poniedziałek, 26 sierpnia 2013

The game of lies - rozdział 21

- Co tak późno? - zapytał Joe, kiedy weszli do apartamentu.
- Zeszło... - odpowiedział Ethan.
Joe od razu wyczuł jakąś taką posępność w jego głosie, ale był zbyt zmęczony, żeby zareagować.
- Jedno spotkanie w barze z jakimś nieszczególnym typkiem - poprawił się w fotelu raportując - Wysłałem rysopis i zdjęcie do biura jeszcze nie odesłali niczego - ziewnął kończąc ten krótki i nic nie wnoszący opis dnia - A wy co? Drogę pomyliliście? Torre wrócili trzy godziny temu.
- Musieliśmy obgadać kilka spraw.
- Powinienem o czymś wiedzieć?
Chwila ciszy.
- Raczej nie.
- Zdziwią się rano, bo Ed przygruchał sobie jakąś lalunię - zaśmiał się przecierając oczy i dopiero teraz spojrzał na Kate. Była szaro blada, strasznie zmęczona i zdeterminowana... Przeniósł szybko wzrok na Ethana, ale kolega zajęty swoimi ponurymi myślami zdawał się być zupełnie nieobecny. Jedno kręciło się bez sensu po apartamencie, a drugie z grobową powagą zasiadło do laptopa.
- Myślę, że możemy sobie odpuścić pilnowanie na tą noc - oczywiście on nie opuści stanowiska, ale ta dwójka zdecydowanie powinna odpocząć - Powinniśmy odpocząć - wiedział, że nie zgodzą się na pobłażanie im - Skoro Kate twierdzi, że to nie Alonso, powinniśmy się wszyscy wyspać i rano...
Zanim zdążył dokończyć Kate zatrzasnęła za sobą drzwi sypialni.
- Co się dzieje? - zapytał Ethana wpatrzonego w jeden punkt na ciemnym monitorze.
- Nic.
- Nic... - pokiwał głową nie drążąc. Wiedział, że prędzej, czy później i tak się wszystkiego dowie.

Weszła pod prysznic i długo stała pod parującym strumieniem. Zbierała myśli, koncentrowała się, wypierała emocje. Jedyne czego potrzebowała to równowagi. Tej jedynej rzeczy bez której nie mogła logicznie myśleć nie wspominając już o przewidywaniu. Gdyby Torre wykonał teraz jakiś nagły ruch w życiu by się niczego nie domyśliła. A powinna. Zawsze tak było. Dopiero odkąd pracuje z Ethanem nie potrafi dostrzec faktów póki się o nie nie potknie. Trzeba to natychmiast przerwać i zmienić. Nie wróciłaby do Miami, gdyby spaprała tą sprawę, bo zapatrzyła się w Ethana Whellera. Już sobie wyobrażała jakie plotki krążą po komisariacie na temat tego co się tutaj dzieje i mogła spokojnie domniemać, że żadna nie dotyczy romansowania. Czy od dnia dzisiejszego fakt, że nie chodzi tylko o Adriána , ale również o ową NIĄ coś zmieni? Ethan miał JĄ, tak jak Kate miała Adriána . Wyjawiona prawda powinna ich skutecznie ostudzić. Czemu skoro są sobie zupełnie obcymi ludźmi, skoro mają osobne światy, osobne życia i osobnych ludzi, którzy ich kochają czuje taki okropny żal i zawód. Czemu jej się wydaje, że obca kobieta zgarnęła to co należy się jej? Ethan nigdy nie należał i nie będzie należał do niej. To jakiś totalny absurd!
Zweryfikowała swoje uczucia. Wszystkie odpowiedzi ma zapisane w głowie i wystarczy je odrobinę odkurzyć, żeby stały się wyraźniejsze i oczywiste. Stanęła przed lustrem łazienkowym nadal ociekając wodą, popatrzała na swoje odbicie i zadała sobie najważniejsze pytanie. Czy nadal kocha Adriána ? Tak. Bez zastanowienie i wahania. Mogła śmiało powiedzieć, że tak. Kocha Adriána , chce za niego wyjść i... i... Ok! Trzeba stawić czoło prawdzie! Jako 33-letnia kobieta chce stworzyć dom i urodzić dzieci. Chce czy wie że powinna? Chce, czy wie, że się tego po niej oczekuje? Ostatnie myśl wywołała całą serię protestów w jej wnętrzu, ale je zgromiła, zignorowała i otworzyła się na nową prawdę. Na nową rzeczywistość, która ją szczelnie otoczy już lada dzień.
W takim razie druga strona medalu. Co czuła do Ethana? To było dopiero pytanie warte przemyśleń. Podobał jej się? Tak. Pociągał ją i oszałamiał. Sprawiał, że bez problemu zapominała o całym świecie. Czuła się przy nim jakoś tak zupełnie inaczej niż choćby przy Adriánie. Chemia. Czysta chemia, nic więcej.
- No to co to było? To na plaży? - zapytała się na głos.
W szale namiętności znalazła w sobie masę czułości i emocji bynajmniej nie związanych z pożądaniem. Czy zaczynała coś czuć do Ethana? Coś poza sympatią? Odwróciła się gwałtownie tyłem do lustra. Ta niechęć, którą dzisiaj czuła do Gabrieli teraz dotyczyła kobiety w nim odbitej. Nie mogła niczego czuć do Ethana czując bardzo dużo do Adriána . Znalazła się w jakiejś totalnie skretyniałej i poplątanej telenoweli... Powtarzał, że ją kocha i wmówił jej to! Chociaż... Maloney wmówiła jej cierpliwość i potrafiła ją ostatecznie okazać, ale czy kiedykolwiek ją czuła...? To zupełnie coś innego! Znowu spojrzała w lustro. Od teraz, od tej chwili nie może sobie pozwolić przez ani jedną sekundę na utratę kontroli nad sobą, nad swoimi emocjami i nad swoim życiem. Wie kim jest i wie czego chce! Catalina Barrera nigdy nie zachowywała się jak postrzelona nastolatka. Nawet jak nią była! A teraz chce uszczęśliwić faceta, którego kocha. Kogoś, kto chce spędzić z nią resztę życia. I dlaczego nie chce dzieci też doskonale wiedziała! Trzeba było stawić czoła prawdzie. Otworzyła szafkę, wyciągnęła z niej swoją kosmetyczkę i odsunęła zamek. Z bocznej kieszonki wysunęła opróżniony do połowy listek tabletek antykoncepcyjnych. Jedna po drugiej wyciskała je do kranu. Upadały odbijając się od złotawej misy i wpadały do rury odpływowej. Każde uderzenie wracało do jej uszu coraz głośniejszym echem i w końcu sama miała wrażenie, że spada w ciemną czeluść. Kiedy opakowanie było puste odkręciła kurek dla upewnienia się, że małe różowe pigułeczki spłynęły w miejsce, w którym stawały się zupełnie bezużyteczne. Spojrzała na swoje odbicie zauważając, że oczy ma wystraszone, a na czoło wypłynęły małe kropelki potu. Dlaczego tak bardzo się bała? Zajdzie w tą cholerną ciążę, urodzi dziecko i będzie dobrą matką. Adrián jej pomoże, a jej dziecku nie przydarzy się żadna z rzeczy, która spotkała ją!
Ubrała się w piżamę i wyszła z łazienki. Usiadła na wielkim łóżku przejmującym swoją zimną pustką. Wszystko zapowiadało, że będzie miała całą sypialnię dla siebie. Nie wyobrażała sobie, żeby Ethan teraz przyszedł i położył się koło niej. Nie po tym co zaszło. Obydwoje wracali do hotelu w bardzo ponurych nastrojach. Trzymali się desperacko za ręce w ostatnim geście jedności i zbliżenia, ale kiedy tylko weszli do holu świadomi obecności kamer i Joe siedzącego za ekranem przemierzali korytarze nawet nie obok siebie. Kate szła z przodu, Ethan za nią. A od jutra wszystko się zmieni. Nie można kontynuować czegoś co nie ma przyszłości. Ona myśli, oni pracują. Była zupełnie wyczerpana nieprzespanymi prawie dwoma nocami. Sen zmógł ją ledwo przyłożyła głowę do poduszki.

Joe nie wiedział co ze sobą zrobić. Nie mógł iść do sypialni, którą zajęła Kate, nie mógł siedzieć w głównym salonie, gdzie Ethan postanowił zrobić zawody w niemruganiu. Nie chciał też spędzać drugiego dnia gapiąc się w kamery. Przespał się kilka godzin na kanapie i teraz należało podjąć jakieś decyzje. Kroki, ruch, cokolwiek byle do przodu. Skoro Kate twierdziła, że to nie ten Torre mieli olbrzymie szczęście, że drugi też tu jest.
- Ethan trzeba coś zrobić - wyszedł do drugiego pokoju.
- Co chcesz zrobić? - zapytał obojętnie.
- Najpierw muszę się dowiedzieć, co ty zamierzasz? - przyciszył głos siadając na przeciwko - Pokłóciliście się?
Ethan powoli zaprzeczył głową. Wyglądał na strasznie wymęczonego i starszego niż jeszcze dzień wcześniej.
- Wyjaśniliśmy sobie wszystko.
- Więc skąd ten nastrój?
- Nie wiesz skąd? - popatrzał na niego matowym wzrokiem.
- Noemi?
- Nie mogłem tego zaczęć od kłamstwa. Kate mnie nie okłamała, ja też nie mogłem tego zrobić.
- I co dalej?
- Wrócę do domu i to załatwię. Ostatecznie.
- I wrócisz do Kate?
Zaśmiał się głucho.
- Niestety. Podczas, kiedy ja będę się rozwodził, ona wyjdzie za mąż. Chyba jeszcze nigdy nie była na to taka zdecydowana.
- Co się wydarzyło?
- Spotkaliśmy się za późno. To wszystko.
Joe już o nic nie pytał. Wiedział, że nie połączył ich żaden romans, bo to nie było w stylu Ethana. Czasy zaliczania dziewczyn zostawił już dawno za sobą. A teraz zakochał się w totalnie nieodpowiedniej osobie. A przynajmniej tak mu się wydawało! Po pierwsze Kate była Kate... A Kate należało się bać, nie kochać. Po drugie była wierna doktorowi i mógłby wymieniać jeszcze milion cech na jej niepokalanym honorze, ale właśnie usłyszał dźwięki dochodzące z sypialni. Ethan zacisnął oczy.
- Dzień dobry - powiedziała Kate wyłaniając się zza drzwi.
- Dzień dobry - odpowiedzieli jej obydwoje. Joe z uśmiechem, Ethan ledwo słyszalnie.
- Czy coś się dzieje? - poprawiła białą bluzkę na ramiączkach.
- Ed jeszcze śpi po intensywnej nocy - zaśmiał się Joe.
- A wiecie już kim był facet z którym się wczoraj spotkał?
- Najprawdopodobniej to nikt ważny, bo jeszcze nie. Jest ciężki do zidentyfikowania, albo po prostu nie ma go w bazie. Chłopaki dalej nad tym pracują.
- Ok. To nie najlepiej. Muszę na chwilę wyjść, ale jakby coś się działo jestem pod telefonem.
- Jasne.
Joe obserwował dwójkę. Kate nie zerknęła na Ethana, a on nie spuścił z niej wzroku znowu nawet nie mrugając. Wpadł w środek melodramatu, a naprawdę nie miał ochoty go oglądać...

Wschodni kraniec plaży Waikiki, gdzie jadły pierwsze śniadanie był idealnym miejscem na spotkanie. Siedziała w rattanowym fotelu wyłożonym poduszkami, na stole przed nią stał parujący kubek kawy, a ona przyglądała się grupie młodzieży grającej w siatkówkę. Zapomniała już, że pierwotnym planem były wakacje.
- Tylko nie mów, że chcesz się dołączyć - Alice promienna i przepięknie opalona w krótkiej błękitnej sukience zatrzymała się koło niej.
- Cześć! - Kate naprawdę się ucieszyła na jej widok. Był taki normalny po wszystkim co się działo dookoła.
- Cześć pracusiu. Wiesz, że jesteś bledsza niż jak tu przyjechałaś?
Uściskały się mocno i Alice usiadła na przeciwko niej.
- To akurat efekt nieprzespanych nocy...
- No nie gadaj! Ja też nie sypiam w nocy, a nie jestem taka zmęczona...
Kate popatrzała na nią z pobłażaniem i postanowiła nie komentować. Upiła łyk kawy i od razu przeszła do sedna. Nie miała zbyt wiele czasu.
- Od kogo usłyszałaś, że Joe nam pomaga?
- Słucham? - Alice odłożyła właśnie braną w dłonie kartę na stół.
- Kiedy się ostatnio widziałyśmy powiedziałaś, że słyszałaś, że Joe nam pomaga. Chyba nie mówi się o tym na imprezach?
Alice wydęła wargi.
- Kate... Ostatnie czego bym sobie życzyła to znaleźć się pod twoją inkwizycją. Zwyczajnie spotkaliśmy się przed domami. Ja wchodziłam, on niósł walizkę. Zwyczajowe zagadanie. Nic więcej.
Kate zachowała się zupełnie jak na przesłuchaniu, czyli nie dała się zwieść patrząc na nią beznamiętnie. Na szczęście w porę się opamiętała i wywołała na ustach uśmiech.
- Przepraszam, nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało. Po prostu chyba kilka rzeczy mi umknęło i muszę uzupełnić wiedzę.
- Tobie coś umknęło?! - Alice pomachała do Bene. Mężczyzny, który obsługiwał ich tego pierwszego poranka na O'ahu - Dwa razy taro - powiedziała z uśmiechem, kiedy podszedł.
Korpulentny, wesoły Hawajczyk pokiwał głową wracając do chatki ustawionej częściowo na plaży, gdzie znajdowało się serce restauracji.
- Chyba nie do końca dobrze radzę sobie z tą sprawą... - przyznała w końcu.
- Dlaczego? - Alice aż znieruchomiała. To byłby pierwszy przypadek, z którym Kate sobie nie radziła.
- Jestem rozproszona. Musimy się spieszyć, a ja nie potrafię dodać dwa do dwóch.
- Jest tego jakiś konkretny powód?
Oparła się łokciami o stół i zapatrzyła w jego blat.
- Nie... Po prostu... Czas, pośpiech no i sam fakt, że to Torre. TEN Torre!
- A dlaczego tak się spieszycie? Do niedzieli zostało co prawda niewiele, ale nie ma tragedii.
Alice skoncentrowała się na pocieszaniu i motywowaniu uznając, że mądrzejszym będzie pominąć fakt, że skala dorobku życiowego przestępcy zwykle motywowała Kate do działania i dodawała skrzydeł, a nie paraliżowała ruchy.
- Adrián będzie w domu jutro, albo pojutrze - uśmiechnęła się ciepło, ale bardzo smutno.
- Naprawdę?! Szybko!
- No... I jak sobie pomyślę, że jest teraz w drodze do domu, w którym mnie nie ma to aż mnie skręca!
- Teraz rozumiem - uśmiechnęła się do niej wesoło - A jak agenci?
- Nie narzekam. Zostali sami, więc mogą się pośmiać jaka ze mnie ofiara losu.
- Na pewno tego nie robią.
- Sama mam ochotę... Alice mam prośbę.
- Słucham?
- Czy mogłabyś troszkę poobserwować, czy w sąsiedztwie nie ma Sharpa?
Alice patrzała na nią przenikliwie.
- Wiem, że i tak jestem beznadziejną koleżanką. Zabrałam cię na wakacje i zostawiłam przy pierwszej z brzegu okazji, żeby wrócić do pracy, ale czuję, że ktoś mi miesza. Postanowiłam dzisiaj spojrzeć na wszystko z innej perspektywy i mam wrażenie, że dzieje się coś za moimi plecami, coś co bardzo by mi się nie spodobało.
- Masz jakieś przeczucie?
- Mam pewność. Tak jak wtedy... Jak wtedy, kiedy wiedziałam, że wszystko skończy się tragedią, tak teraz wiem, że ktoś coś knuje, a ja powinnam o tym wiedzieć. Przepraszam, że cię o to proszę...
- Spoko Kate - pochyliła się i złapała ją za rękę - I tak wakacje się już kończą. Odpoczęłam, pobawiłam się, więc nie ma na co narzekać. Rozejrzę się.
- Serio?
- Serio!
Przesuwała pod palcami zawieszki na bransoletkach Kate. Uśmiechnęła się na mały, srebrny motorek. Było tu serduszko, zarys ptaka, znak anarchii, kółeczko wyciągnięte w owal kryjące czyjeś zdjęcia... Kate była bardzo osobliwym stworzeniem i nie sposób było nie zwrócić na nią uwagi. Fajnie było ją poznać i zobaczyć co się dzieje w głowie, kiedy oczy tak bystrze lustrują otoczenie można było mówić o szczęściu, kiedy było się z nią w przyjacielskich stosunkach. Wejście w konflikt z kolei nigdy nie wróżyło niczego dobrego, ponieważ Kate już tak miała, że zawsze racja leżała po jej stronie. Jeżeli podejrzewała, że ktoś coś przeskrobał nie było sensu się kłócić.
- Wiesz, że od kilku dni nie patrzałam na Honolulu?
- Co?
- Zapomniałam jak tu pięknie.
Przymknęła oczy, bo leciutki wiaterek zawiał w jej stronę słodkawą woń hibiskusa.
- Miałam cię zabrać na Diamond Head... Byłaś?
- Czekam na ciebie! Przylecimy tu za rok i wszystko mi pokarzesz! Tylko zabierzemy Adriána, żebyś mi nie musiała zazdrościć seksu...
Kate wybuchnęła śmiechem, ale nie zabrzmiało to zbyt przekonująco.
- Nie wiem, czy będę chciała tu jeszcze wrócić.
- Jak to nie będziesz chciała? - Alice spędziła kilka dni bez Kate, ale ma wrażenie, że przyszła do niej zupełnie inna osoba. Musi się ciągle dziwić.
- Przecież to ulubione miejsce twoje i Adriána!
Kate zamilknęła na dłuższą chwilę. Ulubione miejsce jej i Adriána ? Od tego wyjazdu nie będzie na całym świecie takiej plaży na której nie pomyślałaby o Ethanie...
- Torre zanieczyścił całe O'ahu - wzruszyła ramionami.
- Co racja to racja... Eduardo to wyjątkowo wstrętny typ... Cieszę się, że nie muszę przebywać w jego pobliżu.
- A ja się cieszę, że będę mogła go przymknąć.
- Czyli każda zostaje zadowolona!
Alice nie zauważyła niczego. Nie zauważyła jak wszystkie mięśnie Kate napięły się w reakcji na to co usłyszała. To dobrze... Znaczy, że wraca do formy. Bene przynosi taro i grzanki i biorą się za jedzenie.
- A co słychać u Rosy? Dalej urządza imprezy? - pozorna obojętność również wyszła wzorowo.
- Nie widziałyśmy się dawno - Alice obojętnie wzrusza ramionami.
- Muszę do niej wpaść... W sumie to się zaprzyjaźniłyśmy, a ja tak zniknęłam bez słowa...
- Oscar na pewno jej wyjaśnił, że musiałaś jakby nie patrzeć wracać do pracy.
Oscar na pewno jej wyjaśnił...?
- Może i masz rację! Tak swoją drogą pozdrów go ode mnie.
- Jasne.
Jedzą nie poruszając już żadnych niebezpiecznych tematów, a kiedy się rozstają Kate rusza w kierunku hotelu. Ma straszną ochotę przejść się do Rosy, ale wie, że w tak decydującym momencie śledztwa nie powinna pozostawać na długo nieobecna. Poprosiła Alice o pomoc w rozgryzieniu dlaczego ją oszukują i czego tak właściwie to oszustwo dotyczy, ale najwyraźniej osoba, która powinna być jej bezwzględna wspólniczką stała po stronie przeciwnej. I znowu nasuwa się kolejne pytanie. Dlaczego?
Głucha i ślepa przecięła hol i chcąc zyskać jeszcze kilka dodatkowych minut przeszła przez szklane drzwi do hotelowego basenu i manewrując pomiędzy biegającymi dziećmi, a nie do końca trzeźwymi dorosłymi wyciągnęła telefon. Nie lubiła myśleć po cichu. Cisza spowalniała.
- Dzień dobry pani kapitan...
- Kate! Wszystko w porządku? - suchy, rzeczowy głos był jej teraz bardzo potrzebny.
- Czy wszystko w porządku...? - zamyśliła się - Najlepiej to ujmę mówiąc, że wszyscy bardzo się starają, żebym tak myślała...
- Coś się dzieje za twoimi plecami? - odgadła bez najmniejszej chwili zastanowienia.
- Tak...
- Mogę ci kogoś podesłać. Nie mamy teraz odpukać żadnej poważnej sprawy. Chcesz skompletować swój zespół? Chłopaki aż się rwą, żeby do ciebie dołączyć.
Uśmiechnęła się na taką opcję i postanowiła jej nie wykluczać.
- Będę potrzebowała pani pomocy...
Po paru minutach intensywnego wykładania sprawy w telefonie zaległa cisza. Po pierwszej minucie Maloney zawołała Felipe i przełączyła ją na głośnik. Kate nie miała pojęcia, czy coś z tego wyjdzie, ale miło było w końcu pogadać z kimś, kto nie ma przed nią tajemnic, ani nie próbuje jej zrobić w jajo. Z kimś, kto chce jej pomóc, a nie wykorzystać.
- Nie wiem o co jej chodzi. Nie chciałam jej w nic wciągać, żeby została na tych swoich wymarzonych wakacjach, ale nie sądziłam, że pobiegnie pomagać FBI. Nie wiem też w jaki sposób to robi i po jaką cholerę, ale ma informacje, których ja jej nie udzieliłam i wygląda na bardzo dobrze rozeznaną w temacie. Nawet nie zauważyła, że się wygadała, więc musi o tym mówić często i dużo - stała oparta plecami o ścianę w takim miejscu, żeby widzieć cały teren dookoła. Na razie ku pełnej konsternacji zauważyła Eduardo prowadzącego do baru boską Jenny. Najwyraźniej wykupił pakiet stałych usług. Jenny musiała być niezła! Niestety obecność Eduardo wiązała się z obecnością Wielkiego Brata za monitorem wielu kamer ochrony dyskretnie porozmieszczanych po obiekcie.
- I jesteś pewna, że jej nie mówiłaś o skierowaniu podejrzenia na Eduardo?
- Nie widziałyśmy się od tego czasu.
Kate korzystając z tego, że została jeszcze niezauważona ruszyła do wejścia.
- Nie wierzę, że to robi! - warknął Felipe.
- Ja też... Będę was informowała na bieżąco i nie możecie zdradzić Alice, że coś wiecie, a już broń Boże, że ja coś wiem. Póki im się wydaje, że robią ze mnie idiotkę utrzymujmy ich w tym przekonaniu. Ale nie wiem jak Alice może być aż tak naiwna, żeby... - zamarła na krótka chwilę wahając się, czy nie zawrócić i nie ruszyć w drugą stronę. Ale za późno... Zauważyli ją
- Kate? - rozległo się w telefonie.
Patrzała na Ethana idącego z dłońmi w kieszeniach jasnych spodni i Amber mającą na sobie niewiele więcej niż bikini. Bo przezroczystą szmatkę zarzuconą na nie nie można było zakwalifikować do czegokolwiek. Słodka blondynka u boku Ethana, słodka blondynka u boku Eduardo, Alice też była słodką blondynką. Co jest do cholery?! Czy to może z brunetkami jest coś nie tak?! Kiedy nerwowo zerknęła w bok zauważyła, że cholerny Ed również zauważył komiczną sytuację w jakiej się znalazła. Daje mu trzydzieści sekund na podzielenie się newsem z Gabi i Alem, a wtedy już cały hotel będzie się śmiał z głupiej Kate, która daje się zdradzać w kółko i w kółko. Ethan w pierwszej chwili zwolnił, po czym lekko przymknął oczy karcąc się za głupotę.
- No przecież kolor włosów do czegoś zobowiązuje - warknęła Kate. Szkoda, że była za daleko i nic nie słyszał.
- Słucham? - rozległ się oburzony głos w słuchawce.
- Nie, nie pani kapitan to nie do pani... Ale muszę już kończyć.
- Coś się stało?
- Chyba nie...
- Zaraz coś wymyślimy i oddzwonię.
- Tak będziemy w kontakcie... - już jej nie słuchała - Do usłyszenia.
Rozłączyła się czując jak ostatnia kretynka z zupełnie obojętną miną przeszła obok swojego tym razem już na sto procent byłego udawanego narzeczonego i jego potencjalnej kochanki.
- Kate - szepnął za nią, ale złośliwy uśmiech na ustach bardzo ładnej kobiety dużo bardziej zwrócił jej uwagę. A niech się cieszy. Nie potrwa to długo, bo Ethan tak, czy inaczej jest zajęty. Odetchnęła głęboko, kiedy usłyszała niebezpieczne trzeszczenie telefonu ściskanego w dłoni i poluzowała uścisk. Podziałało w druga stronę, bo telefon upadł na ziemię. Oto cała kontrola na jaką ją stać! Powinna ją przestrzec, że facet za szybko i łatwo mówi "kocham"? Nieee... Później ona się będzie śmiała! Mało szlachetne, ale przecież na wojnie i w miłości chodzi o satysfakcję prawda?




Hibiskus hawajski :)


20 komentarzy:

  1. Witaj. Czytam Twojego bloga już od jakiegoś czasu i muszę przyznać, że jest REWELACYJNY. Według mnie "The game of lies" rządzi;) Pozdrawiam, M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam Cię i cieszę się, że dołączyłaś do grona moich krytyków ;) Postaram się nie zawieść w ciągu dalszym opowiadania, a tymczasem taka malutka prośba... Bo już mamy tu jedną M. i nie chciałabym Was mylić :) Mogę Cię prosić o jakieś inne pseudo? Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
    2. W takim razie niech będzie MD:)

      Usuń
  2. Witaj MD :) w naszym gronie.
    Kończę... "Kocham NY" i do głowy przychodzi mi jedno skojarzenie "Sex and the City" :P

    Lena

    OdpowiedzUsuń
  3. MD - super, dzięki ;)

    Lena - jakby to było takie proste: wsiąść w samolot, polecieć do NY, pomieszkać kilka dni w ekskluzywnym hotelu, po czym znaleźć szybciutko fajne mieszkanie na Manhattanie. Co dalej następuje ot tak dostać wizę, znaleźć pracę i żyć jak księżniczka... Gdyby to wszystko było ot tak osiągalne... Wiesz gdzie bym teraz była? :D

    OdpowiedzUsuń
  4. No, Nikki plan prawie idealny, o co Ci chodzi??! :D

    Witam również serdecznie MD.! :)

    Wierna.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak byłoby to takie proste... To pewie wszyscy by tak robili! Rzeczywistość jest całkiem inna! Ale przecież o to chodzi w ksiązkach które czytamy aby się oderwać od codzienności ;-) Jade właśnie robić paszport bo mi sie przypomniało, że zmíeniłam nazwisko...mh kto nie ma w głowie ten ma w nogach i mniej kasy w portfelu!

    Lena

    OdpowiedzUsuń
  6. Hen daleko to nie! Wszecie może wybierzemy się w podróż pośłubną :-) A paszport zawsze się przyda... Lepiej nosić niż się prosić! Czy coś tak ;-)
    PS. Czemu na tych zdjęciach urzędowych wyglądam jak na liście gończym?
    Poszukiwana nagroda XX $

    Lena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. He he! Mam podobny problem. Nie jestem na żadnym podobna do siebie :) Nie wiem jakim cudem chcą zweryfikować, że to ja!

      Usuń
  7. Myślę, że będzie to zupełnie coś innego niż dotychczas pisałaś. Trudne życiowe wybory głównych bohaterów. Droga do szczęścia będzie długa...
    Tycha

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ukrywam, że podchodzę do tego trochę ambicjonalnie. W którymś poście pisałam, że nie chcę żeby to było podobne do poprzednich opowiadań i bardzo będę się tego pilnowała. Jednocześnie staram się ciągle podnosić poprzeczkę :) Cieszę się, że to zauważyłaś.

      Usuń
    2. Bardzo się cieszę z owego faktu. "Greyo" podobni jak najbardziej, ale co za dużo to niezdrowo. Zimą czytałam "I wciąż ją kocham" - takiej miłości też szukamy.
      Tycha

      Usuń
    3. Książki Sparksa mają taki swój nie do skopiowania urok. Ja się planuję wziąć za "Ostatnią piosenkę". Też podobno bardzo fajna. A powyższy tytuł wpisuję na listę "chcę przeczytać" :)

      Usuń
    4. Uwielbiam książki Sparksa. Oba tytuły polecam. Oczywiście najpierw książki, później filmy - bo też warto obejrzeć. :-D
      Kiedy można spodziewać się nowego rozdziału, bo przyznam, że tak zawikłałaś fabułę, że kompletnie nie mam pomysłu co dalej:P

      Pozdrawiam
      A.

      Usuń
  8. Mamy na co liczyć jutro, czy raczej nie dasz rady? ;)

    Wierna.

    OdpowiedzUsuń
  9. Czasami pytacie kiedy mam czas na pracę zarobkową i z przykrością (radością?) stwierdzam, że musiałam jej się poświęcić bez reszty zarówno wczoraj jak i dzisiaj. Ponadto pracuję również nad niespodzianką, którą zapowiadam już od dawna (chociaż tutaj jednak głównie mój mąż się wysila) i mam nadzieję, że już niedługo dojdzie do skutku :)
    W każdym razie rozdzialik dopiero (niestety) w piątek. Jutro się do niego przysiądę :)

    OdpowiedzUsuń
  10. O, uwielbiam niespodzianki!:D

    Dziwne rzeczy się dzieją, bo jak pisałam swój komentarz przed 21, nie widziałam wcześniejszego A. z 18. Albo się starzeję i tracę wzrok, albo nie wiem :D

    W każdym razie, dobrej nocy wszystkim :*

    Wierna.

    OdpowiedzUsuń

Znacie to uczucie kiedy jesteście powodem czyjegoś uśmiechu? Jest... Niesamowite!!