czwartek, 18 lipca 2013

The game of lies - rozdział 8

- Co tu się dzieje?! - Alice po przeczytaniu smsa od Kate natychmiast wróciła do domu poganiając taksówkarza. W drodze pokrótce objaśniła Oscarowi co poszło nie tak w ich kontaktach z Whellerem, żeby nie był zdziwiony potencjalnym i wysoce prawdopodobnym wybuchem Kate. Tak na szybciutko musiał ogarnąć ich drogę krzyżową z Sharpem, nijakość Whellera i śmierć przyjaciela. Chyba nieźle sobie z tym poradził i nie wydawał się za bardzo przerażony, że przyjaciółka jego nowej dziewczyny chce się targnąć na życie co najmniej jednego agenta federalnego...
Jednak to co zastali na miejscu przechodziło jej wszelkie wyobrażenia. Joe siedział na ich kanapie w ich salonie z twarzą ukrytą w dłoniach, a Kate i Wheller stali po środku i mierzyli się wzrokiem. Dookoła dosłownie przelatywały iskry, panowało między nimi takie napięcie aż zdawało się, że światło przygasa. Cała postawa Kate mówiła "możesz mi naskoczyć!" za to jego absolutnie nic. Znana jej już dobrze twarz wyprana z wszelkich emocji, usta zamknięte bez żadnego grymasu i spokojne oczy przepełnione wyższością. Oscar wszedł za nią odważnie, chociaż wątpiąc czy da radę z agentami FBI, ale na widok dwóch normalnych facetów w t-shirtach poczuł się nieco raźniej. Chociaż ten jeden był dziwny... Niepokojący jakiś...
- Kate co się dzieje? - Alice stanęła pomiędzy nimi i dotykając jej ramienia odsunęła ją na bezpieczną odległość.
- O jak dobrze, że jesteś... - wybełkotał Joe w dłonie chyba bardzo zmęczony - Bardzo dobrze - uniósł wzrok na Alice - Naprawdę się cieszę... - dodał.
- Pytam po raz ostatni czemu Kate jest wściekła i co robicie w naszym domu?! - czuła się mało poważnie w seksownej skórzanej sukience, więc dla większego efektu postanowiła mówić podniesionym, ważnym głosem.
- Kate nie rozumiem twojej reakcji, ale wiesz, że mam rację - niespodziewanie Wheller odezwał się takim tonem, że aż dolna szczęka Alice nieświadomie oderwała się od górnej. Zupełnie nie pasującej do tej miny i tej postawy! Miękkim, delikatnym, słodkim i przekonującym... Jasny gwint! Pod dłonią poczuła tężejące mięśnie koleżanki - Nie ma sensu, żebyś się w to pakowała.
- Pozwolisz, że sama zadecyduje co ma sens, a co nie. I wydaje mi się, że na chwilę obecną nie ma go rozmowa z tobą - odparła cierpko.
- Proszę cię uspokój się.
- Po to tu jesteście? Bo on tu jest? - nie potrafiła zrozumieć rozgoryczenia jakie czułą uświadamiając sobie ten fakt, ale miała ochotę wrzeszczeć z żalu.
- Wiesz, że nie...
- Nie?
- Nie - wyglądało i brzmiało to jakby mu zależało, żeby uwierzyła...
- Dobra - Alice uniosła dłonie uciszając ich. Zerknęła na Oscara, który czujnie śledził scenę jakby starał się zrozumieć o co chodzi - Koniec dyskusji póki się nie dowiem co się dzieje.
- Pamiętasz tą sprawę z Alonso Torre? - Kate postanowiła ją w końcu oświecić.
- Pewnie, że pamiętam! Jak mogłabym nie... - zachmurzyła się - Zginęły dwie czternastoletnie dziewczynki... A jaki to ma związek z naszym uroczym zgromadzeniem?
- Wyobraź sobie - Kate odwróciła się i poszła do kuchni - Wyobraź sobie, że siedzę w barze... To znaczy ja stoję ty siedzisz - wróciła z butelką wody - Patrzę sobie dookoła, a tu nie kto inny jak Alonso Torre siedzi dwa krzesła dalej!
- Co?!
- Tak. Wyszłam, żeby zadzwonić, ale spod ziemi wyrósł agent Wheller i kazał mi się nie wtrącać - upiła łyk wody i odetchnęła głęboko.
- Czemu ma się nie wtrącać? - odwróciła się do Whellera. Czuła się jak matka uspokajająca skłócone dzieci.
- Kate powiedziałem "nie wtrącać"? - zapytał z wyrzutem - Macie ochotę po pierwsze pracować, a po drugie pracować z nami?
"Jaaaa nie mogę!! - pomyślała Alice - On mówi!! Mówi i mówi!"
- Czyli jednak naprawdę nie jesteście tu na wakacjach? Ty też jesteś agentem? - zwróciła się do Joe.
- Tak i jeśli ktoś mnie pyta o zdanie zgadzam się z Kate! Niech się dziewczyna z nim rozprawi, a my pokibicujemy z pozycji leżącej... Na plaży.
Wheller tak go spiorunował wzrokiem, że aż coś strzeliło w powietrzu.
- Kate - zaczął z powrotem bardzo spokojnie i można by powiedzieć wychowawczo - Po prostu uważam, że nie musisz się tym zajmować. Jesteś na zasłużonych wakacjach i ciesz się nimi.
- Przyjechaliście tu za nim? - zapytała Kate jakby tylko ta jedna myśl zaprzątała jej głowę i nic poza tym nie było ważne.
- Jezu nie! Uparłaś się... Skąd ci to przyszło do głowy? - skrzywił się, a Alice znowu oniemiała. On robi miny! Posiada mimikę... - Zauważyłem go dzisiaj rano w drodze podobnego przypadku jak ty. To dosyć znany przestępca jak zapewne wiesz... Najprawdopodobniej już za chwilę dostaniemy oficjalny przydział, więc jak się w to wplączesz to będziemy musieli pracować razem - bynajmniej nie powiedział tego z żalem.
- Nic nie będziemy musieli - odpowiedziała już mniej ostro naburmuszona.
Uśmiechnął się ledwo widocznie i tym piękniej. Samymi oczami.
"Uśmiecha się..." - Alice kontynuowała swoje badania nad zjawiskiem jakim był agent Wheller.
- Przemyśl to sobie ok? Pogadamy rano.
- A to może wy sobie po prostu pracujcie razem, a my będziemy...
- Joe! - Ethan aż zgrzytnął zębami. Joe zamilkł - Nie musisz się martwić, że nam ucieknie. Ktoś już go pilnuje. Tymczasem... dobranoc.
Patrzał tylko na Kate, która z kolei z rękoma skrzyżowanymi na piersi nie uraczyła go ani jednym najmniejszym zerknięciem oglądając uważnie jeden z "obrazów", których tak nie lubiła. No bo jak miała na to zareagować? Powiedział jej, że nie powinna się w to mieszać, ale jakby jednak się uparła to on nie ma nic przeciwko. Oczywiście, że ma się zamiar tym zająć i to w trybie błyskawicznym! Drzwi się zamknęły, a Alice opadła na miejsce Joe.
- Co robimy?
- My nic. Nie musisz palcem kiwać.
- No a myślisz, że po co tu jechałam na złamanie karku?
- Nie wiem...
- Nie wiesz... Jak mi odpisujesz, że właśnie szukasz sznura, żeby sfingować samobójstwo dwóch agentów to co mam nie przyjechać?!
- No przecież bym ich nie powiesiła... - wywróciła oczami - Gdzie niby...?
- Ja cię kiedyś uszkodzę Kate - załamała ręce - Przysięgam, że to zrobię. Uszkodzę i zamknę w jakimś pilnie strzeżonym zakładzie!
- Spokój! - odwróciły się obie w stronę kuchni z której wychodził Oscar z dwoma parującymi kubkami - Wypić i do łóżka! - wcisnął im w dłonie nie przyjmując sprzeciwu.
- Mleczko... - Alice uśmiechnęła się jak na widok pierścionka - Mooocne mleczko!
Kate złośliwie pomyślała, że oszalała na punkcie faceta, bo ją tylko przeleciał, ale chwilę później musiała oddać sprawiedliwość, bo sama zrobiła to samo... Ledwo powąchała i od razu wyczuła rum.
- Mamy rum?
- Znalazłem w barku.
- Mamy barek?
Oscar nic już nie powiedział kwitując uniesioną brwią.
- Nie do końca wiem o co chodzi, ale w jednym muszę się z gościem zgodzić.
- Uważaj... - szepnęła ostrzegawczo Alice na widok drgającej żuchwy Kate.
- Jesteś... Jesteście zdenerwowane i powinnyście się przespać, odetchnąć i ocenić sprawę dopiero rano - oczywistym było, że mówi tylko do Kate, ale używał liczby mnogiej, żeby nie mogła się do niczego przyczepić. Ścisnęła w dłoni kubek uznając, że mleko i rum rzeczywiście mogą być pomocne i bez słowa poszła do siebie.

- Cześć... - pierwszy raz to ona zadzwoniła do Adriána mocno trzymając kciuki, żeby odebrał i żeby mu w niczym nie przeszkodzić.
- Cześć kochanie - odpowiedział pogodnie, a jego głos nie był ani zmęczony, ani smutny, ani nie wyrażał żadnych innych negatywnych emocji - Skoro u mnie jest już późno u ciebie musi być środek nocy...
- Mniej więcej...
- Co się dzieje Kathy?
Kate zrobiło się jeszcze bardziej przykro niż jej było do tej pory. Jaki on był mądry i dobry... Od razu wyczuł, że coś jest nie w porządku i od razu chce pomóc. Ma tyle spraw na głowie, że nie powinna w ogóle dzwonić, ale musi z kimś porozmawiać. Właściwie to z żadnym "kimś", a konkretnie z nim.
- Co jest kochanie? - ponowił pytanie kiedy biła się z myślami.
- Spieprzyło się... - mruknęła.
- Co się spieprzyło?
- Chciałam odpocząć i jakoś przetrzymać czas kiedy cię nie ma, żeby tyle nie myśleć o tym co się stało...
- I co się stało?
- Wheller tu jest...
- Co?!
- No jest tutaj...
- Jezu kochanie... Co tam robi?
- Odpoczywa!
- Nie no, nie może być aż tak źle! Powiedział ci coś przykrego?
- Nie... Ale zobaczyłam Alonso Torre i świat stanął na głowie.
- Torre... Coś kojarzę...
- Straszny przestępca - machnęła ręką - Taki dziesięć na dziesięć! Handluje czym popadnie: narkotyki, alkohol, mężczyźni do pracy, kobiety do burdeli, dzieci wolę nie myśleć po co...
- I on też tam jest?
- No właśnie jest!
- Wskakuj w samolot i za trzy dni będziesz ze mną... - powiedział bezdyskusyjnie.
- A masz porządną moskitierę w namiocie?
Zaśmiał się głośno.
- Tak, tylko jest taki mały problem... Dzielę go z trzema innymi lekarzami...
- Och na jedną noc pójdą spać do lasu! Nic im nie będzie!
- Tylko jedną noc?
- Później co wieczór na kilka godzin?
- Chyba nie byliby zbyt zachwyceni - znowu się zaśmiał.
- To damy im od czasu do czasu po podglądać...
- Na to by mogli przystać, zwłaszcza jakby cię zobaczyli... Ale do rzeczy. Co planujesz?
- Nie mam pojęcia... Wiem, że chcę złapać tego drania, ale FBI już mi się wtrynia w każdy ruch...
- A co Alice o tym myśli?
- Alice uprawia seks! Nie myśli...
- O! No to się pozmieniało.
Kate na szybko opowiedziała mu o Oscarze i o tym, że pobłogosławiła tą znajomość, bo to fajny facet. Oczywiście nie użyła określenia fajny facet, bo na dzielącą ich odległość fajni faceci nie zabrzmieliby najlepiej, ale przekazała ogólny sens...
- No więc mogę ci coś doradzić, ale i tak mnie nie posłuchasz... - wykrztusił jak już nie mógł się śmiać z tego, jak biedna Kate musi słuchać odgłosów rozkoszy.
- Zawsze cię słucham... - obruszyła się.
- Staraj się mnie nie znienawidzić, ale Wheller ma rację. Nie mieszaj się w to kochanie. Odpoczywaj.
- Wiesz co mi mówisz?
- Dlatego od razu zaznaczyłem, że mnie nie posłuchasz...
- Jakbyś powiedział "wietrze wiać przestań!"
- No akurat dzisiaj to by mógł powiać...
- No widzisz to mu każ!
- Oj kochanie dlatego się właśnie dziwię jakim cudem usidliłem taki żywioł jak ty.
- He he! Jeszcze nie usidliłeś!
- Ale to zrobię.
- Pewnie, że zrobisz...
- I wtedy zamknę cię w domu i będę systematycznie zapładniał.
- Co najmniej raz dziennie! - Kate poczuła zniecierpliwiony dreszczyk na wizję prób zapłodnienia.
- Zauważyłaś, że cały czas schodzimy na temat seksu?
- Bo mi się strasznie chce... - jęknęła przeciągając się na łóżku.
- Mam ci znowu pomóc?
- Ciebie mi się chce, a nie orgazmu... Znaczy orgazmu też, ale poczuć ciebie bardziej...
- Przestań, bo tutaj ilość namiotów jest już wystarczająca...
Zachichotała wymachując nogami.
- Udało ci się... - powiedziała.
- Co mi się udało?
- Już mi lepiej!
- Cieszę się.
Kate usłyszała w tle wesoły i przemiły głos Harper. Coś na kształt, czy Adrián może już iść.
- Muszę już kończyć Kate, ale zadzwonię jutro i powiesz mi co postanowiłaś. Dobrze?
Jakoś odruchowo uśmiechnęła się na miły głos kobiety, ale chwilę później ogarnął ją lęk i poczucie utraty kontroli.
- Kocham cię Adrián.
- Ja ciebie też bardzo kocham Kathy.
Kiwnęła głową z ulgą. Mówił prawdę.

Siedziała od godziny na kamieniu na plaży i kontemplowała nad cudem, który się wydarzył. Od samego początku wiedziała, że to nie jest najlepszy pomysł, ale jakoś i tak tu przyjechała. Alice znalazła Oscara, a ona została jakby solo, no i od początku nie chciała się wylegiwać, kiedy Adrián uwija się w tym ukropie... A tu nagle czary mary i mamy rozwiązanie problemu. Przeznaczenie, czy coś tędy... Teraz czas upłynie nieporównywalnie szybciej. Tylko musi jakoś odciąć Alice, bo dla niej to raczej nagroda nie jest, a kara bardziej...
- Jaki werdykt? - usłyszała za plecami.
Była tak zamyślona, że nawet nie zauważyła jak podszedł.
- Werdykt? Ja się nie wahałam od początku, więc wybacz, ale nie rozumiem pytania.
Obszedł kamień i stanął przed nią. Miał jasne spodnie i białą koszulę z krótkim rękawem. Kolor spodni można określić jako piaskowy, chociaż to zupełnie bez sensu, bo piasek pod jego stopami był przy nich wściekle żółty.
- Schrzanisz sobie wakacje...
- Jak dla kogoś kto żałował, że tu przyjechał to chyba nie najgorsze rozwiązanie?
Na nosie miał ciemne okulary, ale czuła jak jego oczy analizują.
- Czemu żałowałaś?
- Zły czas, złe miejsce... Ale czas bardziej.
Czy gdyby z nim pracowała... tylko z nim byłoby inaczej niż trzy miesiące temu?
- Skoro raj jest złym miejscem jakie by ci odpowiadało bardziej?
- Widzisz... raj ma to do siebie, że dobrze jest go z kimś dzielić.
Znowu analizował.
- A co gdybym miał coś na ostudzenie twojego entuzjazmu do pracy?
- Nie sadzę, ale możesz spróbować.
- Tony przyleciał dzisiaj rano - spróbował, ale od razu zauważył, że poniósł klęskę.
Obserwował jak jej spokój wygasa bezpowrotnie, jak oczy robią się zimne, a usta zaciskają. Zareagowała każda komórka jej ciała. Niczego nie ostudził...
- Czy teraz zrezygnujesz? - zapytał ani przez chwilę w to nie wierząc.
- Teraz? Kiedy mam okazję upieczenia dwóch pieczeni na jednym ogniu?
Zeskoczyła z kamienia i zwróciła w stronę domu. Nie udało jej się zrobić ani dwóch kroków, kiedy dostrzegła mężczyznę idącego w ich stronę.  Był ciemną plamą na tle pięknego O'ahu. Kimś kto tak okropnie tu nie pasuje, że aż razi po oczach i skupia na sobie całą uwagę. Wbrew wszelkim oczekiwaniom jej ciało zupełnie się rozluźniło, a nawet oparła się swobodnie pupą o kamień i skrzyżowała dłonie na piersi. Ubrany zupełnie na czarno z czarnymi króciuteńko ostrzyżonymi włosami, postury komandosa szedł przez plażę patrząc na nią wilkiem.
- Co za miła niespodzianka... - uśmiechnął się sztucznie -  Żartowałem! - zaśmiał się chrapliwie - Serio takie rozrywki tu macie? - zapytał Ethana z pogardą w głosie. Koszmar powrócił. Upiór w swej pełnej krasie stanął przed nią. Kate odczekała pięć sekund. Liczyła dokładnie. Całe pięć sekund na reakcję Whellera, który oczywiście gęby nie otworzył. Nie mogła się spodziewać niczego innego, ale poczuła się strasznie zawiedziona. Jedna, wielka, pieprzona kupa gówna!!! Wszystko w niej krzyczało, wszystko się buntowało, chciała wrzeszczeć, płakać, tłuc pięściami, aż z Sharpa zostałaby czarno, czerwona miazga, ale ani drgnęła. Nawet okiem nie mrugnęła.
- Dzień dobry pani detektyw. Dokładnie tak jak myślałem... - mruknął przechylając głowę w ciemnych okularach. Kate czekała... Jeszcze krok... Niech zrobi jeszcze jeden krok. I zrobił... - Chociaż wizualnie nie przynosisz wsty...
Nie zdążył dokończyć, bo z jego nosa buchnęła krew. To był ułamek sekundy, kiedy Kate odchyliła dłoń, a jej nadgarstek z całym impetem naparł na jego chrząstkę nosową.
- Kurwa! - złapał się za niego odskakując do tyłu, a Kate nie mogła zrobić już nic więcej, bo jej dłonie zostały błyskawicznie przygwożdżone do kamienia.
- Puszczaj mnie - wycedziła przez zaciśnięte zęby w koszulę Ethana Whellera, który przyparł ją całym sobą do skały nie pozwalając nawet drgnąć.
- Cii Kate - szepnął.
- Ona jest nienormalna! - dobiegł ich przyduszony głos.
- Spieprzaj stąd - warknął Ethan.
- Co?! Trzymasz z tą psych...
- Jeszcze słowo, a ci poprawię!
Kate stała jak sparaliżowana patrząc w jego ciemne okulary. To on? On to powiedział?
- Wszystkich was tu popieprzyło! - ryknął Sharp.
- Uspokój się Kate, bo znowu musimy poważnie porozmawiać - uśmiechnął się tuż nad jej twarzą. Był wyższy od niej, nawet wyższy od Adriána.
- Odwalcie się ode mnie obydwaj - powiedziała tak spokojnie jak jej się udało.
- Bardzo chętnie! - ryknął Sharp, ale od razu syknął z bólu - Odpieprz się od Torre, a my z rozkoszą zapomnimy o tobie!
- Sharp w tej chwili wracasz do środka - Ethan gromił go jednocześnie uspokajając Kate. Trzymał jej dłonie przyciśnięte do kamienia, ale kciukami zataczał kółka na nadgarstkach.
- Nie no to jest jakiś absurd! Komedia jakaś!
Nie wiedzieć czemu już nawet nie próbował ubliżyć Kate, a jego pomruki były coraz odleglejsze. Wpatrywała się w pierwszy rozpięty guzik koszuli Ethana i starała się wyglądać jak najspokojniej, żeby w końcu ją puścił. Próbowała się kilkakrotnie poruszyć, ale nie mogła nawet ugiąć kolana. Dosłownie przybił ją sobą do powierzchni.
- Możesz mnie już puścić... - szepnęła zaczynając coraz bardziej odczuwać jego bliskość. Wybitnie bliską bliskość.
- Jesteś pewna?
- Tak jestem pewna. Nie ciebie zamierzam zabić spokojnie...
- Ja jestem spokojny Kate.
Puścił ją ostrożnie i powoli wycofał się dwa kroki. Przesunął okulary na czubek głowy i poczuła wdzięczność, że zrobił to dopiero teraz.
Włożył dłonie w kieszeń i stanął obok niej opierając się o zimny kamień
- Jeśli chcesz nad tym pracować musisz sobie z nim poradzić.
Nawet nie poruszyła palcem odkąd ją puścił. Stała zupełnie jakby nadal do niej przywierał.
- Czemu? - zapytała.
- Jakoś szczególnie lubisz to pytanie, czy o co chodzi? - popatrzał na nią z góry i musiała się roześmiać. Rzeczywiście Jeśli myślała, że wczoraj świat stanął na głowie to mogła poczekać z osądem. Kolejny dzień przyniósł jej Sharpa, który jej naubliżał i Whellera, który kazał mu się wynosić, a sekundę później ją rozbawił... Świat się kończy...
- Co on tu robi?
- Przyjechał pomóc... Nieważne. Musisz sobie jakoś z tym uporać.
- Wiesz co... - w końcu się ruszyła. Przeczesała włosy obiema dłońmi i odetchnęła mocno - Lepiej będzie jak każde z nas się zajmie sobą ok? A jedyną osobą, która musi sobie poradzić z samym sobą jest twój przyjaciel - ruszyła szybko do domu nie oglądając się za siebie. Zatrzasnęła drzwi blokując zamek jakby uciekała.
- Co się stało?! - Alice z Oscarem akurat coś przyrządzali na lunch, kiedy podeszła do kranu i ochlapała twarz zimną wodą.
- Właśnie złamałam nos Sharpowi.
Pokrywka spadła z hukiem na ziemię.
- Jest tu?
- Ot tam obok... Chrupnęło aż miło.
- Mój Boże... - Alice poczłapała do salonu i usiadła złapawszy się za głowę - Co się jeszcze wydarzy? Było zbyt doskonale.
- Spokojnie Ali... - Kate wskoczyła na schody - Dla ciebie nadal jest - powiedziała z zawziętością i wbiegła na górę.
Nie wiedziała i nie rozumiała co się dzieje. Znaczy rozumiała, ale za cholerę nie wiedziała dlaczego! Przecież czuła się teraz jakby... Jakby ją... Miała ochotę wrzasnąć, ale tylko przycisnęła twarz do poduszki i leżała nieruchomo aż się nie uspokoiła. Trzymać się z daleka to mało powiedziane! Odległość kontynentu byłaby w miarę odpowiednia!
Już po południu nadeszły dokumenty z Miami z dokładnymi wytycznymi co jej wolno, a co nie. Rozmawiała dobrą godzinę ze swoją kapitan i wynegocjowała tyle co nic. Nie wolno jej nawet oddychać za głośno w towarzystwie Torre. Może tylko obserwować i meldować. No chyba... Chyba, że FBI ją włączy do swojej akcji. Oczywiście, że ją włączy, bo samo to zaproponowało, tyle że ona nie chciała mieć nic wspólnego ani z Whellerem, ani z tym bardziej przebywać w towarzystwie jego drogiego kolegi pomocnika. Pomóc przyjechał! Wielki dobroczyńca się znalazł!

No i tym sposobem siedziała w dusznej, ciasnej knajpie ze stosem notatek na kolanach i śmiertelnie obrażoną Alice. Odesłała Oscara do domu i mimo wszelkich protestów ze strony Kate powiedziała, że za nic w życiu jej nie puści samej. No i siedziały takie milczące przy ciężkiej muzyce w oparach dymu oby tylko tytoniowego, Alice jak najdyskretniej trzymając oko na Torre siedzącym przy barze, a Kate przeglądając opasłą teczkę z dokumentami na jego temat gromadzonymi przez lata. Niektóre dołączała osobiście, inne były tu już zanim została detektywem. Pan Torre to bardzo złożona i bogata postać. Pamiętała doskonale, kiedy znalazła pewną dziewczynkę... Dwunastoletnią. Nawet nie chce sobie przypominać w jakim była stanie. Powiedziała wyraźnie "Torre", ale nie można było postawić mu żadnego zarzutu, bo nie było ani dowodów, ani jego w kraju... Na domiar złego w tym czasie pisano o nim sporo w gazetach z tytułu wielkiego boomu jego firmy importującej materiały, więc mała właśnie stad mogła znać nazwisko. No nie było się do czego doczepić. Płacił krocie krajom ubogim, więc kolejny cholerny dobroczyńca... A teraz był tu (tak jej się wydawało) z bratem. Nie mogła mieć stu procentowej pewności, ale byli do siebie bardzo podobni. Obydwoje niezbyt wysocy, ale też nie niscy, postawni, chociaż z niewielkimi brzuszkami i ciemnowłosi. Meksykanie w końcu... Jednak Alonso był dużo łagodniejszy z twarzy niż potencjalny brat. Tak dla ironii chyba... Genetyczny paradoks.
- Nie powinnaś chyba tak wściekle na niego patrzeć, jeśli tylko go obserwujesz - Ethan z uśmiechem usiadł na przeciwko niej koło Alice, Joe obok.
- A ty nie powinieneś mi przeszkadzać - odparła wzrokiem szukając trzeciego kompana.
- Nie możesz zrobić nic więcej prawda?
- Z czym? - udała, że nie wie o co chodzi.
- I nie dasz się namówić?
- Na co?
- Tak tylko się upewniam - nie dał jej się zwieść - Nie interesuje cię możliwość włączenia się do złapania go...
- Przestań pieprzyć i wracaj do siebie - warknęła ignorując miażdżące spojrzenie Alice.
Wpatrywał się przez chwilę swoimi lodowo niebieskimi oczami, a kiedy prawie spuściła wzrok on zrobił to pierwszy przenosząc go na bar. Zrobił to tak spokojnie... Niemal sennie jakby się nudził. Aż ją podniosło na widok Sharpa jakby nigdy nic dosiadającego się obok Torre - Albo pracujesz z nami, albo możesz co najwyżej popatrzeć... - mruknął.
- Kate! - syknęła Alice. Nie rozumiała czemu próbuje ją powstrzymać, ale chociaż będzie miała czyste sumienie jak zaraz coś się stanie. Mężczyźni przy barze wymienili kilka zdań kwitując je głośnym śmiechem, czego Kate już nie mogła znieść. Jakże ona ich teraz nienawidziła! Jak strasznie nimi gardziła. Myśleli, że ją przechytrzą? Że będą się śmiać pokazując jacy to są ważni i jak dużo mogą? Własnie fakt przyparcia do muru podsunął jej co najmniej kilka pomysłów. Nie wiedzieli, że to właśnie panika dodaje jej skrzydeł i trzeba ich nieco uświadomić z kim zadarli.
- Jeśli tylko się zgodzisz nie będziesz się temu przyglądała z boku - Wheller nadal kusił. Hmm. Pracować z FBI owszem. Z Sharpem? W życiu!
Alice doskonale wiedziała na co się zanosi widząc lodowate, brązowe oczy Kate. Potrafiły być równie mrożące jak te niebieskie... No to trafił swój na swego! Kate przesunęła w jej stronę teczkę z dokumentami, po czym zerwała się na równe nogi przewracając szklankę, która z łoskotem potoczyła się po stole i roztrzaskała na ziemi.
- No puedo soportarlo más!! - ryknęła płaczliwie po hiszpańsku patrząc w bynajmniej już nie znudzone oczy Whellera - Ja mam już tego wszystkiego serdecznie dosyć!! Wszystkiego i wszystkich!!! - depcząc Joe wyskoczyła zza stołu - A zwłaszcza ciebie!! - dźgnęła Ethana w ramię i śledzona przez mniej więcej wszystkich ruszyła do baru. Bezceremonialnie zepchnęła standardowo już wściekłego Sharpa z krzesła i sama się na nie władowała poszturchując przy tym jak go już nazwała brata Torre. Zresztą teraz obydwoje jej się przyglądali  zaciekawieni aferą.
- Algo muy fuerte! - krzyknęła do barmana - Czegoś bardzo, bardzo mocnego! I bardzo dużo! - oparła łokcie na blacie, a twarz schowała w dłonie - Impresionante - mruknęła pociągając nosem - To się po prostu nie dzieje... - uniosła głowę, kiedy usłyszała dźwięk szklanki stawianej przed nią. Podniosła ją, oceniła pod światło żółtawą zawartość i bez zawahania przechyliła do dna. Zaczęła się krztusić i kaszleć i wyszło o tyle autentycznie, że naprawdę prawie się udusiła. W życiu nie piła tak ohydnego whisky! A piła wiele ohydnych trunków... - Więcej! - uderzyła szklanką o blat mówiąc silnym hiszpańskim akcentem. To też jej dobrze wychodziło bo zawsze jak była zła myliły jej się języki. To kłamanie nie jest takie złe!
- Czy wszyscy faceci są takimi dupkami? - zapytała zaskoczonego brata Torre - Nie sądzę... - udało jej się uronić łzę.
- Czy wszystko w porządku? - zapytał grzecznie.
- A za cholerę! Nie wiem co ja tu robię... - znowu załamała ramiona siąpiąc nosem.

Ethan szybko spojrzał na Alice, która wyglądała jakby miała ochotę zniknąć, albo ryknąć śmiechem i nie mogła się zdecydować co bardziej. Błyskawicznie ocenił, że Kate raczej już zapadła w pamięć obiektom i nie będzie jej się dało odsunąć. Czyżby grali na jej zasadach? A niech tak myśli. Kiedy dziewczyna przechyliła drugą szklankę wątpliwej cieczy zaczynając coś opowiadać Eduardo Torre, który zmierzył ją od długich, opalonych nóg, aż po poruszoną śliczną buzię, Ethan dał ledwo widoczny znak Tony'emy, który od razu się wycofał. Wstał i wolnym krokiem podszedł od tyłu do Kate.
Poczuła jego dłonie w pasie i oddech na karku.
- Kochanie może już starczy? - wyjął jej szklankę z dłoni.
"Kochanie?! - warknęła w głowie - Ja ci dam kochanie przemądrzały dupku!!"
- Nie - sięgnęła po nią znowu przyciskając do siebie.
- Nie powinnaś panom zawracać głowy - powiedział przepraszającym tonem opierając brodę na jej ramieniu.
- Nie... - powiedział od razu Eduardo - Nic nie szkodzi!
Ethan uśmiechnął się do niego wywracając oczami.
- Przepraszam, jeśli cię zdenerwowałem... - zaczął się kajać.
- Nie przepraszaj tylko to zmień! - odwróciła się gwałtownie bijąc go w twarz włosami.
- Co mam zrobić?
Co za głupia, absurdalna sytuacja! Ale musi kuć żelazo póki gorące i przysięgła, że wykuje z niego piękne kajdanki dla Alonso Torre.
- Musisz zdecydować Ethan - wydęła dolną wargę i uroniła kolejną łzę. Jest w tym naprawdę genialna!! Dawno się tak nie bawiła - Albo przyleciałeś tu ze mną, albo z nimi... - podjęła od razu jego grę - Nie przyjechałam tu, żeby się upijać po barach z tą bandą... - przerwała, żeby efektownie chlipnąć.
Ethan walczył o powagę i nie okazywanie triumfu.
- I wtedy nie będziesz zła?
- Chyba nie - udała przekorną dziewczynkę i zrobiła przy tym tak słodką minkę, że mężczyzna zapatrzył się chwilę za długo - Ale nie możesz im poświęcać więcej uwagi niż mnie! - poprawiła mu kołnierzyk.
- Będę ją poświęcał tylko tobie - kiwnął głową, a kącik ust drgnął mu w niekontrolowanym uśmiechu. Chyba już wiedział do czego to zmierza. Przy okazji mówiła tak głośno, żeby bracia Torre nie mieli wątpliwości.
- Masz im nie poświęcać żadnej uwagi... Wybierz albo oni, albo ja! - szła na żywioł testując jak dużo chłopisko wytrzyma tej komedii, ale sama zapędziła siebie w kozi róg. Objął dłonią jej policzek i uniósł go na tyle, żeby ograniczyć jej widok tylko do swojej twarzy.
- Już dawno wybrałem - powiedział niemal czule. Nie niemal! To było czułe...! - Tylko ty i ja Kate - dodał - Nikogo trzeciego - zawarli niemą umowę obydwoje usatysfakcjonowani i nieświadomi w co się ładują. Miała go ochotę trzepnąć z całej siły w tą ciepłą i przyjemną rękę, a później zmyć z siebie wszelkie ślady dotyku wzbudzającego wstrętne rozkoszne emocje, ale nie mogła tego zrobić... Też musiała to odegrać od początku do końca...
- No to się świetnie składa... - odchrząknęła patrząc ostrzegawczo. A raczej starając się, bo zwycięski uśmieszek bezlitośnie wystawiał na próbę jej umiejętności aktorskie. Rzuciła się na głęboką wodę, ale czy nie to ją własnie kręciło najbardziej?






21 komentarzy:

  1. o rany...;D słów mi brak by to opisać, w prost- mega genialne!!!!!!!!;D
    M.

    OdpowiedzUsuń
  2. No ja jestem pod wielkim wrażeniem! Pisałam kiedyś, że chciałabym, aby coś zaiskrzyło między Kate i Ethanem...no i proszę mamy to! ;)
    Jakie to wspaniałe! ;)
    Cysia

    OdpowiedzUsuń
  3. A czy to nie było oczywiste? :D Znaczy, no ja nie wiem co tam sobie Nikki wymyśliła, ale ja im kibicuję, i nie wiem dlaczego-toż to porządny facet- nie lubię Adriana... Staję się bezwgzlędna?

    Wierna.
    Bez uczuć? :D

    OdpowiedzUsuń
  4. M., Cysia dziękuję :***
    Wierna właśnie miałam przyjemność dyskutowania z miłym panem, który nie uważa kobiet za równorzędnych ludzi, o ile w ogóle ludzi i planuje wyrzucić żonę na zbity pysk(cytat), więc twoja uczuciowość jest olbrzymia, a wręcz gigantyczna w porównaniu do niego... Ale jak to się mówi "klient nasz pan" prawda?
    I uwierz mi Nikki sobie wymyśliła, że... uhh! :D Biedny Adrian :( Jeszcze go pokochasz! ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. No dopiero wyszłam z pracy... A tu taka niespodzianka! :-) Zabieram się za czytane.
    Lena
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział fenomenalny! :D Aż iskrzy!
    Wierna -> Twarda na zewnątrz, a krucha w środku?! :P Ja tak mam...
    Lena

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeja! Zaraz eksploduje z dumy! :D Jak tak sobie czytam jakie z Was twardzielki to się zastanawiam dlaczego to ja muszę stworzyć Kate... Znaczy niby nie muszę prawda, ale mnie do twardego charakteru jest bardzo daleko, więc tym większą kreatywnością muszę się wykazać :) A z drugiej strony mój mąż mówi, że pisząc o Harvey'u opisałam swój charakter i złośliwą cechę (zawsze mam rację), a on taki miękki chyba nie był... Więc jest dla mnie jakaś nadzieja...

    OdpowiedzUsuń
  8. Próbuję właśnie taka być. ;) Nie można sobie dawać skopać tyłka! Trza być twardym! :D

    Wierna.

    OdpowiedzUsuń
  9. No Wierna ma rację, to było oczywiste ;)
    I popieram jak najbardziej!! Trzeba być twardym, ale uważam, że nie w każdej sprawie... ;)
    Cysia.

    OdpowiedzUsuń
  10. I zapomniałam, Nikki bardzo dziękuję za "Awarię..." :) Pozdrawiam wszystkie panie i M.M. ;)
    Cysia

    OdpowiedzUsuń
  11. Witam
    W biegu bo w biegu, ale melduję, że czytam regularnie :) Już myślałam, że się pocałują :P, ale cóż będzie trzeba poczekać :) Lecę do pracy (nawet z chęcią, odkąd zwaliła mi się na głowę rodzinka z drugiego końca Polski :D).

    Pozdrawiam Dziewczynki
    A.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ale się rozpędziłaś... Nie planuje happy end na następny rozdział :D Dziwne są te momenty, kiedy praca jest wybawianiem prawda?
    Cysia - recenzję poprosimy jak skończysz :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Nikki, ależ oczywiście ;) Powiem szczerze, że już zaczynam lubić Matyldę, a Weronikę zabiłabym z uśmiechem na ustach ;)
    Cysia

    OdpowiedzUsuń
  14. Przerażające, że tacy ludzie naprawdę nas otaczają prawda? :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Witam miłe Panie;)
    jak tam dzionek mija?;)
    Skarbie jak przeczytasz mój komentarz to zrób mi kawki...;***
    M.M.

    OdpowiedzUsuń
  16. Dzionek staje na głowie, żeby mi zepsuć humor, ale jego niedoczekanie :)
    Kawkę to ja też poproszę!!

    OdpowiedzUsuń
  17. Kochanie, pójdziesz do sklepu po kawę to może i zrobię;***
    Nikki, Tobie już robię;D ;**
    M.

    OdpowiedzUsuń
  18. dobra... idę...;)
    M.M.

    OdpowiedzUsuń
  19. Ja dopiero wracam z pracy, nadrabiam zalegołośći! Myślałam, że sezon urlopowy w pełni i będzie mniej pracy a tu d...
    Rano kawka, a wieczorem winko albo coś mociejszego! ;-)
    Lena

    OdpowiedzUsuń
  20. Bardzo się cieszę, że mam za sobą ten tydzień. Dziwny jakiś był i słowo weekend brzmi jak ambrozja. Przed oczami pojawia mi się balkon, kwitnące lilie, czytanie, pisanie i jazda na rowerku :) Mmmm. Kocham letnie weekendy :)

    OdpowiedzUsuń

Znacie to uczucie kiedy jesteście powodem czyjegoś uśmiechu? Jest... Niesamowite!!