środa, 14 sierpnia 2013

The game of lies - rozdział 17

Kolejny dzień upłynął im na snuciu planów i przypuszczeń, podsłuchiwaniu i podglądaniu, a także co Kate odpowiadało najbardziej śledzeniu w trenie. Z samego rana ciśnienia wszystkich skoczyły niebezpiecznie, kiedy Alonso zarezerwował bilety do Meksyku dla trzech osób na najbliższą niedzielę. Mieli tydzień. Równe siedem dni... Mało. Kate piła już drugą kawę tego dnia mimo że nie było jeszcze południa.
Poszła wczoraj spać sama, ale obudziła się u boku "narzeczonego", któremu jak wspólnie ustalili jednak wybaczy. Leżeli do siebie przodem stykając się kolanami. Przez chwilę patrzała na jego zamknięte powieki i wsłuchiwała się w spokojny, miarowy oddech. To dosyć niesamowite, niepokojące i niewłaściwe, ale przyzwyczaiła się do jego obecności. Polubiła go i polubiła świadomość, że zawsze jest obok i zawsze może liczyć na jego wsparcie, albo chociaż ciętą ripostę. Kate rzadko kogoś lubiła, a ludzie, których to uczucie dotknęło musieli długo na to pracować. Westchnął jakby coś mu się śniło. Uśmiechnęła się. Co by Adrián powiedział jakby to zobaczył... Albo Marisa. Ktokolwiek! Lepiej nawet o tym nie myśleć. Cokolwiek by się nie stało, jakiekolwiek ich działania przyniosą rozwiązanie za tydzień się rozstaną rozjeżdżając na swoje części świata i już pewnie nigdy nie spotkają. No chyba, że przez przypadek na wakacjach! Muszą się dogadywać wcześniej. Chociaż jakiś SMS o treści : "Rezerwuję Dominikanę". Bo za rok już się nie mogą spotkać... Za rok spędzi wakacje z mężem. Ale to dopiero za rok... Teraz mogła sobie jeszcze przez chwilę popatrzeć na tą ładną buźkę. Opalił się przez te dni spędzone z nią, a pojedyncze pasma włosów rozjaśniły się od słońca. Usłyszała dźwięk z sąsiedniego pokoju. Joe... Ciekawe, gdzie on spał? Zamknęła oczy chcąc jeszcze chwilę podrzemać zanim wciągnie ją wir wydarzeń kolejnego dnia. Kiedy tylko obraz zniknął zaczęła chłonąć go resztą zmysłów. Jego obecność czuło się przez skórę. Aurę tajemniczości i władzy zakrapiane złośliwym humorem. Niby był wesoły i otwarty, ale właśnie teraz zdała sobie sprawę, że przecież niczego o nim nie wie. Mieszkają razem, a nawet dzielą jedno łóżko, a ona wie tylko tyle, że jest agentem federalnym i mieszka w Nowym Jorku... I to też było do niej niepodobne. Zawsze była ciekawska i dociekliwa. Musi nad tym popracować. A właściwie nad nim musi popracować. Nagle usłyszała szelest pościeli i poczuła jego dłoń na swojej. Obudził się. Powiódł opuszkami od jej paznokci przez śródręcze do nadgarstka i z powrotem. Przemiła pieszczota. Za którymś razem popłynął dalej. Do łokcia, ramienia, przez szyję na policzek. Głaskał ją starając nie obudzić. Zaczesał delikatnie włosy, popieścił pasemka, które zostały mu w dłoni, a kiedy się wysunęły nabierał nowe. Dotyk był tak subtelny, że ledwo to czuła, ale kiedy zjechał przez policzek i dotknął ust nadludzkim wysiłkiem powstrzymała westchnienie.
- Kochanie pobudka... - szepnął chwilę po zabraniu ręki.
- Przecież nie śpię - mruknęła. Powiedzenie prawdy zawsze było najlepszym kłamstwem.
- Ale teraz musisz nie spać jeszcze bardziej - uśmiechał się. Słychać to było w jego głosie.
- Mhm...
- Budź się Kate, praca czeka.
- Sekunda...
- To leż sobie - odrzucił kołdrę i aż przycisnęła twarz do poduszki, żeby nie spojrzeć... - Jakby coś się działo to cię zawołam.
Oczywiście otworzyła oczy jak tylko zamknął za sobą drzwi do łazienki. Była dopiero ósma. Przeciągnęła się i od razu wstała. Przegoniła zaspanie i natychmiast w jego miejsce wskoczyła koncentracja i skupienie na zadaniu. Nawet nie do końca kontrolowała co zakłada, ponieważ jej mózg już wyparł wakacyjne priorytety. Przywitała Joe w standardowych "roboczych" jeansach i koszulce.
- Dzień dobry - siedział przy stole jedząc śniadanie.
- Mhm - odpowiedziała w pozornym roztargnieniu zabierając mu z talerza grzankę. Nie do końca podobał jej się fakt, że facet jest świadkiem tego, ze w czasie prowadzenia śledztwa sypia z Ethanem. Co prawda tylko sypia, ale jednak... Miała gdzieś co sobie pomyślał, ale należało mieć nadzieję, że nie opowie tego zbyt wielu osobom i za tydzień nie będzie o tym trąbiło całe Miami. Weszła do salonu numer dwa, który stał się ich bazą dochodzeniową i usiadła na kanapie patrzą w laptopa. Ekran przedstawiał wejście do apartamentu państwa Torre.
- Cokolwiek się działo? - krzyknęła do Joe.
- Nic. Usnąłem koło trzeciej, ale od szóstej cisza.
- Idź się przespać.
- Mam spore pokłady sil witalnych. Dam radę.
- Jak coś się stanie będziemy potrzebowali dwieście procent twoich sił. Idź się przespać.
W tej chwili Joe zrozumiał, że to nie była rada. Wymienił spojrzenia z Ethanem, który akurat wyszedł z sypialni, ale pokiwał mu głową, żeby nie dyskutował. Niech po prostu zignoruje.
- Kate śniadanie?
- Nie dziękuję - odpowiedziała mu prawie na niego wpadając.
- Gdzie idziesz?
Obserwował przez chwilę jak wpada do sypialni po telefon.
- Al gdzieś wyszedł. Idę za nim, pilnuj kamer, jestem pod telefonem.
- Idę z to...
Uciął, kiedy drzwi trzasnęły.

Kate nie miała cierpliwości, żeby czekać na windę, więc zbiegła schodami pożarowymi i udając, że wcale nikogo nie szuka przeczesała uważnym spojrzeniem hol. Nareszcie skończyło się durne siedzenie! Zobaczyła tylko jego plecy za obrotowymi drzwiami wejścia głównego. Przebiegła lawirując pomiędzy gośćmi hotelowymi. Niektórzy ciągnęli za sobą walizki inni w strojach plażowych kierowali się do wyjścia jeszcze inni w eleganckich sukienkach, bądź garniturach zapewne zmierzali na jakieś spotkanie. Przecież nie tylko turyści się tu zatrzymywali. W każdym razie koło którejkolwiek grupy Kate by nie przeszła jej strój raził po oczach. Nikt z ludzi zmierzających tylko w sobie znanych kierunkach nie był ubrany w długie, ciemne spodnie i przylegającą czarną koszulkę. Każdy zatrzymywał na niej zdziwione spojrzenie i od razu zrozumiała, że w ten sposób nie wtopi się w tłum. Trudno. Nie miała czasu się przebierać w takiej sytuacji! Zza szklanych drzwi zobaczyła jak Alonso w lnianych czarnych spodniach i białej koszuli z krótkim rękawem wsiada do taksówki. Ledwo auto ruszyło z podjazdu, a wypadła na zewnątrz doskakując do kolejnej taksówki, na którą właśnie zamierzała się jakaś para. Lekceważąc ich oburzona pomruki i prychnięcia wsunęła się na przedni fotel zatrzaskując za sobą drzwi.
- Za tamtą taksówką - spojrzała na kierowcę. Na dziewięćdziesiąt procent murzyn z szerokim uśmiechem i długimi włosami zasupłanymi w dredy był Jamajczykiem.
- No nie uśmiechaj się tylko gnaj, bo ci ucieka!
- To twój chłopak? - zapytał kiedy z piskiem opon nie zważając na ruch wyjechał na ulicę.
- Co ty wyprawiasz?! - chwyciła się obu stron siedzenia - I bynajmniej to nie mój chłopak... - wzdrygnęła się.
- To po co go ścigamy?
- Nie ścigamy go tylko śledzimy. A tak w ogóle to ja go śledzę, a ty jedziesz.
- Kim jest? - miał śmieszny, melodyjny akcent.
- Facetem, którego śledzę i więcej informacji nie będzie ci potrzebne.
- Jesteś mordercą? - ocenił jej czarny strój.
Kate prychnęła śmiechem.
- Coś w tym stylu.
Udało im się ujechać całe kilka metrów bez słowa.
- Czy coś mi grozi? - nie wyglądał na zmartwionego.
- Stłuczka, jeśli się nie skoncentrujesz na drodze.
- Bo za trasę o wysokim ryzyku naliczam podwójnie.
Gdyby nie mówił tego wszystkiego pokazując jej rzędy dużych, białych zębów w wielkim uśmiechu kazałaby mu się zamknąć. Ale był sympatyczny, więc nie stanowił czynnika drażniącego. Zadzwonił jej telefon.
- Gdzie jesteś? - rzeczowy, konkretny i wkurzony ton Ethana.
- Nie wiem poczekaj - odsunęła telefon od ucha - Gdzie jesteśmy? - zapytała kierowcę.
- N School Street psze pani.
- N School Street gdziekolwiek to jest. Zadzwonię jak dotrę do celu - rozłączyła się.
- Jesteś agentką FBI!! - zapalił się Jamajczyk ledwo wyhamowując przed samochodem z przodu.
- Bynajmniej! - sarknęła dogłębnie urażona - Mógłbyś nie zwracać na nas takiej uwagi?
- CIA?
- Nie.
- NSA?
Wywróciła oczami.
- Biuro imigracyjne?
- Nieee.
- Prywatny detektyw?
- Jedź!! - nie wytrzymała, kiedy samochody zaczęły ich obtrąbiać, ponieważ jej szofer nie zareagował w porę na zmianę światła.
- Nie krzycz, bo mi się ręce pocą...
Odetchnęła, kiedy taksówka Alonsa zatrzymała się w końcu, a on sam wysiadł i podjął pieszą wycieczkę.
- Czekaj tu - powiedziała do taksówkarza, kiedy ruszyła w stosownej odległości za celem. Zerknęła na tabliczkę przytwierdzoną do muru budynku. Kamehameha Road. Co ona słyszała o tym Kamehameha? Adrián jej coś opowiadał w zeszłym roku... To jakiś król hawajski, czy coś tędy. Założył swoją dynastię i chyba był jakiś przełomowy dla wysp. Nie pamiętała dokładnie, ale ciekawiło ją jak można było zarządzać kilkoma wyspami w czasach, kiedy nie było internetu, telefonów i satelitów, które mogą w każdej chwili cyknąć fotkę danego obszaru. Nie sądziła, żeby to było możliwe. Ale, ale. Nasz pan Torre rozgląda się dookoła jakby czegoś szukał... Zatrzymała się przy pniu rozłożystej palmy i częściowo za nią kryjąc schyliła udając, że wiąże buta. Nie mógł jej poznać, bo nie wyglądała tak jak normalnie... Normalnie odkąd go śledzą, czyli nie miała różowych szmatek! Prawie wykopała dziurę w ziemi koło palmy w celu ukrycia głowy, kiedy Alonso obrał jakiś punkt za jej plecami i ruszył w jego kierunku. Szybko zaczesała włosy na twarz i trwała prawie bez ruchu słysząc ciche pukanie jego mokasynów o kostkę brukową. Zatrzymał się tuż za nią i miała ochotę paść na kolana i przetransportować się na nich w jakieś inne miejsce. Ale szczęści jej dopisało, bo buty zawiadomiły o przemieszczającym się właścicielu. Otwarły się jakieś drzwi, zadzwoniły potrącone dzwoneczki nad nimi zawieszone i kroki ucichły.
- Wszedł do środka.
Z niskiej pozycji w jakiej się znajdowała prawie runęła na ziemię na dźwięk męskiego głosu. Uniosła wzrok i przed jej oczami wyrosły najpierw nowiutkie jaskrawo pomarańczowe adidasy i mocno owłosione łydki, a później jasno błękitne jeansy ucięte nad kolanem i hawajska koszula ozdobiona na ramionach grubymi zwojami dredów.
- Po coś tu przylazł? - wycedziła wstając ostrożnie i patrząc za siebie.
- Bo jestem ciekawy, a ty mi o niczym nie mówisz - patrzał z ciekawością na sklep.
- Pomyślmy dlaczego... - udała, że się zastanawia schodząc z widoku i chowając się za ścianą obok witryny sklepu do którego wszedł Al - Bo jesteś taksówkarzem? - to był sklep z ręcznie robioną biżuterią... Co za interes może mieć w takim miejscu?! Właściciel w koralikach przemyca biały proszek?
- Żadna praca nie hańbi - powiedział, ale nie był obrażony.
Popatrzała w dużą szybę wystawy, ale nie była w stanie nawet dostrzec co jest na wystawie. Zaklęła siarczyście. Poranne słońce tak mocno biło po szybach, że nie sposób było niczego zobaczyć nie przyklejając twarzy do szyby. Ona nie mogła tego zrobić.
- Weź przyklej twarz do szyby - zwróciła się do mężczyzny.
- Mam na imię Axel...
- No i piękne imię masz! Do środka wszedł taki pan. Przytknij buźkę do szyby i zobacz co tam robi.
- Jesteś po stronie dobra, czy zła? - założył ręce na piersi i popatrzał na nią podejrzliwie.
- Sam oceń - z tylnej kieszeni jeansów wyjęła odznakę i machnęła mu ją przed nosem.
- Policja? - jęknął zawiedziony.
- Co ma oznaczać "policja" - wypowiedziała to przedrzeźniając jego ton.
- Myślałem, że pomagam jakimś wielkim szychom... Ale niech ci będzie.
Minął ją i kiedy była pewna, że przytknie gębę do tego cholernego okna on zrobił dwa koki więcej i popchnął drzwi. Bezdźwięcznie i bezsilnie posłała mu milion przekleństw tupiąc nogami, ale ten nie zwracając na nią żadnej uwagi wszedł do środka.  
Schowała się za winklem, bo jeśli Alonso wyjdzie od razu ją zauważy. Zacisnęła powieki w myślach prosząc Boga o minimalne wsparcie dla jej niespodziewanego wspólnika. Jeśli z czymś ją wkopie to chyba go zabije. Chociaż nie... Obiecała Ethanowi, że nikogo nie będzie pozbawiała tego przejściowego stadium bytu jakim jest życie. Ale z drugiej strony jak mus to mus przecież! Dzwoneczki zadzwoniły i zamarła próbując się wcisnąć w szczelinę między rynną i ścianą.
- Gdzie jesteś? - krzyknął Axel.
- Zamknij się - syknęła - Tutaj.
Podszedł do niej z wielce ważną miną.
- I?
- Sprzedawca mnie wyprosił, bo otwierają dopiero o dziesiątej, ale facet odbierał jakąś paczkę. Taką... - złapał powietrze jakby trzymał pakunek - Niewielką.
- Co mogło być w środku...?
- A skąd mam wiedzieć. Może biżuteria?
- Nie pytam cię... Głośno myślę. To mogło być wszystko... Umówili się przed otwarciem, żeby nie mieć świadków. Trzeba obserwować to miejsce. Jaki to adres?
- Mogłabyś być milsza... Może okazać jakąś wdzięczność...?
Axel podał jej dokładny adres, który wraz z nazwą zanotowała w telefonie. Kolejny dźwięk dzwonka powstrzymał jej tok myślowy. Skierowała całą uwagę na dźwięk butów, który na szczęście się oddalał. Wychyliła się z kryjówki i zobaczyła Alonsa wsiadającego do taksówki, która na niego czekała.
- Jedziemy - zarządziła .
- Tak jest!
Jechali w milczeniu przez większość drogi jak się okazało z powrotem do hotelu. Kate ledwo wstrzymywała śmiech zerkając na skoncentrowaną i groźną minę Axela.
- Masz pistolet? - zapytał w końcu.
- Nie przy sobie.
- W hotelu?
- Czemu pytasz?
- Nie wiedziałem, że policja robi takie akcje.
- Widocznie mało wiesz o policji.
- Nie jesteście tacy nudni!
- Chrzań się i ciesz, że twój zawód jest taki pasjonujący!
- Strasznie drażliwa jesteś...
- A ty za bardzo klepiesz jadaczką. Ile? - zapytała kiedy zatrzymali się na podjeździe sekundę po tym jak Alonso zniknął za drzwiami.
- Żartujesz? Dawno się tak nie bawiłem! - sięgnął ponad jej nogami do schowka i wyjął z niego brudny, wygnieciony papierek - Gdybyś potrzebowała dyskretnego transportu... - podał jej coś, co kiedyś chyba było wizytówką.
- Ok... - wzięła ją niepewnie - I dzięki - powiedziała już milej wysiadając.
Kiedy przekroczyła drzwi telefon jej rozdzwonił. Wyjęła go z tylnej kieszeni zastępując wizytówką i od razu rozłączyła widząc, że to Ethan.
- Już idę... - mruknęła o siebie - Ślepy jesteś? - spojrzała w kamerę zamontowaną nad recepcją.
- Kate!
Ups... Alonso z miłym uśmiechem czekał przytrzymując jej windę. A wraz z nim... paczuszka zawinięta w szary papier transportowy.
- O! - prawie pisnęła.
- Ledwo cię poznałem - zaśmiał się - Co robisz tak wcześnie rano na nogach?
- Byłam na spacerze... Lubię rano spacerować - odpowiedziała zupełnie spokojnie stając koło niego.
- Jak się czujesz? - zapytał.
- Lepiej. Posłuchałam cię i bardzo się z tego cieszę.
- No widzisz. Ja również się cieszę. Naprawdę! Uważam, że bardzo fajna z was para. Pasujecie do siebie.
- Naprawdę?
- No pewnie!
Ku jej uldze winda dobiła do siódmego piętra.
- A ty co robiłeś tak wcześnie? - zapytała już na korytarzu.
- Musiałem załatwić taką jedną małą sprawę.
- Jesteś niemożliwy z tą pracą w czasie wakacji! - pokręciła głową.
W wesołym nastroju pozdrowili wzajemnie swoich partnerów i rozeszli się do pokoi.
Jak tylko weszła wiedziała, że coś jest nie tak. Joe nie było widać, a Ethan chodził po salonie w tą i z powrotem jak wściekła puma w klatce. Właściwie tak teraz wyglądał. Jak dzikie zwierzę, rozjuszone go granic możliwości, które tylko czeka na okazję do ataku. Szczupły, zwinny i silny potrafiłby natrzeć na przeciwnika zanim ten by się zorientował.
- Co jest? - zapytała rzucając telefon na stolik do kawy. Zatrzymał się w rozkroku i popatrzał na nią stalowymi oczami wywołując tym ostrożność i respekt.
- Pytasz co jest? - zapytał aksamitnie spokojnym tonem. Strasznie groźnym tonem - Co ty sobie kurwa mać wyobrażasz?!
- Słucham? - miała się ochotę roześmiać nie wierząc, że to powiedział.
- Pilnuj kamer, idę za nim. Widzisz tu kogoś ze swoich? - machnął ręką po pokoju.
- Z "moich"? - potrafiła tylko powtarzać po nim zbyt zdziwiona zachowaniem.
- Wydaje ci się, że krzykniesz i będziemy chodzić pod twoje dyktando? Co ty odpieprzasz wychodząc bez słowa, bez zabezpieczenia i ganiając po mieście za mordercą?!
- Odpuść ten ton Wheller - wysunęła przed siebie ostrzegawczo palec.
- Schowaj ten palec. Nie będziesz tu nikim komenderowała! Pracujesz ze mną i nie robisz kroku bez konsultacji! Nie wychodzisz nigdzie sama, masz przy uchu telefon i każdy drgnienie omawiasz najpierw ze mną.
Czuła kipiącą wściekłość. I im bardziej się z niej ulewała tym bardziej nie tylko jej mina, ale i cała sylwetka zaczynała przypominać górę granitu o bardzo ostrych krawędziach. Dotkniesz skaleczysz się. Poruszysz zostaniesz okaleczony.
- Jeszcze jeden taki numer - tym razem to Ethan zamachnął się palcem - I wystarczy mój jeden telefon, żebyś w trybie natychmiastowym wracała do domu! Tam możesz rządzić kim ci się podoba i gówno mnie to obchodzi! Coś nie pasuje? Moje zasady ci się nie podobają? Wracaj do domu, albo bawić się z Alice!
Czuła się jak uderzona w twarz. Opluta. Poczuła upokorzenie i zniewagę. Usłyszała jak przemawia przez niego nie kto inny jak Sharp. " Teraz to moi ludzie! Wracaj za biurko!" - zaświtało jej we wspomnieniach. Dopiero po chwili nieludzko ciężkiej walki o kontrolę usłyszała dźwięk swojego telefonu. Sięgnęła po niego po omacku nie mogąc się wyrwać ze stalowego uścisku niebieskich oczu ziejących czymś gorszym niż lód.
- Halo? - jej głos zabrzmiał zupełnie spokojnie - Cześć kochanie!
Ethan obserwował jak mija go, jakby mijała słup powietrza. Jakby zupełnie zniknął dla jej oczu.
- Miałeś wczoraj zadzwonić... - mruknęła z takim słodkim, zalotnym żalem - Niespodziankę??! - prawie podskoczyła z radości.
On podskoczył dosłownie, kiedy z hukiem zatrzasnęła drzwi sypialni.






Nie mogłam znaleźć żadnego odpowiadającego fabule zdjęcia, więc może piosenka o poczuciu zdrady, zagubieniu i jakiejś ostateczności?

23 komentarze:

  1. O, trafiłaś w dziesiątkę z tą piosenką! Jakby tak ekranizować akurat ten rozdział, to właśnie ta piosenka musiałaby być podczas tej ich "rozmowy" na końcu. Mhm, SUPER! :)

    I albo tak jest tylko u mnie, albo jakiś błąd się wkradł, bo ten rozdział ma datę 10 sierpnia, godzina 21:12...

    Wierna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście coś się poprzestawiało, ale już poprawiłam :) Okazało się, że szukanie odpowiedniego utworu trwa dłużej niż zdjęcia, ale i przyjemniej ;)

      Usuń
  2. hahaha;D te " Kamehameha Road" mnie rozwaliło;D hahaha
    przypomniało mi się anime "Gragon Ball";D świetne;D
    wracam do czytania;P
    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie to takie subtelne nawiązanie, bo mój mąż jest fanem :D No i ja zresztą też!

      Usuń
  3. Dragon Ball...:) wybaczcie za literówkę;)

    OdpowiedzUsuń
  4. ależ wierzę Ci, wierzę;D
    wpiszcie sobie w google "kamehameha street";D hahha
    M.

    OdpowiedzUsuń
  5. a patronem Songo!!;D hahah (fajnie by było);D
    M.

    OdpowiedzUsuń
  6. Piosenka do tego rozdziału świetna :D A ta też całkiem, całkiem "Sex on Fire"! :P Ale raczej na inną akcję?! :P
    Lena

    OdpowiedzUsuń
  7. "Jestem Wiktoria Biankowska, była diablica, niedoszła anielica, a i obecnie potępiona"
    Od czego tu zacząć… wiem…
    Całą serię łączą cechy romansu, kryminału i powieści fantasy. A jednocześnie jest pełna humoru! Dawno się tyle nie śmiałam czytając książkę!... pełny relaks. Seria od której nie mogłam się oderwać!
    Autorka miała bardzo ciekawy pomysł, który udało jej się przelać na papier – moim zdaniem całkiem nie źle. Bohaterowie choć nie żywi, pełni są życia i emocji. Kochają, nienawidzą, kłócą się, pożądają... zupełnie „jak żywi”!
    Co mi się podobało najbardziej?! Pomysł na Piekło i umieszczenie tam akcji, diabeł BELETH –(też bym chciała spotkać takiego diabła!), zabawne momenty i dialogi, z których się śmiałam do łez :D

    Różnica pomiędzy Niebem a Piekłem? „Tu i tu jest fajnie, ale w Piekle jest weselej”.

    Moje nastawienie do polskich pisarzy zdecydowanie się zmieniło, okazało się dla mnie miłym zaskoczeniem, że istnieją jeszcze autorzy, którzy potrafią stworzyć wciągającą i ciekawą fabułę.

    Lena

    Nikki - Ty jesteś u mnie number one!!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Sex on fire pokochałam po którejś części Greya i słucham jej do tej pory. I jeszcze What if the storm ends? Snow Patrol-u. Dwie piosenki i odpływam w świat Szarego. :D
    A teraz wkręciłam się w tę piosenkę, i ta z kolei będzie mi przypominała Twój blog. Kocham tą właściwość piosenek i mojej pamięci! :D

    Wierna.

    OdpowiedzUsuń
  9. No ja też tak mam słyszę piosnkę... i zaraz na myśli przychodzi mi konkretne skojarzenia z daną książką, wydarzeniem w życiu...
    Ostatnio mecze Bastille ...No Angles mh..

    Lena

    OdpowiedzUsuń
  10. Tylko najgorzej jest jak się piosenkę lubiło, a potem zaczęła się kojarzyć z jakąś niefajną osobą czy wydarzeniem. Takie małe skutki uboczne tej "dolegliwości". :D

    Wierna.

    OdpowiedzUsuń
  11. Wierna masz rację. Zawsze są wszystkiego + i -. Jak to w życiu bywa... raz na wozie, a raz pod wozem!
    Buszuje po necie... szukam... sama nie wiem czego :P Lenistwo totalne! Dobrze, że jutro wolne!

    Lena

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja rozgryzam moje nowe "dziecko", to jest nowiuteńkie cacko LG. Jednak zguba telefonu to nie jest do końca taka tragedia, dają duplikat karty a i nowym sprzętem nie da się pogardzić! :D Haha, szczęście w nieszczęściu zawsze trzeba znaleźć!!:D

    Wierna.

    OdpowiedzUsuń
  13. To dobrze, że jest to szczęście w nieszczęściu i je znalazłaś! :)
    Telefon to taka nie widzialna smycz, która nas w pewien sposób ogranicza - przynajmniej ja mam takie wrażenie... jak mam go pod ręką to nikt nie dzwoni, a jak tylko go zapomnę, gdzieś zostawię... to wszyscy wydzwaniają!
    Ale życia bez niego teraz sobie nie wyobrażam... a przynajmniej od kiedy mogę czytać na nim książki w drodze do i z pracy! Zamiast dźwigać w mojej wypchanej torbie ciężką książkę - mam tel :) Chociaż nic nie zastąpi szelestu przewracanych kartek...

    Lena

    OdpowiedzUsuń
  14. Tak, Szary to Szary i koniec. ;) Piosenkę zaraz przesłucham, oczywiście! :D
    Muszę się nastawiać optymistycznie, inaczej bym zwariowała w tym naszym nieźle popieprzonym świecie...
    Dokładnie zgadzam się z Twoją opinią, Lena, szczególnie jeśli chodzi o książki. Ale bez telefonu nie dałabym sobie rady. To jakiś rodzaj uzależnienia; nie fajki, nie alkohol, nie narkotyki to TELEFON! :D Ale myślę, że "wybrałam" sobie najkorzystniejszy z nałogów, co? :D

    Wierna.

    OdpowiedzUsuń
  15. Wierna - Zdecydowanie TAK! Najkorzystniejszy :P
    Nie samą pracą, remontem człowiek żyje :P

    Lena

    OdpowiedzUsuń
  16. Chciałam trochę posnuć palny, co się może zdarzyć, ale ....potrafisz wszystko zakręcić i odkręcić, robisz to mistrzowsku. Jeżeli można, to podkręć akcję, zawikłaj!
    Piosenka trafiona!
    Tycha

    OdpowiedzUsuń
  17. No staram się, ale nie jest łatwo, kiedy muszę się koncentrować na dziesięciu rzeczach na raz... Dzisiaj na przykład staram się coś napisać, ale ze świadomością, że za chwilę wychodzę nie mogę się na niczym skoncentrować...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli dzisiaj mamy się już niczego nie spodziewać, tak? ;)

      Usuń
  18. Dziewczyny... i chłopaki oczywiście też :D! Rozdział jutro rano jak tylko odeśpię imprezę, która się właśnie szykuje ;) Pozdrawiam Was i całuję mocno!

    OdpowiedzUsuń

Znacie to uczucie kiedy jesteście powodem czyjegoś uśmiechu? Jest... Niesamowite!!