piątek, 12 lipca 2013

The game of lies - rozdział 5

Kate pożegnała się z gospodarzami i zostawiając Alice pod opieką Oscara poszła do domu. Facet nosił jej przyjaciółkę na rękach, a ona sama wyglądała jak najszczęśliwsze stworzenie na ziemi. Kate powiedziała, że weźmie taksówkę, ale potrzebowała spaceru do przemyślenia sobie wszystkiego. O coś chodziło... Była tego pewna i nie mogła przestać o tym myśleć. Przypadki nie istniały przynajmniej w jej życiu i w całym jej świecie. Nie wierząc w nie uratowała wielu ludzi od niechybnej śmierci. Wielu, ale nie wszystkich.
Na przykład nie udało jej się powstrzymać Anthony'ego C. Sharpa przed wysłaniem Keitha na pewna śmierć. Jej się nie udało, bo za słabo próbowała i będzie tego żałowała do końca życia, ale znała kogoś kto nawet nie próbował. Nie próbował, chociaż prawdopodobnie wiedział, że to głupota w biały dzień z podniesionymi rękoma wchodzić do kryjówki wroga. I jego powinno się zlinczować za obojętność i niemą zgodę... A teraz tu był... Przez przypadek? Nie ma przypadków!!!
Kiedy po godzinnym spacerze i zżymaniu się z myślami dotarła do domu od razu zerknęła w okna sąsiadów. Na parterze paliło się światło. Zamknęła za sobą drzwi ciągnąc za klamkę i sprawdzając, czy aby na pewno nikt przez nie nie przejdzie. W sypialni nie włączała światła, żeby nikt nie zauważył, że już wróciła... Zafundowała sobie długi, gorący prysznic pozwalając na rozluźnienie mięśniom. Była taka spięta z nerwów jakby przesadziła z treningiem. Nasmarowała się swoim ulubionym owocowym balsamem i wysuszyła włosy. Bolał ją kark, kiedy się schyliła, żeby skierować podmuch na nasadę włosów. Przydałby jej się teraz Adrián i jego cudowne dłonie. Chociaż... Stado motyli przeleciało jej w podbrzuszu. Gdyby tu był pomógłby jej zapomnieć o jakichkolwiek problemach, a jego cudowne dłonie przydałyby się do czegoś zupełnie innego. Właściwie to miała straszna ochotę do niego zadzwonić i się wypłakać, ale musiała się powstrzymać przed obciążaniem go jeszcze większą ilością trosk. Wiedziała, że bardzo przeżywa głód i nędzę swoich pacjentów... Wiedziała, bo sam jej o tym mówił dzisiaj, a właściwie wczoraj rano. Musi sobie poradzić z tym sama... Założyła na siebie szarą koszulkę na ramiączkach i króciutkie czarne szorty i władowała się prosto pod kołdrę. Usłyszała otwieranie się drzwi na dole i śmiech Alice. No tak... Minęły już prawie dwie godziny od jej wyjścia z imprezy. Ciche głosy na dole po chwili ustały, a kroki po schodach należały tylko do jednej osoby. No proszę... Kulturalny i porządny... Nie zaliczy na drugiej randce? Alice cichutko weszła do swojego pokoju, a Kate obróciła się na plecy. Ona nigdy nie robiła problemu z liczeniem randek. Oczywiście nie puszczała się na prawo i lewo, ale wychowana w domu w którym nie istniało żadne tabu była zdecydowanie bardziej otwarta niż Alice. No choćby pierwsze spotkanie z Adriánem... Znowu ścisnęło ją w podbrzuszu na wspomnienie tego jak oszalał wtedy na jej punkcie. Płonął, a ona go ugasiła. Spotkali się jeszcze tego samego wieczoru i spędzili cudownie bezsenną noc. O tak... Przydałby jej się teraz mężczyzna... Jej mężczyzna oczywiście, żaden inny! Rozbłysk światła przykuł jej uwagę do okna. Rozbłysk... Zapalenie nocnej lampki w pokoju na przeciwko... Zobaczyła poruszającą się w półmroku postać. To był on... Zacisnęła zęby nagle zdenerwowana i zamarła, kiedy Ethan powoli rozpinając guziki zdjął z siebie koszulę. Stał tyłem do okna i widziała mroczny zarys jego ramion, talii i lekko rozstawionych nóg. Przez chwilę nie mogła się nawet zdobyć na mrugnięcie. Aż otworzyła usta ze zdziwienia. Nie chce wchodzić jej w drogę i się przed nią rozbiera? Drgnęła dopiero kiedy jego ruchy wskazały na rozpinanie spodni, które po sekundzie opadły na podłogę. Kate szybko odwróciła się na bok zaciskając oczy. Czuła jak policzki jej płoną, a serce wybija mocny rytm. Adrián, czemu cię tu nie ma?!!!

W głowie coś jej dudniło... Co za straszny sen... Nienawidziła snów w efekcie których się budziła. Hałas ustał, ale szybko się powtórzył. Otworzyła oczy, żeby w końcu przeminął i dał jej spać dalej, ale nie przeminął... Walenie się powtórzyło raz jeszcze i tym razem z jej głowy wyszło na korytarz, schodami na dół i zatrzymało się na drzwiach wejściowych. Co jest?! Ktoś przyszedł o tej porze?! Poderwała się szybko i na poły zdenerwowana i zaspana pobiegła na dół. Nastawiona co najmniej wrogo otwarła drzwi gwałtownie szarpiąc za klamkę. Jakież było jej zdziwienie, kiedy zobaczyła opartego jedną ręką o ścianę Joe.
- Coś się stało? - zapytała niepewnie, bo nie rozumiała jaki może być inny powód jego natarczywego najścia.
- Ciałem tylko cośpowiedzieć! - wybełkotał.
- Co takiego chcesz mi powiedzieć co nie może poczekać do rana? - oparła się ramieniem o ramę drzwi.
- Ciałem tylko cośpowiedzieć! - powtórzył śmiesznie połykając „coś”.
- Słucham cię – odparła zupełnie spokojnie.
- Rozmawiałem z nim! Prawie musiałem go do tego zmusić!
- Ok. Z jakim "nim" i mów troszkę ciszej, bo Alice już śpi.
- Oj! - wyszeptał przykładając palec do ust – Nie chcę jej budzić.
- Słusznie – nie mogła ukryć śmiechu.
- Chciałem tylko powiedzieć – zaczął od początku siląc się na dokładne wypowiadanie słów – Że rozmawiałem z nim i wszystko mi powiedział – pauza.
- No i co w związku z tą rozmową? - ciekawe jakie "wszystko" miał na myśli... Domyśliła się, że owy "on" to Ethan.
- Wszystko mi powiedział. To porządny facet! – wysunął wskazujący palec do góry.
- Mhm – mruknęła z przekąsem.
- Przyznaje, że potrafi być dupkiem! - zatoczył się lekko do tyłu.
- No proszę coraz ciekawiej...
- I wiem już wszystko i chciałem powiedzieć, że nie macie podstaw, żeby mnie nie lubić!
Kate ukradkiem prychnęła śmiechem.
- No nie mamy – przyznała.
- I bez względu na wszystko uważam, że jesteście tu najfajniejszymi dziewczynami na tej wyspie i chce się z wami zakolegować – stanął prosto lekko się zataczając podkreślając wagę swoich słów głośnym tupnięciem.
- Ok – podrapała się po głowie zastanawiając jakby go tu wykurzyć.
- Ok? - zdziwił się. Nagle w furtce pojawił się nie kto inny jak sam przyjaciel nowego kolegi. Długim, acz spokojnym krokiem dotarł do drzwi.
- Przepraszam, myślałem, że tylko żartuje mówiąc, że do was idzie – zaczął się tłumaczyć kładąc rękę na ramieniu kolegi.
- Całkiem przyjemnie się rozmawia – Kate odruchowo poprawiła koszulkę nie zamierzając kończyć rozmowy. Błyskawicznie lustrując Ethana zauważyła, że ma krzywo zapiętą koszulę. Musiał się ubierać naprędce, kiedy zauważył, że Joe naprawdę do nich poszedł - Właśnie doszedł do momentu, że jesteś dupkiem - patrzała na niego zadziornie. Uśmiechnął się pod nosem w ogóle niezrażony. Musiała patrzeć zadziornie, bo inaczej też by się uśmiechnęła.
- Co tu się dzieje? - zaspana Alice zawinięta w ażurowy, rozpinany sweter wyłoniła się zza Kate. Potarła zaspane oczy ze zdziwieniem patrząc na zebranych.
- A mówiłaś, że śpi! - prawie krzyknął Joe. Kate zaczynała boleć twarz od wstrzymywanego śmiechu. Oparła się plecami o ramę drzwi robiąc miejsce Alice.
- Musiało mi się wydawać – wzruszyła ramionami.
- Joe idziemy – Ethan złapał go mocniej za ramię.
- Ale chwileczkę – znowu uniósł palec w niebo – Ja tylko...
- Chciałem coś powiedzieć – dokończyła Kate nadal udając, że słucha z pełna uwagą.
- No właśnie – przytaknął Joe – Chcę powiedzieć, że nic wam nie zrobiłem i chcę się z wami zakolegować!
Kate popatrzała na zdezorientowaną Alice z otwartymi ustami oglądającą scenę.
- Ok – powiedziała niepewnie.
- No! - ryknął Joe – Ona też mówi ok! - zwrócił się do Ethana – A mówiłeś, że mnie wykopią zanim zdążę się przywitać! - tym razem Kate już nie wytrzymała i zaczęła się głośno śmiać.
- Słuchaj mam propozycję – zaczął Ethan ugodowym tonem nie potrafiąc zmyć uśmiechu z ust – Pójdziemy teraz do domu, a kiedy już wytrzeźwiejesz i dasz wszystkim wyspać wrócisz tu rano najlepiej na kolanach i wtedy porozmawiacie o koleżeństwie ok? – mówił jak do małego chłopca. Oczy błyszczały mu rozbawieniem i wydawał się być kimś zupełnie innym niż Kate znała do tej pory.
- No przecież przyszedłem rano! - Joe pokazał w górę na jaśniejące niebo. Alice zaśmiała się, a Kate nie chcąc się aż tak dobrze bawić westchnęła głośno.
- No i czego się czepiasz przyszedł rano – stwierdziła wzruszając ramionami. Ethan zrezygnowany pokręcił tylko głową.
- Jak chcesz się zakolegować musisz pozwolić nam spać - Alice ziewnęła głośno.
- Doskonale – zrobił krok do przodu i klepnął ją w ramię jak dobrego kumpla. Alice pod naporem dłoni cofnęła się o krok – A teraz chyba już pójdziemy – stwierdził na sam koniec ciągnięty coraz bardziej stanowczo przez Ethana – Mój kolega chce już iść spać – wyjaśnił jakby to było coś niezwykłego.
- Niemożliwe... – mruknęła Kate nieświadomie patrząc na Ethana. Alice pomachała obydwóm wesoło.
Ethan wyraźnie odetchnął kiedy Joe postanowił ruszyć do domu. Kiedy wyprowadził go przez furtkę zerknął jeszcze raz na Kate. Spojrzeli sobie prosto w oczy chyba pierwszy raz bez wrogości i uśmiechnęli się nieznacznie. "Przepraszam" poruszył ustami. Kate stanął przed oczami kontur jego pleców zrzucający koszulę. W tym momencie Alice pociągnęła ją do środka i zatrzasnęła drzwi.
- Co za wariat! - uśmiechnęła się już zupełnie rozbudzona.
- Mhm – Kate z kolei ledwo powłóczając nogami ruszyła powoli na górę. Alice podreptała za nią.
- Kate?
- Ta? - ziewnęła przecierając oczy.
- Co to było?
- Co?
- Jak to co? Patrzycie sobie przeciągle w oczy, uśmiechacie się do siebie...
- O czym ty mówisz? - Kate stanęła ze zmarszczonymi brwiami w progu swojego pokoju - Nie uśmiechnęłam się do niego!
- Musiało mi się wydawać... - wzruszyła ramionami z kpiącym uśmieszkiem i weszła do siebie.

Kate zeszła na dół nadal w piżamie. Było już po południu, ale nie czuła żadnego przymusu, a z łózka wygonił ją głód. Mocno liczyła na inwencje kulinarną Alice i nie zawiodła się. Na blacie w kuchni leżał stosik kanapek, a koleżanka z kubkiem kawy siedziała na mini tarasiku.
- Dzień dobry - wyszła i usiadła na barierce oddzielającej taras od plaży - Wyspałaś się? - odgryzła wielki kęs.
- Szczerze powiedziawszy ani trochę - odpowiedziała dziwnie zadowolona - Opowiadaj o czym wczoraj rozmawialiście.
- Z kim?
- No jak to z kim?!! Z Ethanem!
- Chyba dzisiaj...
- Nie! Wczoraj na plaży...
- A... Chciał tylko powiedzieć, żebyśmy się nie przejmowały ich obecnością, bo nie mają zamiaru wchodzić nam w drogę.
- Czyżby?
- Powiedział, że widział jak przyjechałyśmy... - nie, nie może jej tego powiedzieć - I od tego czasu udało mu się nas unikać.
- Wierzysz mu - stwierdziła Alice.
Kate wyglądała jakby miała powiedzieć coś bardzo nieprzyjemnego.
- Nie kłamał - prawie wyszeptała z niechęcią - Co za tym idzie jedna z moich teorii poszła do piachu...
- Jesteś pewna? - takie rzeczy się nie zdarzały, ale w końcu zawsze musi być ten pierwszy raz... Kate wskazał brodą na dom stojący w odległości kilku metrów od nich. Nie mogli ich wiedzieć spod daszku tarasu, ale słyszeć owszem.
- Tego, że nie kłamał tak - odpowiedziała pewnie.
- Wybacz, ale teraz już niczego nie rozumiem... - mruknęła Ali.
- Nieważne - machnęła ręką. Zniknęła na chwilę w domu wychodząc z całym talerzem kanapek i rozsiadła się na drugim krześle - Spędziłyśmy tu już cudowny tydzień i nie pozwólmy, żeby coś nam zepsuło resztę. Jak się udało wczorajsza randka i czemu jemy w dwójkę?
Na ustach Alice pojawił się tak wymowny uśmiech, że nie było wątpliwości czyj obraz stanął jej przed oczami.
- To prawdziwy dżentelmen! Odprowadził mnie do domu i na pożegnanie pocałował w policzek - uśmiechnęła się szeroko.
- Przerwę ci na moment... - Kate nie bardzo rozumiała z czego tu się cieszyć - Czy to ty zapowiadałaś jakieś wielkie podboje, uwodzenia i zaliczania, czy rozmawiałam o tym z kimś innym?
Wróciła oczami.
- Takie podchody podobają mi się dużo bardziej... Wiem, że chce, ale mnie szanuje. Traktuje cały czas jak kogoś wyjątkowego!
Kate zastanowiła się chwilę. Czy to oznacza, że Adrián jej nie szanował?
- No i co dalej? - zapytała.
- Zaprosił mnie dzisiaj na kolację - zaczęła się wiercić.
- I wtedy cię zaliczy?
- Jezu Kate! - zaśmiała się - To ja szukam przygód!
- Ale nie tylko ty masz uczucia - udała obrażoną.
- Serio po tygodniu abstynencji już chodzisz napalona? - zachichotała - Wiesz, że to nawet nie połowa?
- Nie przypominaj mi! - wzdrygnęła się - Za okrągły miesiąc powinnam dostać jakiś medal! Czyli mam dzisiaj wolny wieczór... Hmm...
- Nie będziesz na mnie zła, że cię zostawię?
- Spokojnie. Aż tak napalona nie jestem. Poza tym mam chyba pomysł co będę robiła...
- Co takiego?
- Muszę się nauczyć gotować...
- Co?!
- Patrzałam wczoraj na te kobiety serwujące wszystkie przysmaki i pomyślałam, że niedługo wyjdę za mąż, będę gospodynią w swoim domu, a nie potrafię porządnie zagotować wody na herbatę... Musze się nauczyć gotować!
- Musisz to robić tutaj?
- A czemu nie?
- Bo to nie nasz dom i głupio wyjdzie jak pójdzie z dymem...
- Dzięki! - prychnęła obrażona.
- No dobra, a jak zamierzasz się za to zabrać?
- Poczytam jakieś przepisy... Coś wymyślę.

Na kolejny dzień plażowania wybrały bardziej zatłoczony kawałek plaży niedaleko dużego mola. Pierwszy raz od owej krepującej sytuacji poszły w miejsc gdzie poznały Dave'a i Iana. Kate trochę popływała, ale nie miała dzisiaj nastroju na wysiłek fizyczny, a później leżały rozmawiając i obserwując krążących dookoła ludzi. Kate udawała, że wcale nie myśli o Ethanie, a Alice specjalnie nie wspominała o nim ani słowa. Nie spodobało jej się wczorajsze spojrzenie Kate. Niepokoiło ją, że nie było w nim ani grama negatywnej emocji. Przekonywała sama siebie, że koleżanka po prostu była zaspana, ale to i tak nie tłumaczyło niczego. Zresztą sama musiała przyznać, że Wheller normalnie wygląda atrakcyjnie, a zaspany i poczochrany był po prostu słodki. ON był słodki... I do tego ten zażenowany uśmiech... Mógł nim podbić niejedno serce!
Zresztą... Nie będzie się teraz tym przejmowała, bo sama właśnie poznała super faceta, więc szybko jej temat rozmyślań powędrował właśnie w jego stronę.
Ten dzień był co prawda mniej intensywny od poprzednich, ale minął równie przyjemnie. Już koło czwartej zebrały się do powrotu. Obie były wypoczęte i zrelaksowane. Kąpiel, czesanie, malowanie, ubieranie, wszystko było nieodłączną częścią wakacyjnych wieczorów. Jeśli wczoraj Alice emanowała energią i seksapilem, dzisiaj z gładkiej beżowej sukience, wysokich granatowych szpilkach i z granatowa kopertówką wyglądała szykownie i elegancko. Kate zrobiła jej delikatne loczki, które puściła zupełnie luźno i okalały jej buzię jak słodkiego aniołka. Kiedy Oscar zadzwonił do drzwi pobiegła mu otworzyć i wpuściła do środka.
- Ależ z ciebie przystojniak! - mruknęła z uśmiechem, kiedy wszedł w luźno rozpiętej pod szyją białej koszuli i czarnej sportowej marynarce.
- Rosa kazał mi to założyć – mruknął jakby przekazując tajemnicę.
- Już biegnę! - rozległo się głośne tupanie na drewnianych schodach – Cześć – Alice z szerokim uśmiechem pojawiła się na korytarzu.
- Cześć – odpowiedział Oscar patrząc z uśmiechem – A prosiłem, żebyś się tak dużo nie opalała... - mruknął. Alice wyjaśniła Kate o co chodzi z żartem o opalaniu, więc ta dyskretnie odwróciła się w drugą stronę, żeby nie gapić się na szeroko otwarte oczy oczarowanego mężczyzny.
- Umieram z głodu! - Alice aż zatarła ręce.
- Więc chodźmy – wysunął w jej stronę szarmancko ramię.
- Tylko nie wracajcie przed północą! - krzyknęła Kate za wychodzącymi.

Restauracja była rzeczywiście bardzo elegancka. Zachowana w ciepłym i przyjaznym hawajskim klimacie była jednocześnie pierwszym sztywnym miejscem jakie tu widziała. Złożyli zamówienie u kelnera ubranego w wykrochmalony frak. Na dobry początek kolacji napili się pysznego słodkiego wina. Oscar nie był ciężkim rozmówcą tak jak mówiła jego siostra. Oscar był inteligentnym rozmówcą. Poruszał tematy gospodarcze, geograficzne i polityczne w taki sposób jakby opowiadał bajkę na dobranoc. Wyjaśnił jej, że prowadzi rodzinną firmę. Mają sieć kawiarni, cztery cukiernie i dwie plantacje pomarańczy w Hiszpanii i Portugalii. Z całego dobytku jego siostra wyraźnie zażyczyła sobie tylko ten jeden jedyny sklepik w którym wiedzie spokojne sielskie życie. A on najzwyczajniej w świecie jest teraz u niej na wakacjach.
- Naprawdę?! Więc po jakie licho siedzisz w tam cały dzień?
- Może nie znalazłem lepszego zajęcia – wzruszył ramionami – A ty czym się zajmujesz? - zapytał kiedy kelner przyniósł dania główne. Alice nabrała głęboko powietrza co nie uszło jego uwadze.
- Jestem policjantką – wyrzuciła na pozór lekko obserwując reakcję. Uniosła brwi, kiedy odetchnął z ulgą.
- Już się bałem, że powiesz, że jesteś dilerką narkotyków, albo prowadzisz dom publiczny! - zaśmiał się – Dlaczego się zestresowałaś?
- Jakieś 95 procent mężczyzn ucieka gdzie pieprz rośnie kiedy się dowiadują, że jestem silną i samodzielną kobietą...?
- No nie żartuj! A czym dokładnie się zajmujesz? - był naprawdę zaciekawiony.
- Ostatnio tym czego nikt inny nie chciał ruszyć – przywołała w myślach pracę z kolegami z FBI – Ale tak ogólnie to wszelakimi przestępstwami lokalnymi o randze tych cięższych. Wyłudzenia i defraudacje mnie nie interesują – nie chciała na pierwszej randce używać takich słów jak morderstwa i terroryzm.
- To fascynujące! Nie znałem jeszcze nikogo z policji... Jeśli miałabyś ochotę popracować podobno jest tu całkiem nieźle rozwinięty przemyt nielegalnych używek...
- O nie... Jeśli chodzi o narkotyki i takie tam to do moich sąsiadów...
- Jest was tu więcej? - zaśmiał się.
- Niestety... Z radością odkryłyśmy, że koledzy z FBI zakwaterowali się obok. Jedynym pocieszeniem było to, że oni też delikatnie mówiąc nie byli szczególnie zachwyceni naszą obecnością - dlaczego rozmawia na randce o Ethanie?! - Chciałybyśmy wybrać się na jakąś wycieczkę polecasz coś? - zmieniła nagle temat. Oscar zrozumiał, że nie był to dla niej najmilsze i najlżejsze. Zastanowił się chwilę.
- Mogę zaznaczyć wam na mapie wszystkie ciekawsze miejsca i zrobicie sobie objazdówkę dookoła.
- Świetny pomysł.
- Albo sam was gdzieś zabiorę jeśli miałabyś ochotę... - dodał ciszej.
- Jeszcze lepszy pomysł! - ucieszyła się.
- Jest tu kilka zapierających dech widoków. Siedzimy na wylewach wulkanicznych i dziesiątkach kraterów.
- Brzmi strasznie, ale fascynująco!
- Pewnie ciężko cię wystraszyć?
- Wręcz przeciwnie – zamyśliła się na chwilę – Fakt, że jestem odważniejsza od przeciętnej kobiety, ale ta odwaga wynika z poczucia obowiązku. Możesz mnie wystraszyć byle czym!
Dokończyli kolację i Oscar zaproponował spacer. Alice z chęcią przystała, bo nie bardzo lubiła siedzieć długo w jednym miejscu. Zawsze ją gdzieś nosiło. Szli węższymi i gęstszymi uliczkami niż w Waikiki i rozmawiali na wszystkie możliwe tematy. Przerobili wszystkie tematy dotyczące psot w dzieciństwie i miłości w szkole średniej. Chyba nigdy z żadnym facetem nie rozmawiało jej się tak swobodnie. Rozmawiali nawet na tematy dotyczące stosunków międzynarodowych, które ukończył Oscar. Kiedy odwiózł ją pod dom było zdecydowanie po północy.
- Dziękuję za pyszną kolację i fantastyczny wieczór – powiedziała, kiedy odprowadził ją pod drzwi. Jakże ona nie znosiła tej chwili! Obydwoje myśleli o tym samym, ale obydwoje nie chcieli się popędzać.
- Widzimy się jutro?
- No pewnie... – zarumieniła się.
- Dobranoc... - pochylił się lekko.
- Dobranoc - szepnęła, a jego usta musnęły delikatnie jej wargi. Tylko tak na chwilkę, ale zupełnie pozbawił ją tym oddechu. Uśmiechnął się widząc jej oszołomienie i pogłaskał ją po policzku.
- Do zobaczenia Alice - odwrócił się i ruszył do samochodu.

Kiedy tylko Alice odjechała z oczarowanym nią mężczyzną Kate od razu w towarzystwie koca, telefonu i tabletu udała się na plażę za domem. Koc rozłożyła na białym kamieniu i rozłożyła się na nim z całą resztą. Przez kolejną godzinę przeglądała różne strony internetowe radzące jak zabrać się za naukę gotowania. Ale się Adrián zdziwi, kiedy przyrządzi mu kolację! Ostatnio próbowała z jajecznicą, ale akurat w telewizji leciał jej ulubiony serial... Skończył się spaloną patelnią. Na szczęście tylko patelnią.
Po pierwsze... Tanie gotowanie... Bzdura! Nie chce go karmić tanim żarciem! Od razu przeskoczyła na następny punkt.
Po drugie: przedmioty niezbędne. Popatrzała na domek, który miał chyba dobrze wyposażoną kuchnię. Nad tym punktem popracuje po powrocie do Miami tu ma wszystko.
Po trzecie: Produkty, które muszą być stale na wyposażeniu kuchni... Tłuszcz, cytryna, przyprawy... To chyba zależy od przepisu jaki chce zrealizować, a tym samym przeskakujemy do kolejnego punktu... Higiena w kuchni. Chodzi chyba o mycie rąk, czyste naczynia i takie tam... Nie no to już wie przecież! Czytanie tego jest bez sensowna stratą czasu! Lepiej od razu weźmie się za znalezienie jakiegoś przepisu i idzie na zakupy! Pół godziny później zadowolona z listą zakupów w dłoni szła do najbliższego sklepiku. Zastanawiała się czy będzie otwarte, skoro Oscar jest z Alice, ale już z daleka zobaczyła Rosę.
- Cześć! - kobieta bardzo się ucieszyła na jej widok - Co cię sprowadza?
- Szczerze to jeszcze nigdy nie byłam tak zestresowana zakupami!
- Dlaczego?
- Ponieważ postanowiłam nauczyć się gotować i nie wiem, czy za chwilę nie puszczę z dymem domku pewnego miłego małżeństwa.
Rosa nawet jeśli się zdziwiła nie dała tego po sobie poznać wyciągając rękę po listę zakupów.
- Pokaż co tam masz - zachęciła uśmiechem. Przejrzała dokładnie kartkę i uniosła brew.
- Dlaczego na pierwszy rzut idą krewetki w cieście? - zapytała.
- Skąd wiesz, że krewetki w cieście?
- Bo widzę co można zrobić z tych składników - zaśmiała się.
- Pomyślałam, że spędzę wieczór przed telewizorem, więc zrobię sobie jakąś przekąskę. Zwykle pada na popcorn, ale to nie byłoby gotowanie. Jeśli je przypiekę też będą chrupały - wyjaśniła dumna ze swojej pomysłowości.
- Przyrumienisz, nie przypieczesz...
- No właśnie...
- Naprawdę nie masz o tym bladego pojęcia prawda?
- Najmniejszego - jęknęła - Ale mam dokładny przepis, a czytać umiem, więc chyba jakoś powinnam sobie poradzić! - entuzjazm jej nie opuszczał.
- Może być mały problem...
- Jaki?
- Mam tylko świeże krewetki...
- I znowu pytam jaki?
- Umiesz je obierać?
Zamarła z taką miną jakby Rosa była ową Japonką, która ją zagadywała w swoim ojczystym języku.
- Jakie masz plany na wieczór? - zapytała w końcu.
Rosa wybuchnęła śmiechem i zabrała się za zbieranie z półek odpowiednich składników. Zarządziła, że Kate jest jej ostatnią klientką, więc wyszły razem. Zgodziła się jej pomóc pod warunkiem, że pozwoli jej wybrać film. Kate odetchnęła, bo wizja obierania krewetek jakoś dziwnie ją zniechęciła. Już w drodze do domu okazało się, że łączy je nie tylko narodowość. Rosa miała przysłowiowe jaja i twarde poglądy na życie.
- Ty też wyglądasz na taką co lubi czerpać życie pełnymi garściami - zagadała, kiedy już wchodziły w małą uliczkę.
- Owszem. Przez to czym się zajmuję, cały czas mam poczucie ulotności, więc staram się cieszyć wszystkim i sięgać ciągle po więcej. Zwłaszcza, że obserwując jak ludzie gmatwają swoje losy widzi się jakie życie jest naprawdę proste!
- Mieszkasz w Miami?
- Mhm. Mam mały domek na plaży.
- Serio?
- Tak... Moim marzeniem jest też kupić ziemię wokół niego. Znaczy piach.
- I uda ci się to - powiedziała pewnie.
- Na chwilę obecną stać mnie na ścieżkę od tarasu do brzegu. Pomyślałam, że ją kupię i ogrodzę.
- Od czegoś trzeba zacząć!
Roześmiane przekroczyły furtkę. Nie zauważyły dwóch mężczyzn po drugiej stronie ogrodzenia, którzy zmierzali w przeciwnym kierunku. Joe złapał Ethana i zatrzymał go za wysokim krzakiem. Po pierwsze przecież obiecali, że dziewczyny nie odczują ich obecności, a po drugie jeszcze nie wymyślił jak je przeprosić za poranne najście. Zauważył jak Ethan odwrócił się na dźwięk głośnego śmiechu Kate, a jego oczy błysnęły w zachwycie. Nie skomentował tego, ale czuł, że fakt iż kobieta go nienawidzi bardzo komplikuje mu sprawę. Ale czy dla Ethana Whellera istniała przeszkoda nie do przekroczenia? Przecież mówią, że nienawiść od miłości dzieli tylko krok...

Kate po wyjściu Rosy poszła pod prysznic i w piżamie najedzona i zadowolona wróciła na dół na kanapę. Obejrzały wcześniej całkiem niezły thriller, więc teraz przerzucała kanały w poszukiwaniu czegoś lżejszego. Nie lubiła sama oglądać telewizji. Zawsze wszystko komentowała, wykrzykiwała co się za chwilę wydarzy, a teraz kiedy nie było nikogo w pobliżu to nie miało sensu. Przez chwilę zastanowiła się czy powinna tu być jak wrócą Alice z Oscarem, ale przecież zapaliła światła, więc zauważą, że jest i nie wpadną tu w szale namiętności. A nawet jeśli to trzeba było mieć nadzieję, że nie wpadną na pomysł rzucania się na kanapę. Wyłączyła telewizor i położyła się biorąc do ręki telefon.
"Tęsknię"
Napisała sms i wysłała. Naprawdę tęskniła i brakowało jej tego męskiego czynnika umilającego czas. Brakowało jej go na plaży, na imprezie, a już zwłaszcza w sypialni. Telefon zapikał.
"Bardzo?"
Uśmiechnęła się.
"Nie opiszę słowami"
Odpowiedziała.
"A ja pragnę"
"Kogo?"
Postanowiła się z nim troszkę podroczyć. Poprawiła się na kanapie uśmiechając sama do siebie.
"Da się opisać słowami, ale nie wypada..."
"Opisz"
Czuła leciutkie mrowienie i poczucie, że robi coś niegrzecznego. Nie rozumiała skąd się pojawiło, bo uwodzenie własnego narzeczonego chyba nie jest zbrodnią.
"Właśnie przewijają mi się przez głowę wizje tego co bym zrobił z twoimi piersiami, gdybym miał je w zasięgu ręki"
Przeczytała wiadomość dwa razy, a jej sutki napięły się pod cienką koszulką. Westchnęła drżąco. Gdyby ona miała jego w zasięgu ręki... Ale na odległość też może mu zrobić przyjemność. Nie wahając się zsunęła ramiączka koszulki i ją samą aż do pasa. Przejechała dłonią po sutkach i nie musiała długo czekać na efekt. Wyciągnęła do góry dłoń z telefonem i pstryknęła zdjęcie. Wybrała numer Adriána i dopisała:
"Nie musisz sobie wyobrażać..."
Dwa razy sprawdziła, czy adresat się zgadza i wysłała. Założyła z powrotem koszulkę i czekała kilka minut przytulając się do urządzenia, ale milczało. Zadzwoniło dopiero, kiedy jednak postanowiła sięgnąć po pilota. Nie zapikało... zadzwoniło!
- Halo? - odebrała błyskawicznie.
- Jezu mała chcesz, żebym kogoś przez przypadek uszkodził? - cichy, naglący, niecierpliwy głos.
- Owszem... Mnie mógłbyś zrobić małą krzywdę - uśmiechnęła się.
- Bardzo chciałbym wiedzieć co cię tak nakręciło.
- Tydzień życia w celibacie, a teraz twój głos.
- Chciałbyś, żebym był z tobą?
- Ze mną i we mnie... - oj nie pożałuje, że zadzwonił!
- Z tobą i w tobie? - szepnął.
- Mhm...
- Jesteś sama?
- Tak.
- Gdzie Ali?
- Na randce.
- A ty siedzisz w domu?
- Ja nie chodzę na randki.
- Jak jesteś ubrana?
- W piżamę... - przez chwilę pożałowała, że powiedziała prawdę. Mogła wymyślić coś ciekawszego! - Koszulka i spodenki.
- Zdejmij je.
- O! Tego jeszcze nie próbowaliśmy...
- Przełącz mnie na głośnik i rozbieraj się.
Zrobiła tak jak kazał odkładając telefon na stół.
- Wiesz, że przerwałaś mi pracę? - słyszała kiedy ściągała bluzkę - Kiedy odebrałem twoją wiadomość musiałem wyjść, żeby biedne Somalijki nie uciekły z krzykiem.
- O nie wątpię, że mogłyby się wystraszyć... Już.
- Już? Jesteś zupełnie naga?
- Mhm. Zupełnie naga i absolutnie napalona.
- Jezu mała tak bardzo chciałbym tam być i cię poczuć.
Oddech jej przyspieszył, kiedy usłyszała pragnienie w jego głosie.
- Nie mogę cię poczuć, ale pozwól mi usłyszeć.
- Chcesz usłyszeć jak jęczę podniecona? - zacisnęła uda.
- Tak.
- Jesteś sam? - zapytała o to samo o co on wcześniej.
- Tak.
- Rozepnij spodnie i wyjmij go.
Usłyszała szelest materiału i dźwięk zamka.
- Jakby cię wyczuł.
- Jest taki jak w czasie nasze ostatniej nocy?
- Twardy i gorący.
- Och Adriánie! - jęknęła zamykając oczy i przypominając sobie jak kochali się długo i mocno chcąc zaspokoić na miesiąc z góry.
- Dotknij piersi Kathy. Obiema dłońmi. Weź w palce sutki i je ściśnij - miał lekko ochrypły głos.
- Aa... - sapnęła głucho wykonując polecenie.
- Lubisz to prawda? - był zadowolony - A teraz je roluj, aż zaczniesz jęczeć.
Zrobiła to i już od pierwszego ruchu poczuła elektryczne impulsy wysyłane z piersi aż do podbrzusza.
- Tak... - szepnęła.
- Dobrze ci?
- Tak!
- Mocniej kochanie.
- Aaa! - ścisnęła brodawki tak mocno, aż poczuła ból przebijający przez grubą warstwę rozkoszy. Drobne igiełki ekstazy opanowały jej całe ciało - Tak strasznie cię pragnę - jęczała zaciskając nogi - Tak okrutnie cię potrzebuję.
- Pośliń palca kochanie - miał cichy, nabrzmiały emocjami głos - Pośliń go i dotykaj się delikatnie jakby to był mój język.
- Pragnę twojego języka - wychrypiała.
- A ja pragnę twoich ust. Ale póki co muszą nas zadowolić ręce.
- Robisz to?
- Tak kochanie. Zamknąłem się w namiocie łudząc się na prywatność i zaspokajam się słuchając twoich jęków i wyobrażając sobie jak pięknie musisz teraz wyglądać.
To tłumaczyło czemu szepcze.
- Wsadź je do środka mała. Doprowadź się, a mnie doprowadzi twój głos.
- Adrián! - krzyknęła wsuwając w siebie palca - Chcę, żebyś to poczuł, żebyś zobaczył jaka jestem mokra.
- Zrób to mocno kochanie. Wyobraź sobie, że leżę obok ciebie, a pomiędzy twoim nogami jest moja ręka.
Jego podniecony głos działał odurzająco jak narkotyk. Kate ugięła nogi w kolanach rozstawiając je tak szeroko jak pozwalała jej na to kanapa i rozpoczęła szybkie, mocne ruchy wbijając w siebie najpierw jeden, a później dwa palce. Jęczała coraz głośniej po krótkiej chwili tracąc nad sobą panowanie.
- Och tak kochanie chcę go poczuć! - wyjęczała i wykrzyczała jednocześnie.
- Maleńka rób tak dalej, a za moment eksploduje od twojego seksownego głosu.
Obydwoje mieli zdyszane głosy. Kate poczuła wzbierające ciśnienie.
- Adrián... Za chwilę... - nie mogła wyrzucić z siebie więcej słów naraz - Za momencik...
- Dojdź kochanie. Mocno i długo tak jak potrafisz!
- Już... - dyszała. Zacisnął palce wolnej ręki na piersi i ciśnienie w końcu znalazło upust.
- O tak! Tak! Och Adrián! - krzyczała drżąc, pulsując i zaciskając się gwałtownie. Orgazm był potężny, ale niestety, tylko Adrián potrafił sprawić, że trwał i trwał - Kocham cię... - wyszeptała, kiedy jej dłoń opadła bez energii.
- Maleńka potrafisz być doskonała nawet mimo odległości.
- Doszedłeś?
- Słuchając cię nie musiałem nawet za dużo robić.
- Tak bardzo cię kocham... - zalała ją straszna fala czułości i tęsknoty jednocześnie.
- Kiedy wrócę spędzę z tobą każdą wolną sekundę. Będę cię kochał i wielbił aż mnie przegonisz.
- Niedoczekanie twoje!
- Już niedługo Kathy...
Poczuła się okropnie samotna. Po seksie lubiła się przytulać...
- Powiedz mi prawdę... Jak bardzo źle tam jest?
Słyszała westchnienie i wiedziała, że zastanawia się ile jej zdradzić.
- Dla nas tylko źle... Ale nie wiem jak ci ludzie znajdują siłę, żeby rano wstać i się uśmiechnąć. Ich codzienność jest w każdym calu dramatyczna.
- Kiedy tylko wrócisz nie wypuszczę cię już nigdy w taką podróż. Albo polecę z tobą. Nie chcę, żebyś oglądał to sam...
- Wiesz kiedy z tego zrezygnuje kochanie... Wiesz co sprawi, że do samolotu wsiądę tylko po to, żeby cię zabrać w jakieś piękne miejsce i kochać całe dnie...
Tym razem to ona westchnęła i to ona zaczęła się zastanawiać co odpowiedzieć.
- Wiem... - mruknęła jedynie.
- Muszę już kończyć kochanie, bo wyszedłem w połowie pracy.
- Uważaj na siebie.
- Ty też. Będę codziennie patrzał na to zdjęcie.
- A jak znowu będziesz mnie potrzebował wyjęczę co tylko będziesz chciał.
- Kocham cię nad życie Kathy.
- Ja ciebie i tak bardziej... - mruknęła. Niemal czuła ciepło jego uśmiechu.
- Pa kochanie.
Rozłączył się, a ona została sama w ciszy. Uśmiechnęła się patrząc w dół na zaspokojone ciało i piersi zaczerwienione od mocnych pieszczot.
Zaczęła się ubierać zastanawiając się nad jego słowami. Adrián chciał się już pobrać i założyć rodzinę. Chciał dzieci, co jej zupełnie nie pociągało. Miała już trzydzieści trzy lata i była się w stanie zgodzić, że czas jest najwyższy, ale co ma poradzić na to, że w ogóle tego nie czuje?! Usiadła zafrapowana okrywając się kocem, kiedy usłyszała głosy za drzwiami.Cóż za wyczucie czasu! Zamarudzili chwilę po czym drzwi się otwarły i nie zobaczyła spodziewanych gwałtownych pocałunków i wybuchu namiętności...

Kiedy Alice weszła do domu zauważyła jak Kate wyplątuje się z koca.
- No i jak? - zastygła w bezruchu jak surykatka patrząc na nią wyczekująco.
- U mnie? W porządku - uśmiechnęła się szeroko, usiadła koło niej i podkurczyła nogę pod siebie zarzucając jedną rękę za oparcie kanapy.
- No ale jak było?
- Fantastycznie!! - Alice złapała ją za ręce skacząc na kolanach po kanapie – Jest fantastycznie przystojny, grzeczny, zabawny, inteligentny, przystojny, szalony i strasznie przystojny!
Kate bardzo się ucieszyła.
- I wyobraź sobie, że prawie mnie pocałował... Pod drzwiami! Było wszystko co konieczne do idealnej sceny romantycznej. Pełnia księżyca, świerszcze, czy co oni tu mają, trzymał mnie za rękę, nachylił się i w ostatniej chwili tylko mnie musnął w usta zostawiając ten wspaniały niedosyt – opadła do tyłu na poduszkę – Coś niesamowitego! Miałam w brzuchu rollercoastera!
- Czyli mogłaś puścić pawia? - zakpiła z niej.
- Wolne żarty! A co u ciebie? - już siedziała po turecku przodem do niej. Opowiedziała jej szybko o wieczorze z Rosą i gotowaniu, które nie było aż takie trudne jak jej się wydawało, a później uśmiechnęła się rozmarzona, co nie zdarzało jej się zbyt często.
- I przekonałam się, że mam najlepszego faceta pod słońcem...
- Co zrobił?
- Udowodnił mi, że odległość nie stanowi dla niego żadnego problemu - uśmiechnęła się szeroko zupełnie zrelaksowana.
- Hmm - Alice pokiwała głową z uznaniem - Jeśli mi i Oscarowi wyjdzie będziesz mi musiała powiedzieć jak to się robi...
- Uważasz, że ma to coś?
- Może był odrobinę spięty, ale postaram się przełamać tą barierę.
- Weź pod uwagę, że ty jesteś na wakacjach, a on tu pracuje!
- Nie! Jak się okazało to sklep Rosy, a on przyjechał do niej właśnie na wakacje...
- No proszę! A skąd jest?
- Na stałe mieszka w Portugalii...
Kate zmarszczyła brwi.
- Graniczy z Hiszpanią prawda?
Alice prawie spadła na ziemię ze śmiechu. Po chwili jednak spoważniała.
- No to kanał! Hiszpania jest daleko!
- Cudownie to określiłaś... Ale uznałam, że jesteśmy teraz i tutaj i na razie nie będę o tym myślała!
- Mądrze!
- I zorganizowałam nam wycieczkę na jutro!
- Gdzie??
- Spodoba ci się! Sąsiednie wysepki, całe naszpikowane otwartymi kraterami! Płyniemy na nie katamaranem pijąc szampana i spędzamy tam piękny dzień.
- Brzmi super! Tylko po co ja Wam do tego? - domyśliła się, że entuzjazm Alice nie wynika z możliwości zobaczenia kilku kraterów. Poza tym... była na tej wycieczce dwa lata temu...
- Pomyślałam, że tak powiesz dlatego płyną z nami Kale i Rosa!
Kate uśmiechnęła się zadowolona tym, że tak o niej pomyślała...
- Jesteś kochana.
- Jest tyko jedno ale... Musimy wstać o ósmej, bo o dziewiątej mamy być w porcie...
- No to ja nie wiem jak dasz radę? W każdym razie jestem już na dzisiaj zupełnie ukontentowana uciekam do siebie.
- Cieszę się, że mogłam pomóc! - krzyknęła za nią Alice.
- W czym?!
- Zostawiłam ci wolną chatę!





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Znacie to uczucie kiedy jesteście powodem czyjegoś uśmiechu? Jest... Niesamowite!!