poniedziałek, 16 września 2013

The game of lies - rozdział 27

CZĘŚĆ II

MIAMI




Nie wiedziała jakim cudem i kiedy usnęła, ale obudził ją komunikat o konieczności zapięcia pasów. Nie odpięła ich nawet po wystartowaniu! Siedziała zamyślona i usnęła chwilę później. To pewnie przez to, że nie spała poprzedniej nocy, a dzień do najlżejszych też nie należał. W sumie to był wstrętny dzień. Wyjątkowo paskudny, ale krótka drzemka pozwoliła jej oczyścić myśli. Zostawiła to co niepotrzebne daleko za oceanem i teraz wracała do tego... właściwego.
Obserwowała przez okrągłe okienko Boeinga wybrzeże Miami rozciągające się w dole. Chyba nawet przelecieli nad jej domem... Kiedy widziała je ostatnio, mimo że kierowała się w drugą stronę była równie rozdarta. Zostawiła wtedy Adriána, który miał spędzić miesiąc w dzikiej puszczy pomagając jej skrajnie dzikim mieszkańcom. Teraz wracała do niego, ale za sobą zostawiła niepokornego, zabawnego Ethana. Obydwoje jej chcieli, tyle że chęci Adriána były bezinteresowne, dyktowane miłością. Była dla niego, a on był dla niej. Ethan miał troszkę inne pobudki... Tak naprawdę nie chciał jej, tylko jej wiedzy i umiejętności. Chciał ich do tego stopnia, że był chętny zapłacić sporą cenę. Cenę, którą było adorowanie jej, zbliżenie się tak bardzo jak to możliwe, oplątanie się wokół niej i w miarę możliwości zagłuszenie jej rozsądku. Mogłaby się spodziewać wielu rzeczy, ale nie tego że morderca Keitha i jego kumpel zmontują taką akcję. Co było najgorsze w tej całej poplątanej sytuacji? Że nie tylko pragnęło jej dwóch facetów, ale ona odwzajemniała te uczucia również nie pomijając żadnego... I dlatego było jej teraz tak źle, chociaż patrząc na to z obecnej perspektywy smutki i rozterki niedługo miną, a ona może być z siebie dumna, że przetrwała próbę i pozostała wierna temu jednemu - właściwemu.

Z jednej strony wiedziała, że nigdy pod żadnym pozorem nie powinna się bratać z takimi ludźmi jak Wheller i bardzo dobrze, że odkryła to w porę, ale z drugiej cały czas starała się zagłuszyć taki okropny smutek, żal, poczucie, że straciła coś niepowtarzalnego. Coś jej przeleciało między palcami i nie wróci. To dlatego, że go polubiła. Wszystko sprowadza się do tego, że zaczarował ją tak tak bardzo, że czuła się przy nim zbyt swobodnie. Kupił ją naturalnością, poczuciem humoru, witalnością i nie ukrywajmy aparycja też mu nie utrudniała zadania. Był taki... niewymuszenie seksowny i męski. Otrząsnęła się ze słodko gorzkich rozmyślań, kiedy ludzie zaczęli wstawać i przechodzić do wyjścia. Wróciła do domu, a gdzieś tam kawałek dalej czeka na nią Adrián oznaczający koniec wszystkich kłopotów.

Z żołnierskim stoicyzmem stojąc idealnie prościutko z dłońmi złączonymi z przodu czekała przy taśmie na swoją walizkę. Nie tak sobie wyobrażała ponowne spotkanie z ukochanym. Myślała, że będzie przebierała nogami z niecierpliwości i rzuci się na niego jak tylko go zobaczy. Tymczasem czuła się pusta, wyprana z wszelkich emocji i obolała. Raczej nie rzuci się na nic poza łóżkiem... Ogarniało ją coraz większe zdenerwowanie. Jeśli przyjechał po nią na motorze, będzie go pchał... Nie no przecież muszą zabrać walizkę... Nie przyjechałby na motorze. Kilka minut później ruszyła za resztą szczęśliwych, opalonych pasażerów. W hali przylotów patrzała z perspektywy osoby trzeciej na podróżnych witających się z bliskimi. Śmiechy, łzy, przytulanie się. Nikt nie witał się biznesowo. Z Honolulu wracali sami turyści. Kate obecna tylko ciałem szła przed siebie nawet nie wypatrując Adriána. Nie przeszkodziło jej to w dostrzeżeniu go kiedy tylko pojawił się w polu widzenia. Stał oparty plecami o ścianę. Ubrany w białą koszulę z podwiniętymi rękawami i długie, ciemne spodnie obracał na palcu kluczyki. Samochodowe oczywiście... Chociaż wąskie to bardzo ładne usta zaczęły drgać w uśmiechu, cień zarostu, który towarzyszył mu bardzo rzadko dodawał takiej niegrzecznej tajemniczości... Kate nigdy nie była zazdrosna i nigdy nie zwracała uwagi czy Adrián jest adorowany przez inne kobiety, ale teraz kiedy jedna z turystek aż stanęła w miejscu na jego widok nie mogła udawać, że jej to nie pochlebia. Oglądała go bardzo uważnie rozpoznając w tym szczupłym, wysokim mężczyźnie swojego ukochanego. W jej ciele zaczęły powoli ożywać komórki, które uśpiła wyjeżdżając. Ciemno czekoladowe oczy błyszczały radośnie wpatrując się w nią, włosy miał o miesiąc dłuższe i zaczynały mu się zawijać nad uszami, ciało chyba nie straciło na wadze, czego się skrycie spodziewała. Wyobrażała sobie, że wróci poraniony i wychudzony... Ostateczne bariery runęły na widok jego słodkiego, enigmatycznego uśmiechu, który w końcu uwolniony wypłynął na usta uwypuklając drobne zmarszczki wokół nich. Dopiero wtedy tak naprawdę dotarło do niej gdzie i po co jest. Dopiero kiedy poczuła otaczające ją ramiona, znajomy, bezpieczny zapach, kiedy dotknęła jego policzka, objęła szyję i przyłożyła twarz do ciepłego ciała zrozumiała. To właśnie na rzecz tej bezpiecznej stabilizacji opierała się Ethanowi.
- Moje kochanie - szepnął huśtając ją w ramionach.
Ten czuły szept wzbudził w niej niekontrolowaną radość. Prawie euforię. Zacisnęła na nim mocno ramiona i ignorując ból przylgnęła całym ciałem.
- Strasznie tęskniłam!
- Ja za tobą też - mówił jej we włosy.
- Jesteś cały?
- No pewnie, że tak. A ty? - odsunął ją nieznacznie i głaskał policzek dłonią. Tak czule i delikatnie, że aż ją mrowiła skóra.
- Teraz jak nowo narodzona... Nie zaatakowały cię dzikie zwierzęta?
- Nie - roześmiał się.
- Ani węże?
- Nic mnie nie zaatakowało!
Przysunęła się i pocałowała go mocno. Smak zupełnie inny niż usta, które kosztowała ostatnio, ale uczucia budził niemal identyczne. Brakowało tylko tej szczypty pikanterii jaką daje coś nowego i nieznanego. Podniecenie nawet nie próbowało się rozbudzać. Wybuch był natychmiastowy.
- Strasznie tęskniłam - szepnęła, kiedy gładził ją po plecach i biodrach siląc się na omijanie pośladków - Nieziemsko bardzo.
Ludzie ich mijali, opuszczali lotniska udając się do domów, a oni stali w objęciach nie mogąc się od siebie oderwać. Uśmiechali się, całowali, albo zwyczajnie przytulali nic nie mówiąc. Kate panicznie potrzebowała zapewnienia, że wszystko jest w porządku, że za chwilę wróci do codziennej rutyny przez nikogo nie nękana, a on nie miał bladego pojęcia jak ciężkie przewinienia skrywa.
- Jedziemy do domu? - w końcu odsunął ją delikatnie od siebie. Przeraziła go nieskończoność smutku w jej oczach. Co tam się stało?!
- Tak... Do domu - uśmiechnęła się podczas, kiedy miała ochotę siąść w kącie i płakać. Była tak strasznie rozdarta! Do domu... A czym był dom?! Do budynku w którym spędzi czas z tym niewątpliwie świetnym mężczyzną. Znała go od wielu lat i kochała go mocno. A tego drugiego właściwie (tak naprawdę) od kilku dni i też silnie nią zawładnął. Dlaczego będąc z jednym myślała o drugim, a będąc z tym drugim myślała o pierwszym? To wstrętne zwłaszcza, że drugi nie zasłużył na ani sekundę jej uwagi.
- Kathy... - Adrián ścisnął jej dłoń.
- Hmm? - zerknęła zdziwiona, że już wyszli z lotniska.
- Mówię do ciebie, a ty bujasz gdzieś daleko stąd - zaśmiał się - Bardzo cię boli?
- Nie bardzo. Jestem tylko zmęczona...
Rozejrzała się po ulicy pochłanianej powoli mrokiem zachodu. Dom... Przebiegła wzrokiem po polach golfowych, kortach tenisowych, jeziorach i rzece. Nic się nie zmieniło. Więc czemu ma wrażenie, że zmieniło się wszystko?

Adrián trzymając w jednej dłoni rączkę walizki, a w drugiej dłoń Kate obserwował ją uważnie. Wyraźnie coś ją dręczyło, ale miał świadomość, że nie dowie się niczego, jeśli nie będzie chciała mu powiedzieć. Tyle się nauczył przez kilka lat z tą nieprzewidywalna kobietą. Cierpliwości. Mimo przyjęcia pierścionka musiał długo czekać, aż będzie gotowa na ślub. Z rozmów w ciągu ostatniego miesiąca pozwolił sobie wywnioskować, że jest gotowa na dużo, dużo więcej. Ale coś nie grało. Może rzeczywiście była zbyt zmęczona? Złapała się za żebra, kiedy wsiadała do wygodnego Jeep'a. Kupił go rok temu, kiedy zaczęła mu się marzyć duża rodzina... Pomieszczą tu troje dzieci z wózkami i zabawkami... Oczywiście Kate jeszcze nie znała jego planów, ale należałoby ją już wtajemniczyć.
- Mam nadzieję, że niczego nie planowałaś, bo mam bardzo precyzyjny plan na cały wieczór - przerwał jej ponure rozmyślania.
Ocknęła się zwracając na niego uwagę.
- Nie mam planów - odparł po chwili namysłu - Zdradzisz mi swoje?
- Jak dotrzemy do domu...
- No przestań! Wiesz, że nie wytrzymam tak długo! Musisz zdradzić chociaż mały, malutki szczegół...
- Zdradzę ci tylko tyle, że zjemy kolację...
- Umieram z głodu!
Zdziwił się, że nie nalegała na więcej informacji. Patrzała na krajobrazy za oknem, ale zdawała się niczego nie widzieć matowymi, zrezygnowanymi oczami. Działo się coś niedobrego... Najpierw tryskała szczęściem, a za chwilkę coś mąciło jej myśli i robiła się właśnie taka. Ileż by dał, żeby odgadnąć chociaż małą część jej myśli. Ale co myśli Kate wiedziała tylko ona sama.
- Jesteśmy na miejscu - złapał ją za dłoń, kiedy zaparkowali przed jej domem. Mieszkała w ciężko dostępnym, ale pięknym miejscu w północnej części Palm Beach. Jedyna droga prowadziła przez szeroki, drewniany most ponad długim zalewem. Później trzeba było przejechać przez gęsty las stanowiący fragment parku narodowego, żeby dotrzeć do niewielkiej białej budowli postawionej na zielonym wzniesieniu pomiędzy piaskami plaży i palmami. Adrián niejednokrotnie zastanawiał się co z nim zrobią po ślubie i niedługo będzie trzeba poruszyć ten temat. Zakładając rodzinę nie mogą mieszkać z dala od całego świata w dwóch pokojach. Ale dzisiaj nie będą o tym rozmawiać... Mogłoby to się nie najlepiej skończyć zważając na jej nastrój. Nie umknęło mu jak się skrzywiła z bólu wysiadając z samochodu. Specjalnie nie zabierał walizki z bagażnika, bo wiedział, że zaraz zacznie ją rozpakowywać, prać i prasować. Nie usiadłaby na minutę wiedząc, że coś jest do zrobienia.
Kate patrzała na swój dom i przez ułamek sekundy miała ochotę odwrócić się i uciec. Złapać najbliższy lot na Hawaje i już tu nie wracać. Tylko po co na Hawaje?! I dlaczego już tu nie wracać skoro kilka godzin temu przysięgła nigdy nie wracać na Hawaje?! Ale po tej krytycznej sekundzie popatrzała na mężczyznę, który okrążył samochód i szedł do niej leniwym krokiem z tym pięknym, czarującym uśmieszkiem nieoznaczającym więcej niż bezkresną radość.
- Chodź - wyciągnął do niej dłoń, a ona ujęła ją z coraz większym przekonaniem. Weszli powoli po schodach i otworzył drzwi swoim kluczem - Mam plan co do reszty dnia, a ty musisz być posłuszna.
- Teraz już musisz mi zdradzić te tajemnicze plany- wdychając atmosferę własnego domu jej nastrój natychmiast uległ zmianie i stabilizacji. Poczuła się w końcu na miejscu. Oparła się o brzeg kanapy nie puszczając jego dłoni.
- Powiesz mi?
- Ogólnie to planuję się tobą nacieszyć. Ale najpierw cię nakarmię i doprowadzę do porządku.
- Doprowadzisz do porządku?
- Musisz poczuć, że wróciłaś do domu...
- Tęskniłam...
- Chodź tu - szepnął zupełnie absurdalnie, bo to on podszedł do niej.
Spojrzenie Kate mówiło wszystko. Nie zamierzała zaczynać od kolacji... I Adrián też tego nie chciał.
- Jak żebra? - zapytał rozpinając zamek jej czarnej bluzy. Przełknął głośno ślinę, bo pod spodem miała tylko stanik.
- Sam oceń - wyprężyła się do tyłu.
Adrián nie widział bynajmniej żeber łapiąc ją za biodra i przyciągając mocno do siebie. Automatycznie oplotła go nogami. Nie za bardzo mieli teraz siłę na pieszczoty. Nie chcieli pieszczot. Okropnie stęsknieni, bardzo spragnieni nie zamierzali ściągając z siebie ubrania bawić się w żadne gierki. Obydwoje wyobrażali sobie tą chwilę setki razy i żadne nie przewidziało aż takiej utraty kontroli. Zdzierali z siebie ubrania, których szwy trzeszczały pod naporem niecierpliwych palców. Kilka guzików białej koszuli uderzyło o podłogę. Kate zacisnęła palce na męskich pośladkach czując gwałtowne i mocne wypełnienie. Uwielbiała jego szczupłe, zawsze dumnie wyprostowane ciało. Adrián zamykając oczy z napływu rozkoszy wciągnął mocno powietrze.
- Mocniej - wychrypiała.
Pchnął szybciej i mocniej. Chciała więcej, chciała dłużej, chciała mocniej, ale jej ciało zareagowało zbyt szybko zaciskając się na nim spazmatycznie. Z głowy ulotniły im się wszelkie myśli, kiedy dał jej kilka sekund na odpoczynek po czym przygryzając i całując piękne, ukochane ciało doprowadził ją po raz drugi i trzeci dając sobie w końcu rozkosz spełnienia. Leżeli na podłodze tuląc się do siebie. Nic nie mówili, bo żadne słowa nie oddałyby tego uczucia. Nawet "kocham cię" wydawało się zbyt płytkie.
- A miałem takie fajne plany - mruknął, kiedy w końcu uniósł głowę i zobaczył, że za oknem jest zupełnie ciemno. Otarcia na jej kostkach zauważył od razu i właściwie na nie zareagował, bo często jej się zdarzały, ale sine pręgi na nadgarstkach przyprawiły go o ciarki.
- Nakarm mnie - Kate wodząc palcami po jego piersi całowała go w ramię. Dłoń zjeżdżała jej niżej i niżej, ale przechwycił ją w ostatniej chwili.
- Oj ja się już tobą zajmę - przekręcił ją delikatnie na plecy i pocałował.
- Jak ja za tym tęskniłam - mruczała mu w usta.
- Za tym? - pocałował ją mocniej i głębiej.
Cichy jęk był doskonałą odpowiedzią.
- Ciąg dalszy za chwilę. Pokaż te żebra - wstał i poszedł zaświecić światło.
- Wow...! - jęknęła Kate, kiedy wrócił do niej zupełnie goluteńki.
- Zdecydowanie wow... - pokiwał głową i zmarszczył brwi.
Podszedł szybko i klęknął dotykając ją pod biustem.
- Powiedz jak będzie bolało za bardzo - przybrał swój lekarski mądry i kompetentny ton. Uwielbiała go! To tą logiczną rzeczowością tak bardzo podniecił ją przy pierwszym spotkaniu.
- Jesteś cała sina!
- Nie cała - chciała go wesoło zagadać, ale zacisnęła zęby, bo ból stawał się nie do wytrzymania. Podniecenie musiało ją nieźle znieczulić, bo kiedy się kochali nie czuła najmniejszego dyskomfortu...
- Chyba nie masz złamania - mruknął po chwili oględzin - Ale dwa są na pewno pęknięte... Trzeba je porządnie usztywnić bandażem...
Już wstawał, kiedy złapała go a rękę.
- Pójdźmy najpierw pod prysznic - uśmiechnęła się uspokajająco - Trochę nabałaganiłeś...
Zerknął w dół i też musiał się uśmiechnąć.
- Jesteś piękna wiesz? - pochylił się trącając jej pierś ustami - Setki razy wyobrażałem sobie, że wracamy do domu i kochamy się dziko gdzie popadnie.
- Spełniłam twoje marzenia - powiedziała przemądrzale.
- A wiesz, że jeszcze bym nabałaganił...?
- No to chodź tu - położyła sobie jego dłoń na piersi i westchnęła cichutko, kiedy długie palce popieściły sutka. Niech ten wieczór się nie kończy...

Wzięli prysznic, a później Adrián posadził ją na blacie w łazience i otoczył jej żebra szczelnym zwojem bandaża. Przez chwilę bała się, że nie będzie mogła oddychać, ale doktor dobrze wiedział co robi. Chłonęła każde jego zachwycone spojrzenie na swoim ciele, każdą pieszczotę i każde wyznanie miłości i tęsknoty. Kiedy ubrani w piżamy wrócili do salonu zamówił jej ulubione danie. Pizze... Podwójny ser i bekon. Siedzieli na kanapie trzymając kartonowe pudełko na kolanach i jedząc opowiadali sobie o czasie rozłąki. Obydwoje zdradzali tylko najogólniejsze fakty. Adrián nie chciał jej wciągać w ten duszny i zakurzony klimat, a ona... w romans, którego prawie się dopuściła. Opowiedziała mu tylko ogólny przebieg śledztwa. Nic więcej. Nawet zjadła zadziwiająco mało tłumacząc mu, że przez ten bandaż jej żołądek stracił elastyczność.
- Zapomniałam ci o czymś powiedzieć... - prawie zrzuciła wszystko na ziemię strasznie przejęta zasłaniając dłonią usta. Na jej policzki wystąpiły rumieńce, a ręce zadrżały.
- Co się stało?
Zestawił wszystko na ziemię spodziewając się najgorszego. Nawet oddech jej przyspieszył nienaturalnie.
- Tego dnia, kiedy wysłałeś mi zdjęcie dziewczynki...
- Tak?
- Odstawiłam tabletki...
Zamrugał szybko i kiedy dotarł do niego sens słów pojawiły się te same symptomy. Najpierw oczy się rozszerzyły, później wystąpił rumieniec i oddech przyspieszył. Tyle, że zamiast strachu pojawiła się dzika radość.
- Serio to zrobiłaś?
- Tak.
- Będziemy mieć dziecko?
Kiwnęła głową.
- Chcę w końcu za ciebie wyjść i... wiesz... - dodała co dla niej najdziwniejsze speszona.
Nic nie powiedział tylko znowu mocno ją objął. Na tyle mocno na ile pozwalały na to jej strzaskane żebra! Siedzieli patrząc na migające sceny w odbiorniku telewizyjnym, ale żadne nie śledziło co przedstawiają. Adrián myślał właśnie o tym, że naprawdę istnieje coś takiego jak nagroda za dobre uczynki, a Kate cały czas się przekonywała, że nic się nie zmieni. Nadal ma kontrolę nad swoim życiem i robi dokładnie to czego tak naprawdę chce. Wcale się nie poświęca, żeby jemu było dobrze. Sama tego chce...




15 komentarzy:

  1. Weszłam sobie do Ciebie z przekonaniem, że pewnie nic nowego nie ma, a tu proszę taką niespodzianka.
    I te zdjęcia.... jak ja bym chciała tam być, u mnie za oknem szaro, buro i ponuro, brrrr
    Ależ jestem ciekawa tej II części.
    Dzięki za rozdział :)
    Marta

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja się po prostu lubię katować. W cieplutkie, słoneczne dni pisałam o mroźnych świętach, a teraz kiedy smutno i szaro maltretuję się tropikami :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nikki zobacz - chyba nikt się nie spodziewał, że tak szybko będzie II część, dawno tak pusto na komentarzach nie było :)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Zabiegane dziewczyny :) Jak wejdą to się zdziwią, że tak przyspały :D

    OdpowiedzUsuń
  5. kto przyspał ten przyspał;)
    ja pół godziny po opublikowaniu czytałam, ale nie miałam czasu napisać komentarza;)
    według mnie rozdział genialny i jedno zastrzeżenie to odnośnie długości czasu pomiędzy rozdziałami, ale wiadomo nie zawsze jest czas;)
    buziaki dla Was:*
    M.
    PS: i pozdrowionka od M.M.:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kto przyspał, ten przyspał! :D
    Że nie piszę, nie znaczy, że mnie nie ma. Wydaje mi się, czy już to kiedyś pisałam?
    Jestem cały czas na bieżąco, a ten rozdział można by podpiąć pod monolog wewnętrzny Kate. :D Nic się nie wyjaśniło, włącznie z tym, że Adrian nie poprawił się w moich oczach ani o jotę. Niby jest w porządku, bo podejrzewałam nawet przez chwilę romans z tą idealną jakąś(wybacz, nie pamiętam imienia). I nawet nieładny występek Ethana, Ethana mi nie obrzydził! Co za facet! :D:D Ciekawe, w którą stronę to wszystko poprowadzisz?! Jak zwykle ciekawa, bo z natury wściekle i chorobliwie ciekawska, Wierna się odezwała. A teraz się żegna i przesyła wszystkim morze buziaków:**,

    Wierna.

    PS. Wierna jest uziemiona! Mam trzy kostki, zamiast dwóch, jakieś skręcenie, zwichnięcie, nie mam pojęcia. Wrrr, nie dość że ciekawska to jeszcze niemota! No masakra!

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak kochanie, już to kiedyś pisałaś :P Biedactwo co nabroiłaś, że się kostki rozmnożyły? Adrianowi daj czas, ale fakt, że Ethana to chyba nie przebije nawet w moich oczach :D No mam plany, mam co do ciągu dalszego...

    M, Ty to jednak naprawdę straszna jesteś! Komentarza nie ma czasu napisać, a rozdziały za rzadko! Chyba Wierną na Ciebie naślę, bo ona jak się wkurzy to nie ma zmiłuj się ;P

    Dzięki Marta za prowokację :D Odezwały się.

    Nie chciałabym znowu rzucać słów na wiatr, ale może już jutro będzie niespodzianka... Tylko trzymajcie kciuki za Patryka, żeby mu siły starczyło przygotowywać ją po godzinach! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. PS. Na początku tego rozdziału jest w zdanie wplątane słowo "wierna". Pisałam je z dużej litery i za cholerę mi nie pasuje mała! :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Skoczyłam sobie do góry, grając w koszykówkę, a opadając stanęłam na kostce, jak to zaczęłam zwięźle tłumaczyć. :D Kostka znalazła mi się przy podłodze, tak jak powinna być pięta. No i troszkę boli teraz...
    No to trzymam kciuki za tego Patryka! :)

    Widzisz, widzisz. Teraz ja zaczynam wywołać błędy, no wspaniale!!! Hahaha.

    Wierna.

    OdpowiedzUsuń
  10. Co Ty za sporty ekstremalne uprawiasz! Wyobraziłam sobie sytuację w której kostka leży obok pięty i nie wygląda to za dobrze... :D W szachy graj... Bezpieczniej będzie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahaha.
      Nie, nie jestem rodzajem, który usiedzi na pupie za długo, więc a to palec wybity, a to kostka coś zrobiona. No i dochodzi do tego ekstremalny strach przed lekarzami. Wszystkimi... Więc nigdzie nie pójdę, dopóki nie zrobi się na prawdę poważnie. Także jak na razie się męczę, chodząc tylko od łazienki do kuchni i do łóżka. :D

      Usuń
  11. hmm.. ciekawe czy o mnie jeszcze pamiętacie???
    po tej stroni AN (nie A :D )
    cały czas czytam i czytam.. komentarze może nie zawsze udaje mi się dokończyć, no ale musicie mi to wybaczyć bo teraz czytam wszystko cały czas ;)
    kocham niespodzianki ♥
    Wierna widzę, że Ty to jak ja :D długo w bezruchu siedzieć nie potrafię :D
    chociaż czasem(żeby nie było) natchnie mnie na leżenie i wtedy już nic mnie nie ruszy :D
    Czekam z niecierpliwością na dalsze rozdziały(i niespodzianki) ;)
    Przesyłam moc buziaków :*

    An :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Mnie pisanie nauczyło siedzenia w bezruchu :) I to długie godziny!
    Wierna ja też mam lekarzofobię. Ostatnio (2 lata temu) straciłam przytomność na szczepionce przeciw grypie! Od tego czasu wolę chorować! Do przychodni udaję się tylko kiedy naprawdę przyprze mnie do muru, czyli raz na sto lat, a do szpitala... Byłam w wieku 10 lat i nie zamierzam wracać!

    An oczywiście, że o Tobie pamiętam :) Pamiętam o Was wszystkich co do jednej. A ostatnio najwięcej myślę o biednej Cysi, która gdzieś tam zdana jest na łaskę i niełaskę naszej służby zdrowia... I Lena też zaniemówiła... Zresztą A również milczy, ale do Leny to niepodobne, bo lubiła się z nami dzielić każdym dniem. Mam nadzieję, że wszystko w porządku!

    OdpowiedzUsuń
  13. Też się martwię o tą naszą Cysię. Odezwij sie kochana jak będziesz mogła!
    O, tak. Nasza "służba zdrowia" pozostawia bardzo dużo do życzenia...

    Wierna.

    OdpowiedzUsuń
  14. Wysłałam Cysi maila i jeśli czegoś się dowiem to dam znać.

    A tak na poprawę humoru powiem, że jutro (OMG dzisiaj!!) ......

    BĘDZIE NIESPODZIANKA, BĘDZIE NIESPODZIANKA, BĘDZIE NIESPODZIANKA, BĘDZIE NIESPODZIANKA :D !!!!

    tylko, że tak bardziej rano :)

    OdpowiedzUsuń

Znacie to uczucie kiedy jesteście powodem czyjegoś uśmiechu? Jest... Niesamowite!!