czwartek, 12 września 2013

The game of lies - rozdział 26

Alice w panice kompletowała ubranie. Nie do końca świadoma co robi założyła bluzkę na lewą stronę. Miała przeczucie godne Kate, że za chwilę stanie się coś strasznego. Wybuchnie jakaś bomba. Tony wypadł z domu jakby go coś goniło i na nic zdały się prośby, żeby chwile na nią zaczekał. Trzęsły jej się ręce, kiedy wiązała buty. Ma przechlapane. Odegrała przed Kate odważną, ale wiedziała, że ma przechlapane na maksa.
Nie do końca wyobrażała sobie spojrzeć jej teraz w oczy i tym bardziej nie wyobrażała sobie odeprzeć jej gniewu. Zrobiła coś wstrętnego, coś co Kate mocno zabolało. Zżerały ją potworne wyrzuty sumienia. Zdawała sobie sprawę, że od samego początku obrała zły kierunek, ale po prostu nie potrafiła zrezygnować z wymarzonych wakacji. I znowu ten dylemat, kiedy trzeba wybrać pomiędzy tym co słuszne, a wygodne. No i wybrała. Wybrała szlajanie się z facetami niż pomoc koleżance. Wybrała oschłego Tony'ego, który ją zaliczał bez opamiętania niż mądrego, czułego Oscara. Spławiła go jakby był chwilową zachcianką. Pozwoliła sobie zupełnie odpłynąć w bezmyślności i teraz pora na konsekwencje. A będą spore. Wystarczy, że Kate piśnie choćby słówko, kiedy wrócą do domu a będzie przekreślona przez kolegów z pracy. Ktoś niegodny zaufanie nie miał tam racji bytu... A już zwłaszcza jak ktoś zdradza. Bo to co ona zrobiła zdecydowanie było zdradą. Tony przyczynił się do śmierci ich przyjaciela...
Prawie spadła ze schodów, kiedy rozległo się gwałtowne pukanie do drzwi. Pierwszą jej myślą było, że Kate już rozprawiła się z Tony'm i wróciła po nią. Oddychała płytko czując autentyczny strach, bo jeśli miała się bać kogokolwiek na całym świecie to właśnie byłaby to Kate. Zbiegła szybko zdziwiona słysząc męskie głosy. Kate nie jest sama, a co za tym idzie możne nie pozwolą jej skrzywdzić... za mocno...
- Gdzie oni są? - Ethan wpadł jak burza przeszukując wzrokiem mały salonik jak tylko przekręciła zamek. No raczej nie było tu miejsca, w którym mogli się ukryć...
- Wyszli - starała się nie patrzeć mu w oczy. Coś było z nimi nie tak...
- Gdzie? - zapytał towarzyszący mu Joe.
- Nie mam pojęcia - z nim rozmawiało się już łatwiej - Kate odeszła bez słowa, a Tony pognał za nią jak dziki.
- W którą stronę? - głos Ethana ciął powietrze szybkimi, ostrymi słowami.
- Waikiki.
Odważyła się spojrzeć w górę, ale na szczęście patrzał ponad nią na drzwi. Trzymał telefon przy uchu i nerwowo zaciskał szczękę.
- Gdzie jesteście?! - pokręcił nerwowo głową w geście zaprzeczenia - Jeżeli cokolwiek jej powiesz, jakkolwiek ją sprowokujesz, zrobisz przykrość...! - Tony musiał coś wtrącić, bo przerwał na chwilę - Dawaj!.... Kate?... Kate! - odsunął telefon od ucha prawie nim rzucając.
- Co się dzieje? - zapytał Joe.
Ethan wybrał inny numer, podszedł do okna i oparł się dłonią o ramę.
- Cholera jasna!! - uderzył w nią z całej siły. Szyba zatrzęsła się niebezpiecznie, a Alice podskoczyła wystraszona. Dlaczego się ucieszyła, że to nie Kate?
- Ethan? - Joe podjął kolejną próbę.
- Zniszczyła telefony - schował swój do kieszeni i odetchnął głęboko, żeby uspokoić nerwy - Po co ci te siatki w oknach?
- Kate bała się robali...
Ethan przymknął oczy
- Opowiedz mi wszystko - zwrócił się do niej chłodno.
- Ja... Tony tu był i...
- Szybciej Alice nie mamy czasu - dodał łagodniej.
- Otworzył jej Tony, wściekła się, ale nawet nic nie powiedziała. Poszła, a on poszedł za nią.
- Oczywiście, że poszła - przeczesał włosy i obszedł mały pokój dookoła - Musimy ich poszukać. Joe zadzwoń na policję, sprawdź czy nie mieli zgłoszeń o jakiś zamieszkach. W stronę Waikiki? - zapytał Alice.
- Tak.
Ruszył do drzwi nic nikomu nie tłumacząc. Otworzył je zamaszyście i zahamował zaskoczony. Ze zdziwienia w pierwszej chwili nie mógł sobie przypomnieć skąd zna tego zupełnie łysego, postawnego mężczyznę. Dobrze pamiętał prawie czarną oprawę brązowych oczu tak bardzo rzucająca się w oczy przy zupełnym braku włosów.
- Mendez?
- Wheller - mężczyzna kiwnął głową.
- Co ty tu robisz?
- Chyba w pierwotnym planie nie mieliśmy się spotykać tak szybko...
Ethan wycofał się z powrotem do salonu wpuszczając go do środka.
- Felipe?! - Alice nie kryła olbrzymiego zdziwienia.
- Wszystko w porządku? - podszedł do niej i uściskał na powitanie.
- Raczej nie...
- Co się dzieje?
- Najpierw powiedz co tu robisz? - Ethan wetknął ręce w kieszenie.
Felipe łypnął nieufnie na Joe, którego kompletnie nie znał.
- Agent Reid, sierżant Mendez - powiedział szybko i od niechcenia Ethan.
- Gdzie Kate? - Felipe w ogóle nie zareagował na prezentację.
- Nie mam pojęcia. To ona cię wezwała?
- Tak.
- Dlaczego?
- Gdzie jest?
- Nie mam cholernego pojęcia! Wściekła zniknęła gdzieś z Sharpem niszcząc nadajniki w telefonach. Po co cię wezwała.
- To wy mi powinniście odpowiedzieć na to pytanie - odsunął się na tyle, żeby widzieć zarówno mężczyzn jak i Alice - Coś odkryła i potrzebowała pomocy. Zadzwoniła do Maloney, bo wam za grosz nie mogła ufać. Żadnemu z was - spojrzał sugestywnie na biedną i bardzo malutką w otoczeniu mężczyzn blondynkę - A teraz zniknęła gdzieś z Sharpem... Ktoś mi to wyjaśni?
- Wściekła się na coś, a on poszedł za nią - powiedziała szybko Alice.
- Na coś? A czy mam przemilczeć fakt, że pół godziny temu powiedziała mi, że przed wami ucieka? - tym razem zmierzył spojrzeniem agentów.
- O czymś się dowiedziała - odparł Joe zmęczony tymi dziwnymi podchodami - Coś odkryła po rozmowie z Gabrielą Torre. Wypadła z hotelu jak oparzona ignorując nasze telefony, więc owszem uciekała.
- Gdzie poszła?
- W stronę Waikiki - Ethan znowu ruszył do wyjścia - Miałeś dzwonić - warknął na Joe i znowu szarpnął drzwi. Nie dane mu było przejść przez furtkę i iść w końcu w poszukiwaniu Kate, bo ozdobiony grubymi dredami mężczyzna wpadł na niego z pełnym impetem.
- Jesteś z FBI, czy z policji? - zapytał zanim tamten zdążył nabrać powietrza, żeby na niego nawrzeszczeć.
- Kim jesteś? - piorunował go spojrzeniem.
- Szukam kogoś z policji!
- Kim jesteś? - powtórzył spokojniej załączając ten swój hipnotyczny wzrok. Efekt był dużo lepszy niż krzyk.
- Kate będzie potrzebowała pomocy, ale musisz być z policji.
- O co chodzi? - zza Ethana wyszedł szeroki w barach, ale zdecydowanie niższy Latynos.
Facet odetchnął zmęczony.
- Jesteś z policji? - zapytał już lekko poirytowany.
- Sierżant Felipe Mendez - wyjął odznakę - Co się dzieje z Kate?
- Musimy porozmawiać na osobności. Ona nie chce FBI.
- Chryste - Ethan tym razem zaatakował płot. Huknął o niego tak, że aż posypały się drzazgi
- Nie wiem kim jesteś, ale trzeba ci wiedzieć, że to teraz nieważne na co Kate ma teraz ochotę, a na co nie. Może jej grozić śmiertelne niebezpieczeństwo, a na dodatek odeszła z facetem, którego już raz próbowała zabić. Mów - Felipe był stanowczy i dziwnie spokojny.
Axel prychnął na Ethana i spojrzał na Felipe.
- Ten wielki neandertalczyk? Całkiem gładko sobie z nim poradziła. Zabiorę was do niej.
- Gdzie jest? - Ethan znowu nie potrafił ukryć zniecierpliwienia i strachu.
- W porcie.
- To kwadrans drogi - spojrzał w kierunku, w którym powinni ruszyć.
- Mogę was podrzucić.
Wszyscy w tym samym czasie popatrzyli to na niego i na taksówkę przy której się zatrzymał.
- Szybciej - Ethan bez wahania, błyskawicznie zajął miejsce na którym zwykle siadała Kate, a pozostali mężczyźni i Alice ulokowali się z tyłu.
- Ok. Opowiadaj wszystko co wiesz - zażądał, kiedy Axel odpalił silnik.
W czasie drogi, która z piętnastu minut przerodziła się w pięć bardzo szybko streścił im przebieg zdarzeń od momentu odejścia od drzwi domku Alice, przez potyczkę słowną z Sharpem aż po zatrzymanie Alisy.
- To bardzo typowe dla niej zachowanie, tylko nie rozumiem co ją tak wkurzyło? - zapytał na koniec policjant.
Axel popatrzał we wsteczne lusterko, gdzie odbijała się nisko pochylona głowa z blond włosami i postanowił nie kontynuować opowiadania. Niech to sobie sami wyjaśnią.
- Cały czas był z nią Sharp? - zapytał spięty Ethan.
- Z tego co widziałem tak. Facet jest dziwny, ale Kate świetnie sobie z nim radził.
- Nie wątpię - uśmiechnął się - Tylko nie rozumiem co z tą Alisą?
- Ja tym bardziej.
- Dzwoniła do mnie, żebym sprawdził jakąś Alisę. Zasugerowałem jej Sorię, bo to jedyna jaką znam. Ale nie sądzę...
- Torre i Soria jednocześnie to za dużo szczęścia - pokręcił głową Joe.
- To tu - Axel zaparkował w niedozwolonym miejscu prawie potrącając kilka osób - Weszli na tamten statek - wskazał palcem.
Kiedy wszyscy wysypali się na zewnątrz Ethan był już w połowie drogi. Uniósł kraniec koszulki wyciągając zza paska pistolet i nie wahając się powolutku na lekko zgiętych nogach zakradł się po trapie na górę. Pochylony do przodu z odblokowaną bronią był gotowy do odparcia każdego ataku. Pierwsze co zobaczył to człowiek, który bez przytomności leżał na podłodze.
- No kurwa nareszcie! - szamoczący się bezsilnie Anthony siedział w pełnym słońcu na ziemi.
- Gdzie Kate? - było to pierwsze o co zapytał Ethan. Nawet się nie wysilił, żeby go uwolnić.
- Tak wszystko ze mną w porządku! Twoja dziewczyna zbratała się z Ferro! Uwolnił ją i zniknął. Zostawiła mnie tu - powstrzymał przekleństwo wiedząc jak Ethan na to zareaguje. Obserwował pojawiających się po kolei Joe, tego glinę z Miami, a na końcu Alice.
- Gdzie poszła?
- Na górę.
- Rozwiążcie go - wydał polecenie bez zastanowienia wspinając się na schody. Jedyną osobą, która zatrzymała się przy Sharpie był Joe. Alice minęła go zupełnie obojętnie. Ethan maskując przerażenie mijał powalonych na ziemię mężczyzn. Żaden się nie ruszał, nie wydawał najcichszego dźwięku, a Ethan nie miał czasu na sprawdzanie, czy żyją. W ogóle, gdyby nie odgłosy portu byłoby tu przerażająco cicho. Poruszał się czujny starając się nie wychodzić na zbyt otwartą przestrzeń wielkiego transportowca, ale potrafił myśleć tylko o jednym. Kate. Jeśli coś jej zrobili...

- Chyba słyszę moich kolegów - Kate ziewnęła przeciągle zarzucając nogi na masywne biurko - Zajęło im to mniej niż się spodziewałam!
Popatrzała na Eduardo, który mimo krwi wyciekającej mu z nosa i spomiędzy ust łypał na nią groźnie.
- Nie patrz tak... Mówiłam, że jesteś za głupi, żeby coś mi zrobić!
Zgrzyt szczęki to jedyne co do niej docierało od kilkunastu minut.
- Nie wierzę, że kłamaliście - powiedziała spokojnie Gabriela, czy też jak kto wolał Alisa.
- A kogo obchodzi w co wierzysz?
- Patrzeliście na siebie jakby świata nie było! Zakochałaś się w nim.
- Dla twojej wiadomości... Żebyś miała o czy rozmyślać za kratami niedługo wychodzę za mąż, a moim wybrankiem bynajmniej nie jest Ethan.
- Więc dlaczego...
- Csiii - przerwała jej przykładając zamiast palca lufę do ust - Ktoś się zbliża.
Odbezpieczyła wielki i ciężki pistolet i wysunęła dłoń do przodu. Jedną nogę oparła piętą o wygodny obrotowy fotel na którym siedziała, a na kolanie oparła rękę stabilizując ją. Zero drżenia, idealna celowość... To będzie wyjątkowo czysty strzał.
- Może to moi koledzy... - mruknęła cichutko - A może wasi...
Kroki przesuwały się w stronę wejścia do stylowego gabinetu Alisy w jakim się znajdowali. Kate poczuła adrenalinę na nowo wypełniającą jej żyły swoją wspaniałą mocą. Nie pamiętała kiedy ostatnio czuła się tak fantastycznie. Wyzwolona, nieograniczona i nie odgrywająca żadnej roli. Roli detektywa śledczego, roli ekscentrycznej Kate, troskliwej siostry, wiernej narzeczonej... Teraz była taka jak ją stworzono... Drzwi powoli się otworzyły, a jej palec już w połowie wciskał spust. Zwolniła go, kiedy pistolet Ethana wycelował w jej stronę. Patrzyli na siebie nie opuszczając broni. Odetchnął? W każdym razie efekt był taki, że opuścił broń, zabezpieczył ją i schował za pasek. Dłoń Kate też opadła i zawisła bezwładnie z kolana.
- Wszystko w porządku? - zapytał podchodząc trochę bliżej.
- Ugościli mnie po królewsku - uśmiechnęła się ściągając nogę z fotela i zarzuca ją z powrotem na biurko. Za Ethanem wpadają Felipe z Alice.
- Kate? - Felipe pozbawiony oporów pozostałej dwójki podszedł do niej.
- Co jest z wami nie tak?! - Kate rozkłada ręce wymachując przy tym pistoletem - Nie wiem, czy zauważyłeś, że to ja trzymam ich na muszce, a nie na odwrót...
- Jesteś gdzieś ranna? - Ethan zrównał się z Felipe i spojrzał od razu na jej nadgarstki. Owszem nie prezentowały się najlepiej. Jeden był zasłonięty rzemykami bransoletek, ale na drugim widniała gruba przekrwiona pręga. Ponadto kostki dłoni miała całe poobcierane, a palec wskazujący krwawił.
- Nigdy nie czułam się lepiej - odparła z zadowoleniem.
- Co tu się stało? - popatrzyli na milczącą parę na krzesłach na przeciwko biurka.
W tym samym czasie do kabiny weszli Joe z Sharpem. Jeden rozglądał się ciekawie, drugi dyszał wściekle patrząc w jeden, jedyny punkt. Na Kate.
- No dalej Timmy - zaśmiała się wyciągając pistolet - Będę miała kilku świadków na to, że mnie zaatakowałeś.
Nawet nie drgnął.
- Możesz nam opowiedzieć co się stało? - Felipe oparł się dłońmi o blat.
- Ja wam nic nie powiem - zdjęła nogi z biurka i oparła się o nie łokciami - Dajecie gołąbki.
Zarówno Alisa jak i Eduardo milczeli patrząc na nią z furią.
- No nie dajcie się prosić! - podniosła się o obeszła biurko dookoła - Najpierw ty. Pamiętasz jak ćwiczyłyśmy? - stanęła przed Alisą.
- Odchrzań się - syknęła.
- Nie to - pokręciła głową. Wysunęła broń szturchając ją zimna stalą w brodę - Nie powinnaś mieć już wątpliwości, że jej użyję...
Kobieta nabrała powietrza i przymknęła oczy wypuszczając je powolutku.
- Nazywam się Alisa Soria - głos jej drżał, kiedy popatrzyła z lufę pistoletu - Ukrywałam się pod innym imieniem i nazwiskiem męża. Detektyw Barrera jest jedyną osobą, która mogła na to wpaść - wyrecytowała przez zaciśnięte zęby.
- Ślicznie! - ucieszyła się Kate - Teraz ty.
Z ust Eduardo poleciał tak mocny epitet, że skrzywiła się z niesmakiem. Zgromadzeni dookoła zauważyli braki w jego uzębieniu. Ethan dałby sobie głowę uciąć, że rany na dłoni Kate pasowałyby do ubytków.
- Tracę cierpliwość...
- Odpieprz się szmato!
W jednej sekundzie podrzuciła broń łapiąc ją w powietrzu za lufę i wzięła ostry zamach. Eduardo skulił się cały chowając twarz w ramiona. Rękojeść pistoletu zatrzymała się milimetry od jego głowy.
- Jesteś pewien, że to powiedziałeś?
Mężczyzna blady i zlany potem wyprostował się łapiąc resztek godności.
- Cały czas pomagałem Alisie w prowadzeniu nielegalnych interesów. Mój brat Alonso wie o nas, ale nie ma z tym nic wspólnego.
Z desperacją patrzał Kate w oczy.
- Część o imbecylu pominiemy. To zbyt oczywiste - odwróciła się w stronę mężczyzn - To byłoby na tyle.
Ethan obserwował jej zmienioną twarz. Była mroczna i złośliwa. Druga maska...
- Felipe przepraszam, ale nie mogłam na ciebie poczekać. Dziękuję, że przyleciałeś - uśmiechnęła się do niego bez grama złośliwej kpiny, która jeszcze sekundę wcześniej wydała się nią zawładnąć.
- Joel Reid FBI.
Kate obejrzała się na Joe mówiącego do telefonu. Podał wszystkie namiary na statek i zażądał przyjazdu prokuratora i karetki.  
- Kate dobrze się czujesz? - Felipe popatrzał na jej roztarganą na brzuchu bluzkę i ślady krwi na nogach. Zaśmiała się znowu tak radośnie.
- To nie moja! Wiesz kiedy ostatnio się tak dobrze czułam? - spuściła głowę na krótką chwilę zatapiając się w myślach. Przed oczami stanęły jej młodzieńcze lata - Bardzo dawno temu... - zakończyła z sentymentem i ruszyła do wyjścia - A... Joe - odwróciła się już w drzwiach. Mężczyzna drgnął - Smith to najgłupsze nazwisko jakie mogłeś wymyślić.
Przeszła przez cały pokład przekraczając leżące ciała i powolutku zaczęła schodzić na dół. Kiedy emocje opadały robiła się coraz bardziej odrętwiała. Dawno nie walczyła nigdzie poza matą, a warunki zewnętrzne były jakby inne... Nie pamiętała kiedy tak ją coś bolało jak ten cios w żebra zadany ciężkim butem. Udało jej się swobodnie oddychać, ale jakikolwiek wysiłek wiązał się z przeszywającym kłuciem pod lewą piersią, czego najlepszy przykład poczuła, kiedy zeskoczyła z ostatniego stopnia. Zgięła się w pół przez krótką chwilę nie mogąc nawet oddychać. Szybkie kroki za nią strasznie jej się nie spodobały. Nie po to odegrała całą tą scenkę, żeby teraz ktoś ją przyłapał na słabości!
- Gdzie cię boli? - ciepłe, silne dłonie szybko dotknęły jej brzucha i pleców, a aksamitny głos uspokoił gonitwę myśli. Jednak kiedy uniosła głowę i zobaczyła beznadziejnie szczere, niebieskie oczy chłód ścisnął ją za serce. Pierwsze oczy, które były ją w stanie bez najmniejszego problemu okłamać. Kłamały cały czas mimo że widziała w nich tylko prawdę. Dopiero po paru sekundach płomień w jego tęczówkach zastąpiła ostrożność. Nie podobała mu się jej beznamiętna mina.
- Potrzebujesz lekarza? - zapytał puszczając ją.
- Poradzę sobie.
Zbyt brutalnym wydało jej się powiedzenie, że owszem potrzebuje, ale tego, który czeka na nią w domu. Cała odwaga, cała pewność siebie przy nim wyparowywała. Maski wytatuowane na ręce zaczęły palić. Czemu muszą być aż tak prawdziwe? Właśnie ta ironiczna i zła wycofała się do tyłu ustępując miejsca zwykłej, miłej dziewczynie.
- Przepraszam Kate.
- Za co mnie przepraszasz? - wyszło bardziej smutno niż zamierzała.
- Za wszystko co musiałem powiedzieć i zrobić, żeby doszło do finału tej sytuacji.
- Za to, że nie wiedziałeś jak zaprowadzić mnie do Alonso, więc uknułeś wielka intrygę, żeby Joel Smith przyprowadził go do mnie?
- Tak.
- I za to, że zmanipulowałeś mną robiąc z siebie najlepszego przyjaciela?
- Nie do końca tak było...
- Oczywiście. Tylko ciężko wyłapać kiedy udawałeś. Nawet mnie. Gratulacje, jesteś najlepszym kłamcą jakiego znam.
- Nie kłamałem cały czas.
- Czyli w którym momencie przestawałeś udawać? Po pokazaniu mi feniksa na niebie, czy po powiedzeniu, że mnie kochasz? - kiedy usłyszała ile żalu i goryczy jest w jej głosie poczuła się nieswojo - Zresztą to mało istotne.
- Owszem mało, bo za chwilę wrócisz do narzeczonego.
- A ty do żony.
Drgnął na te słowa. Nie udało mu się ukryć zdziwienia.
- To tłumaczy dlaczego nie chciałeś mnie przelecieć. Nieźle to sobie wykombinowałeś - odwróciła się chcą jak najszybciej odejść, zapomnieć o nim.
- Poczekaj - złapał ją za ramię.
- Nie dotykaj mnie Wheller. Już nigdy więcej tego nie rób.
Zabrał rękę.
- Kate musimy porozmawiać - szedł za nią - Wróć do pokoju, odpocznij, a ja tu wszystko załatwię. Wieczorem porozmawiamy dobrze?
Nic nie odpowiedziała, ale była jedna, jedyna rzecz, której była zupełnie pewna. Nie pozwoli się już więcej mamić. Nie ma mowy, żeby umożliwiła mu wybrnięcie z tego bagna kolejnymi kłamstwami. Chciała jak najszybciej opuścić to miejsce, ale nie mogła iść zbyt szybko. Adrián powinien ją obejrzeć jak najszybciej.

Ethan obserwował z góry jak przemieszcza się powoli w stronę wylotu na główną ulicę, ale zauważa tego szalonego taksówkarza. Chyba przez chwilę się sprzeczają, ale koniec końców wsiada z nim do pojazdu i odjeżdżają. Nie wyglądała zbyt dobrze i będzie się starał jak najszybciej wrócić do hotelu. Ale teraz musi po niej posprzątać...

Axel dostał tak suty napiwek, że mógłby odpuścić pracę na kilka dni. Kate przez całą drogę patrzała w dłonie złożone na kolanach, a z jej twarzy nie dało się wyczytać żadnej emocji.
- Potrzebujesz pomocy? - zapytał, kiedy wysiadała z samochodu.
- Nie... Jeszcze raz dzięki za wszystko.
- Nie ma sprawy... Masz mój numer jak coś?
- Taa... - kiwnęła głową wchodząc do hotelu.
Nie zwracała uwagi na pięknych, eleganckich ludzi, którzy schodzili jej z drogi z wyrazem obrzydzenia na wymalowanych, sztucznych twarzach. Nigdy do nich nie należała i bynajmniej teraz nie zamierzała im się przypodobać. W pokoju podeszła prosto do aparatu telefonicznego. Zarezerwowała miejsce na najbliższy lot do Miami. Koniec... To już naprawdę koniec. Wyjeżdża stąd i nie wróci już w miejsce niosące ze sobą tak wiele różnych wspomnień. Czuła się zdradzona i rozgoryczona. Nie mogła w tej chwili znaleźć w swojej głowie ani jednej logicznej myśli. Była zupełnie wykończona. Zapisała na kartce numer lotu i zadzwoniła do kogoś kogo chciała zobaczyć jak nigdy dotąd.
- Cześć - uśmiechnęła się smutno na dźwięk jego głosu - Jesteś już w domu?
- Od kilku godzin. Starałem się do ciebie dodzwonić.
- Chyba zepsułam telefon...
- Coś się stało?
- Wiele. Przyjedziesz po mnie na lotnisko?
- Kiedy wracasz?!
- Za kilka godzin się zobaczymy.
- O Jezu jak dobrze! Udało ci złapać wszystkich bandziorów?
- Wszystkich i jednego więcej.
- Brawo!
- Trochę mnie strzaskali, ale żaden nie uniknął sprawiedliwości.
- Kochanie?
- Hmm?
- Odnoszę mylne wrażenie, czy będziesz potrzebowała moich lekarskich mocy...
- Chyba troszkę potłukłam żebra... Ale tak poza tym jestem cała i zdrowa.
- I smutna...
- Nie... Nie smutna, tylko zawiedziona paroma osobami. Nie marzę o niczym innym poza przytuleniem się do ciebie...
- To wskakuj w samolot i wracaj. Zaraz sprawdzę o której wylądujesz i będę czekał...
- Powiedz, że mnie kochasz...
- Bardzo cię kocham. Wytrzymaliśmy cały czas rozłąki, ale to już koniec Kathy...
- Tak... To już koniec...
- Oj... Chyba nie do końca dobrze poszło co?
- Nie...
- Pakuj się kochanie i opowiesz mi wszystko w domu.
- Dobrze.
- Jadę do ciebie w takim razie. Trochę ogarnę, przewietrzę...
- Kochany jesteś - zawsze wiedział jak i czym jej sprawić przyjemność.
- Dobrze być już w domu i na ciebie czekać...
- Czekaj. Już jadę.
Prysznic zważywszy na poobijane kości był błyskawiczny. Wepchnęła wszystkie rzeczy do walizki wyjątkowo nie dbając o zagniecenia. Wywlekając ją z garderoby nie patrzała na łóżko na którym się tulili, nie zwracała uwagi na stół przy którym jedli śniadania, nie zamierzała zerkać do pokoju w którym zdążyła się jednostronnie pożegnać... Sałatka owocowa zalana sosem czekoladowym, filmy, spacery i rozmowy bez końca... Mimo paskudnego humoru uśmiechnęła się. Zamknęła za sobą drzwi. Koniec.

Ethan obserwował jak policjant wpycha Eduarda do radiowozu. Stoi z rękoma w kieszeni kompletnie nieobecny duchem. Nawet nie zwraca uwagi na Alonso próbującego się do niego przepchnąć przez obstawę policyjną. Stoi udając, że obserwuje, ale pogrążony jest w najczarniejszych myślach. Tony jej wszystko powiedział... Nie chciał kłamać, ale przecież na wzmiankę o żonie uciekłaby od niego gdzie pieprz rośnie... Nie przeżyliby żadnego z tych fantastycznych momentów. Musi jej to wyjaśnić. Jak najszybciej.
- Ethan?
Zdziwiony, że jest tu ktoś poza nim wpadł na Joe.
- Dopilnuj wszystkiego. Ja muszę wracać do hotelu.
- Coś się stało? Kate się źle czuje?
- Muszę jej wszystko wyjaśnić.
Puścił się pędem w stronę szeregu taksówek na portowym parkingu. Joe zatrzymał Tony'ego, którym za nim ruszył.
- Przestań się w to wpieprzać...
- Pozwolisz, żeby się upokarzał przed tą dziwką?
- Wiesz co?
Joe spędził kilka dni z Kate i mimo że nie nie czuł się najlepiej w jej towarzystwie nie wynikało to na pewno z jej winy.
- Zajmij się swoją.
Obydwoje popatrzyli na Alice opartą o ścianę ze wzrokiem wbitym w kostkę brukową i Tony od razu zrezygnował z dalszego ataku.

Ethan wyskoczył z taksówki zanim kierowca zdążył wjechać na hotelowy parking. Rzucił na siedzenie kilka banknotów i pobiegł do wejścia. choćby miał ją trzymać siłą wysłucha go!
- Pojechała! - usłyszał za sobą.
- Co? - odwrócił się w stronę Jamajczyka.
- Wsiadła do taksówki i pojechała. Pewnie na lotnisko, bo z walizką była.
Ethan starał się nie panikować. Żaden samolot nie odlatuje tak od razu! Nie może jej pozwolić teraz odejść!
- Dawno pojechała?
- Kwadrans będzie.
- Zawieź mnie na lotnisko.

Wydawało mu się, że droga przez zakorkowane miasto ciągnie się w nieskończoność. Wiedział, że kierowca robi wszystko, żeby nie stać w miejscu, ale niewiele mógł.
- Nie możesz jej odwiedzić tam gdzie mieszka?
- Jeśli jej pozwolę do niego wrócić nie będę miał już kogo odwiedzać.
- Do jakiego "niego"?
- Wydaje jej się, że go kocha, ale nie może mieć pojęcia...
- Że kocha ciebie?
- A ja ją. Musi wiedzieć, że nie kłamałem.
- Jak na agenta jesteś całkiem spoko...

***
Patrzała na pas, kiedy samolot zataczał koło na płycie lotniska. Za chwilę oderwie się od O'ahu i to będzie koniec. Absolutny koniec. Słowo "koniec" ciągle brzęczało jej w głowie. Alice ją zdradziła i to był koniec ich przyjaźni, O'ahu zostało skażone i to koniec jej marzeń o powrocie tutaj, Ethan ją zdradził i to też był koniec. Tylko czego? Czego koniec? Przyjaźni? Romansu? Koniec czegoś co musiało się skończyć. Więc nie powinno jej być przykro, chociaż było strasznie. Jak mógł ją tak okłamać i jak mogła okazać się taka głupia i ślepa?! Każde słowo było przemyślane i stworzone dla podtrzymania jej w tej mylnej świadomości... Czuła się jak pajac. Ethan ją ośmieszył, wydrwił z jej najgorszym wrogiem. Wykorzystał ją, zrobił coś złego z jej sercem i w końcu przyjaciel go zdemaskował... Fajnych mieli przyjaciół... Kate nie miała już żadnych... Tylko Adriána. Samolot oderwał się od płyty, a ona w nagłym przypływie nieokreślonej paniki poderwała się do okienka. Piękne, wspaniałe O'ahu... Żegnaj...




Pomyślałam, że będzie pasowało :), a może bardziej stosowne byłoby " :( "

"Może stamtąd, gdzie jesteś to zabawniejsze
 Bo stąd jakoś nie łapię żartu
 [...] Więc będę Twoim clownem
       Za szybą
       Dalej, śmiej się, przecież to zabawne
       Też bym się śmiała widząc samą siebie"


KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ  :)




19 komentarzy:

  1. Bojowniczka Kate!
    Gdzieś po drodze widziałam literówkę, ale malutki szczegół. Nie wiem, jak się rozprawiła z wszystkimi "bandziorami", a może pomógł jej Ferro!? - jego Kark ;)
    W części I akcja jest podzielona (nic na koniec, na siłę), potrafię sobie wyobrazić bohaterów oraz miejsca w których przebywali. Ciekawa fabuła. Chociaż cały czas mam wrażenie że mało wiem, co się dzieje w głowie Kate, poza pożegnaniem, które z Ethanem przeprowadziła kiedy spał. Ale to dobrze, bo nie zdradza nam co będzie dalej! Zakończenie części I zmusza do ciągłego sprawdzania czy pojawiło się już coś nowego z części II.
    Ośmielę się jeszcze wtrącić (ale to tylko moje prywatne odczucia, oby Cię nie uraziły), że trochę mi przeszkadzają "maski" Kate, które zauważa Ethan, zaraz przypomina sobie Greya.

    Aha, Ethan się uratował w końcowej scenie - On to potrafi... :)
    Tycha

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyjęłam ;) Lubię takie komentarze :D
    1. Obiecuję rozwinąć postać Kate.
    2. Co do rozprawienia się z bandziorami wszystkiego się dowiesz w części drugiej.
    3. Co do masek to nie takie maski :D Takie bardziej w przenośni, dwie twarze, zmienność, tajemniczość... Kate jeszcze się do końca nie pokazała, ale Ethan był najbliżej zerwania ich.

    No i zaglądaj!! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jakbyś sobie przypomniała gdzie ta literówka była to poproszę :)

      Usuń
  3. Od razu zaznaczam, że przepraszam, że mnie nie ma, a raczej, że nic nie piszę. Bo jestem tutaj codziennie, ale mam tyle rzeczy do zrobienia, że nie mam szans nawet na pół godzinki z wami. Nad czym baardzo ubolewam. Jak wszystko się poukłada, będę, obiecuję! :*

    Co do opowiadania: zaskakujące i to chyba najlepsze określenie. Rzeczywiście strasznie mało wiemy i to trochę wkurzające, tak jak już sobie pomyślę o tym z perspektywy czasu, ale wiem, że wszystko wyjaśnisz. :) Skończyła się część pierwsza, którą czytałam tylko raz(nie tak jak Windy czy Spicy) i na razie mogę powiedzieć, że to opowiadanie jest całkowicie inne od poprzednich. Tak zamierzałaś i to Ci się udało. Kate moim zdaniem już jest postacią rozbudowaną, i mi, w przeciwieństwie do Tychy, bardzo podoba się ten motyw masek. To takie inne, takie Twoje i takie nie pojawiające się jak na razie chyba w żadnej mojej lekturze.:) Na błędy nigdy nie zwracam uwagi za pierwszym razem, bo pierwsze miejsce mają emocje, ale gdy zabiorę się za GoL drugi raz, wypiszę Ci je wszystkie i na prawdę postaram się uwzględnić wszystko, razem z ortografią, fabułą, no i może trochę mniej stylistyką! :D
    W każdym razie jak zawsze nie mogę się doczekać kontynuacji i mam pytanie. Teraz będzie część druga, która będzie kończyła opowiadanie? Czy będzie też trzecia część? Nie wiem czy kiedyś o tym pisałaś, jeśli tak to mnie tam odeślij, bo wybacz ale nie pamiętam.

    Pozdrawiam Was gorąco i całuję,
    Wierna Fanka.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jaaa :D Musiałam dwa razy przeczytać, więc wybaczam, że Cię nie było. I trzymam kciuki, że będziesz! Bo mam wielką nadzieję, że do końca tygodnia uda mi się przedstawić Wam tą niespodziankę, którą zapowiadam już od dawna. Ale nie obiecuję, ponieważ nie zależy ona tylko ode mnie.

    Trzecia część? Nie wspominałam i narazie mam fabułę tylko na drugą, ale kto wie... Chociaż w większości przypadków (trylogii) jest tak, że lepiej napisać dwie porządne części niż rozciągać na trzecią, ale zobaczymy!

    Bardzo cieszy mnie ta Twoja opinia i mobilizuje do dalszego działania. Nakręca tak, że już bym siadła i zarwała noc dla kolejnego rozdziału. Ale nie mogę, bo mi grypa dyszy w kark i lewdo żyję... Wstrętna jesień...

    Doskonały pomysł. Jak będziecie czytały drugi raz (jeśli będziecie) to wypisujcie i wytykajcie mi wszyściutkie błędy bez oporów i lęków, że się obrażę. Nie obrażę się !!! :)

    Co do masek to Tycha musisz się uzbroić w cierpliwość, bo tak to sobie rozplanowałam, że w drugiej części zobaczycie bardzo dokładnie obie. I nie będą miały nic wspólnego z praktykami Christiana ;P

    I mi Wierna teraz namieszała... Czyżby trylogia...?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam tego dnia problem z wyartykułowaniem! I wiem co masz na myśli pisząc o maskach, wiem że to nie te Greyowe, tylko mi się tak skojarzyło!! Mi i tylko mi. Ale teraz spojrzę na to inaczej, już nie przez pryzmat Christiana.Obiecuję. I nie chodzi mi o jego praktyki, tylko sam motyw masek jako masek. Ufff. Już dość o tych maskach!
      The game of lies jest na pewno inne inż poprzednie opowiadania. I bardzo dobrze się to czyta, bardzo!
      Podziwiam Twoja pasję, samozaparcie, konsekwentność i trud jaki w to wkładasz. Widać że kochasz to co robisz!
      Niecierpliwa to ja jestem i już chyba tak pozostanie :( Tycha

      Usuń
    2. Musisz mi wybaczyć, że czasem lubię Wam podokuczać jak mam okazję. Najczęściej pada na M., bo ona się fajnie tłumaczy, ale teraz znalazłam idealny punkt zaczepienia do masek ;)
      Szczerze się cieszę, że Ci się to fajnie czyta, bo mój mąż przeczytał na razie dwa rozdziały i więcej energii poświęcił na poprawianie błędów niż na poznawanie bohaterów. I zaczęłam się martwić, że to nudne jest, albo coś...
      W zamyśle miałam zacząć drugą część po "niespodziance", ale jeśli będzie się to miało za bardzo przesunąć w czasie, to bez obaw. Nie będę Was trzymała w nieskończoność :)

      Usuń
  5. czuję się jak ofiara...
    Tycha podzielam Twoje zniecierpliwienie;)
    M.

    OdpowiedzUsuń
  6. hahaha:D niezły żart, prawda?;D

    OdpowiedzUsuń
  7. jest weekend to i humorek jest;)
    M.

    OdpowiedzUsuń
  8. A to świetnie się składa, bo właśnie sobie uświadomiłam, że mamy dzisiaj piątek trzynastego 2013 r.
    Strasznie trochę :D

    OdpowiedzUsuń
  9. heheh:D nie jest tak źle, bo dziś się potknęłam na schodach, ale nie upadłam, więc jest bardzo dobrze;)
    M.

    OdpowiedzUsuń
  10. Może dwie trzynastki są szczęśliwe...? Tak jak dwa minusy dają plus :)

    OdpowiedzUsuń
  11. heheh:D bardzo możliwe...:D
    M.

    OdpowiedzUsuń
  12. kiedy możemy się spodziewać części II?:)
    M.

    OdpowiedzUsuń
  13. Dołączam się do pytania! I tak jeszcze od siebie dodam, że ja już tak totalnie czekam na od dawien dawna zapowiadaną niespidziankę! Kurczeee, jestem niecierpliwa z natury, ale żeby wystawiać mnie na taką próbę... :( Okrucieństwo!!!
    I tak Cię uwielbiam, więc przesyłam moc buziaków:**,


    Wierna.

    OdpowiedzUsuń
  14. Rozdział dwudziesty siódmy i jednocześnie pierwszy pojawi się jutro rano :) Miało być dzisiaj, ale wiecie jak to bywa z tymi wolnymi dniami :)
    Co do niespodzianki nie potrafię Wam opisać jak bardzo zawiedziona jestem, ale osobom, które ją dla Was przygotowują weekend również minął pod znakiem odpoczynku... Chyba nie możemy mieć do nich pretensji...

    OdpowiedzUsuń

Znacie to uczucie kiedy jesteście powodem czyjegoś uśmiechu? Jest... Niesamowite!!