poniedziałek, 15 lipca 2013

The game of lies - rozdział 7

- Kate... Chyba musimy poważnie porozmawiać.
Poruszył ustami tylko raz ale ona usłyszała to trzykrotnie.
- Czemu? - przerwała dudniące w uszach oświadczenie.
Nabrał głęboko powietrza, postawił stopę na kamieniu i oparł łokieć o kolano. Też był boso. Głośna fala uderzyła o kamień swoją końcową, spienioną fazą. Niedługo będzie trzeba uciekać.
- Bo... - podrapał się po głowie - Wiem, że nie mamy żadnych podstaw do tego, żeby się lubić - przekręcił się lekko w jej stronę - Zwłaszcza ty nie masz - dodał jakby dla sprostowania - Wiem o tym, ale mimo wszystko bardzo chciałbym spróbować.
Upłynęło kilka sekund zanim przyswoiła jego słowa. Może dlatego, że on i słowa nigdy nie szły w parze, więc było dziwne rozmawiać z nim już drugi raz dzisiaj i już drugi raz usłyszeć ich tak wiele.
- Czemu? - powtórzyła tylko drętwo akurat na tą chwilę nie znajdując w głowie niczego bardziej elokwentnego.
Zaśmiał się cicho i popatrzał na nią swoimi wszystko dostrzegającymi oczami. Były wesołe. Nie sondowały.
- Bo po pierwsze... Kiedy na ciebie patrzę nie potrafię się nadziwić i ciągle się zastanawiam gdzie jest Kate Barrera, którą poznałem w Miami...
- Nie sądzę, żebyś ją poznał kiedykolwiek - odparowała błyskawicznie.
- To prawda - pokiwał głową niezrażony jej ostrym tonem - A bardzo bym chciał.
Patrzeli na siebie nawet nie mrugając. On czekał na jej odpowiedź, a ona nawet nie zamierzała mu jej dać. Uznała, że kolejne "czemu" powinna sobie odpuścić.
- Po drugie rozmawialiśmy dzisiaj... Przez kilka minut, bo później mnie unikałaś jakbym czymś zarażał!
Spojrzała na niego oburzona, ale tylko uniósł dłoń.
- Zasłużyłem i nie będę się żalił - przechylił lekko głowę - Ale przez te kilka minut było naprawdę fajnie...
Tym razem nie odpowiedziała, bo nie mogła się przemóc, żeby mu przytaknąć, czy zaprzeczyć. Lub dlatego, że musiała by mu przytaknąć skoro również uważa, że jak to sam określił było fajnie. Tylko, że to mocno zakazane "fajnie" i jedno spojrzenie Alice ją w tym uświadomiło permanentnie.
- A po trzecie... - jego uśmiech spełzł, a pomiędzy brwiami pojawiła się pionowa zmarszczka. Kate uważnie obserwowała i udawała ostrożność, a w rzeczywistości zwyczajnie nie mogła wzroku odwrócić - Joe powiedział, że powinienem to naprawić... Opowiedziałem mu wszystko i doszedłem do wniosku, że mam straszne wyrzuty sumienia. Wtedy obydwoje uznaliśmy, że powinienem zrobić wszystko, żeby ci to w jakimś ułamku wynagrodzić.
Kate poczuła jak na dnie jej żołądka ląduje ciężki przedmiot kalecząc po drodze inne narządy.
- Co chcesz naprawić?  - wyprostowała się i spojrzała na niego wściekle. Złość w niej zakipiała i już miała wstać i odejść, kiedy zobaczyła z jakim smutkiem ją obserwuje. Drań był smutny!
- Wiem, że to niemożliwe, ale...
- I zajebiście się składa, że wiesz! - na ten temat niech lepiej nie wchodzi - Jeśli nie masz mocy wskrzeszania to nie jesteś w stanie naprawić niczego! I nawet nie próbuj ze mną na ten temat rozmawiać!
- Kate... - próbował jej przerwać.
- Nie! - odsunęła się na ile pozwalała jej przestrzeń na kamieniu  - Nie próbuj mi o tym przypominać! Myślisz, że po cholerę tu siedzę bez Adriana za to z Alice, której prawie w ogóle nie znam?! Bo miałam już dosyć! Nawet po waszym wyjeździe wszędzie widziałam spustoszenie jakie po was zostało! Musiałam uciec od pustego biurka Keitha własnie tutaj, a tutaj już czekałeś ty! To jest jakiś koszmar rozumiesz?!!
Wbiła mu oskarżycielsko palec w pierś aż ją to zabolało, a on tylko spokojnie objął jej dłoń swoimi palcami i zamknął w ciepłym uścisku.
- Przepraszam Kate - powiedział cicho z przekonaniem.
Przepraszam zupełnie ją zaskoczyło. Nabrała powietrza i przymknęła na chwilę oczy. Tata zawsze jej powtarzał, że jeśli ktoś ma odwagę przeprosić należy to uszanować. Jeśli się to zignoruje ludzie w końcu przestaną przepraszać nie widząc w tym sensu. Więc nie zignorowała go przez chwilę delektując uczuciem błogości wywołanym przez delikatne pocieranie jego kciuków o jej kostki. Obserwowała jak kojąco to na nią działa i jakie przynosi odprężenie. Dopiero, kiedy zdała sobie sprawę z tego, że jej place odwzajemniły uścisk wyswobodziła dłoń i oparła czołem na zaciśniętych pięściach.
- Wiem co źle poszło... - powiedział - Nie powinienem tam w ogóle zostawać.
Spojrzała zdziwiona.
- To miałeś jakiś wybór? Możecie sobie uznać, że sprawa Wam się nie podoba i wracacie do domu?
- To nie była moja sprawa... Tak naprawdę leciałem właśnie tutaj i miałem przesiadkę w Miami. A ponieważ Tony tam był - od razu zauważył dreszcz jaki wstrząsnął Kate - Postanowiłem się z nim spotkać. No i już musiałem zostać...
- Co cię zmusiło do zostania?
Uśmiechnął się ciepło, jakby przywołał wspomnienie czegoś wyjątkowo przyjemnego.
- Kiedyś ci powiem - odparł tajemniczo.
Potarła czoło nagle bardzo zmęczona patrząc w dal.
- I co ja mam z tobą zrobić?
- Miałbym kilka propozycji... Ale chyba nie byłabyś zainteresowana...
- Chyba nie.
- A szkoda, bo gdybyś pozwoliła mi być takim fajnym jaki jestem w rzeczywistości... - błysnął chłopięcym uśmiechem zarówno na ustach jak i w oczach.
- Aha... - otwarła usta i oczy szeroko. Ok... Kto to taki tu siedzi?
- Ale nie pozwolisz... - kiwnął głową doskonale odczytując jej minę.
Zastanawiała się czy lepiej wrócić do domu i słuchać pary robiącej to na co ona ma ochotę, czy zostać tutaj i słuchać gościa łudząco podobnego do Ethana Whellera...
- Chciałem ci coś pokazać! - poprawił się i oparł łokcie za plecami patrząc w górę - Właściwie również po to tu przyszedłem, ale musisz chwilę poczekać. - mruknął - Tylko znajdę...
Patrzała kilka sekund jak mrużąc oczy wpatruje się intensywnie w niebo.
- Czego szukasz? - postanowiła jeszcze chwilkę zostać...
- Poczekaj... W Nowym Jorku jest ich jakby mniej...
- Czego?
Uśmiechnął się.
- Mam!
Podskoczyła zaskoczona głośnym okrzykiem.
- Połóż się.
- Co?
- No połóż się, bo cię tak kark rozboli.
Niepewnie oparła się na łokciach tak jak on i spojrzała w górę.
- Teraz musisz się skupić. Nie zwracaj uwagi na te małe gwiazdki, one są nieważne. Staraj się wyłapać wzrokiem tylko te większe.
- Nie chcę ci niczego wytykać, ale już patrzenie w wodę wygląda mądrzej...
Zaśmiał się na co ona też się uśmiechnęła. Jakoś tak samo wyszło...
- A teraz staraj się wypatrzyć cztery gwiazdy wprost nad nami ułożone w trochę krzywy romb.
Kate popatrzała na niebo tak usiane gwiazdami, że aż dziwne, że było nadal ciemne.
- Mhm... - zerknęła kątem oka na Ethana wpatrzonego w jakiś punkt.
- Widzisz? - ucieszył się.
- Nie.
Westchnął.
- Patrz za moim palcem.
Nie wiedziała jak i kiedy jego ramię otoczyło jej szyję, a palec wskazujący wystrzelił w niebo. Jego twarz oparła się o jej włosy, a oddech mierzwił pojedyncze pasma. Ku strasznej irytacji poczuła, że to bardzo przyjemne... - Dokładnie na wprost mojego palca przyjrzyj się... Taki wysoki spłaszczony na boki romb...
Skoncentrowała się mocno, żeby nie czuć jak delikatny wiaterek dotarł do jej ucha. Adrián pomocy! Użyła jego palca jak celownika nieświadomie dotykając policzkiem ręki na wysokości bicepsa.
- Ehe... - mruknęła - Taka jedna trochę mniejsza? Po prawej...
- Dokładnie te! - zabrał rękę tak szybko, że prawie upadła na plecy - Nie spuszczaj ich z oczu. Na prawo koło tej mniejszej jest jeszcze jedna większa widzisz?
- Mhm.
- I dwie następne z nią tworzą trójkąt bez podstawy.
- Jakby latawiec z ogonem od złej strony?
- Tak!
Nie rozumiała jego entuzjazmu, ale frajdę miał niezłą! Nie mogła się powstrzymać przed zerkaniem na niego co chwilę. Gdyby tak ktokolwiek z posterunku mógł go teraz zobaczyć w życiu by nie uwierzyli, że to on...
- To konstelacja feniksa - powiedział dumnie.
- Naprawdę? - tym razem ze szczerym podziwem spojrzała w niebo - Nie miałam pojęcia, że taka istnieje! - uśmiechała się co najmniej jakby zobaczyła tam swoje odbicie - To jest niesamowite!! - zapiała - Naprawdę to feniks? - popatrzała w zachwycone niebieskie oczy, ale nawet tego nie dostrzegła.
- Naprawdę. Chciałem ci go pokazać już u Aliki, ale nie byłaś zbyt przyjazna...
Spiorunowała go z uniesioną brwią.
- Nie skarżę się - wzruszył ramionami.
- Mam własny gwiazdozbiór! Znaczy mój feniks ma...
- Mhm - Ethan jak zaczarowany patrzał w jej roziskrzone uśmiechem oczy.
- A jak się nazywają inne?
- Pokazać ci resztę?
- Poproszę - położyła się wygodnie, o ile można wygodnie leżeć na głazie i wbiła spojrzenie w niebo.
- Ok.
Ethan również się położył. Ponieważ kamień miał mimo wszystko ograniczoną powierzchnię stykali się ramionami.
- Na przykład bardziej na północ masz Oriona. To chyba najbardziej charakterystyczny gwiazdozbiór. Te trzy male gwiazdki ułożone w równych odstępach od siebie tworzą jego pas.
- Skąd to wiesz?
- W dzieciństwie mieszkam niedaleko obserwatorium. Chodziłem do niego równie często jak do kina.
- Ale feniks i tak jest najładniejszy! - mruknęła zaborczo
- Nie zaprzeczę - bynajmniej nie patrzał w niebo.
- Tylko byś spróbował! - znowu się zaśmiała.
- Co ty tu właściwie robisz? - zapytał zupełnie poważnie.
- Jak to co tu robię? Jestem na wakacjach i mieszkam całkiem niedaleko wiesz? - wskazała kciukiem dom z tyłu.
- Ale sama! Czemu tu siedziałaś sama?
- No bo... - co by tu odpowiedzieć i to komuś kto oglądał Alice na golasa?! - Pewne okoliczności sprawiły, że wolę być tu, a nie tam...
- A mój dom zajęła Kendra... - mruknął.
- Co za Kendra? - Kate usiadła, wiec i on się podniósł.
- Nie pamiętasz Kendry? Blondynka bez żeber za to z... - pokazał zaokrąglenia na wysokości piersi.
- A! Nie lubisz Kendry?
- Wiesz... Nie bardzo jest z nią o czym gadać...
- Dlaczego?
- Sam nie wiem, bo przecież buzia jej się nie zamyka... Wiesz, że manicurzystka na statku jej krzywo pomalowała paznokieć? A kieliszek do martini był lekko wyszczerbiony!
- Kurcze! - Kate pokręciła wzburzona głową - Tyle nieszczęść na jedną biedną Kendrę...

Alice przebudziła się w środku nocy z twarzą wtuloną w pierś mężczyzny. Z błogim uczuciem spełnienia uniosła brodę przyglądając się chwilę śpiącemu Oscarowi. Miał lekko uchylone usta, które właśnie w tej chwili miała ochotę całować. Kto by pomyślał, że dżentelmen w każdym calu może być taki niegrzeczny... A może był normalny, tylko jej się tak wydawało, bo już zapomniała o wielu rzeczach? Nie! Był niezwykły! Silne parcie na pęcherz wygoniło ją z łóżka. Pomknęła do łazienki, a w drodze powrotnej zatrzymała na chwilkę na środku pokoju. Leżał sobie taki przystojny w jej łóżku... Facet w jej łóżku! Powinna zrobić zdjęcie, bo nikt jej nie uwierzy! Jakoś odruchowo zerknęła w okno i zupełnie przez przypadek zauważyła parę siedzącą na kamieniu zawzięcie o czymś dyskutującą. Założyła ręce na piersi i zacisnęła szczękę. Nie no to się nie dzieje! Nie mogłaby mieć do Kate pretensji, jeśliby uznała, że chce się zabawić. Jej życie, jej narzeczony, jej sumienie. Ale Wheller? To, że on leci na nią jest oczywiste, chociaż nie podejrzewałaby go o uczucia, ale Kate ze swoją krucjatą przeciw mordercom Keitha? Z zaprzysiężeniem nienawidzić ich do końca życia?! I jeszcze bawią się w jakieś nocne schadzki po kryjomu... To już zupełnie do niej niepodobne...
- Hej maleńka... - mruknął Oscar podnosząc głowę - Coś się stało?
- Nie - odwróciła się od okna i uśmiechnęła do niego.
- To chodź tu - wyciągnął do niej rękę, a ona z radością wskoczyła na łóżko prosto w jego ramiona. Hmm... Nagi facet to jest zdecydowanie to co chce znajdować codziennie pod kołdrą.

Kiedy po krótkich poszukiwaniach znalazła Kate na tarasie z kubkiem kawy od razu zauważyła, że coś jest nie tak. Nie z Kate! Z nią samą... Napotkała uśmiechnięte oczy koleżanki i nagle straciła całą pewność siebie i oblała się rumieńcem. Myślała o tym od rana i na przemian wmawiała sobie, że nie ma się czego wstydzić, a za chwilę, że powinna być mądrzejsza. Chodziło o to, że ona słyszała od siebie jak Kate wieczorami rozmawia przez telefon, więc co Kate musiała słyszeć wczoraj...
- I jak było? - Kate otulona ręcznikiem kąpielowym siedziała z podkurczonymi nogami. Wyszczerzyła się do niej z ciekawską miną nie zamierzając odpuścić.
- No wiesz... - Alice podłubała czubkiem palca u stopy w miejscu gdzie deska progowa dzielił salon od tarasu i poprawiła szlafrok - Ekstra...! - wywróciła oczami cała rozanielona.
- Cieszę się - powiedziała zupełnie szczerze - Tylko czemu się tak rumienisz?
- No bo... Dopiero rano pomyślałam...
- O czym? Żałujesz?
- Nie... Musiałaś wszystko słyszeć...  - wyszeptała.
- Przestań! - Kate ryknęła śmiechem - Serio to cie martwi?!
- No pewnie, że martwi... Pływałaś?
- Właśnie miałam zamiar, ale jakoś mi się dzisiaj nie chce...
- Nie chce ci się pływać?!
- No nie chce... Jakoś nie... - wzruszyła ramionami
Krytycznym okiem oceniła zaspaną twarz Kate i potargane włosy ściągnięte w kucyk. Tym razem to ona poczuła się "na górze".
- Tylko nie mów, że dopiero co wstałaś...
- A czemu nie?
- Przecież ty masz wmontowany budzik pod czaszką!
- Ale... Długo wczoraj siedziałam na plaży.
- Wczoraj? - uśmiechnęła się krzywo.
- Mhm... - Kate uniosła kubek do ust i bardzo skoncentrowała się na piciu.
- W nocy?
- Taa.
- Ale chyba nie siedziałaś na dworze przeze mnie? - drążyła.
- No coś ty!! Wiesz... Posiedzieć miałam ochotę... I pogapić się... Przed siebie...
Nie patrzała jej w oczy, a ona nagle nabrała strasznej ochoty, żeby się odrobinę poznęcać.
- I co... Dojrzałaś coś?
- Nic nadzwyczajnego.
- Żaden potwór morski cię nie dorwał?
- He he...
Alice już miała zadać kolejne przecież zupełnie normalne pytanie, kiedy poczuła dłonie obejmujące ją w pasie.
- Dzień dobry piękne panie - Oscar już normalnie ubrany popchnął ja na zewnątrz całując w policzek.
- Dzień dobry - odpowiedziała mu tylko Kate, bo Alice nie mogła wykrzesać nic poza pełnym uwielbienia uśmiechem.
- Ploteczki z rana? - pociągnął ją za rękę i usiadł na drugim krześle sadzając sobie coraz bardziej miękką kobietę na kolanach.
- Oj tak, koniecznie... - Kate wyplątała swoje długie nogi spod ręcznika i się wyprostowała się na krześle - Idę do twojej siostry zdobyć pożywienie. Jakieś specjalne życzenia?
- Cokolwiek - westchnęła Alice gładząc lekki zarost na twarzy Oscara.
- Cokolwiek będzie doskonałe - uśmiechnął się do Kate sympatycznie.
Fajny z niego facet. Alice dobrze wybrała. Zaczepiła się ręcznikiem o krzesło, więc pochyliła się, żeby go delikatnie wyplątać nie targając.
- Nie mogłaś spać? - zapytał Oscar Alice.
- Nie... dlaczego?
- Czyli po prostu lubisz w nocy wyglądać przez okno? - uśmiechnął się całując ją w policzek.
Alice szybko popatrzała na Kate, której twarz w momencie zastygła bez emocji. Jak wyryta w marmurze delikatnie wyplątała ręcznik i nie patrząc na nikogo weszła do domu. Tą Kate znała aż za dobrze... Ups...

Przecież tylko rozmawiali. Nie było w tym żadnych podtekstów, żadnego drugiego dna, tylko jak dwójka cywilizowanych ludzi siedzieli i rozmawiali... Nikt nie może jej niczego zarzucić, ani wypominać. Fakt, że to był Wheller ociupinkę zmienia postać rzeczy. Kate automatycznie poruszała się drogą do sklepu Rosy i automatycznie uśmiechnęła na jej widok nie będąc do końca świadomą, że już dotarła na miejsce.
- Cześć! Nie widziałaś może mojego brata?
- Tak się składa, że znalazłam go w sypialni sąsiadującej z moją.
- Grzeczny był chociaż?
- Mam nadzieję, że nie... Co Alice zwykle bierze na śniadanie?
- Jajka, bułki i takie tam...
- No to daj mi te wszystkie takie tam, bo biedacy zupełnie opadli z sił... Chociaż może niezupełnie i nie powinnam wracać tak szybko...
- Może kawa w takim razie?
Kate pomyślała o tej, którą przed chwilą wypiła, ale mimo to chętne pokiwała głową. Kawa jeszcze nikogo nie zabiła... Prawda?

Pół godziny później wracała z papierową torbą wypełnioną po brzegi artykułami spożywczymi. Ciągła nogę za nogą nie do końca mając ochotę wchodzić pod oceniające i karcące spojrzenie Alice. Oszem miała wyrzuty sumienia i owszem nawet całkiem spore... Ale słowo "fajnie" zajmie chyba jakieś szczególne miejsce w jej słowniku.

"- To ja się będę już zbierała... - zerknęła na księżyc niknący za horyzontem. Nadchodziła najciemniejsza pora nocy.
- Przecież jeszcze wcześnie... - mężczyzna, który do tej pory był zabawny i zajmujący (już od nie wiadomo ilu godzin nie kończyły im się tematy do rozmowy) teraz zaczął być bardziej tajemniczy, jakby zamyślony.
- Nie - pokręciła zdecydowanie głową - Już jest późno i dopiero za chwilę będzie wcześnie - odwróciła się na pupie w stronę domu.
- Jak chcesz - uśmiechnął się. Cały czas się uśmiechał. Po ponurym, milczącym agencie nie było śladu i Kate miała straszny mętlik w głowie, ale nie mogła go o nic zapytać... Nie mogła wracać do tamtego tematu nie wywołując serii złości i bólu. Właściwie obydwoje jednocześnie zeskoczyli na ziemię i obydwoje zdziwili się jednakowo, kiedy chlupnęli do wody sięgającej im połowy łydek. Kate zapiszczała unosząc do góry rękę z tabletem, a Ethan jakoś odruchowo złapał ją w pasie. Popatrzeli na siebie po czym wybuchnęli śmiechem.
- A to niespodzianka! - powiedział Ethan puszczając ją.
- Natura zastawiła na nas pułapkę!
Wyszli z wody, która zabrała prawie trzy czwarte maleńkiej plaży. Ethan przepuścił ją pierwszą, kiedy przechodzili przez wąską ścieżkę pomiędzy hibiskusami i odprowadził pod same drzwi. Kate idąc ze spuszczoną głową zastanawiała się po jakie licho w ogóle to robi... Złapała za klamkę i popchnęła drzwi tarasowe.
- Dobranoc - rzuciła przez ramię.
- Kate...
Cholera! Odwróciła się stojąc już za progiem 
- Dziękuję - znowu ten cudowny uśmiech na który musi się chyba uodpornić, bo usta same jej odpowiadały.
- Za co?
- Za to, że pozwoliłaś, żeby znowu było fajnie. Dobranoc - odwrócił się i ruszył do siebie."

- Kate!
Ocknęła się z zamyślenia odkrywając, że znajduje się w kuchni własnego domu. Własnego wynajętego! Kiedy tu dotarła? Co się do licha dzieje?!!
- Co? - odwróciła się do stojącej za nią Alice.
- Pytałam co tam masz... - przechyliła głowę rozbawiona - Trzy razy!
- Rosa powiedziała, że to rzeczy jakie zwykle bierzesz - położyła torbę na blacie - Jakie macie plany na dzisiaj?
- Plaża? - Alice pochyliła się nad zakupami.
- Więc spotkamy się gdzieś na Waikiki - Wyminęła ją i podeszła do drzwi.
- Gdzie idziesz?
- Pływać. Jak coś mam telefon - trzasnęła drzwiami i już jej nie było.
- Jest na coś zła? - Oscar wstał z kanapy i podszedł do Alice.
- Na siebie - przytuliła się do niego - Bardzo jesteś głodny?
- Mhm - złapał ją pod pośladki i posadził na blacie.

Kate owszem popływała chwilę, ale szybko dostrzegła Mateo z Lori wylegujących się na leżakach. Właściwie to oni zauważyli ją i zaczęli szaleńczo machać. Szybko wypili po drinku i dołączyli do grupy grającej w siatkówkę. Kiedy na plażę dotarli Alice z Oscarem Kate już rozgrywała trzeciego seta tłukąc w piłkę z taką siłą jakby okrągły przedmiot niewielkich rozmiarów mocno jej czymś podpadł. Dołączyli do gry oczywiście po jej stronie. Alice musiała przyznać, że Kate chyba przydałaby się jakaś męska rozrywka...
Kiedy dotarły do domu słońce chyliło się ku zachodowi. Oscar wrócił do siebie przebrać się na wieczór. Miał zgarnąć Rosę i przyjechać po nie za dwie godziny. Ledwo dosięgły klamki, kiedy wyleciał zza niej odtargany kawałek gazety. Kate sięgnęła po niego sceptycznie, ale roześmiała się rozkładając. Na grafitowym druku był napis.

" Leonui Street, Waipahu. Punkt 10. Jeśli się nie boicie...
Kale"


- No to już wiemy gdzie idziemy! - Kate pobiegła szybko na górę i zanim Alice zdążyła zatrzasnąć drzwi usłyszała już szum jej prysznica. Nie rozmawiały ze sobą ani sekundy o tym co się stało, ale sprawa wisiała nad nimi ciężko. Wyszło na to, że obie coś przeskrobały. Kate spędzała czas z niewłaściwym facetem, a Alice podeszła w złej chwili do okna. Przecież... Eh... Tak dobrze im szło! Bała się, że się nie dogadają, ale szło naprawdę powyżej oczekiwań! Trzeba to naprawić... Też szybko poszła pod prysznic i kiedy spod niego wyszła zarzuciła tylko szlafrok i wyszła na korytarz.
- Naprawdę? - usłyszała roześmiany głos Kate. Szlag by to... Rozmawiała przez telefon - Ale super! Załatwimy to jak tylko wrócę... - jeśli to Adrián nie może jej tak po prostu przerywać... - Czy tęsknie??? Słonko jestem na Hawajach twoje niedoczekanie! - Nie... to nie może być Adrián  - I powiedz Leti żeby poczekała na mnie ok? Razem tam pojedziemy!
Teraz już miła pewność. To Marisa. Zapukała krótko, ale mocno i nie czekając na "proszę" popchnęła drzwi. Zdziwiona Kate siedziała zawinięta w ręcznik na brzegu łózka. Alice z bladym uśmiechem weszła do środka zamykając za sobą drzwi. Tak widzę, że rozmawiasz i nie, nie wyjdę, zdawała się mówić jej mina.
- Risa oddzwonię dobrze? - nie spuszczała z niej wzroku - No buziaki.
Rozłączyła się i położyła obie dłonie na kolanach.
- Coś się stało?
- Tak. Przestań mnie zbywać, bo nie śledziłam cię wczoraj. Poszłam siku i przypadkowo zerknęłam w okno. Nie wiem, czemu tam siedziałaś z Whellerem, ale pewnie miałaś swój powód. O nic cię nie oskarżam i nic ci nie zarzucam, więc przestań mnie omijać szerokim łukiem!
Kate patrzała na nią przez chwilę i uznawszy, że tamta skończyła spuściła wzrok na kolana.
- Siedziałam z nim, bo było fajnie - powiedziała cicho i spokojnie - I dlatego bardzo chcę o tym zapomnieć i tak bardzo mnie to denerwuje.
Alice poczuła się zaskoczona i zupełnie zbita z tropu. Aha... No tak...
- Jak to fajnie?
- Było fajnie Ali - rozłożyła dłonie klepiąc się mocno w kolana - Był sympatyczny, zabawny i opowiadał dużo ciekawych rzeczy. Nie, nie ma w nim żadnej konkurencji dla Adriána - szybko ubiegła jej spojrzenie - Ale Ethan Wheller jest fajny.
Alice ze zdębiałą miną usiadła koło niej.
- Był wczoraj... - sprostowała.
- Fajny?
- Fajny.
- I co teraz?
- Nic. Wakacje się skończą, my wrócimy do Miami, a on do tego swojego Nowego Jorku i pewnie już nigdy się nie spotkamy. A teraz wybacz, ale za niedługo wychodzimy.
Wstała i zrzuciła z siebie ręcznik. Alice zamrugała dokładnie tak jak Kate pierwszego dnia na plaży. Wow! Czyli te piersi nie są zasługą dobrze dobranego stanika...

Obie wyglądały drapieżnie i oszałamiająco. Alice w krótkiej skórzanej sukience siedziała na wysokim stołku barowym sycąc się pożądliwym spojrzeniem Oscara, który właśnie dzięki niej przegrywał z Kate rozgrywkę bilarda. Kate też zbierała wiele spojrzeń zwłaszcza teraz pochylając się w skupieniu nad stołem. Obcisłe czarne biodrówki i krótki koronkowy top sprawiały, że mężczyźni myśleli tylko o tym, żeby dotknąć chociaż kawałka tej gładkiej, jędrnej skóry.
- Przykro mi, ale chyba nie dane Ci będzie dzisiaj wygrać - poklepała Oscara po ramieniu i usiadła na brzegu stołu z kijem między nogami. Wzięła butelkę piwa i pociągnęła sporego łyka.
- Kto następny?
Oj zdecydowanie brylowała dzisiaj w towarzystwie. Była piękna, pewna siebie i nie do odparcia. Wzbudzała podziw mężczyzn i wściekłość wszystkich kobiet, ale to jej własnie odpowiadało. Potrzebowała zwykłej, próżnej adoracji. Taki kobiecy kaprys... Przeleciała wzrokiem po obserwujących ją osobach i ze śmiechem zauważyła jak przy sąsiednim stole Rosa ciągle próbuje trafić w bilę, a Kale zaczyna tracić cierpliwość.
- Przerwa - zadecydowała podchodząc do baru i opierając się o niego obok Alice.
- Zmęczona?
- Nie, ale zrobiło się duszno i ciasno...
- No cóż myślę, że dzisiaj nie tylko ty masz ładnie opięte spodnie! Wielu mężczyzn teraz żałuje, że nie przywdziało luźniejszych!
- Świntucha! - zachichotała.
Zerknęła w bok i zatrzymała wzrok na mężczyźnie pochylonym nad barem i huśtającym w dłoni szklaneczkę z rozpuszczającym się lodem. Wydał jej się jakiś znajomy... Bardzo, bardzo znajomy... Przypatrywała mu się chwilę, kiedy poczuła dłoń na plecach.
- A długa będzie ta przerwa? - ktoś się nad nią pochylił.
- Tak - ucięła krótko odwracając się - O...! Ian...
- Mam nadzieję, że znajdziesz czas na partyjkę ze starym znajomym? - uśmiechnął się jakoś tak nieprzyzwoicie.
- Obawiam się, że dzisiaj już spasuję - odpowiedziała bez żalu. Zauważyła jak Alice wcisnęła się pod ramię Oscara i chciała jej zaoszczędzić krępującej sytuacji, kiedy na przykład pojawi się reszta kolegów...
- Nie no, nie rób mi tego! - zaprotestował Ian. Był w rozpiętej koszuli prezentując spory tatuaż przedstawiający ziejącego ogniem smoka - Obiecałaś, że spotkamy się niedługo na plaży i się nie spotkaliśmy... Musisz mi to wynagrodzić...
Alice od razu wyczuła kłopoty. Ian je miał.
- Po pierwsze słonko nic Ci nie jestem winna, po drugie powiedziałam wyraźne nie, a po trzecie nic nie muszę.
Kate odwróciła się na z powrotem do baru i wróciła do obserwowania Latynosa z włosami zaczesanymi do tyłu jakimś kosmetykiem nadającym im sporego połysku. Po sekundzie zupełnie zapomniała o Ianie. Facet wyglądał na przygnębionego wpatrując się w pusta szklankę.
- Ali czy my go znamy? - szturchnęła koleżankę.
- Nie... Chyba nie... - odparła ledwo rzucając okiem.
- A właśnie, że znamy... - Kate nie dawało to spokoju. Miała taki problem, że jej pamięć była bardzo wybiórcza. Jeśli coś zapamiętała nie było siły, żeby wyleciało, ale musiała to najpierw zapamiętać... A teraz dopadło ją to straszne poczucie, że jak sobie nie przypomni skąd zna tą twarz będzie ją to ciągle gnębiło...
Zobaczyła barmana nadchodzącego z aparatem telefonicznym w dłoni. Zatrzymał się przed znajomym/nieznajomym i pochylił, więc Kate też nadstawiła uszu.
- Telefon panie Torre - dosłyszała i poczuła jak lodowaty dreszcz wypływa jej z karku i ścieka po kręgosłupie jak spływająca kostka lodu. Zerknęła na Alice, ale ta rozmawiała z Oscarem świata poza nim nie widząc. Ok... Luzik, nic się nie dzieje! Odetchnęła głęboko kilka razy i odwróciła się w stronę sali.
- Zaraz wracam - powiedziała Alice po czym prawie biegiem ruszyła do wyjścia. Nie zwróciła uwagi, że wszyscy schodzą z drogi bezwzględnej tej nocy i pięknej nieznajomej. Wypadła przed bar na jedną z głównych ulic Honolulu i wyciągnęła szybko telefon wybierając jeden z numerów, które znała na pamieć. Odebrał po pierwszym sygnale.
- Felipe przepraszam Cię... Wiem, że jest środek nocy, ale musisz coś dla mnie zrobić...
- Co się stało? - odpowiedział jej zaspany głos.
- Jeszcze nic, ale może się coś stać. Mam tu Torre. Siedzi w knajpie za moimi plecami!
- Ten Torre? - głos oprzytomniał.
- Ten sam. Alonso Torre - starała się nie krzyczeć. Musisz mi jakimś zajebiście szybkim kurierem przesłać wszystko co na niego mamy!
- Jezu Kate nie ruszaj go! Z samego rana porozmawiam z Maloney i przyślę ci posiłki.
- Nie! Nie ma czasu na gadanie. Rano może być już na drugim końcu świata! Prześlij mi tylko wszystkie dokumenty.
- Kate nie ruszaj się bez wsparcia! To za duży kaliber. Gdzie Ali?
- Ze mną - skłamała.
- Nie kłam! Wracasz tam, siadasz na zadku i nawet na niego nie patrzysz rozumiesz?
Prawie warknęła.
- Ok, ale i tak mi to prześlij. Zapoznam się zanim coś tam postanowicie.
- Nie wychylasz się!
- Wiem! Zrozumiałam!
Rozłączyła się stukając paznokciem wskazującego palca w wyświetlacz. Spokojnie... Trzeba pomyśleć co teraz... Na spokojnie. Nagle jakaś dłoń objęła ją w pasie i popchnęła do przodu. Podskoczyła bez powodzenia próbując się wyrwać z uścisku. Uniosła wściekły wzrok na duże, absurdalnie błękitne oczy aktualnie wyrażające napięcie i pozwoliła się zaprowadzić na drugą stronę ulicy.
- Co tu robisz? - syknęła kiedy zatrzymali się przed parkingiem sporej restauracji.
- Zostawisz to Kate - powiedział bez cienia wczorajszego uśmiechu.
- Co zostawię? - zapytała łudząc się, że nie mówi o tym, o czym ona myśli.
- Alonso Torre. Zapomnisz, że go widziałaś i nie wrócimy już do tematu.
 Nie było w nim ani grama Ethana z którym jakkolwiek to zabrzmi spędziła ostatnią noc. Stał przed nią agent Wheller, którego poznała kilka miesięcy temu i znienawidziła z całego serca.






17 komentarzy:

  1. Umówiłam się z mężem na mieście na urodzinowy obiadek bo ma dziś urodziny! A ja o zgrozo nie mam dla niego prezentu...właśnie biję sie w pierś za to! Ale zawsze musi być ten pierwszy raz...
    Pada mi bateria... Ciekawe czy przeczytam rozdział do końca? I czy mi mój mąż wybaczy?
    Lena

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiedz, że prezent jest, tylko czeka w domu... A tam to sobie już sama poradzisz nie podpowiadam ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. w sypialni;D
    M.

    OdpowiedzUsuń
  4. W sypialni?!?
    Kreatywności, fantazji... mh...na pewno mi nie brakuje :P
    Lena

    OdpowiedzUsuń
  5. Nikki zmieniałaś coś na blogu? Kolor? Ustawienia? Ponieważ nie mogę dodać posta przez tel?
    PS. Chyba tak :D
    Lena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tło jest ciemniejsze...czy mi się wydaje?

      Usuń
    2. Nie zmieniałam nic, ale zaraz sprawdzę, czy się coś nie zaczarowało :)

      Usuń
    3. Jednak dopiero rano rzucę okiem, bo mój tablet niestety nie daje rady z tymi wszystkimi ustawieniami :)

      Usuń
    4. Ale masz rację. Ja też nie mogę dodać z telefonu. Dziękuję za zgłoszenie :*

      Usuń
  6. Ja osobiście od zawsze nie mogłam dodawać postów z telefonu... Hmm, czary albo mam niemodny/zepsuty telefon. :D Haha.

    Wierna.

    OdpowiedzUsuń
  7. To może nasze też się właśnie przedawniły? Trzeba sie w nowsze sprzęty zaopatrzyć ;D

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziendoberek :-) Proba posta z tel 1 2 3... Lena
    PS. Ja mogłam pisac wczesniej a teraz to cudem sie udalo! Cały czas miga mi wszystko na ekranie tel :(

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie wiem co się dzieje... Ja nadal nie mogę z telefonu :/ angry&sad :/

    OdpowiedzUsuń
  10. a planujesz coś dziś wrzucić?:)
    M.

    OdpowiedzUsuń
  11. Jeśli pytasz o "coś" to tak, ale jeśli o rozdział to dopiero jutro :)

    OdpowiedzUsuń

Znacie to uczucie kiedy jesteście powodem czyjegoś uśmiechu? Jest... Niesamowite!!