sobota, 17 sierpnia 2013

The game of lies - rozdział 18

Rozmawiała, śmiała się, flirtowała i autentycznie cieszyła. Zupełnie jakby nic się nie wydarzyło. Furia znalazła w niej jakiś cichy kącik i zaszyła się w nim na chwilę.
- Nie mogę uwierzyć... Chyba tu oszaleję ze świadomością, że już na mnie czekasz! - po raz kolejny usiadła na łóżku i po raz kolejny poderwała się z niego w tym samym momencie. Tylko to ją zdradzało. Nie potrafiła przez sekundę choćby ustać w jednym miejscu.
Teraz ona krążyła jak zwierze w klatce, którą były cztery ściany. Tyle, że zwierze w jej wykonaniu było gotowe powyłamywać pręty i rozerwać kogokolwiek, kto stanie mu na drodze.
- A ty naprawdę przewidujesz wrócić na początku przyszłego tygodnia? - zapytał Adrián.
- Torre zostają do niedzieli. Jeśli do tego czasu ich nie przyłapiemy, to już nie przyłapiemy. Wracam najpóźniej w poniedziałek.
- Doskonale. Ja będę w domu gdzieś tak... środa, może czwartek. Przynajmniej taką mam nadzieję. Przygotuję wszystko na twój powrót.
- Nie mogę uwierzyć, że tak szybko się uwinęliście!
- Pojechało więcej lekarzy niż we wstępnym założeniu. Zużyliśmy już prawie wszystkie szczepionki, więc nic tu po nas.
- Ulepszyłeś mój dzień...
- A był czemu był taki zły? - zapytał tonem nie dopuszczającym żadnych wykrętów. Mimo to spróbowała.
- Nie aż taki zły...
- Co się stało? - nie dał się zwieść.
- FBI znowu przypomina, żeby ich pisać wielką literą. To wszystko.
- Przestało być znośnie? - zmartwił się.
- To tylko kilka dni, a mam nadzieję, że nawet krócej. Wiesz, że potrafię sobie radzić.
- Ale jesteś wkurzona - był bardzo pewny siebie.
- Skąd wiesz?
- Bo żaden Anglik nie zrozumiałby twojego dialektu kochanie.
- Aha... No tak - zaśmiała się z nerwów zdając sobie sprawę, że angielski zupełnie zmieszał jej się z hiszpańskim i chyba tylko Adrián był w stanie zrozumieć co mówi.
- W zasadzie to nawet zaczynam się bać tego, że potrafisz sobie z nimi poradzić. Obiecuję, że jak już wrócisz zapomnisz, że w ogóle ich znałaś... Zajmę się tym osobiście.
- I jakoś nie mam żadnych  wątpliwości, że ci się uda.
- Będę zajmował wszystkie twoje myśli i cały twój czas.
- Zaszyjemy się w domu i przez okrągły tydzień nawet nie założymy skrawka ubrania.
- No to muszę porządnie uzbroić lodówkę!
- Eee tam... Mrożone pizze w zupełności wystarczą.
Zaśmiał się i dzień wydał jej się jaśniejszy.
- To do zobaczenia skarbie. Pracuj szybko i wracaj.
- Teraz to się na prawdę pospieszę.
- Tylko nie przesadź, bo chcę cię całą i w pełni sprawną. Pa kochanie!
- Pa. Bezpiecznej podróży.
Kiedy się rozłączyła czar prysł i rzeczywistość naparła na nią z każdej strony. Musi wrócić do pokoju obok i stawić czoło agentowi Whellerowi. Wściekłość wychyliła się ze swojej dziupli tylko częściowo i tym razem towarzyszył jej głęboki zawód. Mocne rozczarowanie. Skoro jest taki jaki jest to czemu przez cały czas był inny? Udawał? Po co? Chciał coś osiągnąć? Popisać się przed kolegą? Może Joe był w drugim pokoju... Nie ważne. Ethan jest nieważny. Ma pracę, którą musi wykonać i zamierza ich przekonać, że tak łatwo nie odpuści, ani tym bardziej się jej nie pozbędą. Ruszyła do garderoby, kiedy usłyszała pukanie do drzwi.
- Proszę.
Ethan zastał pustą sypialnię.
- Kate?
- Chwila - dobiegło z jej garderoby po czym Kate dźwigając ciężką teczkę wyminęła go bez słowa, ani spojrzenia przechodząc do salonu.
- Mogę was na chwilę prosić?
Tak jak podejrzewała Joe siedział na kanapie przed laptopem w drugim salonie. Tym lepiej. Jasna sytuacja. Odsunęła ładnie rzeźbione krzesło obite od wewnętrznej strony miękką pianką i usiadła przy stole jadalnym otwierając teczkę. Joe zaciekawiony podszedł lustrując ją swoimi zwykle pogodnymi, a teraz uprzejmie ostrożnymi oczami. Usiadł na jednym z krzeseł na przeciwko niej z ciekawością przyglądając się teczce. Ethan stanął u szczytu stołu, ale nie skorzystał z gościnności wygodnych krzeseł stojąc z rękoma w kieszeni. Chciał mieć nad nią przewagę? Ok... szkoda by przecież było, gdyby agent Wheller stracił autorytarność u kolegi.
- Po pierwsze chciałam was poprosić, żebyśmy nie zapominali po co tu jesteśmy - zachowywała się i mówiła jak na odprawie, kiedy ma kilka minut na zmotywowanie kolegów, do jeszcze większego wysiłku - Wy nie lubicie mnie, ja też przynajmniej z częścią was nie mam najlepszych wspomnień, ale starajmy się teraz o tym nie myśleć.
Odchyliła okładkę teczki i zobaczyli w niej cała masę akt zgromadzonych w ciągu licznych spraw. Były starannie posegregowane i podpisywane wieloma charakterami pisma. Kate wyciągnęła kilka pierwszych aż trafiła na zakładkę podpisaną zamaszystym "Barrera". Wyjęła gęsto zadrukowane papiery i nawet nie patrząc na poszczególne zdjęcia zaczęła wyrzucać z siebie jak z automatu.
- To już zużyte egzemplarze, które nie nadawały się do pracy, więc wyrzucił je na śmietnik. Nie wiem, czy mają jakiś określony termin ważności, ale wyglądało jakby pochodziły z jednego transportu - wysunęła w ich stronę kartkę ze zdjęciem wystraszonej murzynki - To Nubia. Najpierw uzależnił ją od amfetaminy, a później kazał się prostytuować w zamian za działeczkę dziennie - popatrzeli jeszcze raz na wychudzoną i zniszczoną twarz - Na tym zdjęciu ma dwadzieścia jeden lat. Pracowała u niego cztery - jej zdjęcie zastąpiło kolejne, jeszcze nędzniejsze - To Nadia. Nadia niewiele pamiętała ze swojej kariery u pana Torre, bo cały czas była na mocnym haju. Dopiero badania wykazały liczne kontakty seksualne z użyciem przemocy.
- Po co ją bili skoro była bierna? - zapytał Joe.
- Prawdopodobnie ich to kręciło. Torre wyrzucił ją, bo któryś z klientów ją zapłodnił. Nunbia również zaszła w ciążę, ale jej się nie powiodło zbyt dobrze. Zmarła w czasie porodu za śmietnikiem przy głównej ulicy Miami. Mogę wam opowiadać w nieskończoność na przykład o pobitej Tinemeni, którą znalazłam w ostatniej chwili. Została kaleką do końca życia. Wszystkie dziewczyny pochodziły z Ugandy, w której interesy robił Torre. Niektóre chciały się rozpłynąć w powietrzu na dźwięk jego nazwiska, ale nigdy nie widziały pracodawcy. Niestety poza słowami nic nie wartych dzikusek, a to akurat cytat sędziego, nie mamy żadnych dowodów. Więc to cholernie ważne - popatrzała na ich skupione miny i zmarszczone brwi - Cholernie ważne - podkreśliła - Żebyśmy nie pozwolili mu skrzywdzić już ani jednej niewinnej osoby. Nie musimy się przyjaźnić, ale musimy współpracować i to wyku.... - poleciała seria epitetów - ...szybko współpracować.
- Myślisz, że nie znamy tych faktów? - przerwał jej Ethan.
- Och wiem, że znacie ich duuuużo więcej - odparła ze znużeniem - Nie znam was - postanowiła uderzyć z innej strony - Nie wiem, czy macie siostry, żony, dziewczyny, córki, ładne sąsiadki, ale pomyślcie, że któregoś dnia jedna z nich mogłaby trafić w jego ręce - zebrała papiery w efektownej ciszy - W każdym razie bez względu na to, czy będziecie chcieli ze mną pracować i czy wyrzucą mnie z pracy, kiedy nie będziecie chcieli nie odpuszczę. Dorwę go - zapięła teczkę. Nie patrzała na żadnego z nich chcąc dać im chwilę na reakcję. W puste płuca nabrała powietrza i kontynuowała pisząc jednocześnie SMS.
- Alonso pojechał dzisiaj na Kamehameha Road do sklepu "Della mio mano" prowadzonym przez Włochów jak mniemam z nazwy. Ręcznie robiona biżuteria. Odebrał stamtąd jakąś niewielką przesyłkę. Paczuszka mniej więcej dziesięć na piętnaście centymetrów, lekka. Nie mam bladego pojęcia co może zawierać. Podejrzenie budzi tylko to, że poszedł tam dwie godziny przed otwarciem.
- Jakby chciał uniknąć widzów - mruknął Ethan opierając się dłońmi o blat.
- Transakcja bez świadków - przerwał jej telefon - Halo? Taa... Mhm... - słuchała chwilę - To paradoksalnie nie dobrze, ale dzięki... Pogadamy za tydzień - odłożyła telefon i zwróciła się do Joe, bo nie zamierzała zadzierać głowy do jego kolegi - Właścicielem jest Ignazio Ferro. Nigdy o nic nie podejrzany i nie karany. Nie wykryto żadnych powiązań z jakąkolwiek mafią. Dupa blada jednym słowem!
- Nie do końca...
Zamyślony głos Ethana spowodował, że jednak uniosła na niego wzrok. Stał z rękoma założonymi na piersi i patrzał w stół.
- Możemy przeprowadzić małą prowokację - odezwał się, kiedy zauważył, że na niego patrzy - Opowiemy mu o federalnym dochodzeniu w sprawie Torre. Jeśli facet coś wie to pewnie nie sypnie, ale sprowokuje go do działania, jeśli nie wie to chociaż się dowiemy co było w paczce.
- Nie spłoszymy Torre? - zapytał Joe.
- Nawet jeśli, to ktoś wykona do niego telefon, który my usłyszymy i będziemy mieli trop, jeśli nie dowód! - Kate od razu podążyła tokiem myślowym Ethana.
- Dokładnie tak - uśmiechnął się do niej - Za długo siedzieliśmy spokojnie obserwując. Jest za dobry, żeby go dopaść w ten sposób.
- Ale stracicie przykrywkę.
Obydwoje popatrzyli na niego z tym samym wyrazem twarzy.
- Aha... - zrozumiał w lot o co chodzi.
- Ciebie nigdy nie widzieli, nie znają i nie skojarzą z nami - powiedziała Kate.
- W takim razie idę na zakupy... - mruknął niezbyt zadowolony - Muszę skombinować jakiś uniform roboczy - popatrzał na swoje spodenki i t-shirt z palmą na które wisiał uśmiechający się banan.
- Daj ten adres...
Zanotował go na kartce, po czym wstał i zmierzyli się przez chwilę z Ethanem spojrzeniami. Kate mogłaby przysiąc, że coś sobie w ten sposób przekazali.
- Wiesz co masz robić - powiedział Ethan, kiedy ten go mijał idąc do drzwi.
Nie mogła im ufać. Kiedy była sama z Ethanem myślała, że jadą w tandemie, ale najprawdopodobniej cały czas był w kontakcie z Joe. Ciekawe, czy chwalił mu się wszystkim... Poczuła chęć, niechęć i niepokój jednocześnie. To dziwne, że pomyliła się na czyjś temat aż tak bardzo. Kiedy tylko Joe wyszedł zapanowała totalna cisza. Nie miała mu nic do powiedzenia, a on nie próbował rozmawiać z nią. Poszedł zerknąć w kamery, a Kate w tym czasie poukładała pedantycznie wszystkie akta na miejsce i zamknęła teczkę. Z namaszczeniem schowała je na miejsce, czyli do szuflady z bielizną.
- Kate! - usłyszała wołanie i mimowolnie serce jej podskoczyło. No dobra... Może trochę czekała na jego ruch, ale tylko troszkę! Z pokerową miną poszła do salonu, gdzie Ethan z uwagą słuchał rozmowy telefonicznej. Osunęła się przy niskim stole na kolana, ponieważ inną opcją było zajęcie miejsca koło niego... Odsłuchali trzech właściwie nic nie znaczących rozmów, a w czasie jednej z nich Kate aż zakrztusiła się własną śliną. Alonso rozmawiał z jakimś współpracownikiem o transporcie kaszmiru i ostatecznej cenie.
- Dlaczego nie oderwałam sobie kawałka? - jęknęła zaszokowana.
- Ciekawe za ile to odsprzeda... - Ethan też wyglądał na co najmniej zdziwionego.
Kate w myślach starała się to jakkolwiek przemnożyć, ale aż sapnęła na wizję jeszcze większej sumy.
- Mógłby sobie kupić całe O'ahu!
- Zburzyć i wybudować od nowa.
Zaaferowani zupełnie zapomnieli, że się do siebie nie odzywają. Ostatni telefon zakończył się zdaniem oznajmiającym jakiemuś znajomemu, że czeka aż Gabi się przebierze, bo idą nad basen.
- A my musimy być tam przed nimi! - zgodnie poderwali się z miejsc.
Kate wpadła do garderoby błyskawicznie zrzucając z siebie ubrania i wyciągając z szuflady losowy kostium. Dopiero, kiedy zawiązywała na szyi piękny sarong, który miał upozorować sukienkę zorientowała się, że zostawiła otwarte na oścież drzwi. Na szczęście Ethan chyba wszedł do swojej garderoby...
Rzucili się na pierwsze z brzegu wolne leżaki i zachowywali jakby leżeli na nich już od dawna. Totalnie zrelaksowani i zadowoleni z życia. Kate wstała leniwie rozwiązując chustę i odwieszając ją na oparcie. Powoli podeszła do basenu przysiadając na krawędzi basenu, zanurzając stopy i wyciągając twarz do słońca. Jak ryba nie potrafiła zbyt długo wytrzymać bez wody, a w tej chwili nawet najmniejsza kałuża aż prosiła, żeby do niej weszła. Szybko jednak pożałowała swojego basenowego relaksu, bo pierwszy przy barze pojawił się Eduardo. W długich spodniach i rozpiętej koszuli eksponując ciało przyprawiające o niestrawność odwrócił się ze szklaneczką w dłoni i obdarzył Kate paskudnym pełnym obrzydliwej żądzy spojrzeniem. Na Ethana nie spojrzał w ogóle, ale ciemny ślad na prawym policzku tłumaczył dlaczego. Kate nagle straciła go z pola widzenia, kiedy zasłoniło go ciało Ethana, który przysiadł koło niej na płytkach.
- Cokolwiek myślisz na mój temat - zaczął zły i dziwnie zdesperowany - Nie pozwolę mu tak na ciebie patrzeć.
- Jak dla mnie możesz mu wyrównać drugą stronę - odparła doskonale tuszując zdziwienie.
- I zrobię to, jeśli zachowa się nie w porządku względem ciebie.
- Bardzo dobrze, że to zrobisz, bo mnie nie wypada - prychnęła tym razem zamaskowała jak bardzo jej to pochlebiło. To był zupełnie inny Ethan niż ten w pokoju. W tej chwili nie miała najmniejszej wątpliwości, że mówi to szczerze... Patrzał na nią, a ona nagle poczuła się zbyt naga pod jego błękitnym spojrzeniem. Chciała mu coś powiedzieć, ale otworzyli usta w tej samej chwili i widząc to żadne nie wydało najmniejszego dźwięku.
- O Jezu jak się cieszę, że was widzę!!! - głos pełen zadowolenia i ulgi zbliżył się do nich, a Kate zanim zdążyła się odwrócić dostała soczystego buziaka w policzek. Spojrzała na Ethana, który odetchnął jakby z ulgą.
- Cześć! - uśmiechnęła się na widok kucającej przy niej Gabi i zbliżającego się Alonso. Gabriela cmoknęła Ethana, a Al pochylił się nad Kate.
- Wszystko ok? - zapytał cicho. Kiwnęła głową.
- Siadajcie - klepnęła miejsce obok siebie na murku.
- Nie będziemy wam przeszkadzać - Gabi stanowczo odmówiła.
- Nie wygaduj głupot - oburzyła się Kate przesuwając bardziej w stronę Ethana.
Torre usiedli koło nich zamaczając nogi  w orzeźwiającej wodzie. Dni na O'ahu były bliźniaczo podobne. Wszystkie pełne wrażeń, gorące i tropikalnie wilgotne. Kate zawiesiła spojrzenie na naszyjniku Gabi z początku klnąc w myślach, że zapomina o biżuterii na basen, ale po chwili zaniepokoił ją sam naszyjnik. Mozaika kolorowych koralików przedstawiała kolibra zanurzającego długi dziobek w pięknym, rozwiniętym kwiecie hibiskusa.
- Piękny naszyjnik - szepnęła z podziwem mając jak najczarniejsze przeczucia.
- Prawda? - Gabi dotknęła misternego dzieła - Dostałam rano od męża - pochwaliła się szczęśliwa.
- Przepiękny - powiedziała jeszcze raz Kate czując, że jej twarz chce się nieładnie wykrzywić. Ethan ścisnął jej dłoń sprowadzając na ziemię.
Odetchnęła  rozpoczynając wesołą konwersację o niczym. Ethan z Alonso co chwila zamawiali jakieś drinki i nawet Kate poczuła lekkie wstawienie. Ale to chociaż pomogło nie wybuchnąć furią za każdym razem jak zerknęła na szyję kobiety. Przy kolejnym wybuchu śmiechu i kolejnym dowcipie Kate oparła się policzkiem o ramię narzeczonego, on ją przytrzymał wplatając palce we włosy i przez chwilę nie mogła się od niego oderwać nieruchomiejąc zdecydowanie na zbyt długo. Przesunęła nos bliżej trąc policzkiem w pieszczocie. Znowu oszołomił ją zapach jego skóry i twardość szczupłego ciała. Nie potrafiła zrozumieć dlaczego jest dwóch Ethanów, ale uzmysłowiła sobie, że on po prostu dobrze wypełnia swoje zadanie. W przeciwieństwie do niej nie traci czujności. Odsunęła się i po raz setny zażenowana nie spojrzała na niego już ani razu. Po około godzinie przemiło spędzonego czasu przytulił ją czule pocałował w policzek, po czym szepnął na ucho, że Joe już wrócił. Podziałało to jak kubeł zimnej wody akurat, kiedy przymykała oczy od rozchodzącej się rozkoszy. Powiedziała, że jest zmęczona i chciałaby się zdrzemnąć przed obiadem, a Torre serdecznie ich pożegnali życząc miłego popołudnia. Trzymając się za ręce ruszyli do hotelowego holu. Powolutku mijali rozbiegane dzieciaki doskonale wiedząc, jakie informacje przyniósł Joe... Obydwoje nie wyglądali na najszczęśliwszą parę na świecie i Eduardo, którego minęli nawet nie zauważając aż zaśmiał się na ten widok. Rajski obrazek jaki przedstawiali w towarzystwie ani na chwilę nie zamydlił mu oczu. Nawet te wybryki w wodzie w czasie rejsu nie były normalne. Coś jest z nimi nie tak...
A co było z nimi nie tak? Ethan puścił dłoń Kate jak tylko znaleźli się poza polem widzenia kogokolwiek przy basenie i przez całą drogę do pokoju nie uraczył jej ani jednym spojrzeniem.

- Nic? - zapytał Ethan zanim dobrze spojrzał na Joe.
Kiedy weszli mężczyzna rozwiązywał właśnie szary krawat i odwieszał go na czarna marynarkę przewieszoną przez oparcie krzesła. No tak... "Uniform".
- Ni cholerę. Facet był tak przerażony moją odznaką, że mógłby oddać własną matkę, jeślibym powiedział, że to pomoże w śledztwie.
- Gabi przyszła wystrojona w nowy naszyjnik - odpowiedział mu.
- Dokładnie to mi powiedział pan Ferro. Torre zamówił u niego tydzień temu naszyjnik według własnego wzoru i przyjechał go odebrać dzisiaj rano, żeby wręczyć żonie jak tylko wstanie - wyrecytował Joe - I następnym razem ty wskakujesz w garnitur - mruknął rozpinając koszulę - Idę pod prysznic.

- Hej Ali - Kate z braku innego zajęcia nie wiedząc co ze sobą zrobić zadzwoniła do koleżanki. Od kilku dni nie rozmawiała z Alice i zastanawiała się, czy tamta w ogóle jeszcze jest na wyspie.
- Kate! Właśnie myślałam o tobie. Nie chciałam przeszkadzać, ale chyba macie jakiś przełom, bo słyszałam, że Joe wam pomaga?
- Gówno mamy Ali... Nic nie mamy.
- O! Może nie będzie robił żadnych przekrętów tym razem?
- Może... Cokolwiek będzie, stanie się... lub nie stanie się w ciągu najbliższych dni. Wylatują w niedzielę.
- O cholera! Limit czasowy to największy wróg.
- Co ty nie powiesz... A co u ciebie?
Zapadła chwila ciszy po czym Alice się roześmiała.
- No cóż... Właśnie wstałam...
- O! Oscar daje czadu? Pozdrów go ode mnie.
- Jasne. Czyli w przyszłym tygodniu wylatujesz?
- Wylatuje jak najszybciej. Adrián wraca za kilka dni!
- Naprawdę? Wyobrażam sobie jak cię już ściska! Ethan jest grzeczny?
- Zdarza się... I owszem ściska mnie!
- A tak to nie jest?? - Alice zapytała dwuznacznie.
- Co?
- Grzeczny!
- Tak to pracuje w FBI... - mruknęła Kate.
- A... W tą stronę... Czyli nie jest już tak do końca w porządku?
- Pracujemy i tak ma zostać. Ale odkąd Joe do nas dołączył Ethan chyba zaczął dbać o reputację.
- Jakoś mnie to nie dziwi...
- A mnie zdziwiło.
- Pokazał ci się z innej strony?
- I nawet ją polubiłam. Tą inną stronę.
Zapadła chwila ciszy w której Alice zastanawiała się nad formą pytania.
- W jaki sposób polubiłaś? - zdecydowała się w końcu.
- Czy ty wszędzie musisz szukać romansu?
- Tylko tam, gdzie są przystojni faceci!
- Wracaj do swojego. Chciałam tylko zapytać, czy nie zakręcił ci się gdzieś Sharp?
- Nie - odpowiedziała błyskawicznie Alice.
Kate zmarszczyła brwi jeszcze nie wiedząc co wzbudziło jej niepokój.
- Gdyby ci się rzucił w oczy daj znać ok? Muszę wiedzieć, czy czegoś nie kombinują.
- Jasne - odpowiedziała ze śmiechem.
- A ty kiedy wracasz?
- Pewnie razem z tobą. Na razie się bawię, ale pewnie niedługo mi się znudzi.
- Pozostaniecie w kontakcie?
- Jeszcze o tym nie rozmawialiśmy - odparła lekko. Nie zakochała się?
- Więc jak będę wracała rezerwować dwa miejsca?
- Jasne. W sumie tęsknie już za domem.
- Ali...? - zapytała niepewnie.
- Masz romans z Ethanem!!
- Co?! - aż krzyknęła - Nie! Chciałam zapytać czy nie jesteś na mnie zła, ale nieważne! Zapomnij! Pa.
- Pa Kate - odparła zanosząc się śmiechem - Powodzenia!

Kate miała pewność, że po rozmowie z koleżanką humor jej się poprawi, ale nic z tego. Nie mogła się z niczego cieszyć, bo wszystko szło nie tak. Traciła kontrolę nad czymś co nigdy spod niej nie uciekło. Nad sobą. Nie wiedziała co się z nią dzieje. Nie było na całym świecie drugiej osoby, która by tak mocno trzymała życie za rogi i kierowała nim według swoich potrzeb, ale teraz nie mogła ogarnąć co się dzieje z nią, z jej ciałem z umysłem... Od najwcześniejszych dziecięcych lat wiedziała czego chce i starała się to osiągnąć, ale teraz coś wywoływało trzęsienie ziemi, które wytrącało jej z rąk wszystkie argumenty. W apartamencie panowała cisza. Joe poszedł spać do sypialni, Ethan siedział jak zahipnotyzowany nad sprzętem do inwigilacji, a ona krążyła pomiędzy salonami bez większego celu udając jednak, że coś robi. Dostała przed chwilą MMS-a od Adriána. Aż ręce jej się trzęsły jak miała na niego odpowiedzieć i dlatego przeciągnęła to o wiele za długo. Zdjęcie przedstawiała słodką może trzyletnią dziewczynkę o ciemnej skórze. Trzymała w rączce batona i była bardzo wesoło roześmiana. Jej okrągłą, śliczną buźkę otaczał wianuszek czarnych spiralek. Podpis był aż nadto sugestywny.
"Też taką chcę..."
Jezu... W chwili, w której zdała sobie sprawę co chce odpisać zrobiło jej się niemal słabo. Czy naprawdę od momentu przyjechania na tą cholerna wyspę życie już nigdy nie wróci do normy? Już nigdy nie będzie tak pięknie poukładane i stabilne? Bardzo potrzebowała jeszcze czasu, ale nigdy nie uciekała przed niczym, więc odpisała dokładnie to co powinna i chyba chciała.
"Nie ma sprawy doktorze."
Czuła jak coś z niej ulatuje. Telefon odezwał się, kiedy zupełnie rozdarta usiadła na jednym z foteli w głównym salonie. 
- Tak? - odebrała z uśmiechem. 
- Naprawdę Kathy? - głos pełen radosnego niedowierzanie.
- Oczywiście, że tak. Jak tylko wrócisz... obydwoje wrócimy bierzemy się do roboty.
- Wyjdź za mnie kochanie.
- Tym też się zajmę dopiero po powrocie - próbowała się roześmiać.
- Mam wrażenie, że mi się to śni.
- Nie śni ci się - bardzo się ucieszyła, że odpisała mu właśnie to co odpisała...
- Jutro z samego rana wylatujemy. Skończyliśmy dzisiaj.
- Jedna prośba... Nie rób niczego beze mnie ok? Nie układaj nam przyszłości póki nie wrócę.
- Cokolwiek chcesz kochanie, ale nie mogę ci obiecać, że do ślubu nie pójdziesz pięknie zaokrąglona.
Bezdźwięcznie nabrała głęboko powietrza czując, jakby woda zalewała jej nozdrza. Chociaż nie... Wody się nie bała. Zaczęła nerwowo stukać palcami o podłokietnik.
- Jeśli obiecasz, że dostanę taką piękną dziewczynkę nie ma sprawy - powiedziała zadziwiająco lekko.
- Kocham cię nad życie.
Wzruszenie ścisnęło ją za gardło, kiedy usłyszała jego nieopisaną radość.
- No przecież wiem... - odparła znudzona i Adrián wybuchnął śmiechem.
- Wracaj szybko. Złap tego Torre, żeby czasem nie skrzywdził naszej dziewczynki i wracaj.
- A ty szykuj sprzęt! - zakończyła żartobliwie rozmowę. Nie mógł wiedzieć, że wcale nie było jej do śmiechu. Nikt nie mógł wiedzieć, ani się dowiedzieć jak bardzo wypaczone ma spojrzenie w przyszłość.

W końcu noc zrobiła się zupełnie czarna. Chcąc być blisko podsłuchów, ale nie dosiadając się do Ethana wdrapała się na parapet jednego z okien z i objęła kolana wpatrując w niebo. Przez chwilę szukała feniksa. We fragmencie za oknem go nie było, albo nie potrafiła go znaleźć. Myślała na wiele tematów, żeby oczyścić umysł z tego jednego, jedynego. Już za kilka dni jej życie ulegnie diametralnej zmianie, więc dlaczego tak bardzo martwi ją milczenie Ethana? Zniknie i już nie wróci. Czemu ją to przygnębiało?
Nie mogła jeszcze wiedzieć jaką rację miała myśląc, że jej życie już nigdy nie wróci do ładu sprzed wyjazdu. Że minie bardzo dużo czasu, kiedy zupełnie spokojna usiądzie na swojej plaży przed domem. Że pakuje się w coś z czego nie ma odwrotu.  




6 komentarzy:

  1. Ostatnie zdanie uratowało moje oczekiwania! Teraz może być czad-jak mawia mój syn. Już nie mogę się doczekać, mam przeczucie że EThan teraz będzie działał.
    Pozdrawiam Tycha

    OdpowiedzUsuń
  2. Nawet nie wiesz jakbym chciała z Wami podyskutować na temat tego co Ethan zamierza :D Niestety mogę się tylko ucieszyć, że Ci się podobało... :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zawsze możemy podyskutować, pogdybać... co by mogło się dalej stać?! Kto wie, co by z tego wyszło?!

    Lena

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo lubię jak to robicie, ale sama się nie włączam w taką dyskusję, bo mam za długi jęzor :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam, oj tam... :P

      Lena

      Usuń
    2. No ja wiem, że dla Was nie ma tragedii jak się z czymś wygadam! :)

      Usuń

Znacie to uczucie kiedy jesteście powodem czyjegoś uśmiechu? Jest... Niesamowite!!