niedziela, 18 sierpnia 2013

"Spotkamy się pod drzewem ombu"




Wspaniała saga rodzinna, wzruszająca opowieść o miłości i przebaczeniu, osadzona w realiach współczesnej Argentyny.Sofia dorasta w bogatej rodzinie na wspaniałym ranczu w Argentynie. Wraz z kuzynem Santim bawi się wśród potężnych konarów drzewa ombu, które ma magiczną moc spełniania marzeń. Kiedy Sofia dorasta, powierza drzewu swój sekret - miłość do Santiago. Po latach marzenie się spełnia a przyjaciele z dzieciństwa zostają potajemnie kochankami. Kiedy rodzice Sofii odkrywają, co się dzieje, ze strachu przed hańbą wysyłają dziewczynę do Europy. Zakochani po raz ostatni spotykają się pod drzewem ombu, przyrzekając sobie wierność. Oboje nie wiedzą, czy jest to pożegnanie na kilka czy kilkanaście lat... A może na całe życie?

Nie wiem jak u Was, ale moja pierwsza myśl i pierwsze pytanie odnośnie książki pojawiła się już po przeczytaniu tytułu :-)  A brzmiało następująco: Co to ombu?? Mało inteligentnie, ale nie miałam pojęcia :) No poza tym co w tytule, czyli że to drzewo! Otóż po sprawdzeniu na internecie mogę Wam tylko napisać, że rośnie w Argentynie :) Tylko hiszpańskojęzyczne strony udzielają więcej informacji. Ale to bardzo piękne drzewo. Jego rozłożystość możemy podziwiać na okładce powyżej natomiast ciekawszym widowiskiem są korzenie, które pokazuje poniżej :) Nic dziwnego, że dzieci w książce kochają się na nie wspinać prawda? 



A teraz już do rzeczy. Dlaczego tak długo czekacie na kolejną recenzję? Bo po wszystkich wakacyjnych lajtach, czyli dla niewtajemniczonych książek nie wymagających zbyt wiele (o ile w ogóle) myślenia, wybrałam około 800-stronicową powieść Santy Montefiore. 
"Spotkamy się pod drzewem ombu" to fantastyczna saga rodzinna rozgrywająca się w Argentynie. Śledzimy losy Sofii Solanas, która na pewno zaprzyjaźniłaby się z moją Kate! Jest nieprzewidywalną chłopczycą, która nie zna żadnych granic i żyje dokładnie tak jak chce zawsze chcąc być w centrum zainteresowania. Patrzymy jak dziecko przeistacza się w dziewczynę dorastającą w fantastycznej beztrosce w towarzystwie licznego rodzeństwa i kuzynostwa. Poznajemy wszystkie jej wady i zalety (wad jest chyba więcej, ale właśnie za to ją kochamy) Przenikamy jej charakter, myśli i uczucia. Obserwujemy jak dziewczyna zmienia się w kobietę, która odkrywa tajniki dorosłości. Kaczątko staje się w łabędziem. Z napięciem śledzimy jej rozkwitające piękne uczucie, którym obdarza kuzyna i najlepszego przyjaciela jednocześnie - Santiago. W końcu cieszymy się i rumienimy, kiedy Santi je odwzajemnia. Bo trzeba przyznać, że to piękna miłość. Najpiękniejsza. Wcale nie polegająca na fizycznym oddaniu, które również następuje, ale głębokiej przyjaźni i olbrzymim poczuciu przynależności. Niestety jak już wiecie są blisko spokrewnieni. To bardzo, ale to bardzo zakazane uczucie. I tutaj zaczynają się schody. Schody, których młodzi kochankowie nie są w stanie pokonać mimo uczucia, które rozsadza ich na kawałki. Sofia jest zmuszona opuścić ukochany kraj i drogą różnych powikłań i wydarzeń wraca do niego po ponad dwudziestu latach jako żona i matka. 

Jest to książka o decyzjach. Ciężko mi to ująć w słowa, ale o decyzjach złych, pochopnych i wymuszonych. Oczywiście to tylko moje zdanie, ale ukazuje co się stanie jak świadomie i poniekąd dobrowolnie wybierzemy nieodpowiednią drogę. Co by się stało, gdyby Sofia wróciła do domu po wyznaczonym czasie? Pokonałaby wszystkie przeszkody i była z najukochańszym człowiekiem pod słońcem. Los zgotował jej jednak inna drogę. Trudną i naznaczoną wielką tęsknotą. Drogę na której poznała wielu cudownych ludzi, przeżyła piękne chwile, ale tylko w ułamku. Jej myśli, dusza i serce pozostały w Argentynie. Juz zawsze przyjdzie jej czegoś żałować. Kiedy pojawiła się na powrót w rodzinnym domu jako dorosła, uporządkowana kobieta uroniłam niejedną łzę. Znałam całą jej rodzinę i nie mogłam powstrzymać wzruszenia widząc jak rodzice stali się dziadkami, a bracia i siostry rodzicami. Wiem, że to najnaturalniejsza kolej rzeczy, ale obserwując losy jakiejś familii czuję się taką magię... I znowu ta książkowa magia :)

Niechlubnie przyznam, że do tej pory miałam niewielką wiedzę na temat Argentyny, ale po przeczytaniu książki wiem jak wygląda, wiem jak smakuje i czuję jak pachnie. Czytając chciałam powierzyć swoje marzenia potężnemu ombu, galopować na kucu po zalanej słońcem argentyńskiej pampie, patrzeć w bezkresny, równinny horyzont drżący od gorącego, wilgotnego powietrza i napić się whisky z szurniętym dziadkiem Odwayerem :) Przez kilka dni byłam w Argentynie. Pomieszkałam w kamiennicy w Buenos Aires i goniłam wiatr na pampie w Santa Catalina. 
Wiem na pewno, że dwie z was zrozumieją o czym mówię pisząc, że to "książka słów". Tak jak w "Jeźdźcu miedzianym" miałyśmy Kamę i białe leningradzkie noce, Pola Marsowe ( i inne dziesięć milionów zjawisk, uczuć, miejsc i przedmiotów) tak tutaj pampa, Santa Catalina, Sofia, Santi i na końcu nawet niepozorna Maria ściskają za gardło.
To również bardzo mądra książka. No bo opowiada o życiu w końcu... 

„Życie jest zbyt krótkie, aby żałować straconych szans i złych decyzji"

Czy bohaterowie nie mają poczucia, że utracili jedyną szansę na szczęście? Oczywiście, że tak. Czy cierpieli z tego powodu? Piekielnie. Myślę, że tak naprawdę nigdy nie odżałowali, że ich życie potoczyło się tak, a nie inaczej mimo że potoczyło się nie najgorzej.  
Ale...

„Nie myślał o jutrze, bo po co tracić energię na coś, co może nigdy nie nadejść? Nie zastanawiał się nad minionym dniem, bo ten należał już do przeszłości i nic nie mogło tego zmienić. Teraźniejszość jest jedyną rzeczywistością, więc aby osiągnąć trwałe szczęście, należy żyć chwilą i nie martwić się tym, czego już albo jeszcze nie ma.”

Nie w każdym przypadku, ale to dobre wyjście. Cieszyć się tym co mamy, bo dobre rzeczy pomagają przetrwać złe.

Mimo, że sporo zdradzam nie czuję jakbym spoilerowała, bo to tylko bardzo ogólny zarys. Chciałam opowiedzieć o poziomie trudności/łatwości książki, ale zdradzę to na przykładzie. Fabuła się rozkręca fajnie i szybko. Z początku nie znając osób i miejsc troszkę się pogubiłam, bo kilka razy autorka skakała: przeszłość, przyszłość, teraźniejszość. I tu zabawna przestroga. Nie próbujcie zapamiętać imion wszystkich bohaterów. Ja się prawie popłakałam, kiedy chciałam ogarnąć kto jest czyim bratem, żoną, matką, kuzynką, dzieckiem... No ciężko! Wystarczy, że zapamiętacie wszystkich głównych bohaterów :) Zaczęłam czytać ciekawa kolejnej sagi rodzinnej. Strasznie lubię takie opowiadania. No i przeczytałam pierwsze sto stron ciesząc się, że to w sumie taka lekka książka o niczym konkretnym. Ot tak obserwujemy sobie czyjeś codzienne obowiązki, pasje, żale i radości. Ale po tych stu stronach nagle odkryłam, że nie potrafię się oderwać! Za każdym razem jak ją odkładałam ciągle myślałam co będzie dalej. Zżerała mnie ciekawość. Więc polecam powieść fajną, przepiękną książkę, wciągającą, przewidywanie zaskakującą, pouczająca, smutną i wesołą.  
Jak najbardziej nadaje się zarówno na długie zimowe, jak i wesołe letnie wieczory. I dni ;)

PS. W PDF-ie jakim dysponuję zakradł się jakiś błąd i ombu pisane jest przez "a". Da się przyzwyczaić, ale trzeba pamiętać, że to nie ambu :)


29 komentarzy:

  1. Hm, jak zawsze czytając Twoją recenzję zakręciła mi się w którymś momencie łezka. ;) Chętnie przeczytam, ale biorąc pod uwagę, że jeszcze nie zaczęłam ani "Kobiety rządzą..."(no dobra, kilkanaście stron), ani "Awarii", ani nawet "W szpilkach..." mam poważny dylemat. Ostatnie kilka dni poświęciłam od nowa Greyowi no i Twojemu opowiadaniu. :D
    Ciągnie mnie do "Awarii", ale to że nie mam jej na telefonie poważnie mi utrudnia życie. :D
    No nic, poproszę jak zawsze PDF, może wreszcie się zbiorę. A porównanie tego dzieła do Jeźdźca, zachęca mnie stokrotnie i nawet przymykam oko na tę długość i zawiłość imion. :D Możliwe, że właśnie tą sagą zacznę i skończę tę słoneczną niedzielę. ;)

    Wierna.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zachęcasz do czytania, wpiszę na listę oczekujących, przed nami zima - długaaa, zapewne. Muszę dokończyć Crossa, mam jeszcze kilka książek "na zapas". Pory roku które nastąpią spędzę sama, dlatego musiałam się przygotować.
    Tycha

    OdpowiedzUsuń
  3. Wierna ja już wiem jak wybrać kolejną książkę. Wystarczy, że pomyślę na jaką historię mam ochotę i taką własnie wybieram. Łatwiej się czyta jeśli to temat, w który aktualnie masz ochotę się zagłębić. I zaznaczam, że jednak "Jeździec" pozostaje number 1! Oczywiście już wysyłam ombu (nie ambu) :) No i kibicuję z "Kobietami", bo jestem ciekawa twojej finałowej reakcji :D!!

    Tycha mam nadzieję, że to tylko Twoje czarnowidztwo. Nie możesz przewidzieć co Ci los zapisał! I jeśli przechodzisz ciężkie chwile to raczej wstrzymaj się z ombu, bo to kolejny łamacz serca jest... Przynajmniej mojego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i takie wielkie krzyczące PS!!! Jak pomyślisz, że jesteś sama zajrzyj do nas ;)

      Usuń
  4. Dokładnie Tycha! Głowa do góry, a nie tam jakiś smuty! Tutaj zawsze któraś będzie i Cię weźmie w obroty! Będziesz się tam przejmowała! :D

    Ja właśnie miałam dzisiaj ochotę na coś krótkiego, więc zaczęłam i skończyłam "W szpilkach...". Od początku do prawie samego końca zachodziłam w głowę skąd ten tytuł, ale w końcu zrozumiałam. :D Jeej.. Rzeczywiście książka lekka, nie ma się chyba co rozwodzić nad nią, bo pochłonęłam ją w 4 godzinki. Krótka, za krótka. No i jak przeczytałam kilka razy Michałka, miałam ochotę zabić tą mamulkę. Chyba bym się powiesiła, mając taką mamę. Jezu! Wstrętne babsko:D Tak ogólnie jedyne nad czym myślałam czytając tą książkę, to to kim jest ten porywacz-niedoszły zabójca-prześladowca. Tylko to. A i tak nawet przez sekundę nie pomyślałam o pani Ból, chociaż wiedziałam, że musi być coś nie tak z tym brakiem inteligencji. :D Ale nie domyśliłam się. Za to plus dla autorki. Jak dla mnie ten ich romans trochę pozbawiony początku. Rozumiem, miłość od pierwszego wejrzenia itp itd, ale w Twoich opowiadaniach też występuje taka miłość, a bohaterzy nie są ze sobą, jak się wydaje, po pięciu minutach. No cóż... Nie da się każdemu dogodzić. :D

    No nic, wezmę się chyba za te "Twoje" Kobiety..., bo jak przeglądałam zakładkę Książki oceniłaś ją najwyższą notą, zaraz po Jeźdźcu oczywiście. I wiem, wiem. Jeździec u mnie też długo, jak nie na zawsze, zostanie number 1!

    Wierna.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeśli chodzi o Kobiety to powinny dostać dwa dodatkowe punkty za samo zakończenie :) Polecam, jeśli chcesz się wciągnąć w naprawdę rozbudowana fabułę. Podobnie jak Ombu...
    Co do szpilek... Również uważam, że tytuł lekko mówiąc z pupy wyjęli, bo niewiele o tym Manolo piszą i zgadzam się z każdym Twoim zdaniem. Chociaż podejrzewałam panią Ból. ( W ogóle Ból... Jak można tak nazwać bohaterkę). Mamulka na szafot! Miała być zabawna, ale wyszła irytująca. Ale jak miałaś ochotę na coś krótkiego to idealnie :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Aha, biorę się za Kobiety od jutra, albo od pojutrza ewentualnie. :D I jak zdążę do końca wakacji to i Ombu zaliczę. A jak nie, to trochę mi się przesunie. Ale przeczytam na pewno, bo mam ochotę właśnie na "hit" pokroju Jeźdźca.

    O tytule było jedynie jedno wspomnienie na samym początku, że pani Ból miała szpilki od Manolo i koniec z tym. No i szpilki przewijały się u głównej bohaterki, ale to przecież nie o to chodziło. Dziwne, ale cóż. Widzimisię autorki.
    Taa, co do pani Ból, to aż się zastanawiałam, czy to nie jest przez przypadek jakieś straszne niefortunne przetłumaczenie z języka angielskiego, no bo jeszcze nazwisko Pain bym zniosła.:D Ale nie, polska autorka, to ja nie wiem o co chodziło kobiecie.:D Tak, miałam ochotę, tak więc pozycja zaliczona. :D Teraz biorę się za dłuższe lektury i dalej ubolewam nad Awarią... Ale może kiedyś znajdę motywację, żeby przesiedzieć kilka godzin przed kompem.

    Wierna.

    OdpowiedzUsuń
  7. Musisz sobie sprawić czytnik. Dzisiaj cały dzień towarzyszył mi nad wodą i byłam w książkowym niebie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Hmm, pomyślę, pomyślę. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. I mam nadzieję, że Ci się nie przesunie do następnych wakacji...?

    OdpowiedzUsuń
  10. Ale co? Przeczytanie Ombu? W życiu! :D Po prostu nie zrobię tego, zawalając trzy dni życia, jak w przypadku Jeźdźca... Będę musiała czytać po fragmentach, a uwierz, że tego nienawidzę. Jak już dorwę książkę, to czytam "all day all night". No z małymi przerwami na sen... ;)

    Wierna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No czytanie, komentowanie i po prostu bycie z nami!

      Usuń
    2. Oh, dla Was zawsze znajdę czas! :*

      Usuń
    3. No to mogę spokojnie iść spać :) Znaczy pisać...

      Usuń
    4. Haha, cieszę się, że Cię uspokoiłam:) Znaczy no właśnie! Szykujesz coś na jutro? ;D

      Usuń
  11. Na jutro nie zdążę, ale na wtorek na pewno już napiszę. Już wariuję od nadmiaru zajęć, a planuję w najbliższym czasie dołożyć sobie dwa kolejne :) Do końca roku będę mistrzem organizacji czasu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tak ma być, tylko nie przesadź, bo nam padniesz z wyczerpania i kto będzie nam dostarczał nowości o Kate czy agencie Whellerze!? Także proszę się oszczędzać, moja Ulubiona Pisarko!

      Wierna.

      Usuń
    2. Właśnie tego się boję :) Mój mózg w pewnej chwili zacznie parować i się wyłączy :) Albo mi się pomiesza praca z blogiem! I to będzie oznaka, że trzeba jechać na urlop!

      Usuń
    3. Dokładnie! Nie wiem jakbym dała rade tyle czasu bez Twojej twórczości, ale życzę Ci też jakiegoś udanego urlopu, trochę dalszego niż nad wspomniany zbiornik wodny:D
      A tymczasem zmykam! Dobrej nocy, Nikki:**

      PS.Nareszcie mam sprzęt, z którego mogę Wam tu odpisać! Hura! :D

      Usuń
    4. Hehe. Te nowe zabawki... Słodkich snów!!!

      Usuń
  12. Nikki już raz to pisałam i powtórze jeszcze raz jak ty to robisz? Znajdujesz na to wszystko czas?! No grunt to organizacja! Podziwiam. Ja sie wziełam za "Kocham Nowy..."

    Lena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie - organizacja. Czasami nie daję rady i się wtedy wściekam na zbyt krótką dobę :) Jak biorę na siebie coś nowego to najpierw się z tym oswajam, sprawdzam ile czasu mi zajmuje, a później wpisuję w grafik :)
      Kocham Nowy Jork!!! :D

      Usuń
  13. Dziendoberek :-)
    Ja też zawsze robię grafik... Ale w trakcie i tak zawsze się zmieniają piorytety! Więc to co zaplanujaę i tak szlag trafia...
    Od tygodnia "męczę się" to znaczy nie mogę się zdecydować jakiego koloru mają być ściany... Ah... Ten remont 1000 myśli na minutę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miłego dnia:-)

      Lena

      Usuń
    2. Ze swojej strony mogę Ci tylko doradzić, że Dulux z serii Kolory Świata jest na prawdę zmywalna. Jak Ci się zabrudzi miękka gąbeczka, woda, płyn i jazda! Wszyściutko schodzi. I paletę barw mają naprawdę bogatą.

      Usuń
    3. To ja ze swojej strony odradzam Dekoral. Niby zmywalna, ale strasznie ciężko się maluje i dużo farby potrzeba. Kiedy Duluxem pomalujesz pokój powiedzmy jedną puszką, Dekoralu potrzeba prawie dwie. ;)
      Ha, Wierna też przeżywała remont, a co! :D

      Usuń
    4. A pewnie, że tak!! Najlepsze porady remontowo budowlane - tylko na MyStory :D

      Usuń
  14. Dzieki dziewczyny :-) Bedzie Dulux ale nie wiem nadal jakie kolory?! Nie mogę sie zdecydować ponieważ przez 10 lat mielismy białe ściany w pokojach... Beda nadal jasne kolory - ziarno sezamu - zawsze się zastanawiam kto wymyśla te nazwy?! z jedną kontrastowa ścianą. Musze optycznie powiekszyć przestrzeń!

    Lena

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie wiem w jakie kolory chcesz pójść, ale ja mam do jasnego szarego (uwaga, uwaga) laskę wanilii :D I bardzo mi się efekt podoba. A w kuchni na ścianie za meblami mam malinową Granadę, która wygląda zupełnie inaczej niż na stronie :) I też wyglada fajnie. Chociaż z szarego mam taki bardziej srebrzysty lód niż ziarno sezamu :))

    OdpowiedzUsuń

Znacie to uczucie kiedy jesteście powodem czyjegoś uśmiechu? Jest... Niesamowite!!