piątek, 30 sierpnia 2013

The game of lies - rozdział 22

Zacisnęła palce - telefon zazgrzytał, rozluźniła - huknął o ziemię. Co się z nią dzieje?! Telefon upadł przesuwając się kilka centymetrów do przodu. Kate zatrzymała się nad nim. Jedną ręką oparła się o biodro, a drugą zaczesała włosy do tyłu. Czy dzisiaj da radę wykazać się jakąkolwiek cierpliwością? Nieee... Raczej bez szans, bo cierpliwość spakowała walizki i wyniosła się od niej na dobre.
- Co jest?! - warknęła, tupnęła i parsknęła.
- Zapewne nic z czym nie poradziłoby sobie whisky - Ethan schylił się podnosząc jej telefon - A przynajmniej coś nie zajeżdżające siarką - dodał podając jej go. Oczy błysnęły wesoło. Patrzyli przez chwilę na siebie, po czym odebrała od niego urządzenie i skierowała się w stronę windy.
- Szedłem do ciebie.
- Tak? - odwróciła się przez ramię w stronę basenu, ale piękna towarzyszka zniknęła. Jakby się rozpłynęła.
- Tak - odparł pewny siebie. Złapał ją za rękę.
- Potrafię iść sama... Gdzie idziemy i co się stało? - próbuje wyswobodzić dłoń i z zawodem przyjmuje fakt, że nawet nie musi się za bardzo wysilać. Uniosła dumnie głowę.
- Wracamy do pokoju i w sumie nic wielkiego, ale przy obecnej sytuacji to i tak dużo - powiedział.
Weszli do windy z kilkoma innymi osobami. Stanęli bokiem do siebie i obydwoje zapatrzyli się w drzwi. To było najgłupsze kilka sekund ich życia. Obydwoje mieli masę pytań i masę rzeczy do powiedzenia, a jednak albo nie mogli o tym mówić w pomieszczeniu trzy na trzy wśród obcych osób, albo z powodu postawień jakie obydwoje powzięli sprawy nigdy miały nie wyjść na światło dzienne. W każdym razie efekt był taki, że kiedy tylko drzwi się rozsunęły obydwoje odetchnęli z ulgą. Zrobili to na tyle głośno, że spojrzeli na siebie zdziwieni po czym zaczęli się śmiać. No... może "śmiać" to za wielkie słowo, ale uśmiechy jakie wymienili były przynajmniej zabawne.
- Szykuj się na imprezę! - krzyknął Joe jak tylko weszła przepuszczona w drzwiach przez Ethana.
- Hmm? - mruknęła podchodząc do niego z mocno zmarszczonymi brwiami. Wiedziała, że nie powinna wychodzić na tak długo...
- Nasz kumpel Ed planuje dzisiaj zadilować - pochwalił się sugerując, że sam na to wpadł.
- Znacie tożsamość tego gościa z którym się spotkał? - usiadła przy stole na przeciwko mężczyzny.
- Fernando Galvez mało znany jako regionalny fabrykant metaamfetaminy. Towaru niedoskonałego, ale o wysokim standardzie. Za to prawdziwa gwiazda O'ahu pod swoim pseudonimem Ferro. Właściciel jednego z klubów w centrum Waikiki i... małego pensjonatu w Kahaluu.
- Tam się spotkali i omówili szczegóły - Ethan zasiadł u szczytu stołu.
- Kiedy myśmy pilnowali staruszka sprzedającego kaszmir? - mruknęła.
- Dokładnie - przytaknął, ale jego oczy błysnęły w ten sposób, który już dobrze znała. To był ten dzień, kiedy przestała myśleć rzucając się na niego jak dzikuska.
- A co z dzisiaj? - nie dała po sobie poznać, że myśli o czymkolwiek poza sprawą.
- Co prawda podsłuchujemy nie tego brata... - Joe zatarł dłonie - Ale mamy szczęście, że są w takich dobrych relacjach... - mówił bardzo tajemniczo.
- Zadzwonił do Eduardo - stwierdziła Kate na co mina Joe zrzedła.
- Chciałem cię zaskoczyć...
- Musisz się bardziej postarać. Co mówił?
- Że kolega zaprosił go na imprezę do klubu Ferro i zastrzegł, że mają zarezerwowaną lożę z samym szefem...
Kate milczała patrząc w skupienie na długopis na stole. Jakby ich tu przekonać, że jest jedną ze słodkich blondynek i nadal działają w zespole?
- Dobra robota - pokiwała głową w stronę Joe i facet wyraźnie się odprężył i ucieszył. Zerknęła niepewnie na Ethana, ale tak jak myślała on tego nie kupił... - Pójdę sama - powiedziała powoli, ostrożnie badając reakcję.
- Co? - zareagował tak ostro, że niepotrzebne były żadne umiejętności psychologiczne, żeby wiedzieć co o tym myśli.
- W dwójkę nic nie zdziałamy prócz wzbudzania podejrzeń. Pokaż tego Ferro - skinęła na Joe.
- Dlaczego w dwójkę nic nie zdziałamy? - zapytał spokojnie Ethan. Też potrafił zachować pozory. Jedyne co ich różniło to to, że ona zaczęła to robić dopiero dzisiaj.
- Ponieważ nie chodzi już o Alonso - zwróciła uwagę na to, że Joe zamiast podać jej teczkę z dokumentami na temat Fernando Galveza wypiął tylko pojedyncze zdjęcie i przesunął je po stole. Ok...
- Jaki to ma związek?
- Nasz obecny cel cię nie lubi - odparła przyglądając się przystojnej męskiej twarzy na fotografii. Ciemne, zdecydowane spojrzenie, kpiący uśmieszek. Jedyne co go szpeciło to nos skrzywiony zapewne od niejednego złamania.
- I dlatego pójdziesz tam sama? Wybacz kiepskie tłumaczenie.
Kate nie zamierzała z nim dyskutować. Zwłaszcza, że właśnie zadzwonił jej telefon.
- Halo? - odebrała bez patrzenia na wyświetlacz - Tak... Nie bardzo... - słuchała chwilę - Ok. Dziękuję - rozłączyła się.
Przez chwilę analizowała to co właśnie przekazała jej kapitan Maloney.
- Możecie mnie obwiesić podsłuchami jeśli mi nie ufacie.
- Nie chodzi o zaufanie. Nie pracujemy solo Kate - jego głos robił się coraz twardszy i zimniejszy.
- To możecie podsłuchiwać razem - uśmiechnęła się słodko i wstała - Poudaje, że mi smutno i źle, że znowu się pokłóciliśmy w co nie ciężko uwierzyć i Ed się zlituje. Może przedstawi mnie koledze Galvezowi, zorientuję się o co chodzi, podsłucham, a jeśli zrobi się jakkolwiek niebezpiecznie lub chociaż podejrzanie wkroczycie bohatersko do akcji i zapuszkujemy wszystkich - odwróciła się wchodząc do sypialni.
- Kate to nie jest dobry pomysł - Ethan poderwał się z miejsca i ruszył za nią.
- Dlaczego?
Nie wyczuła w jego głosie poprzedniej twardości, ponieważ to był bardzo dobry pomysł!
- Nie podoba mi się , że chcesz się narażać - wszedł za nią.
- Nie narażę się. Możemy ustalić jakiś hasło bezpieczeństwa. Na przykład jeśli powiem... "feniks" to znaczy, że potrzebuję pomocy. Jestem zagrożona.
- "Feniks" - prawie warknął - Świetny pomysł! Na pewno nikt się nie zorientuje jeśli nagle powiesz feniks.
- Wplotę w zdanie - opadła na materac - Jeśli masz lepszy pomysł słucham. Bo nie sądzę, że odegranie szopki szczęśliwie zakochanych przekona Eduarda, że warto nas wciągnąć do towarzystwa.
Popatrzała na niego i znowu musiała się mocno wziąć w garść, bo nie znalazła żadnego fałszu w oczach wyrażających niepokój i złość.
- No - wcisnął ręce w kieszenie - Nieszczęśliwa miłość wychodzi nam dużo lepiej - odwrócił się i wyszedł zamykając za sobą drzwi.

Kate doskonale wiedziała co robi i czego oczekuje wchodząc do dusznego, zadymionego i huczącego basem lokalu w podziemiach białej ładnej kamieniczki jakich było pełno w Honolulu. Na zewnątrz niby nic, nawet muzyki nie słychać, a po wejściu gość nadziewa się na rajską rozpustę. Typowy nowatorski pomysł. Chyba każda nowa knajpa stosowała ten numer. Na pewno mimo podsłuchu zamieszczonego na wielkim złotym kolczyku w lewym uchu nie zamierzała nawet w myślach wypowiadać hasła. Przez pierwszą minutę musiała przyzwyczaić słuch i wzrok do nowego otoczenia i już współczuła chłopakom odbierających to dudnienie przez nadajnik.
Klub jak klub. Ciasno od tłoku, duszno z tego samego powodu i głośno od huczącej muzyki. Mieszanka potu, perfum i alkoholu wymieszana tworzyła klimat sam w sobie. Wystrój całkiem niezły, chociaż osobiście lubiła wytartą skórę, stół do bilarda i szafę grającą, tutaj też było w porządku. Pełen przepychu, ale z wyraźnymi hawajskimi akcentami.  Kotary z mieniących się koralików, którymi pooddzielane były loże i żyrandole rzucające na wszystko migotliwą mdławą poświatę dawały wrażenie lekkiego oderwania od rzeczywistości. Kelnerzy kręcący się pomiędzy gośćmi ubrani byli w smokingi nałożone na gołe ciała i pasiaste czarno czerwone spodnie... Barman w samej przepasce na biodrach na twarzy miał maskę zapewne jakiegoś lokalnego bóstwa rozpusty, czy coś takiego... Przez chwilę poczuła się jakby wpadła do króliczej nory. Ale tylko przez chwilę, bo później przypomniała sobie po co tu przyszła.
Mijała ludzi siedzących na futurystycznych krzesłach przy barze lustrując wszystkich dookoła. Loże częściowo osłonięte od ciekawskich spojrzeń były najtrudniejsze do zweryfikowania, ale Kate szybko odgadła dlaczego. Tu się po prostu robiło interesy! Szła z zachwytem i ciekawością wymalowaną na twarzy, bo tylko to mogło usprawiedliwić dziwne zachowanie.
- Cześć kochanie. Napijesz się czegoś? - zagadał mężczyzna przy którym przez przypadek się zatrzymała, bo zaciekawiło ją dwóch innych siedzących pod ścianą. Była pewna, że jednego z nich zna. Popatrzała na rosłego Amerykanina. Blondyna...
- Nieee - uśmiechnęła się słodko. Żadnych blondynów! - dodała w myślach.
- Hej nie wstydź się! - zawołał za nią kiedy go minęła. Złapał ją za dłoń, ale niezbyt mocno i bez żadnego problemu uwolniła się z uścisku. Uśmiechnęła się do niego i poszła dalej. Nie mogła mieć pretensji, że wzbudza zainteresowanie. Czarna koronkowa sukienka, którą nabyła na zakupach z Gabi nie zostawiała panom wielkiego pola dla wyobraźni. Była obcisła, krótka i miała spory dekolt. W sumie... W sumie to się już nie mogła doczekać reakcji Adriana jak ja w tym zobaczy.
Usłyszała ich zanim zobaczyła. W sumie to nie miała szans ich zobaczyć, bo miejsce z którego dobiegał śmiech Eduardo było szczelnie zasłonięte. I tym razem Kate odkryła czemu służą te koraliki. Nie były gęste, ale światło ulokowane zostało w taki sposób, żeby tworzyły lśniącą i mieniącą się ścianę. Bardzo sprytne! Niby elegancko, niby imprezowo, nikt nie był się w stanie przyczepić... Przecisnęła się do baru i rozepchała łokciami tworząc minimum miejsca. Miała nadzieję, że na tyle rzuca się w oczy, że jeśli którykolwiek z nich wychyli głowę to rzuci mu się w oczy.
- Whisky - powiedziała z uśmiechem do półnagiego barmana. Skłonił się lekko zanim sięgnął pod ladę wyciągając spod niej kryształowa szklankę. Kate rozejrzała subtelnie. Bar szedł półłukiem w taki sposób, że wszyscy, którzy przy nim siedzieli mogli się swobodnie widzieć. Jakie tu wszystko było przemyślane.
- Z pozdrowieniami od pana Galveza - barman postawił przed nią szklaneczkę. Serce Kate załomotało, a ona sama nie kryjąc zdziwienia zrugała zdezorientowana. Rozejrzała się szybko po osobach przebywających przy barze i w jego pobliżu, ale nie rozpoznała w nikim Ferro. Musiał ją obserwować z loży. Możliwe, że tylko osoby z sali nie mogły zajrzeć co się dzieje w lożach za to ci, którzy w nich byli widzieli wszystko co się dzieje na sali. Tylko jaka jest szansa, że zwrócił akurat na nią bezinteresowną uwagę i to sekundę po tym jak weszła? Bardzo niewielka i jeśli nie oznacza to wyjątkowego szczęścia zwiastuje olbrzymie kłopoty.
- Kate?
Drgnęła na dźwięk głosu. Naprawdę tak łatwo jej pójdzie?! Naprawdę zabiegi jakie zaplanowała na najbliższą godzinę będą niepotrzebne? Odwróciła głowę i popatrzała na Alonso.
- Co ty tu robisz? - zapytała pozornie speszona i wcale nie zadowolona. Mężczyzna popatrzał na jej wygląd, na szklankę w ręku i na nieobecność narzeczonego i wszystko pojął w lot. Dokładnie tak jak to zaplanowała. Którekolwiek z nich by ją zauważyło po prostu musiało to wydedukować. Alonso uśmiechnął się ciepło i ze zrozumieniem po czym szybko skorzystał z właśnie zwolnionego miejsca obok.
- Co TY tu robisz Kate?
Wzruszyła ramionami wpatrując się w nienaruszony jeszcze płyn w szklaneczce.
- Piję - odparła.
- I jesteś pewna, że własnie to chcesz zrobić?
Odkryła, że zdążyła polubić te jego małe, ciemne i bystre oczy.
- Nie wyobrażam sobie robić niczego innego - upiła spory łyk dbając o odpowiednie skrzywienie się.
- W takim razie nie będziesz miała nic przeciwko jeśli się dołączę - nie pytał. Stwierdził.
Kolejne obojętne wzruszenie ramionami.
- Co się stało tym razem? - zapytał z troską. To ją tylko utwierdziło w przekonaniu, że to po prostu nie mógł być złym człowiekiem.
- Nie słyszałeś?
- Nie.
- A to dziwne, bo Ed miał niezły ubaw.
- Nie rozmawialiśmy dzisiaj za dużo.
- Amber - rzuciła prawie obojętnie. Niby nic ją to nie obchodzi, ale szybko spuściła wzrok, po czym upiła kolejny łyk alkoholu. Musiała powstrzymać pomruk zadowolenia, bo whisky smakowała doskonale.
- Jeeej... No coś ty! - dłoń mu opadła, a szklanka uderzyła o na blat.
- No...
- Kurcze! A wydawało się być tak idealnie!
- Było - powiedziała ze smutkiem - Naprawdę było... - zmarszczyła brwi tym razem nie udając.
- I co teraz?
- Koniec ze ślepotą! - jednym haustem dopija resztę.
- Koniec ze ślepotą... - powiedział również wypijając całą zawartość. Z jego płuc dobyło się ciężkie westchnienie - To może porozmawiamy dla odmiany o czymś co nie rujnuje życia?
- Al?
- Na przykład o naszej pracy... Czy to nie wspaniałe, że robimy to co kochamy?
- Al co jest?
- Rozmawiamy o przyjemnych rzeczach tak?
- Nie. Rozmawiamy o ludziach, którzy rujnują nam życie - odwróciła się w stronę loży z której wyszedł Al, ale przypominała sobie, że nie powinna o niej wiedzieć, więc rozejrzała się po sali. Zauważyła mimowolnie, że kilku mężczyzn nie spuszcza z niej wzroku i odruchowo sprawdziła, cz sukienka nie podwinęła się za wysoko. Jak można chodzić na co dzień w czymś takim?! - Gdzie jest Gabi? - zapytała.
- Nie tu...
- Nie przyszliście razem?
- Musiałem zebrać myśli.
Kate cierpliwie czeka, bo gołym okiem widać, że face szykuje się z jakimś dłuższym wywodem.
- Czy ty też masz takie przeświadczenie... Pewność nawet, że jak zdradzi raz to drugi i trzeci są tylko formalnością?
- Al... Ja mam pewność, nie przeczucie...
- Przepraszam - szybko się zreflektował - Nie powinienem...
- Co zrobiła? - zignorowała jego skrupuły.
- Nie wiem... - kiwnął na barmana prosząc jeszcze raz to samo - Nie mam pojęcia co się dzieje... Wiesz co mi się wydaje?
- Hm?
- Wiem, że to zabrzmi słabo, ale nie jest ze mną szczęśliwa.
- Oszalałeś? - parsknęła śmiechem - Wzroku od ciebie nie może oderwać! I... nie obraź się, ale mdli mnie już od tych jej zachwytów! Alonso jest taki dobry, Alonso jest taki uczynny, taki przystojny, tak bardzo go kocham! No cofa się jak się tego słucha!
Alonso zaczął się śmiać.
- Ale właśnie w tym sęk. W towarzystwie mógłbym ją nosić na rękach, ale kiedy zostajemy sami staje się oschła i nieprzystępna. Ciągle słyszę tylko, że jest zmęczona i idzie spać, albo znudzona i chce poczytać. Wczoraj, kiedy ja byłem zmęczony i chciałem iść spać ona po prostu wyszła. Wróciła nad ranem.
- A dzisiaj czemu jej nie ma?
- Obraziła się. Nie chciała wychodzić dzisiaj tylko wczoraj.
Więc on też się obraził i przyszedł upić... Teoretycznie była tu z tego samego powodu.
- No to się porobiło! Skoro taka kochana i oddana Gabi potrafi być fałszywa to już nie ma nadziei...
Siedzieli chwilę w milczeniu.
- Dziwne te nasze spotkania - mruknęła.
- Jak dwie nastolatki - poparł ją Al.
- Szkoda, że nie jesteś gejem...
- Jeszcze czego!
- Alonso - spokojny głos zabrzmiał za nimi. Spokojny, nie uniesiony był bez problemu słyszalny w huku i hałasie. Odwrócili się i Kate nawet nie starała się nie zareagować za mocno. Fernando Galvez był naprawdę przystojnym facetem!
- Ferro - Al kiwnął głową.
- Przedstawisz mnie swojej towarzyszce?
Kate nie potrzebowała pośredników. Nie schodząc ze stołka barowego odwróciła się w stronę nieznajomego i wyciągnęła przed siebie rękę.
- Kate - powiedziała z uśmiechem.
- Witaj Kate - ujął ją i przytrzymał patrząc jej w oczy - Fernando Galvez. Ale mów mi Ferro.
- Ten Ferro? - zapytała przechylając przekornie głowę.
- Zapewne ten sam - puścił jej dłoń po zdecydowanie zbyt długim czasie - Nie znam innego!
- Świetne miejsce! - wiedziała jak teraz wygląda. Wygląda tak jak wyglądać chciała. Zachwycona, oczarowana, bynajmniej nie onieśmielona.
- Mogę cię oprowadzić - zaproponował, a jeden kącik ust podskoczył mu w uśmiechu.
- Właśnie zbieraliśmy się do wyjścia - Alonso podniósł się ze swojego miejsca.
Obydwoje spojrzeli na niego zdziwieni.
- Nie zajmę Kate za wiele czasu - Ferro ujął ją za dłoń - Oddam całą i nienaruszoną. Obiecuję.
Ostatnie słowa wypowiedział patrząc jej na powrót w oczy. Jak powinna zareagować?
- Zaraz wracam - poklepała Alonso po ramieniu wolną dłonią i zsunęła się z krzesła.
Galvez położył jej dłoń między łopatkami, a ona zastanawiała się gorączkowo o co chodzi. Postawił jej drinka zanim zdążyła usiąść, a później zjawił się osobiście wyłaniając ze swojej nory. Wyglądało jak łut szczęścia, ale nim nie było! Przeszli przez zatłoczoną salę. Ludzie rozchodzili się na jego widok, kobiety patrzały na nią zawiedzione... Chyba powinna być dumna! Skręcili pomiędzy stolikami do drzwi, których wcześniej nie zauważyła. Ochroniarz z karkiem ledwo mieszczącym się w koszuli otworzył je i zamknął za nimi. Tak jak myślała był to prywatny, wyciszony pokój, ale wbrew przypuszczeniom nie miał żadnej magicznej ściany przez którą można oglądać co się dzieje na sali. Wygodny, elegancki salon w sumie podobny do tego hotelowego. Ekskluzywny i bezosobowy.
- Dziękuję za drinka - powiedziała, kiedy zamknęły się za nimi drzwi. Wiedziała, że jeśli się nie odezwie Ethan gotowy jest tu wparować z całym oddziałem. Prawie się do niej nie odzywał przez cały dzień.
- Rzadko miewamy takich znamienitych gości.
Mhm... Zaczyna się.
- Znamienitych gości?
Odwróciła się do niego i podeszła bliziuteńko uważnie zaglądając w brązowe tęczówki. Uśmiechnął się i wyglądał naprawdę oszałamiająco. Chociaż jak dla Kate miał jedną podstawową wadę... Był za niski. Nie lubiła kiedy facet jest jej wzrostu. Od razu go to deklasowało.
- No cóż... Jesteś wyjątkowa Kate - złapał między palce jedno z jej pasemek i przeciągnął je prostując.
- Możesz przybliżyć "wyjątkowa"? - trwała w bezruchu wpatrując się w niego intensywnie.
- Bardzo piękna i bardzo charakterna kobieta - pochylił się wciągając jej zapach.
- Nie brakuje ci tu chyba takich? - pieszczotliwym gestem poprawiła mu klapę marynarki.
- Ale rzadko odwiedza nas policja - mówił cały czas tym czarującym, aksamitnym głosem.
Było tak jak przypuszczała. Zaśmiała się wesoło teraz już pewna, że za chwilę wpadnie tu Ethan wymachując spluwą.
- Skąd wiedziałeś?! - przytupnęła nogą musiała grać na czas i dać mu znać, że wszystko w porządku.
- Mam wbudowany radar na stróży prawa - stuknął się w czoło.
- Zawodowa ostrożność? - pokazała niemo na swój kolczyk, a później przyłożyła palec do ust.
- Kate... Czy może raczej Catalina. Masz piękne imię! - kiwnął głową na znak zrozumienia.
- Dziękuję - odparła dwuznacznie. Wysunęła otwartą dłoń i palcem drugiej ręki zaczęła po niej pisać sugerując ten sposób porozumienia.
- Chcesz Torre, czy mnie? - minął ją podchodząc do barku i wygrzebał stamtąd notes. Długopis wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki.
- Nie jestem w pracy - uśmiechnęła się swobodnie po raz kolejny ciesząc się i dziwiąc, że tak łatwo jej idzie.
- Więc niby przez przypadek jesteś w moim klubie w towarzystwie Alonso Torre? - powiedział sekundę po tym jak napisała mu na kartce: "Eduardo Torre".
- Al? To mój kolega!
- Tak? - nie mógł tak po prostu zmienić tematu nie wzbudzając podejrzeń.
- Mieszkamy w tym samym hotelu. A twój klub... No cóż być tu i go nie odwiedzić... Skąd mnie znasz?
- Wiele o tobie słyszałem - rozsiedli się na sofie. Ona wygodnie oparta, on zarzucając ramię na oparcie prawie się nad nią pochylał.
- Mmm... Mamy jakiś wspólnych... znajomych?
- A będę miał kłopoty jeśli odpowiem ci na to pytanie?
Wskazała palcem nazwisko na kartce po czym wskazała na siebie. Torre miał być jej. Nic poza tym jej nie obchodziło.
- Jestem na wakacjach! - powtórzyła lekko znudzonym tonem.
- Więc mogę zdradzić, że w branży sporo się o tobie mówi.
- Jestem sławna?
- Oj jesteś moja droga prawdziwą celebrytką - zaśmiał się - Ale teraz jesteś moim gościem - dodaje z uśmiechem - A ja jestem dobrym gospodarzem.
- Nie wątpię - odpowiada mu uśmiechem. Nie boi się go. Ciężej będzie sobie poradzić z karczychem przy wejściu, ale nikt nie mówił, że będzie łatwo. Nie ma najmniejszej potrzeby odwoływać się do "feniksa".
- Napijesz się czegoś? - przyjrzał się kartce, którą znowu mu podsunęła.
"8 rano Kuhio Beach Park"
- Dziękuję, ale zostawiłam kolegę przy barze. Powinnam do niego wrócić - wstała w ostatniej chwili unikając dłoni wędrującej na jej kolano.
- Nie możemy sobie pogawędzić o wspólnych znajomych? - był mocno zawiedziony.
- Obawiam się, że nie miałoby to żadnego związku z moim urlopem. Żegnaj Ferro - zatrzymała się przy drzwiach czekając na odpowiedź.
- Do zobaczenia Catalino - szepnął jej do ucha, na którym znajdował się nadajnik. Drgnęła, bo nie słyszała, żeby za nią ruszył. Kiwnęła głową i wyszła. Nikt jej nie zatrzymał, a karku nie zareagował, kiedy go minęła. Niestety ledwo uszła kilka kroków, a natknęła się na barykadę w postaci lodowatych, szafirowych oczu i ich właściciela stojącego na rozstawionych nogach z rękoma założonymi na piersi.
- Kate - z przeciwnej strony dotarł do niej głos Alonso. Kiedy odwróciła się w jego stronę ten dopiero dostrzegł spiętego Ethana.
- A... - mruknął - Chciałem sprawdzić, czy wszystko w porządku.
- Jak widzisz nie bardzo... - była wściekła, że Ethan tu przylazł. A na dodatek teraz podszedł łapiąc ją za rękę. Co on miał z tym trzymaniem się za ręce?!
- Wracam do Eda - mrugnął do niej pocieszająco Alonso, kiwnął Ethanowi i wrócił wgłąb sali. Kate tylko mignął przed oczami Joe idący za nim. Ludzie przechodzący w jedną, lub drugą stronę cały czas ich poszturchiwali.
- Co wy wyprawiacie?! - ledwo powstrzymywała furię.
- Prowadzimy śledztwo - odparł zupełnie spokojnie.
- Ja miałam to robić! - zagotowała się z wściekłości nieudolnie próbując wyszarpać rękę.
- Przykro mi, ale ty właśnie wychodzisz.


13 komentarzy:

  1. I mam nadzieję, że następny uda mi się napisać szybciej ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Też mam taką nadzieję bo ciekawość mnie zżera co będzie dalej :D

    A.

    OdpowiedzUsuń
  3. Warto było czekać!
    Buźka
    Miłego weekendu :-)

    Lena

    OdpowiedzUsuń
  4. A to najważniejsze! Postaram się w niedzielę coś opublikować :)

    OdpowiedzUsuń
  5. No tak, rozdział wciągający, ale tak po całym tygodniu czekania to ja jestem głodna na wydarzenia, więc czekam z niecierpliwością na nowy! :( Wierna też musi czasem ponarzekać, nie? :D

    Widzę, że dodałaś nową recenzję, ale mi się niestety nie udało zacząć Ombu, nawet nie z braku czasu tylko chyba ochoty. Wiem, że jest na pewno dobra, ale musi mi się zachcieć. A z tego co czytałam Trylogia czasu też mi się podoba, więc znów mam przed sobą dwie dobre pozycje, pomijając upartą Awarię na komputerze :D Obiecuję nadrobić zaległości, tylko jeszcze nie wiem kiedy :P

    Wierna.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jakieś depresje Wierną dopadają? Wierna nigdy nie narzeka!
    Żartuję! Jak widzisz ja też piszę recenzję książek już dawno przerobionych, bo nie mam czasu czytać, ani pisać... Na nic nie mam czasu. Mam nadzieję, że trochę przez weekend podgonię! I tak się nakręciłam tą trylogią, że znowu mam ochotę przeczytać!! :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja się zrobiłam dużo za dużo leniwa! :D Musi mnie ktoś kopnąć w tyłek, może wtedy się pozbieram...
    No to rzeczywiście wciągająca jak chcesz sięgnąć do niej po raz trzeci!!! Jak masz e-booka, to podeślij mi, proszę. :) Ja się za to zabiorę, na pewno, jak będzie sobie czekało na mailu, może stanie się to szybciej.

    Wierna.

    OdpowiedzUsuń
  8. No myślę, że znając już trochę Twoje preferencje literackie spodoba Ci się :) Już wysyłam ;) I póki możesz leniuchuj!!

    Nikki

    OdpowiedzUsuń
  9. Drzemie we mnie zwierz... Nazywa się LENIWIEC!:-) Wierna też mam tak... Czasami ;-) Nikki ja też poproszę :-)
    Zaczełam Awarię... leniwie...
    Właśnie... póki można to trzeba leniuchować ;-)

    Lena

    OdpowiedzUsuń
  10. No to Ci powiem, że w Trylogii nie ma niczego leniwego! I czytać leniwie też się nie da :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Widziałam kiedyś te książki u kuzynki. Zapisałam w pamięci do przeczytania bo opis przypadł mi do gustu i... zapomniałam :D Dziękuję za przypomnienie :)

    A.

    OdpowiedzUsuń
  12. Leniwie... ;-) jest zawsze napoczątku zanim się człowiek wciągnie i akcja rozkręci... A potem nie można się oderwać!

    Dobranoc... karaluchy pod poduchy! ;P

    Lena

    OdpowiedzUsuń
  13. A. polecam się ;)
    Lena święta prawda, chociaż niektóre książki aż iskrzą od samiutkiego początku.
    Słodkich snów!

    OdpowiedzUsuń

Znacie to uczucie kiedy jesteście powodem czyjegoś uśmiechu? Jest... Niesamowite!!