Nogi się jej ugięły i
odruchowo oparła się o stół obok swojego krzesła. Wymieniła
spojrzenia z Mayą, która wyglądała na nieco wystraszoną.
- Oddzwonię dobrze?
- Jasne.
Wik rozłączyła się i
usiadła powoli na krzesło. Odetchnęła głęboko i zerknęła na
kartkę z pytaniami, które sobie wypisała, ale żadne z nich nie
brzmiało teraz sensownie. Przeczesała włosy starając się
skoncentrować, ale nic z tego nie wychodziło.
- Czy mogę zadać parę
pytań odnośnie osób umieszczonych na państwa listach? -
usłyszała głos Mayi. Kochana, cudowna Maya. O co chodziło z tym
pośpiechem? Przecież ledwo co wrócił?! Splotła dłonie, oparła
o nie brodę i udawała, że słucha Jessici. Zdawała sobie sprawę,
że nie zachowuje się normalnie, ale miała to w tej chwili w
nosie. Jessica przestała ruszać ustami, więc nie chcąc się
na nią gapić przeniosła wzrok na stół. Dźwięk docierał do
niej jakby siedziała za szybą.
- Hastings! - głos
Brumera wyrwał ją z otępienia. Poderwała głowę i ze
zdziwieniem stwierdziła, że głos dociera z jej lewej strony.
Brumer stał przy drzwiach trzymając klamkę.
- Możemy na słówko?
- Co się dzieje?
Pokręciła głową znowu
nerwowo przeczesując włosy. Jak miała powiedzieć, że nie może
pracować bo facet z którym sypia jedzie na wojnę?
- Muszę wyjść –
powiedziała matowym głosem.
- Potrzebujesz jakiejś
pomocy? - obserwował ją uważnie – Dzieje się coś
niepokojącego?
- Nic z czym sama bym
sobie nie poradziła.
- Dasz radę do jutra?
- Tak.
- W takim razie Maya
skontaktuje się z tobą jak skończymy. Powodzenia – wszedł nie
czekając na odpowiedź i zamknął za sobą drzwi. Wik szybko
wybrała numer Dominika.
- Skończyłam i jadę
do domu.
- Spotkamy się na
miejscu.
Siedział na
schodach prowadzących do drzwi wejściowych i patrzał na nią
jakby chciał się jej nauczyć na pamięć. Podeszła powolutku
starając się zachować jak największą równowagę i usiadła
obok niego. Oparł się o filar i mocno ją przytulił. Wtuliła
głowę w jego pierś i zacisnęła powieki. Oddychał spokojnie,
więc i ona starała się nie denerwować. Nawet nie wiedziała ile
tak trwali bez słowa. Ona mocno go przytulała, a on głaskał ją
po ramieniu. Kiedy się od niego oderwała miał spokojny wyraz
twarzy. Chyba nawet za spokojny.
- Chodźmy do środka –
szepnęła nie chcąc burzyć nastroju. Zaprowadziła go prosto do
sypialni i na powrót ułożyli się w ciasnym uścisku. Tym razem
to Dominik wtulił się w nią kładąc twarz na wysokości splotu
słonecznego i obejmując w pasie. Przeczesywała mu włosy,
gładziła plecy i ramiona.
- Dlaczego to takie
ważne, żebyś wyjechał już teraz, natychmiast?
- Nie analizujmy tego
teraz – mruknął - Wiesz co?
- Hmm?
- Właśnie sobie
wspominam jak pocałowałem cię pierwszy raz.
Wik zaśmiała się
cicho.
- Bałem się, że już
nigdy się do mnie nie odezwiesz, ale nie mogłem się powstrzymać.
Od samego początku byłaś taka strasznie kusząca. Kiedy
prowadziliśmy pierwszą sprawę codziennie pędziłem do biura,
żeby cię czymś zdenerwować i żebyś popatrzała na mnie tymi
pałającymi złotymi oczami.
- A ja cię naprawdę
wtedy nie znosiłam! - Wik udała oburzenie – Ale kiedy
wyjechaliśmy do Hiszpanii... Myślałam, że stracę przytomność
kiedy poszliśmy wtedy na plażę i ściągnąłeś koszulkę... I
od tej chwili nie mogłam się skoncentrować ani chwili na
Torresie.
- Nie przypominaj mi go.
Miałem mu ochotę połamać kości, kiedy cię dotykał co chwilę.
- Widziałam. I tylko
dlatego nie uciekałam na sam jego widok – nie przestawała go
głaskać, a on jakby przywarł do niej jeszcze bardziej.
- Nie sądziłem, że
rozstanie z tobą będzie takie trudne – mruknął w pewnej
chwili.
- Przestań! - Wik
czuła, że łzy zbierają jej się pod powiekami, a zdecydowanie
nie chciała go tak żegnać – Nie zachowuj się jakbyś miał już
nie wrócić!
- Nie dostanę wolnego
co najmniej dwa miesiące Wik.
- Ale za dwa miesiące
pakujesz się w samolot, a ja tu na ciebie czekam!
Dominik usiadł obok niej
z uśmiechem.
- I będziesz w tej
białej sukience?
- Jakiej białej
sukience? - zbił ją zupełnie z tropu.
- W mojej ulubionej
białej sukience – nadal się uśmiechał – Tej w której byłaś
wtedy z Ali na zakupach.
- Pamiętasz? - naprawdę
była mile zaskoczona.
- Czy pamiętam?
Myślałem, że zwariuje jak cię zobaczyłem – Wik
zarumieniła się swoim starym zwyczajem – I chyba wszyscy
mężczyźni podzielali moje zdanie – gładził ją po policzku –
Nigdy nie byłem tak dumny z tego, że jesteś ze mną.
Zaśmiała się i
pocałowała go lekko w usta.
- Muszę już iść –
głos mu zmatowiał. Wik nie przestając się uśmiechać pokiwała
głową. Zeszli na dół trzymając się za ręce. Odprowadziła go
do samochodu i całowali się długo i w zapamiętaniu.
- Obiecuję, że będę
na ciebie czekała w białej sukience – szepnęła.
- A ja ci obiecuję, że
wrócę – odszepnął z ustami przy jej czole. Podszedł do
samochodu i zatrzymał się jeszcze na chwilę w otwartych drzwiach
patrząc na nią. Uśmiechała się pomimo łez, które zaczęły
jej rozmazywać widok. Dominik wsiadł do samochodu i odjechał.
Stała w miejscu patrząc za nim jeszcze długo po tym jak już
zniknął. Pierwszy raz czuła, że serce naprawdę może boleć.
Łzy wyschły i nie chciały płynąć. Ciężar stawał się nie do
zniesienia. Poszła szybko do domu i zadzwoniła do Mayi.
- Cześć kochanie co
tam? - odebrała tak szybko, że Wik nie zdążyła usłyszeć
sygnału.
- Opowiesz mi na czym
stanęło? - próbowała udawać, że nic się nie stało.
- Jasne. Teraz? - Maya
nie była pewna co ma zrobić.
- Przyjedź do mnie –
zaproponowała.
- Jasne!
- I weź ze sobą jakiś
alkohol! - dodała.
- Może być jakieś
wielkie tanie wino?
- Wybornie – nawet
udało jej się uśmiechnąć – Maya?
- Tak?
- Zostaniesz na noc?
- Oczywiście kochanie.
Po pół godziny w ciągu
której Wik trwając w bezruchu patrzała się przed siebie rozległo
się pukanie do drzwi.
- Wejdź! - krzyknęła.
Maya weszła z grubą teczką pod pachą i wielką butelką w ręce.
- Podano do stołu –
uśmiechnęła się stawiając przed nią wszystko.
- Doskonale – poszła
do kuchni po dwa kieliszki i nalała do nich czerwonego płynu.
Usiadła na dywanie opierając się plecami o kanapę.
- I co ustaliliście
ostatecznie? - jednym duszkiem wypiła pół kieliszka. Maya
popatrzała na nią współczująco i położyła się za nią na
kanapie.
- Jutro rano tam
pojedziesz jako niezwykle tajemnicza i groźna pani agent i
potrząśniesz troszkę ich światem.
Wik pokiwała głową.
- To dobry pomysł.
Pewnie będą na tyle zdziwieni, że sprawę prowadzi FBI, że to
już będzie wystarczająca zachęta do sypania. W sumie też jestem
zdziwiona.
- Jessica Powels to
siostra Brumera – powiedziała Maya. Wik spojrzała na nią po raz
pierwszy odkąd weszła.
- To wszystko tłumaczy!
Niezłe rodzeństwo swoja drogą...
- Bystrzacha z tego
Worda. Kiedy poszłaś rzucił tak niby od niechcenia kilka
ciekawych teorii.
- Mmm? - mruknęła
przełykając wino – Jest najlepszy dlatego muszę się pilnować
z obiektywizmem, bo już mnie zdążył przekonać nic nie mówiąc,
że jest czysty. Co wymyślił?
- Najgodniejszym uwagi
pomysłem było zupełnie otwarte obwinienie Hardman'a.
- Poważnie? Co się
dzieje z tymi ludźmi?
- Zdaje się, że
wejdziesz w sam środek jakiejś wojny domowej. Zrobiłam Ci
zestawienie z list. Kto kim jest. Niektóre nazwiska pojawiają się
na wszystkich trzech i to też zaznaczyłam.
- Dzięki jesteś
bezcenna. Zastanawia mnie tylko dlaczego władował mi tą
asystentkę...
- Myślisz, że mogą
być wspólnikami i chce mieć na ciebie oko?
- Nie – Wik
zdecydowanie pokręciła głową – To byłoby głupie. On jest
mądry.
- Naprawdę mówisz jak
wielka fanka.
- I naprawdę jestem
zadowolona z faktu, że przyjrzę mu się troszkę dokładniej –
uśmiechnęła się co Maya przyjęła z ulgą – Nie ukrywam, że
ciekawi mnie czy sam sobie zapracował na swoją sławę, czy jest
to zasługa jego zgranego zespołu, a może... - przerwała kiedy
jej wzrok padł na bufet w kuchni doskonale widoczny z miejsca w
którym siadały. Uśmiech spłynął natychmiast z jej ust. Maya
spojrzała w to samo miejsce. Na krześle wisiała niedbale czarna
marynarka. Wyglądało jakby ktoś ją tam zwyczajnie rzucił. Wik
przemknęła przed oczami scena z wczoraj rozgrywająca się
dokładnie w miejscu, w którym siedziała. Przestała na chwilę
oddychać, bo serce znowu zabolało – może to jeszcze coś innego
– dokończyła cicho znowu patrząc jak zahipnotyzowana w
kieliszek.
- Wik – Maya
wyciągnęła rękę i pogładziła ją po ramieniu. Nie zareagowała
– Co się dzisiaj stało?
- Leci z samego rana –
powiedziała to prawie przerażona.
- Skąd taki pośpiech?
- Maya aż uniosła się na łokciu.
- No właśnie! Nie
chciał w ogóle rozmawiać na ten temat! Ale nie ukrywał, że też
jest wszystkim wkurzony.
- Nie martw się tak
bardzo...
Wik na sam dźwięk
pocieszającego tonu przechyliła do końca kieliszek.
- Staram się Maya.
Bardzo się staram, ale chyba byłoby lepiej jakby wyjechał bez
słowa.
- Czasami kilka słów
może diametralnie zmienić sytuację.
- Bardzo chciałabym być
na niego wściekła, ale w obecnej sytuacji mogę tylko czuć żal,
że go tu nie ma i strach, że może go tu już nie być.
- Nawet tak nie mów!
Wiesz, że myślami można przyciągnąć nieszczęście?! - nigdy
jeszcze nie widziała przyjaciółki takiej przygnębionej –
Pomówmy jeszcze o Harvey'u Word...
- Dlaczego chcesz o nim
porozmawiać?
- Bo ma jeszcze pewnego
asa w rękawie, który może cie przekonać...
- Cóż takiego?
- Jego najbliższy
współpracownik, który jest młodszym wspólnikiem nazywa się
Carlo Santini.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Znacie to uczucie kiedy jesteście powodem czyjegoś uśmiechu? Jest... Niesamowite!!