźle naklnąć;)
    M.

    OdpowiedzUsuń
  5. może nie jak się trzęsła, ale takie dziwne wibracje, ciężko mi to opisać... tak jakby zła energia przetoczyła się po ziemi...;D hehe
    M.

    OdpowiedzUsuń
  6. No to było dokładnie to! Musisz mieszkać daleko, bo u mnie się zatrzęsła :D
    Juz napisane od nowa, ale nie podoba mi się tak jak pierwsza wersja :(

    OdpowiedzUsuń
  7. dobrze wiesz, że my będziemy każdą wersją zachwycone;)
    M.

    OdpowiedzUsuń
  8. Zapowiada się interesująco :) Oczywiście już mi wyobraźnia podpowiada kilka pomysłów co będzie dalej :D ale i tak pewnie zaskoczysz mnie czymś zupełnie odmiennym :D

    A.

    OdpowiedzUsuń
  9. No mam nadzieję, chociaż znając naszą telepatię to pewnie już dokładnie wiesz co się wydarzy :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Błagam o kolejny rozdział :D
    nwm jak to zrobisz ale jak najszybciej :D jako prezent na urodziny ! ^_^


    An

    OdpowiedzUsuń
  11. To wszystkiego najlepszego An!
    Kolejny rozdział jutro?
    Lena

    OdpowiedzUsuń
  12. Bardzo sie postaram, ale jak coś to dopiero wieczorem :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Wszyyystkiego najwspanialszego, An., spełnienia marzeń! :* -Spóźnione, cóż, ale szczere!!! ;)

    Wierna Fanka.

    OdpowiedzUsuń
  14. spóźnione najlepsze życzenia;);**
    M.

    OdpowiedzUsuń
  15. dziękuję :) ale to dopiero jutro zapomniałam dodać :D
    Nikki dostaniemy coś dzisiaj? :)

    An

    OdpowiedzUsuń
  16. W takim razie niespóźnione :D
    Cały dzień mam zabiegany, więc nie obiecuję :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok uda mi się na dzisiaj, ale zaglądajcie za jakieś dwie godziny :)

      Usuń

Znacie to uczucie kiedy jesteście powodem czyjegoś uśmiechu? Jest... Niesamowite!!