środa, 3 lipca 2013

The game of lies - rozdział 2

Kate z założonymi rękoma stała tyłem do mężczyzny siedzącego na piasku. On skulony trzymał przy nosie biały kawałek ręcznika papierowego, ona dzielnie utrzymywała pozory spokoju. W końcu przestał krwawić. Kilka kroków dalej Alice z Dave'm pokładali się ze śmiechu.
- Zawsze się tak rzucasz z pięściami? - Ian popatrzał w górę załzawionymi oczami.
- A kto Ci do jasnej cholery kazał macać mój tyłek?! - niewzruszona nieco teatralnym cierpieniem chyba już byłego znajomego Kate aż tupie nogą ze złości.
- Chciałem cię tylko wystraszyć ok?! - krzyknął po czym z jękiem złapał się znowu za nos.
Kate tylko uniosła dumnie głowę.
- No i mnie wystraszyłeś - burknęła obrażona.
- To miał być tylko żart!
- To masz nauczkę na przyszłość nie żartować z kobiecego tyłka - Alice podeszła do Kate i łapiąc ją za rękę pociągnęła w stronę baru - Jak twój kolega nieco ochłonie możecie do nas dołączyć - popatrzała przez ramie na Dave'a.
- Naprawdę muszą to robić? - mruknęła Kate, kiedy się oddaliły.
- Tak, a ty jesteś dobrą koleżanką i nie zepsujesz mi zabawy...

No i Kate przez najbliższe kilka godzin była dobrą koleżanką i nie zepsuła zabawy... Popijały drinka za drinkiem, a słońce dokładało swoje procenty do poziomu zabawy. Dave już śmiało flirtował z Alice, podczas, kiedy Ian mimo rauszu starał się nie zbliżać za bardzo do ciemnowłosej piękności. Ta patrzała na niego wyniośle za każdym razem jak się skrzywił podrażniając nos. No naprawdę wrażliwiec się znalazł! Nawet śladu nie miał!! Alice jak nakręcona opowiadała o tym jak wczoraj przyleciały, że przeszły ciężkie chwile w pracy i że bardzo potrzebują się rozerwać. To był moment w którym Ian usprawiedliwił w swoim mniemaniu Kate rozumiejąc już dlaczego tak mocno zareagowała i podjął ryzyko delikatnego przechylenia się na krześle w jej stronę. Okazało się, że panowie są już na wyspie od tygodnia i doskonale znają co najmniej kilka miejsc organizujących świetne imprezy. Oczywiście dla Alice było kompletnie nieistotne, że Kate zna ich znacznie więcej. Rozpromieniła się patrząc na Dave'a jak na bohatera.
- Skąd jesteście? - zapytał.
- Właściwie mieszkamy niedaleko - powiedziała Alice wyciągając twarz do słońca. Mężczyzna natychmiast przebiegł wzrokiem, po jej łabędziej szyi, dekolcie i płaskim brzuchu. Obie nadal pozostawały w samych kostiumach. Kate zaczęła się zastanawiać jak ona to sobie niby wyobraża. Powiedziała, że zamierza zaliczać ale nie do końca wiedziała jak to interpretować. Czy Alice chodziło tylko o wakacyjny romans i złamanie komuś serca, czy rzeczywiście zamierzała polować na wszystko co warte zawieszenia wzroku...?
- Kalifornia?
- Nie - Alice wbiła w niego szare oczy.
- Meksyk? - jego głos nie wyrażał zbytniego przekonania.
- Floryda - pomogła mu Kate. Nie miała cierpliwości do tych gierek i postanowiła nie być ich świadkiem, jeśli tylko będzie taka możliwość.
- Hmm... gorące dziewczyny! - zaśmiał się Ian - Pewnie lubicie szalone imprezy - to nie było pytanie. Ocenione, skatalogowane.
- Właśnie planowałyśmy się za jakąś rozejrzeć - Kate zatarła dłonie sugerując tym Alice, że miały już plany zanim poznały uroczych kawalerów.
- Pójdziecie z nami? - Alice zignorowała błyskawicę, która w nią strzeliła ze zwężonych, brązowych oczu - Jesteście tu dłużej, więc nie błądziłybyśmy tak bez sensu... - odwróciła się do swojego towarzysza i była na tyle blisko, że musiała wysoko zadrzeć głowę. Dave popatrzał jej chwilę w oczy. Naprawdę był przystojnym facetem z tą burzą ni to blond włosów dodatkowo rozjaśnionych przez słońce.
- A może spotkamy się tu o zmierzchu załóżmy o dziewiątej i gdzieś Was zabierzemy?
Otwierające się w szerokim uśmiechu różowiutkie usta słodkiej blondyneczki były najlepszym znakiem, że to doskonały pomysł.

- Nie! - Kate kategorycznie pokręciła głową.
- No serio, mam iść sama?! - Alice bliska łez usiadła obok niej na łóżku.
- Władowałaś mnie w podwójna randkę - jęknęła na widok jej przygaszonego spojrzenia i opuszczonych kącików ust - Nie interesują mnie flirty, a tym bardziej wprowadzanie kogoś w błąd - starała się nie okazywać złości.
- Przecież Ian jest bardzo sympatyczny i na pewno jak powiesz "nie" to zrozumie...
- Ali ja bym sobie nie życzyła, żeby Adrián imprezował z jakąś nowo poznaną dupą tylko dlatego, że jest sympatyczna. A skoro mnie by się to nie spodobało on też się wkurzy!
Alice przemilczała uwagę, że przecież o niczym się nie dowie wiedząc, że ten argument jej raczej nie przekona! Nie chodziło o to co się spodoba Adriánowi, a o to czego chce sama Kate.
- Ale przecież miałaś zamiar się bawić! Nie ZAbawić, tylko PObawić. Pójdziemy tam z nimi, ale poznamy pewnie masę innych osób! Nie będziecie się przecież trzymać za ręce, ani tańczyć w parach! Potańczymy trochę, powygłupiamy się... Przecież są wakacje... - ton biednej, skrzywdzonej dziewczynki wychodził jej perfekcyjnie. Szare oczy zaczęły podmywać łzy, dolna warga wysuwała się do przodu, ramiona kuliły się do środka, a dłonie niewinnie leżały na kolanach. I jeszcze to nieme oskarżenie "To przez ciebie mi smutno...". Poczuła głęboką satysfakcje widząc jak mina Kate mięknie, aż w końcu odwraca wzrok nie chcąc jej pokazywać jak szybko się poddała. Jakie to dziwne, że ta taktyka iście prymitywna jeszcze nigdy jej nie zawiodła...
- Obiecuje, że jak będzie niefajnie to wyjdziemy... - szturcha ją delikatnie ramieniem.
- Ok, ale ostrzegam, że jak Ian nie zrozumie odmowy rozprawie się z jego nosem ostatecznie!
"Ok" to magiczne słowo po którym Alice zarzuca jej ręce na szyję i całuje mocno w policzek.
- Dziękuję!! - świergocze wymachując nogami w czasie zeskakiwania z łóżka - Czułabym się strasznie idąc bez ciebie! - krzyknęła już zza drzwi.
Kate opadła plecami na materac. Przecież mogła się tego spodziewać zamiast ciągle dziwić... Miała nadzieję, że Alice niedługo tak się rozkręci, żeby nie ciągnąć jej wiecznie za sobą. Przecież nie mogła oczekiwać, że będą razem chodzić na imprezy w celu podbojów... Była w szlafroku kąpielowym, a na głowie miała turban z ręcznika. Czuła się zmęczona po całym dniu spędzonym na słońcu i w wodzie. Dotleniona i odurzona wyparowującym alkoholem. Miały jeszcze prawie dwie godziny do wyjścia, więc chyba nic się nie stanie, jeśli chwilkę się zdrzemnie... Kilka minutek... Zamknęła oczy i zaczęła się zastanawiać jakie miejsce wymyślą panowie, żeby wywrzeć wrażenie. Dave chyba nie ma złudzeń co do zamiarów Alice, z kolei Ian raczej nie powinien mieć żadnych nadziei! Ciekawe, czy przyjdzie reszta chłopaków i dlaczego tak szybko się zmyli po meczu. Nawet nie wiedziała, kiedy zupełnie odpłynęła w krainę snu.

Alice czesała się po raz czwarty decydując się ostatecznie zostawić włosy takie jakie są jedynie nad prawe ucho wsuwając różową orchideę, którą zerwała z krzaczka przed domem. Popatrzała krytycznie w lustro i uznała, że jest ok! Jej krótka asymetryczna fryzurka była mało elastyczna jeśli chodzi o upięcia... Z lewej strony kończyła się nad uchem, a z prawej drapieżnym pazurem schodziła na policzek. Na szybko zrobiła ciemny makijaż. Oj malować to ona się umiała! Kiedy dostawała wezwania w środku nocy potrafiła przybyć błyskawicznie na miejsce zbrodni w pełni ubrana, pomalowana i z kubkiem kawy. Tak... prędkość opanowała do perfekcji. Usiadła na łóżku obok kusej błękitnej sukienki i zamyśliła się przez chwilę. Cały dzień, kiedy wybuchała śmiechem, kiedy rozkoszowała się widokiem, wodą i powietrzem, kiedy podziwiała segmenty mięśni na ciele Dave'a czuła dziwne ukłucia w okolicy mostka. Wiedziała co to, ale nie chciała się przyznać sama przed sobą, że ma wyrzuty sumienia przez to, że tak bardzo cieszy się życiem. Czy mogła to robić tak bezkarnie po tym wszystkim co się wydarzyło? Czy mogła udawać, że wszystko w porządku? Widziała, że Kate nadal strasznie cierpi, że smutek w jej oczach powstaje nie tylko na myśl o Adriánie... Widziała momenty w których koleżanka walczy o uśmiech już w Miami, widziała jak wygląda, kiedy się ją zostawi własnym myślom... Alice umiała się lepiej maskować, ale efekt tego był tylko taki, że nie miała się na kim wesprzeć, bo nikt nie wiedział o jej uczuciach. A teraz znowu kłucie w klatce dało jej do myślenia. Czy miała prawo się tak cieszyć?


"- Musicie na siebie bardzo uważać ok? - stali wszyscy w pokoju odpraw i ostatni raz przysłuchiwali się instrukcją Kate - Strzelajcie kiedy tylko cokolwiek wam się nie spodoba i pamiętajcie, że o tej porze mogą się tam zakręcić jakieś dzieciaki - zaznaczyła po raz setny z wściekłością - Jak się dostaniecie tutaj - zaznaczyła miejsca na mapie - Wskoczycie za betonowe występy, ale musicie najpierw przejść przez ten kurewsko otwarty teren.
- Myślę, że zrozumieliśmy mamo - odezwał się Sharp stojąc tyłem do niej. Obydwoje z Whellerem stali w swoich nieskazitelnych czarnych garniturach i nie było pod nimi widać ani kamizelek kuloodpornych, ani większego uzbrojenia. Zupełnie jakby nawet nie planowali brać w tym czynnego udziału.
- Wychodzimy! - zarządził swoim naturalnie niskim, żołnierskim głosem.
Kate popatrzała w oczy Alice, a ta jej mrugnęła pocieszająco, chociaż czuła doskonale to samo. To się nie mogło dobrze skończyć. Patrzała jak wieczny optymista Keith podchodzi i jakby nigdy nic obejmuje mocno przyjaciółkę. Kate coś mu szepnęła, a on odpowiedział. Uśmiechnęła się obejmując go za szyję, ale jej wzrok powędrował do oczu, które uważnie im się przyglądały. Nienaturalnie niebieskie i lodowate jak ich właściciel. Agent Wheller właściwie w ogóle się nie odzywał obserwując wszystko odrobinkę przerażającymi i przeszywającymi na wskroś oczami. Zawsze stał u boku dominującego partnera akceptując każde jego słowo i każdy rozkaz w milczeniu. Jego spojrzenie odbierało Alice pewność siebie, nie pozwalało jasno myśleć, zdawało się wnikać w jej umysł. Kate nawet nie mrugnęła, kiedy patrzała na niego z żalem i wyrzutem. Nie bała się go, bo go nie szanowała. Nie szanowała go, bo według niej był nijaki. Był zobojętniałą marionetką. Keith po raz ostatni poklepał ją po ramieniu i kiwając głową Alice ruszyli do wyjścia. Ku nieuniknionemu"


- Dlaczego mnie nie budzisz?!! - przerwał jej głośny krzyk z sąsiedniego pokoju. Poderwała się wystraszona nie wiedząc co się dzieje. Zrzuciła szybko szlafrok i naciągnęła na siebie sukienkę wiążąc ją na szyi. Wybiegła uderzając drzwiami o otwarte drzwi Kate. Zastała ją w samej czarnej bieliźnie biegającą bez ładu i składu po sypialni.
- Usnęłam. Czemu mnie nie obudziłaś... - jęknęła płaczliwie biegnąc do łazienki.
- Hej spokojnie - Alice nie mogła rozumiejąc o co chodzi - Przecież nic im nie będzie jak chwilę poczekają!
- Umówiłaś się... - jak strzała przebiegła przez pokój. Otworzyła najniższą szufladę komody i ostrożnie wyciągnęła czarne szorty i białą bluzkę.
- Idziesz na imprezę w spodenkach?
- Tak idę na imprezę w spodenkach! - odparła bezdyskusyjnie - W podskokach naciągnęła je na nogi potykając się o buty i wbiegła do łazienki. O co chodzi?! Rozległ się dźwięk suszarki. Alice zajrzała do łazienki i zobaczyła jak koleżanka na małej powierzchni w wielkim pośpiechu suszy włosy.
- Daj pomogę ci - wyciągnęła ją jej z ręki i przeczesała włosy. Były lśniące, zdrowe i błyszczące. W stanie wilgotnym wiły się i kręciły dookoła jej głowy i twarzy, ale po wysuszeniu same ułożyły się w miękkie fale opadając ciężko na plecy. Skarb, a nie włosy!
- Mogę cię pomalować?
- Pod warunkiem, ze nie będę wyglądała jak prostytutka.
Alice pokręciła zrezygnowana głową.
Kate doskonale wyglądała w odcieniach brązu i złota. Jej karnacja, włosy i oczy były właśnie w tych barwach. Miała bardzo wyraziste rysy. Pełne usta, mocno zaznaczone kości policzkowe, duże oczy ułożone pod lekkim skosem, mały lekko zadarty nosek i te ładne fale okalające całokształt. Nie była żadna klasyczną pięknością, ale było w niej to coś co zdecydowanie przykuwało uwagę.
- Już?! - popatrzała na nią zdziwiona dwie minuty później.
- Nie potrzebujesz więcej... - Alice z daleka oceniła dzieło. Brąz z domieszką ciemnej zieleni na powiekach i troszkę maskary załatwiło sprawę. Naprawdę nie potrzebowała więcej upiększeń!
- Czyli możemy już iść - zerknęła na zegarek na nadgarstku i westchnęła ciężko.
- Czy mi się wydaje, czy bardziej się tym spinasz ode mnie?
- Nie spinam się tylko nie lubię się spóźniać - zabrała z komody telefon wsuwając go do tylnej kieszeni spodenek i wystrzeliła w stronę drzwi nawet nie patrząc w lusterko. Alice wyszła z łazienki i wybuchnęła śmiechem.
- Kate! - zawołała za nią.
- Pospiesz się!
- Chodź tu!
- Co się stało? - zajrzała do pokoju.
- Mogę się mylić, ale chyba o czymś zapomniałaś - uniosła do góry białą bluzkę z krótkim rękawem.
Kate popatrzała na swój stanik wybuchnęła śmiechem. To by się panowie zdziwili!

Kate spodziewała się, że zabiorą je do jakiejś niemożliwie dusznej i głośnej dyskoteki, ale była mile zdziwiona widząc jedną z plażowych imprez. Od razu zrobiło się raźniej. Uwielbiała je! Zresztą uwielbiała wszystko co związane z wodą i plażą. Alice również wyglądała na zachwyconą. Tylko, że Alice była zachwycona nie tylko wizją fajnej potańcówki na świeżym powietrzu. Dave przy każdej nadarzającej się okazji dotyka jej pleców, bioder i ramion. Było to bardzo przyjemne i zadziwiająco pobudzające.
- Gdzie macie resztę chłopaków? - Kate zagaduje Iana. Gdyby przyszli wszyscy wyglądałoby to na fajny wypad w gronie znajomych. Teraz wyszło na to, że naprawdę są na randce...
- Gdzieś się tu kręcą - szedł koło niej z rękoma w kieszeniach jeansów. Nie sądziła, żeby próbował jeszcze szczęścia. Niechcący bardzo wyraźnie nakreśliła granice. Weszły na drewniany parkiet i rozejrzały się dookoła zadowolone. Alice od razu zaczęła wystukiwać stopą wesoły latynoski rytm rozbrzmiewający z głośników.  
- Napijemy się czegoś? - Dave pochylił się nad nią, żeby nie krzyczeć.
- Jasne! - odpowiedziała uśmiechając się, kiedy poczuła dużą dłoń na plecach.
- Może uda nam się dopchnąć do baru - poprowadził ją do otoczonego kolorowymi kwiatami bufetu. Kątem oka zobaczyła, że Ian toruje drogę Kate, a ta się nie buntuje. Poczuła się spokojniejsza i postanowiła skupić na zabawie. Usiadła na wysokim barowym krześle, a Dave stanął koło niej opierając się łokciem o blat.
- Mai Tai? - zapytał.
- Rano prawie zwalił mnie z nóg...
- To będzie taki specjalny - uśmiechnął się znowu chwilę za długo przytrzymując jej spojrzenie. Podobały jej się te podchody... Pochylił się nad barem i złożył zamówienie. Popatrzała na otaczających ich ludzi. Wszyscy byli już mniej lub bardziej wstawieni, tańczyli do gorących hiszpańskich i kubańskich rytmów, rozmawiali, wygłupiali się, czyli wszystko co można robić na imprezie.
- Proszę - Dave podał jej szklankę. Była wysoka, a płyn ją wypełniający podzielony na trzy kolory. Od ciemnego pomarańczu na samej górze schodził do coraz jaśniejszego. Zamieszała zawartość słomkę i upiła. Był zdecydowanie łagodniejszy.
- Pyszny - pochwaliła mężczyznę intensywnie się jej przyglądającemu.
- Cieszę się - uśmiechnął się i upił łyk ze swojej szklanki - Kate była bardzo zła? - wskazał brodą w kierunku w którym Kate udała się z Ianem.
- Nie... Przynajmniej nie bardzo - dodała ze śmiechem.
Gawędzili właściwie o niczym konkretnym, a zawartości szklanek ubywały. Najpierw jednej kolejki, później drugiej. Dowiedziała się, że jej towarzysz jest deweloperem z Chicago, że jeden z chłopaków jest jego bratem, a reszta to dobrzy kumple. Podpytała też o Iana, który również w Chicago prowadził duży warsztat samochodowy.
- To będą mieli o czym rozmawiać - zaśmiała się.
- Kate lubi samochody?
- Ogólnie motoryzacje.
Po około trzydziestu minutach Dave już swobodnie trzymał swoją dłoń na jej złączonych udach, a ona rękę na jego ramieniu.
- Może zatańczymy? - zapytał.
- Chętnie - przechyliła głowę łapiąc go za rękę. Miał ciepłą dużą dłoń. Pociągnął ją na środek parkietu, gdzie właściwie zniknęli w tłumie imprezowiczów. Kiedy objął ją w pasie i przyciągnął do siebie prawie jęknęła. Oparła dłonie na ramionach i zsunęła je na te imponujące bicepsy, które tak dokładnie oglądała kilka godzin temu. Ich połączone biodra ruszyły w jednym rytmie napędzanym przez mężczyznę, a Alice przymknęła oczy od napływu delikatnej, zmysłowej przyjemności. Muzyka była szybsza niż ich ruchy, ale wcale im to nie przeszkadzało. Zerknęła gdzieś w bok i zauważyła Kate doskonale bawiącą się w grupie kilku osób. Nie musiała się nią przejmować, nie było potrzeby martwić się czymkolwiek. Mogła po prostu oddać się temu czego tak długo sobie odmawiała. Czystej zabawie. Nim zabrzmiały ostatni tony utworu Dave wodził ustami po jej szyi, a ona przyciągała go niecierpliwie domagając się więcej. Duża dłoń zjechała na jędrny pośladek i przez krotką chwilę szukała jakiegokolwiek śladu bielizny. Nie znalazła. Przyciągnął ją jeszcze bardziej i wyraźnie czuła jak bardzo przyspieszył mu oddech. Myśl, że go podnieciła była dziwnie upajająca. Dużo bardziej niż to, że sama jest u kresu wytrzymałości. Dave uniósł głowę i rozmyte złoto jakie zaświeciło w jego oczach przekonało ją o tym jak bardzo pragnie właśnie tego faceta. Patrzał na nią przez chwilę
- Nie chciałbym za chwilę dostać po zębach... - uśmiechnął się chłopięco...
Silny, przystojny mężczyzna trzymał ją w ramionach własnie kończąc grę i otwarcie mówiąc o swoich zamiarach.
- Pytasz mnie o zgodę? - drżenie w głosie ją zdradziło.
- Wolę w tą stronę - uśmiechnął się.
Nie zastanawiała się, wyparła to jak dziwna jest to dla niej sytuacja, nie analizowała, nie pozwalała wkraść się zwątpieniu. Odczuwała i żyła. W zupełności zaufała swojemu ciału, swoim emocjom i facetowi, którego właśnie całowała.
- Chcę - wyszeptała pomiędzy ułamkami sekund na złapanie oddechu - Teraz.
Potężne ramie porwało ją do góry, zakręciło jej się w głowie, a język wyczyniał takie rzeczy jak wtedy, kiedy całowała się z chłopakami po dyskotekach. W liceum... Co najmniej dziesięć lat temu. Boże przecież właśnie całuje się z chłopakiem na dyskotece!

Kate szybko znalazła wybawienie od kłopotliwego sam na sam z Ianem. Usiedli w pewnym oddaleniu od Alice i Dave'a i nie mogła mieć o to pretensji, bo para wyraźnie potrzebowała samotności. Ian zapytał czego się napije, a ona bez wahania zamówiła wódkę z lodem. Jak się bawić to się bawić! A była nastawiona na zabawę jak nigdy! Szybko przeszli do swobodnej konwersacji tak jak Alice przypuszczała odnajdując wspólną pasję w motoryzacji. Czuła się przy nim zadziwiająco swobodnie i starała się nie roześmiać z jego miny, kiedy oznajmiła mu, że pracuje w policji.
- Naprawdę jesteś gliną?! - wykrzyknął, kiedy otrząsnął się z pierwszego wrażenia.
- A co w tym takiego nieprawdopodobnego? - roześmiała się.
- Chodzisz w mundurze i wypisujesz mandaty?
- Nie... Jestem detektywem, więc chodzę jak mi się podoba i tropie.
Pokiwał głową z uznaniem. Naprawdę był pod wrażeniem i teraz patrzał na nią jeszcze zachłanniej. Pomyślała, że wpadła z deszczu pod rynnę, więc musiała szybko ostudzić jego zapał.
- Co to za ptak? - zapytał dotykając jej ramienia wierzchem palców. Niby tylko wskazał o co mu chodzi, ale tak naprawdę była to kiepsko kamuflowana pieszczota. Tak swoją drogą bardzo przyjemna pieszczota i tym większy dreszcz niechęci przebiegł jej po plecach. Uniosła ramie i popatrzała na dumnego i groźnego feniksa. Jakby dopiero co startował do lotu z uniesionym łbem i rozłożonymi skrzydłami z których sypały się iskry. Z długiego pięknego ogona, który kończył się aż przy łokciu lały się płomienie.
- Feniks.
- Oznacza twój ognisty temperament? Też wychodzisz z płomieni? - przysunął się bliżej udając, że chce się lepiej przyjrzeć.
- Nie. Jest bardzo ważnym symbolem - zastanawiała się ile powiedzieć, żeby za dużo się nie dowiedział, ale żeby poczuł się usatysfakcjonowany i nie drążył dalej tematu - Symbolem mojego pochodzenia i mojej przynależności. Długo by opowiadać - zbyła go machnięciem ręki.
- Wiesz, że w chińskiej symbolice feniks jest łączony ze smokiem?
Taaa... Znawca chińskich symboli!
- Idealna para! - prychnęła udając, że nie pamięta o jego tatuażu - Smok podpala feniksa, a ten się odradza i tak w kółko! Zakrawa mi to na małą patologię - śmiała się dalej w najlepsze ciesząc się z jego malejącego zapału. Przeczesuje włosy palcami świadomie machając mu przed nosem pierścionkiem. Fajny z niego facet i chętnie poznałaby się z nim bliżej. Jest dowcipny i mają już co najmniej jedno wspólne zainteresowanie, ale nie pociąga jej. A nawet jeśli by tak było nie jest zainteresowana przygodną znajomością.
- Kate?! - usłyszała głos przekrzykujący muzykę i hałas. Odwróciła się w kierunku z którego dobiegał i przez chwilę się zastanawiała skąd zna chłopaka przepychającego się do niej przez tłum.
- Mateo?! - nie mogła uwierzyć, kiedy serdecznie go uściskała. Poznali się rok temu kiedy była tu z Adrianem. Mateo był ze swoją dziewczyną, której teraz nie widziała. Mężczyźni bardzo się polubili ponieważ obydwoje są lekarzami i właściwie wszystkie nocne balangi i pijaństwa spędzili razem. Kiedy wyjeżdżali Kate w życiu by nie pomyślała, że spotkają się ponownie.
- Co za niespodzianka! - popatrzał chwilę na Iana, kiedy wypuściła go z objęć.
- Poznajcie się - szybko się zreflektowała - To mój kolega Mateo. Poznaliśmy się tu w zeszłym roku. Mateo to mój kolega Ian poznaliśmy się w tym roku - dokonała prezentacji. Gdzie masz Lori?
- Lori gdzieś się tu kręci. Ucieszy się kiedy cię zobaczy.
- No ja myślę! Do kiedy jesteście? - zapytała już zacierając ręce na to, że nie będzie siedziała sama, kiedy Alice będzie się bawiła... zabawiała.
Tak jak myślała po chwili dołączyła do nich przemiła brunetka z milionem piegów, a razem z nią jeszcze dwie pary, które im towarzyszyły. Ian cały czas grał dobrą minę do złej gry, a Kate rozkwitała z każdą sekundą. Krzywym uśmiechem odprowadziła Alice, która ciągnęła Dave'a w stronę plaży, ale nie martwiła się o nią. Potrafią o siebie zadbać obie!
- Porywam - Mateo niespodziewanie złapał ją za rękę i pociągnął w stronę tańczących. To też już przećwiczyli w zeszłym roku. Kate nie była jakąś specjalnie utalentowaną tancerką, ale hiszpańska krew nie pozostawała nigdy obojętna na gorące rytmy salsy. Wirowali pomiędzy innymi parami doskonale się przy tym bawiąc. Kate raz za razem obracała się pod jego ręką dookoła własnej osi zupełnie tracąc oddech. Kiedy utwór się skończył obydwoje bez tchu zaczęli iść powoli w stronę baru.
- Co tam u Adriana? - zapytał chłopak.
- Błagam nie każ mi teraz o tym myśleć... Pracuje...
- Ale nadal jesteście razem?
Popatrzała na niego i zauważyła, że ten obserwuje z daleka Iana.
- Oszalałeś?! - uderzyła go w ramię - Oczywiście, że jesteśmy razem! Ian to tylko kolega. Właściwie nawet nie kolega. Znajomy! Moja przyjaciółka zabawia się z jego przyjacielem, więc z braku zajęcia razem się upijamy.
- Spokojnie... Przecież nic nie mówię!
- Ale patrzysz...
Spędziła w wesołym gronie jeszcze kilka przezabawnych godzin. Nawet Ian w końcu poczuł się zupełnie swobodnie. Tańczyli razem kilka razy, ale chyba pogodził się z faktem, że nie zaliczy... Przynajmniej nie Kate. A już zwłaszcza po tym jak Mateo wydał krótkie przemówienie na temat tego jakim to Adrian jest świetnym facetem. Oczywiście wszyscy mu dokuczali, że musi być bardzo zawiedziony widząc tylko Kate, ale ona sama wiedziała co mężczyzna zamierzał osiągnąć i była mu za to wdzięczna. Koło trzeciej poczuła się znużona i śpiąca.
- Będę się już zbierała - powiedziała Ianowi. Przecież przyszli tu razem, więc powinna go zawiadomić.
- Już? - zapytał zawiedziony.
- Jestem wykończona - nie chciała, żeby pomyślał, że się nudzi.
- Odprowadzę cię - wstał z miejsca przy stoliku, który ostatecznie zajęli z grupą znajomych. Pożegnali się ze wszystkimi i ruszyli nie cichnącymi ulicami centrum w stronę Kapiolani, gdzie mieszkały z Alice. Spory fragment drogi przebyli w milczeniu.
- Byłaś tu w zeszłym roku? - zapytał w końcu, kiedy wchodzili na ładną czyściutką uliczkę.
- Tak naprawdę jestem tu po raz czwarty.
- Nie znudziło ci się O'ahu?
- Za każdym razem odkrywam je na nowo.
Zatrzymała się koło małego białego domku. Dzisiaj światła u sąsiadów świeciły się w zasadzie w każdym oknie. Hmm... Też wrócili z imprezy?
- To tutaj - wskazała ciemny domek otoczony pięknymi budowlami.
- Ładny - uśmiechnął się Ian.
- Mały, ale dla nas w sam raz.
Zamilkli, kiedy patrzał jej intensywnie w oczy. Czy on chciał...?
- Dziękuję za odprowadzenie i za cały wieczór. Świetnie się bawiłam - powiedziała szybko podkreślając czas przeszły.
- Ja też się dobrze bawiłem - jego ton wskazywał, że mógłby lepiej.
- Dzięki za odprowadzenie - wycofała się - Pewnie spotkamy się niedługo na plaży.
- Jasne - pokiwał głową, ale powiedział to już do jej pleców. Kate w obawie, że mężczyzna będzie oczekiwał wylewniejszego pożegnania szybko ruszyła do drzwi marząc, żeby już je za sobą zatrzasnąć. Jej uwagę przykuł ruch w oknie na piętrze sąsiedniego domu. Jeszcze nie miała przyjemności z jego mieszkańcami. W oknie wychodzącym vis-a-vis jej balkonu stał mężczyzna. Nie widziała go wyraźnie, bo światło padające na niego od tyłu dawało tylko ciemny zarys sylwetki. Stał z uniesioną ręką jakby rozmawiał przez telefon. Popatrzała chwile na niego mając wrażenie, że on patrzy na nią, ale świadoma obecności Iana otworzyła swoje drzwi i szybko weszła do środka przekręcając zamek. Uff! Bezpieczna!




 
 

6 komentarzy:

  1. Mała niespodzianka :) Udało mi się napisać, więc jak widzicie nie zawsze odstępy będą jakoś specjalnie długie :)
    Za niedługo wyjeżdżam na długo oczekiwany koncert Iron Maiden i wrócę dopiero późnym wieczorem. Ale nawet wtedy chętnie rozpatrzę wszystkie uwagi. Pozdrawiam Was i życzę miłego dnia ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Baw się dobrze;** pa;**
    M.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj, przyzwyczaiłam się do takiego niekończącego się potoku słów po Crossie, a tu nagle upss... już komentarze. :D Muszę się przestawić. :)
    I chyba, oczywiście chyba, bo nic Cię nie wie w tej opowieści, tajemniczy Pan z molo i cień z balkonu będzie naszym bohaterem głównym!? :D Uhuhu, nie mogę się już doczekać!

    Wierna, która nadrabia chyba cały czerwiec. :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Cierpliwości kochana ;) Już niedługo wszystkiego się dowiecie :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham niespodzianki :-) Właśnie wracam do domu a usmiech nie schodzi mi z twarzy ;-)
    Baw sie dobrze Nikki
    Milego dnia
    Lena

    OdpowiedzUsuń
  6. Już jestem cała i nie poturbowana (może odrobinkę podeptana) i biorę się do roboty ;)

    OdpowiedzUsuń

Znacie to uczucie kiedy jesteście powodem czyjegoś uśmiechu? Jest... Niesamowite!!